Sherlock Holmes. Tom 30. Lwia grzywa - ebook
Sherlock Holmes. Tom 30. Lwia grzywa - ebook
Klasyczne opowieści detektywistyczne Arthura Conan Doyle’a o Sherlocku Holmesie w uproszczonych adaptacjach dla dzieci. Idealna propozycja dla młodych wielbicieli zagadek i kapitalne wprowadzenie do klasyki. Tom 30. Po tym jak postanowił zakończyć karierę detektywa, Holmes zamieszkał w Sussex w nadziei, że nic mu tam już nie zakłóci codziennego spokoju. Gdy miejscowy nauczyciel umiera na jego oczach, Holmes nie bacząc na niebezpieczeństwo zabiera się do rozwiązania sprawy. Bez pomocy Watsona będzie musiał dociec, jak zostały zadane nietypowe rany, a następnie spośród kilku podejrzanych wyłonić sprawcę. Wygląda na to, że ta dziwna sprawa wystawi zdolności Holmesa na ciężką próbę.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8271-951-2 |
Rozmiar pliku: | 4,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mój przyjaciel, doktor Watson, zawsze lubił spędzać czas poza miastem bardziej niż ja. Sam zacząłem dostrzegać zalety życia na wsi, dopiero gdy zakończyłem karierę i postanowiłem spędzić emeryturę w małym domku w Sussex. Mogłem wreszcie odetchnąć od ponurej atmosfery spowitego we mgle Londynu i od interesantów nieustannie pukających do moich drzwi. Renoma najsłynniejszego detektywa w stolicy dawała mi się niekiedy we znaki.
Watson nadal odwiedzał mnie od czasu do czasu i zawsze bardzo cieszyłem się na jego widok. Zaprzyjaźniłem się też z sąsiadem, niejakim Haraldem Stackhurstem, dyrektorem The Gables, szkoły leżącej pół mili od mojego domku. Pan Stackhurst mieszkał i pracował w budynku szkoły, wraz z kilkoma nauczycielami. Uczęszczało tam około dwudziestu uczniów, którzy pobierali lekcje matematyki, przyrody i sztuk pięknych. Stackhurst i ja znaleźliśmy wspólny język już od naszego pierwszego spotkania, które stało się początkiem serdecznej przyjaźni.
Ta osobliwa sprawa zaczęła się pewnego ranka, gdy wyglądałem przez okno, podziwiając malownicze wapienne klify i rozciągające się za nimi bezkresne morze. Z mojego domku widać było początek stromej ścieżki prowadzącej do plaży na brzegu przepięknej laguny, która z każdym przypływem nabierała wody i przypominała mieniący się lazurem basen pływacki.
Morze było spokojne. Szalejący poprzedniej nocy sztorm dawno już ucichł i słońce wyzierało zza puszystych obłoczków. Dzień był zaskakująco pogodny jak na wczesną wiosnę. Przez szybę czułem na skórze przyjemne ciepło. Postanowiłem zrobić sobie spacer, by rozprostować nogi przed śniadaniem.
Szedłem niespiesznie ścieżką wzdłuż klifu, lecz zanim zacząłem schodzić stromizną do plaży, usłyszałem za plecami wesołe nawoływanie. Odwróciłem się i ujrzałem Haralda Stackhursta, który pozdrowił mnie przyjaznym gestem.
– Co za piękny poranek! Spodziewałem się, że cię tu spotkam, Holmesie – odezwał się.
– Widzę, że zamierzasz zażyć kąpieli – odrzekłem, czekając, aż mnie dogoni.
– A ty spostrzegawczy jak zawsze! – zaśmiał się, poklepując torbę, z której wystawał rąbek ręcznika kąpielowego. – Tak, McPherson zaproponował, żebyśmy razem popływali w lagunie, a pogoda jest wprost idealna. On już pewnie jest na plaży.
Pan Fitzroy McPherson był nauczycielem przyrody w The Gables. Pomimo tego, że miał słabe serce z powodu przebytej w dzieciństwie gorączki reumatycznej, uwielbiał aktywność fizyczną i z powodzeniem uprawiał wszelkie sporty, które nie wymagały wytężonego wysiłku. Codziennie pływał w morzu, przez okrągły rok, nawet zimą. Ja też bardzo lubię pływać, więc często widywałem go nad wodą, czasami w towarzystwie uczniów.
Właśnie chciałem spytać Haralda, czy mogę się do nich przyłączyć, gdy nagle na ścieżce prowadzącej z plaży ujrzałem McPhersona. Zataczał się na chwiejnych nogach, jak źrebię stawiające pierwsze kroki.
– McPherson! – zawołał Harald. – Co ci jest? Wszystko w porządku?
Nagle McPherson rozpostarł ramiona i ze strasznym okrzykiem bólu upadł na ziemię. Czym prędzej zbiegliśmy do niego i obróciliśmy go na bok. Oczy miał zapadnięte, a wzrok szklisty. Krople rzęsistego potu spływały mu z łysej głowy i z trudem próbował łapać powietrze. Rozejrzałem się w panice, nie wiedząc, co robić. Żałowałem, że nie ma obok mnie Watsona z nieodłączną walizeczką lekarską.
Przez chwilę zdawało się, że McPherson odzyskuje przytomność. Wyszeptał jakieś słowa, których nie zrozumiałem.
– Nic nie mów, nie męcz się, McPherson – uspokajał go Harald. – Wszystko będzie dobrze. Zaraz wezwę pomoc. Sprowadzimy lekarza.
McPherson pokręcił głową, zacisnął oklejone piaskiem dłonie w pięści i resztką sił wydyszał:
– Lwia grzywa!
Spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani. Nie miałem pojęcia, o co mu mogło chodzić – przecież w Sussex nie było żadnych lwów. Po tych słowach mężczyzna zamknął oczy, wziął ostatni drżący oddech i skonał.