Show mojego życia - ebook
Show mojego życia - ebook
Nowa, zaskakująca i pełna erotyki powieść Patrycji Strzałkowskiej!
Matylda dostaje szansę od losu na zmianę nudnego życia – możliwość udziału w nowym reality show!
Dziesięciu uczestników, egzotyczna rajska plaża, duże pieniądze do wygrania i medialny lans. Bilet od losu wiedzie jednak prosto do piekła...
Czy uda jej się z niego wyrwać? Czy istnieją granice, których twórcy reality show nie przekroczą, by zaszokować widzów?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-678-8 |
Rozmiar pliku: | 826 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Programy telewizyjne muszą nie tylko opierać się na podobnych schematach, które są sprawdzone, ale też przekraczać kolejne granice, aby nie stało się nudno. Żeby widz mógł się wkręcić, musi zobaczyć kłótnie, łzy, krzyk, śmiech, przemoc i oczywiście seks, a to wszystko powinno być przerysowane na maksa. Dlaczego? Normalne życie jest zazwyczaj nudne, a po co ludzie mają oglądać scenariusze, które rozgrywają się w ich życiu na co dzień?
Każdy kolejny program musi być zupełnie inny, opowiadać o czymś nowym, mieć swoją fabułę i realizować wyznaczone przez producentów cele. Musi się w nim pojawić to, co producent chce pokazać, nawet kosztem uczestników. Obrazy do pięciominutowej scenki są zazwyczaj nagrywane przez wiele godzin. Czasami nawet, oczywiście w zależności od projektu, jedna scena może wymagać 30 powtórzeń. Dzięki temu producent ma możliwość wybrania idealnych momentów czy wypowiedzi. Na przykład, jeśli nie potrafisz gotować, a bierzesz udział w programie o gotowaniu, to dana scena zostanie nagrana tyle razy, żeby widzowie uwierzyli w to, że potrafisz to robić. Widz oglądający popularny program oczekuje ekstremalnych zachowań prowadzącej. Jak to w życiu bywa: jednego dnia ma się dobry humor, a drugiego zły. W programie jednak zawsze muszą być syf, obelgi, no i oczywiście ogromne zwroty akcji, frustracje i wielkie przemiany. Nawet jeśli w rzeczywistości tego nie ma, tworzy się to sztucznie dla Was, widzów, bo tego oczekujecie.
A co, jeśli ktoś wymyśliłby taki program, który przekraczałby wszelkie zasady moralne?
A co, jeśli ktoś znalazłby się w programie, który byłby totalnym syfem, który miałby generować kosztem uczestników ogromne pieniądze?
A co, jeśli ten eksperyment okazałby się być strzałem w dziesiątkę albo najgorszym bagnem?
To wydarzyło się naprawdę. Dlatego nawet nie wiem, co mam dalej robić. Nie wiem już, kim jestem i czy dalej mam siłę żyć tym życiem, które właśnie miało się zacząć. Nie wiem, czy jestem na to gotowa.Prolog
Włożyłam do zamka klucz i dwukrotnie przekręciłam go w prawo. Pasował. O dziwo pasował. W mieszkaniu przy Puławskiej było dość cicho, co raczej stanowiło normę, kiedy w nim jeszcze mieszkałam. Przez ostatnie pięć lat prawie zawsze ktoś się śmiał, a z głośników, które Tomek kupił za jakieś chore pieniądze, wiecznie leciała muzyka. Raz był to rap, innym razem reggae, a czasem to ja nastawiałam nastrojowy jazz do kompletu z kominkiem na telewizorze. Nie mieliśmy prawdziwego, ale przecież mieszkaliśmy w zwykłym bloku, a nie w ekskluzywnym domu z miejscem na kominek na pół ściany. Kiedy weszłam do środka, mieszkanie zalało szare światło, które szybko zniknęło, gdy tylko drzwi zaczęły się za mną zamykać. Zupełnie zapomniałam o tym, że powinnam je przytrzymać. Były bardzo ciężkie, a ja aż podskoczyłam, gdy z hukiem uderzyły o framugę.
– Ups – szepnęłam pod nosem.
Żaluzje w kuchni były opuszczone, więc zapaliłam lampę. Zmrużyłam oczy od nadmiaru światła. Zaraz potem przypomniał o sobie ból w plecach, który towarzyszył mi podczas podróży powrotnej do Warszawy. Wykrzywiłam się i zaczęłam przechadzać po całym mieszkaniu, podpierając ręką lędźwie. Po chwili, tuż przy wejściu do salonu, poczułam mocny powiew zimnego, wręcz lodowatego powietrza. Podeszłam do okna i zamknęłam je, a przy okazji strąciłam z wysokiego bufetu kieliszek z czerwonym winem, które rozlało się na jasnym dywanie.
– Kurwa… – szepnęłam do siebie, po czym w pośpiechu zaczęłam wycierać plamę szmatką znalezioną w kuchni, co zakończyło się jedynie roztarciem trunku po jeszcze większej powierzchni.
Wtedy przypomniałam sobie, po co właściwie tam przyszłam. Wyprowadzając się od Tomka, zapomniałam zabrać laptopa. Zresztą przez ostatnie miesiące i tak nie był mi potrzebny. Oczywiście planowałam, że spotkam się ze swoim eksfacetem i będę mogła w końcu oddać mu klucze, które na nic mi się już nie zdały. Udałam się zatem do sypialni, gdzie prawdopodobnie zostawiłam komputer w szufladzie koło łóżka. Liczyłam również na to, że natknę się na śpiącego Tomka. Otworzyłam drzwi. W pomieszczeniu panował okropny bałagan. No tak, teraz możesz sobie na to pozwolić – pomyślałam. Kątem oka zauważyłam zwisającą spod kołdry rękę Tomka. Całe szczęście, że był w mieszkaniu. Miałam szansę to szybko zakończyć, zabrać komputer i odłożyć klucze, nawet go nie budząc, bo przecież nie musiałam już zamykać za sobą drzwi. Najciszej jak tylko potrafiłam, obeszłam łóżko, podeszłam do szafeczki, która niegdyś należała do mnie, i wyciągnęłam z niej swojego MacBooka. Tomek nawet się nie poruszył. Pod gładką pościelą odznaczały się kontury jego ciała. Pomyślałam o spędzonych z nim kiedyś chwilach. Nie mogłam powstrzymać łez. Ukucnęłam na podłodze, która wydawała mi się już zupełnie obca i zimna, jakby chciała odepchnąć mnie ze wszystkich sił. Właściwie czułam się tu jak intruz. Oparłam się plecami o łóżko, w którym spędziłam wiele nocy. W tym łóżku budziłam się w złym i dobrym humorze, w tym łóżku nieraz uprawiałam seks z facetem, którego kiedyś naprawdę kochałam. A dziś… Nie mam siły się nad tym zastanawiać. Właściwie nie wiem, co mam teraz zrobić. Przecież powinnam go obudzić, porozmawiać z nim, a nie uciekać bez słowa, rzucając klucze, gdzie popadnie. To przecież byłoby straszne. Tak mi się wydaje. Chociaż teraz… już sama nie wiem, kim jestem.
Może opowiem od początku. Od tego, jak to wszystko się zaczęło i jak znalazłam się w punkcie, w którym jestem teraz.
Rutyna. Nic, zupełnie nic nie mogło mnie zaskoczyć. Od dawna nie pamiętałam, co znaczy mieć gęsią skórkę z podniecenia, a tym bardziej ze strachu. Brzmi znajomo, prawda?
Mój facet co dzień wstawał z łóżka, po czym mył zęby, siedząc na kiblu przez ponad pół godziny. Wolę chyba nie wiedzieć, czy robił to, srając, czy może już chwilę po tym. Nieważne… W tym czasie zbierałam z podłogi jego porozrzucane skarpetki, szykowałam dla siebie płatki z mlekiem i nalewałam gorącą kawę do jego ulubionego czerwonego kubeczka, który dostał ode mnie na trzecią rocznicę. Potem mój mężczyzna udawał się do kuchni, siadał przy mnie w swoim czarnym szlafroku i wypijał kawę do dna. Boże, jak ten szlafrok śmierdział! Prałam mu go równo co tydzień, a i tak przenikał na wylot zapachem jego potu. Gdy już jednak się w nim rozsiadał, często kłócił się ze mną o to, że jestem leniwa, a w domu wiecznie jest syf. Pan idealny się znalazł… To przecież takie oczywiste, że wszystko, co złe w naszym związku, było moją pieprzoną winą. Później w pośpiechu zakładał bieliznę, jeansy i koszulę, po czym całował mnie w czoło i wychodził do pracy. Po chwili wracał, bo czegoś zapomniał, czym doprowadzał mnie do szału. Gdy już myślałam, że będę mogła ze spokojem w sercu pójść do kibla i skorzystać z niego bez nadzoru, ten zawsze, kurwa, zawsze musiał zawracać.
Zarabiał na nas dwoje, to znaczy tak można by to nazwać. Ja też miałam oszczędności, jednak niezbyt wiele. Od czasu do czasu dawałam dzieciakom korepetycje z angielskiego, aby móc zapłacić za swoją część czynszu. Dostawałam też niewielkie alimenty od ojca. Resztę opłacał Tomasz, żebym mogła dalej studiować dziennie dziennikarstwo, które było dla mnie bardzo ważne. Było nas na to stać. Tomasz zarabiał całkiem, całkiem. Oczywiście to nie były jakieś horrendalne kwoty, ale na rodziców nigdy nie mogłam liczyć. Nigdy zresztą nie czułam się kochanym dzieckiem. Zawsze musiałam radzić sobie sama. Zawsze. Moja prawdziwa mama umarła, kiedy byłam jeszcze bardzo mała. Właściwie to nawet nie pamiętam, jaki miała kolor oczu czy włosów, jedyne, co mi świta gdzieś w głowie, to jej radosny śmiech. Kiedy zdarzył się wypadek, ten śmiech zniknął na zawsze. Zostałam tylko z ojcem, który wraz z moją matką zakopał całą miłość do mnie. Przez całe życie miałam wrażenie, że obwinia mnie za jej śmierć. Aż wreszcie pewnego pięknego dnia poznał moją macochę, która momentalnie zaszła w ciążę, i tak przyszła na świat moja młodsza ode mnie o pięć lat przyrodnia siostra. Kochałam ją, ale zawsze czułam się od niej gorsza. Miałam wrażenie, że mój ojciec stał się dla mnie jedynie kumplem, który od czasu do czasu udaje, że interesuje się swoją pierworodną. Prawda była jednak taka, że opłacał mi szkołę i dawał pieniądze na moje utrzymanie tylko dlatego, że nakazywało mu to prawo. Dlatego tak szybko, jak tylko mogłam, wyprowadziłam się do Tomasza. Był moją pierwszą miłością. Nawet nie wiem, czy miłość to najlepsze określenie. Był pierwszym facetem, który okazał mi jakiekolwiek zainteresowanie, a ja po prostu byłam mu za to cholernie wdzięczna. Po czasie może i faktycznie zrodziło się we mnie jakieś uczucie, ale nie było ono tak silne, jak powinno. Chyba po prostu nie umiałam kochać. Pewnie dlatego, że nikt nigdy nie nauczył mnie, co to znaczy.
Czy miałam zatem normalne życie? Chyba tak, tak mi się wydaje, bo przecież nikt nie ma łatwo. Ja też nie miałam. Po prostu wiodłam przeciętne życie, które nudziło mnie jak jasna cholera…
Gdy Tomek wychodził, ja zbierałam się na pierwsze zajęcia, ale już po szesnastej byłam z powrotem w domu lub na zakupach, dobierając idealne ziemniaki do rukoli i kurczaka, z których później robiłam sałatkę. Gdy wybijała dziewiętnasta, czyli godzina, o której Tomek powinien być już w domu, dzwoniłam do niego, by zapytać, gdzie jest. Ten raz odbierał, a innym razem nie. To, czy w odpowiedzi słyszałam: „Cześć, kochanie, zaraz będę”, czy: „Kurwa, czy ty zawsze musisz dzwonić i mnie sprawdzać”, zależało od dnia. Tak właśnie wyglądał nasz związek. Tak właśnie wygląda NORMALNY związek. Nie jest w niczym podobny do miłosnej historyjki z hollywoodzkiego filmu. Jest jak powtarzająca się stara kaseta, która po prostu się z czasem zużywa, a słuchacz zna na pamięć każdy jej kawałek i albo się do niej przyzwyczai i będzie brał, co ma, albo sobie ją wymieni na inną. Różnie bywa.
Kto nie zna takiego życia? Podejrzewam, że połowa albo nawet i większa część społeczeństwa prowadzi życie zbliżone do tego, które sama wiodłam. Ale to nie było dla mnie. Nie chciałam czegoś takiego. Potrzebowałam odmiany. Chyba musiałam poczuć, jak to jest żyć mniej normalnie, a bardziej szalenie i odważnie. Chciałam wywalić zwykłe życie do kosza i wymienić kasetę na nową. Nie miałam tylko pojęcia, jak to zrobić. Nawet chyba nie wiedziałam do końca, czego pragnę. Wiedziałam jedynie, że nie chcę więcej poczucia, że rządzi mną ta pieprzona rutyna.
Czy dostałam od losu taką zmianę, jakiej oczekiwałam?
Zaczęłam od usunięcia z mojego życiorysu mocnego punktu zaczepienia… Wyprowadziłam się od Tomka, wyzwalając się z monotonnego związku. Nie mam pojęcia, co siedziało mi w głowie, bo na utrzymanie miałam nie więcej niż 1200 złotych. Ale wreszcie coś się zmieniło. Byłam wolna. Taki był przecież mój plan. Chyba jednak coś nie do końca poszło po mojej myśli, bo stałam się niewolnicą, która nie potrafi sobie poradzić z tym, co spotkało ją później. Dlaczego? Otóż przypadek podsunął mi pod nos niezwykłą przygodę. Zupełnym zrządzeniem losu niedługo po tym, jak wyprowadziłam się od Tomka, zamieszkałam w luksusowej willi na dalekiej egzotycznej wyspie. Gdzie? Nie wiem. Zapytacie, jak to możliwe… Tego nie da się opisać jednym zdaniem. Szczerze powiedziawszy, oddałabym wszystko, żeby tylko cofnąć czas. Dziś marzę o rutynie i spokojnym oddechu, który mi odebrano. Mogłabym nawet żyć dalej z Tomkiem. Było byle jak, ale przynajmniej jakoś było. Cóż… Prawdziwe życie może i jest nudne, ale jest PRAWDZIWE. Marzę o tym, by tylko znów być dawną sobą. Dziś już nie wiem, kim jestem. Każdy, kto mija mnie na ulicy, zna moje imię. Nie jestem anonimowa, bo jestem tą laską z najbardziej popularnego reality show w Polsce. Tu nawet nie chodzi o to, że marzę o niebyciu popularną. Ja chcę zniknąć. Po prostu pragnę ze wszystkich sił, by mój umysł przestał zżerać mnie od środka… Najgorsze jest jednak to, że nie mogę powiedzieć nikomu całej prawdy, bo nie stać mnie na prawników i zapłacenie trzech milionów złotych odszkodowania za ujawnienie szczegółów umowy zawartej z producentami programu, w którym brałam udział. Nic nawet nie mogę zrobić z poczuciem doznanej krzywdy.
Po dłuższej chwili użalania się nad sobą otarłam łzy i wstałam, podpierając się dłonią o łóżko, na którym leżał Tomek. Pomyślałam, że powinnam zmusić się do rozmowy z mężczyzną, który jako jedyny kiedykolwiek mnie rozumiał. Nawet jeśli po tym wszystkim by mnie znienawidził, bardzo tego potrzebowałam. Bardziej niż tlenu.
– Proszę, obudź się – cicho powiedziałam do niego, bardzo zdenerwowana i skrępowana. Tomek dalej leżał w tej samej pozycji. Przyjrzałam mu się dokładnie, ale nie widziałam jego twarzy. Była schowana pod poduszką. Kto normalny śpi z głową pod poduszką?! To nie była naturalna pozycja, a wręcz przerażająco nienaturalna. Niepewnie położyłam rękę na poduszce i przyciągnęłam ją do siebie. Tomek miał zamknięte oczy, a na jego ustach błąkał się uśmiech. Wyglądał, jakby spał. Jeszcze zanim dotarło do mnie, co zobaczyłam, z mojego gardła zaczął się wydobywać najgłośniejszy krzyk, jaki tylko można sobie wyobrazić. Potem drżącymi dłońmi wybrałam numer na policję. Tomek wcale nie spał, i ja też nie… To działo się naprawdę.Rozdział 1
Matylda
TERAZ
„Kolejny słoik, który przyjechał do Warszawy w poszukiwaniu pracy”. Jestem wręcz przekonana, że tak właśnie ocenili mnie przechodnie, gdy stałam oparta o walizkę wielkości małego słonia, nie wiedząc tak naprawdę, co mam ze sobą zrobić. Nie będę ukrywać, że moja decyzja była lekkomyślna. Nie mam nic na swoją obronę… Możecie nazwać mnie durną. Proszę bardzo, droga wolna, ale najpierw zadajcie sobie pytanie, co trzeba zrobić, żeby w życiu coś się zmieniło. No co? Trzeba podejmować ryzyko. I ja się właśnie na to zdecydowałam. Być może popełniłam największy błąd swojego życia, i właśnie to nauczy mnie rozsądku, a może nareszcie coś się zmieni i za parę lat będę się cieszyć, że nie pozwoliłam sobie na stanie w miejscu. Wracając jednak do słoika. To oczywiście nie była prawda. Moja cała rodzina mieszka na warszawskiej Woli, ale szczerze powiedziawszy, wolałam tułać się po mieście z bagażem w poszukiwaniu noclegu, niż wrócić do ojca i tłumaczyć mu się z decyzji, którą podjęłam. I tak mnie nie zrozumie, a nawet nie wiem, czy miałby ochotę mnie wysłuchać. Pewnie nie usłyszałabym od niego nic oprócz tego, że jestem durna. Dlaczego zatem nie zadzwoniłam do żadnej koleżanki, kolegi lub jakiejkolwiek z osób, które z pewnością by mi pomogły? Bo zwyczajnie nie miałam na to ochoty. Chciałam pobyć sama i nie dzielić się z nikim tym, co siedziało mi w głowie.
Jak do tego w ogóle doszło? Ech… Wkurwiało mnie w nim już wszystko, nawet to, że oddycha. Miałam go dość i definitywnie postanowiłam od niego odjeść. Stojąc w naszej kuchni, trzasnęłam jego czerwonym kubkiem o podłogę, rozwalając go w drobny mak, co oczywiście rozzłościło Tomka niemiłosiernie, po czym spakowałam się w największą walizkę, jaką tylko miałam, i niewiele myśląc, wyszłam. Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że zrobiłam coś, czego robić nie powinnam, ale cóż, stało się. Tomasz w sypialni w szafie trzymał pieniądze, które zbierał na wymarzony motocykl. Ja je po prostu stamtąd zabrałam i schowałam do torebki. Właściwie to nie miałam zielonego pojęcia, co zrobię dalej i ile w ogóle jest tych pieniędzy. Nie miałam planu. Wsiadłam w pierwszy lepszy autobus i, zapłakana, ruszyłam przed siebie. Płakałam, ale to nie był płacz tęsknoty czy żalu. To były raczej łzy ulgi i strachu przed zmianą. Właśnie w taki sposób znalazłam się w centrum. Po przejechaniu jeszcze paru przystanków postanowiłam wysiąść przed jakimś wielkim szklanym budynkiem, który, jak się później okazało, był po prostu ekskluzywnym hotelem. Skoro mieszkam w mieście od dawna, to po prostu nie korzystam z takich miejsc, bo po cholerę? A zresztą, nigdy nie było mnie na to stać. Pewnie wyglądałam jak przestraszona dziewczynka, która zgubiła drogę. Nie przeszkadzało mi to jednak w tym, aby pchnąć drzwi hotelu i pierwszy raz w życiu zapłacić mnóstwo kasy za spędzenie jednej nocy w luksusie. W końcu miałam na to pieniądze. Może i nie należały one do mnie, ale co z tego... Po tym wszystkim totalnie mi się to należało! Stanęłam więc w kolejce do wysokiej pani siedzącej w recepcji. Przede mną stała grupka młodych, mocno wciętych Hiszpanów, którzy zaczęli ze mnie żartować, nie zważając na to, że przecież istnieje prawdopodobieństwo, że doskonale posługuję się hiszpańskim. Jeden z nich, dość przystojny i elegancki, spojrzał mi prosto w oczy, jakby chciał odczytać, o czym myślę. Niedoczekanie! Najpierw odrobinę mnie to przeraziło, ale… może właśnie to było coś, czego potrzebowałam? Jakiegoś szaleństwa? Może oczekiwał, że odwzajemnię uśmiech, a potem zaciągnie mnie do swojego pokoju i zerżnie, nie przestając wpatrywać się w moje oczy? Może powinnam na to pozwolić, ale nie pozwoliłam… Na odchodne pozdrowiłam panów po hiszpańsku, co wywołało ich śmiech niosący się po całej sali. Mężczyzna, który chwilę wcześniej na mnie patrzył, uśmiechnął się ponownie. Natychmiast odwróciłam wzrok, bo wreszcie nadeszła moja kolej i mogłam podejść do recepcji.
– Dzień dobry, potrzebuję pokoju na jedną noc.
– Oczywiście, poproszę o dokument. Jeśli chodzi o płatności, to wszystko zostanie naliczone: pobyt, posiłki w restauracji, bar, minibarek w pokoju. Opłaty pobieramy na koniec pobytu. Akceptujemy zarówno płatności gotówką, jak i kartą – powiedziała recepcjonistka.
Odwróciłam się do niej plecami, podczas gdy kobieta rytmicznie uderzała palcami w klawiaturę.
– Ma pani przed sobą nasz największy bar. Jeśli ma pani ochotę, zapraszam do jego odwiedzenia. W cenie noclegu przysługuje powitalny drink. Wystarczy podać kelnerowi numer pokoju.
– Dobrze. Może skorzystam. Bardzo pani dziękuję. – Gdy już miałam odejść, poczułam wibrację telefonu w kieszeni. Dzwonił Tomasz. Rzecz jasna nie odebrałam, tylko wyciszyłam telefon, po czym zabrałam z blatu kartę do swojego pokoju.
– Pani pokój znajduje się na czwartym piętrze, numer 432. Proszę skorzystać z windy po lewej stronie od baru. Życzę miłego pobytu.
– Dziękuję. – Odeszłam i dopiero wtedy przyjrzałam się zwitkowi pieniędzy, który zabrałam Tomkowi. W mojej torebce była pokaźna suma. Wydaje mi się, że nosiłam przy sobie ładnych parę tysięcy. Chciałam jak najszybciej je policzyć, ale przecież nie mogłam tego zrobić na środku hotelu, bo jeszcze ktoś by mnie okradł. Co za ironia. Ktoś miałby okraść dziewczynę, która przed chwilą okradła swojego faceta. Nie czułam się z tym zbyt dobrze. Szczerze powiedziawszy, czułam się okropnie. Jak w ogóle przyszło mi to do głowy?! Ja złodziejką? Naprawdę? Pokręciłam z niedowierzaniem głową i pobiegłam w kierunku windy, która zabrała mnie na czwarte piętro.
Przyłożyłam kawałek białego plastiku do urządzenia obok klamki i usłyszałam pikanie. Drzwi lekko się uchyliły. Zobaczyłam zwykły hotelowy pokój. Nic nadzwyczajnego. Telewizor, ciemnobordowe zasłony w oknie i mała łazienka z prysznicem. Było też łóżko z równo rozłożoną pościelą, tak jakby nikt nigdy wcześniej w nim nie spał, jakby było sterylnie czyste i jakby ktoś chciał wymazać fakt, że przewinęło się przez nie tysiące osób, a materac roi się od zacieków po płynach ustrojowych. Miałam to jednak wtedy głęboko w dupie. Rzuciłam się na nie ze wszystkich sił. Dokładnie tak, jak to robią bohaterowie amerykańskich filmów. Zatopiłam się w miękkim pierzu. W mojej głowie pojawiły się smutek i niedowierzanie, ale jednocześnie czułam się wolna, a przecież właśnie tego chciałam. Nie wiedziałam jednak, ile będzie to trwało i kiedy postanowię stawić czoła rzeczywistości. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później będę zmuszona zapukać do drzwi ojca. Odwróciłam się z brzucha na plecy i wyciągnęłam z kieszeni telefon komórkowy. Na wyświetlaczu pojawiło się powiadomienie o 38 nieodebranych połączeniach od Tomasza. Usunęłam je i zaczęłam przeglądać zdjęcia znajomych w sieci. Mariola kupiła sobie nowego jamnika, którego zdjęcia wrzucała na Instagram z częstotliwością nie mniejszą niż jedno na 5 minut. Inna znajoma przynudzała sentencjami o miłości. Nareszcie natrafiłam na fotografie uśmiechniętej dziewczyny w słomkowym kapeluszu, pod którym znalazłam 22 382 lajki. OMG – pomyślałam. Jakim cudem ktoś ma taką oglądalność? Wszystko jasne… Po zagłębieniu się w jej profil zauważyłam, że była to obserwowana przeze mnie popularna blogerka, która, z tego co mi się wydaje, słynęła z okropnie drogich ubrań. Ciekawe tylko, skąd miała na to wszystko pieniądze… Dziwka! No, wiadomo… Każda, która jest ładniejsza, bogatsza i szczuplejsza ode mnie, zasługuje na miano dziwki. Dlaczego innym jest w życiu tak łatwo? Dlaczego mnie obserwują zaledwie 162 osoby, które są moimi prawdziwymi znajomymi? Chciałabym chociaż jeden dzień być taką laską, która pokaże na zdjęciu bluzkę, a tłum od razu bierze z niej przykład. Swoją drogą, jestem ciekawa, ile kasy bierze za taki sponsorowany post. Pewnie parę tysięcy, a może i więcej…
Przeglądałam jej zdjęcia, piekląc się coraz bardziej, gdy nagle usłyszałam szmer dobiegający zza drzwi. Po chwili ktoś zaczął się do nich bardzo głośno dobijać i pukać. Podskoczyłam ze strachu i ruszyłam w ich kierunku.
– Kto tam? – zapytałam niepewnie.
– Matylda, otwieraj natychmiast!
– Tomek?
– A kto, kurwa, inny? Otwieraj te cholerne drzwi!
Zrobiłam to, o co prosił. Przyznam szczerze, że nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wyglądał jeszcze gorzej niż parę godzin wcześniej, gdy wychodziłam z naszego jeszcze wspólnego mieszkania.
– Co ty tu robisz? I skąd wiedziałeś, gdzie jestem? – zapytałam zdziwiona.
– Tak się składa, że sama mi zainstalowałaś aplikację, która miała mnie śledzić i sprawdzać, czy aby na pewno cię nie zdradzam.
No tak, lokalizator w iPhonie. Dlaczego go nie usunęłam?! Ależ jestem durna – pomyślałam.
– Gdzie to masz? – Tomasz złapał mnie mocno za rękę i krzyknął mi prosto w twarz.
– O co ci chodzi?
– Matylda… to, że jesteś kretynką, nie znaczy, że ja również. Gdzie są moje pieniądze? Ciesz się, że jeszcze nie wezwałem policji!
– Ja nie… – Natychmiast mi przerwał, nie pozwalając mi dokończyć wypowiedzi:
– Przestań! Po prostu mi je oddaj i temat zamknięty. – Zamurowało mnie. Po pierwsze to jego podejście, a po drugie to, że nawet nie był na mnie jakoś wybitnie wściekły. Po prostu przyszedł, jak gdyby nigdy nic, do pokoju w hotelu i chciał zabrać swoje. Rzecz jasna, tym czymś nie byłam ja, a pieniądze, które mu zwyczajnie zwinęłam. To chyba najbardziej mnie rozwaliło. Poczułam się okropnie. Nie dlatego, że o mnie nie walczył, a dlatego, że wstydziłam się tego, co zrobiłam. To było do mnie niepodobne, tak jak i nagłe odejście. Zwykle nie podejmowałam tak pochopnych i decyzji. A jednak…
– Są w torebce. Przepraszam… Nie wiem, co mnie napadło – wyszeptałam.
– W dupie mam twoje przeprosiny. Dzwoniłem do ciebie tyle razy, a ty nawet nie raczyłaś nacisnąć tej pieprzonej słuchawki. Zobacz, co robisz! Zachowujesz się jak psychopatka. Ale wiesz co, to akurat mam już w dupie. Nie jestem twoim ojcem, żeby mówić ci, jak masz żyć. Skoro nie chcesz żyć ze mną, trudno. Zapewniam cię, że jest wiele chętnych!
– Co?
– Kurwa, gówno! Powiedziałem tak, żeby ci uświadomić, że nie jesteś pępkiem świata. A skoro byłaś gotowa, żeby mi tak perfidnie zabrać pieniądze, to chociaż powinnaś wyrzucić swój telefon do kosza, aby nie pozostały po tobie żadne ślady. Może powinienem nauczyć cię, co robić, aby nie zostać złapanym?
– Przestań… – powiedziałam, zdruzgotana obrzydzeniem i zażenowaniem w jego oczach.
– Chciałem ci uświadomić, że złodziej z ciebie bardzo przeciętny albo chyba raczej tragiczny… Nieodbieranie telefonu miało mnie zwieść na manowce? Haha, jesteś naprawdę niezła…
– Tomek… Myślałam, że będziesz chciał, żebym wróciła… Dlatego nie odbierałam.
– Oszalałaś? Nie będę nikogo zmuszać, żeby ze mną był. Nie chcesz, to nie. Mam swoją godność, w przeciwieństwie do ciebie… Jak mogłaś zabrać mi pieniądze? Co ci w ogóle strzeliło do głowy?
– Nie wiem…
Tomasz podszedł do mojej torebki wiszącej na oparciu krzesła i wyciągnął z niej gotówkę.
– Pa – rzucił szybko i odwrócił się w stronę drzwi.
– Przepraszam… – odpowiedziałam cicho, ale wiem, że usłyszał. Nawet nie spojrzał w moim kierunku, chyba znienawidził mnie już do końca. Zresztą było mi wszystko jedno…. Nie obchodziło mnie, co do mnie czuł, ani to, co ja czułam do niego. Tego czegoś już po prostu nie było.
Po tym incydencie usiadłam na skraju łóżka i objęłam głowę dłońmi. Miałam wrażenie, jakby coś mocno mnie w nią uderzyło albo jakby coś w niej wirowało, a przecież nie byłam pijana. Jeszcze nie byłam. Zaraz potem przypomniałam sobie o tym, że w barze na dole czeka na mnie powitalny drink. Ściągnęłam z siebie bluzę i wyciągnęłam z walizki sukienkę. Włożyłam ją na siebie, aby poczuć się odrobinę lepiej i zapomnieć o tym, że właśnie straciłam resztki godności. Gorzej już i tak być nie mogło. Wyszłam z pokoju i ponownie udałam się na parter. Minęłam recepcję: za ladą nie siedziała już kobieta, która mnie wcześniej obsługiwała. Pewnie skończyła swoją zmianę. Na ulicy też zrobiło się zupełnie inaczej. Wszystko tonęło w półmroku i było słychać tylko krople deszczu stukające o szklane ściany budynku. Stuk, stuk, stuk… Uwielbiałam, gdy padało, bo deszcz zazwyczaj uspokajał mnie i czułam, jakby dopasowywał się do mojego nastroju. Dźwięk kropli przenikał moje ciało, dotykając neuronów. Doznałam ulgi, jakby cały świat współodczuwał ze mną.
Wcześniej bar wydawał mi się dużo mniejszy niż w rzeczywistości. Zdaje się, że mógłby spokojnie pomieścić ponad 50 osób, a kiedy do niego weszłam, był już prawie w całości zapełniony. Po dwudziestej nad długim blatem z gładkiego marmuru zapaliły się okrągłe lampy dające przyjemne, ciepłe światło. Tym chętniej przysiadłam na skórzanym hokerze. Zaraz za barmanem, który już zmierzał w moją stronę, widać było półkę wypełnioną przeróżnymi alkoholami.
– Dobry wieczór, co podać?
– W recepcji poinformowano mnie, że mogę skorzystać z powitalnego drinka.
– Oczywiście, dziś serwujemy Cuba Libre. Czy ma pani na niego ochotę?
– Chyba nie mam wyboru. A co to takiego?
– Rzadko bywa pani w barach? – uśmiechnął się do mnie.
– Ostatnio nie miałam na to zbyt wiele czasu – powiedziałam.
– Cuba Libre to klasyczny drink z białego rumu i coca-coli. Dolewamy do niego sok z limonki oraz dodajemy kostki lodu.
– Może być.
Już po chwili drink stanął przede mną, a ja mogłam się wygodnie rozsiąść przy osobnym stoliku tuż przy oknie. Sącząc napój, wpatrywałam się w spadający na ziemię deszcz i rozmyślałam, a właściwie to pozwoliłam na to, by myśli swobodnie przepływały mi przez głowę.
– Nie zauważyłaś mojego portfela? To miejsce jest już zajęte – usłyszałam za plecami męski głos. Odwróciłam się. Tuż przy mnie stał mężczyzna. Około trzydziestki. Przystojny. Cholernie przystojny. Był ubrany w luźną koszulę wpuszczoną w eleganckie spodnie. Miał krótko ostrzyżone włosy i wypielęgnowany przez barbera zarost.
– Przepraszam, zupełnie nie zwróciłam uwagi. Mam bardzo trudny dzień i szczerze powiedziawszy, jestem mocno rozkojarzona. A czy my się już dziś przypadkiem nie widzieliśmy? – Dopiero w tamtym momencie zorientowałam się, że rozmawiam z mężczyzną, który przyglądał mi się, gdy stałam w kolejce do recepcji hotelowej.
– Owszem. Jestem Lucio. – Wyciągnął dłoń w moją stronę.
– A ja Matylda. Nie jesteś Polakiem, prawda?
– O, jak na to wpadłaś? – Zaśmiał się, po czym usiadł tuż obok mnie.
– To raczej nie jest trudne do odgadnięcia.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że przysiądę się do własnego stolika.
– Och. Już idę, przepraszam. Poszukam innego miejsca. – Zaczęłam się podnosić. Zawiesiłam torbę na ramieniu, gdy zdałam sobie sprawę, że już zwyczajnie nie ma wolnych miejsc.
– Nie wygłupiaj się. Zostań. Właściwie i tak będę wolny jeszcze przez następne dwie godziny.
– Jak to? – zapytałam, nadal rozglądając się po całym lokalu. Miałam nadzieję, że może ktokolwiek wstanie ze swojego krzesła, jednak nic takiego się nie stało.
– Matylda, usiądź, proszę. – Kątem oka spojrzałam na Hiszpana, który lustrował mnie od stóp do głów. Był tak seksowny, że nie śmiałam mu odmówić. A może powinnam?
– OK. W takim razie opowiedz mi swoją historię, a ja opowiem ci swoją.
– Ty pierwsza. Ale najpierw zamówię ci nowego drinka, bo widzę, że już kończysz.
– Niech będzie. – Uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
– Pijesz to samo?
– Mhm – przytaknęłam. Lucio odszedł od naszego wspólnego już stolika i po chwili wrócił z dwoma podwójnymi drinkami.
– Chyba chcesz mnie upić. – roześmiałam się.
– Zgadłaś, ale najpierw wolałbym cię trochę poznać. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko, bo chyba nie masz? – odpowiedział, a ja poczułam się dość niezręcznie.
– Szczerze powiedziawszy, moje życie jest w tym momencie raczej mało interesujące.
– Nie wierzę.
– Nie mam mieszkania. Nie mam zbyt wielu znajomych i nie mam faceta. A, zapomniałabym dodać, nie wiem, co mam dalej robić. Jestem w totalnej dupie na swoje własne życzenie i właściwie wcale nie chcę się wycofywać ze swoich decyzji.
– I to ma być nudne życie? Nic z tego nie zrozumiałem, chyba musisz mówić odrobinę wolniej. To, że mówię po polsku, nie oznacza, że wszystko dobrze rozumiem…
– Och… Nie będę cię zanudzać tym smętnym scenariuszem. Właściwie to nie ma się czym chwalić. Jak to się stało, że znalazłeś się w Polsce, no i skąd znasz język?
– Cóż, nie zanudzasz mnie, ale skoro nie masz ochoty, nie będę cię zmuszać. Po co rozpamiętywać przeszłość… Masz rację, lepiej napisać nowy scenariusz. Może będzie ciekawszy? – Uśmiechnął się do mnie.
– Ha, ha, OK! To odpowiesz na moje pytanie?
– Jasne. Przyjechałem do Polski na studia.
– Wybacz, ale nie wyglądasz na dwudziestolatka, który właśnie zaczyna studia.
– Daj mi dokończyć… Przyjechałem na studia parę lat temu. Ukończyłem je w zeszłym roku i wróciłem do domu, do Sewilli. Oczywiście, jak możesz się domyślić, związałem się z Polką.
– Czyli masz dziewczynę? – zapytałam.
– Nie. Już nie. Sylwia nie jest już moją dziewczyną. Przyjechałem do Polski z kumplami, żeby się zabawić.
– Rozumiem, w takim razie oboje mamy za co pić. – Podniosłam szklankę z drugim drinkiem.
– Masz ochotę zapalić? – zapytał.
– Nie palę, ale jeśli masz ochotę, to proszę bardzo, tylko z tego, co mi się wydaje, musisz wyjść na dwór, bo tu nie wolno palić.
– Matylda… ja nie mówię o fajkach. Chcesz zajarać zioło?
– Ha, ha, no to trzeba było tak od razu. Właściwie… czemu nie? Kiedyś parę razy paliłam z moim byłym i całkiem mi się to podobało, ale zestawienie alkohol plus zioło może się u mnie źle skończyć.
– To znaczy?
– Ech… – Uśmiechnęłam się do niego i chyba od razu załapał, o co mi chodzi. Nagle wstał.
– Idę do pokoju. Zaczekasz tu? Zaraz wrócę.
– Jasne.
Lucio nie wracał przez jakiś czas, a ja zdążyłam wypić trzy naprawdę mocne drinki. Czułam potrzebę odreagowania emocji, które kumulowały się we mnie od samego rana. Byłam już pijana i wcale mi to nie przeszkadzało. Było mi w tym stanie wybitnie dobrze. Miałam już totalnie wywalone na to, co kto o mnie pomyśli. Doskonale wiedziałam, że jeśli w tym stanie zapalę, to prędzej czy później skończy się to seksem z obcym mężczyzną. Ale… miałam na to ochotę. Serio, miałam na to zajebistą ochotę! Aby zerżnął mnie obcy kutas. I co z tego, że nie było to zbyt przyzwoite zachowanie!? Co z tego?! W życiu nie zawsze robi się to, co jest grzeczne.
– Wychodzimy? – zapytał stojący za mną Lucio.
– Gdzie?
– Musimy wyjść na dwór, aby zapalić.
– Ach, no tak. Wybacz, trochę mi się już kręci w głowie i sprawność moich synaps jest solidnie ograniczona.
Już po chwili staliśmy za rogiem budynku. Czułam się, jakbym znów była nastolatką i chowała się przed policją. Tym razem jedynym, czego się bałam, był deszcz. Razem z moim nowo poznanym towarzyszem wciągaliśmy w płuca biały dym i czuliśmy, jak błogość rozpiera nas od środka. Tak dawno nie paliłam, że już zdążyłam zapomnieć, jak uwielbiam ten stan. Miałam dość czekania na jego ruch. Przysunęłam się do Lucia i poprosiłam, aby wdmuchał mi dym w usta. Zgodził się. Nasz pierwszy pocałunek był jak delikatne i niepewne muśnięcie, i właśnie tak go sobie wyobrażałam. Napięcie osiągnęło szczyt. Gdy nasze usta się wreszcie spotkały, nie mogłam się od niego oderwać. Jemu chyba też było trudno. Lucio przyciągnął mnie do siebie, po czym mocno przycisnął do ściany. Chociaż na dworze panował chłód, opanowało mnie gorące pożądanie. Nigdy wcześniej taka nie byłam. To uczucie było mi obce, ale nie oznacza to, że nie wiedziałam, jak się zachować. Doskonale wiedziałam. Drżałam, a on z uśmiechem odsunął się od moich ust.
– Na pewno tego chcesz? – zapytał.
– Tak.
– Pójdziemy do twojego pokoju. U mnie… cóż, będą raczej kiepskie warunki. Nie jestem tu sam, zresztą już ci to tłumaczyłem. – Nie odpowiedziałam nawet słowem, nie potrzebowałam wyjaśnień. Po prostu ruszyłam w wybranym kierunku.
Wygrzebałam z torebki kartę i przyłożyłam ją do czytnika. Lucio przycisnął mnie do drzwi na korytarzu i pchnął z całej siły, aż wpadłam do środka i upadłam na kolana.
– Aua… – syknęłam i spojrzałam na niego, ale on zasłonił mi oczy, po czym ukucnął i zbliżył usta do mojego ucha, a potem szepnął:
– Boleć to cię dopiero zacznie, maleńka…
Nie wiedziałam, czy powinno mnie to przerazić, czy raczej podniecić, ale moje ciało zadecydowało za mnie. Chwycił moją dłoń, cały czas zasłaniając mi oczy drugą ręką, i przesunął nią po swoim kroczu. Czułam, że jego penis aż błaga, by pozwolić mu się wydostać ze spodni. Czułam, że chce, bym go pieściła. Tak też zrobiłam. Ścisnęłam go i zaczęłam rytmicznie poruszać dłonią, ale Lucio odsunął się raptownie i ruszył w kierunku łóżka.
– Jeszcze nie teraz… – usłyszałam. Nie zastanawiając się zbyt długo, zdjęłam z siebie sukienkę i rzuciłam ją w miejsce, w którym przed sekundą klęczałam. Stanęłam przed nim w samej bieliźnie. Lucio najpierw przyglądał mi się swoimi ciemnymi oczami, po czym równie prędko pozbył się swoich ubrań. Podeszłam do niego, by mu pomóc, a on znów pokazał mi, że zdecydowanie chce mieć nade mną władzę. Jednym ruchem zerwał ze mnie majtki, po czym bez ostrzeżenia oblizał swój kciuk i wsunął go w moje wnętrze, obracając nim. Poczułam piekący ból: palec tępo przecisnął się przez wargi sromowe, ale to nakręcało jeszcze bardziej. Nie minęła sekunda, gdy moja pochwa zaczęła przyjmować go coraz głębiej, a jej wnętrze zaczęło się robić naprawdę wilgotne. To, jak mnie traktował, było na swój sposób ekscytujące. Na tyle, że pragnęłam ze wszystkich sił, aby wreszcie poczuć w sobie nie tylko jego palce, ale też penisa. Miałam nadzieję, że nie rozczaruję się jego wielkością.
Lucio odwrócił się, do mnie plecami i zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni. Wyciągnął z nich prezerwatywę i rzucił ją na łóżko.
– Będziemy tego potrzebować – powiedział i szeroko się uśmiechnął, a ja, rozpalona do granic możliwości, tylko odliczałam sekundy, aby wreszcie to nastało.
Zaczął błądzić rękami po moim ciele. To było takie obce, a zarazem przyjemne doznanie. Powoli przesuwał dłoń, obejmując moją pierś, potem zaczął gładzić moje biodra, kierując się w stronę cipki. Byłam już cała mokra. Ewidentnie przejął kontrolę nad sytuacją. Oddałam się zupełnie obcemu mężczyźnie, i było mi z tym faktem zajebiście dobrze! Gorzej upodlić się już nie mogłam, więc chciałam chociaż zakończyć ten dzień, krzycząc z podniecenia. Położył mnie na łóżku i ustami podążał ścieżką wytyczoną wcześniej przez dłonie. Zaczął od delikatnego całowania, poprzez rytmicznie lizanie mojej skóry końcówką języka, po czym zbliżył się do moich piersi. Złapał je w dłonie i ścisnął. Moje sutki stanęły na baczność. Opuścił głowę na jeden z nich i delikatnie wziął go do ust. Zadrżałam, kiedy zaczął go ssać, ale było mi mało, wciąż chciałam więcej. Nareszcie doczekałam się, by Lucio zmienił swój cel. Zaczął od całowania brzucha, a skończył na delikatnym gryzieniu ud. Potem rozdzielił je i zanurzył między nimi twarz. Zaczął mnie lizać, aż jęknęłam. Nie trwało to zbyt długo: moje ciało drżało i gdybym nie odepchnęła go w ostatniej sekundzie, doszłabym pod jego językiem. Całe szczęście zrozumiał to i zsunął z siebie resztę ubrań. Widok jego sztywnego penisa o naprawdę zadowalających kształtach i rozmiarach jeszcze bardziej mnie podniecił. Pozwolił mi na siebie wsiąść i wreszcie poczułam to, czego naprawdę potrzebowałam. Błogość. Pozwolenie na przejęcie władzy nie potrwało jednak zbyt długo. Lucio już po chwili odwrócił mnie na brzuch i wszedł we mnie cały, aż poczułam jak uderza o mój pęcherz. Posuwał mnie tak, jak dawno nikt tego nie robił. Ból rozkosznie przenikał się z podnieceniem.
Krzyczałam, ale już po kilku pchnięciach Lucio skończył. Wyciągnął ze mnie swojego kutasa i zastąpił go dwoma palcami, a później trzema. Zawsze lubiłam być dominowana, ale teraz było zupełnie inaczej. Byłam po prostu rżnięta przez praktycznie nieznajomego mężczyznę. Przyjemność, którą dawała mi ta ekscytująca sytuacja, bardzo szybko doprowadziła mnie do orgazmu. Po raz pierwszy w życiu doszłam bez stymulacji łechtaczki. A to był ogromny sukces. Może właśnie kluczem był ten ból… Może właśnie ten pieprzony nieznajomy pokazał mi, że jestem na tyle zboczona, że zwykły seks nie daje mi tego, czego potrzebuję. Uśmiechnęłam się w duchu sama do siebie.
Leżeliśmy chwilę nadzy na hotelowym łóżku, ale w pewnym momencie Lucio wstał i zaczął się ubierać.
– Wychodzisz już? – zapytałam.
– Tak, Matylda, muszę wyjść. Czekają na mnie koledzy. Dziś jest mój wieczór kawalerski.
– Co? – Podniosłam się natychmiast do pozycji siedzącej.
– Było miło, dzięki.
– Ty sobie chyba żartujesz?! Ty pieprzony skurwielu! Okłamałeś mnie! Mówiłeś, że jesteś wolny.
– Nie kłamałem. Po prostu nie potrafisz słuchać albo wyciągasz z rozmowy błędne wnioski. Sylwia nie jest moją dziewczyną, bo jest już moją narzeczoną. A o to nie pytałaś.
– Ty pierdolony draniu!
– Zostawię ci pieniądze. Będę się czuł lepiej, jeśli zapłacę ci za seks. Całkiem zresztą udany. Seks z dziwką to mniejsza zdrada. Za tydzień biorę ślub. A dziś idę w miasto kontynuować zajebiście zaczęty wieczór kawalerski. – Lucio stał przed lustrem i poprawiał koszulę, którą chwilę wcześniej w pośpiechu z niego ściągałam. Podbiegłam do niego całkiem naga i z całych sił starałam się go wypchnąć z pokoju. Był silny. Bardzo silny. Ani drgnął.
– Uspokój się, mała. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
– Wypierdalaj stąd! Wynoś się, bo zaraz zadzwonię po ochronę! Nie jestem żadną dziwką! – krzyczałam, ile sił w płucach.
– U nas tak się właśnie nazywa kobiety, które idą do łóżka z facetem po paru godzinach rozmowy. Nie dziw się, że tak cię traktuję, bo na to właśnie zasługujesz.
Rzuciłam się w stronę drzwi i otworzyłam je na oścież. Nie miałam wyboru. Nie byłam w stanie wypchnąć Lucia i zmusić go do opuszczenia pomieszczenia. Dalej byłam naga, ale w tamtym momencie miałam to totalnie w poważaniu. Zaczęłam krzyczeć. O dziwo, tym razem mnie posłuchał. Wyszedł bardzo powoli, jak gdyby nigdy nic. Zatrzasnęłam drzwi z całych sił i oparłam się o nie plecami. Wciąż nie wierzyłam w to, co się właśnie stało. A potem usłyszałam, jak ten drań wsuwa banknoty przez szparę pod drzwiami. Natychmiast wstałam, by je otworzyć. Ku mojemu zdziwieniu naprzeciwko mnie stała jakaś starsza pani, która pytającym wzrokiem patrzyła na moje nagie ciało. Po facecie nie było ani śladu. Zamknęłam za sobą drzwi i zgniotłam pieniądze w dłoni, po czym cisnęłam nimi w stronę łóżka.
– Aaaa! Pierdolony kutas!
Żałość. Po prostu żałość. To, co właśnie się skończyło, sprawiło, że poczułam się obrzydliwie. Jak pierdolona dziwka. Faktycznie, może Lucio miał rację. Jak to się w ogóle stało?! Zbyt dużo emocji, zbyt dużo zaufania, zbyt dużo alkoholu i zbyt dużo zioła… Jestem kretynką. Jeśli mam być szczera, chyba nie była to wyłącznie wina alkoholu. Ani innych używek. Lucio mógłby mieć nawet na imię Kacper albo Wojtek. Po prostu pragnęłam dotyku ciała, które mnie okryje. Kobiety czasami potrzebują, aby ktoś zwyczajnie je przerżnął. Nie byłam dumna z tego, co się właśnie stało, ale… przede mną leżały zwinięte w kłębek dwa banknoty 500 euro.
– O Boże! – krzyknęłam z przerażenia. To były ponad cztery tysiące złotych. A dokładniej coś koło 4400. Przynajmniej już wiedziałam, skąd wezmę pieniądze na opłacenie hotelu. Teraz mogłam tu zostać jeszcze przez parę nocy. Brzydziłam się tych pieniędzy, nie chciałam ich widzieć. Sięgnęłam po torebkę, by je schować, i wtedy mnie zamurowało… W środku było coś koło ośmiu tysięcy. Tomasz musiał je zostawić specjalnie. Natychmiast do niego zadzwoniłam.
– Halo?
– Czego chcesz?
– Możesz mi wytłumaczyć, co mają znaczyć te pieniądze w mojej torebce?
– A jak myślisz?
– Myślałam, że przyszedłeś mi je zabrać.
– Nie, kretynko. Przyszedłem zobaczyć, czy z tobą wszystko w porządku. Zostawiłem ci te pieniądze, żebyś miała z czego żyć, bo się o ciebie martwię… Nie wiem, co się ostatnio z tobą dzieje, ale skoro taką podjęłaś decyzję, to droga wolna. Muszę się z tym pogodzić, ale po prostu nie pozwolę ci skończyć pod mostem.
Rozłączyłam się natychmiast. Tego już było dla mnie za wiele.