Siedem kobiet. Śląskie opowieści - ebook
Siedem kobiet. Śląskie opowieści - ebook
Siedem kobiet. Śląskie opowieści – książka napisana po niemiecku przez Ślązaczkę, która od kilku dekad żyje i pracuje w Niemczech. Zbiór opowiadań na język polski i fragmentami śląski przełożyła Monika Twardoń, wstępem opatrzyła Anna Cieplak, a zilustrowała Marta Frej. Wydawnictwo Biblioteki Śląskiej w ręce czytelników przekazuje niezwykle interesującą publikację wpisującą się w trend odkrywania historii kobiet, przykuwającą uwagę zwłaszcza ze względu na pochodzenie bohaterek opowiadań i ich skomplikowane doświadczenia na przestrzeni blisko osiemdziesięciu lat – od czasów wojennych do nam współczesnych. Tom Mirelli Waleczek to potrzebny głos, który w prozie obyczajowej przywołuje życiorysy, przejścia, uczucia i emocje śląskich kobiet, a jednocześnie koresponduje z przekazem Pamiętników kobiet z rodzin górniczych pod red. Moniki Glosowitz oraz Chłopek Joanny Kuciel-Frydryszak. „Często brakuje mi w dyskusji o Górnym Śląsku miękkości. Ze świecą jej szukać wśród narracji o Śląsku separującym się, twardym, zalęknionym, że zostanie oskarżony o „dupowatość” czy słabość. Okazuje się, że aby zrozumieć siłę tej miękkości, wystarczyło jak Marta – bohaterka książki, którą trzymacie w dłoniach – opanować zdolność kierowania wzroku do wnętrza. Dzięki Mirelli Waleczek możemy to uczynić, mierząc się z prawdą o codziennych doświadczeniach Ślązaczek. Równocześnie nie tracimy z pola widzenia bogatego tła społecznego i historycznego, w którym przyszło żyć śląskim kobietom i mężczyznom na przestrzeni lat. Bo wbrew lub może właśnie dzięki herstorycznemu brzmieniu Siedmiu kobiet możemy dostrzec życie obyczajowe i polityczne kompleksowo, choć autorka sytuuje je jak najbliżej – w ciele konkretnych ludzi. W ich porowatości (czyli przepuszczalności, otwartości na innych), ale i w bliznach oraz głębokich ranach. [...] Autorka przeprowadza nas od czasów prababek-chłopek ciężko pracujących na roli aż do czasów migracji Ślązaczek do Niemiec, gdzie kobiety szukają swojej tożsamości w nowej sieci relacji i doświadczeń – nie tylko tych stąd. Wszystko to dzieje się w nieprzypadkowym splocie i dramaturgii, dzięki której Siedem kobiet to również intymna historia, którą można traktować jako szansę na zbiorową psychoterapię dla Górnego Śląska, ale i lekturę pozwalającą wrócić do uniwersalnych pytań o to, co oznacza feminizm oddolny i organiczny”. Ze Wstępu Anny Cieplak
| Kategoria: | Opowiadania |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-67152-91-4 |
| Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Siła miękkości i głębi
Często brakuje mi w dyskusji o Górnym Śląsku miękkości. Ze świecą jej szukać wśród narracji o Śląsku separującym się, twardym, zalęknionym, że zostanie oskarżony o „dupowatość” czy słabość. Okazuje się, że aby zrozumieć siłę tej miękkości, wystarczyło jak Marta – bohaterka książki, którą trzymacie w dłoniach – opanować zdolność kierowania wzroku do wnętrza. Dzięki Mirelli Waleczek możemy to uczynić, mierząc się z prawdą o codziennych doświadczeniach Ślązaczek. Równocześnie nie tracimy z pola widzenia bogatego tła społecznego i historycznego, w którym przyszło żyć śląskim kobietom i mężczyznom na przestrzeni lat. Bo wbrew lub może właśnie dzięki herstorycznemu brzmieniu Siedmiu kobiet możemy dostrzec życie obyczajowe i polityczne kompleksowo, choć autorka sytuuje je jak najbliżej – w ciele konkretnych ludzi. W ich porowatości (czyli przepuszczalności, otwartości na innych), ale i w bliznach oraz głębokich ranach.
To książka, która nie tylko zmienia postrzeganie Górnego Śląska jako terytorium, gdzie przenikają się złożone historyczne narracje (co znamy z prozy Szczepana Twardocha, którego wyobraźnia literacka stworzyła wielowymiarowy i bogaty krajobraz tej części Europy), ale przede wszystkim to opowieść o doświadczeniach nierówności oraz emancypacji kobiet w tym kontekście. Opowieść, która w moim odczuciu, do tej pory nie wybrzmiała tak wyraźnie, kompleksowo i autentycznie w żadnej książce o Górnym Śląsku. Dlatego spojrzenie Mirelli Waleczek jest wyjątkowe.
Autorka przeprowadza nas od czasów prababek-chłopek ciężko pracujących na roli aż do czasów migracji Ślązaczek do Niemiec, gdzie kobiety szukają swojej tożsamości w nowej sieci relacji i doświadczeń – nie tylko tych stąd. Wszystko to dzieje się w nieprzypadkowym splocie i dramaturgii, dzięki której Siedem kobiet to również intymna historia, którą można traktować jako szansę na zbiorową psychoterapię dla Górnego Śląska, ale i lekturę pozwalającą wrócić do uniwersalnych pytań o to, co oznacza feminizm oddolny i organiczny.
Etnografia intymna
Etnografia intymna Mirelli Waleczek to więcej niż opowieść o przodkiniach i zapis ich codzienności. Można ją czytać jako śląską odpowiedź uzupełniającą dla głośnej książki Chłopki. Opowieść o naszych babkach Joanny Kuciel-Frydryszak, która w swojej rozległej i ważnej publikacji pomija obszar Górnego Śląska, ale porusza uniwersalne kwestie związane z wyzyskiem i ciężkim losem naszych prababek. W przypadku fikcji Waleczek, wyraźnie zbudowanej na obserwacjach i wiedzy non-fiction, dostajemy szansę wglądu w głębokie introspekcje – wejście do obszarów i zakamarków psychiki, które są możliwe do odsłonięcia jedynie w języku beletrystyki, czerpiącej z wiedzy, dobrej kwerendy i naturalnego języka.
To opowieść o zapachach, smakach, wrażeniach zaklętych w przedmiotach i rytuałach. Tutaj kopa z migdałami (zwana jyżem) pozwala zmieniać relacje między ludźmi. Matka piecze ją dla córki, aby wyjaśnić swoją powojenną traumę i lęki. Opowiada przez to część kultury śląskiej o sobie – bez patosu, ale z symboliką intymną, jak zapach domu, korale siostry, czepiec. To również opowieść o obiektach i miejscach – wielopokoleniowych domach prowadzonych przez kobiety, gdzie każdy przedmiot ma znaczenie – jak na przykład zwierciadło, w którym przegląda się kilka generacji.
Ciało kobiety jako pole walki
Choć historie kobiet są tutaj bardzo różnorodne, to łączy je założenie autorki, że ciało – niezależnie od czasu – jest narzędziem, które sprawia, że kobieta funkcjonuje na tle historii zawsze w jego kontekście. Ciało doświadcza przemocy, staje się polem walki o władzę. Kobiety są gwałcone i wykorzystywane w czasie konfliktów zbrojnych, ale i w czasach pokoju, gdy władza może przejawiać się w wyznaczaniu im roli, miejsca, funkcji w domu czy w pracy. Zarówno brutalne i bezpośrednie opisy przemocy zawarte w Siedmiu kobietach, jak i metafory pokazują, jak uprzedmiotowienie ciała przekłada się na głębokie psychiczne konteksty i szanse bohaterek. Często ciało kobiety zmienia się w ciało zezwierzęcone lub pozbawione podmiotowości. Może być też niechcianym dziedzictwem i tworzyć skorupę uniemożliwiającą wgląd w siebie.
Ciało jest nośnikiem pamięci – nie zapomina złego dotyku z dzieciństwa, dysocjacji w chwili przemocy seksualnej czy bólu zadanego z ręki najbliższych. To kształtuje strategię przetrwania lub emancypacji na lata. Można o niej współcześnie rozmawiać, przełamując tabu, ale też tuszować siniaki, jak w portrecie Fridy z lat siedemdziesiątych. Swoją drogą, jednym z najmocniejszych i detalicznie skonstruowanych opowiadań na temat patologicznego domu, w którym dochodzi do dziedziczenia przemocy. Tutaj nawet próby wyrwania młodszej kobiety z zaklętego kręgu krzywdy przez starsze pokolenia nie przynoszą skutków. Pokazują też, że ruch emancypacyjny wymaga uwagi oraz ciągłego powrotu do spraw fundamentalnych wbrew powierzchownemu przekonaniu o tym, że „kiedyś było gorzej”. To bardzo ekskluzywne założenie, które zaprzecza dynamice życia kobiet z grup mniej uprzywilejowanych i narażonych na największą przemoc, wyzysk i brak wsparcia systemowego.
Cielesność mężczyzn jest w tych opowiadaniach równie istotna – nie są oni czarno-białymi antagonistami. Wręcz przeciwnie. Ich odczuwanie ciała nie polega tylko na zadawaniu ciosów. Jako robotnicy również narażeni są na przemoc systemową. Kiedy są zaciągani do wojska, umierają w ciężkich warunkach w kopalni czy sami doświadczają obłędu, odkrywając prawdę o tym, że i ich ciała też są owocami przemocy (jak Maks z opowiadania Tila) na ich matkach.
Język autentyczności
Kiedy tego wieczoru wróciłam do domu (…) postanowiłam, że będę pisać. Kiedy się pisze, nie słyszy się akcentu. „Wreszcie zacznę być Ślązaczką, bo nią jestem”. Nieopisany ciężar opadł nagle z moich ramion, niczym druga, niepotrzebna skóra. Było to cudownie uwalniające doznanie – pisze Mirella Waleczek, prezentując autorskie podejście do języka swojej opowieści. Portretując kobiety, pokazuje, że tożsamość nie oznacza poprawności, ale niezależność językową, która splata się ze wspólnotą pamięci. Nie fetyszyzuje w książce śląskości swoich bohaterek, ale pozwala im rozkwitać w naturalnych, autentycznych doświadczeniach, które również wikłają je językowo. Tak jakby spuszczała powietrze z lęku przed naturalnością mowy, która w codziennym życiu działa przecież poza sztywnymi regułami kodyfikacji.
Język intymny bohaterek jest tam, gdzie emocje, czułość, troska. Tak jakby autorka pytała, po co nam język śląski, skoro nie rozumiemy go od środka. Jak zresztą dosadnie puentuje narratorka rozdziału Ja: Sama mowa nic nie daje, jeśli nie ma się nic do powiedzenia.
Autorka na różne sposoby zanurza bohaterów i bohaterki w ich językowych rejestrach, przez co ich losy stają się jeszcze bardziej angażujące. Maksymilian, domorosły filozof władający doskonałą polszczyzną, staje się dla Tili obiektem pragnień, jednak ich codzienne relacje rozjeżdżają się na poziomie możliwości głębi wynikającej z języka. W tym opowiadaniu widzimy też, jak autorka uważnie i bez schematów opowiada o relacjach damsko-męskich i powiązaniu naszych cech osobowościowych ze środowiskiem dorastania i językiem, który jest uwikłany i w małe narracje, i w wielką historię.
Wspólnotowość krytyczna
Myślę, że w życiu nie zawsze jest łatwo, ale trzeba umieć zachować niezależność, nigdy bowiem nie wiadomo, na co może się ona przydać – pisze Waleczek, powołując się na Hannah Arendt w kontekście inności. To również wyróżnia tę opowieść, w której pozornie obcy stają się sobie bliscy, podczas gdy bliscy czasami nie mają dostępu do siebie. Jest to możliwe dzięki, paradoksalnie, niezależności bohaterek w chwilach krytycznych, chwilach próby. Marta gości Romów, karmi ich, rozumie ich głód, choć nie zna ich języka. Mania jako przedwcześnie dojrzała dziewczynka na skutek choroby własnej matki rozmawia z psem, który nie istnieje, i staje się przez to outsiderką. Różnica klasowa w przypadku małżeństwa Waleski i Hanka schodzi na drugi plan w obliczu traumy, która wycofuje bohaterkę. Frida decyduje się na odejście od męża po tym, jak Anton brutalnie katuje ich psa, stając choć przez chwilę po stronie własnej i zwierzęcia. W ostatnim opowiadaniu narratorka pomaga syryjskim kobietom, rozumiejąc ich odrębność kulturową, która staje się jednak wtórna wobec poczucia wspólnotowości kobiet. Liczy się jedność we wsparciu.
Lidia Ostałowska – wybitna reportażystka związana z Górnym Śląskiem – pisała o osobach wykluczonych (wprowadzając do literatury polskiej uważne i pełne empatii spojrzenie na Romów, ale i młodzież w kryzysach, ofiary transformacji), opisując kobiety jako grupę mniejszościową. Dlaczego? Bo traktowane są często (jak w przypadku dostępu do aborcji czy ustaw o przemocy seksualnej) jak obywatelki drugiej kategorii, które nie mają podstawowych praw. Uważam, że Mirella Waleczek jest w tym kontekście blisko myśli Ostałowskiej, ponieważ portretując kobiety, ukazuje je często jako obce we własnym domu. Niezależnie od tego, czy żyją na Górnym Śląsku, czy znajdują się już w innym miejscu, bezustannie walczą o własną godność i podmiotowość. Często muszą ją budować na zupełnie nowych fundamentach. Echa przodkiń sprawiają, że widzą, jak długą drogę kobiety przeszły, aby określić własną tożsamość – nierzadko sprzeczną z otoczeniem i schematami społecznymi. Autonomiczną, ale wspólną w doświadczeniu inności. Między innymi dlatego Siedem kobiet boli, ale przede wszystkim odświeża spojrzenie i pokazuje, że walka o niezależność kobiet to wciąż wyzwanie, które wymaga wejścia w głębię.
Anna CieplakMARTA
Bluźni, kto twierdzi, że tylko jego wspomnienia są prawdziwe.
Dłońmi zasłania twarz. Wolałaby nic nie widzieć. Widzi jednak swoje ręce. Zauważa, jak szorstka i stara z biegiem lat stała się jej skóra. Lata ciężkiej pracy odcisnęły na niej wzór. Wżarł się w nią jak kwas, którym stary garbarz Michnik polewał kiedyś skóry. Wtedy stała obok niego i przyglądała się, jak brudny i zmęczony, ale w pełnym skupieniu, wyprawiał skórzany materiał. Nie patrząc na nią, mówił:
– Pamiyntej: nigdy, naprowdy nigdy nie mogesz tego macać. Przenigdy. Rozumiysz?
– Ja, panie Michnik. Przenigdy.
Nie miał dzieci, co nie było dobre, ponieważ uważał, że koniecznie powinno się je posiadać. Kiedy jest się starym i niedołężnym, dzieci mogą chociaż ugotować zupę. Miał tylko żonę, która tę zupę gotowała. Lecz nie wiedział, co czeka go w przyszłości. Często użalał się nad sobą i skarżył się Marcie na swój los. Stała z boku w bezpiecznej odległości od kotła z kwasem, ale na tyle blisko, żeby wszystko dokładnie widzieć. Stary Michnik bardzo ją lubił. Czasem częstował ją słodyczami, ale tylko wtedy, kiedy jego żona była na zakupach. Ona nie lubiła Marty. Tak bardzo chciała mieć własne dzieci, że śniło jej się to po nocach. Dlatego nie lubiła żadnych dzieci, a już najbardziej tyj strzigi ôd Sobikōw. Instynktownie wyczuwała, że ta mała dziewczynka go rozczula i to jej się nie podobało. Może właśnie dlatego nigdy nie odważyła się jej przegonić ani zabronić jej przychodzenia.
Mocny cios w prawy łokieć wyrwał ją z transu.
– Patrz na mnie – krzyczy żołnierz, który spocony i cuchnący leży na niej.
Krótko spogląda na jego czerwoną z wysiłku twarz i własną odwraca w stronę lasu. Znajduje się na niewielkim pagórku, który nachyla się lekko ku łące. Ta zaś kończy się przy małym strumyku, nad którym zaczyna się las. Tak wiele myśli kotłuje jej się w głowie. Myśli o swoim ojcu. Często z nim tu przychodziła. Kiedy brakowało jedzenia, zastawiał tutaj pułapki. Zawsze jej wszystko tłumaczył, nawet najprostsze czynności, które wykonywał. Również to, jak działają wnyki, chociaż ich używanie było surowo zabronione. Jej ojciec zawsze twierdził, że gdyby w inny sposób mógł swoim dzieciom zapewnić mięso na talerzu, toby nie zakładał sideł. Lecz nie miał innego wyboru. Widziała wtedy wiele zwierząt – cierpiała z nimi i je opłakiwała. Później jednak jadła ich mięso.
„Życie tutaj zawsze było ciężkie”, myśli. „Mam nadzieję, że on zaraz skończy”.
Próbuje teraz skupić swoje myśli na dzieciach, które czekają na nią w domu. Zamierzała jeszcze tylko szybko skoczyć do Etty – wiejskiego piekarza, który sprzedawał chleb od podwórza, chociaż oficjalnie piekarnia była zamknięta. Wypatrzyli ją na drodze pomiędzy polami i dogonili. Najpierw chcieli się tylko dowiedzieć, jak dojdą do Sohrau. Byli zaskoczeni, że tak dobrze zna niemiecki. Kiedy chciała pójść dalej, ten wyższy, blondyn, stanął przed nią, a ciemnowłosy złapał ją od tyłu.
To samo spotkało kiedyś jej ciotkę Marija.
Powinna teraz po prostu myśleć o czymś innym. Najważniejsze, by wrócić do domu jeszcze przed południem. Ugotować szybko obiad, a potem pójść do starej Madzi. Ta będzie wiedziała, co robić.
– Jeśli komuś coś powiesz, to przyjdziemy znowu.
Na policzku czuje kropelki śliny, które wraz ze słowami opuszczają jego usta. Mówiąc, zapina rozporek. Marta podnosi się powoli w tej wysokiej trawie, cały czas patrząc w ziemię. Nie chce ich prowokować. Niech sobie już idą. W końcu uciekają przy brzęku swych metalowych łyżek i kubków. Jeszcze długo słyszy te dźwięki, które w końcu zanikają wśród drzew. Dopiero teraz po policzku spływają jej łzy. Płacze, nie szlochając. Jedyne ledwo słyszalne odgłosy, które wydaje, pochodzą z jej serca i płuc. I znowu myśli o zwierzętach w sidłach ojca, jak tam leżały zranione i bez szans na ucieczkę. Czekając na coś, na co nie ma się już wpływu.