Siedem razy eks - ebook
Siedem razy eks - ebook
Esther dobiega trzydziestki, ma dobrą pracę i mieszka z dwiema najlepszymi przyjaciółkami, Bibi i Louise. Brakuje jej tylko tej słynnej „drugiej połówki”. Przytłoczona kolejnymi beznadziejnymi randkami z ludźmi z internetu nagle znajduje odpowiedź na swoje problemy miłosne w starym numerze magazynu „Cosmour”.
Według zamieszczonego tam artykułu każda kobieta doświadcza w życiu siedmiu archetypowych relacji:
Pierwszej Miłości, Wypadku Przy Pracy, Faceta Na Zakładkę, Seks-przyjaźni, Niewykorzystanej Okazji, Drania i Poważnego Związku.
Pośród nich podobno zawsze znajduje się Prawdziwa Miłość. Esther dochodzi
do wniosku, że przecież ma za sobą każdą z tych relacji! Postanawia odnowić stare znajomości. Wyrusza w prawdziwa sercową odyseję, która nauczy ją wiele o niej samej… i być może zaprowadzi do Miłości Jej Życia!
***
„Siedem razy eks rozśmieszyła mnie do łez. Jest świeża, szalona i radosna. Lucy Vine pisze wyjątkowo autentycznie i ciepło – jej książki to literacki odpowiednik babskiego wieczoru.” - Beth O’Leary, autorka bestsellera „Współlokatorzy”
***
„Śmieszna, zadziorna i fantastyczna. Lucy Vine to istna petarda.” - Milly Johnson
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67710-32-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ALISTAIR MORRIS
czyli Pierwsza Miłość
Część pierwsza
Liceum im. św. Judy
Rowerownia
12:40
– EJ, FANNY ADAMS, ALISTAIR MORRIS MÓWI, ŻE SPOKO Z CIEBIE LASKA!
Prycham napojem Tango o smaku jabłkowym na asfalt, obracam się gwałtownie i ląduję w czymś w rodzaju półprzysiadu. Zazwyczaj gdy słyszę swoje imię – a raczej ksywkę, której używa wobec mnie większość naszego rocznika – ktoś celuje mi w głowę piłką, więc odruchowo robię unik.
Louise, jako jedna z moich dwóch najlepszych przyjaciółek, robi krok do przodu, wchodząc w rolę mojej rzeczniczki.
– ŻE CO?! – wrzeszczy w odpowiedzi do Nicka Wilde’a z wnętrza gigantycznej metaliczno-szarej puchówki. Buja się w Nicku, bo jego mama, pani Wilde, prowadzi zajęcia teatralne, a to ulubiona lekcja Lou. Moja przyjaciółka twierdzi, że chce wyjść za Nicka, żeby co weekend ćwiczyć improwizację z teściową.
Shelley entuzjastycznie włącza się do dyskusji.
– TA, EJ, NICK WILDE! – woła ze swoim charakterystycznym australijskim akcentem. – CO TY BREDZISZ O ESTHER?
Na drugim końcu boiska Nick Wilde – otoczony trzema albo czterema kumplami z pierwszego składu drużyny piłkarskiej, z włosami postawionymi na żel – śmieje się jak opętany. Przytyka dłonie do ust i próbuje jeszcze raz:
– MÓWIĘĘĘĘĘ – krzyczy, przeciągając z rozdrażnieniem ostatnią sylabę – ŻE ALISTAIROWI – przerywa na chwilę, żeby wskazać palcem chłopaka skulonego z tyłu – PODOBA SIĘ FANNY ADAMS!
Oblewam się rumieńcem od stóp do głów. Czuję się tak, jakbym opuściła własne ciało i patrzyła z góry na przeraźliwie niezdarną, piętnastoletnią wersję siebie w podrabianej kurtce Ellesse ze straganu. To sytuacja bez precedensu. Chłopcy nigdy nie zwracają na nas uwagi. Wszystkie trzy – ja, Shelley i Louise – zawsze próbujemy rzucać się w oczy i jednocześnie pozostać niewidzialne.
Louise spogląda na mnie. Na jej twarzy maluje się bezbrzeżne zdumienie. W tej kurtce moja przyjaciółka nie ma szyi i wygląda jak zdezorientowany człowiek kciuk.
– Słyszałaś? – syczy Shelley, żując gumę. – Alistair Morris z drużyny piłkarskiej, Esther! I to z pierwszego składu, Esther!
Mnie nie zdarzają się takie rzeczy. Shelley i Louise też nie. To po prostu fakt. Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami cztery lata temu głównie dlatego, że nikt inny nas nie lubił. Połączone statusem outsiderek, spędzamy większość czasu przy rowerowni, udając, że palimy naszego jedynego papierosa, którego miesiąc temu zwędziłyśmy starszemu bratu Lou.
– To pewnie żart – szepczę, ale moim ciałem w mundurku szkolnym wstrząsa nieznane dotąd uczucie. Alistair Morris to mega ciacho. Wygląda jak Charlie Simpson z zespołu Busted.
Louise odwraca się z powrotem do Nicka, chwilowo zajętego przepychanką z innym piłkarzem.
– EJ, NICK WILDE – wrzeszczy moja przyjaciółka, a on spogląda na nią. – TO JAKAŚ ŚCIEMA?!
Nick parska śmiechem, rzuca coś cicho do jednego z kolegów, a potem odpowiada:
– NIE! NA SERIO, ALISTAIR BUJA SIĘ W TWOJEJ KUMPELI. POWIEDZ JEJ, ŻEBY TU PRZYSZŁA. CHCE, NO, JĄ O COŚ ZAPYTAĆ, DOBRA?
Louise i Shelley gapią się na mnie, a ja na nie. Nie mamy pojęcia, jak zareagować. Ostatni raz wzbudziłyśmy w szkole coś na kształt zainteresowania w zeszłym semestrze. Jodie Matthews usłyszała, że dziadek powiedział do mnie „Fanny Adams”, kiedy odprowadzał mnie do szkoły. To zwykłe pieszczotliwe przezwisko, które wzięło się stąd, że na drugie imię mam Annie, ale Jodie i Janey Thompson przeprowadziły śledztwo internetowe i odkryły, że tak nazywała się ośmiolatka zamordowana w XIX wieku. Jej ciało posiekano na drobne kawałeczki, a z czasem żeglarze zaczęli określać w ten sposób gulasz mięsny. Od tamtej pory cała szkoła nazywa mnie Fanny Adams, a ja uważam, że to urocza ksywka i w ogóle mi to nie przeszkadza. Naprawdę.
– Idziemy tam? – syczy znów Shelley, a ja wzruszam ramionami nieco maniakalnym gestem.
– Nie wiem! – Serce wali mi jak oszalałe. – Myślicie, że nas wkręcają? Może poczekają, aż przyjdziemy, a potem zadrą nam bluzki do góry albo zaczną nam strzelać z ramiączek od staników?
Wszystkie spuszczamy wzrok na swoje wielkie ocieplane kurtki. Nie dają dostępu do niebezpiecznych rejonów.
– Uważam, że powinnyśmy pójść. – Lou kiwa głową z bojową miną, ale zauważam, że drży jej dolna warga. – Jeśli faktycznie chcą nas wkręcić, mogą to zrobić w każdej chwili, co nie? Więc chyba lepiej mieć to już za sobą? Poza tym – przysuwa się do mnie tak, że czuję na twarzy jej gorący oddech – może to prawda? Może naprawdę podobasz się Alistairowi Morrisowi? – Patrzymy znów w stronę chłopaków. Kopią swoje plecaki jak piłki, zaśmiewając się z tego. Tylko Alistair trzyma się trochę z boku i zerka na nas nerwowo, a potem szybko ucieka spojrzeniem.
– Okej. – Wypuszczam powietrze z płuc, a potem we trójkę zdecydowanym ruchem łapiemy się pod ręce. Przemierzamy dziedziniec powoli i ostrożnie, jakbyśmy wychodziły z okopów na pole bitwy. Śledzi nas pięćdziesiąt par zaciekawionych oczu. Z każdym krokiem jest mi coraz słabiej. Lou, którą mam po prawej, i Shelley, którą mam po lewej, idą pewnie, wyprężone jak struna. Pod koniec przesuwam się naprzód już tylko dzięki nim. Jakieś pięć metrów od chłopaków zatrzymujemy się i zdecydowanym gestem rzucamy torby na ziemię – no wiecie, jakbyśmy pod wpływem impulsu postanowiły, że od dziś będziemy jeść lunch właśnie w tym miejscu.
Nick woła do nas:
– To jak, Fanny Adams, podoba ci się Alistair czy nie?
– ZAMKNIJ SIĘ, Nick! – fuka Alistair, a Nick prycha kpiąco. Chłopcy zaczynają popychać Alistaira w naszym kierunku, a on stawia im tylko minimalny opór. Ze śmiechem zostawiają go samego przede mną, gdzie stoi ze zwieszonymi ramionami.
– NO DALEJ, DO ATAKU! – wrzeszczy jeden z jego kumpli, a ja muszę powstrzymywać się ze wszystkich sił, żeby stamtąd nie uciec. Czuję, jak moje przyjaciółki drżą: Louise ze strachu, a Shelley z podekscytowania faktem, że znalazłyśmy się w centrum zainteresowania. Cały rocznik na nas patrzy; wszyscy milkną w poczuciu, że Coś Się Dzieje.
– Jak tam, Esther? – odzywa się cicho Alistair Morris. – Jak tam, Louise? Jak tam, Shelley?
– Boszsz, Alistair Morris wie, jak się nazywamy – jęczy Louise, chociaż prawdopodobnie planowała powiedzieć to tylko do siebie.
– Przymknij się, Lou – warczy Shelley, która z naszej trójki najlepiej umie zachować zimną krew.
Chrząkam, modląc się w duchu, żeby mój głos nie zabrzmiał piskliwie.
– Cześć, Alistair – piszczę.
– Zaprosiłem cię do znajomych na Bebo – mamrocze, wbijając czubek buta w ziemię, a mnie świat rozmywa się przed oczami. Mama pozwala mi korzystać z internetu tylko w soboty, jak mam zaakceptować jego zaproszenie?
– Fajnie – bąkam, bo to wszystko, na co mnie stać.
– Chcesz monster munch? – Alistair podaje mi na wpół opróżnioną torebkę chrupek. Szelest folii w jego dłoni to najseksowniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałam.
– Nie – odpowiadam słabym głosem. – Piję jabłkowe tango. Uwielbiam jabłkowe tango.
– Spoko. – Kiwa głową, a ja dochodzę do wniosku, że chyba załapał, jakie pyszne jest jabłkowe tango.
Na tym etapie otacza nas już spora grupka gapiów – wpatrują się w nas niecierpliwie i czekają. Atmosfera gęstnieje. Ktoś mamrocze głosem Borata:
– Alistair Morris uważa, że Fanny Adams jest faaajnaaaaaa!
– Wiesz, yyy… – Alistair zawiesza głos, a ja wstrzymuję oddech. Moje nozdrza wypełnia silna woń płynu do golenia Lynx Africa i żelu, którym wysmarowane są jego włosy. – No, zastanawiałem się, czy może chciałabyś pójść do kina czy coś takiego. – Chrząka, a potem szybko dopowiada: – Znaczy się, ze mną.
Louise znów traci panowanie nad sobą: z ust wyrywa jej się pomruk ekscytacji, więc dźgam ją ostro łokciem w żebra.
– Mmmm, dobra, okej – dukam wreszcie. Mój głos brzmi, jakby dobiegał z miejsca oddalonego o tysiąc kilometrów. Serce bije mi w szaleńczym tempie i czuję, jak pod warstwami kurtki i mundurka cieknie mi po plecach strużka potu. Shelley wzmacnia uścisk, żeby dodać mi otuchy. Myślę o tym, że po szkole powinnyśmy przeanalizować to wszystko we trzy u mnie w domu. Czy to się w ogóle dzieje? Czy ja naprawdę tu jestem?
– Ekstra. – Alistair kiwa głową kilka razy, a potem posyła mi półuśmiech. Zauważam jego lekko krzywą jedynkę i w tym momencie postanawiam, że to będzie podobało mi się w nim najbardziej. Że właśnie dlatego szaleję za Alistairem Morrisem. Rozmawiając później z Louise i Shelley, rzucę mimochodem:
– On ma niesamowity uśmiech, wiecie? Uwielbiam ten jego krzywy ząb.
Idę na randkę z Alistairem Morrisem, Alistair Morris będzie moim chłopakiem.
On tymczasem przygryza wargę i znów obdarza mnie uśmiechem, za który go tak uwielbiam już od kilku sekund.
– Dasz mi do siebie numer?
– Spoko, tak, jasne. – Speszona powierzam Shelley jabłkowe tango, wyciągam telefon z klapką i odczytuję głośno swój numer, zapisany w kontaktach.
Zakochamy się w sobie – a właściwie ja już go kocham. Staniemy się obiektem zazdrości całego rocznika. Będziemy rozmawiać codziennie, całymi dniami, żeby wiedzieć o sobie wszystko. Połączy nas szaleńcza miłość, później weźmiemy ślub – zanim się zestarzejemy, tak gdzieś koło dwudziestki – a na weselu będę opowiadać gościom, że zawsze najbardziej uwielbiałam w mężu jego uśmiech.
– Napiszę do ciebie – obiecuje Alistair, podciągając plecak wyżej na ramieniu. – Nara. – Żegna się z Louise i Shelley oficjalnym skinieniem głowy, po czym wraca do kumpli. Witają go głośnymi okrzykami i walą po plecach z uznaniem. Ktoś w tłumie znów naśladuje Borata.
Nie mogę w to uwierzyć. Ja plus Alistair Morris równa się Wielka Nieskończona Miłość.ROZDZIAŁ 3
Bibi z entuzjazmem kiwa głową, kiedy rozrysowuję na tylnej okładce „Cosmour” __ Drzewo Zjebów z moimi byłymi. Wręczam jej gotowe dzieło, a ona przygląda mu się uważnie, usiłując odczytać szczegóły nagryzmolone na reklamie kosmetyków Kardashianek.
Zaciąga się e-papierosem. Opary o zapachu malinowym śmierdzą gorzej niż zwykły dym.
– To co, zaczniesz od początku? Od swojego pierwszego chłopaka?
Louise podskakuje na swoim miejscu.
– Aaaaach, Alistair Morris! Bosz, wydaje mi się, że to się wydarzyło w innym życiu!
Bibi posyła jej ponure spojrzenie. Źle znosi jakąkolwiek wzmiankę o tym, że Louise i ja znamy się dłużej; że chociaż o tym nie rozmawiamy, była przy mnie od początku; że Bibi wypełnia lukę po odejściu Shelley. Na samą myśl o tym czuję w gardle wielką gulę.
– Był dla ciebie taki dobry, tworzyliście naprawdę uroczą parę. – Louise milknie i uśmiecha się szelmowsko do Bibi. – Lizali się bez przerwy, Bibi, nawet sobie nie wyobrażasz, ile hektolitrów śliny na to poszło. Przez większość dziesiątej i jedenastej klasy Esther była poważnie odwodniona. – Bibi parska śmiechem, a Louise odwraca się znów do mnie. – Jak go znajdziesz, Est?
Prycham kpiąco.
– Tak jak się znajduje wszystkich znajomych ze szkoły. – Lou patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem, więc dodaję: – Na fejsie.
Trzęsącymi się dłońmi włączam na telefonie Messenger i szukam w nim swojej Pierwszej Miłości.
Jest.
Alistair Morris był jedynym jasnym punktem moich szkolnych lat. Jako gwiazda drużyny piłkarskiej miał dużo więcej znajomych niż Lou, Shelley i ja, ale odbiegał od stereotypu durnego sportowca. Był sympatyczny, zabawny i trochę głupawy – musiał ukrywać inteligencję, żeby nie wylecieć z paczki najfajniejszych ludzi w szkole. A kiedy zwrócił na mnie uwagę – kiedy autentycznie się mną zainteresował – uznałam, że odmieni całe moje życie.
Może to jeszcze możliwe?
W najgorszym razie będzie po prostu dobrym początkiem tej misji. Na pierwszy ogień pójdzie ktoś miły i nieszkodliwy, z kim naprawdę fajnie będzie odnowić kontakt.
Zaczynam pisać.
Esther Adams aktywny(a) teraz
Cześć, Alistair, przepraszam, że odzywam się tutaj po tych wszystkich latach… Wiem, że to trochę dziwne!
Nieruchomieję.
– Dopisać tu LOL? – pytam z niepokojem.
Louise i Bibi odpowiadają równocześnie:
– No pewnie!
– Chyba oszalałaś!
Moje przyjaciółki mierzą się wzrokiem.
– To może uśmieszek? – sugeruję ostrożnie, a obie z powagą kiwają głowami.
Esther Adams aktywny(a) teraz
Cześć, Alistair, przepraszam, że odzywam się tutaj po tych wszystkich latach… Wiem, że to trochę dziwne! :) Zastanawiałam się, co u ciebie, czy wszystko okej. Chętnie wybrałabym się kiedyś na drinka, żeby nadrobić zaległości, jeśli miałbyś ochotę. Esther
Znów przerywam pisanie.
– Fakt, bywają zgrabniejsze zagajki, ale jest krótko i na temat, prawda?
Obie wzruszają ramionami.
– Brzmi dobrze – rzuca Louise motywująco.
– Tak – przytakuje Bibi zdecydowanie. – Zanim zaczniesz z nim żartować, musisz się dowiedzieć, jaki teraz jest. Nie rozmawialiście ze sobą pewnie z dziesięć lat. Możliwe, że wyrósł na człowieka bez poczucia humoru.
– Przesłać mu buziaka? – pytam, ale Bibi sięga przez stół i klika przycisk „Wyślij”. Gapimy się we trójkę w komórkę. Żołądek ściska mi się z przerażenia, kiedy przy imieniu mojego pierwszego chłopaka pojawia się zielona kropka. Jest online.
O bosz, o bosz, o bosz.
Odpowiada niemal natychmiast, a gdy słowa pojawiają się na ekranie, Louise wyrywa się z ust zdławiony okrzyk.
Alistair Morris aktywny(a) teraz
Wal się, Esther
Hm.
Może ten cały projekt nie będzie taki łatwy, jak mi się wydawało.EKS NUMER 1:
ALISTAIR MORRIS
czyli Pierwsza Miłość
Część druga
Dom moich rodziców
Mój pokój
23:45
– Kurwa, tylko cicho, okej? – syczę, naciągając sobie kołdrę na głowę. – Sypialnia rodziców jest na drugim końcu przedpokoju, a wiesz, że jeśli nakryje nas mój tata, oboje zostaniemy zamordowani z zimną krwią.
– Wejdź na YouTube’a – proponuje Alistair, przysuwając się bliżej. – Na pewno są tam jakieś filmiki z instrukcją.
Otwieram wyszukiwarkę i wpisuję: „Jak założyć prezerwatywę, żeby na pewno nie zrobić dziecka”. Enter.
– Uff, mnóstwo tu tego. – Przeglądam wyniki i wciskam drugi link od góry. Słyszałam, że w restauracji dorośle jest wybrać drugie najtańsze wino z karty, zamiast zamówić najbardziej budżetową opcję, więc stosuję tę samą filozofię wobec wyników wyszukiwania. W końcu za czternaście minut kończę siedemnaście lat. Najwyższy czas, żebym zaczęła zachowywać się po dorosłemu.
Na przykład wreszcie przespała się z Alistairem Morrisem.
Oglądamy filmik, a ja staram się nie wzdrygać na widok oślizgłej gumki w dłoniach kobiety. Prezerwatywy są obrzydliwe i przeraża mnie, że musimy użyć czegoś takiego w naszą superromantyczną noc.
Ciągle nie mogę uwierzyć, że w końcu stracę dziewictwo.
– Pan Havana nie uczył was tego na biologii? – pyta Alistair po kolejnej minucie filmiku. Nie umiem rozpoznać emocji w jego głosie.
– Bleeeee! – Zmieniam pozycję pod kołdrą. Robi się tam gorąco. – Nie byłam w stanie na niego patrzeć, kiedy o tym mówił! Shelley musiała mi wszystko zrelacjonować po fakcie. Podobno rozpakował prezerwatywę, ale nie umiał jej wciągnąć na banana. Strzeliła mu w twarz, a cała klasa oszalała z radości. Poza tym założę się, że pan Havana nigdy w życiu nie uprawiał seksu – na litość boską, on ma włosy w uszach! Pewnie dlatego tak kiepsko sobie radził z prezerwatywą. – Mimo duchoty pod kołdrą przeszywa mnie dreszcz. – Nieważne. Nie zamierzam ryzykować, że zaliczymy wpadkę albo że złapię jakąś chorobę przenoszoną drogą płciową.
Czuję, że Alistair patrzy na mnie w ciemności.
– Esther, wiesz, że jestem prawiczkiem.
– To co?
– Nie mam żadnych chorób przenoszonych drogą płciową. Człowiek się z nimi nie rodzi.
Nie odzywam się, bo nie wiem, czy to prawda.
Filmik na YouTubie się kończy, a ja znów przenoszę wzrok na małą kwadratową paczuszkę. Wygląda zupełnie jak cukierek.
Przez minutę leżymy w milczeniu.
– Dobra – mówię wreszcie. – Chyba nie ma w tym nic trudnego. To jak, yy, jedziemy z tym koksem?
– Ee, a mógłbym wcześniej chociaż na chwilkę wyjść spod kołdry? – pyta grzecznie Alistair. – Zaraz się tu ugotuję.
– Okej – odpowiadam lekko zniecierpliwiona. – Ale seks uprawia się pod kołdrą, tak to działa. Poza tym w ten sposób stłumimy zwierzęce odgłosy, które najpewniej będę z siebie wydawać.
W słabym świetle lampki nocnej widzę, że oboje mamy wypieki.
– Mamy się pocałować? – pyta z wahaniem w głosie mój chłopak, a ja potakuję stanowczo. W końcu to ja kontroluję sytuację. To ja doszłam do wniosku, że wreszcie jestem gotowa na seks, i to ja zrobiłam rozeznanie w temacie.
– Tak – stwierdzam tonem ekspertki. – Gra wstępna ma ogromne znaczenie.
_Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej._