Siedem śmierci. Jak umierano w dawnych wiekach - ebook
Siedem śmierci. Jak umierano w dawnych wiekach - ebook
Co łączy najpotężniejsze kobiety Francji i Imperium Osmańskiego? Czym zasłużyli sobie na obraźliwe przydomki polscy książęta? Jakie niegodne występki doprowadziły do brutalnych morderstw na dworach Europy?
„Śmierć macocha, kto grzech kocha” – pisał Józef Baka, barokowy poeta, jezuita i misjonarz. Zmarł tak, jak żył – pobożnie i przykładnie, dając chlubny przykład rozpasanej polskiej szlachcie. I nie tylko jej zresztą.
Przed wiekami nad Wisłą szokowała „wielka nierządnica litewska”, słynna Barbara Radziwiłłówna, nad Wołgą trwogę siał Iwan IV Groźny, nad Loarą grzmiano na rozpasany dwór Walezjuszów, a nad Tamizą święte oburzenie budzili rozmiłowani w przepychu Tudorowie. W grzechu pławili się papieże, jak młody Jan XII, którego mąż kochanki przyłapał in flagranti i zakatował na śmierć. Pławili się i władcy, choćby niepohamowany w gniewie Bolesław Śmiały czy nieposkromiony w obżarstwie Ludwik VI zwany nie bez kozery Grubym… Ulegali mu młodzi pyszałkowie z wielkich rodów czy przekonane o własnej świętości katolickie królowe.
Ich grzeszne życie często kończyła nagła, tragiczna śmierć, którą poddani traktowali jako dowód na sprawiedliwy osąd każdego, kto dopuszczał się niegodziwości w życiu doczesnym. Nie byli ani pierwszymi, ani tym bardziej ostatnimi grzesznikami wśród wielkich tego świata.
Kościół już od czasów średniowiecza przestrzegał przed septem peccata capitalia – siedmioma grzechami głównymi, prowadzącymi do moralnego upadku. Na najbardziej zatwardziałych grzeszników, którzy nie chcieli powrócić na drogę prawości, czekała surowa kara i potępienie w zaświatach. W książce Siedem śmierci przedstawiamy barwne historie 49 mniej i bardziej znanych postaci sprzed stuleci, które, w opinii sobie współczesnych, zapłaciły najwyższą cenę za życie w grzechu.
Spis treści
Wstęp
Pycha
Wilhelm Adelin
Girolamo Savonarola
Henryk II
Elżbieta I Tudor
David Rizzio
Robert Devereux
George Villiers
Chciwość
Bezprym
Fryderyk I Barbarossa, Rudobrody
Filip IV Piękny
Francisco Pizarro
Pedro de Valdivia
Henryk IV Burbon
La Voisin
Nieczystość
Jan XII
Władysław III Laskonogi
Filip VI
Ludwik XII
Jan z Asturii
Franciszek I Walezjusz
Barbara Radziwiłłówna
Zazdrość
Jan bez Trwogi
Jerzy Plantagenet, książę Clarence
Elżbieta Batory
Thomas Overbury
Mahpeyker Kösem
Magdalena Sybilla von Neitschütz
Małgorzata Pomeroy
Obżarstwo
Ludwik Gruby
Bolesław III Rozrzutny
Edward IV
Katarzyna Medycejska
Franciszek Medyceusz
Alfons VI
Maria Ludwika Elż̇bieta Orleańska
Gniew
Bolesław Śmiały, zwany również Szczodrym
Przemysł II
Niccolò Machiavelli
Iwan IV Groźny
Sydonia von Borck
Henryk III Walezjusz
Marie Madeleine Marguerite d’Aubray, markiza de Brinvilliers
Lenistwo
Mieszko II Lambert
Edward II
Henryk VI Lancaster
Henryk IV Bezsilny
Maria Teresa Austriaczka
Michał Korybut Wiśniowiecki
Maria Klementyna Sobieska
Bibliografia
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66625-47-1 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Karą za grzech główny była śmierć, jeśli nie z ludzkiej, to z boskiej ręki. Skąd jednak pomysł, aby straszyć ogniem piekielnym bogobojnych katolików, dla których przez wieki religia była nieodłącznym elementem życia?
Spisu siedmiu grzechów głównych, a raczej złych skłonności lub wad głównych, zwyczajowo nazywanych grzechami, próżno byłoby szukać w Biblii, ich idea narodziła się bowiem dopiero w IV stuleciu w umyśle jednego z Ojców Pustyni, mistyka i teologa Ewagriusza z Pontu (345–399).
Po aferze miłosnej z zakochaną w nim kobietą o nieustalonej do dziś tożsamości Ewagriusz uciekł z Konstantynopola do klasztoru na egipskiej pustyni, gdzie stworzył listę ośmiu najgorszych pokus (logosmoi) dręczących ludzką duszę. Obejmowała ona: obżarstwo, nieczystość, chciwość, smutek, gniew, acedię, próżność i pychę, a przyjęta przez niego kolejność – od grzechów cielesnych po duchowe, od najlżejszych po najcięższe – wskazuje, w których skłonnościach pierwsi chrześcijanie dostrzegali największe zagrożenie.
Naukę Ewagriusza o wadach głównych, które są źródłem poważniejszych występków i nieprawości, rozwijał Jan Kasjan (360–435), późniejszy święty. Zarówno on, jak i poprzednik wyobrażali sobie je na wzór łańcucha, w którym każda ze złych skłonności łączyła się z następną.
Około roku 420 za pośrednictwem Jana Kasjana lista ośmiu złych uczynków dotarła z egipskich eremów do klasztorów na Zachodzie, gdzie półtora wieku później papież Grzegorz Wielki (ok. 540–604) odstąpił od tradycji, odwrócił pierwotną hierarchię i uznał, że wszystkie złe skłonności wynikają z pychy – grzechu szatana, buntownika przeciwko Bogu. W 590 r. zmodyfikował listę Ewagriusza, złe skłonności nazwał grzechami głównymi i ogłosił, że są śmiertelne. Dodał też nowy, drugi pod względem ważności grzech – zazdrość, i skrócił spis do siedmiu, wyłączając z klasyfikacji pychę (superbia) i łącząc apatię (acedia) ze smutkiem (tristitia) w jeden grzech lenistwa. Należy jednak pamiętać, że polski termin „lenistwo” nie jest zbyt trafiony i nie oddaje sensu łacińskiego słowa acedia, oznaczającego stan przygnębienia, rozpaczy i zniechęcenia, dlatego często niezrozumiałe wydaje się, dlaczego przez wieki do złych skłonności zaliczano melancholię i depresję.
Grzegorz Wielki zastosował następujący porządek: próżność (inanis gloria), zazdrość (invidia), gniew (ira), smutek (tristitia), skąpstwo (avaritia), łakomstwo (ventris ingluvies) i nieczystość (luxuria). Wyłączoną z klasyfikacji pychę traktował dość niekonsekwentnie – raz jako źródło wszelkich grzechów, a innym razem jako jedną z głównych wad, co w sumie sprowadzałoby ich liczbę do ośmiu.
Sporządzona przez papieża lista stała się fundamentem dla moralności średniowiecza i zaczątkiem nauki o grzechach głównych, wykładanej wiernym między innymi przez franciszkanów i dominikanów. Ustanowiony przez niego porządek, do którego odwoływali się w swojej literackiej twórczości Geoffrey Chaucer i Dante Alighieri, nie był jednak ostateczny i przez wieki, w zależności od tego, w którym z grzechów widziano większe zagrożenie, zmieniała się ich hierarchia i nazwy. Z upływem lat, wraz z bogaceniem się społeczeństwa, wzrosło na przykład znaczenie chciwości.
W średniowieczu ostatecznie utrwaliła się liczba siedmiu grzechów głównych (septem peccata capitalia), a pychę połączono z próżnością. Dla łatwiejszego zapamiętania grzechów pojawił się również akronim SALIGIA, używany na określenie wszystkich łącznie, utworzony od pierwszych liter łacińskich nazw: pycha (superbia), chciwość (avaritia), nieczystość (luxuria), zazdrość (invidia), obżarstwo (gula), gniew (ira) oraz lenistwo (acedia).
Na siedmiu grzechach głównych rachunek sumienia opierał sobór laterański IV (1215), wprowadzając obowiązek corocznej spowiedzi, a do ich upowszechnienia przyczyniło się nauczanie Tomasza z Akwinu. Później, zwłaszcza po soborze trydenckim (1545–1563), siedem grzechów głównych stało się stałym punktem oficjalnej nauki Kościoła.
W roku 1589 niemiecki biskup i łowca czarownic Peter Binsfeld opracował hierarchię demonów, z których każdy odpowiadał jednemu z siedmiu grzechów głównych. Demonem pychy, która była przyczyną upadku aniołów, uczynił Lucyfera. Za pana chciwości uznał Mammona, wyobrażanego jako demon rozsypujący monety. Nad nieczystością miał z kolei czuwać upadły anioł Asmodeusz, rozsiewający niezgodę między małżonkami, nad zazdrością Lewiatan (tutaj: również upadły anioł, a nie biblijny potwór morski), a nad łakomstwem dawny cherubin Beelzebub. Demonem gniewu miał być Amon, ziejący ogniem potwór z dziobem kruka i ogonem węża, którego imię nawiązywało zapewne do imienia egipskiego boga. Natomiast nad lenistwem sprawował pieczę kolejny z upadłych aniołów, Belfegor.
Chrześcijan fascynowały plastyczne opisy i ryciny przedstawiające wyobrażenia demonów i kar za grzechy. Najbardziej przerażającą wizję piekła, która przez wieki miała oddziaływać na ludzką wyobraźnię, stworzył jednak Dante w latach 1308–1321. Ukazując w Boskiej komedii wędrówkę poety przez jego dziewięć kręgów, opisał kary za każdy z siedmiu grzechów głównych, precyzyjnie dopasowane do winy.
Granice między grzechami często były płynne, lecz ludzie dawnych epok potrafili odczytać boskie znaki tam, gdzie współcześnie byśmy ich nie zobaczyli. Wierzyli również, że grzechy w sposób pośredni lub bezpośredni przyczyniały się do śmierci winowajców – tragicznych, tajemniczych albo makabrycznych. I tak, nie mieli problemu z uznaniem, że do śmierci Filipa IV Pięknego, pogromcy templariuszy, doprowadziła chciwość, a Bolesława Śmiałego, który podniósł rękę na pomazańca Bożego, biskupa Stanisława, zgubił gniew.
Dzisiaj na przyczynę wielu z tych zgonów spojrzelibyśmy inaczej, ale w przeszłości przykładna śmierć miała ogromne znaczenie. Była jedną z najważniejszych powinności życia, dawała nadzieję na boskie przebaczenie i otwierała drogę do nieba. A jeśli nie była przykładna? Cóż, dla wszystkich stawało się jasne, że jest karą za grzechy. Jakie? Teorię bez przeszkód można było dorobić, zwłaszcza że ówczesne sekcje zwłok nie zawsze dawały odpowiedź, a opowieści o skrytobójstwach, klątwach i pomście Bożej świetnie się sprzedawały.Pieter Bruegel starszy, cykl Siedem grzechów głównych.
Wikimedia Commons, domena publiczna.
Pycha
Pycha jest obrzękiem duszy wypełnionym ropą,
jeśli dojrzeje, pęknie, sprawi wielki odór.
Błyskawica na niebie zapowiada huk grzmotu,
a obecność próżności zwiastuje pychę.
Na wielką wysokość wznosi się dusza pysznego,
a stamtąd on sam strąca siebie w otchłań.
Ewagriusz z Pontu, O ośmiu duchach zła
W. Zatorski OSB, Osiem duchów zła, Tyniec 2012.Papież Grzegorz Wielki uznał pychę (superbia) za najgorszy z siedmiu grzechów głównych oraz matkę wszelkich występków. Definiowana jako grzech rozumu, rodzaj arogancji i poczucia własnej ważności, może sprawić, że człowiek w pewnym momencie odrzuci Boga, jak uczynił to zbuntowany anioł – Lucyfer, nie bez powodu uznawany za demona pychy.
Na liście ośmiu złych skłonności Ewagriusza z Pontu, spisanej w IV w., grzech ten obejmował dwie pokrewne wady – próżność (vana gloria lub inanis gloria) oraz pychę (superbia). Według pontyjskiego mnicha żądza próżnej chwały powoduje, że grzesznicy, chełpiący się wyzwaniami rzuconymi Bogu, szukają podziwu u innych. Ucieczka przed nią jest zaś bardzo trudna, ponieważ każde zwycięstwo nad słabością może stać się powodem pychy. Grzechu, który rodzi się z wartościowania i porównywania, egoizmu i fałszywej samooceny, i każe człowiekowi stawiać się ponad innymi. Próżni ludzie nade wszystko pragną sukcesu, pierwszeństwa i pochwał, ale nie doceniają bliźnich, przez co mogą doprowadzić swoją duszę i ciało do upadku. Często, jak to czynili królewscy faworyci – David Rizzio, Robert Devereux czy George Villiers – aspirując do awansu, zabiegają o uznanie ważnych osób lub wiążą się z monarszymi dworami, a wpływy i stanowiska, niekoniecznie zdobyte w uczciwy sposób, dają im poczucie bycia lepszymi od przeciętnych ludzi.
Ewagriusz porównywał próżność do dziurawego trzosa, w którym nic się nie utrzyma, natomiast w pysze widział przyczynę najgłębszego upadku duszy, ponieważ opanowany przez nią człowiek podkreślał swoją niezależność nawet wobec Boga. Nazywał ją urojeniem i złą gorliwością, która sprawia, że pyszałek przypisuje sobie liczne zasługi, gardzi otoczeniem, nie przyjmuje upomnień i nie potrafi pogodzić się przeciwnościami losu, a nawet ucieka się do oszustwa, żeby wzmocnić własny prestiż lub umniejszyć rolę rywali, co w efekcie przysparza mu wielu wrogów i może doprowadzić do samozagłady.
Grzegorz Wielki, który w VI w. połączył próżność i pychę w jeden grzech, wyróżniał cztery warianty pychy. Według niego w pierwszym przypadku pyszałek sądzi, że talenty i osiągnięcia zawdzięcza wyłącznie sobie; w drugim przyznaje co prawda, że zawdzięcza je Bogu, lecz uważa, iż mu się one należą; w trzecim szczyci się tym, czego nie posiada; a w czwartym pyszni się swoją wyjątkowością. W Boskiej komedii Dantego, dla którego pycha również stanowiła arcywadę, w piekle i czyśćcu najwięcej przebywało ludzi pyszniących się swoim rodowym pochodzeniem. Pychę zaś symbolizowała jedna z trzech bestii – lew, który wraz z wilczycą (chciwością) i panterą (rozwiązłością) uniemożliwiały bohaterowi powrót na ziemię.
Analizując tę niebezpieczną skłonność, Grzegorz Wielki stwierdził, że człowiek pyszny ma zaburzone poczucie sprawiedliwości, a Tomasz z Akwinu wiele stuleci później dodał (XIII w.), że wyniosłość zakłada wywyższanie się ponad innych i należne miejsce, jak to czynili królewscy faworyci, a nawet nieposłuszny wobec swoich zwierzchników Savonarola. Herezja, o którą został oskarżony, gdy zakwestionował autorytet papieża, była najgłębszą formą pychy, ponieważ odwoływała się nie do wiary, lecz do ludzkiego rozumu. Jak wierzono, jako grzech wynikający z błędnego sądu, należała do dewiacji intelektualnych, zaś konflikt pomiędzy rozumem a wiarą wystawiał duszę heretyka na zakusy szatana.
Próżność kojarzona była także z biblijną marnością, a więc ze wszystkim co ziemskie – pachnidłami, strojami i zwierciadłem. Grzeszyły nią zatem kobiety, które nie mogły pogodzić się z przemijalnością młodości i urody, na czele z Elżbietą I. Królowa, którą podobno zabiły używane w nadmiarze kosmetyki produkowane na bazie ołowiu, grzeszyła również troską o publiczny wizerunek, choć w jej wypadku wydaje się to w pełni uzasadnione.
Przy okazji warto nadmienić, że Tomasz z Akwinu podkreślał, iż przyrodzona miłość własna oraz pragnienie uznania nie są niczym złym, jeśli sława będzie zasłużona, ponieważ cechy te sprawiają, że człowiek pragnie dążyć do doskonałości. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy nie ma w tym umiaru – jeśli ambicja przerodzi się w nadmierny apetyt na zaszczyty, sława stanie się przyczyną samozadowolenia, a dobra materialne i niematerialne utwierdzą ich posiadacza w przekonaniu o tym, że z racji bogactwa przysługują mu specjalne prawa. Z próżności wypływa bowiem wiele negatywnych zjawisk, poczynając od chełpliwości czy hipokryzji, poprzez nieposłuszeństwo i upór, a kończąc na kłótniach i konfliktach, które w historii świata prowadziły do wielu tragedii. Jak w przypadku każdego z grzechów głównych, karą za pychę była śmierć, nierzadko z ręki osoby w jakiś sposób upokorzonej albo urażonej, czego przykład stanowią udane zamachy na Rizzia czy Villiersa.Hans Holbein młodszy, rycina z serii Danse macabre.
Wikimedia Commons, domena publiczna.
Wilhelm Adelin
(1103–1120)
był angielskim księciem i następcą tronu, jedynym prawowitym synem Henryka I Beauclerka i jego żony, Matyldy Szkockiej. Drugie imię Wilhelma wywodzi się ze staroangielskiego Ætheling i oznacza królewskiego syna. Wilhelm był chlubą i miłością swoich rodziców, a także nadzieją dynastii i poddanych. W 1119 r. książę poślubił córkę Fulka V, wówczas hrabiego Maine i Andegawenii, a później także króla Jerozolimy. Rok później złożył hołd z Normandii królowi Francji, Ludwikowi VI Grubemu. Nigdy nie wrócił do domu – zginął w katastrofie „Białego Statku”, który rozbił się o skały na normandzkim wybrzeżu nocą 25 listopada 1120 r. Wraz z księciem zginęli wszyscy pasażerowie i załoga, a ocalała tylko jedna osoba. Śmierć księcia była ogromną tragedią nie tylko dla króla, lecz także dla kraju. Królowa Matylda zmarła dwa lata wcześniej, a Henryk miał jeszcze tylko jedno ślubne dziecko, córkę Matyldę. Tron angielski ostatecznie przypadł jego kuzynowi, Stefanowi z Blois, który cudem uniknął śmierci w katastrofie „Białego Statku” – choroba powstrzymała go przed powrotem do kraju.Książę w morskich odmętach
Król Edward Wyznawca przepowiedział nadejście króla, w którym „nadzieja Anglii ścięta niczym drzewo, rozkwitnie ponownie, wyda owoce i położy kres cierpieniom”. Myślano, że chodzi o Wilhelma Adelina, lecz jak pisał Wilhelm z Malmesbury, Bóg chciał inaczej. Kronikarz nie wspomniał, że jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w historii średniowiecznej Anglii było skutkiem… zwykłej pychy.
Jedyny prawowity syn Henryka I Beauclerka Wilhelm był od najmłodszych lat przygotowywany do roli następcy angielskiego tronu. Do spraw jego wychowania i edukacji para królewska podchodziła „z wielką nadzieją i troską”1, a książę już jako dwunastolatek przyjął przysięgi na wierność od angielskich i normańskich panów. Wielkie nadzieje zostały jednak przekreślone ledwie u progu dorosłości.
Był rok 1120, a Henryk I przebywał wówczas na terenie Normandii, gdzie spędził ostatnie cztery lata na negocjacjach traktatu pokojowego z królem Francji Ludwikiem VI Grubym2 (któremu poświęcono osobny rozdział w tej książce, zob. s. 230). Jesienią postanowił wrócić do Anglii, by w domu spędzić nadchodzące święta. Kapitan Tomasz FitzStephen zaproponował królowi, by ten popłynął do kraju na jego nowym langskipie – „Blanche Nef”, zaznaczając, że jego dziadek, Airard, brał udział w inwazji Wilhelma Zdobywcy na Anglię3. Henryk postanowił wysłać na „Białym Statku” całą książęcą świtę, w tym dwóch swoich synów, a samemu popłynąć innym okrętem. Miał zwrócić się do kapitana słowami: „Powierzam ci moich synów Wilhelma i Ryszarda, których kocham jak moje własne życie”4. Jednak nie tylko następca tronu i najstarszy nieślubny syn znaleźli się na pokładzie. Popłynęła z nimi także nieślubna córka króla, Matylda, hrabina Perche, jego siostrzenica Maud wraz z mężem Ryszardem, hrabim Chester, Stefan z Blois, będący wnukiem Wilhelma Zdobywcy po kądzieli oraz świta licząca ponad setkę osób. FitzStephen obiecał, że na jego statku bezpiecznie dotrą do domu. Gdyby nie pycha księcia i załogi, z pewnością obietnicy udałoby się dotrzymać.
Dziś powiedzielibyśmy, że kwiat elity urządził sobie tamtej październikowej nocy tragiczną w skutkach popijawę. Czekał ich ponad stukilometrowy rejs w kierunku wybrzeży południowej Anglii, a humory dopisywały. Wśród kwiatu angielskiej szlachty i rycerstwa brylował Wilhelm Adelin5, jedyny prawowity syn Henryka i Matyldy Szkockiej, nazwany tym imieniem na cześć dziadka, Wilhelma Zdobywcy. Miał niespełna osiemnaście lat, był radosnym i towarzyskim młodzieńcem, uwielbianym i rozpieszczanym. Jeden z normandzkich kronikarzy opisał go jako młodzieńca „odzianego w atłasowe szaty obszyte złotym ściegiem, otoczonego przez tłum domowników i straży, promieniejącego w prawie niebiańskiej chwale”6. Nieustannie mu dogadzano i schlebiano, toteż stał się arogancki i przekonany o swojej wyjątkowości. Po zawarciu sojuszu między Anglią i Francją, umocnieniu pozycji jako następca tronu, a także doskonale zaplanowanym przez Henryka politycznym małżeństwie z córką hrabiego Andegawenii, młody książę miał powody do świętowania.
Impreza na „Białym Statku” opóźniła jego wyjście z portu o kilka godzin. Król już dawno pożeglował do domu, gdy jego syn wraz z resztą „złotej młodzieży” angielskiej nadal się bawił, a wino lało się strumieniami. Gdy kapłani przybyli z wodą święconą, aby pobłogosławić statek, arogancka młodzież nakazała im odejść, kpiąc z nich i wyśmiewając7. Co prawda „Biały Statek” był wspaniałą i potężną jednostką, zdolną przewieźć kilkuset pasażerów, z załogą liczącą aż pół setki ludzi. Normandzki historyk, Orderyk Vitalis, uważał go za okręt „znakomicie wyposażony i gotowy do służby królewskiej”8. W dodatku żegludze po Kanale sprzyjała pogoda – wiał południowy wiatr, a niebo było bezchmurne. Około północy, podczas nowiu Księżyca, „Biały Statek” podniósł kotwicę i wypłynął do Anglii. Zamroczeni winem i rozochoceni młodzieńcy chcieli sprawdzić możliwości jednostki w przekonaniu, że uda im się dopłynąć do Anglii przed Henrykiem – chcieli płynąć przy w pełni rozwiniętym żaglu i wiosłując z maksymalnym wysiłkiem. Rozsądkiem wykazał się, jako jeden z nielicznych, dwudziestokilkuletni Stefan z Blois, który opuścił kuzyna, wymawiając się rozstrojem żołądka, i powrócił do domu na innym statku. Tym samym ocalił życie.
„Noc była ciemna, gdy młoda i niedoświadczona załoga, zamroczona trunkami, odbiła od brzegu – pisał Wilhelm z Malmesbury. – Statek mknął szybciej niż strzała, tnąc morskie fale, aż przez nieuwagę pijanej załogi uderzył w skałę wystającą z morza niedaleko od brzegu”9. Nie wiadomo, jaki był powód tragedii. Czy zawiodła pycha pijanej załogi? Czy błąd w nawigacji sprawił, że statek wpłynął na skałę? A może to sam Bóg, jak rozpisywali się potem saksońscy kronikarze, ukarał pychę angielskiej młodzieży, która wyśmiała duchownych i zrezygnowała z błogosławieństwa10? Bez względu na przyczynę, wspaniały okręt rozbił się tuż przy wyjściu z portu, nieopodal Bas de Catteville, a przez głęboki otwór lodowata woda błyskawicznie dostała się do wnętrza. Wilhelm początkowo wydostał się ze statku na łodzi ratunkowej i niewiele brakowało, by bezpiecznie dopłynął do portu. Jednak pośród krzyków tonących rozpoznał głos swojej siostry Matyldy i nie chciał zostawić jej na pastwę głębin. Łódkę z księciem zatopili inni rozbitkowie, którzy w desperacji zaczęli wdzierać się na pokład. Wraz z Wilhelmem i jego siostrą zginęli wszyscy pasażerowie i załoga poza jednym człowiekiem. Był to rzeźnik z Rouen imieniem Berauld, który na statku znalazł się zupełnie przypadkowo. Ocaliły go skóry baranie, w które się owinął, i drewniana belka, na której podryfował do brzegu. Jak pisał Wilhelm z Malmesbury, „przez całą noc uczepiony masztu, przeżył, by następnego dnia opowiedzieć całą tę straszliwą historię”11.
Tymczasem król bezpiecznie dotarł do domu dzięki doświadczonej i ostrożnej załodze. Natychmiast przystąpiono do przedświątecznych przygotowań. Wieści o tragedii dotarły na dwór szybko i na pewien czas zatajono je przed Henrykiem. Nikt nie chciał wziąć na siebie ciężaru poinformowania władcy, że stracił troje dzieci, w tym następcę tronu. Tym bardziej że trudności sprawiło odnalezienie ciał, których „szlachetne członki stały się pokarmem okrutnych bestii z głębin”12. W końcu do króla posłano chłopca, który z płaczem opowiedział mu o tragedii. Według Orderyka Vitalisa Henryk „upadł na ziemię, przygnieciony bólem”13. Ponoć od tamtego dnia na jego twarzy już nigdy nie widziano uśmiechu14.
Katastrofa „Białego Statku” nie była jedynie osobistą tragedią dla Henryka, który stracił syna i następcę, lecz również dla dynastii normandzkiej. „Żaden statek nie przyniósł Anglii tak wielkiej rozpaczy, żaden nie okrył się tak ponurą sławą na świecie” – pisał Wilhelm z Malmesbury. Zginął „cały kwiat dworu, czy to rycerze, czy kapłani, a także synowie szlachetnych rodów, szkoleni na rycerzy”15. Przede wszystkim jednak zginął następca tronu Anglii, który gwarantował pokój między Normandią i Andegawenią. Książę pozostawił dwunastoletnią wdowę – Matyldę, córką Fulka V, hrabiego Andegawenii i przyszłego króla Jerozolimy. Pod znakiem zapytania stanął również pokój z Francją. Wszystkie marzenia, plany i nadzieje Henryka zostały obrócone wniwecz przez pychę i lekkomyślność jego syna, a angielski tron miał przypaść Stefanowi z Blois, pogrążając Europę Zachodnią w chaosie na kolejne trzy dekady.
Treść dostępna w pełnej wersji.
1 J.A. Giles, William of Malmesbury’s Chronicle of the Kings of England, London 1847, s. 454.
2 T. Young, Introduction to English History, Dublin and London 1867, s. 26.
3 D. Jones, Plantageneci. Waleczni królowie, twórcy Anglii, tłum. M. Karwowska, Kraków 2014, s. 4.
4 Ibidem.
5 Przydomek ten stanowił tradycyjny anglosaski tytuł noszony przez następcę tronu. Także ojca Wilhelma, Henryka I, zwano Aethelingiem.
6 D. Jones, op. cit., s. 3.
7 D. Jones, op. cit., s. 5.
8 Ibidem.
9 J.A. Giles, op. cit., s. 455–456.
10 T. Young, op. cit., s. 26.
11 J.A. Giles, op. cit., s. 456.
12 Ibidem, s. 457.
13 D. Jones, op. cit., s. 7.
14 T. Young, op. cit., s. 26.
15 J.A. Giles, op. cit., s. 456.