Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Siła pięciu zmysłów. Poczuj więcej i odkryj radość życia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 października 2023
Ebook
54,90 zł
Audiobook
54,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Siła pięciu zmysłów. Poczuj więcej i odkryj radość życia - ebook

Jak w pełni wykorzystać potencjał naszych zmysłów? W jaki sposób słuchać, żeby usłyszeć? Jak patrzeć, żeby faktycznie dostrzegać? „Siła pięciu zmysłów” to wciągająca, wielowymiarowa opowieść, pełna odkryć oraz praktycznych sugestii na temat tego, jak wyostrzyć zmysły i wykorzystać nasze naturalne zdolności, aby mieć pełniejsze i bogatsze życie.

Autorka książki, Gretchen Rubin, udowadnia, że w zgiełku codziennych spraw, nasze zmysły mogą oferować natychmiastowy sposób na poprawę nastroju, uspokojenie, a także na zaangażowanie się w otaczający nas świat. Rubin bada tajemnice pięciu zmysłów i dostrzega w nich drogę do szczęśliwszego, bardziej uważnego życia. Praktykuje zdobytą wiedzę, czerpiąc z nauki, filozofii, literatury i własnych doświadczeń, dzięki czemu odkrywa głęboką moc płynącą z dostrojenia się ze światem.

Autorka „Projektu szczęście” okrzykniętego bestsellerem NYT w najnowszej książce przedstawia drogę do życia pełnego energii, kreatywności, szczęścia i miłości poprzez wykorzystanie SIŁY PIĘCIU ZMYSŁÓW.

”Moje ciało stało się dla mnie azylem. Mogłam do niego raz po raz powracać, gdy szukałam ukojenia dla duszy. ” - fragment książki

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-968804-0-6
Rozmiar pliku: 3,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zo­ba­czyć to, czego bra­kuje

Kilka lat temu wy­da­rzyło się coś po­zor­nie zwy­czaj­nego, co jed­nak wstrzą­snęło moim ży­ciem.

Mia­no­wi­cie po­je­cha­łam do oku­li­sty.

Obu­dzi­łam się w pe­wien zi­mowy czwar­tek i stwier­dzi­łam, że oczy mi się kleją i że czuję się tak, jak­bym miała w nich pia­sek. Po­cząt­kowo nie­spe­cjal­nie się tym prze­ję­łam i po pro­stu wsta­łam z łóżka, po­tem jed­nak we­szłam do ła­zienki i spoj­rza­łam w lu­stro. Ze zdu­mie­niem stwier­dzi­łam, że białka mo­ich oczu przy­brały wście­kle ró­żową barwę, a rzęsy mam po­skle­jane. Kla­syczne za­pa­le­nie spo­jó­wek. Igno­ro­wa­łam pro­blem tak długo, jak tylko się dało, ale w końcu po­szłam do oku­li­sty. Na tym eta­pie ro­bi­łam już, co mo­głam, żeby nie do­ty­kać twa­rzy.

Ileż razy sie­dzia­łam w tym fo­telu i li­czy­łam cer­ty­fi­katy za­wie­szone na ścia­nie wy­ło­żo­nej ja­snym drew­nem! Dla ko­goś, kto nie bywa w ta­kich ga­bi­ne­tach, ma­sywny sprzęt oku­li­styczny może wy­glą­dać groź­nie, ale ja oglą­da­łam go od trze­ciej klasy pod­sta­wówki. Gdy się oka­zało, że mu­szę za­cząć no­sić oku­lary, by­łam nie­po­cie­szona. Od­kąd jed­nak za­ło­ży­łam je i stwier­dzi­łam, że wi­dzę do­kład­nie ptaka na ga­łęzi i twa­rze dzieci na placu za­baw, od razu przed­miot ten stał mi się bli­skim przy­ja­cie­lem.

Żwa­wym kro­kiem do ga­bi­netu wkro­czył le­karz. Zer­k­nął mi w bar­dzo ró­żowe oczy i po­twier­dził moją ama­tor­ską dia­gnozę, po czym prze­pi­sał kro­ple. Na po­że­gna­nie rzu­cił od nie­chce­nia:

– Tylko pro­szę nie za­po­mnieć o ru­ty­no­wej kon­troli w naj­bliż­szym cza­sie. Jak pani do­brze wie, jest pani w gru­pie szcze­gól­nie na­ra­żo­nej na od­war­stwie­nie siat­kówki.

– Słu­cham? – za­py­ta­łam, od­wra­ca­jąc się na pię­cie. – Pierw­sze sły­szę.

– Ma pani dużą krót­ko­wzrocz­ność, a to zwięk­sza ry­zyko, że siat­kówka się ode­rwie i prze­mie­ści. To bar­dzo nie­bez­pieczne, bo może skut­ko­wać za­bu­rze­niami wzroku. Gdyby do­szło do tego, na­leży od razu pod­jąć le­cze­nie.

Mó­wił to cał­kiem swo­bod­nym to­nem, zu­peł­nie jakby przy­po­mi­nał o ko­niecz­no­ści pra­wi­dło­wego na­wad­nia­nia or­ga­ni­zmu albo sma­ro­wa­nia skóry kre­mem z fil­trem.

– Prze­pra­szam – po­wie­dzia­łam – ale czy mógłby mi to pan wy­ja­śnić jesz­cze raz?

Na­gle przy­po­mnia­łam so­bie, że tuż przed przyj­ściem le­ka­rza pie­lę­gniarka wspo­mniała coś o „du­żej krót­ko­wzrocz­no­ści”. Le­karz wszystko po­wtó­rzył, a ja słu­cha­łam z na­ra­sta­ją­cym prze­ra­że­niem. Je­den z mo­ich zna­jo­mych stra­cił nie­dawno wzrok w znacz­nym stop­niu wła­śnie na sku­tek od­war­stwie­nia siat­kówki. Tak mnie to wy­trą­ciło z rów­no­wagi, że le­dwo mo­głam się sku­pić na tym, co mówi le­karz. (Nie zro­bi­łam też no­ta­tek, mimo że za­zwy­czaj no­tuję).

– Wi­dzimy się za­tem nie­długo na kon­troli, do­brze? – po­wie­dział na ko­niec.

– Tak, dzię­kuję – od­par­łam i cał­ko­wi­cie zbita z tropu po­ma­sze­ro­wa­łam na ko­ry­tarz.

Gdy już się tam zna­la­złam, coś we mnie drgnęło. Ogar­nęło mnie prze­ra­że­nie. Mój wzrok! Do czasu tej roz­mowy ni­gdy spe­cjal­nie nie za­sta­na­wia­łam się nad tym, że wi­dzę. Moje za­in­te­re­so­wa­nie tym te­ma­tem ogra­ni­czało się do pil­no­wa­nia ak­tu­al­no­ści re­cept na so­czewki kon­tak­towe.

Wra­ca­jąc do domu w mięk­kim świe­tle za­cho­dzą­cego słońca, w pew­nym mo­men­cie so­bie uświa­do­mi­łam, że dawno już nie przy­glą­da­łam się tym tak przeze mnie uko­cha­nym uli­com No­wego Jorku. A co bę­dzie, je­śli pew­nego dnia za­czną mi się roz­my­wać lub w ogóle znikną mi z oczu?

Gdy skrę­ci­łam w jedną z ulic, po­czu­łam na­gle, jak wy­ostrzają mi się zmy­sły – zu­peł­nie jakby ktoś w jed­nej chwili po­prze­sta­wiał w moim mó­zgu wszyst­kie ob­słu­gu­jące je gałki na maksa. Oczami peł­nymi lep­kiej mazi wpa­try­wa­łam się w świe­tli­ste szare niebo nad bu­dyn­kami i kar­bo­wane fio­le­towe li­ście ozdob­nego jar­mużu ro­sną­cego w trzech do­ni­cach. Słuch re­je­stro­wał co­dzienny har­mi­der sy­ren, mło­tów pneu­ma­tycz­nych, klak­so­nów i okrzy­ków. No­sem czu­łam mie­sza­ninę sa­mo­cho­do­wych wy­zie­wów, ma­ri­hu­any i orzesz­ków opie­ka­nych w mio­dzie ser­wo­wa­nych z wózka przez ulicz­nego sprze­dawcę.

Ni­gdy wcze­śniej nie do­zna­wa­łam świata z taką in­ten­syw­no­ścią. To było coś ab­so­lut­nie nad­zwy­czaj­nego. Szłam przed sie­bie za­chwy­cona tym do­świad­cze­niem. Mia­łam ochotę śmiać się w głos i wo­łać do prze­chod­niów: „Pa­trz­cie na te drzewa! Czyż nie są piękne?”. Uświa­do­mi­łam so­bie, że do­tąd wszystko to trak­to­wa­łam jako coś zu­peł­nie oczy­wi­stego: te ko­lory, te dźwięki, te wra­że­nia na­pły­wa­jące z ota­cza­ją­cego mnie świata.

Spa­cer do domu trwał za­le­d­wie dwa­dzie­ścia mi­nut, ale na­wet w tym krót­kim cza­sie udało mi się prze­żyć coś me­ta­fi­zycz­nego. Cały czas my­śla­łam: „To do­świad­cze­nie . To do­świad­cze­nie . Ale to rów­nież . To się już ni­gdy nie po­wtó­rzy”.

W tym mo­men­cie uzmy­sło­wi­łam so­bie coś bar­dzo waż­nego. Do­tarło do mnie, że moje ciało i jego zdol­no­ści mam do dys­po­zy­cji te­raz – i że to nie bę­dzie trwało wiecz­nie. Na stu­diach mo­głam czy­tać przy sła­bym świe­tle ta­nie wy­da­nie Henry’ego Ja­mesa. Te­raz mu­sia­łam po­więk­szać ob­raz na smart­fo­nie, żeby od­po­wie­dzieć na e-ma­ile. Pew­nego dnia nie usły­szę już, jak mój mąż Ja­mie prze­cią­gle ziewa. Być może nie będę mo­gła na­wet zo­ba­czyć, jak nasz pies Bar­naby ra­do­śnie bie­gnie przez miesz­ka­nie, nio­sąc w py­sku uko­chaną plu­szową za­bawkę. Na­sza córka Eliza już się wy­pro­wa­dziła, za parę lat to samo zrobi za­pewne Ele­anor.

Oczy­wi­ście dbam o swoje ciało: sta­ram się wy­sy­piać, ćwi­czę i zdrowo się od­ży­wiam, cho­dzę na kon­trole do le­ka­rza i przyj­muję szcze­pionki, no­szę oku­lary prze­ciw­sło­neczne i za­pi­nam pasy bez­pie­czeń­stwa w sa­mo­cho­dzie. Czy jed­nak w pełni do­ce­niam wła­sne ciało i jego po­ten­cjał? Czy roz­ko­szuję się na bie­żąco każ­dym dniem mo­jego ży­cia? Czy do­sta­tecz­nie dużo uwagi po­świę­cam lu­dziom, któ­rych ko­cham?

Gdy przy­kła­da­łam bre­lo­czek z chi­pem do czyt­nika do­mo­fonu, w mo­jej gło­wie za­świ­tała jesz­cze jedna oczy­wi­stość, z któ­rej do­tąd nie zda­wa­łam so­bie sprawy. Do­tarło do mnie, że mój czas upływa. Mrok po­woli prze­su­wał się ku wscho­dowi. Po­chła­niał Cen­tral Park i moje ży­cie. Za nic nie chcia­łam do­trzeć do tej ostat­niej chwili ze świa­do­mo­ścią: .

We­szłam do pu­stego miesz­ka­nia, ale już kilka chwil póź­niej z przed­po­koju do­biegł mnie głos Ja­miego. Po­bie­głam w pod­sko­kach, żeby go po­wi­tać.

– Cześć! – po­wie­dzia­łam, czu­jąc na­gły przy­pływ mi­ło­ści. – Jak twój dzień?

Po­ca­ło­wa­łam go, przy oka­zji zwra­ca­jąc uwagę na lekki za­rost na jego po­liczku. Gdy po­tem roz­ma­wia­li­śmy, wpa­try­wa­łam się w niego bar­dzo in­ten­syw­nie. Stwier­dzi­łam, że już dawno nie przy­glą­da­łam się zie­leni jego oczu i si­wym pa­smom po­śród jego ciem­nych wło­sów.

Cze­ka­łam na Elizę i Ele­anor, które miały do­trzeć z dziad­kami na ko­la­cję. Gdy sta­nęły w drzwiach, za­sko­czyło mnie, ja­kie są wy­so­kie – zu­peł­nie jak­bym przez ostat­nie mie­siące pa­trzyła na nie, ale ich nie wi­działa.

– Cześć! – po­wie­dzia­łam, każdą z nich długo przy­tu­la­jąc.

– Cześć! – od­po­wia­dały, za­sko­czone tym na­głym wy­bu­chem en­tu­zja­zmu z mo­jej strony.

Przy­cią­gnę­łam do sie­bie naj­pierw Elizę, po­tem Ele­anor. Sta­ra­łam się roz­róż­nić za­pa­chy ich szam­po­nów. W jed­nym wy­czu­łam miód, w dru­gim śliwkę. Gdy były małe, utrzy­my­wa­ły­śmy bli­ski kon­takt fi­zyczny. Dużo no­si­łam je na rę­kach, ką­pa­łam, kar­mi­łam, ko­ły­sa­łam i przy­tu­la­łam. Po­tem uro­sły, a ja zwięk­szy­łam dy­stans. Stwier­dzi­łam, że sta­now­czo zbyt dużo czasu już mi­nęło, od­kąd je przy­tu­la­łam.

Po­sta­no­wi­łam to zmie­nić.

ZA­PA­LE­NIE SPO­JÓ­WEK USTĄ­PIŁO PO KILKU DNIACH, ale ja nie mo­głam prze­stać my­śleć o tym, czego do­świad­czy­łam.

Od lat zaj­muję się zgłę­bia­niem na­tury czło­wieka i po­szu­ki­wa­niem drogi do szczę­śliw­szego ży­cia. Pro­wa­dzę stu­dia nad du­szą. W ten spo­sób od­kry­łam, mię­dzy in­nymi, że szczę­ście można bu­do­wać wy­łącz­nie na fun­da­men­cie sa­mo­po­zna­nia. Im dłu­żej za­sta­na­wia­łam się nad wła­snym tem­pe­ra­men­tem, war­to­ściami i za­in­te­re­so­wa­niami, tym wię­cej ra­do­ści czer­pa­łam z ży­cia – i dla­tego po­świę­ca­łam dużo czasu na to, żeby le­piej po­znać samą sie­bie. Za­nim za­czę­łam bacz­nie się so­bie przy­glą­dać, wy­cho­dzi­łam z za­ło­że­nia: „Po­znać sa­mego sie­bie – prze­cież to nie może być skom­pli­ko­wane! W końcu spę­dzam we wła­snym to­wa­rzy­stwie cały dzień”. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak sa­mo­po­zna­nie to nie lada sztuka.

Aby le­piej po­znać samą sie­bie, za­da­wa­łam so­bie wiele py­tań: „Komu za­zdrosz­czę?”, „W ja­kich spra­wach kła­mię?”, „Co ro­bi­łam dla roz­rywki, gdy mia­łam dzie­sięć lat?”, „W jaki spo­sób wcie­lam w ży­cie wła­sne war­to­ści?”. Zre­ali­zo­wa­łam też kil­ka­na­ście po­sta­no­wień, które miały po­zy­tyw­nie wpły­nąć na moje po­czu­cie szczę­ścia: „Od­no­wić starą przy­jaźń”, „Prze­strze­gać za­sady jed­nej mi­nuty”, „Ob­cho­dzić po­mniej­sze święta”, „Żyć z więk­szym roz­ma­chem”.

Po­mimo tych wszyst­kich wy­sił­ków w ostat­nich la­tach co­raz czę­ściej do­cho­dzi­łam do wnio­sku, że moje ży­cie w nad­mier­nym stop­niu to­czy się w mo­jej gło­wie – że czuję się ode­rwana od świata i in­nych lu­dzi, a w re­zul­ta­cie od sie­bie. Po­je­cha­łam na drugi ko­niec kraju, z No­wego Jorku do Los An­ge­les, żeby zo­ba­czyć się z moją sio­strą Eli­za­beth, ale po po­wro­cie do­tarło do mnie, że ani razu nie od­no­to­wa­łam tak cha­rak­te­ry­stycz­nej dla niej ge­sty­ku­la­cji. Nie po­tra­fi­łam też po­wie­dzieć, czy na­dal nosi co­dzien­nie okrą­gły na­szyj­nik. Za­czę­łam się za­sta­na­wiać, czy pod­czas tej wi­zyty w ogóle jej się przyj­rza­łam.

Długo pró­bo­wa­łam od­gad­nąć, czego wła­ści­wie bra­kuje w moim ży­ciu. Od­po­wiedź na to py­ta­nie zna­la­złam pod­czas tego pa­mięt­nego spa­ceru od oku­li­sty. . Do­tąd trak­to­wa­łam moje ciało jak sa­mo­chód, któ­rym mój umysł jeź­dzi po mie­ście. Tym­cza­sem ciało nie jest prze­cież tylko środ­kiem trans­portu dla du­szy – na który zwraca się uwagę tylko wtedy, gdy się psuje. Ciało, po­nie­waż , sta­nowi ważny łącz­nik mię­dzy mną a świa­tem ze­wnętrz­nym i in­nymi ludźmi.

Oczy­wi­ście zda­wa­łam so­bie sprawę, że mogę za­znać w ży­ciu szczę­ścia i speł­nie­nia, na­wet gdy­bym z ja­kie­goś po­wodu utra­ciła nie­które zdol­no­ści mo­jego ciała. Z prze­ra­że­niem my­śla­łam jed­nak o tym, że pew­nego dnia mogę za­tę­sk­nić za tym wszyst­kim, na co nie zwra­ca­łam uwagi. Dziś być może my­ślę: „Nie mam czasu na wy­cieczkę do Do­liny Śmierci”, ale je­śli stracę wzrok, to będę so­bie wy­rzu­cać: „Że też nie po­je­cha­łam obej­rzeć pu­styni Mo­jave”. Jedni ko­chają góry, dru­dzy mo­rze, jesz­cze inni za­chwy­cają się łą­kami, je­zio­rami czy la­sami. Być może ja je­stem mi­ło­śniczką piasz­czy­stych wydm i na­wet o tym nie wiem!

Gdyby się nad tym tak na­prawdę do­brze za­sta­no­wić, to czy po­tra­fię po­wie­dzieć, jaki ko­lor ja­goda ma w środku? Lata całe mi za­jęło, żeby so­bie uświa­do­mić, że nie po­do­bają mi się prace Pa­bla Pi­cassa, za to uwiel­biam Tho­masa Cole’a. Albo że wolę her­batę en­glish bre­ak­fast od earl greya. Kiedy mama zo­ba­czyła mnie w moim ulu­bio­nym ze­sta­wie do jogi, po­wie­działa: „Fajny po­mysł, żeby za­ło­żyć coś gra­na­to­wego za­miast czar­nego”, a ja do­piero wtedy spo­strze­głam, że moje spodnie rze­czy­wi­ście są ciem­no­nie­bie­skie. Miesz­kam w No­wym Jorku, ale ni­gdy mi się nie zda­rzyło do­strzec na ulicy ko­goś sław­nego.

To nie tak, że szłam przez ży­cie jak lu­na­tyk. Go­dzi­nami czy­ta­łam, pi­sa­łam i roz­ma­wia­łam z ludźmi. Two­rzy­łam li­sty, kre­śli­łam plany, wy­zna­cza­łam cele. Li­czy­łam kroki. Ani na chwilę nie prze­ry­wa­łam pro­cesu bacz­nego przy­glą­da­nia się so­bie. Cały czas roz­my­śla­łam, co zro­bić, aby stać się tym czło­wie­kiem, któ­rym chcę być. Tam­ten spa­cer od le­ka­rza do domu po­mógł mi zro­zu­mieć, że jak­kol­wiek bar­dzo ce­ni­łam so­bie w ży­ciu tę in­ten­syw­ność, pro­duk­tyw­ność i po­rzą­dek, cał­ko­wi­cie lek­ce­wa­ży­łam . Od tam­tej pory wciąż się za­sta­na­wia­łam, co jesz­cze mo­gła­bym od­kryć, gdy­bym sku­piła się na zmy­słach.

Sama nie wiem, kiedy za­czę­łam lu­bić piwo im­bi­rowe i od kiedy dreszcz prze­cho­dzi mnie po ple­cach na dźwięk te­le­fo­nicz­nego dzwonka o na­zwie „Rip­ples”. A kiedy wła­ści­wie Eliza za­częła no­sić tyle pier­ścion­ków? Od­kąd to Ele­anor bie­rze prysz­nic przy gło­śnej mu­zyce? Czy Ja­mie od dawna zjada ta­kie ilo­ści jo­gurtu grec­kiego? Wra­że­nia zmy­słowe miały moc wzmac­nia­nia więzi, które łą­czyły mnie z in­nymi ludźmi. Pod­kre­ślały też do­świad­cze­nia, które chcia­łam za­pa­mię­tać.

Tam­tego po­po­łu­dnia, gdy po­szłam le­czyć za­pa­le­nie spo­jó­wek, od­kry­łam trzy rze­czy. Po pierw­sze, że chcę bar­dziej do­ce­niać po­je­dyn­cze chwile w moim ży­ciu. Po dru­gie, że chcę opu­ścić gra­nice wła­snej głowy i wkro­czyć w sferę ży­cia. Po trze­cie zaś, że chcę po­głę­biać wie­dzę o świe­cie i o lu­dziach, a przez to także o so­bie.

Pod­czas tego spa­ceru z wielką in­ten­syw­no­ścią po­czu­łam, że żyję. Udało mi się to, po­nie­waż przyj­rza­łam się z bli­ska tym wra­że­niom, które mnie w tam­tym mo­men­cie prze­peł­niały. Tamto do­świad­cze­nie po­mo­gło mi wy­ty­czyć drogę na­przód. Od­tąd za­mie­rza­łam za­jąć się ba­da­niem pię­ciu zmy­słów. Nie chcia­łam zmar­no­wać już ani chwili wię­cej.

WIE­DZIA­ŁAM OCZY­WI­ŚCIE, ŻE TEN CEL – upa­ja­nie się zmy­słami – nie­ła­two bę­dzie osią­gnąć. Lu­dzie czę­sto z wielką przy­jem­no­ścią od­dają się za­ję­ciom, które po­zwa­lają im uzy­skać łącz­ność z cia­łem. Bie­gają, pły­wają, ło­wią ryby, grają na in­stru­men­tach mu­zycz­nych. Ja tym­cza­sem czy­tam książki. Gdy­bym zaś miała wska­zać hobby, które w ja­kimś stop­niu po­lega na uży­wa­niu ciała, to poza gła­ska­niem psa pew­nie nic bym nie wy­my­śliła.

Zmysł smaku mam nie­zbyt wy­su­bli­mo­wany. Gu­stuję w pro­stych po­sił­kach. Lu­bię na przy­kład ja­jecz­nicę z na­szej oko­licz­nej ja­dło­dajni. Źle się czuję po al­ko­holu, więc co naj­wy­żej od czasu do czasu po­zwa­lam so­bie na lampkę wina. Cza­sem spodoba mi się ja­kaś pio­senka, ale mu­zyki słu­cham tylko oka­zjo­nal­nie. Ma­saż wolę płyt­szy od głęb­szego, mięso za­ma­wiam wy­sma­żone, a sosy wy­bie­ram ła­godne. Za­chwy­cam się dzie­łami sztuki przez więk­szość lu­dzi uwa­ża­nych za „ładne”.

Nie wkła­dam zbyt wiele wy­siłku w to, aby nada­wać moim do­świad­cze­niom ja­kiś wy­jąt­kowy cha­rak­ter. Za­wsze przed­kła­dam wy­godę nad przy­jem­ność. Pod­czas gdy nie­któ­rzy po­świę­cają mnó­stwo czasu na to, aby za­pa­rzyć ide­alną kawę, ja wy­pra­co­wa­łam sys­tem, któ­rzy po­zwala za­pa­rzyć ją szybko i pro­sto – na­par na­le­wam do wiel­kiego kubka, a nie do ma­łej fi­li­ża­neczki, która nie­jako au­to­ma­tycz­nie wy­mu­sza roz­ko­szo­wa­nie się każdą kro­plą. Na święta na­wet do głowy mi nie przy­szło, żeby wsta­wić do sa­lonu wiel­kie pach­nące i kłu­jące drzewko. Za­wsze za­do­wa­la­li­śmy się ma­łymi sztucz­nymi cho­inecz­kami. Przez długi czas tłu­ma­czy­łam cór­kom, że nie bę­dziemy mieć psa, po­nie­waż nie chcę brać na sie­bie do­dat­ko­wych obo­wiąz­ków.

Przez lata kil­ka­krot­nie prze­ży­wa­łam coś, co po­zwa­lało mi do­ko­nać pew­nych od­kryć na te­mat szczę­ścia i na­tury czło­wieka (tak już mam, że do­znaję olśnień – ale to aku­rat bar­dzo u sie­bie lu­bię). Te­raz do­tarło do mnie, że cał­kiem nie­po­strze­że­nie sta­łam się bar­dzo po­ważna i nie­cier­pliwa, że co­raz bar­dziej spie­szy mi się do biurka i mo­jej li­sty rze­czy do zro­bie­nia. Uwiel­biam moją pracę, ale na­cisk na wy­daj­ność i pro­duk­tyw­ność ob­ciąża du­cha i wzbu­dza we mnie po­czu­cie sta­gna­cji i ru­tyny. Po­sta­no­wi­łam więc wpro­wa­dzić do mo­jego ży­cia po­wiew świe­żo­ści w po­staci za­chwytu nad do­świad­cze­niem zmy­sło­wym.

Moja sio­stra Eli­za­beth czę­sto po­wta­rzała: „By­łaby z cie­bie świetna mniszka”. Ma ra­cję. Za­wsze ce­ni­łam do­bre na­wyki do tego stop­nia, że nie­mal ani na chwilę so­bie nie od­pusz­cza­łam – na­wet gdy po­win­nam. Lu­dzie cza­sem pro­wa­dzą nie­upo­rząd­ko­wane ży­cie. W moim po­rzą­dek od­gry­wał rolę pierw­szo­pla­nową. Grze­szy­łam ra­czej w drugą stronę, to zna­czy sztyw­no­ścią.

Moje plany i li­sty po­chła­niały mnie do tego stop­nia, że prze­sta­wa­łam wi­dzieć to, co się dzieje wo­kół mnie. Spa­ce­ro­wa­łam po plaży, ale wła­ści­wie nie wi­dzia­łam oce­anu, bo całą moją uwagę po­chła­niał aka­pit, który wła­śnie prze­pi­sy­wa­łam w gło­wie. Au­dio­bo­oka tak na­prawdę nie słu­cha­łam, po­nie­waż moje my­śli za­głu­szały głos lek­tora.

Ostat­nio za­bra­łam Elizę, Ele­anor i Bar­naby’ego do fo­to­grafa, który ma stu­dio w oko­licy. Chcia­łam zro­bić im kilka zdjęć do na­szej co­rocz­nej ro­dzin­nej kartki wa­len­tyn­ko­wej. Po­spie­sza­łam wszyst­kich, żeby to się wszystko jak naj­szyb­ciej od­było, bo chcia­łam wró­cić do biurka. Pa­ra­dok­sal­ność tej sy­tu­acji do­strze­głam do­piero póź­niej. Prze­cież zdję­cia ro­bi­li­śmy po to, żeby uchwy­cić moje córki – a ja tym­cza­sem przez cały ten czas le­dwo re­je­stro­wa­łam, co się dzieje.

Uzna­łam, że być może oto udało mi się zna­leźć spo­sób na ro­ze­gna­nie tej gę­stej mgły cią­głego na­tłoku za­jęć. Za­mie­rza­łam wresz­cie wyjść poza gra­nice wła­snej głowy i za­cząć wi­dzieć, sły­szeć, wą­chać, sma­ko­wać i do­ty­kać świata wo­kół mnie. Za­mie­rza­łam za­cząć peł­niej żyć we wła­snym ciele. Od­tąd chcia­łam de­lek­to­wać się wra­że­niami tylko dla­tego, że są. Chcia­łam też wy­ko­rzy­sty­wać ich in­ten­syw­ność i emo­cjo­nalną po­tęgę, by po­czuć łącz­ność z in­nymi – i z samą sobą.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: