Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Single - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 lutego 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
14,90

Single - ebook

Komiczna i przenikliwa powieść obyczajowa o grupie kilku trzydziestolatków, dawnych przyjaciół z nowojorskiego college’u, którzy spotykają się po kilku latach na weselu jednej z przyjaciółek.

Większość singli się zna (a nawet ze sobą romansowało!), ale jest też dwóch obcych – i nie wiadomo, jak się zachowają.

Już przed samym ślubem jest gorąco od emocji, a podczas nocy weselnej dochodzi – jak to często bywa i w życiu – do nieoczekiwanych konfrontacji, które przynoszą w sumie oczyszczające skutki. Każdy z singli odpowiada sobie podczas tej nocy kogo (lub czego) najbardziej potrzebuje w życiu – i próbuje to zrealizować.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7595-570-5
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Dwudziestodziewięcioletnia panna młoda, Beth Eleanor Evans, szczupła, piegowata, rudawa blondynka, którą przyjaciele — z racji inicjałów — nazywali Bee, stała przed białą tablicą, świeżo zakupioną w sklepie sieci Target przy drodze nr 103.

Takiej białej tablicy można by się raczej spodziewać w sali wykładowej lub na ścianie sali konferencyjnej udostępnionej przez hotel Hampton. Ale w ten parny późnowrześniowy poranek w historycznym Ellicott City w Maryland, w domu swoich rodziców, Bee używała tablicy i markerów, by ostatecznie dopieścić plan swojego wesela — najbardziej kosztownego wydarzenia, jakie miał tej jesieni oglądać Tower Gardens Country Club.

Bee spędziła ponad godzinę na zarysowywaniu powierzchni tablicy mozaiką kół, kwadratów, nazwisk i liczb. W rezultacie powstało coś, co przypominało rozrysowaną taktykę meczu piłki nożnej albo równanie zostawione dla Matta Damona w Buntowniku z wyboru; był to jednak diagram obrazujący sposób usadzenia gości — ostatnie zadanie dla Bee, zanim jej dalsza rodzina zjedzie na wesele, do którego zostało już mniej niż czterdzieści osiem godzin.

Bee zatknęła za ucho niesforny kosmyk włosów i pochyliła się z troską nad tablicą. Widniało na niej trzydzieści okręgów, każdy oznaczony numerem. Od środka okręgu, niczym szprychy koła, rozchodziły się niebieskie linie, na których zapisała nazwiska zaproszonych par.

„Kuzyn Wesley i jego żona Katie” — głosiła jedna linia. „Pan Barocas, od taty z pracy, z żoną Yvonne” — widniało na następnej. „Jimmy Fee i osoba towarzysząca”. „Pan i pani Rodman (sąsiedzi)”. „Ed i Elaine Ryanowie (księgowi)”. „Dr Weihong Zheng z mężem (pediatra)”.

W prawym górnym rogu tablicy dużymi czerwonymi literami wypisane były nazwiska: Hannah Martin, Rob Nutley, Nancy MacGowan, Vicki Clifford, Joe Evans.

Nad nimi tymi samymi krwistymi literami Bee napisała: „SINGLE”.

Byli oni jedynymi gośćmi na jej przyjęciu weselnym, którzy nie zapowiedzieli się z osobą towarzyszącą, a teraz jedynymi, którzy nie zostali jeszcze naniesieni na diagram.

Ostatecznie Bee mogłaby zaprosić singli pojedynczo, ale chciała, by każdy gość miał możliwość przyprowadzenia osoby towarzyszącej. A jednak single postanowili przyjść samotnie i tego Bee po prostu nie potrafiła zrozumieć.

Kiedy sama była singielką, miała żal do koleżanek, które przewidywały dla niej pojedyncze zaproszenie tylko dlatego, że nie miała stałego partnera. Bee przyrzekła sobie, że gdy sama będzie wychodzić za mąż, wszystkim da podwójne zaproszenia. Nikt nie będzie musiał przychodzić sam.

I prawie wszyscy goście z tego skorzystali. Oprócz tych singli, którzy zdaniem Bee byli niedopasowani nie tylko do schematu na jej tablicy, ale także do życia. Dwoje z nich było osobami konfliktowymi, dwojgu następnym zdarzyło się ją publicznie skompromitować, ostatnia zaś była kobietą zupełnie Bee nieznaną — przyjaciółką rodziny pana młodego, powszechnie uważaną za odludka.

Zatrudniona przez Bee organizatorka wesel, która wsławiła się urządzeniem ekstrawaganckiego przyjęcia dla córki byłego prezydenta, powiedziała od razu, gdy spojrzała na listę:

— Wszystko jedno, kogo zaprosisz, zawsze będą single. Musisz przewidzieć nieparzystą liczbę. Wszystko jedno, co zaplanujesz, single zawsze namieszają.

Bee przeciągnęła dłonią po brwiach — jak zawsze, gdy była zdenerwowana — i przyjrzała się okręgom i liniom przypominającym jej zadania, jakie lata temu rozwiązywała na egzaminie do szkoły prawniczej. Miała pięcioro nieposadzonych gości, z których każdy musiał gdzieś siedzieć. Jednak każdy miał też zestaw wymagań wykluczających posadzenie go przy większości stołów. Jedna singielka na przykład absolutnie nie mogła znajdować się w pobliżu swojego byłego. Inna osoba potrafiła być napastliwa i nie można jej było posadzić ze sztywnymi gośćmi — w tym z własną rodziną Bee.

Bee po raz kolejny analizowała w myślach wszelkie nazwiska i wykresy, kiedy usłyszała, że do pokoju wchodzi jej matka.

— Ciągle męczysz się z tą piątką? — Matka Bee, Donna Evans, westchnęła głęboko, podchodząc do córki, siedzącej przy stole jadalnym.

Donna miała na sobie szary top na ramiączkach z napisem „breathe” — „b” i „e” układały się dokładnie na jej sterczących sutkach. Spodnie fitness, pod kolor, kończyły się tuż za kolanem, a jej włosy, farbowane na odcień dokładnie ten sam, co córki, zebrane były w ciasny kok.

— Posadź ich po prostu na wolnych miejscach i już — powiedziała Donna, widząc bezradne spojrzenie córki i jej smętnie opuszczone ręce. — Słonko, przecież oni i tak spędzą więcej czasu na parkiecie niż przy stole.

Donna prychnęła gniewnie i podeszła bliżej, by przyjrzeć się liście singli. Patrzyła na nią przez chwilę, po czym złapała ze stołu marker i zaczęła pisać po tablicy. Wpisała Vicki Clifford i Roba Nutleya na wolnych miejscach przy braciach i kuzynach pana młodego. Potem, małymi literami, dopisała nazwisko Hannah Martin do stołu, przy którym wraz z małżonkami siedzieli przyjaciele Bee ze studiów prawniczych.

— Dołożymy jedno krzesło — powiedziała, zanim Bee zdążyła zaprotestować. — Dadzą przecież radę zmieścić dziewięć osób przy stole na osiem.

Po czym przesunęła się na drugą stronę tablicy i wpisała ostatnie dwa nazwiska, Joego Evansa i Nancy MacGowan, na wolnych miejscach przy stole z prawnikami — partnerami ojca Bee i ich małżonkami.

W tym momencie ojciec Bee, Richard Evans, odezwał się z drugiego pokoju:

— Jeśli za pięć minut zobaczę was przy tej tablicy, to przysięgam, wyrzucę ją z domu i każdy usiądzie, tam gdzie będzie chciał!

Bee odwróciła się od tablicy, pokonana.

— Dobrze — powiedziała do matki, która zdążyła już odłożyć marker i wrócić do kuchni; jej trampki wydawały piskliwy odgłos w zetknięciu z drewnianą podłogą. — Mamo?

— No?

— Jestem głodna — powiedziała Bee tak cicho, że matka ledwo dosłyszała.

— Zjedz coś lekkiego — zawołała Donna z drugiego pokoju. — Bez sodu. W tej sukience nie ma ani trochę luzu, słonko.

Bee rzuciła ostatnie spojrzenie na tablicę, szczęśliwa, że ma Matta i nigdy już nie znajdzie się nigdzie bez partnera. Przez chwilę zastanawiała się, czy jej single kiedykolwiek zmienią swoje życie — czy Hannah, Rob, Nancy, Vicki i Joe staną się kiedyś elementami łatwo rozmieszczalnymi na stołowym diagramie.

Zmarszczyła czoło, myśląc o kolejnym posiłku bez soli, po czym wyciągnęła rękę i starła z tablicy listę singli.Hannah

Hannah

— Mogę być z tobą szczera? — Dawn zadała to pytanie głośnym szeptem; w prawej ręce trzymała dogorywającego papierosa, a w lewej paczkę wsuwek do włosów.

Hannah wiedziała dobrze, że to nie jest prawdziwe pytanie.

Spędziwszy kilka dni w towarzystwie pierwszej druhny, Hannah zorientowała się, że Dawn prawie każde zdanie zaczyna od słów: „czy mogę być z tobą szczera?”, wypowiadanych teatralnym szeptem.

Dalsza część wypowiedzi rzadko miała związek z tym wstępem. Dawn zaś rzadko bywała zainteresowana szczerością.

— To nic złego — ciągnęła Dawn, zauważając ostrożne spojrzenie Hannah i przeciągając słowo „złego”, jakby miało co najmniej trzy sylaby. — Po prostu myślę, że mogłabyś się zastanowić nad mocniejszym makijażem na dzisiaj. My wszystkie użyłyśmy konturówki. — Na potwierdzenie swoich słów szeroko otworzyła oczy. — Zauważyłam, że ty nigdy tego nie robisz, a nie wiem, czy widzisz, ale my wszystkie... no, oczy od tego praktycznie wyłażą na wierzch. Na zdjęciach też. Nie chciałabym, żebyś na fotografiach zeszła na drugi plan, kochana.

Mimo dzielącej je odległości Hannah wyczuwała ostry oddech Dawn: nikotyna i sałatka Cezar. Skrzywiła się, gdy tamta wypuściła kolejną porcję koszmarnej mieszanki parmezanu i papierosów. Hannah nie była przyzwyczajona do ich zapachu — większość jej przyjaciół rzuciła je lata temu, kiedy w Nowym Jorku przegłosowano zakaz palenia. Znała paru niedzielnych palaczy, ludzi, którzy czasami, latem, puszczali dymka na tarasach i dachach Brooklynu. Ale od listopada palenie na dworze stawało się mocno uciążliwe. Teraz, spędziwszy tyle czasu ze znajomymi Bee z południa, Hannah zdała sobie sprawę, jak dobrze jej było w mieście, w którym izolowano palaczy, jak tylko to możliwe. Wszyscy ci ludzie z Raleigh i Durham, którzy już niedługo mieli stać się rodziną Bee, palili nieustannie i bezwstydnie. Niektórzy nawet pracowali dla Phillipa Morrisa.

Zdziwiło ją trochę, że taka perfekcjonistka jak Dawn nie martwi się zapachem, jakim może przesiąknąć jej sukienka. Ale przecież jeśli wszystko cuchnęło dymem, nie miało to znaczenia. Dym papierosowy był aromatem uniwersalnym i najwyraźniej tylko Hannah to przeszkadzało.

Dawn pociągnęła papierosa po raz ostatni i Hannah odsunęła się, oczekując nowej chmury dymu. Nawet w tym wysokim pomieszczeniu opary produkowane przez Dawn wydawały się wszechobecne — dryfowały w niewielkich chmurach pod lampami.

Ostatnie piętro należącej do klubu wieży, gdzie Hannah, Dawn i reszta orszaku Bee szykowała się właśnie do ślubu, składało się z dwóch obszernych, połączonych sal. Ceremonia miała mieć miejsce na dworze, na trawniku, gdzie rozstawiono już biały namiot na przyjęcie. Na wypadek deszczu przewidziano plan B, skróconą ceremonię w sali restauracyjnej klubu, ale niepotrzebnie: był piękny wrześniowy dzień, tak ciepły, że nie trzeba było nawet zakładać marynarki.

Historyczny zamek z brązowej cegły był najstarszą budowlą należącą do Country Clubu — instytucji otwartej jedynie dla członków i zajmującej ponad sto akrów ziemi wzdłuż zatoki Chesapeake, gdzie grano w golfa, strzelano do celu i co tam jeszcze bogaci ludzie lubią robić w weekendy. Neogotycka wieża, od której Tower Gardens Country Club wziął swoją nazwę, wydawała się Hannah żywcem wyjęta z bajki — wysoki biały walec z witrażowymi oknami i widokiem na wypielęgnowany trawnik, na który zaraz zaczną schodzić się goście, sprawił, że poczuła się jak Roszpunka. I słusznie, pomyślała Hannah, ponieważ ona też była w pułapce. Gdyby to był film, rozważała dalej z wprawą naturalną w przypadku specjalisty od castingów, taką uwięzioną druhnę grałaby niedoskonała, ale sympatyczna wschodząca gwiazdka. Albo, jeszcze lepiej, ktoś z czołówki, ale znany z solidnej, ponurej miny. Kristen Stewart, stwierdziła Hannah, kiedy po raz pierwszy wyjrzała przez okno swojego więzienia. Potem zmieniła zdanie: Emily Blunt. Musiała przyznać, że w wieku dwudziestu dziewięciu lat ta pierwsza była już za stara na gwiazdę Zmierzchu.

Pierwszą druhnę, Dawn, grałaby oczywiście Reese Witherspoon. Bez dwóch zdań. Jej twarz cherubinka okalała chmura blond włosów, a w głosie miała solidny południowy akcent, zauważalny zwłaszcza wtedy, gdy wydawała polecenia. Przez chwilę Hannah zastanawiała się, czy Reese Witherspoon zgodziłaby się palić przed kamerą.

Takie rozdawanie ról w ramach wyimaginowanego budżetu było ulubioną zabawą Hannah. W życiu miała do czynienia jedynie z niszowymi filmami, które nie przekraczały nigdy dwustu tysięcy dolarów. Mały budżet wymagał od niej kreatywności i otwartości na nowe talenty, ale Hannah marzyła, żeby mieć okazję zatrudnić kiedyś wszystkie te gwiazdy, w których przez lata zdążyła się zakochać, i taka szansa właśnie miała się nadarzyć.

Przez cały ranek bezustannie sprawdzała telefon, gdyż czekała na jakąkolwiek wiadomość od agenta Natalie Portman, który trzymał dziś w rękach całą zawodową przyszłość Hannah. Od jakiegoś czasu Hannah zabiegała bowiem o udział gwiazdy w niezależnym filmie, którego marny budżet rekompensowany był przez scenariusz, zdaniem Hannah — godny Oscara. Udział Natalie Portman w projekcie zmieniłby karierę Hannah: film, a zatem i ona, stałby się przedmiotem międzynarodowego zainteresowania, znaleźliby się inwestorzy gotowi zapewnić tak potrzebną gotówkę, a Portman byłaby w stanie zrobić z tego filmu drugą Małą Miss — dobry, niedrogi film, który przyniósłby ogromny zysk.

W dodatku istniała realna szansa, że gwiazda się zgodzi. Agent wyrażał się przychylnie: Natalie przeczytała scenariusz, podobał jej się, podobało jej się też, że reżyserować będzie kobieta. W mailu, który agent przekazał Hannah, gwiazda nawet nazwała scenariusz „czarującym”. Problem stanowił jednak kalendarz. „Całe cztery miesiące mamy zarezerwowane na ten sequel”, powiedziała jej asystentka agenta, zanim Hannah wyruszyła do Baltimore na wesele Bee. Młoda asystentka odbierała natrętne telefony od Hannah i stała się wręcz jej szpiegiem, jako że wysyłała SMS-y za każdym razem, gdy szef wspominał o sprawie.

— Wystarczy mi dwadzieścia dni — błagała Hannah, jakby asystentka miała cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie. — Przez cztery miesiące musi się znaleźć dwadzieścia wolnych dni. Przecież przez pół filmu jej postać jest na innej planecie. Nie będzie miała żadnego przestoju? — Wielkobudżetowa produkcja o superbohaterach wydawała się Hannah słabym filmem, a teraz nie dość, że miała sequel, to jeszcze dławiła jej niezależne, artystyczne przedsięwzięcie.

— Słuchaj, ona naprawdę chce to zrobić i wiem, że nad tym pracują — powiedziała asystentka.

— A kiedy mogę liczyć na jakąś konkretną odpowiedź? — Hannah zwinęła cztery pary majtek i spakowała do kieszeni w walizce.

— Ostatecznie dowiesz się dopiero w przyszłym tygodniu, ale w sobotę powinnam coś wiedzieć. W domu szefa odbędzie się wielka impreza i jeśli Natalie zgodzi się na ten film, szef będzie się wszystkim chwalił. Jak coś usłyszę, napiszę do ciebie.

— Dzięki, dzięki, dzięki! W sobotę jadę na wesele i jeśli uda mi się zaangażować Natalie Portman do mojego filmu, chcę o tym opowiedzieć wszystkim przyjaciołom. I paru byłym.

— Absolutnie cię rozumiem — powiedziała asystentka z głębokim przekonaniem.

A teraz było późne sobotnie popołudnie i nikt się nie odzywał. Nawet Vicki, najlepsza przyjaciółka Hannah, która obiecała dać znać, gdy tylko dotrze do Annapolis.

Organizatorka wesel wynajęta przez Bee — w tej roli Hannah obsadziła w myślach Bonnie Hunt z Jerry’ego Maguire’a i Fałszywej dwunastki — oznajmiła stanowczo, że kiedy już Bee i druhny przebiorą się w suknie, będą musiały zostać w wieży aż do rozpoczęcia wesela. — W większej sali stoi telewizor oraz komplet welurowych mebli w szaroniebieskim kolorze i jest wydzielona obszerna łazienka z dwoma wielkimi lustrami, więc nie ma powodu, by wychodzić — ciągnęła organizatorka, patrząc na Hannah, jakby czytała w jej myślach.

Potem wyjaśniła, że kiedy zegar wybije piątą, a goście usiądą, każda z nich ma zejść po spiralnych schodach i wziąć pod rękę drużbę lub — w przypadku Bee — ojca. Do ołtarza prowadzi kręta, kamienna ścieżka, równie historyczna i nieskazitelnie utrzymana jak reszta ogrodu.

Została im zatem jeszcze godzina, ale Dawn już rozstawiała w większej sali swoje kosmetyki. Jej metodyczna precyzja kojarzyła się Hannah z działaniami pomocy dentystycznej w gabinecie stomatologa: Dawn układała kosmetyki od najmniejszego do największego, od wąskiej kredki do oczu, przez tusz do rzęs i pudełko z pudrem, po paletę cieni do powiek.

Hannah zastanawiała się, czy da radę odwlec całe to malowanie i pęsetowanie chociaż o pół godziny. Wcisnęła się już w sukienkę, ale chciała jak najdalej odsunąć w czasie moment, kiedy zostanie wyfiokowana jak królowa balu maturalnego. Podeszła do okna, przeciągając ręką po karku tak mocno, że perły wbiły jej się w skórę. Potem szarpnęła za przezroczysty pasek biustonosza, niewygodnie wrzynający się w szyję. Był to najbardziej skomplikowany element bielizny, jaki kiedykolwiek miała na sobie: watowana uprząż robiona na zamówienie dla każdej druhny. Wszystkie pozostałe poradziły z nim sobie bez pomocy, ale Hannah nie miała pojęcia, jak się w to ubrać, i gdy tylko weszły do wieży, Bee i Dawn opadły ją, by omotać jej ciało długimi pasami tego ustrojstwa — dwa razy wokół talii — i spiąć metalową klamrą gdzieś w okolicach krzyża.

— Czy to musi być takie ciasne? — narzekała Hannah. Dawn odparła, zanim Bee zdążyła się odezwać:

— Jak poluzujesz, wszystko wypadnie ci z sukienki, kochana — oznajmiła twardo, spoglądając z dezaprobatą na biust Hannah. — I tak ci się będzie wylewać.

Już dwa razy Hannah dzwoniła do Roba ze swojego tymczasowego więzienia, w nadziei, że uspokoi ją jakoś w kwestii stanika, przejścia do ołtarza i Natalie Portman, w związku z którą z każdą godziną spodziewała się coraz mniej pomyślnych wieści. Rob Nutley miał się pojawić na weselu, powiedział Bee, że z przyjemnością będzie jej towarzyszył, ale teraz swoją nieobecnością potwierdzał opinię o sobie jako nieodpowiedzialnym lekkoduchu. Hannah liczyła na jego wsparcie w ten weekend, a teraz została jej tylko Vicki, która ostatnio nie nadawała się na wsparcie dla kogokolwiek.

Hannah spojrzała na telefon, który ściskała w ręce, i zobaczyła nieodebrane połączenie. Rob.

Oddzwoniła do niego i poczuła lekki ucisk w żołądku, kiedy po drugiej stronie rozległ się jego głos — śmiał się, odbierając telefon.

— Nie śmiej się. Jesteś mi potrzebny — szepnęła Hannah, inkasując srogie spojrzenie Dawn. — Błagam. Tu są kobiety, które atakują mnie eye-linerem. Naprawdę nie możesz przylecieć na ostatnią chwilę? Zdążysz przed końcem przyjęcia. Zapłacę połowę.

— Uwielbiam, kiedy błagasz, ale niestety. Muszę zostać w Austin. — Rob zawahał się na chwilę. — Nie chodzi o pieniądze, po prostu Liz jest jakaś dziwna. Nie mogę zostawić jej samej w domu.

— Dobrze. Może zadzwonię później — odparła Hannah i się rozłączyła. Ręce jej opadły.

Odeszła od okna i wróciła do Dawn, która właśnie pokryła twarz pudrem dwa tony ciemniejszym niż skóra. Hannah usiadła obok, nerwowo gładząc klawisze telefonu, na którym wciąż wypatrywała wiadomości od Roba lub asystentki agenta Natalie Portman.

Kątem oka widziała, jak w drugiej sali Bee wygładza suknię, wciąż jeszcze na wieszaku. Obcisła, idealnie biała suknia bez ramion, z gorsetem w łuskowaty wzór i małym trenem, otwierającym się jak wachlarz, kojarzyła się Hannah z ciałem syreny. Parę miesięcy temu Bee powiedziała jej, że miała nadzieję założyć suknię ślubną swojej matki — prostą, szyfonową kreację o linii litery A, starannie przechowywaną w szafie Donny prawie trzy dekady — ale nie mogła jej na sobie dopiąć. Donna zawsze nosiła rozmiar trzydzieści osiem i choć Bee przez całe studia starała się nie przytyć, teraz satysfakcjonowała ją figura w rozmiarze czterdzieści.

Chwilowo miała więc na sobie jedynie białą koronkową bieliznę, stanik bez ramiączek i wyszczuplające rajstopy, sięgające wysoko nad talię i ściskające jej ciało o jakiś cal. Włosy miała zebrane w kok, upleciony z warkoczy, który Hannah wydawał się bardzo niewygodny i przesadnie surowy. Hannah uwielbiała rudawe loki Bee, zwłaszcza rozpuszczone swobodnie na ramiona. Nie mogła zrozumieć, dlaczego panny młode zawsze spinają włosy w ciasne, skomplikowane konstrukcje. Kojarzyło jej się to ze zmarłymi ułożonymi w trumnie: przesadnie ustrojeni, stawali się nierozpoznawalni dla tych, którzy znali ich najlepiej.

Z Bee stały dwie druhny, Jackie i Lisa, również ubrane już w długie, czarne suknie, z włosami wygładzonymi prostownicą. Dyskutowały właśnie, jak ubrać pannę młodą, tak aby nie zniszczyć ani sukni, ani królewskiej fryzury.

— Może ubierzemy ją od dołu — zaproponowała Lisa, ta łagodna.

— Nie — odparła Jackie, ta agresywna. — Mogłaby podeptać suknię, albo ubrudzić. Trzeba wciągnąć ją przez głowę.

— Krawcowa poleciła, żeby wkładać od dołu — powiedziała niepewnie Bee. — A podłoga wygląda na idealnie czystą. Ale niech będzie. Jackie ma rację, wciągamy przez głowę, tylko powoli.

Podczas gdy Bee była ubierana — do czego potrzebowała pomocy dwóch osób — Hannah postanowiła zostać z Dawn. Przypuszczała bowiem, że ona też będzie wymagała pomocnicy.

Suknia Dawn różniła się od ubrań pozostałych druhen. Owszem, była tak samo spięta na szyi, z głębokim dekoltem i talią w stylu empire, ale miała też ozdobną kokardę w talii i niewielki tren. Hannah nie widziała nigdy, by pierwsza druhna była inaczej ubrana, i zastanawiała się, czy to południowy zwyczaj, czy też jakaś nowa moda. Ponieważ nie miała nic do roboty, zdecydowała się zapytać.

— Nie wiedziałam, że pierwsza druhna ubiera się inaczej. Czy tak się robi na południu? Nigdy się z tym nie spotkałam — powiedziała.

— Tam, skąd pochodzę — odparła Dawn, wzmacniając swój południowy akcent — zachęca się druhny, by różniły się od siebie.

— A skąd pochodzisz? — spytała nerwowo Hannah.

— Z Roanoke.

Dalszy ciąg dostępny w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: