- W empik go
Siostrzyczki - ebook
Siostrzyczki - ebook
Luiza szykuje się do ślubu z Jackiem. Jej młodsza siostra Estera też właśnie się zaręczyła i zaczyna planować nowe życie, a najmłodsza – Karina – zawsze rozpieszczana przez rodziców, nie zdradza nikomu swoich planów i robi tylko to, na co ma ochotę. Jeden tragiczny wypadek sprawi, że wkrótce każda z nich będzie musiała przygotować się na nieoczekiwane zmiany, które wywrócą ich życie do góry nogami. Los bowiem bywa przewrotny i za nic ma nasze marzenia, choćby te wydawały się być na wyciągnięcie ręki…
Siostrzyczki to wzruszająca opowieść o zagmatwanych relacjach rodzinnych i o tym, że zawsze mamy szansę naprawić nasze błędy – trzeba tylko odważyć się i z niej skorzystać…
Przyrzekli sobie wrócić tu kiedyś, na wymarzony miesiąc miodowy. Wracali do domu w znakomitych nastrojach, od czasu do czasu całując się w pośpiechu.
– Wyobrażam sobie minę mamy!
Przez sekundę patrzyli sobie w oczy i nie zauważyli nadjeżdżającej z przeciwka ciężarówki.
Alina Szczygieł (1967), matka dwóch dorosłych synów i babcia trojga wnucząt. Od zawsze byłam wielbicielką książek, głównie tzw. „literatury kobiecej”, a także biografii. Pomieszkuję w Niemczech, ale zamierzam wkrótce wrócić do Polski. Powody wymieniłam w pierwszym zdaniu. Piszę o tym, co jest mi najbliższe, czyli historie o kobietach i dla kobiet, takie, które mogą zdarzyć się w prawdziwym życiu. Pracuję jako opiekunka osób starszych i spotykam wiele kobiet, a niektóre ich losy opisuję w swoich książkach, trochę ubarwiając. Uwielbiam wieś i naturę, spacery i wędrówki po lasach, najlepiej w samotności. Mam mnóstwo pomysłów na następne książki i chcę je zrealizować.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-776-1 |
Rozmiar pliku: | 901 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Spójrz, jaki jest śliczny i kochany – rozczuliła się Milena.
– Szkoda, że tak bardzo przypomina swego ojca – mruknął Piotr z niesmakiem.
– Dzieci się zmieniają i zanim dorosną, mogą przypominać z wyglądu połowę rodziny – odparła cicho.
– Tak, tylko że może to być połowa tamtej rodziny – odpowiedział smętnie.
– Nie możemy odsuwać dziecka tylko dlatego, że przypomina swojego ojca!
– Przecież nikt go nie odsuwa. Wiesz, jak kocham Aleksandra i nie patrzę na niego przez pryzmat ojca!
Piotr odczuwał złość, mało tego – odczuwał wściekłość w stosunku do zięcia – ale kochał swojego wnuka nade wszystko. Milena była kobietą, a kobiety inaczej patrzą na pewne sprawy, natomiast dla Piotra sprawa była jasna.
– Nie powinniśmy się wtrącać do ich życia, sami muszą zdecydować, co dalej zrobią – odezwała się Milena, uśmiechając się jednocześnie do małego.
– Sama widzisz, do czego doprowadziło niewtrącanie się. – Skrzywił się Piotr. – Czasami rodzice powinni się wtrącić i zapobiec najgorszemu. Nie wtrącaliśmy się i masz!
– A co mogliśmy zrobić? – podniosła głos. – Tu nie ma mocnych, co się miało stać, to się stało.
– Mogliśmy to ukrócić, kiedy był jeszcze czas, ale ty musiałaś postawić na swoim!
– Chcesz powiedzieć, że to przeze mnie?! – zdenerwowała się Milena.
– Nie, nie przez ciebie – próbował załagodzić Piotr. – Tylko pomyśl, jak byłoby wspaniale, gdyby to wszystko się nie wydarzyło.
Każde z nich często myślało o tym, co by było, gdyby… A było tak wspaniale…
– Luiza! Musisz się wreszcie zdecydować na suknię ślubną! Czekasz do ostatniej chwili, a potem może nie być wyboru! – Milena naciskała na córkę już od kilku dni, aby pojechały do wypożyczalni. Ślub za dwa miesiące, a Luiza ciągle nie miała czasu na to, co ważne.
– Dobrze, już dobrze! Pojedziemy w przyszłym tygodniu i coś się wybierze – uspokajała matkę.
– W przyszłym tygodniu! – prychnęła Milena. – Na pewno potrzebne będą poprawki, trzeba dobrać i kupić welon, buty, jakieś dodatki, a ty masz czas.
– Mamo, nie panikuj! Sukien nie zabraknie i czasu jest dość. Lepiej niech się Estera rozejrzy za czymś dla siebie, bo z jej figurą o wiele trudniej wybrać sukienkę. Ostatecznie ma być świadkiem – mruknęła.
– Świadkowa to nie panna młoda, Luizo! – przypomniała surowo Milena, która nie rozumiała opieszałości córki w tak ważnej kwestii, jaką jest własny ślub.
– Z Kariną nie będziesz miała takiego problemu! Ta znajdzie suknię ślubną prędzej niż faceta chętnego się z nią ożenić! – powiedziała złośliwie Luiza i wróciła do notatek. – Mamo, muszę się uczyć do zaliczeń! Nie przeszkadzaj mi proszę!
– Już dobrze, idę i nie przeszkadzam ci – mruknęła matka, kręcąc głową z dezaprobatą. – A wracając do Karinki, to masz rację, ona na pewno zdąży wybrać suknię. – Wyszła, zamykając drzwi do pokoju Luizy.
Jak można być tak lekkomyślną! Zaraz wesele, a suknia ślubna w lesie, myślała Milena. Poczeka, aż Piotr wróci z pracy, może on przemówi do rozsądku najstarszej córce. Zawsze się dobrze dogadywali, bo Luiza miała jego charakter i spokojne usposobienie. Średnia, Estera, była szybka i impulsywna jak matka, natomiast Karinka stanowiła jakiś trudny do zdefiniowania zlepek charakterów ich wszystkich.
Milena kochała wszystkie swoje córki, ale to najmłodsza Karina była jej oczkiem w głowie: drobna blondynka o niebieskich oczach i zgrabnej figurce, której zazdrościły jej siostry, zwłaszcza przyciężka Estera. Karinka była bystra i inteligentna od dziecka, przynajmniej tak postrzegała ją matka. Miała dopiero szesnaście lat, ale Milena uważała ją za bardziej błyskotliwą od starszych sióstr. Wszystkie córki uczyły się dobrze, lecz to Karinka zawsze była najlepsza w klasie i zbierała wszystkie nagrody i wyróżnienia, jakie można było zdobyć. Oboje z mężem byli z niej zawsze dumni, tyle że Piotr był nieco bardziej powściągliwy i twierdził, że nie można jej ciągle chwalić, bo jej się w głowie przewróci. Milena wiedziała swoje i nigdy nie omieszkała pochwalić córki za najmniejszy drobiazg. Starsze z pobłażaniem patrzyły na zachwyty matki i ostrzegały, że to się może kiedyś źle skończyć.
– Mamo, uważaj na to oczko w głowie, bo ci kiedyś wywinie taki numer, że się nie pozbierasz – ostrzegała Luiza. – Masz prawo kochać, ale taka bezkrytyczna postawa może źle wpływać na wychowanie nastolatki.
– Co ty możesz o tym wiedzieć? – oburzała się matka. – Poczekaj, aż będziesz miała własne dzieci, to wtedy pogadamy! Poza tym kochamy was wszystkie tak samo, spytajcie tatę!
– Tak, tak, tylko traktujemy zupełnie inaczej – dodała z pobłażliwym uśmiechem Estera. – Jak my byłyśmy młodsze, to nie pozwalaliście nam na to, co jej teraz.
– Starsze dzieci mają zawsze trochę trudniej, to prawda, ale wtedy my byliśmy młodsi i też uczyliśmy się być rodzicami – tłumaczyła Milena.
– To znaczy jedynie tyle, że jak byliście młodsi, to lepiej potrafiliście wychowywać dzieci niż teraz, kiedy jesteście starsi – zauważyła złośliwie Luiza. – Przecież ona klei się do Jacka, jakby był jej narzeczonym, a nie moim. Wręcz nieprzyzwoite!
– Luiza, chyba nie jesteś zazdrosna o młodszą siostrę, przecież to jeszcze dziecko! – broniła matka. – Ona uwielbia Jacka i powinnaś się cieszyć, że twoja siostra zaakceptowała szwagra.
– Mogłaby tego tak demonstracyjnie nie okazywać! – zauważyła cierpko Luiza.
– Roberta też lubi, ale niech się lepiej trzyma od niego z daleka – ostrzegała Estera, zerkając na matkę.
– Chyba przesadzacie, dziewczynki, to wasza młodsza siostra i…
– Właśnie – powiedziały równocześnie, nie dając dokończyć matce. Milena machnęła ręką i wyszła.
– Ona naprawdę niczego nie widzi – powiedziała Luiza do Estery, kiedy za matką zamknęły się drzwi.
– Co zrobisz, miłość jest ślepa – westchnęła Estera, wywracając oczami. – Aśka się na małą skarżyła, że odbiła chłopaka jej siostrze, a wiesz, że przyjaźniły się z Eweliną.
– Cholerna gówniara, co ona ma w głowie? – zdenerwowała się Luiza. – Zanim dorośnie i zmądrzeje, to zdąży nieźle nawywijać.
– Kto powiedział, że zmądrzeje, jak dorośnie? – roześmiała się Estera. – Dzięki matczynej ślepocie naszej drogiej rodzicielki to może nigdy nie nastąpić.
– Nie sądzisz, że tata mógłby być bardziej stanowczy? – Starsza zmarszczyła brwi.
– Akurat! – prychnęła młodsza. – Stawić czoło im obu? Niemożliwe, tata jest za miękki.
Piotr wrócił z pracy przed czwartą po południu i zaraz od progu usłyszał awanturę córek. Zorientował się, że to starsze strofują młodszą i postanowił się nie wtrącać. Nie raz mówił żonie, że na zbyt wiele pozwala Karinie, która stała się pyskata i wyniosła. Niby nie sprawiała nigdy kłopotów wychowawczych, ale trudno jej było porozumieć się z siostrami. Co prawda, dzieliło je siedem i dziewięć lat, ale ona zawsze potrafiła wyprowadzić siostry z równowagi. Kiedy była mała, wszyscy się nią zachwycali, siostry były w stosunku do niej bardzo opiekuńcze i troskliwe. Żona tłumaczyła mu, że to właśnie różnica wieku utrudnia porozumienie, jednak on widział, że Karina stała się złośliwa i celowo dokucza siostrom. Wrzaski nie ustawały, więc postanowić wkroczyć i uciszyć te babskie brewerie.
– Co tu się dzieje?! Na drodze was słychać! O co chodzi? – Ucichły i rzucały gniewne spojrzenia.
– Smarkata grzebie w moich rzeczach! – krzyknęła gniewnie Luiza. – Przecież i tak na nią nie pasują, więc czego tu szuka?!
– Niczego nie szukam, tylko zajrzałam! – broniła się Karina płaczliwie. – Gdybym ubrała coś twojego, wyglądałabym jak w worku!
– Zamknij buzię, Karina! – Piotr wycelował palec w córkę, aż ta zamilkła. – Posłuchaj, dziecko, bo jesteś dzieckiem. Bardzo małym dzieckiem, jak widzę, i do tego słabo rozgarniętym…
– Ależ Piotr. – Milena przerwała mężowi, ale ten nie dał jej tym razem dokończyć.
– Jeżeli jeszcze raz się tak zachowasz, przetrzepię ci tyłek paskiem, zrozumiano? – Piotr był wściekły i każda z czterech stojących kobiet to widziała. Karina tylko kiwnęła głową i poszła do swojego pokoju.
– Nie uważasz, że jesteś dla niej zbyt surowy? – odezwała się żona z pretensją w głosie.
– Posłuchaj, kobieto – powiedział spokojnie, dotykając jej ramienia. – Czy tobie rozum i wzrok odebrało równocześnie? Nie widzisz, jak ona tobą manipuluje? Rozwydrzona smarkula, której się wydaje, że wszystko może! Dość tego, Milena! – Koniec z pobłażaniem, a ty przestajesz jej bronić, jasne?! Milena nie powiedziała ani słowa, tylko odeszła nieprzekonana o racji męża. Za to dziewczyny uśmiechnęły się promiennie do ojca i ucałowały go obie radośnie.
– Nareszcie, tata! – powiedziała cicho Luiza. – Ona myśli, że wszystko może.
– To teraz jest nas troje. – Mrugnęła porozumiewawczo Estera, klepiąc ojca po ramieniu.
– Jak tam wasze studia, dziewczyny? Egzaminy pozdawane? Pamiętaj, córeczko, że po weselu masz obronę magisterki – zwrócił się do starszej.
– W porządku, tata, dam radę. Zdaję ostatnie zaliczenia, wszystko pod kontrolą – uspokajała Luiza.
– U mnie też ok. Ja, na szczęście, mam dwa lata do magisterki – zaśmiała się Estera.
– Naszej prymuski nie muszę pytać. – Mrugnął wesoło do córek. Kochał je wszystkie, ale zdawał sobie sprawę, że za bardzo rozpuścili Karinę, a teraz wychodzi pobłażanie jej wyskokom.
– Wiadomo, świadectwo z paseczkiem, książeczka za całokształt i list gratulacyjny, żeby rodzice popękali z dumy – kpiła Estera. Ojciec pogroził jej palcem, ale też się uśmiechał.
– Czy ktoś poda mi wreszcie obiad? – spytał tonem umierającego z głodu. Siostry czym prędzej ruszyły do kuchni, by podać ojcu obiad. Milena była obrażona na męża za skarcenie Kariny, ale Piotr się tym nie przejął. Nie miał też zamiaru ustąpić ani żonie, ani najmłodszej córce.
Cała rodzina myślała głównie o weselu najstarszej panny Brzeskiej i nie w głowie im teraz były kłótnie i spory. Sprawę Kariny uznali za załatwioną i nie mieli zamiaru do tego wracać. Nie była w końcu dzieckiem tylko szesnastoletnią pannicą i skoro chce być traktowana jak dorosła, musi się tak zachowywać. Karina tymczasem wcale nie zmartwiła się reprymendą od ojca i w najlepsze rozmawiała przez telefon ze swoim nowym chłopakiem. Jego istnienie trzymała w sekrecie przed wszystkimi, bo chciała się nim pochwalić krótko przed weselem siostry. Traktowali ją jak dzieciaka, to ona im pokaże!
Gracjan miał dwadzieścia lat i studiował prawo. Był poważnym chłopakiem z ambicjami i poważnymi planami na przyszłość. Karina tak daleko nie wybiegała, bo czekało ją dopiero liceum. Skrycie podkochiwała się w Jacku, narzeczonym, a wkrótce mężu Luizy, ale tego raczej nikt się nie domyślał. Jacek był poza jej zasięgiem i nie myślała o nim w kategoriach damsko-męskich, jednak imponował jej i podobało jej się to, że zawsze traktował ją jak dorosłą. Sama uważała, że to czysto platoniczne uczucie wygaśnie, kiedy na horyzoncie pojawi się ten ktoś wymarzony. Gracjan był przystojny i mógł się podobać dziewczynom, jednak Karina chciała przede wszystkim pochwalić się nim przed siostrami i rodziną. To był jednak jej sekret i nawet mamę przekonała o wielkim uczuciu do studenta prawa. Ostatecznie nie musi im wszystkiego mówić. Nie mogła się doczekać, kiedy skończy liceum i wyjedzie na studia do Gdańska, bo tak sobie postanowiła. Nie będzie studiować zaocznie jak jej siostry, bo jak przyjdzie czas studiów, obie będą już poza domem i rodzice dadzą radę sfinansować najmłodszej utrzymanie w mieście. Tak sobie marzyła Karinka, nie martwiąc się bynajmniej, skąd rodzice na to wezmą.
Tymczasem Milena i Piotr nie wybiegali tak daleko w przyszłość, bo najważniejsze było teraz wesele Luizy. Kosztami dzielili się po połowie z rodzicami Jacka, ale to i tak przewyższało ich możliwości. Zgodzili się jednak, że ich córki będą miały huczne wesela i słowa zamierzali dotrzymać.
– Mam nadzieję, że Luiza wybierze wreszcie sukienkę, zanim się okaże, że zostały jakieś resztki. – Martwiła się Milena. – Mówiłam, żeby jechać wcześniej, ale ona ma zawsze czas.
– Kochanie, nie martw się, sukien ślubnych nie brakuje i na pewno coś wybierze – uspokajał ją mąż.
– Sierpień to środek sezonu ślubnego i może być z tym problem, ale oczywiście mnie nikt nie słucha.
– Pozwól jej samej decydować, ma dwadzieścia pięć lat i swój rozum – tłumaczył Piotr cierpliwie.
– Za dwa lata, a może wcześniej, czeka nas następne wesele i ten sam problem. Estera jest jeszcze bardziej uparta niż Luiza.
Piotr roześmiał się na słowa żony.
– Prawdziwy uparciuch ma teraz szesnaście lat i siedzi nadąsany w swoim pokoju – powiedział.
– Nie przesadzaj, Piotr, Karinka wcale nie jest taka zła – broniła jak zwykle Milena.
– Nie twierdzę, że jest zła. Jest po prostu rozwydrzona i zepsuta. Dobrze, że chociaż świetnie się uczy. Nawet nie wpadła nigdy na pomysł, żeby uciec z domu – zaśmiał się Piotr.
– Wypluj te słowa! – oburzyła się Milena. – Chyba by mi serce pękło, gdyby do tego doszło.
– Niewątpliwie! Na to jest zbyt wygodna, nie martw się – powiedział bezlitośnie, widząc minę żony.
– W każdym razie córki się nam udały – powiedziała pojednawczo.
– Oczywiście, że tak, przecież to moja krew – odparł niewinnie.
– Powiedz lepiej, jak my się odnajdziemy, kiedy wyprowadzą się z domu? – Milena zawsze znalazła powód do zmartwienia.
– Zwyczajnie! Dom tylko dla nas! – zawołał wesoło. – Mała niestety jeszcze kilka lat pomieszka.
– Jesteś bez serca! Chociaż ją chciałabym mieć blisko siebie.
– No tak… właśnie ją chciałbym mieć dalej od siebie. Przynajmniej jakieś pięćdziesiąt kilometrów. Może być sto pięćdziesiąt.
Milena zacisnęła usta i nic więcej nie powiedziała.
Luiza wybrała suknię, która leżała na niej jak ulał i nie potrzebowała żadnych poprawek. Estera podziwiała siostrę: była taka wysoka i smukła. Ona niestety – trochę przyciężka i brakowało jej kilku centymetrów wzrostu. Zawsze miała lekkie skłonności do krągłości, jak żartował tata.
– W tej sukni wyglądasz jak bogini, siostra! Chociaż mogę się założyć, że mama nie będzie zachwycona, żadnych koronek, falbanek i kilometrów tiulu. – Zmarszczyła śmiesznie nos.
– Otóż to! Nie cierpię koronek i nie chcę nawet mierzyć takiej kiecki! Mama najchętniej wcisnęłaby mnie w taką bezę, zawieszając jeszcze kilka sznurów pereł do dekoracji – prychnęła niezadowolona Luiza.
– Myślisz, że ten krótki welonik będzie pasował? – spytała siostrę, przykładając z tyłu głowy delikatny obłoczek tiulu.
– Zdecydowanie tak! – odparła Estera, gotowa zawsze służyć siostrze dobrą radą. – Buty weź na słupku, w końcu jesteś wysoka, no i musisz wytrzymać w nich wiele godzin, więc szpilki odpadają.
– Odpadają, bo mogłabym na Jacka patrzeć z góry! – śmiała się wesoło. – Jak myślisz, pokazać mu się w sukni, czy wedle staropolskich zwyczajów lepiej nie zapeszać? – spytała niepewnie.
– Kochana, a co to za różnica? Zwyczaje się zmieniają, a to są zwykłe zabobony – odparła zdecydowanie Estera.
– Masz rację! Musimy wszystko razem przymierzyć, żeby pasowało, a nie ryzykować, że potem może być zonk!
– Mam dla ciebie niebieską podwiązkę! – mrugnęła Estera.
– No tak, taka postępowa jesteś, a tu jakieś podwiązki, chyba żeby mnie uwierały!
– Jedną, nie dwie! Żeby tradycji stało się zadość!
– Amen! – zakończyła poważnie Luiza, akurat w momencie, gdy podchodziła pani z obsługi.
– Wspaniale pani w tej sukni! – zachwyciła się ekspedientka. – Przy pani figurze nie trzeba żadnych zbędnych dodatków ani przeróbek. Wygląda pani jak królowa, tak majestatycznie!
– I ten rodzaj krytyki lubię. – Luiza mrugnęła do Estery, która westchnęła teatralnie.
– Przy mojej figurze wyglądałabym w takiej sukni jak pasztetowa w grubym flaku.
– Jak przyjdzie czas, to i dla pani znajdziemy taką suknię, że gościom buty pospadają – powiedziała z uśmiechem sprzedawczyni.
Siostry uradowane z zakupów wróciły do domu. Do powrotu rodziców z pracy zostało jeszcze trochę czasu i mogły spokojnie porozmawiać o swoich sekretach.
– Wiesz, naprawdę nie wiem, czy da się mieszkać pod jednym dachem z matką Jacka – mówiła cicho przygnębiona Luiza.
– Przecież możecie coś wynająć, nie musisz mieszkać z jego matką, skoro czujesz, że to nie będzie dobry układ – radziła Estera.
– Tylko że Jacek bardzo się liczy ze zdaniem matki i uważa, że w ten sposób zaoszczędzimy trochę pieniędzy i będziemy mogli zacząć budowę domu.
– Jacek powinien przeciąć pępowinę i zacząć się liczyć z twoim zdaniem – odparła Estera.
– Jak jesteśmy razem, to się liczy, a jak jest mama na horyzoncie, to jej słucha i uważa, że mama ma rację. Co chcesz, rodzice nadziani, a on zawsze chodził na ich pasku. – Luiza była rozgoryczona.
– Uważam, że ludzie, którzy się pobierają, powinni słuchać tylko siebie nawzajem! Rodzice na bok, jedni i drudzy! W przeciwnym razie małżeństwo ma duże szanse na rozwód. – Estera wzruszyła ramionami.
– Powiedziała, co wiedziała! Jak mamy wybudować ten dom bez pomocy rodziców? Łatwo ci mówić, bo ty pójdziesz na gotowe i masz problem z głowy.
– A ty myślisz, że nasza kochana mamusia nie dotrze tam ze swoimi dobrymi radami?
– Powie ci: „Estero, powinnaś to zrobić tak, jak ci mówiłam”. – Luiza przedrzeźniała matkę.
– Oczywiście, że tak! Widzisz więc, że i ciebie dosięgnie wszystkowidzące oko mamusi!
– Nie pozwolę sobą rządzić! – powiedziała stanowczo Estera. – Mama niech się zajmie wychowaniem smarkatej i sprowadzeniem jej głowy z chmur! Ta myśli, że cały świat jest u jej stóp!
– Najgorsze, że mama też tak myśli! – dodała Luiza. – Słuchaj, ani słowa przy rodzicach o tym, co ci mówiłam! Mama gotowa ustawiać moją teściową jeszcze przed ślubem!
– Dokładnie! A pani Jadziunia taka chętna do słuchania jak nasza mamuśka i awantura gotowa!
– Tego się obawiam najbardziej! – westchnęła Luiza. – Do ślubu będzie jako tako, a potem zacznie się przeciąganie liny.
– Jak się pojawi dziecko, to dopiero będzie wariactwo! Dobre rady na każdym kroku!
– Dzieci nie planujemy przez trzy lata, musimy stanąć na nogi i postawić dom przynajmniej w surowym stanie! – Luiza z Jackiem dawno tak ustalili.
– Po roku zaczną się pytania, jak długo chcecie czekać, i komentarze, że najlepsze lata na rodzicielstwo są właśnie teraz! – śmiała się Estera, bo dobrze znała swoją matkę, która w wieku Luizy miała już dwie córki.
– Właśnie – westchnęła znowu starsza i zaraz dodała: – Cicho, rodzice wrócili! Ani słowa więcej!
Słyszały już od progu narzekania matki, która lubiła mieć wszystko pod kontrolą i nie mogła zrozumieć, że jej córki są dorosłe i same podejmują decyzje. Ojciec starał się tonować te spięcia między swoimi paniami, z różnym skutkiem. Najbardziej chciał świętego spokoju, ale w domu z czterema kobietami nie było to łatwe. Przeważnie fronty były dwa: Milena z Kariną po jednej stronie i Luiza z Esterą po drugiej. On zawsze stanowił bufor między nimi i czasami było to nie do zniesienia.
– Wybrałaś suknię, czy dalej czekasz? – Milena postanowiła zaatakować Luizę już od progu.
– Wybrałam, nie trzeba nic przerabiać, mam też welon, buty i dodatki – wyrecytowała zapytana.
– To chociaż to mamy z głowy – mruknęła niechętnie. – Może nam pokażesz swoje zakupy?
Milena nawet nie próbowała ukryć dezaprobaty, że podjęto tak ważną decyzję bez konsultacji z nią. Piotr powstrzymał ją spojrzeniem przed następnymi sarkastycznymi uwagami i sam spokojnie czekał. Luiza przyniosła pakunki i położyła na stole, czekając aż matka wyda swoją opinię.
– Bardzo skromna ta sukienka, myślałam, że wybierzesz coś strojniejszego – rzekła, wyciągając ostrożnie suknię z worka. – Żadnej koronki, żadnego tiulu – narzekała.
– Piękną suknię wybrałaś, córuś – pochwalił natychmiast Piotr. – Będziesz w niej wyglądać dostojnie jak królowa, a nie jak lala na balu przebierańców.
Żona zgromiła go wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
– Też tak uważam, tato, nie cierpię koronek i nie będę się w nie ubierać – odparła stanowczo.
– No cóż… sama wybrałaś. Mogłaś przynajmniej wziąć dłuższy welon. – Milena nie mogła sobie odmówić cierpkiej uwagi.
– Długie welony dawno wyszły z mody, mamo – powiedziała Estera, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
– Moda modą, ale ślub to wyjątkowy dzień i trzeba wyglądać wyjątkowo. – Matka musiała mieć ostatnie słowo.
Dziewczyny wyszły, spoglądając na siebie z rozbawieniem. Za cały komentarz wystarczyło im spojrzenie ojca rzucone ponad głową matki. Wiedziały, że wszelkie dyskusje są bezcelowe, więc odpuściły.
– Milenko, czy ty mogłabyś choć raz ugryźć się w język? – spytał Piotr z niewinnym uśmiechem.
– Powiedziałam tylko, co myślę, nawet tego mi nie wolno? – Była rozżalona na męża, że nie stanął po jej stronie. Z drugiej strony, wcale się tego nie spodziewała. Czasami sama siebie nie rozumiała, ale nie mogła się powstrzymać od wtrącenia swojego zdania.
– Wiesz, czasami bardzo przypominasz Jadzię Malinowską – mruknął.
– No wiesz?! Jak możesz porównywać mnie do tej despotki? Żelazną ręką trzyma w ręku wszystko i wszystkich! Andrzej jest pod pantoflem, a synowie słuchają mamusi jak małe dzieci!
– Nieraz mam wrażenie, że też byś tak chciała – odparł i wyszedł.
Milenę zatkało, nie zdążyła nic odpowiedzieć na zarzut męża. Co on chciał przez to powiedzieć? Że też jest taką despotką jak przyszła teściowa Luizy? Przecież się stara… Nie zawsze jej to wychodzi, ale próbuje. Szkoda, że córki tak niewiele sobie z tego robią i nie doceniają jej doświadczenia i poświęcenia. Tylko Karinka ją rozumie i bierze pod uwagę jej zdanie. Co prawda, Piotr mówi, że Karinka i tak robi, co chce, i nie liczy się z niczyim zdaniem, ale ona swoje wiedziała. Przecież zna swoje dziecko.
Tymczasem Karinka po skończonych lekcjach spotkała się ze swoim studentem prawa, który w piątki przyjeżdżał do domu, i ani myślała zamartwiać się czymkolwiek. Wiedziała, że mamie może wcisnąć każdą bzdurę, a ona to łyknie jak kluski. Co innego tata, spojrzy i wie. Miała do niego więcej szacunku i respektu, niż to okazywała. Tata nie dawał sobie mydlić oczu nauką czy zajęciami pozalekcyjnymi. Wiedział, na co ją stać, dobrze znał grafik zajęć i nawet nie próbowała wmawiać mu, że uczy się z koleżankami. Zawsze dawała sobie radę w nauce i nie potrzebowała do tego koleżanek, co najwyżej one uczyły się od niej. Siostry były dużo starsze i też ją rozszyfrowały, wiedziały, że manipuluje mamą, jak chce. Dobrze, że to ona była ulubienicą matki i zawsze miała ją po swojej stronie. W duchu chciała, aby było inaczej, aby mama widziała, jaka Karina jest naprawdę. Nieraz prowokowała do tego, aby mama podniosła na nią głos lub czegoś zabroniła. Nic z tego! Doszła do wniosku, że mama po prostu chce mieć święty spokój i zaklina rzeczywistość, aby nie stało się nic złego.
A zło zwyczajnie się działo. Kiedyś przyjaźniła się z Eweliną, przez lata były nierozłączne, do czasu, aż Ewelina poznała Bartka. Chłopak łaził za nią jak cielę, więc Karina postanowiła go uwieść i pokazać przyjaciółce, jacy są faceci. Powiedziała Ewelinie prawdę, a ta trzasnęła ją w twarz i przestała się odzywać. Idiotka! Karina uważała, że oddała jej przysługę, a ta zakończyła ich wieloletnią przyjaźń przez takiego dupka. Koleżanki stanęły po stronie Eweliny i Karina została sama, za to napiętnowana i nielubiana przez klasę. Miała to gdzieś, kończy to przeklęte gimnazjum i pozna nowych, fajnych ludzi w liceum. Nie mogła doczekać się jesieni, kiedy wyjedzie z tej dziury do miasta, zamieszka w internacie i skończy się opieka i kontrola rodziców. Początkowo nie chcieli się zgodzić na internat. Mama obawiała się tęsknoty za swoją pupilką, tata z zupełnie innych powodów, ale jakoś ich przekonała. Wakacje zamierzała spędzić swobodnie i beztrosko, bo cała rodzina myśli teraz o weselu Luizy, więc powinni dać jej spokój ze swoją troską.
– O czym tak dumasz, moja piękna księżniczko? – Słowa Gracjana wyrwały ją z zamyślenia.
– O tobie, mój książę – powiedziała obojętnie.
Doprawdy, dwudziestoletni facet, a zachowuje się, jakby nie wiedział, po co tu przyszła! Jego rodzice wyjechali, dlatego postanowiła pójść do ich domu, aby mogli skonsumować z Gracjanem swój krótki związek. On jednak nie palił się do tego i ciągle zwlekał. Usiadła mu na kolanach i zaczęła nieśpiesznie całować. Czuła, że jest spięty i zachowuje się tak, jakby miał do czynienia z dziewicą. A Karinka dziewicą nie była już od roku.
– Karinko, nie musimy się śpieszyć. Ty masz dopiero szesnaście lat i nie musisz robić nic, na co nie masz ochoty. – Próbował wyswobodzić się odrobinę z jej uścisku.
– Tyle że ja mam ochotę, Gracjanku, a ty nie traktuj mnie jak smarkuli! – Nie dała się zbyć i po chwili odpinała mu guziki koszuli. Ze spodniami sam już sobie poradził, bo czuł, że na nic jego opory, a Karinka była bardzo przekonująca. Ostatecznie nie składał ślubów czystości, a odporność na kobiece wdzięki u faceta w jego wieku miała swoje granice.
– Nie wiesz, o której wróci Karina? – spytał Piotr żonę po obiedzie. – Dzisiaj na kolacji będą Malinowscy i chciałbym, aby cała rodzina zasiadła do stołu.
– Dzwoniła, że wróci później, bo umówiła się z koleżankami do kina. Dzisiaj piątek, zaraz koniec roku szkolnego, więc jej pozwoliłam. Ta kolacja w sumie jej nie dotyczy, bo będziemy rozmawiać o weselu, więc ona może się spóźnić. – Milena wytłumaczyła skwapliwie nieobecność córki.
– Ciekawe, czy ta koleżanka się goli – mruknął Piotr.
– Kochanie, przecież Karinka to jeszcze dziecko i nie myśli o chłopakach. Sama powiedziała, że ma na to jeszcze dużo czasu, a ja się cieszę, że tak rozsądnie do tego podchodzi. – Cieszyła się Milena.
Piotr nie skomentował słów żony, tylko włączył telewizor i postanowił w spokoju poczekać na gości. Milena krzątała się po kuchni i zastanawiała się, jak tu zagadnąć Jadwigę na temat budowy domu dla ich dzieci. Oni, co prawda, mieli kilka hektarów ziemi, które planowali sprzedać za kilka lat, by podzielić to pomiędzy córki. Nie chcieli robić tego teraz, gdyż uważali, że wszystkie trzy muszą się najpierw usamodzielnić. Milena często rozmyślała nad tym, jak też ułożą się stosunki między Luizą a jej teściową, która nie miała łatwego charakteru. Piotr zarzucił podobne cechy żonie, ale… nie, niemożliwe.
– Luiza, posmakuj tej sałatki, bo nie wiem, czy nie za mało soli – zagadnęła przechodzącą córkę.
– Mamo, nie przejmuj się tak! Pani Jadwiga nie jest żadnym cyborgiem ani super gospodynią, żebyś ty musiała zrobić wszystko idealnie. Nie będziemy się przed nikim popisywać, ani udawać idealnych.
– Powinno ci zależeć na opinii przyszłej teściowej, w końcu będziecie razem mieszkać.
– Jeżeli się da razem mieszkać – zauważyła rozsądnie Luiza. – Jak będzie źle, wyprowadzamy się natychmiast. Nie wszyscy do wszystkich pasują.
W tym momencie Malinowscy zajechali na podwórko i Piotr wyszedł ich powitać. Jadwiga Malinowska była dość wysoką, szczupłą kobietą o ciemnych włosach i przenikliwych oczach. Milena mówiła, że te oczy wszystko widzą. Za to Andrzej, jej mąż, był średniego wzrostu i krępej budowy, o łagodnym usposobieniu i roześmianych oczach. Jacek odziedziczył urodę po matce i charakter po ojcu. Miał wspaniałe poczucie humoru i potrafił łatwo nawiązywać kontakty z ludźmi. Szybko zyskał sympatię całej rodziny i wszyscy byli przekonani, że razem z Luizą stworzą szczęśliwe małżeństwo.
– Dzień dobry, wchodźcie, prosimy bardzo – zapraszał Piotr, witając się z gośćmi.
– Cześć, Piotrze, o mały włos, a nie przyjechalibyśmy dzisiaj – zaczął Andrzej.
– Co się stało? Jakieś problemy z autem? – zaniepokoił się Brzeski.
– Nie, raczej z moją małżonką. – Machnął ręką zniechęcony. – Ubzdurała sobie, żeby nasz Marek wrócił do domu, bo skończyła mu się umowa w firmie, w której dotychczas pracował. Ma już coś na oku i ostatnią rzeczą, o jakiej marzy, to wrócić pod skrzydła mamy. A moja Jadwiga, jak sobie wbije coś do głowy, to nie ma zmiłuj. Namawia go, żeby przyjechał do domu, pomieszkał, rozejrzał się i może tutaj coś znalazł. Przecież to głupota ściągać go teraz do domu, kiedy Jacek i Luiza mają u nas zamieszkać. Wiesz, tyle ludzi w domu, to nie wróży szczęścia i zgody – zakończył przygnębiony Malinowski.
– Masz rację, przecież Marek już w ubiegłym roku wspominał, że z rodzicami mieszkał nie będzie – przypomniał Piotr.
– Z rodzicami jak z rodzicami, ale z mamą na pewno nie! – Obaj mężczyźni roześmiali się serdecznie.
– U nas jest to samo. – Piotr ściszył głos. – Milena jest jak kwoka i wszędzie chciałaby mieć coś do powiedzenia. Nie rozumie, że córki już są wychowane, przynajmniej te dwie, a na resztę nie ma wpływu.
– Tak to jest z tymi mamuśkami, które chciałyby ciągle skakać wokół swych dorosłych nawet piskląt – zauważył Andrzej i westchnął. – No i omal się dziś o to nie pokłóciliśmy, i to na ostro.
– Co tam spiskujecie, chłopaki? – Malinowska była czujna jak zwykle. – Andrzej, kawa stygnie.
Jej mąż przewrócił oczami i mrugnął do Piotra.
– My spiskujemy? Kochanie, przed tobą nic się nie ukryje, więc ja już nawet przestałem próbować – powiedział złośliwie, ale żona już go nie słuchała.
Jacek Malinowski przywitał się najpierw z rodzicami i siostrą swej narzeczonej, a następnie poszedł prosto do jej pokoju. Luiza skoczyła jak piłka i rzuciła mu się na szyję.
– Tęskniłaś, kruszynko? – spytał pieszczotliwie, całując ją zachłannie.
– Jak diabli – odparła i wpiła się w jego usta łapczywie. – Mam suknię!
– Ooo, nareszcie! Już myślałem, że pójdziesz w dżinsach do ołtarza – zażartował Jacek.
– Mama by do tego nie dopuściła – odpowiedziała poważnie i za chwilę oboje parsknęli śmiechem.
Często razem śmiali się ze swoich matek, bo okazało się, że mają wiele cech wspólnych. Obie były nadopiekuńcze i przesadnie troskliwe i obu się zdawało, że bez nich ich dorosłe dzieci nie zrobią samodzielnie kroku. Licytowali się też, która jest większą despotką i tu zdecydowanie górą była Jadwiga Malinowska. Mało to było pocieszające, zważywszy, że po ślubie mieli zamieszkać pod jej dachem.
– Jacek, ja naprawdę będę się starała, ale wszystko ma swoje granice. Jeżeli twoja mama chociaż trochę nie złagodzi swojego despotyzmu, nie da się z nią mieszkać. – Luiza była stanowcza.
– Wiem, kochanie – westchnął zrezygnowany Jacek. – Obaj z ojcem powiedzieliśmy jej to samo, ale ona się tylko roześmiała i powiedziała, że wszystko będzie dobrze i nie będzie się wtrącać.
– To tak jak z moją mamą, kiedy tata mówi, aby nie pobłażała Karinie. Smarkata robi, co chce, omotała ją sobie wokół małego palca, a matka wierzy w każde jej słowo!
– Nie przesadzaj, kochanie, z Kariną nie jest tak źle – tłumaczył Jacek. – Nieraz z nią rozmawiałem i powiem ci, że mała ma dobrze poukładane w głowie.
– Jacusiu, przecież moja mała siostrzyczka kocha się w tobie bez pamięci i patrzy na ciebie cielęcym wzrokiem. – Luiza uśmiechała się z pobłażaniem. – Dla niej jesteś wzorem mężczyzny.
– No proszę! Powinnaś brać z niej przykład! – zażartował, całując ją w czubek nosa. – A mówiąc poważnie, bardzo lubię Karinę i naprawdę bym się o nią nie bał, to mądra dziewczyna.
– Nie wiem, może masz rację – rzekła z powątpiewaniem. – Czasami mam jej dość, a czasem jest mi jej żal, bo jest trochę samotna w tym domu. Rodzice to rodzice, wiesz, im nie mówi się wszystkiego. A my z Esterą jesteśmy zbliżone wiekiem i trudno nam się z małą porozumieć. Po prostu trochę się mijamy.
– Lui, wszystko się ułoży. Za dwa, trzy lata różnica wieku się zatrze, bo mała dorośnie i dojrzeje. Wtedy zyskacie wspólny język i wspólne tematy. Spoważnieje i się ustatkuje i będziecie się śmiać na wspomnienie obecnych nieporozumień. – Jacek jak zwykle był bardzo rozsądny.
Uspokojona Luiza przytuliła się z ufnością do Jacka. Był taki mądry i opanowany, zawsze mogła liczyć na jego wsparcie w trudnych chwilach. Nie ponosiły go emocje, co jej się często zdarzało. Znali się tyle lat, a ona kochała go z każdym dniem bardziej. Małżeństwo z nim Luiza uważała za ukoronowanie ich miłości. Nie wyobrażała sobie życia bez niego, czasem Estera z niej żartowała, że kocha go za bardzo. Ale czy można kochać kogoś za bardzo? Niedorzeczność!
– Chodźmy do naszych staruszków, w końcu to z naszego powodu spotkali się tutaj – zażartował Jacek.
– Masz rację, musimy dopilnować, żeby nasze matki nie zrobiły większego cyrku, niż potrzeba – odpowiedziała Luiza z ironią.
– Słyszę, że na dole wrze jak w ulu – szepnął jej do ucha i pocałował czule.
– Nasze mamy… oby się tylko nie pokłóciły przed weselem – jęknęła Luiza.
– Nareszcie jesteście! – Milena spojrzała, jakby ich nie było ze trzy godziny.
– Mówiliście, że nic o was bez was, a teraz co? – zawtórowała Jadwiga.
Okazało się, że przynajmniej w jednym obie ich matki się zgadzały: do ostatniej chwili chciały trzymać za rączki swoje dzieci.
– Jest jeszcze coś, czego nie zdążyłyście ustalić? – spytała z przekąsem Luiza.
Obaj ojcowie na te słowa roześmiali się mało dyskretnie, na co ich żony rzuciły im piorunujące spojrzenia. Estera już wcześniej zapowiedziała, że będzie się kręcić w pobliżu, aby nie uszczknąć nic z tego kina, jakie zapewne będzie się rozgrywać przez cały wieczór. Dotrzymała słowa i dusiła się ze śmiechu, rzucając ukradkowe spojrzenia z kuchni w kierunku Luizy i Jacka. Naturalnie prym wiodły obie matki i ojcowie rzadko mogli wtrącić słówko, które i tak nie było brane pod uwagę. Dopiero kiedy emocje sięgnęły zenitu i obie panie zaczęły się przekrzykiwać, a w końcu też mówić jednocześnie, Piotr zabrał głos.
– Dziewczyny, możecie nie wybiegać dziesięć lat w przyszłość, tylko skupić się na tym, co teraz?
– Przecież to dotyczy naszych dzieci i równie dobrze możemy o przyszłości mówić dziś – upierała się Milena przy swoim. Chciała wiedzieć, ile Malinowscy dołożą do domu ich dzieci.
– Przyszłość zostawmy dzieciom, a kto i ile dołoży, to sprawa indywidualna – zauważył rozsądnie.
– Nie oczekuj od nas, że damy taką kwotę na ich dom, nie śpimy na pieniądzach! – Zdenerwowała się Jadwiga Malinowska, kiedy usłyszała propozycję Mileny.
– Racja! Nie mówmy o domu, kiedy nie ma jeszcze fundamentów – łagodził Malinowski.
– Nie lubię, jak ktoś zagląda mi do portfela – fuknęła jeszcze Jadwiga.
Nastroje były zważone, rozmowa się nie kleiła, a powietrze można było kroić nożem. Luiza i Jacek zdawali sobie sprawę, że lada chwila ich matki mogą sobie skoczyć do gardeł, a wtedy trudno wyobrazić sobie zabawę na wspólnym weselu. Starali się zapobiec nieuchronnej katastrofie.
– Przede wszystkim nikt nie oczekuje od was finansowania budowy naszego domu. – Jacek jak zwykle mówił spokojnie i stanowczo. – Jeżeli to przewyższy nasze zdolności finansowe i kredytowe, kupimy mieszkanie i nie będziemy na siłę forsować budowy.
– Ciekawe, skąd weźmiecie pieniądze na mieszkanie bez naszej pomocy – wtrąciła Jadwiga.
– Weźmiemy kredyt, tak jak wszyscy. – Luiza też była stanowcza.
Zdenerwowała się na matkę, że ta wytoczyła tak ciężkie działa jeszcze przed ślubem, stawiając pod ścianą rodziców Jacka. Zawsze szczyciła się swoją szczerością, nie zauważyła jednak, że była zwyczajnie bezczelna. Malinowscy wkrótce się pożegnali, a Piotr z posępną miną siedział przy stole i milczał.
– Co tak cicho siedzisz? – zagadnęła zaczepnie Milena.
– Bo zabrakłoby słów, żeby podsumować to, co nagadałaś dzisiaj przy stole – mruknął.
– Chciałam tylko, żeby zadeklarowali pomoc przy budowie domu Luizy i Jacka.
– Zadeklarowali?! – Piotr zmrużył oczy, to zawsze oznaczało u niego wściekłość. – Kobieto! Ty chciałaś wymusić, wydrzeć pieniądze od nich! Zachowałaś się jak rasowa szantażystka! Przyniosłaś wstyd nie tylko mnie, ale przede wszystkim swojej córce! Nigdy nie sądziłem, że tak się zachowasz! – Piotr wyszedł, trzaskając drzwiami i nie czekając na jej tłumaczenia.
– Znowu wszystko moja wina! – mówiła już do siebie Milena.
– Tata ma rację, zachowałaś się skandalicznie – powiedziała cicho Luiza, która była w kuchni i słyszała każde słowo rodziców. – Nie wiem, jak spojrzę w oczy Malinowskim.
– Tu chodzi o ciebie, o was i waszą przyszłość! – krzyknęła głośno matka.
– Nie, mamo. Tu chodzi o twoją pazerność i zachłanność. Zawsze miałaś kompleks niższości wobec nich, bo są bogatsi, ale nie sądziłam, że posuniesz się tak daleko! – Luiza rozpłakała się i wyszła.
– Brawo, mamo! Myślę, że powinnaś wyciągnąć z tego lekcję i przynajmniej przeprosić Malinowskich.
– Boże, nie sądziłam, że własne dzieci i mąż tak mnie podsumują! Za to wszystko, co dla was robię!
– A co ty dla nas robisz?! – Estera podniosła głos. – Wtrącasz się do wszystkiego i zawsze chcesz mieć decydujące słowo! A, i jeszcze od czasu do czasu robisz taki obciach jak dziś! – dodała i też wyszła.
Milena usiadła ciężko w fotelu i nie była w stanie już nic powiedzieć. To tak widzą ją jej najbliżsi? Czy naprawdę jest tak okropna, jak jej właśnie powiedzieli? Przecież to wszystko z troski, myślała. Nie namyślając się długo, sięgnęła po telefon i wystukała numer Jadwigi.
– Słucham? – spytała oschle Malinowska.
– Jadziu, chciałam cię bardzo przeprosić za to, co powiedziałam dziś przy stole. To było bardzo… nietaktowne z mojej strony. Nie powinnam mówić tego wszystkiego, naprawdę mi przykro! Przyznaję, że się zagalopowałam i Piotr z dziewczynami właśnie mi to uświadomili – kajała się.
– No cóż, zdenerwowałam się na ciebie, to prawda. – Jadzia już odtajała trochę i ucieszyła się z telefonu od Mileny. – Rozumiem jednak, bo ja też jestem popędliwa i też czasami palnę coś, czego nie powinnam. Nie gniewam się już, w końcu wkrótce będziemy rodziną – zakończyła udobruchana.
– Cieszę się, że tak mówisz! – powiedziała z przejęciem Milena. – Moja rodzinka chciała mnie ukrzyżować za… ten występ!
Obie panie porozmawiały jeszcze chwilę i pożegnały się jak najlepsze przyjaciółki, które mają na względzie wyłącznie dobro swoich dzieci. Milena odetchnęła z ulgą. Może rzeczywiście trochę przeholowała? W dobrym humorze zaczęła sprzątać po niefortunnej kolacji, bo żadna z córek nie kwapiła się jej pomóc. Może miały rację? Musi jakoś załagodzić te nieporozumienia, które dziś wynikły. Zakrzątnęła się i spojrzała na zegar. Dochodziła jedenasta, a Karinka nie wróciła jeszcze do domu. Powiedziała, że idzie z koleżankami do kina, ale nie mówiła o nocnym seansie! Może rzeczywiście najmłodsza córka wykorzystywała jej naiwność i wiarę w każde słowo? Trzeba z nią koniecznie porozmawiać, jak tylko wróci do domu. Milena postanowiła trochę baczniej przyjrzeć się poczynaniom ukochanej córki i wyostrzyć czujność. A co, jeśli Karinka zadaje się z jakimś nieodpowiednim towarzystwem? Co prawda, trudno było jej w to uwierzyć, ale może mąż i starsze córki mają rację, że powinna ją trochę kontrolować i nie przyjmować każdej wymówki bez sprawdzania.
Wróciła! Nareszcie jest i Milena miała nadzieję usłyszeć wiarygodne wyjaśnienie. Niestety, Piotr też czekał na córkę i jak to on, nie dał się zbyć byle czym, bo usłyszała jego podniesiony głos.
Karinka weszła do pokoju, a tuż za nią zdenerwowany Piotr.
– Siadaj i porozmawiamy – powiedział krótko.
Karina usiadła bez słowa i czekała lekko przestraszona. Milena wytarła ręce i również weszła do pokoju.
– Gdzie byłaś tak długo? – spytał spokojnie.
– W kinie, przecież już mówiłam – odparła Karina, patrząc w podłogę.
– Jest po jedenastej, a ty byłaś do tej pory w kinie, tak? Seans był na siódmą.
– Spotkałam się z koleżankami, byłyśmy w kawiarni. – Spojrzała na matkę, jakby spodziewała się jej wsparcia. Zawsze je miała, tym razem jednak mama milczała i patrzyła uważnie. Karina czuła, że dzisiejsza przeprawa z rodzicami nie będzie tak łatwa, jak dotąd bywało.
– Karina, kto cię przywiózł? Widziałem samochód i ty z niego wysiadłaś. – Piotr nie ustępował.
– Odwiózł mnie brat koleżanki. – Wierciła się na krześle, wyraźna oznaka jej niepewności.
– Przestań kłamać, do cholery! – Ojciec wstał z krzesła i podszedł do niej. – Posłuchaj, młoda damo, od jutra chcę wiedzieć, o której wracasz do domu i masz się tego trzymać. Byle nie za późno, maksymalnie dziesiąta wieczorem, nie później! Poza tym, nigdy nie widuję tu żadnych twoich koleżanek. Dobranoc!
Karina wyszła bez słowa, a Piotr usiadł ciężko na kanapie i też się nie odzywał.
– Nie wierzysz jej. – Milena bardziej stwierdziła, niż spytała.
– A ty nadal będziesz udawać, że wszystko jest w porządku? – naskoczył na nią.
– Już nie – zdobyła się wreszcie na szczerość. – Żadne koleżanki jej nie odwiedzają. Nawet z Eweliną ostatnio nie utrzymuje kontaktu, a były takie nierozłączne.
– To chyba było w czasach, kiedy naszej wspaniałej córeczce jeszcze nie przewróciło się w głowie!
– Myślisz, że spotyka się z jakimś chłopakiem? – spytała przygnębiona.
– Oczywiście, do tego z samochodem, więc to nie jest rówieśnik.
– Może to rzeczywiście brat koleżanki – broniła Karinki, ale już bez pewności.
– Milena, ocknij się! Trzeba porozmawiać z Luizą i Esterą, one na pewno coś więcej wiedzą. Dość na dzisiaj, jestem zmęczony, idę spać. – Wstał i chciał odejść.
– Piotr – zaczęła niepewnie żona. – Zadzwoniłam do Jadzi i przeprosiłam za tę kolację i wszystko, co powiedziałam. Nie gniewa się, więc może i ty nie będziesz dłużej zły?
– Dobrze zrobiłaś – odparł łagodnie. – Chodź do łóżka, już prawie północ.
– Zaraz przyjdę, wezmę prysznic i się kładę.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_