-
promocja
Sir Roger Penrose - ebook
Sir Roger Penrose - ebook
Pierwsza biografia opisująca fascynujące i niezwykle trudne życie laureata Nagrody Nobla, fizyka Rogera Penrose’a.
W wieku sześciu lat Roger Penrose odkrył zegar słoneczny na polanie niedaleko domu. Za sprawą tego urządzenia, utkanego ze światła, cienia i czasu, ujrzał „świat poza światem” pełen olśniewająco pięknej geometrii. Tak rozpoczął długą podróż, dzięki której ostatecznie został jednym z najbardziej wpływowych matematyków, filozofów i fizyków.
Penrose pokazał, jakie są ograniczenia ogólnej teorii względności, wyznaczył nowe kierunki badań w fizyce teoretycznej i zadziwił innych uczonych oraz swoich licznych wielbicieli elegancją i pięknem swoich odkryć. Niemniej przyszło mu zapłacić za ten ogromny sukces wysoką cenę: nie potrafił pielęgnować relacji z najbliższymi mu osobami, zwłaszcza kobietami, które troszczyły się o niego lub razem z nim pracowały.
Patchen Barss wykorzystuje liczne wywiady, a także zagląda do nieznanych do tej pory dokumentów archiwalnych, by naszkicować poruszający portret Penrose’a, laureata Nagrody Nobla, i Rogera, zwyczajnego człowieka pełnego wątpliwości. Nie tylko opisuje jego niezwykłe życie, ale także zastanawia się, kim trzeba być, żeby zostać geniuszem i kto ostatecznie ponosi ofiarę, dzięki której jednemu człowiekowi udaje się zajść tak daleko.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Fizyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7886-862-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzięki uprzejmości Owena Egana
We wtorek 8 grudnia 2020 roku Roger Penrose obudził się w swoim pustym mieszkaniu w Oksfordzie. W kompletnej ciszy poszedł boso do kuchni i wyjął z lodówki dzbanek z kawą. W każdy piątek parzy większą ilość kawy, a potem chowa ją do lodówki i odgrzewa po trochu w kubku w mikrofalówce przez cały kolejny tydzień.
Wlał do kawy odrobinę mleka i przyglądając się, jak łączy się z ciemnym płynem, pomyślał o śmierci Wszechświata. Zimne krople laktozy, białka i tłuszczu mieszały się z gorącą cieczą, tworząc intrygujące obłoki i smugi. Wystarczył jednak jeden ruch łyżeczką, by rozproszyć te skomplikowane wzory i otrzymać jednolitą brązową substancję.
Tak dzieje się ze wszystkim, co istnieje – skupiska gorącej i zimnej materii wpadają na siebie i mieszają się, tworząc piękne, ulotne wzory, a potem znikają w bezkształtnym, jednorodnym rozkładzie materii i energii. Gdy czas niezmordowanie zmierza ku przyszłości, wytwarzając przeszłość, Wszechświat nieubłaganie podąża w kierunku coraz większej entropii. Pewnego dnia osiągnie stan śmierci cieplnej, ostatecznej równowagi, w której temperatura i gęstość będą takie same i niezmienne w każdym kierunku i skali.
Roger rozstał się niedawno ze swoją żoną Vanessą, z którą był w związku przez ponad trzydzieści lat. Teraz, w wieku już niemal dziewięćdziesięciu lat, po raz pierwszy od bardzo dawna mieszka zupełnie sam i stara się żyć najrozsądniej i najprościej, jak to możliwe. Jada niewyszukane posiłki – rybę z warzywami, kanapkę z serem – w towarzystwie muzyki Johanna Sebastiana Bacha lub pierwszego programu radia BBC.
Przed kilkoma miesiącami wprowadzono w Wielkiej Brytanii ograniczenia w poruszaniu się obywateli związane z pandemią COVID-19 i od tej pory Vanessa przynosi mu zakupy, leki oraz inne potrzebne rzeczy. Zostawia torby pod drzwiami i wysyła mu esemes, żeby je zabrał.
Co dwa tygodnie przygotowuje sobie duży zapas musli, siekając i mieszając ze sobą orzechy, migdały, kandyzowany imbir i płatki pszeniczne. W wannie w jednej z dwóch łazienek przechowuje banany. Trzyma je pod wodą w plastikowym pojemniku obciążonym solidną, pomarańczowo-niebieską szklaną statuetką, którą otrzymał w 2013 roku od władz Uniwersytetu Teksańskiego w San Antonio w podziękowaniu za wygłoszenie wykładu _Poszukiwania sygnałów sprzed Wielkiego Wybuchu_ w ramach organizowanego tam cyklu prelekcji wybitnych uczonych.
Przez całe życie starał się zrozumieć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość Wszechświata. Doskonale zdawał sobie sprawę, że każda filiżanka kawy ochłodzi się w końcu do temperatury otoczenia, każdy kawałek skały i lodu przemierzający przestrzeń kosmiczną rozsypie się kiedyś w pył, każda gwiazda wybuchnie i przestanie istnieć, każda galaktyka zapadnie się i nawet ostatnie czarne dziury kiedyś wyparują i odejdą w niepamięć, zmieniając się w rozproszone promieniowanie.
Nie potrafił jednak pogodzić się z taką pesymistyczną wizją. Przedstawił więc własną wersję tej opowieści, w której Wszechświat istnieje o wiele dłużej, niż jest to możliwe zdaniem większości ekspertów, ponieważ w odległej przyszłości zamiast powolnej, stopniowej śmierci następuje jego odrodzenie. Lecz niewielu uczonych podziela ten pogląd i jego teoria cyklicznej kosmologii sprawiła, że w świecie fizyki był tak samo osamotniony jak w swoim mieszkaniu.
Sprawdził godzinę na telefonie. Czas płynął w normalnym, stałym tempie sześćdziesięciu minut na godzinę, dwudziestu czterech godzin na dobę, ale Roger wiedział, że wbrew temu, co nam się wydaje, upływ czasu nie jest bezwzględnym, obojętnym zjawiskiem powodującym wzrost entropii. Prawdę mówiąc, gdy czuł taką potrzebę, podawał w wątpliwość samo istnienie czasu.
Zazwyczaj postrzegamy jego upływ jako coś przypominającego strumień słów w książce – sekwencyjną podróż, strona za stroną, od początku opowieści do samego jej końca. Spoglądając z innego punktu widzenia, zauważymy jednak, że wszystkie te strony istnieją jednocześnie: czytelnicy trzymają przecież w ręce całą książkę, mimo iż mogą odczytywać tylko pojedyncze słowa, jedno po drugim. Teoria względności – zdumiewająco potężna teoria Alberta Einsteina stanowiąca podstawę całego dorobku naukowego Rogera – traktuje Wszechświat jak statyczny obiekt, w którym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są niczym kartki kosmicznej księgi. Wydaje się nam, że czas płynie od jednego zdarzenia do drugiego, ale gdy spojrzymy na to w czterech, a nie trzech wymiarach, dostrzeżemy, że cała nasza historia i pozornie niezapisana jeszcze przyszłość współistnieją ze sobą i są tak samo rzeczywiste.
Idea takiego wszechświata blokowego zafascynowała Rogera i bardzo pomogła mu w pracy. Pozwala objąć umysłem całą czasoprzestrzeń naraz: odległą przeszłość i przyszłość, niedostępne obszary rozciągające się poza obserwowalnym Wszechświatem, wnętrze czarnych dziur i poświatę odległych, umierających galaktyk. We wszechświecie blokowym upływ czasu jest iluzją. Starzenie się, śmierć i ból po stracie bliskich tracą swoje znaczenie. W takim wszechświecie Roger mógł udawać, że jego własny czas i energia są nieograniczone.
Nie dopuszcza do siebie myśli, że powinien trochę zwolnić – nadal publikuje artykuły i wygłasza wykłady, niczym młody naukowiec, który musi udowodnić swą wartość. Lekceważąco wzrusza ramionami, gdy ktoś mówi o jego sławie, niezwykle popularnych książkach, które napisał, i długiej, wybitnej karierze naukowej. Nie daje mu spokoju, że jego dzieło wciąż jest niedokończone.
Uparcie nie zwraca uwagi na problemy ze zdrowiem – nadciśnienie, chorobę zwyrodnieniową oczu, trudności z poruszaniem się, niewielkie, lecz zauważalne obniżenie zdolności umysłowych – które przysparzają mu wielu kłopotów w pracy i życiu osobistym. Potrafi się skupić, gdy nikt mu nie przeszkadza, ale nawet niewielkie zakłócenia mogą wytrącić go z równowagi na wiele godzin i z dużym trudem wraca do przerwanego toku myślenia. Coraz częściej zdarza się, że nie potrafi sobie przypomnieć imion i słów, i coraz bardziej się złości, gdy wykrywa niespójności w swoich wspomnieniach.
Zawsze pisał na laptopie jednym palcem, teraz jednak robi to z coraz większą niezdarnością, co znacznie spowalnia pracę. Pod klawisz Caps Lock wsunął nawet kawałek papieru, żeby uchronić się przed jego przypadkowym naciśnięciem, co nieraz już skutkowało tym, że marnował wiele godzin, pisząc całe akapity dużymi literami, a potem musiał to poprawiać. Redaktorzy chętnie zgadzali się na przesunięcie terminów, ale żadna, nawet największa ilość czasu nigdy mu nie wystarczała.
Oczy również zaczęły go zawodzić, rozmywając kształty i przesłaniając słowa na kartce. W prawej soczewce okularów ma nawet zamontowane specjalnie dobrane szkło powiększające, dzięki czemu, zamykając jedno oko i przybliżając kartkę na odległość czubka nosa, wciąż jeszcze może czytać. Do przeglądania e-maili i wyszukiwania cyfrowych publikacji kupił największy monitor komputerowy, jaki udało mu się znaleźć, i powiększa na nim litery do wielkości napisów na sklepowych szyldach. Odsuwa się na krześle biurowym na większą odległość od monitora, przykłada do oka lunetkę, którą dostał od brytyjskiej publicznej służby zdrowia, i odczytuje kolejne linie, kołysząc się do przodu i do tyłu.
W wieku czternastu lat zaczął prowadzić dziennik, w którym zapisuje swoje pomysły i rysuje różne diagramy. W ciągu całego długiego życia zapełnił już dziesiątki zeszytów i gdy pracował, zawsze miał w zasięgu ręki jeden z nich. Równe, eleganckie linie diagramów i szkiców stały się jednak teraz niepewne i mniej dokładne. Jego najnowsze szkice bardziej przypominają dzieła małego dziecka niż rysunki, które tworzył w wieku sześciu lat.
Przed wygłoszeniem wykładu uczy się na pamięć, jaka jest kolejność slajdów, ponieważ nie widzi ich podczas prezentacji. Czasami zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że brakuje jakiegoś slajdu lub umieścił folię na rzutniku do góry nogami, i dopiero ktoś z widowni musi mu zwrócić na to uwagę. Z dużą niechęcią zaczął posługiwać się programem PowerPoint do przygotowywania wystąpień, ale nadal woli korzystać z setek kolorowych, narysowanych odręcznie foliowych slajdów, które przechowuje w domu, starannie uporządkowane, w stosach ułożonych na półkach w gabinecie.
Stara się ignorować czas tak bardzo, jak to możliwe, zachowując się tak, jakby wciąż był tym samym energicznym, twórczym i natchnionym matematykiem, którym był przez ponad sześćdziesiąt lat. Gdyby to był zwyczajny dzień, wstawiłby brudne naczynia do zlewu, wyłączył radio i rozsiadł się w swoim gabinecie, by przeczytać najnowsze artykuły naukowe lub przyglądać się mapom kosmicznego mikrofalowego promieniowania tła (CMB, od angielskiego _cosmic microwave background_). Zazwyczaj wychodzi z domu tylko raz dziennie na godzinny spacer wzdłuż pobliskich kanałów lub do piekarni w centrum, w której kupuje swoje ulubione herbatniki czekoladowe i chleb wieloziarnisty. Aby zmniejszyć ryzyko zarażenia się wirusem COVID-19, wstrzymuje oddech za każdym razem, gdy kogoś mija.
Ten grudniowy dzień nie był jednak zwyczajny. Zamiast pogniecionej koszuli, za dużego swetra i znoszonych sztruksów z szerokimi prążkami założył wyprasowaną białą koszulę, bordowy krawat i dobrze dopasowany szary garnitur. Przyczesał swoje niesforne siwe włosy i zostawił równania kosmologiczne w domu.
Upewniwszy się, że naczynia są w zlewie, sięgnął po laskę i zszedł po dwóch ciągach schodów na podjazd przed domem, gdzie czekał już na niego samochód z włączonym silnikiem, by zawieźć go do Londynu. Dotarcie do rezydencji ambasadora Szwecji zajęło nieco ponad godzinę. Tam, podczas skromnej ceremonii na świeżym powietrzu, w której uczestniczyła Vanessa i ich dwudziestoletni syn Max, przyjął Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki za 2020 rok.
Po południu wrócił do domu, włożył medal noblowski do gabloty, w której przechowywał już Order Zasługi, medale Eddingtona i Diraca, Odznakę Rycerza Kawalera i kilkadziesiąt innych doktoratów honoris causa, statuetek, certyfikatów i wyróżnień. Gdy się z tym uporał, przebrał się w wygodne ubranie i wrócił do pracy.
Nagrodę Nobla przyznano mu za artykuł z 1965 roku, w którym udowodnił, że duże umierające gwiazdy muszą się zapadać do postaci punktu o nieskończonej gęstości, czyli tak zwanej osobliwości. Jego twierdzenie o osobliwościach wywróciło świat fizyki teoretycznej do góry nogami, ponieważ dowodziło, że teoria względności Einsteina jest niepełna. W najważniejszych ośrodkach naukowych na całym świecie rozpoczęły się wówczas trwające do dzisiejszego dnia poszukiwania nowej teorii fizycznej, która mogłaby opisać, co dzieje się w środku czarnej dziury.
Między opublikowaniem twierdzenia o osobliwościach a dniem, w którym ambasador Szwecji wręczył Rogerowi 175-gramowy krążek osiemnastokaratowego złota z wygrawerowaną podobizną Alfreda Nobla, upłynęło prawie pięćdziesiąt sześć lat. Jego droga do tego najwyżej cenionego wyróżnienia w świecie fizyki rozpoczęła się jednak o wiele wcześniej.
Około 13,7 miliarda lat przed chwilą, w której Roger odebrał Nagrodę Nobla, swoje istnienie rozpoczął gorący, gęsty Wszechświat. Nowo powstały kosmos był maleńki: cała rzeczywistość, cały nasz obserwowalny Wszechświat mieściły się w punkcie o rozmiarze nieprzekraczającym być może nawet jednej miliardowej średnicy protonu. Ten punkt zawierał jednak surowiec, z którego wykształciły się później światło i elektryczność, grawitacja i magnetyzm, a także silne i słabe oddziaływania jądrowe. Z czasem powstały też z niego wszystkie cząstki Modelu Standardowego i pierwiastki układu okresowego.
Łańcuch zdarzeń uruchomiony w chwili stworzenia doprowadził nie tylko do zaistnienia Rogera Penrose’a, ale także powstania wszystkich obiektów kosmicznych i sił, które odgrywały kluczową rolę w jego pracy naukowej.
Niektórzy fizycy uważają, że nowo powstały Wszechświat zawierał tylko jedną podstawową siłę. Po upływie 10–43 sekundy doszło jednak do oddzielenia się od niej grawitacji, która zaczęła przejawiać odrębne własności i oddziaływać w inny sposób. Grawitacja – siła utrzymująca pod wodą banany w wannie w mieszkaniu Rogera – stała się podstawowym czynnikiem prowadzącym do wykształcenia się przestrzeni, czasu i życia w znanej nam postaci.
W następnym ułamku sekundy wyłoniło się silne oddziaływanie jądrowe, które utrzymuje w całości jądra atomowe. Jedna z teorii głosi, że w chwili wyodrębnienia się oddziaływania silnego nastąpiła też bardzo szybka ekspansja Wszechświata przebiegająca z prędkością nadświetlną, która doprowadziła do jego gwałtownego ochłodzenia – zjawisko to jest znane jako kosmiczna inflacja. W ciągu jednej stukwintylionowej sekundy średnica Wszechświata podwoiła się ponad dziewięćdziesiąt razy, osiągając ostatecznie rozmiar 1 000 000 000 000 000 000 000 000 000 razy większy od początkowego. Inflacja zakończyła się równie nagle, jak się zaczęła, w chwili gdy nastąpiło niecałkowicie jeszcze wyjaśnione zdarzenie znane jako eleganckie wyjście.
Wciąż rozszerzający się Wszechświat wypełnił się plazmą barionowo-fotonową, czyli swoistą pierwotną mgłą naładowanych cząstek, która była tak gorąca i gęsta, że atomy nie były w stanie się utworzyć, a światło nie mogło się swobodnie przemieszczać. Nie było w nim najmniejszej nawet pustki, żadnych wyjątków, tylko wypełniająca wszystko nieprzezroczysta plazma. Nie można było nawet zobaczyć go „z zewnątrz”, ponieważ nie było żadnego „zewnętrza”. Mgła wypełniała cały Wszechświat, a Wszechświat był mgłą.
Podstawowe siły dzieliły się dalej, prowadząc do wyodrębnienia się słabego oddziaływania jądrowego i elektromagnetyzmu. Z niewyjaśnionej wciąż przyczyny zniknęła wtedy niemal cała antymateria, pozostawiając Wszechświat zdominowany przez materię. Wszystko było już na dobrej drodze do wykształcenia się dziwnej i pięknej przestrzeni kosmicznej, którą obecnie obserwujemy – kosmosu wypełnionego kwazarami, kwarkami, fotonami i siłami, które tak bardzo zafascynowały później Rogera.
Po upływie 379 000 lat Wszechświat ochłodził się na tyle, że mogły w nim powstać pierwsze atomy. Podczas tego zdarzenia, znanego jako rekombinacja, doszło do wytworzenia się niemal całego istniejącego obecnie wodoru. W tym momencie Wszechświat stał się też nagle przezroczysty. Gdy mgła ustąpiła, światło wypełniło każdy zakamarek kosmosu energią tak gorącą i jasną, że jej poświata wciąż jest dostrzegalna w postaci kosmicznego mikrofalowego promieniowania tła. Roger żyje nadzieją, że to promieniowanie, najstarszy ślad wczesnego Wszechświata, który możemy bezpośrednio obserwować, dostarczy dowodów potwierdzających jego niezwykłe teorie kosmologiczne.
Kosmos wypełniony nowo powstałym światłem był niemal doskonale jednorodny, taki sam w każdym kierunku i każdej skali. Gdyby nic nie przerwało tej monotonii, ewolucja Wszechświata uległaby zatrzymaniu i kosmos pozostałby już na zawsze jednorodny i niezmienny, niczym kubek doskonale wymieszanej kawy.
Tak się jednak nie stało, ponieważ niewyobrażalnie małe, przypadkowe rozbłyski energii, znane jako fluktuacje kwantowe, doprowadziły do powstania maleńkich zaburzeń, niewielkich nadwyżek energii w jednym miejscu, maleńkich ubytków w innym. Grawitacja zaczęła nieśmiało wzmacniać te zaburzenia, przyciągając niektóre atomy bliżej siebie i pozostawiając otoczkę nieco bardziej pustej przestrzeni w miejscach, w których do tej pory się znajdowały. Symetria uległa złamaniu. Wyłoniły się wzór i struktura.
W rozszerzającym się Wszechświecie zaczęły się tworzyć skupiska.
Kolejny okres, trwający dwieście milionów lat, jest znany jako wieki ciemne. Promieniowanie kosmiczne było już wtedy wszędzie, ale nie powstały jeszcze żadne nowe źródła światła. Obłoki wodoru o średnicy miliardów kilometrów obracały się wokół swojego środka masy i powoli zapadały, zagęszczając się do postaci wirujących dysków ze zgrubieniem w środku. Z biegiem czasu wirowały coraz szybciej, a tworząca je materia stawała się coraz gęstsza i coraz bardziej gorąca.
W pewnym momencie ciśnienie grawitacyjne osiągnęło tak dużą wartość, że przeważyło nad siłami elektromagnetycznymi, które utrzymują odpowiednią odległość między poszczególnymi atomami. Ściśnięte atomy wodoru zaczęły się ze sobą łączyć, tworząc cięższy pierwiastek, hel, i uwalniając przy tym pewną ilość energii jądrowej. Reakcja syntezy jądrowej doprowadziła do wytworzenia się ogromnej ilości ciepła, światła i innych rodzajów promieniowania. Obłoki zmieniły się w kule ognia i Wszechświat wypełnił się światłem pierwszych gwiazd.
Wpływ grawitacji był widoczny dosłownie wszędzie. Powodowała zapadanie się mgławic i tworzenie się nowych gwiazd. Niektóre skutki jej działania były jednak bardziej zagadkowe: jakieś tajemnicze źródło grawitacji doprowadziło do powstania większych struktur – gromad gwiazd i galaktyk tworzących niewyobrażalnie wielkie dyski i ramiona spiralne. Uczeni nazwali to źródło ciemną materią, ponieważ musi to być coś, co nie oddziałuje ani ze światłem, ani z innymi rodzajami fal elektromagnetycznych. To właśnie ciemna materia, zupełnie niewidoczna, wyrzeźbiła największe struktury znane we Wszechświecie.
Po upływie kolejnych miliardów lat w pierwotnych gwiazdach skończył się wodór. Gdy gwieździe zaczyna brakować paliwa jądrowego, najpierw się zapada, a potem wybucha, rozrzucając w otaczającej ją przestrzeni kosmicznej atomy i plazmę w postaci ogromnego obłoku. Wtedy grawitacja ponownie zabiera się do pracy i powoli, niezmordowanie skupia materię w jednym miejscu.
Mgławice zapadają się, tworząc gwiazdy, a gwiazdy wybuchają, dając początek mgławicom – tak toczy się nieprzerwany cykl życia i śmierci. Większe gwiazdy przetwarzają wodór i hel w cięższe pierwiastki: węgiel, tlen, azot, fosfor, potas, wapń i żelazo. W ich wybuchach powstają kolejne: cynk, srebro, złoto i wiele innych. Wszystkie są „gwiezdnym pyłem”, który pozostał po dawnych wybuchach. Są podstawowymi elementami składowymi organizmów żywych, kości, bananów i medali noblowskich.
Po każdym wybuchu supernowej część materiału nie wraca już do środka nowej gwiazdy. Materia ta, wyrzucona na większą odległość, przekształca się ostatecznie w planety, księżyce i planetoidy. Tak utworzyły się biliony układów planetarnych zawierających wirujące gazowe olbrzymy, skaliste planetoidy, a także pozbawione życia skupiska lodu i pyłu.
Za każdym razem, gdy umiera jakaś naprawdę duża gwiazda, grawitacja przejmuje kontrolę nad dalszym biegiem wydarzeń. Pozostałości po gwieździe zapadają się w sobie, aż dochodzi do przekroczenia granicy, spoza której nie ma już powrotu. Materia i energia znikają za horyzontem zdarzeń, za którym czas i przestrzeń są tak zakrzywione, że nic nie może się stamtąd wydostać. We wnętrzu każdego horyzontu zdarzeń powstaje osobliwość (Roger udowodni to później ponad wszelką wątpliwość). Taki horyzont zdarzeń z osobliwością w środku nazywamy czarną dziurą.
Około pięciu miliardów lat temu po raz pierwszy rozbłysło Słońce otoczone wirem protoplanet i planetoid. W jedną z takich roztopionych wciąż planet wielkości Marsa uderzyła zabłąkana planetoida, wyrzucając w przestrzeń kosmiczną pióropusz roztopionej skały. Po zastygnięciu skała ta utworzyła pozbawioną życia kulę wielkości około jednej czwartej średnicy planety, wokół której teraz krążyła – tak powstał układ Ziemi i Księżyca.
Na powierzchni Ziemi znajdowała się woda we wszystkich trzech stanach skupienia: stałym, ciekłym i gazowym. Planetę otaczała też cienka warstwa atmosfery. Te i inne sprzyjające warunki doprowadziły do wykształcenia się życia. Atomy łączyły się w cząsteczki, a one z kolei zaczęły tworzyć coraz bardziej złożone struktury: bakterie, gąbki, rośliny i – stosunkowo niedawno – istoty ludzkie.
Poranek 8 sierpnia 1931 roku był w Colchester w Anglii dość pochmurny i wilgotny. Wszechświat wciąż się ochładzał i rozszerzał. Słońce, Ziemia i Księżyc nadal krążyły wokół siebie po swoich orbitach, po których poruszały się nieprzerwanie już od miliardów lat.
Dziecko, które Margaret Penrose nosiła przez dziewięć miesięcy w ciemnym morzu wód płodowych, było już niemal gotowe do wejścia w atmosferę ziemską. Margaret zadzwoniła do gabinetu lekarza rodzinnego i poprosiła, by spotkał się z nią w szpitalu, ale pochmurne sierpniowe soboty nie są najlepszym dniem na szukanie pomocy medycznej: jej lekarz wybrał się na ryby.
Sama studiowała medycynę i pomogła już wielu kobietom przejść przez okres ciąży i porodu. To było jej drugie dziecko, a ponieważ miała do pomocy pokojówki i służące, była przygotowana na to, by urodzić w domu.
Około południa jej drugi syn zaczerpnął pierwszy haust powietrza, dostrzegł światło i cienie, poczuł ciepłą skórę swojej matki.
Pierwotny wodór był w cząsteczkach wody tworzących wilgoć unoszącą się tego dnia w powietrzu. Był w pocie Margaret i pierwszych łzach Rogera.
Jak wszystkie istoty ludzkie, maleńki Roger również był zbudowany z pyłu gwiazd i popiołu Wielkiego Wybuchu. Był zupełnie nowy na tym świecie, ale jednocześnie liczył sobie miliardy lat – wszystko zależy od tego, jak na to spojrzymy.
Na poziomie atomowym kiełkujący żołądź i stary dąb praktycznie się od siebie nie różnią – są zbudowane z materii niemal tak starej jak sam czas. Dopiero na „wyższych” poziomach – gdy rozpatrujemy komórki, tkanki, narządy i organizmy – istoty żywe stają się młode i stare, naiwne i mądre, zdrowe i schorowane. Procesy chemiczne i biologiczne związane z życiem, śmiercią, starością i rozpadem ukrywają przed nami swoje pradawne, fizyczne podstawy.
Jak wszystkie noworodki, Roger Penrose miał wypisaną w każdym atomie swojego ciała historię Wszechświata. I jak wszystkie dzieci, był żywą, oddychającą, myślącą istotą, dla której każdy nowy ruch był doświadczeniem, a każde nowe wrażenie – cudownym odkryciem. Dorastał uwięziony między dwiema rzeczywistościami: nieustannie próbował zatracić się w odwiecznych tajemnicach kosmosu, ale zawsze krępowały go emocjonalne i fizyczne aspekty ludzkiej egzystencji.
Nigdy nie zdołał całkowicie odciąć się od tego świata, choć fizyka niezmiennie zapewniała go, że jest on tylko iluzją. Cierpiał z powodu złamanych kości i nieodwzajemnionych uczuć, nawiązał przyjaźnie trwające dziesiątki lat, doświadczył małostkowości rywalizacji w środowisku akademickim, dwukrotnie się ożenił, wytoczył proces największemu producentowi papieru toaletowego na świecie, był na obiedzie z królową Anglii, a w każdy niedzielny wieczór spieszył się do domu, by zobaczyć nowy odcinek _Latającego cyrku Monty Pythona_. Choć bardzo mu to doskwierało, uparcie tkwił zakorzeniony w rzeczywistości, w której czas płynie, trzeba płacić rachunki, a decyzje mają swoje konsekwencje.
Wykształcił w sobie rzadką umiejętność wychodzenia poza ograniczenia ludzkich zmysłów, myślenia w czterech wymiarach, zaglądania do wnętrza czarnych dziur, zakrzywiania geometrii zgodnie ze swoją wolą i ujarzmiania nieskończoności. Jednak ten geniusz nie wziął się z powietrza. Jego życie i praca naukowa ukształtowały się w kontekście konkretnych ludzi i otaczającego go świata.
Jeśli chodzi o najbliższe mu osoby, jego pragnienie ucieczki do nieprzemijającego świata wiecznych liczb i figur geometrycznych było dla nich źródłem zarówno fascynacji, jak i bólu. Bywał zapatrzony w siebie i nieprzystępny. Tłumaczył swoją oschłość tym, że osobiste problemy życia codziennego są nieistotnym produktem ubocznym ograniczeń ludzkiego postrzegania. Wchodził w związki uczuciowe, oddalał się od swych dzieci, odrzucał wsparcie i troskę kochających go ludzi i racjonalizował to zachowanie, twierdząc, że nie wynika ono z jego wyborów i decyzji, lecz z działania ślepych praw fizyki.
Został jednym z najbardziej wpływowych matematyków i fizyków XX wieku. Przebywał w „świecie poza światem”, w którym znikają ostre kanty ludzkiej egzystencji – zawody miłosne i żale, starzenie się i śmiertelność, osamotnienie i ból – a pozostają tylko gładkie linie i eleganckie krzywizny nieskończonego, doskonałego, geometrycznego wszechświata.
Spędził życie na rozważaniu pytań z pogranicza fizyki, sztuki i filozofii: Dlaczego Wszechświat jest taki, a nie inny? Dlaczego w ogóle coś istnieje, skoro mogło niczego nie być? Czy piękno prowadzi do prawdy? Jaka jest natura świadomości? Czy matematyka jest czymś, co wymyślamy, czy raczej odkrywamy? Czy istnieje coś głębszego, bardziej fundamentalnego niż przestrzeń i czas? Na to ostatnie pytanie Roger odpowiedział zdecydowanie: tak. Przestrzeń i czas – i wszystkie inne aspekty fizycznego wszechświata – wynikają z czegoś jeszcze bardziej podstawowego. Na najgłębszym poziomie znikają cząstki subatomowe i gromady galaktyk, energia i masa, ciepło i światło, odsłaniając główne źródło rzeczywistości – ponadczasowy i piękny matematyczny szkielet Wszechświata.
Roger nie ma wątpliwości, że Wszechświat jest zbudowany z geometrii.
Najwybitniejsi fizycy uważają, że prace Rogera są niczym „magia” – można odnieść wrażenie, że jego idee pojawiły się za sprawą objawień i cudów, a nie w wyniku mozolnej pracy prowadzącej do poszerzania wiedzy naukowej. Ludzie spoza środowiska naukowego, którzy podziwiają wymyślone przez niego złudzenia optyczne, figury niemożliwe i inne hipnotyzujące ciekawostki geometryczne, traktują Rogera z ogromnym szacunkiem, niczym przywódcę jakiegoś kultu. Posiada niespotykaną umiejętność odkrywania piękna i znaczenia w kształtach różnych obiektów – nieważne, czy są to kawałki układanki, czy niewidoczne łuki w czterowymiarowej czasoprzestrzeni. Dzieło jego życia jest czymś więcej niż tylko miłą dla oka konstrukcją. Raz za razem odkrywał przed nami „nieoczekiwaną prostotę” maszynerii Wszechświata, budząc podziw zarówno uczonych, jak i laików.
Dzięki nieprzeciętnej wrażliwości na wszystko, co można wyrazić za pomocą obrazu, stał się znanym i lubianym mówcą, uznanym specjalistą od łamigłówek i zagadek matematycznych, szanowanym myślicielem – nawet gdy uparcie kwestionował przyjęte podstawy fizyki teoretycznej i innych dziedzin nauki.
Roger zapłacił wysoką cenę za swój sukces, a wraz z nim ucierpiało wiele osób z jego otoczenia. Nie tylko zraził do siebie spore grono uczonych na całym świecie, ale także oddalił się od rodziny i przyjaciół. Zawsze stawiał na pierwszym miejscu pracę, zostawiając za sobą zranione uczucia i dużo złości.
W wieku niespełna dziewięćdziesięciu lat, oddalony od przyjaciół, rodziny i kolegów, spędza większość czasu w milczeniu i samotności. Nadal jednak spływają na niego coraz to nowe zaszczyty i nieustannie powiększa się liczba jego zwolenników, gdy niezmordowanie przemierza Wszechświat w poszukiwaniu nowych prawd i głębszych wyjaśnień, ścigając się z czasem, by zrozumieć pochodzenie rzeczywistości.
------------------------------------------------------------------------
ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------