Skandar i złodziej jednorożców - ebook
Skandar i złodziej jednorożców - ebook
Wkrocz w zapierający dech w piersiach świat bohaterów i dzikich
jednorożców w pierwszej książce z niecierpliwie oczekiwanej epickiej
sagi przygodowej fantasy dla fanów Harry’ego Pottera i Percy’ego Jacksona.
Okrzyknięty jednym z najbardziej oczekiwanych tytułów w tym roku,
debiut A.F.Steadman wywołuje ogromne zainteresowanie, a światowa
premiera zaplanowana jest w 38 językach! Warto dodać, że już trwają
prace nad ekranizacją przez Sony Pictures!
Jednorożce nie należą do świata bajek, pojawiają się w koszmarach,
które z bijącym sercem budzą Cię w ciemności nocy… Drapieżne bestie
mogą być tylko ujarzmione przez wybranych.
Trzynastoletni Skandar Smith zawsze chciał być jeźdźcem jednorożca.
Być jednym z niewielu szczęśliwców wybranych do związania się z nim na
całe życie; trenowania i ścigania się o chwałę; bycia bohaterem. Ale gdy
marzenie Skandara ma się spełnić, sprawy zaczynają przybierać bardziej
niebezpieczny obrót, niż mógł sobie wyobrazić. Mroczny i potężny wróg
ukradł najpotężniejszego jednorożca na wyspie – a gdy zagrożenie staje
się coraz bliższe, Skandar odkrywa tajemnicę, od której jego świat może
rozpaść się na kawałki…
Przygotuj się na niezwykłych bohaterów, magię żywiołów, podniebne
bitwy, pradawne tajemnice, emocjonujące wyścigi i przerażające
jednorożce w tej fantastycznej przygodowej serii, która przyprawi Cię o
szybsze bicie serca!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66555-91-4 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poczuł ich zapach, zanim je zobaczył. Zjełczałe oddechy, smród gnijącego mięsa, odór wiecznej śmierci.
Wyczuł, że się zbliżają, zanim je zobaczył. Kości zawibrowały mu od tętentu ohydnych kopyt, zgroza narastała w nim do chwili, gdy każdy nerw i każda komórka ciała krzyczały, żeby uciekał.
Miał jednak zadanie do wykonania. Patrzył, jak wynurzają się zza grzbietu wzgórza.
Było ich osiem. Osiem złowrogich upiorów przegalopowało wśród traw, rozpostarło szkieletowe skrzydła, wzbiło się do lotu. Czarny dym kłębił się wokół nich jak w oku mrocznego cyklonu. Grzmot znaczył ich ślad, w oddali pioruny uderzały w ziemię pod ich straszliwymi kopytami.
Osiem upiornych rogów rozcięło powietrze, gdy bestie wydały z siebie bojowy ryk.
Wieśniacy zaczęli krzyczeć. Niektórzy próbowali uciekać, ale było na to stanowczo za późno.
Kamerzysta stał na głównym placu wioski, kiedy pierwszy jednorożec wylądował, prychnął skrami, grzebnął kopytem w ziemi. Każde jego charczące tchnienie niosło zapowiedź spustoszenia i chaosu.
Kamerzysta cały czas filmował, nie bacząc na to, że trzęsą mu się ręce. Miał zadanie do wykonania.
Jednorożec opuścił ogromny łeb i wycelował ostry jak brzytwa róg prosto w obiektyw. Przekrwionymi ślepiami spojrzał w oczy człowieka, który dostrzegł w nich wyłącznie zniszczenie.
Wioska była stracona, kamerzysta również nie żywił wielkich nadziei. Od zawsze wiedział, że nie przeżyje spotkania z dzikimi jednorożcami. Pozostało mu liczyć na to, że nakręcony przez niego materiał jakoś dotrze na Ląd.
Bo kto zobaczy dzikiego jednorożca, ten jest trupem.
Opuścił kamerę. Miał nadzieję, że wykonał zadanie.
Jednorożce to nie są istoty z baśni. To stwory z nocnych koszmarów.Skandar Smith patrzył na wiszący naprzeciw łóżka plakat z jednorożcem. Na zewnątrz było już dostatecznie jasno, żeby dostrzec rozpostarte w locie skrzydła i lśniącą srebrzyście zbroję okrywającą większość ciała; widać było spod niej tylko dzikie czerwone oczy, masywną szczękę i szary, ostry róg. Szron Nowej Ery był jego ulubionym jednorożcem, odkąd trzy lata temu dosiadająca go Aspen McGrath zakwalifikowała się do wyścigu o Puchar Chaosu. Skandar uważał, że dzisiaj, w tegorocznych zawodach, ta dwójka ma szansę na zwycięstwo.
Dostał ten plakat na trzynaste urodziny, trzy miesiące temu. Wcześniej wpatrywał się w niego na witrynie księgarni i wyobrażał sobie, że to on dosiada Szrona i że stoi tuż poza kadrem, gotowy do zawodów. Źle się czuł, prosząc tatę, żeby go kupił, bardzo źle, bo od kiedy sięgał pamięcią, w domu się nie przelewało, zwykle więc o nic nie prosił. Ale tak bardzo chciał mieć ten plakat, że...
Z kuchni dobiegł jakiś łoskot. Każdego innego dnia Skandar ze zgrozą wyskoczyłby z łóżka, przekonany, że w mieszkaniu grasuje jakiś intruz. Zazwyczaj za przygotowanie śniadania odpowiadał albo on sam, albo jego siostra Kenna, w tej chwili śpiąca w łóżku po drugiej stronie pokoju. Tata Skandara nie był leniwy, nie w tym rzecz, po prostu zwykle ciężko mu było wstać z łóżka, zwłaszcza jeśli nie miał pracy, do której musiałby wyjść. A ostatnio tak właśnie było.
Dzisiejszy dzień nie był jednak zwyczajnym dniem. Był dniem wyścigu. A dla taty wyścig o Puchar Chaosu był ważniejszy niż wszelkie urodziny, ważniejszy nawet niż Boże Narodzenie.
– Czy ty się kiedyś przestaniesz gapić na ten głupi plakat? – jęknęła Kenna.
– Tata robi śniadanie – odparł Skandar. Miał nadzieję, że to poprawi siostrze humor.
– Nie jestem głodna – odparła i odwróciła się twarzą do ściany. Spod kołdry wystawały tylko jej brązowe włosy. – Nawiasem mówiąc, Aspen i Szron Nowej Ery nie mają szans.
– Myślałem, że wyścig cię nie interesuje.
– Bo nie interesuje, ale... – Znów obróciła się do brata. Zmrużyła oślepione bladym brzaskiem oczy. – Zobacz, co mówią statystyki, Skar. Tempo uderzeń skrzydeł Szrona jest zaledwie średnie na tle wszystkich dwudziestu pięciu zawodników. Do tego dochodzi problem z żywiołami pokrewnymi. Aspen i Szron są spowinowaceni z wodą.
– Co z tego? – zapytał Skandar.
Serce śpiewało mu z zachwytu mimo utyskiwań Kenny, że Aspen i Szron na pewno nie wygrają wyścigu. Kenna nie chciała rozmawiać o jednorożcach od tak dawna, że prawie zapomniał, jak to jest. Kiedy byli młodsi, prawie bez przerwy spierali się o to, jakie żywioły by wybrali, gdyby zostali jeźdźcami. Kenna zawsze się upierała, że będzie władać ogniem, a Skandar nigdy nie mógł się zdecydować.
– Zapomniałeś już swoje lekcje z teorii lęgu? Aspen i Szron Nowej Ery są wodniakami, tak? Tymczasem wśród faworytów jest aż dwoje powierników powietrza: Ema Templeton i Tom Nazari. A oboje wiemy, że powietrze jest mocniejsze od wody!
Kenna leżała teraz podparta na łokciu, rumieniec podniecenia rozjaśniał jej szczupłą, bladą buzię. Miała zmierzwione włosy i dziki błysk w oku. Była o rok starsza od Skandara, ale tak bardzo go przypominała, że ludzie często brali ich za bliźnięta.
– Zobaczymy. – Skandar wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Aspen dużo się nauczyła podczas poprzednich wyścigów. Nie ograniczy się do używania wody, jest na to za sprytna. Już w zeszłym roku łączyła różne żywioły. Gdybym to ja dosiadał Szrona, postawiłbym na błyskawice i wiry wodne...
Twarz Kenny zmieniła się w okamgnieniu. Dziewczyna spochmurniała, oczy jej zmatowiały, opadła na łóżko i ponownie odwróciła się do ściany. Naciągnęła kołdrę po szyję.
– Przepraszam, Kenn, nie chciałem...
Zapach bekonu i przypalonych tostów przesączył się przez szparę pod drzwiami. Skandarowi głośno zaburczało w brzuchu.
– Kenna?
– Daj mi spokój.
– Ale przyjdziesz obejrzeć wyścig ze mną i tatą?
Nie odpowiedziała. Zły na siebie Skandar ubrał się w półmroku. Ściskało go w gardle, miał wyrzuty sumienia. Powinien był sobie darować to „Gdybym to ja dosiadał...”, ale się zapędził. Rozmawiali tak samo jak dawniej, zanim Kenna przystąpiła do egzaminu lęgowego. Zanim wszystkie jej nadzieje legły w gruzach.
W kuchni przywitały go skwierczenie smażonych jajek i głośny jazgot telewizora, w którym trwała już transmisja z przygotowań do wyścigu. Pochylony nad patelnią tata nucił pod nosem. Na widok syna uśmiechnął się od ucha do ucha. Skandar nie umiał sobie przypomnieć, kiedy tata ostatnio się uśmiechał.
– A Kenna gdzie? – spytał tata, pochmurniejąc lekko.
– Jeszcze śpi – skłamał Skandar, nie chcąc mu psuć dobrego nastroju.
– W tym roku na pewno będzie jej ciężko. To pierwszy wyścig, odkąd...
Nie musiał kończyć zdania. To miał być pierwszy wyścig o Puchar Chaosu, odkąd Kenna przed rokiem oblała egzamin lęgowy i straciła wszelkie szanse na dosiadanie jednorożca.
Problem polegał na tym, że tata zawsze zachowywał się w taki sposób, jakby zdanie tego egzaminu było czymś najzupełniej zwyczajnym. Ubóstwiał jednorożce i marzył o tym, żeby któreś z jego dzieci zostało jeźdźcem. Miało im to dać szczęście i rozwiązać ich wszystkie problemy: z pieniędzmi, z myśleniem o przyszłości, nawet z tymi dniami, kiedy nie mógł się zmusić, żeby wstać z łóżka. Jak by nie patrzeć – jednorożce to przecież magia.
Dlatego przez całe życie córki uparcie twierdził, że na pewno zda egzamin i stanie przed wrotami Wylęgarni na Wyspie; że jedno ze spoczywających tam jednorożcowych jaj jest jej przeznaczone; że mama byłaby z niej dumna. W dodatku zawsze była najlepsza z teorii lęgu w swojej klasie w szkole Christchurch. Jeżeli ktoś miałby polecieć na Wyspę, mówili jej nauczyciele, to właśnie ona. A potem Kenna nie zdała egzaminu.
Teraz od miesięcy tata powtarzał to samo synowi: że jest całkiem możliwe, prawdopodobne, wręcz nieuniknione, że zostanie jeźdźcem. A Skandar niczego bardziej nie pragnął, niż żeby słowa taty się sprawdziły – mimo że wiedział, jakie to trudne, a przed rokiem był świadkiem wielkiego rozczarowania siostry.
– W tym roku czas na ciebie, co? – Tata brudną od tłuszczu ręką zmierzwił mu włosy. – Powiem ci, jak się robi najlepszy chleb obsmażany w jajku...
Słuchając zaleceń taty, Skandar kiwał głową we właściwych momentach, udając, że jeszcze tego wszystkiego nie wie. Inne dziecko mogłoby się trochę zirytować, ale on po prostu się cieszył, kiedy tata przybijał z nim piątkę za uzyskanie idealnie chrupkiej kromki.
Kenna nie przyszła na śniadanie. Tacie chyba niezbyt to przeszkadzało: we dwóch ze Skandarem zajadali się kiełbaskami, bekonem, jajkami, fasolką i obsmażanym chlebem. Skandar nawet nie pytał, skąd tata wziął pieniądze na te wszystkie przysmaki – to był wyjątkowy dzień, dzień wyścigu i tata najwyraźniej chciał poświętować. A on nie miał nic przeciwko temu. Chwycił nową butelkę majonezu i wycisnął go na wszystko. Uśmiechnął się, gdy butelka wydała przyjemne mlaśnięcie.
– To jak, dalej kibicujesz Aspen McGrath i Szronowi Nowej Ery? – zapytał z pełnymi ustami tata. – Zapomniałem ci powiedzieć, ale jeżeli chcesz zaprosić kolegów do domu, żeby z nami obejrzeli wyścig, to nie mam nic przeciwko temu. Bo dzieciaki tak robią, prawda? Spotykają się i oglądają razem? Nie chciałbym, żeby cię to ominęło.
Skandar wbił wzrok w talerz. Jak miał choćby zacząć tłumaczyć, że nie ma żadnych kolegów, których mógłby zaprosić? I że poniekąd jest to wina taty?
Bo problem polegał na tym, że kiedy tata wymagał opieki – kiedy nie czuł się taki szczęśliwy jak teraz – Skandarowi brakowało czasu na mnóstwo „normalnych” rzeczy, jakie należy robić, żeby mieć kolegów. Nigdy nie zostawał po szkole, żeby pobawić się w parku. Nie miał kieszonkowego, za które mógłby pograć na automatach albo kupić sobie rybę z frytkami na plaży w Margate. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale to właśnie w takich momentach nawiązywało się przyjaźnie – nie na lekcjach angielskiego albo na przerwie śniadaniowej, pojadając wczorajszy budyń. Opiekowanie się tatą oznaczało też, że Skandar czasem chodził brudny albo nie zdążał umyć zębów. A ludzie zauważali takie rzeczy – zauważali i zapamiętywali.
Kennie było jakoś łatwiej; Skandar przypuszczał, że to dlatego, że miała więcej niż on pewności siebie. Ilekroć myślał o tym, co by tu mądrego albo zabawnego powiedzieć, coś mu się zacinało w mózgu. Potem, parę minut później, przychodziło olśnienie, ale dopóki stał twarzą w twarz z kolegą z klasy, słyszał tylko dziwne buczenie w głowie. Kenna nie miała podobnego problemu. Widział kiedyś, jak zareagowała, kiedy jej koleżanki obgadywały szeptem ich tatę. „Mój tata – powiedziała – to moja sprawa. Nie wtykajcie w nią nosa, bo pożałujecie”.
– Oni mają swoje rodziny, tato – wymamrotał w końcu, czując, że się rumieni, jak zwykle, kiedy nie mówił całej prawdy.
Tata niczego nie zauważył i zaczął sprzątać ze stołu, co było widokiem tak rzadkim, że Skandar aż zamrugał z niedowierzaniem. Ale nie, wzrok naprawdę go nie mylił.
– A Owen? – zapytał tata. – To twój najlepszy kumpel, prawda?
Owen był najgorszy. Tata myślał, że Skandar się z nim koleguje, bo kiedyś zobaczył na jego telefonie setki wiadomości od Owena. Skandar nie wspomniał mu, że nie były to przyjazne wiadomości.
– Tak – przytaknął, wstając od stołu, żeby pomóc tacie. – I uwielbia Puchar Chaosu, ale umówił się, że tym razem pojedzie go oglądać u dziadków, daleko stąd.
Wcale nie zmyślał, na własne uszy słyszał, jak Owen skarżył się z tego powodu swoim kumplom – tuż przed tym, jak wyrwał trzy kartki z podręcznika matematyki Skandara, zmiął je i cisnął mu w twarz.
– KENNA! – zawołał znienacka tata. – Zaraz się zacznie!
Nie doczekawszy się odpowiedzi, poszedł do sypialni. Skandar usiadł na sofie. Transmisja się rozkręcała. Na głównej arenie, tuż przed zaporą startową, dziennikarz przeprowadzał właśnie wywiad z uczestnikiem jednego z poprzednich wyścigów. Skandar pogłośnił.
– ...że będziemy dziś świadkami zaciekłych pojedynków na żywioły? – Podekscytowany dziennikarz miał wypieki na twarzy.
– Z pewnością. – Jeździec z przekonaniem pokiwał głową. – Konkurenci prezentują szeroką gamę umiejętności, Tim. Komentatorzy koncentrują się na ogniowej potędze Federica Jonesa i jego Krwi Zmierzchu. A co z Emą Templeton i Górską Zgrozą? Może i są powiernikami powietrza, ale to wszechstronnie utalentowany duet. Zapomina się, że najlepsi jeźdźcy w historii Pucharu Chaosu byli mistrzami wszystkich czterech żywiołów, nie tylko tego, z którym są spowinowaceni.
Cztery żywioły. Sedno egzaminu lęgowego. Skandar całymi godzinami wkuwał, które sławne pary jednorożców i ich jeźdźców były spowinowacone z ogniem, wodą, ziemią albo powietrzem i – w związku z tym – jakie mogą być ich ulubione techniki ataku i obrony w podniebnych starciach.
Z nerwów żołądek zaciskał mu się w supeł. Trudno było uwierzyć, że do egzaminu zostały zaledwie dwa dni.
Wrócił tata. Miał zatroskaną minę.
– Niedługo przyjdzie – powiedział, sadowiąc się obok Skandara na starej, sfatygowanej sofie. – Wam, dzieciakom, trudno to zrozumieć. – Westchnął wpatrzony w ekran. – Trzynaście lat temu, kiedy moje pokolenie oglądało pierwszy wyścig o Puchar Chaosu, wystarczała nam wiedza, że Wyspa istnieje. Byłem o wiele za stary, żeby myśleć o zostaniu jeźdźcem, ale wyścig, jednorożce, żywioły... Dla nas to była prawdziwa magia. Dla mnie. Dla mamy też.
Skandar siedział całkowicie nieruchomo, bał się choćby odwrócić od ekranu, zwłaszcza że jednorożce właśnie wychodziły na arenę. Tata wspominał o mamie wyłącznie w dniu wyścigu. Nim skończył siedem lat, Skandar nauczył się o nią nie dopytywać przy innych okazjach – bo kiedy to robił, tata się złościł i smutniał, a potem na całe dnie zamykał się w swoim pokoju.
– Nigdy w życiu nie widziałem, żeby mama tak się czymś emocjonowała jak wtedy, w dniu pierwszego wyścigu – ciągnął tata. – Siedziała dokładnie tu, gdzie ty teraz, uśmiechnięta i zapłakana jednocześnie, i trzymała cię na rękach. Miałeś dopiero dwa miesiące.
Skandar znał już tę historię, ale nie miał nic przeciwko temu, żeby usłyszeć ją ponownie. Oboje z Kenną zawsze chętnie słuchali o mamie. Babcia – mama taty – dużo im o niej opowiadała, ale najbardziej lubili, kiedy mówił o niej tata, bo on najbardziej ją kochał. W dodatku czasem przy powtórnym słuchaniu wypływały nowe szczegóły, takie jak ten, że Rosemary Smith zawsze mówiła do niego „Bertie”, nigdy „Robercie”. Albo że uwielbiała śpiewać w kąpieli. Albo że z kwiatków najbardziej lubiła fiołki. Albo że w pierwszym (i ostatnim) wyścigu o Puchar Chaosu, jaki widziała, najbardziej podobała jej się magia wody.
– Nigdy nie zapomnę – mówił dalej tata, patrząc teraz na Skandara – jak po zakończeniu tego pierwszego wyścigu wzięła cię za rączkę, wyrysowała ci palcem wzorek we wnętrzu dłoni i wyszeptała cichutko jak pacierz: „Obiecuję ci jednorożca, mój mały”.
Skandar z trudem przełknął ślinę. Tej historii tata nigdy mu nie opowiadał; może specjalnie zachował ją na później, na czas jego zbliżającego się egzaminu lęgowego. A może w ogóle nie była prawdziwa. Już nigdy się nie dowie, czy Rosemary Smith naprawdę obiecała mu jednorożca, ponieważ – zupełnie bez ostrzeżenia, trzy dni po tym, jak widzowie na Lądzie po raz pierwszy zobaczyli wyścig jednorożców – mama umarła.
Nigdy nie przyznałby się do tego ani tacie, ani nawet Kennie, ale między innymi dlatego tak bardzo lubił wyścigi o Puchar Chaosu – podczas nich czuł się bliżej mamy. Wyobrażał ją sobie, jak ogląda jednorożce z narastającym w piersi podnieceniem – tak jak on – i wtedy czuł się tak, jakby siedziała obok niego.
Kenna ciężkim krokiem weszła do pokoju z miską płatków w dłoni.
– Serio, Skar? Majonez do śniadania? – Wskazała umazany talerzyk Skandara na szczycie stosu brudnych naczyń. – Ile razy ci powtarzałam, braciszku: majonez to nie jest właściwy przysmak.
Wzruszył ramionami, na co Kenna się roześmiała i wcisnęła na sofę obok niego.
– Nie za dużo miejsca zajmujecie? – spytał tata i też się roześmiał. – Za rok wyląduję na podłodze!
Skandara ścisnęło w sercu. Jeżeli zda egzamin, za rok go tu nie będzie: zobaczy wyścig na własne oczy na Wyspie. I będzie miał własnego jednorożca.
– Dobra, Kenna, karty na stół – zarządził tata, przechylając się do niej nad Skandarem. – Twój faworyt?
Markotna Kenna patrzyła w telewizor, żując płatki.
– Wcześniej mówiła – wtrącił Skandar, próbując sprowokować siostrę do jakiejś reakcji – że Aspen i Szron Nowej Ery na pewno nie wygrają.
Poskutkowało.
– Może w przyszłym roku jej się uda – powiedziała Kenna – ale teraz to nie jest dobry wyścig dla wodniaczki.
Odgarnęła pasemko włosów za ucho. Był to gest tak dla niej typowy, tak znajomy, że Skandar od razu poczuł się bezpiecznie – jakby wiedział, że Kenna da sobie radę, nawet jeśli za rok będzie siedziała na sofie sama z tatą.
Pokręcił głową.
– Mówiłem ci już, że Aspen nie będzie polegać tylko na żywiole wody. Jest na to za sprytna, na pewno użyje też powietrza, ognia i ziemi.
– Każdy jeździec najlepiej radzi sobie z tym żywiołem, z którym jest spowinowacony, Skar. Stąd zresztą to określenie „powinowactwo”, głuptasie. Nawet jeśli Aspen zaatakuje ogniem, jej atak nie będzie się mógł równać z tym, co potrafi prawdziwy ogniowiec, prawda?
– No dobrze. To kto według ciebie wygra?
Skandar wyprostował się na sofie, bo tata podkręcił głośność. Komentator coraz bardziej się ekscytował. Zawodnicy przepychali się przed zaporą, próbując zająć jak najlepszą pozycję startową.
– Ema Templeton i Górska Zgroza – odparła bardzo cicho Kenna. – Rok temu była dziesiąta, włada powietrzem, jest wytrzymała, odważna i inteligentna. Gdybym została jeźdźcem, byłabym taka jak ona.
Skandar pierwszy raz słyszał, by siostra przyznała, że nigdy nie zostanie jeźdźcem jednorożców. Chciał coś powiedzieć, ale w pierwszej chwili nie wiedział co, a potem było już za późno. Słuchał więc, jak komentator usiłuje zapełnić ostatnie sekundy przed startem.
– Widzów, którzy są z nami po raz pierwszy, informuję, że nadajemy na żywo z Czworopunktu, stolicy Wyspy. Za chwilę jednorożce wyfruną z tej słynnej areny i zmierzą się w podniebnej walce podczas wyścigu na wyczerpującym dystansie dwudziestu pięciu kilometrów. Podczas lotu jeźdźcy muszą trzymać się z dala od napowietrznych boi, których dotknięcie karane jest dyskwalifikacją. Nie jest to łatwe zadanie, kiedy na każdym kroku dwudziestu czterech konkurentów usiłuje spowolnić cię lub zestrzelić za pomocą magii żywiołów... Oho, zaczęło się odliczanie: pięć, cztery, trzy, dwa... Ruszyły!
Dwadzieścia pięć jednorożców, z których każdy był dwa razy większy od konia, runęło naprzód, gdy tylko zapora uniosła się powyżej ich rogów. Opancerzone nogi jeźdźców uderzały o nogi rywali po obu stronach, gdy skuleni w siodłach ponaglali swoje rumaki do szybszego biegu. A potem nastała ulubiona przez Skandara faza wyścigu: jednorożce zaczęły rozpościerać wielkie pierzaste skrzydła i wzbijać się w powietrze, zostawiając piaszczystą arenę daleko w dole. Mikrofony przekazywały dobiegające spod hełmów pokrzykiwania jeźdźców, ale łowiły także inny odgłos, dźwięk, od którego Skandara przechodziły dreszcze, mimo że słyszał go co roku przy okazji każdego wyścigu: dobywający się z głębi jednorożcowych piersi gardłowy pomruk, bardziej przerażający od ryku lwa, bardziej pradawny i pierwotny od wszystkiego, co kiedykolwiek dobiegło uszu Skandara na Lądzie. Ilekroć go słyszał, instynktownie chciał się rzucić do ucieczki.
Jednorożce poszturchiwały się i taranowały w powietrzu, walcząc o jak najlepszą pozycję przy wtórze zgrzytu i łoskotu pancerzy. Lśniącymi w słońcu rogami usiłowały dźgać rywali, z ich wyszczerzonych pysków ciekła piana, nozdrza miały rozdęte i czerwone. Teraz, gdy już na dobre wzbiły się w powietrze, pod niebem rozgorzała walka żywiołów: ogniste kule, burze pyłowe, błyskawice, ściany wody. Powietrzne pojedynki toczyły się na tle pierzastych białych obłoków. Prawe dłonie jeźdźców pałały mocą żywiołów. Na każdym odcinku toru trwały desperackie walki.
Desperackie – i okrutne, trzeba przyznać. Jednorożce kopały się nawzajem, taranowały przeciwników, wyszarpywały im zębami kawałki ciał. Już po trzech minutach kamera wychwyciła jednorożca, którego jeździec miał jedną ręką bezwładną i włosy stojące w ogniu. Wpadli w korkociąg i rozbili się o ziemię. Dym buchał ze skrzydła zwierzęcia i jasnych włosów jeźdźca.
Komentator jęknął.
– Hilary Winters i Kanciasta Lilia wypadają z tegorocznego wyścigu o Puchar Chaosu. Wygląda to na złamanie ręki, poważne poparzenia i uraz skrzydła Lilii.
Na ekranie znów pokazano obraz czołówki wyścigu. Federico Jones i Krew Zmierzchu toczyli pojedynek z Aspen McGrath i jej Szronem Nowej Ery. Aspen wyczarowała lodowy łuk, z którego ostrzeliwała gradem strzał opancerzone plecy Federica, próbując go spowolnić. On z kolei zasłonił się ognistą tarczą, która topiła strzały, ale Aspen miała celne oko i Szron systematycznie skracał dystans dzielący go od Krwi. Federico się jednak nie poddawał i gdy tylko Aspen się zbliżyła, nad jej głową eksplodowały płomienie.
– Federico atakuje dzikim ogniem! – Komentator był pod wrażeniem. – To niełatwe, zważywszy na jego obecną wysokość i prędkość, ale... O rety! Czy państwo to widzą?!
Sieć z lodowych kryształków tkała się w powietrzu wokół Szrona Nowej Ery i Aspen, błyskawicznie tężejąc w lodowy kokon, w którym dziki ogień był im niestraszny. Z piersi Federica dobył się okrzyk zawodu, Krew Zmierzchu, która zużyła sporo sił na ogniowy atak, zwolniła, a wtedy Aspen przebiła swoją lodową skorupę i wysforowała się naprzód.
– W tej chwili prowadzi Tom Nazari na Lamencie Szatana. Tuż za nim jest Ema Templeton na Górskiej Zgrozie, na trzecim miejscu Alodie Birch i jej Trzcinowy Książę, a po tej niesamowitej wodno-powietrznej kombinacji na czwartą pozycję przesuwają się Aspen McGrath i Szron Nowej Ery... Chociaż nie, nie, Aspen nie odpuszcza! – Komentator przerwał sam sobie, podnosząc głos. – I przyspiesza!
Szron Nowej Ery przyspieszył wprost niewiarygodnie, jego skrzydła aż rozmazywały się w powietrzu, wiatr rozwiewał rude włosy Aspen. Wyprzedzili Trzcinowego Księcia, w ostatniej chwili robiąc gwałtowny unik przed wymierzonym w Aspen piorunem, który chybił dosłownie o kilka centymetrów. Niesiony szarymi skrzydłami Szron wyprzedził Górską Zgrozę, ulubienicę Kenny, a potem także Lament Szatana Toma Nazariego. Aspen wyszła na prowadzenie.
– Brawo! – Skandar uderzył pięścią w powietrze. Było to zachowanie nadzwyczaj nieskandarowe, ale w telewizji działy się rzeczy naprawdę niesamowite. Nie wierzył własnym oczom.
– Nigdy nie widziałem czegoś podobnego! – krzyczał komentator. – Proszę tylko spojrzeć, jaką ma przewagę!
– Nie wierzę! – Kenna z zapartym tchem śledziła zbliżające się do mety jednorożce. – Po prostu nie wierzę!
– Będzie sto metrów przed innymi! – emocjonował się drugi z komentatorów.
Skandar z rozdziawionymi ustami patrzył, jak kopyta Szrona dotykają wysypanej piaskiem areny. Aspen z błyskiem determinacji w oku jeszcze go ponagliła i razem przejechali pod łukiem oznaczającym metę.
– Wygrali! – Zachwycony Skandar poderwał się z sofy. – Wygrali! Widziałaś, Kenna? Mówiłem ci, prawda? Miałem rację! Miałem rację!
Kenna też się śmiała, oczy jej błyszczały i dzięki temu triumf smakował Skandarowi jeszcze lepiej.
– Przyznaję, Skar, to był prawdziwy popis. Te lodowe kryształki, co za kapitalne posunięcie! Nigdy nie widziałam...
– Czekajcie. – Tata podszedł do telewizora. – Coś jest nie w porządku.
Skandar stanął po jednej jego stronie, Kenna po drugiej. Z telewizora dobiegały pokrzykiwania tłumu, ale nie były to już okrzyki radosnego podniecenia. Ludzie byli przerażeni. Jednorożce przestały przebiegać pod łukiem na mecie. Komentatorzy umilkli, w kadrze było widać arenę, ale obraz znieruchomiał, jakby kamerzyści zeszli z posterunku.
Na środku areny wylądował jednorożec. W niczym nie przypominał tych, które brały udział w wyścigu i którym zakłócił paradę zwycięstwa. Nie był taki jak Krew Zmierzchu, Szron Nowej Ery czy Górska Zgroza. Skrzydła miał prawie zupełnie pozbawione piór, podobne raczej do nietoperzych, w dodatku sprawiał wrażenie skrajnie wygłodzonego, tak strasznie był chudy. Zamiast oczu widać było dwie upiorne, pałające czerwienią szczeliny. Pysk miał cały oblepiony zakrzepłą krwią i szczerzył zęby na uczestników wyścigu, jakby chciał ich do czegoś sprowokować.
Dopiero na widok jego przezroczystego rogu Skandar zrozumiał, co widzi.
– Dziki jednorożec... – wyszeptał. – Jak w tym filmie sprzed lat, który Wyspa pokazała Lądowi, by przekonać jego mieszkańców, że jednorożce naprawdę istnieją. Tym, w którym zaatakowały wioskę...
– Coś jest nie w porządku – powtórzył tata.
– To nie może być dziki jednorożec – zauważyła szeptem Kenna. – Ma jeźdźca.
Wcześniej Skandar nie zauważył tego człowieka – albo przynajmniej istoty, która wyglądała jak człowiek. Okrywająca ją obszerna czarna peleryna, wystrzępiona u dołu, wydymała się i łopotała na wietrze. Szeroki pas namalowany białą farbą ciągnął się od nasady szyi jeźdźca aż po sam czubek jego głowy, ginąc po drodze w krótko przystrzyżonych ciemnych włosach.
Jednorożec stanął dęba, młócąc powietrze przednimi kopytami i dysząc gęstym czarnym dymem. Widmowy jeździec zawył triumfalnie, jego rumak przeraźliwie zarżał i dym wypełnił arenę. Skandar patrzył, jak jednorożec rusza naprzeciw uczestników wyścigu. Strumień białego ognia trysnął z dłoni jeźdźca i rozświetlił telewizyjny ekran. Zanim czarny dym całkiem zasnuł obraz, jeździec odwrócił się i powoli, z rozmysłem wycelował wyprostowany kościsty palec prosto w kamerę.
Potem został już tylko sam dźwięk. Eksplozje magii żywiołów, kwik jednorożców, krzyki widzów i charakterystyczny tupot, gdy rzucili się do ucieczki. Kiedy tłum przewalał się przed oślepionym obiektywem kamery, Skandar wychwycił w zgiełku spanikowanych głosów powtarzające się słowo.
Tkacz.
Nigdy nie słyszał o żadnym Tkaczu, ale im częściej powtarzano to imię szeptem, krzykiem, wrzaskiem, tym bardziej przerażająco brzmiało.
Spojrzał na tatę, który z niedowierzaniem obserwował kłębiący się na ekranie czarny dym. Kenna pierwsza zadała dręczące Skandara pytanie.
– Tato – zagadnęła półgłosem – kto to jest Tkacz?
– Ćśśś. – Tata uciszył ją gestem. – Coś się dzieje.
Dym zaczął rzednąć, obraz się wyostrzał. Z piersi klęczącej na piasku postaci dobywał się ni to krzyk, ni to szloch. Była odziana w zbroję, na której napleczniku widniało namalowane niebieską farbą nazwisko: McGrath. Otaczali ją inni jeźdźcy.
– Proszę! – Nad areną niosło się jej zawodzenie. – Błagam, zwróć mi go!
Zaciekły wyścig dawno już poszedł w zapomnienie i Federico Jones pomógł wstać swojej rywalce.
– Tkacz go zabrał – lamentowała. – Straciłam go. Wygraliśmy, a wtedy Tkacz... – Głos jej się załamał. Łzy płynęły po brudnej od kurzu twarzy dziewczyny.
– Powyłączać te kamery! – zabrzmiał czyjś głos jak trzask bata. – Ale już! Ci na Lądzie nie mogą tego zobaczyć! Wyłączyć je!
Jednorożce zaczęły rżeć i porykiwać. Zgiełk był ogłuszający. Jeźdźcy wskoczyli na siodła, próbując uspokoić toczące pianę z pysków i stające dęba wierzchowce. Nigdy jeszcze jednorożce nie wydawały się Skandarowi tak przerażające.
Tylko jeden z dwudziestu pięciu jeźdźców wciąż stał na arenie – zwycięska powierniczka wody, Aspen McGrath. Jej jednorożca, Szrona Nowej Ery, nie było nigdzie widać.
– Kim jest Tkacz? – powtórzyła bardziej natarczywym tonem Kenna.
Ale nikt jej nie odpowiedział.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------