Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Skarbiec cudów w życiu przyjaciół - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skarbiec cudów w życiu przyjaciół - ebook

W tej chwytającej za serce książce, strona po stronie przedstawione są historie dające dowód na istnienie cudownej mocy przyjaźni w życiu zwyczajnych ludzi. Autorka, Karen Kingsbury, zebrała wzięte z życia historie ludzi, którzy są gotowi do poświęceń w imię prawdziwej przyjaźni — nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że chcą.
Te podnoszące na duchu opowieści ukazują przyjaźń jako wypadkową radości, współczucia, zrozumienia i miłości. Dają nadzieję, że w momencie ciężkiej próby Bóg nie waha się posłać doświadczanej osobie wsparcia w postaci przyjaciela.

Co byśmy zrobili bez naszych przyjaciół? Kingsbury delikatnie przypomina nam o tym, że dobry przyjaciel jest wspaniałym darem. Czytałam wszystkie historie na przemian uśmiechając się i ocierając łzy.
Robin Jones Gunn, autorka cyklu powieści

Karen Kingsbury autorka bestsellerów na liście "New York Timesa", jej książki sprzedano już w ponad dwudziestu milionach egzemplarzy na całym świecie. Kilkanaście z jej powieści zajęło pierwsze miejsce w rankingach najlepiej sprzedających się książek, m.in. W Odcieniach błękitu (2012). Autorka mieszka w Tennessee wraz z mężem, mają córkę oraz pięciu synów )w tym trzech adoptowanych).

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66494-36-7
Rozmiar pliku: 278 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Donaldowi, mojemu rycerzowi, mojemu czarującemu księciu, mojemu ukochanemu. Mojemu najlepszemu przyjacielowi. Cud Twojej miłości i światła w moim życiu będzie trwał wiecznie.

Kelseyowi, Tylerowi, Seanowi, Joshowi, EJowi
i Austinowi, którzy zawsze wierzyli nam, kiedy
mówiliśmy, że najlepszymi przyjaciółmi są
ludzie, z którymi siedzimy razem przy stole
podczas obiadu. Również Thaye’owi i Austinowi,
najmłodszym członkom naszej rodziny.

I Wszechmogącemu Bogu, który na tę chwilę
błogosławi mnie tym wszystkim.

OD AUTORA

Nie było trudno zebrać te wszystkie cudowne historie dotyczące przyjaciół i myślę, że znam tego powód. Przyjaźń sama w sobie jest bowiem cudem.

Przyjaciele.

Dwoje ludzi walczących o przetrwanie w świecie, każdy z nich staczający swoje własne bitwy odnośnie wiary, finansów i rodziny; dwie dusze rozmyślające nad miłością, życiem i samotnością, ale które z jakiegoś powodu razem stają się silniejsze niż każda z osobna.

Przyjaźń łączy serca i utwierdza nas w przekonaniu, że ostatecznie wszystko będzie w porządku. Biblia mówi, że lepiej dwóm niż jednemu, że przyjaciel jest potęgą w każdym znaczeniu tego słowa. Czyż przyjaciel nie jest niczym innym niż darem od Boga? Cudem?

I tak podczas zgłębiania cudów dotyczących przyjaciół zostałam poruszona prawdziwością faktu, że Bóg często posługuje się przyjaźnią, żeby nas chronić, rozwijać, zachęcać i umacniać naszą wiarę. Przyjaciel wnosi w nasze życie śmiech, poczucie koleżeństwa, współczucie i zrozumienie.

Czasami to właśnie za sprawą przyjaciela zostajemy przeniesieni na terytorium Boga – miejsce cudów.

Jeżeli przebyłeś razem ze mną podróż przez moje inne historie cudów, znasz już zapewne kilka faktów, które znalazły się na kartach książki, którą właśnie trzymasz w ręku. Każda z historii została zainspirowana prawdziwym wydarzeniem, a następnie zbeletryzowana w tej formie. W każdym przypadku aspekt cudu w historii jest prawdziwy.

Kiedy będziesz je czytał, przypomnij sobie sytuacje, kiedy Bóg posłużył się przyjacielem, żeby wnieść coś cudownego również do twojego życia. I uświadom sobie, że bez względu na to, jak szalone, samotne i trudne może być życie, zawsze mamy przyjaciela w Bogu.

Przygotuj się na świętowanie skarbnicy cudów dla przyjaciół! Kiedy już skończysz, twoje serce doświadczy zachęty na zawsze.

PRZEDE WSZYSTKIM PRZYJACIELE

Larry Bradford nie był nikim znaczącym w życiu liceum w North Franklin.

To prawda, że udzielał się w grupie młodzieżowej przy kościele chrześcijańskim w Północnej Atlancie, miał dobre wyniki w szkole oraz zdobył odznakę orła w drużynie harcerskiej. Ale i tak jego rówieśnicy prawie wcale nie wiedzieli o jego istnieniu. Jedną z książek, które nosił w swoim plecaku, była Biblia w skórzanej oprawie, prezent od jego najlepszego przyjaciela – ojca.

– Dlaczego prawie nigdy nie przychodzą do ciebie koledzy? – pytał go od czasu do czasu ojciec.

– Dlatego, tato – odpowiadał Larry, spuszczając wzrok – że chłopaki ze szkoły tak naprawdę mnie nie lubią. A w każdym razie nie za bardzo.

Wtedy na twarzy ojca Larry’ego pojawiał się gorzki, smutny uśmiech.

– No dobrze, synu. Zatem będę się modlić o to, żebyś pewnego dnia miał więcej przyjaciół niż inni z twojej klasy.

– Dobra. – Lary uśmiechał się wtedy szeroko i wzruszał ramionami.

Było szalonym pomysłem wierzyć, że ktokolwiek we Franklin High będzie chciał się z nim zaprzyjaźnić, ale niech mu będzie. Koledzy ze szkoły się nie liczyli. Larry był inny niż pozostali uczniowie z klasy matematycznej i klasy języka angielskiego, ale nie było to dla niego problemem. Bo w końcu miał tatę. Kogoś, z kim mógł porozmawiać, modlić się i z kim mógł razem chodzić w weekendy na ryby.

Jego tata był takim przyjacielem, jakiego zawsze potrzebował.

Ale kiedy Larry był w przedostatniej klasie, jego ojciec podczas oglądania meczu piłkarskiego w telewizji przeszedł zawał serca i umarł. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyło zaledwie pięćdziesiąt osób – przyjaciele z kościoła i kilka osób z najbliższej rodziny. Tydzień później Larry dotkliwie to odczuł. Stracił swojego najlepszego przyjaciela, a brak ojca sprawił, że jego sytuacja w szkole stała się teraz bardziej klarowna.

Nie miał on więcej przyjaciół niż inni z jego klasy. Miał ich mniej. Znacznie mniej.

Chudy i patykowaty, tak naprawdę był „niewidzialny” dla innych. Nie należał do żadnej szkolnej paczki czy grupy towarzyskiej, zdecydowanie nie był też członkiem elitarnej grupy sportowej. W czasie lunchu siedział sam, czytając swoją starą skórzaną Biblię i zastanawiając się, jak przetrwa kolejny dzień bez swojego taty. Raz na jakiś czas chłopaki z którejś ze znanych grup przechodzili obok i rzucali okiem na Larry’ego siedzącego samotnie nad kanapką z szynką i otwartą Biblią. Czasami szeptali między sobą, podśmiewając się i nazywając go „Biblijnym gangsterem”. Innym razem ktoś siadał naprzeciwko niego i zadawał uszczypliwe pytania typu: „Co Biblia mówi o piekle?” czy „Jak to możliwe, że wierzysz w te rzeczy?”. „Bóg jest prawdziwy. Jego prawda jest rzeczywista” – czasami odpowiadał Larry. „To, co myślimy o Bogu, nie zmienia tej prawdy”.

Te uszczypliwe i bolesne uwagi jego kolegów nie rozpraszały chłopaka. Był zdeterminowany, by stać się takim człowiekiem, jakim był jego ojciec: wiernym, oddanym chrześcijaninem, zdecydowanym żyć swoim własnym życiem. Chciał w przyszłości prowadzić swoją rodzinę w sposób, który będzie miły Bogu. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki jego ojciec wychował go.

Gdy Larry ukończył szkołę, odbierał swój dyplom bez szczególnego wzruszenia. Nigdy nie nawiązał bliższych relacji z kolegami z klasy, więc przejście ze szkoły średniej do wyższej nie wzbudzało w nim wielkich emocji. Uczęszczał na studia i ukończył je, poślubił kobietę, którą poznał na przedostatnim roku, został pediatrą. Żona urodziła mu trzy córki i syna, a Larry nigdy nie żałował, że w szkole średniej nie miał żadnych przyjaciół. Jedynym cieniem kładącym się na jego szczęśliwym życiu było to, że nadal tęsknił za swoim ojcem.

Na swoje trzydzieste siódme urodziny Larry otrzymał dwie przesyłki pocztowe – w pierwszej było zaproszenie na spotkanie klasowe z okazji dwudziestej rocznicy ukończenia szkoły, druga zawierała potwierdzenie czegoś, co jego kolega i zarazem osobisty doktor stwierdził dzień wcześniej: objawy podobne do grypy, na jakie cierpiał od miesiąca, świadczyły o czymś więcej niż tylko osłabionym systemie odpornościowym.

Był to szybko postępujący, agresywny rak płuc.

– Chcę być z tobą szczery – lekarz zmarszczył brwi podczas rozmowy z Larrym. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, jeżeli chodzi o stronę medyczną. Ale znasz tę modlitwę, o której zawsze mówisz? Poproszę ludzi, żeby natychmiast zaczęli się modlić.

Larry zebrał razem swoją rodzinę i razem z żoną podzielili się tą wiadomością ze swoimi dziećmi.

– Będziemy się wszyscy modlić o tatę, żeby mu się poprawiło – powiedziała jego żona, a łzy płynęły jej po policzkach. – I będziemy prosić wszystkich, których znamy, żeby się również modlili.

Na początku następnego tygodnia Larry pospiesznie napisał e-maila do Roberta Willsa, byłego przewodniczącego klasowego w liceum i zarazem organizatora spotkania po latach. Przez kilka lat chodzili na te same zajęcia w szkole średniej, więc Larry był pewien, że Robert będzie go pamiętał. Nawet jeżeli nie byli dobrymi przyjaciółmi.

– Robercie, ostatnio zdiagnozowano u mnie raka płuc. Nie przyjadę na spotkanie. Ale jeżeli mógłbyś poprosić kolegów z klasy, żeby się modlili, będę wdzięczny.

Robert otrzymał maila i był do głębi poruszony. Larry Bradford? Ten miły chłopak, który czytał Biblię? I właśnie jego dotknął rak płuc? Poruszony tym faktem, wysłał e-maila do całej klasy, wyjaśniając, że Larry jest teraz lekarzem, ma żonę i czworo dzieci. I że nie weźmie udziału w spotkaniu klasowym, ponieważ zmaga się z rakiem płuc. Przy okazji podał też adres e-mailowy Larry’ego.

I wtedy właśnie rozpoczął się cud.

Larry zaczął otrzymywać jeden po drugim e-maile od kolegów ze swojej klasy.

Od rozgrywającego zawodnika drużyny piłki nożnej – niegdyś pewnego siebie, ordynarnego dzieciaka – Larry otrzymał krótki list, w którym napisał: „Larry byłeś dla nas wszystkich inspiracją. Ten świat potrzebuje cię, bracie. Nie poddawaj się i oczywiście będę się za ciebie modlił”.

Od pretensjonalnego chłopaka z zajęć algebry: „Larry, pamiętasz te wszystkie sytuacje, kiedy czytałeś swoją Biblię, a reszta z nas nie rozumiała tego? Cóż, dzisiaj to rozumiem. Jestem chrześcijaninem i nie jestem pewien, ale być może dzięki tobie moje całe życie wygląda teraz zupełnie inaczej. Ponieważ nigdy nie wyparłeś się swojej wiary, ani razu. Kolego, masz tutaj w Branson w Missouri przyjaciela. Przyjaciela, który będzie się codziennie za ciebie modlił”.

Larry był zaskoczony tymi odpowiedziami. Podzielił się nimi ze swoją żoną, w jego głosie brzmiała duma.

– Ty tego nie rozumiesz, kochanie. Nie miałem w szkole przyjaciela, nawet jednego.

– Trudno w to uwierzyć – powiedziała. – Zobacz, co oni teraz piszą.

Larry rozpoczął leczenie. Wtedy też zapadła ważna decyzja – będzie musiał mieć usunięte jedno płuco, jeżeli chce mieć jakiekolwiek szanse na przeżycie. Operacja została zaplanowana na kolejny tydzień. Podczas rekonwalescencji w szpitalu żona przyniosła mu jego laptopa, żeby mógł sprawdzić e-maile.

Skrzynka była pełna wiadomości od jego byłych kolegów z klasy.

„Ożeniłem się trzy lata po ukończeniu szkoły średniej, a po roku żona mnie zostawiła” – napisał jeden z nich. „Byłem zagubiony i samotny, myślałem, żeby ze sobą skończyć. Ale wtedy przypomniałem sobie o tobie, Larry. O chłopaku, który codziennie siedział zupełnie sam, jedząc lunch i czytając swoją Biblię. Nie miałeś nikogo, a byłeś tak szczęśliwy. Serio, zawsze byłeś szczęśliwy. Nic nie mogło tego zmienić; to było częścią tego, kim byłeś – szczęściem, które było widać w twoich oczach. Tamtego tygodnia, kiedy nie byłem pewien, czy dam radę przeżyć kolejny dzień, kupiłem Biblię i znalazłem kościół. Od tamtej pory stałem się osobą wierzącą. Walcz dzielnie, przyjacielu. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak dzięki tobie zmieniło się moje życie”.

Inny kolega pisał, że usłyszał o łańcuszku modlitewnym kolegów z klasy i zdecydował się w niego zaangażować. W czasie jego trwania nawiązał ponownie kontakt ze swoim najlepszym przyjacielem, z którym nie widział się od dziesięciu lat. „Obaj się za ciebie modlimy, Larry. Dzięki tobie wszyscy się jednoczymy”.

Pomimo wszystkich przeciwności losu Larry zaczął wracać do zdrowia. Do spotkania klasowego pozostały niespełna dwa miesiące i Robert Wills wysłał kolejnego e-maila, tym razem, żeby poinformować kolegów, aby nie ustawali w modlitwie o zdrowie Larry’ego, ale żeby również modlili się o coś innego.

„Módlmy się, żeby mógł on przyjechać na spotkanie” – napisał. „Nadszedł czas, żebyśmy pokazali Larry’emu, jak wielu ma on teraz przyjaciół”.

I o to się modlili.

Dorośli, którzy byli wcześniej członkami różnych grup w szkole North Franklin, modlili się indywidualnie, wraz ze swoimi rodzinami i łącząc się przez Internet. Błagali Boga, żeby dał Larry’emu jeszcze trochę życia, więcej czasu na błogosławienie innych swoją niewzruszoną wiarą.

„Potrzebujemy cię, Larry” – napisał chłopak, który był wcześniej strasznym imprezowiczem. „Wszyscy chcieliśmy być tacy, jak ty w tamtych czasach. Ale tylko ty miałeś odwagę chodzić własnymi drogami. Jesteś naszym przyjacielem i bohaterem; musisz przyjechać, przyjacielu”.

Trzy tygodnie przed spotkaniem klasowym Larry był słaby i zmagał się sam ze sobą, żeby zachować pozytywne nastawienie. Ale tego dnia otrzymał najlepszą wiadomość od czasu, kiedy zachorował. Wyglądało na to, że dzięki operacji pozbył się raka w całości. Sesje naświetlań i chemioterapii miały być stopniowo zmniejszane i jeżeli sytuacja nadal wyglądałaby tak optymistycznie, miały być całkowicie zaprzestane.

– Nie sądziłem, że przeżyjesz aż do tego czasu – lekarz był wobec niego szczery. – Nieważne, jak ty i twoi ludzie się modlicie, róbcie to dalej – dodał z radością wypisaną na twarzy.

– Czy myślałeś o tym, żeby pojechać na spotkanie klasowe? – żona zapytała go kilka dni później. – Oni naprawdę chcą, żebyś przyjechał.

Larry nie był pewien, czy to dobry pomysł. Był głęboko poruszony dużą liczbą ciepłych słów płynących od swoich byłych kolegów klasowych, ale on i jego rodzina mieszkali obecnie w południowej Florydzie, co oznaczałoby, że musiałby lecieć samolotem i być kilka dni poza domem. Wziął żonę za rękę i zapytał:

– Pojedziesz ze mną?

Uśmiechnęła się w sposób, który wciąż działał jak balsam na jego duszę.

– Oczywiście.

Larry cały czas nabierał sił, więc poprosili jego matkę, żeby została z ich dzieciakami, a oni wspólnie polecieli do Atlanty na spotkanie klasowe. Wieczorem przed tym wielkim wydarzeniem Larry’ego zaczęły ogarniać wątpliwości. Oczywiście, otrzymał wcześniej te wszystkie e-maile, które tak go poruszyły. Ale koledzy z klasy nadal mogą go postrzegać jako samotnika, osobę nic nie znaczącą. Prawdopodobnie nawet go nie poznają, a biorąc pod uwagę fakt, że nadal miał problemy zdrowotne, lepiej by było, jeżeli by został w domu i spędził czas ze swoimi dziećmi.

Zanim opuścili hotel i udali się do sali, gdzie odbywało się spotkanie, Larry odszedł na bok i modlił się: „Boże, pozwoliłeś mi przyjechać tutaj. Teraz pozwól mi wpłynąć na życie moich kolegów ze szkolnych lat. Po prostu pozwól mi zmienić ich życie”.

Mieli półgodzinne opóźnienie, kiedy weszli do sali. I dopiero wtedy Larry zdał sobie sprawę, ile osób się za nim wstawiało u Boga. Robert Wills dostrzegł go jako pierwszy i podzielił się tym z kilkoma innymi osobami. Wiadomość ta niosła się od stolika do stolika i ludzie zaczęli się do niego uśmiechać, wstawać i bić brawo.

Dreszcz przeszedł Larry’emu po plecach, gwałtownie zatrzymał się, nie dowierzając temu nagłemu wylewowi uczuć. Stojąca obok żona ścisnęła jego dłoń i przysunęła się do niego, szepcząc:

– Wydawało mi się, że wspominałeś, iż nie byłeś popularny.

Larry stracił mowę, nie mógł wydusić z siebie ani słowa.

W czasie krótszym niż minuta wszyscy w sali stali, a oklaski wypełniły całe pomieszczenie.

„Larry! Larry! Larry!” – skandowali jego imię w taki sposób, w jaki kiedyś wykrzykiwaliby imię wybitnego, szkolnego sportowca. Robert podszedł do niego i podał mu mikrofon.

– Powiedz im coś. Połowy z nich nie byłoby tutaj, gdyby ta cała impreza nie odbywałaby się ze względu na ciebie.

– Co masz na myśli? – Larry, zmieszany, spojrzał najpierw na Roberta, a potem na swoich kolegów z klasy.

– Mówię serio, nie przyjechaliby. – Robert pokręcił głową. – Każdy z tutaj obecnych modlił się za ciebie, Larry. Przyjechali tu, żeby się z tobą zobaczyć, żeby podziękować ci za pokazanie im, co to znaczy mieć wiarę.

Ten wieczór był niesamowity, pełen rozmów, które, czego Larry był pewien, zapamięta do końca swojego życia. Ludzi, którzy nie okazywali mu żadnego zainteresowania w szkole średniej, teraz łączyła wspólna wiara, szept zdumienia, że naprawdę Bóg pozwolił doświadczyć im cudu. Najbardziej wyjątkowi dla Larry’ego byli ci, którzy prosili go na bok, żeby przeprosić.

– Nie rozumiałem cię wtedy, w szkole średniej. Ale teraz rozumiem – powiedział mu jeden z nich. – Wiara jest tym, co trzyma mnie przy życiu. Był to dla mnie niesamowity przywilej, że mogłem się za ciebie modlić przez te ostatnie tygodnie.

Tego wieczora w drodze do domu Larry i jego żona rozmawiali o tym wszystkim, co się wydarzyło.

– To cud. – Jego żona potrząsnęła głową, a jej oczy wypełniły się łzami. – Lekarze nie przypuszczali, że uda ci się tu być. A popatrz…

Larry uśmiechnął się, mocno ściskając kierownicę.

– Mój cud wydarzyłby się nawet wtedy, gdybym nie czuł się wystarczająco dobrze, żeby przyjechać na spotkanie klasowe – odparł.

– Co masz na myśli?

– Mam na myśli to, że dwadzieścia trzy lata temu mój ojciec modlił się o to, żebym miał więcej przyjaciół niż ktokolwiek inny w klasie. Myślałem, że był to szalony pomysł. – Larry zachichotał, a w jego głosie można było wyczuć podziw. – Ale spójrz na mnie teraz – dodał z dumą w głosie.

Dwa lata później Larry zmarł. Jedno z jego ostatnich zdań, które powiedział żonie, brzmiało tak:

– Kocham cię, skarbie. Ale tylko pomyśl… Któregoś dnia, jeszcze w tym tygodniu, będę znowu mógł spotkać się z moim tatą.

Uroczystości pogrzebowe zgromadziły nieoczekiwanie wiele osób, uczestniczyła w nich jego rodzina, przyjaciele z kościoła, koledzy lekarze i sąsiedzi. Oraz ponad stu jego kolegów ze szkoły średniej.

PODWÓJNY CUD

Pomimo tego, że życie Tracy Black było bardzo ciekawe i kolorowe, na jednym z jego rozdziałów położył się szary cień, a wręcz głęboka czerń. Dotyczył on zerwanej przyjaźni z Anną Ritter.

Choć ich drogi rozeszły się pięć lat temu, Tracy nadal często wracała myślami do swojej starej przyjaciółki; podobnie było w sobotnie popołudnie tamtego lata. Podczas pracy w ogrodzie Tracy zastanawiała się, co tam u Anny, jak miewały się jej wiara i rodzina. Ale głównie zastanawiała się nad tym, dlaczego Anna nigdy nie zadzwoniła. Jak mogły dopuścić do tego, żeby ich czysta jak kryształ przyjaźń zgasła i definitywnie się zakończyła.

Westchnienie wyrwało się prosto z duszy Tracy. Myśli o Annie nigdy nie odeszły. Wygląda na to, że dawna przyjaciółka przeszła nad tym do porządku dziennego – przyszedł czas, żeby Tracy zrobiła to samo. Urwała kolejną garść strąków fasolki i trochę je oczyściła. Pomijając tę całą sytuację z Anną, jej życie było bardzo udane. Wraz ze swoim mężem Paulem mieli troje dzieci i piękny dom położony na trzech akrach ziemi poza granicami Akron w Ohio.

Tracy sięgnęła po kolejną garść fasolki szparagowej i wrzuciła ją do torby. Dzieci bawiły się w basenie u sąsiadów, a Paul reperował zlew w kuchni, więc otaczającą ją ciszę zakłócał jedynie od czasu do czasu szelest liści czy brzęczenie pszczoły.

„Uwielbiam tu przebywać, Boże. Wszystko, co widzę, jest Twoim dziełem”.

Przepełniło ją całą poczucie wewnętrznego spokoju, uśmiechnęła się.

Jeszcze kilka garści fasolki, a potem kilka większych kabaczków. Torba Tracy była w połowie wypełniona warzywami, kiedy nagle ostry ból przeszył jej żołądek tak, że aż upadła na kolana. Kobieta nigdy w życiu nie doświadczyła tak przeszywającego bólu. Miała zaledwie trzydzieści osiem lat, regularnie uprawiała jogging, dobrze się odżywiała i dbała o siebie. Ale ból był tak silny, że ledwie mogła złapać oddech.

„Boże… pomóż mi!” – pomyślała. W tym momencie usłyszała w oddali kroki zbliżającego się Paula, wyczuła przerażenie w jego głosie, kiedy zawołał ją po imieniu, widząc swoją żonę skuloną na ziemi.

I w tym momencie doświadczyła poznania, przeczucia, że życie, jakie wiodła dotąd, właśnie miało się bezpowrotnie zmienić.

Paul pomógł Tracy podnieść się, zabrał ją do szpitala, gdzie lekarze dali jej zastrzyk przeciwbólowy. Wstępne badania wykazały, że ma zablokowane jelito. W ciągu godziny została poddana operacji.

Kiedy się obudziła, cała jej rodzina była w pokoju. Jej najmłodszy syn Skyler miał dziesięć lat. Podszedł do jej łóżka i wziął za rękę.

– Myślałem, że umrzesz, mamo – powiedział, pocierając policzek swoją pięścią. Chłopak był sportowcem i to takim, który nigdy z żadnego powodu nie płakał. Ale teraz oczywistym było, że się obawia.

– Kochanie... – Opuchnięte gardło sprawiło, że omalże nie potrafiła powiedzieć nic więcej. – Wszystko będzie w porządku. Za kilka dni wrócę do domu, dobrze?

Skyler kiwnął głową, jego oczy były szeroko otwarte i wilgotne.

– Nie umieraj, mamo. Potrzebuję cię.

Paul podszedł do nich i objął oboje. Po drugiej stronie łóżka stała cicho i z posępnymi minami dwójka pozostałych dzieci.

– Ze mną już jest dobrze, będę w domu za kilka dni, dzieciaki. Wszystko jest w porządku – wyszeptała Tracy.

– Obiecujesz? – Skyler spojrzał na nią z niedowierzaniem.

Tracy uśmiechnęła się pomimo łez napływających do oczu.

– Obiecuję.

Ale następnego dnia rano wieści były gorsze, niż mogli sobie wyobrazić w najczarniejszym scenariuszu. Blokada została wywołana przez nowotwór w jamie brzusznej, guz wielkości grejpfrutaa, który zatkał jelito i spowodował ostry stan zapalny.

– Martwi nas to. – Lekarz Tracy zacisnął usta i przycisnął podkładkę do pisania do klatki piersiowej. – Wstępne wyniki badań nie wyglądają dobrze.

Leżąca w łóżku Tracy utkwiła wzrok w mężczyźnie i mocniej ścisnęła dłoń Paula. Co on mówił? Wstępne badania – pod kątem czego?

Paul był w stanie pierwszy zadać pytanie.

– Czy myślisz, że ten… Ten guz może być złośliwy?

Lekarz skinął głową.

– Na to wygląda. Powinniśmy wiedzieć więcej jutro – powiedział. – Chciałem, żebyście byli na to przygotowani. Jeżeli wykryjemy nowotwór, Tracy będzie potrzebowała skomplikowanej operacji i chemioterapii.

Przez cały czas, kiedy doktor mówił, jedna myśl kołatała się po głowie Tracy – jej obietnica dana Skylerowi. To nie mogło się dziać. Nie mogła stać przed wizją nowotworu, poważnej operacji i śmierci, kiedy zaledwie poprzedniego dnia obiecała swojemu najmłodszemu dziecku, że wszystko jest dobrze, że nie umrze.

Kiedy lekarz wyszedł, Tracy i Paul wzięli się za ręce i modlili, prosząc Boga o wyjście z tej sytuacji, błagając Go o cud. Kiedy skończyli, umówili się, że nic nie powiedzą dzieciom aż do jutra, kiedy już będą znali ostateczną diagnozę.

– Zdrzemnij się – powiedział jej Paul, kiedy wychodził ze szpitala, żeby pobyć z dzieciakami. – Musimy wierzyć, że Bóg znajdzie jakieś rozwiązanie.

Tracy przytaknęła i próbowała uspokoić bicie swojego serca. Lęk nie był od Boga i Paul miał rację. Była wykończona. Drzemka pozwoli jej jakoś spędzić czas, zanim dowie się na pewno, co przyniesie jej przyszłość.

Zapadła w sen, modląc się i niemalże natychmiast zaczęła śnić.

W tym śnie płakała i wołała do Boga, błagając Go, żeby pokazał jej sposób, w jaki może uniknąć tragedii, która niechybnie miała dotknąć ją i jej rodzinę. I wtedy, bardzo jasno i wyraźnie, usłyszała Jego głos, który powiedział, co ma zrobić.

„Spraw, żeby Anna przyjechała i pomodliła się”.

Aż do końca snu ta myśl pozostała w jej głowie. Tracy nie mogła się z niej otrząsnąć. „Spraw, żeby Anna przyjechała i pomodliła się”.

Kiedy obudziła się, ta myśl była nadal tak silna, jak w czasie snu. Ale teraz, kiedy już nie spała i trzeźwo myślała, nie mogła kompletnie zrozumieć tej myśli. Jak ma sprawić, żeby Anna przyjechała i pomodliła się? Ból przeszył serce Tracy – ten pomysł był zupełnie niemożliwy do wykonania. Ona i Anna nie rozmawiały ze sobą od pięciu lat.

Ale dokładnie wtedy, kiedy w swojej głowie przeciwstawiała się temu pomysłowi, zaczęła wracać myślami do przeszłości. Cofnęła się w czasie do chwili sprzed wielu lat, kiedy zaprzyjaźniły się z Anną Ritter.

Były razem w pierwszej klasie, gdy na lekcji historii chłopak z ostatniej ławki próbował zwrócić na siebie uwagę Tracy.

– Nie teraz! – prychnęła na niego.

Zrobiła to na tyle głośno, że zwróciło to uwagę nauczyciela. Kiedy odwrócił się i spojrzał na Tracy, Anna podniosła rękę do góry i zwróciła się do niego z pytaniem:

– Przepraszam, panie profesorze. Upadła mi kartka. Czy mógłby pan powtórzyć ostatnie zdanie?

Odwrócenie uwagi zadziałało i Tracy uniknęła problemów związanych z gadaniem podczas zajęć. Po lekcji Tracy podziękowała Annie, obie chichotały i gadały przez kilkanaście minut. Następnego dnia wymieniły się uśmiechem i porozumiewawczym spojrzeniem. Przyjaźń zaczęła kiełkować.

Od tamtego dnia Tracy i Anna zostały najlepszymi przyjaciółkami, razem chodziły do szkoły średniej i dzieliły się szczegółami odnośnie każdej randki, tańca i problemu, z jakim się borykały, aż do ukończenia szkoły. Wtedy nastąpiło rozstanie na kilka lat, kiedy Anna wyjechała na studia, ale później obie wyszły za mąż i zamieszkały kilka mil od siebie, niedaleko Akron. Były nawzajem na swoich ślubach oraz kiedy rodziły im się dzieci. Zanim ich pociechy poszły do szkoły, przez pięć lat razem chodziły na spacery do miejscowego uniwersytetu, na pikniki do parku i wyprawy do biblioteki. Czas płynął szybko i Tracy z Anną dzieliły się problemami i sukcesami związanymi z wychowywaniem dzieci w wieku szkolnym.

Była to przyjaźń, o której obie kobiety myślały, że będzie trwała do końca życia.

Ale wtedy, pewnego popołudnia późną jesienią, Anna przyszła do Tracy z prośbą o niewielką pożyczkę. Ich furgonetka zaczęła się psuć i potrzebowali nowego samochodu, ale ponieważ mąż Anny nie miał obecnie pracy, wzięcie kredytu w banku nie wchodziło w grę.

Natomiast Tracy poślubiła człowieka, którego roczne dochody były prawie siedmiocyfrową liczbą. Byli hojni, jeżeli chodzi o pieniądze, którymi pobłogosławił ich Bóg, chętnie pomagali każdemu, kto znalazł się w potrzebie. Ponieważ zdecydowanie jej przyjaciółka była w potrzebie, Tracy upewniła się tylko u męża i bez problemu zgodziła się pomóc.

– Nie znoszę pożyczać od ciebie pieniędzy – powiedziała Anna do Tracy. – Ale w przyszłym tygodniu będziemy mieli jakiś dochód. Wtedy będziemy mogli zacząć was spłacać.

Tracy uśmiechnęła się i wzięła przyjaciółkę za rękę.

– Zupełnie się tym nie martwię. Oddacie nam, kiedy będziecie mogli.

Pożyczka wynosiła pięć tysięcy dolarów; za te pieniądze Anna i jej mąż Ken kupili używaną furgonetkę, która pozwoliła mężczyźnie podjąć pracę w centrum Akron. Była ona nawet lepiej płatna niż ta, którą wcześniej stracił.

W końcu po pięciu miesiącach od pożyczenia pieniędzy Annie i Kenowi Tracy i Paul postanowili zaprosić przyjaciół na obiad. Wybrali taką okazję, żeby omówić z Anną i Kenem plan spłaty pożyczki, którą u nich zaciągnęli.

Było to w październiku i już był ziąb na zewnątrz, kiedy Anna i Ken przyszli do nich wieczorem, uśmiechnięci i od progu radośnie powitali gospodarzy.

– Za żadne skarby nie straciłabym okazji, żeby spróbować lazanii Tracy. – Ken poklepał Paula po plecach i szeroko się uśmiechnął.

Prowadzili spokojną rozmowę, a Tracy była coraz bardziej zdziwiona całą sytuacją. „Oni zupełnie nie zdają sobie sprawy, że zamierzamy zagadnąć ich o pieniądze” – pomyślała.

Kiedy skończyli obiad i pozmywali naczynia, Tracy zrobiła kawę i cała czwórka usiadła w salonie. To był dobry moment. Tracy pomodliła się cicho, żeby mogła poruszyć temat i szybko się z nim uporać, bez napiętej atmosfery czy urazy.

– Słuchajcie – zaczął mówić Paul. Usiadł wygodnie na krześle, był spokojny i zrelaksowany. – Pamiętacie tę pożyczkę na pięć tysięcy dolarów? – Zawahał się i spojrzał na żonę. – Razem z Tracy zastanawialiśmy się, czy teraz nie jest może dobry czas, żeby ustalić plan jej spłaty.

Anna i Ken spojrzeli na siebie zdziwieni. Anna odchrząknęła. Starała się unikać wzroku Tracy, skupiała się tylko na Paulu.

– Jaką pożyczkę?

Tracy często później myślała o tym, co wydarzyło się potem. Rozmowa była sztuczna i napięta, a Anna ani razu nie spojrzała w stronę Tracy. Ken zaprzeczył, jakoby wiedział cokolwiek o pożyczce. Na koniec warknął na Paula, że tak, odda pieniądze, ale ich przyjaźń już nigdy nie będzie taka sama.

Jak już goście wyszli, Tracy stała jak wryta ze wzrokiem utkwionym w drzwi wejściowe.

– Co się tutaj stało? – zapytała z niedowierzaniem w głosie.

Paul podszedł do niej.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział, przytulając żonę.

Odtworzyli jeszcze raz całą rozmowę, szczegóły dotyczące pożyczki, postawę, jaką przyjął Ken, dziwne, ukradkowe spojrzenia Anny i byli pewni co do jednego: gdzieś tutaj musiała nastąpić pomyłka. Zanim poszli tej nocy spać, ponownie pomodlili się razem, żeby Bóg pomógł Annie i Kenowi zobaczyć ten problem wyraźniej i żeby sprawa została rozwiązana bez szkody dla ich przyjaźni.

Ale kiedy dwa tygodnie minęły bez jednego słowa ze strony któregokolwiek z ich przyjaciół, Paul zadzwonił do Kena i obgadał temat przez telefon. Ken niechętnie zgodził się zwrócić pieniądze w ratach po dwieście dolarów, począwszy od najbliższego piątku.

Tracy nie była zdziwiona, kiedy minął piątek, a nie było ani wpłaty, ani choćby słowa od Anny i Kena. Minęły kolejne dwa tygodnie i ostatecznie Tracy i Paul uzgodnili, że zapomną o długu i potraktują go jako prezent. Ich własna rodzina nie potrzebowała pieniędzy, a jeżeli miałoby to zapobiec rozdźwiękowi pomiędzy nimi, to niech tak będzie.

Tracy zadzwoniła do Anny, żeby przekazać jej tę wiadomość.

– Posłuchaj. – Oczy Tracy wypełniły się łzami, a jej głos drżał. – Jesteśmy dozgonnymi przyjaciółkami. Nie możemy pozwolić, żeby pieniądze to zniszczyły – Zrobiła pauzę. – Razem z Paulem zadecydowaliśmy, żeby ta pożyczka była dla was prezentem.

– Jak mam to rozumieć? – głos Anny był zimny i nieprzyjazny.

– Tak, że nic nam nie jesteście winni.

Przez chwilę obie milczały. Następnie Anna rzuciła oschłe „dziękuję” i rozmowa się zakończyła.

Następne tygodnie ciągnęły się niczym miesiące. Od czasu do czasu Tracy dzwoniła do Anny, zapraszając ją na lunch czy na kawę. Ale za każdym razem Anna miała jakąś wymówkę. Pewnego popołudnia, prawie rok po tym, jak Tracy i Paul dali im pieniądze, Anna oddzwoniła do Tracy i przedstawiła sytuację w sposób, który zranił kobietę aż do głębi.

– To koniec, Tracy. Ken czuje się niezręcznie, kiedy my obie ze sobą rozmawiamy – Zamilkła i trudno było stwierdzić, czy płakała, czy nie. – Czas, żeby każda z nas poszła swoją drogą.

Tracy pozostała w szoku przez wiele godzin po tej rozmowie – była jednocześnie zaskoczona, zła i smutna. Odżywały w niej wspomnienia z czasów, kiedy z Anną były sobie bliższe niż siostry. Teraz wszystko się skończyło i to w sposób zupełnie bezsensowny.

To było pięć lat temu.

Obrazy rozmyły się, a Tracy rozejrzała się po swoim szpitalnym pokoju. Nie miała ani razu żadnej wieści od Anny od ostatnich kilku lat i mimo że ból związany ze stratą przyjaciółki nigdy tak naprawdę nie minął, nic nie mogła na niego poradzić.

Więc dlaczego teraz, w tym najstraszniejszym dla niej czasie, czuła taki przymus, żeby zadzwonić do Anny?

Zamknęła oczy i pomodliła się. „Panie, to na pewno nie Ty podpowiadasz mi, żebym do niej zadzwoniła, prawda? Anna przecież nie chce mieć ze mną nic wspólnego”. „Tak, dziecko. Zadzwoń do niej. Anna potrzebuje się za ciebie modlić”.

Myśl ta krzyczała w przedsionku jej serca tak wyraźnie, jakby ktoś wymawiał te słowa na głos w jej pokoju. Dreszcze przeszły Tracy po rękach i nogach. „Anna potrzebuje się za mnie modlić?”. Myśl ta wydawała się szokująca, ale Anna miała zwyczaj zwracać uwagę na takie znaki. Szczególnie, jeżeli uporczywie wracały nawet po tym, jak się pomodliła.

Dłużej się nad tym nie zastanawiając, sięgnęła po telefon i wybrała numer, który nadal znała na pamięć. Kilka sekund później po drugiej stronie słuchawki usłyszała głos Anny.

– Halo?

Dźwięk głosu jej przyjaciółki sprawił, że odżyły kolejne wspomnienia.

– Anna? Tu mówi… – Tracy starała się dokończyć zdanie, ale nie dała rady. Łzy uniemożliwiły jej dalsze mówienie i przytrzymała słuchawkę ramieniem, podczas gdy usilnie starała się odzyskać kontrolę. Kiedy już była w stanie mówić, wzięła telefon i powiedziała: – Tu Tracy. Jestem w szpitalu. Jestem chora i… I myślę, że Bóg chce, żebym poprosiła cię, żebyś do mnie przyjechała i się za mnie pomodliła.

W pierwszym momencie Anna nic nie odpowiedziała. Następnie głosem łamiącym się od emocji powiedziała:

– Za chwilę tam będę.

Godzinę później Anna pojawiła się w drzwiach szpitalnego pokoju, a lata milczenia i różnic w mgnieniu oka poszły w niepamięć. Podeszła do Tracy, usiadła na brzegu jej łóżka i obie mocno się przytuliły, czego nie robiły od długiego czasu.

– Przykro mi, Tracy, nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym zrobić. – Anna płakała, pozwalając łzom wsiąkać w szpitalny szlafrok Tracy. – Ken i ja… – głos uwiązł jej w gardle. – Ken zostawił mnie rok temu.

To był kolejny szok tego popołudnia. Anna i Ken chodzili do kościoła, byli ludźmi, którym wiara powinna pozwolić przetrwać razem. Ale to oświadczenie pozwoliło Tracy zrozumieć koniec ich przyjaźni. Rozmawiały jeszcze więcej o tym, co wydarzyło się podczas tych okropnych pięciu lat, a po godzinie atmosfera w ich relacji zupełnie się oczyściła.

– Chciałaś, żebym się o ciebie modliła? – Anna podeszła do krzesła, które stało przy łóżku Tracy. – Co się dzieje, Tracy? Czy to coś poważnego?

Tracy ogarnęło przygnębienie, kiedy przypomniała sobie wiadomości, które wcześniej otrzymała.

– Myślą, że mam raka. – Położyła rękę na wysokości żołądka. – Mam guza, o tutaj. Jest wielkości grejpfrutaa. Więcej dowiem się jutro. – Kąciki jej ust uniosły się w smutnym uśmiechu. – Miałam sen i Bóg powiedział mi, że mam do ciebie zadzwonić. Chciał, żebyś się pomodliła.

Anna skinęła głową i położyła swoją dłoń w miejscu, gdzie Tracy miała guza.

– Boże, moja najlepsza przyjaciółka potrzebuje cudu. Proszę, usuń guz z jej ciała i spraw, żeby znowu była zdrowa – głos Anny zaczął się łamać. – Ty widzisz, Panie, ja sama byłam chora przez pięć lat, chora w moim sercu z powodu straty Tracy. A teraz… Teraz zostałam uzdrowiona. Więc proszę… Uczyń tę samą rzecz dla Tracy.

Po modlitwie rozmawiały jeszcze kolejną godzinę. Wychodząc, Anna obiecała, że zadzwoni następnego dnia.

– Nie pozwalam ci na to, żebyś znowu odeszła – powiedziała Anna, kiedy szła w kierunku drzwi. – Wierzę, że jutro lekarze odkryją, iż wydarzył się cud.

Następnego dnia Paul przyjechał wcześnie. Był zaskoczony wieściami o wizycie Anny i jej modlitwie, sposobie, w jaki się pogodziły. Ale kiedy wszedł lekarz, Tracy od razu wiedziała, że nie ma dla niej dobrych wiadomości.

– Wygląda to na agresywny rodzaj raka. – Przygryzł wewnętrzną stronę policzka. – Musimy dzisiaj wykonać więcej testów, żeby określić granice guza i tempo, w jakim rośnie.

Cios był większy, niż Tracy mogła sobie wyobrazić. Przez całą noc kurczowo trzymała się słów, które Anna powiedziała na pożegnanie – że Bóg może uczynić cud i uzdrowić ją. Ale teraz usłyszała coś, co było najprawdopodobniej wyrokiem śmierci. A to by oznaczało, że nie będzie w stanie dotrzymać swojej obietnicy danej Skylerowi.

Tego ranka wykonano testy i dwie godziny później lekarz pojawił się ponownie. Wszedł do pokoju z bardzo dziwnym wyrazem twarzy, położył plik dokumentów na krawędzi łóżka Tracy.

– I jak? – Paul ścisnął rękę Tracy, blednąc w oczekiwaniu na wiadomości.

– Chwileczkę. – Lekarz odkrył Tracy i przez szlafrok ostrożnie zbadał jej brzuch. Wydawało się, jakby badanie to trwało wieki. Kiedy na koniec wyprostował się, spojrzał najpierw na Tracy, potem na Paula. – Zniknął – powiedział zdumiony.

Nie od razu dotarły do nich jego słowa.

– Co masz na myśli? – głos Paula przerwał ciszę.

Lekarz spojrzał na Tracy.

– Mam na myśli to, że testy nie wykazały nawet śladu po guzie. – Wskazał ręką na brzuch Tracy. – Badam to samo miejsce, gdzie jeszcze wczoraj był guz, ale dzisiaj zupełnie go nie wyczuwam. – Ściągnął brwi, a zdziwienie malowało się na jego twarzy. – Zupełnie zniknął.

Tracy była pod ogromnym wrażeniem. Usiadła na łóżku i spojrzała na Paula.

– Anna modliła się o to, żeby tak się stało. Bóg powiedział mi, żebym ją tu wezwała, żeby mogła się modlić i ona się dokładnie o to modliła.

Lekarz zrobił krok w tył i wzruszył ramionami.

– Chciałbym wykonać jutro więcej testów, zanim wyjdziesz do domu. – Pokręcił głową. – Guzy tej wielkości tak po prostu nie znikają.

– Znikają, kiedy Bóg tego chce. – Serce Tracy rosło z powodu cudu, którym Bóg ich obdarzył.

Nazajutrz wiadomości te nie uległy zmianie. Guz zniknął, wyniki testów były w normie i tego popołudnia Tracy została wypuszczona do domu, a wśród witających ją była Anna i jej dzieci. Kiedy przyjaciółki zostały w pewnym momencie same, Tracy podziękowała jej za wiarę, żeby modlić się o cud.

– Obie zostałyśmy uzdrowione – powiedziała Anna. – Ty ze swojego guza, a ja z mojej winy i wstydu. Jej oczy zabłyszczały. – Bóg nie dał nam tylko jednego cudu, dał nam dwa. Pierwszym jest to, że jesteś tutaj…

Tracy przytuliła swoją przyjaciółkę jeszcze raz, a potem spojrzała jej prosto w oczy.

– …a drugim to, że ty jesteś tutaj.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: