Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Skok na milion - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skok na milion - ebook

W pewien mroźny zimowy poranek umiera wujek Maurycy. Oczekująca na spadek rodzina bez względu na plany i odległość natychmiast rusza w drogę. Uczcić, rzecz jasna, pamięć zmarłego. Ale przy okazji też przekonać się, co zapisano w owianym legendą testamencie.

Kiedy wśród śnieżnej zawieruchy przybywają do starego domu, okazuje się, że niewiele wiedzieli o seniorze rodu. Na jaw wychodzą tajemnice: prawnik zwleka z odczytaniem dokumentu, gospodyni zdecydowanie coś ukrywa, wieść o pieniądzach się rozchodzi i nagle pojawiają się potencjalne nieślubne dzieci, nieznani dotąd krewni i ponętne, choć nieco już wiekowe kochanki.

Każdy pragnie spadku. Pieniędzy, wielkich pieniędzy. Tymczasem trwa wigilijny wieczór i trzeba zachowywać pozory. Ktoś za chwilę stanie się bogaty. Ale kto?

Jak przechytrzyć sprytnego wujka, zgadnąć, co zaplanował, i na czas stanąć po właściwej stronie? I co zrobić, jeśli serce ciągnie w zupełnie innym kierunku? A we wszystkim przeszkadza prawdziwa magia świąt, która w starym domu wyłania się z każdego zakamarka.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68226-97-3
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

W pe­wien mroźny gru­dniowy wie­czór umarł wresz­cie wu­jek Mau­rycy!

Eks­cen­tryczny, bar­dzo oszczędny i nieco sa­motny wła­ści­ciel mi­lio­no­wego ma­jątku. Nie­któ­rzy już się nie mo­gli do­cze­kać tego mo­mentu. Żył tak długo, że ro­dzina, mimo iż oczy­wi­ście ro­zu­miała, ja­kie są ko­leje ludz­kiego ży­cia, na­brała prze­ko­na­nia, że Mau­rycy za­warł ja­kiś pakt ze śmier­cią i ten mo­ment po pro­stu ni­gdy nie na­sta­nie.

A już na pewno nie spo­dzie­wano się, że odej­dzie trzy dni przed świę­tami Bo­żego Na­ro­dze­nia. Lu­bił święta.

Tym­cza­sem stało się to nad ra­nem. Za oknem pa­dały wiel­kie płatki śniegu, a skromny dom Mau­ry­cego spra­wiał dość uro­kliwe wra­że­nie, ale Emi­lia, go­spo­dyni, która mu to­wa­rzy­szyła, wie­działa, że już za chwilę roz­pęta się tu­taj praw­dziwa bu­rza, o wiele groź­niej­sza niż ta za­po­wia­dana przez sta­cje me­te­oro­lo­giczne i przy­cho­dzące co rusz alerty.

Mi­liony to słowo, które po­bu­dza wy­obraź­nię. Na­wet jej...

Choć Mau­rycy wy­brał ją do przy­pil­no­wa­nia pra­wi­dło­wo­ści w od­czy­ta­niu te­sta­mentu, pewny jej bez­stron­no­ści oraz czy­stych za­mia­rów, tro­chę się bała, że temu nie po­doła.

Wzięła jed­nak do ręki te­le­fon. Mu­siała zro­bić, co do niej na­le­żało. Po­czą­tek nie był jesz­cze taki trudny...

***

Pierw­szy dzwo­nek wy­brzmiał w nie­wiel­kiej, ale no­wo­cze­śnie urzą­dzo­nej ka­wa­lerce. Ładne me­ble przy­kry­wały cha­otycz­nie po­roz­rzu­cane ubra­nia, do­ku­menty, dłu­go­pisy, ko­lo­rowe znacz­niki i pu­ste kubki po ka­wie. Ktoś tu wy­raź­nie sporo pra­co­wał, i to do późna.

Ciem­no­włosa roz­czo­chrana czu­pryna le­dwo wy­sta­wała spod ja­snej po­ścieli. Te­le­fon dzwo­nił, wi­bro­wał, ale do­piero po dłuż­szej chwili męż­czy­zna naj­pierw po­ru­szył się, a po­tem ode­brał.

– Która to go­dzina, że do mnie dzwo­nisz? – Ka­rol nie był w sta­nie pod­nieść na­wet jed­nej po­wieki.

Pa­nią Emi­lię od po­czątku uwa­żał za nie­złą wa­riatkę, a swo­jego naj­now­szego klienta za jesz­cze więk­szego eks­cen­tryka. I miał ra­cję. Kto zdrowy dzwoni o ta­kiej po­rze?

– Siódma – od­parła chłod­nym to­nem. – Nor­malny czas pracy.

– Ale od­czu­walna czwarta. – Ka­rol wes­tchnął ciężko, po czym pod­niósł so­bie jedną po­wiekę pal­cem. Było tro­chę le­piej. – Co się stało? – za­py­tał, wciąż jesz­cze ro­ze­spany. I w tym sa­mym mo­men­cie do­tarło do niego, że po­wód tej roz­mowy musi być ważny. Przy­szło mu do głowy tylko jedno wy­ja­śnie­nie.

Zmro­ziło go. Ze­rwał się i wy­pro­sto­wał na­gle cał­ko­wi­cie przy­tomny.

– Na­wet mi nie mów, że to się stało. Nie­moż­liwe! Tak szybko?! – za­wo­łał.

– Ro­dzina z pew­no­ścią by się z tobą nie zgo­dziła – od­parła spo­koj­nie pani Emi­lia. Wi­dział ją w wy­obraźni, jakby stała te­raz tuż obok jego łóżka. Za­wsze pełna we­wnętrz­nej god­no­ści, spo­koju i klasy. Tro­chę jej się bał, a tro­chę po­dej­rze­wał o ro­mans z pra­co­dawcą. – Sie­dem­dzie­siąt trzy lata to słuszny wiek – do­dała wła­śnie chłod­nym to­nem, a on po­czuł, jakby coś za­wa­lił. – Dość się na­cze­kali...

Ka­rol mil­czał chwilę. My­śli tań­czyły mu w gło­wie, jak człon­ko­wie ja­kie­goś daw­nego afry­kań­skiego ple­mie­nia. Za­ta­czały co­raz szyb­sze kółka. Nie umiał ich uspo­koić.

– Nie je­stem przy­go­to­wany... – przy­znał się w na­głym przy­pły­wie szcze­ro­ści, choć jesz­cze nie­dawno za­pew­niał z ca­łym za­pa­łem, że jest naj­lep­szym spe­cja­li­stą w kraju. – Mia­łem tylko ty­dzień, a...

– Do­kąd ten świat zmie­rza! – obu­rzyła się star­sza pani, prze­ry­wa­jąc mu bez skru­pu­łów. – W ty­dzień to mój dzia­dek gó­ral zdą­żył dziew­czynę po­znać, oże­nić się i dziecko zro­bić... A wa­sze po­ko­le­nie co? Wsta­waj i szo­ruj do auta. Masz być tu pierw­szy! Pa­mię­tasz?!

– Ja­sne! – Ka­rol ze­rwał się i po­pę­dził do ła­zienki.

Wszystko mu się przy­po­mniało. Kon­trakt, który pod­pi­sał za­le­d­wie kilka dni temu, bar­dzo pre­cy­zyj­nie wy­ja­śniał, co grozi za nie­do­peł­nie­nie wa­run­ków. Zo­stał świet­nie skon­stru­owany. Sam go prze­cież przy­go­to­wał, a na­stęp­nie skru­pu­lat­nie spraw­dził.

Ro­zej­rzał się w po­pło­chu po po­koju. Nie bar­dzo miał się w co ubrać. Od trzech lat sam miesz­kał i nie chciało mu się sprzą­tać. Za­mie­rzał zro­bić to wła­śnie te­raz. Li­czył na nad­cho­dzące wolne dni, pod­czas któ­rych nikt nie bę­dzie mu za­wra­cał głowy in­nymi spra­wami. Znaj­dzie czas, by wresz­cie cho­ciaż zmy­warkę opróż­nić. Je­den te­le­fon wszystko zmie­nił.

Za­po­wia­dał naj­go­ręt­szy czas nie tylko w tym roku, lecz także być może w ca­łej jego ka­rie­rze.

Tyle pie­nię­dzy! – Aż mu się w gło­wie za­krę­ciło. – Gdzie te cho­lerne skar­petki? – Ko­lejna myśl po­ja­wiła się z zu­peł­nie in­nej ka­te­go­rii.

Od dłuż­szego już czasu po­dej­rze­wał, że bie­li­zna w miesz­ka­niu pro­wa­dzi pod jego nie­obec­ność wła­sne pry­watne ży­cie. Bo­gate w emo­cje i zda­rze­nia. Skar­petki włó­czą się, uma­wiają, z kim po­pad­nie, i wdają w przy­pad­kowe re­la­cje. Nie wra­cają na czas. Z tego po­wodu ni­gdy nie można było zna­leźć pary. Po­dob­nie jak czy­stych bok­se­rek, choć prze­cież re­gu­lar­nie wsta­wiał pra­nie. A o wy­pra­so­wa­nej ko­szuli już na­wet nie było co ma­rzyć.

Czę­sto od­no­sił wra­że­nie, że jego skar­petki mają cie­kaw­sze ży­cie niż on...

Ale te­raz ich po­trze­bo­wał, a jak na złość żadna nie chciała się zna­leźć. Nie miał czasu. Pa­dał śnieg, drogi były ob­lo­dzone. A on ko­niecz­nie musi być pierw­szy, za­nim się po­jawi spra­gniona spadku ro­dzina.

Boże! Co za lu­dzie! Wcale nie chciał ich po­zna­wać, a tym­cza­sem mu­siał ich nie tylko świet­nie zro­zu­mieć, lecz jesz­cze na do­da­tek prze­chy­trzyć.

A po­nad wszystko zdą­żyć. Wziął dwie nie­pa­su­jące skar­petki, w tym jedną brudną, po­rwał z krze­sła wczo­raj­szą ko­szulę i naj­dłuż­sze spodnie. Po­sta­no­wił nie za­kła­dać nogi na nogę, nie zdej­mo­wać ma­ry­narki i ja­koś prze­trwać pierw­szy dzień. Rzu­tem na ta­śmę wci­snął parę lo­so­wych rze­czy do torby, na wszelki wy­pa­dek.

A po­tem po­le­ciał na par­king, ku­ląc się w cien­kiej kurtce przed po­ry­wi­stym wia­trem.Roz­dział 2

Drugi te­le­fon za­dzwo­nił w du­żym miesz­ka­niu po­ło­żo­nym na mod­nym osie­dlu Bro­no­wic, pięk­nej i pre­sti­żo­wej czę­ści Kra­kowa.

– Szyb­ciej, szyb­ciej! Na li­tość bo­ską! – Ty­mo­te­usz Gaw­liń­ski spa­ni­ko­wał na do­bre, le­dwo za­koń­czył roz­mowę. Spore za­kola nad czo­łem błysz­czały po­tem. Krę­ciło mu się w gło­wie, za­schło w gar­dle. To uczu­cie było nie do opi­sa­nia. Niby wie­dział, że to się kie­dyś sta­nie. Nikt nie jest prze­cież wieczny, ale z dru­giej strony mi­nęło tyle lat, iż po­woli go­dził się z my­ślą, że Mau­rycy jed­nak zna­lazł ja­kiś spo­sób, żeby po­zo­stać na tym świe­cie na za­wsze.

Po­tra­fił so­bie wy­obra­zić, że brat byłby do tego zdolny. Miał gość gest i fan­ta­zję. Wszy­scy o tym wie­dzieli. Byle kto nie zgro­ma­dziłby ta­kiego ma­jątku.

– O co ci cho­dzi? – Jego żo­nie Pa­try­cji też drżały dło­nie.

– Moja sio­stra jest sama, spa­kuje się w pięć mi­nut! – za­wo­łał. – A nie ma żad­nej gwa­ran­cji, czy mój okropny brat nie wy­my­ślił so­bie, że kto pierw­szy, ten lep­szy! Za­wsze się lu­bił ści­gać.

Chciała go upo­mnieć, żeby nie mó­wił w ten spo­sób, ale ustą­piła. Nie miała siły na kłót­nię.

Też kom­plet­nie nad sobą nie pa­no­wała. Długo cze­kali. Nie wie­rzyła, że wresz­cie to się stało. Le­dwo wi­działa, co wrzuca do wa­lizki, tak bar­dzo była pod­eks­cy­to­wana i prze­ra­żona jed­no­cze­śnie. Nie do­pusz­czała na­wet my­śli, że coś mo­głoby pójść nie tak. A nie­stety w tej hi­sto­rii każdy sce­na­riusz wcho­dził w grę. Mau­rycy mie­wał sza­lone po­my­sły, nie­które przy­nio­sły mu sporo kasy, inne tylko kło­poty, ale z każ­dej opre­sji wy­cho­dził cało. Taki typ.

– Gdzie Do­mi­nika?! – pie­klił się Ty­mo­te­usz. – Czy to dziecko choć raz nie mo­głoby być pod ręką, kiedy jest po­trzebne?

– Pró­buję ją zła­pać – od­parła, sta­ra­jąc się tro­chę uspo­koić. – Wiesz, że w gó­rach nie ma za­sięgu. Może ru­szymy bez niej...

– Osza­la­łaś?! – zde­ner­wo­wał się, aż za­chrypł.

Ro­zej­rzał się wo­kół, ale w domu nie było na­wet kro­pli wody mi­ne­ral­nej. Wszystko wczo­raj wy­pili. A po kra­nówce go mdliło. Kiedy wresz­cie bę­dzie go stać, by choćby tego ku­pić pod do­stat­kiem, a na­wet na za­pas, i prze­stać oszczę­dzać na wszyst­kim.

Pa­try­cja spoj­rzała na niego zmę­czona. Zno­siła jego zmienne na­stroje cier­pli­wie, ale czuła, że jej za­soby się koń­czą. Te­sta­ment Mau­ry­cego po­ja­wił się w bar­dzo od­po­wied­nim mo­men­cie.

Jesz­cze tylko chwila – po­my­ślała.

Je­śli do­brze to te­raz ro­ze­gra, odej­dzie z pie­niędzmi, ja­kich ni­gdy w ży­ciu nie wi­działa, ale wy­obra­żała so­bie czę­sto. Z Ty­mo­te­uszem nie dało się do­brze żyć. Ile by nie wy­dę­bił od Mau­ry­cego, wszystko prze­pusz­czał i po­tem bra­ko­wało mu na­wet na pod­sta­wowe rze­czy.

Po­de­szła do czaj­nika i na­lała mę­żowi tro­chę prze­go­to­wa­nej wody. Pie­klił się co­raz bar­dziej, a po­trze­bo­wał sił, by do­trzeć na miej­sce. Mu­siała się nim te­raz opie­ko­wać. Był ważny. Jesz­cze przez chwilę.

– Wiecz­nie ga­dał ja­kieś bzdury o tym, że ro­dzina jest naj­waż­niej­sza. – Ty­mo­te­usz wy­rzu­cał z sie­bie ko­lejne słowa. Wziął do ręki po­daną mu szklankę i szybko wy­pił całą za­war­tość. Za­kasz­lał. – A zwłasz­cza dzieci – do­dał, spo­glą­da­jąc na te­le­fon. Sie­dem­na­ście prób po­łą­cze­nia. Do­mi­nika wciąż była poza za­się­giem. – Mu­simy się tam sta­wić, jak przy­kładna ro­dzina – mó­wił da­lej.

– Czy ty przy­pad­kiem nie prze­sa­dzasz? – za­py­tała Pa­try­cja, sta­ra­jąc się za­cho­wać roz­są­dek. – Mau­rycy z pew­no­ścią już dawno spo­rzą­dził te­sta­ment. Wszystko roz­strzy­gnięte i nie ma żad­nego zna­cze­nia, w ja­kim skła­dzie przy­je­dziemy, żeby zo­ba­czyć ten do­ku­ment.

Ty­mo­te­usz wes­tchnął ciężko. Ko­chał żonę, po tylu la­tach wciąż uwa­żał ją za atrak­cyjną ko­bietę i był dumny, że ma ją u swo­jego boku. Czę­sto so­bie wy­obra­żał, jak piękne będą mieć ży­cie, kiedy wresz­cie do­sta­nie do rąk pie­nią­dze brata. Ale na to mu­siał jesz­cze mo­ment po­cze­kać. A nie­cier­pli­wość mocno go zże­rała, po­dob­nie jak strach, że te na­dzieje okażą się płonne. Nie umiał so­bie tego na­wet wy­obra­zić.

– Za­cho­wu­jesz się, jak­byś w ogóle nie znała Mau­ry­cego – po­wie­dział, sta­ra­jąc się za­cho­wać resztki spo­koju. – Czy on kie­dy­kol­wiek w ży­ciu zro­bił coś nor­mal­nie?! Ja so­bie nie przy­po­mi­nam.

– Co to ma do rze­czy? – Pa­try­cja spoj­rzała na niego. – Na­wet je­śli tro­chę był świ­ru­sem, jak więk­szość mi­lio­ne­rów, to prze­cież i tak prawo wy­maga spi­sa­nia ostat­niej woli. Ad­wo­kat po pro­stu nam ją od­czyta i wszystko sta­nie się ja­sne.

Aż ją prze­szył dreszcz. Ta­kie nie­znane ni­gdy wcze­śniej mro­wie­nie prze­bie­ga­jące po ca­łym ciele od dołu do góry. Pod­eks­cy­to­wa­nie, szansa, że jej ży­cie na­prawdę się od­mieni, ale też okropna, prze­ni­kliwa obawa, że coś pój­dzie nie tak i jej je­dyna na­dzieja pry­śnie. Wszystko ra­zem.

Ty­mo­te­usz pa­ko­wał się in­ten­syw­nie, spie­szył tak bar­dzo, że le­dwo ła­pał za­kręty. Ale w tym mo­men­cie za­trzy­mał się i spoj­rzał Pa­try­cji w oczy. Jak­kol­wiek by na to nie pa­trzeć, była mu naj­bliż­szą osobą.

– Sły­sza­łem – po­wie­dział bar­dzo po­woli – ta­kie plotki... – Serce Pa­try­cji za­częło ło­mo­tać. Po­czuła przed­smak tego, co być może ją czeka. Zo­staną jed­nak po­mi­nięci w po­dziale ma­jątku. – Te­sta­ment jest już po­noć otwarty – mó­wił da­lej Ty­mo­te­usz. – Ad­wo­kat ma przy­znać ma­ją­tek we­dług so­bie tylko zna­nych za­sad temu, kto spełni ja­kieś dzi­waczne wa­runki. I tylko on wie ja­kie. To może być na­prawdę wszystko. Więc się po­spieszmy! – za­wo­łał znowu, a Pa­try­cja gwał­tow­nie za­trza­snęła wa­lizkę. – Pa­mię­taj, że tylko my mamy dziecko, to daje prze­wagę – do­dał, żeby ją tro­chę pod­nieść na du­chu. – Bę­dzie do­brze.

A po­tem znowu pod­jął próbę do­dzwo­nie­nia się do córki.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: