Skok w dorosłość - ebook
Skok w dorosłość - ebook
Przechodzenie z wieku młodzieżowego w wiek dorosły jest najtrudniejszym momentem w życiu. Obecna cywilizacja wymyśliła, że to dorośli zapewnią takie przejście w miarę gładkie. Schemat jest dość prosty: przedszkole – szkoła podstawowa – szkoła średnia – ewentualnie studia – praca. Można zrezygnować z „ewentualnie studia”, ale wielu innych możliwości nie ma. A gdyby tak inaczej? Pewnie, że nauka na poziomie podstawowym i średnim jest konieczna, ale dlaczego w wieku dojrzałości płciowej i w wieku najlepszym do działania zmuszamy dorosłych ludzi do nauki? Nie lepiej dać im się wykazać? Wiedzę już mają. Niech zajmą się organizacją życia. To najlepszy wiek, by zbierać doświadczenia życiowe. Nauka w niewielkim stopniu uczy nas życia. Czyżby najlepszym wyjściem było najpierw zdobywanie doświadczeń, a dopiero potem nauka, która będzie o wiele bardziej świadoma? O tym jest ta książka.
Kategoria: | Pedagogika |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-946855-8-4 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PRZED „PRZED ŻYCIEM”
Grażyna miała 19 lat. Umysł miała analityczny, po tatusiu zresztą, który z kolei miał umysł analityczny po dziadku, który też miał umysł analityczny. Jego ojciec jednak, czyli pradziadek Grażyny, był inny. Wlewał w siebie, bez żadnej analizy, wszelkie możliwe płyny odurzające. Był kolejarzem, a było to na początku, XX wieku. Przypuszczalnie dlatego dożył wieku 72 lat. W dzisiejszych czasach korzystałby zapewne z dobrodziejstwa tanich alkoholi i płynów alkoholopodobnych i zmarłby w wieku pierwszych erekcji. Istniał mit w rodzinie, że pradziadek, jak już zaczął, to nie mógł skończyć. Grażyna odnosiła to do picia właśnie, choć babcia chyba miała na myśli coś innego.
W każdym razie w jej rodzinie hasło UMYSŁ ANALITYCZNY przewijało się w genach pokoleń. Na początku zresztą Grażyna próbowała pozbyć się jarzma umysłu analitycznego, ale okazało się to niemożliwe. Robiła, co mogła: na lekcjach matematyki celowo wpisywała złe wyniki, analizę tekstów literackich przeprowadzała ze świadomie przyjętym błędnym założeniem, a przy doborze partnerów seksualnych osłabiała ich analizę kilkoma piwami.
Po pewnym czasie okazało się, że jest ogólnie uwielbianą wyluzowaną dziewczyną o otwartych horyzontach, niezwykle zdolną, choć leniwą.
Dlatego nie starała się udawać, że jest inna, niż jest. Tym bardziej że była akurat pod wpływem nowej książki znanej celebrytki Kasi Balon pt. „Bądź sobą”. Ta pozycja pozwoliła jej... stać się sobą. Niezmiernie jej się to podobało, bo okazało się, że wszystko, co robi, jest najlepsze, bo po prostu jest wtedy sobą. Jeśli zaś coś robi wbrew sobie, nie jest już sobą, czyli robi coś sprzecznego ze sobą właśnie, co powoduje sprzeczność ze sobą (nie zaprzątała sobie wtedy jeszcze głowy pojęciem WŁASNE JA, bo go nie znała). Grażyna rozumiała doskonale to myślenie, choć inni tego nie rozumieli, głównie ci o umyśle analitycznym. Co prawda po kilku latach okazało się, że ten wywód był nawet dla niej niezrozumiały, ale nie chciało jej się już rozgryzać tematu. Niemniej wtedy _bycie sobą_ okazało się łatwe.
To wtedy nauczyła się: picia wszystkich alkoholi dostępnych dla młodzieży przed pełnoletniością, niechodzenia do szkoły, robienia awantur rodzicom i wielu innych rzeczy, które okazały się zgodne z jej odczuciem BYCIA SOBĄ. Nie powodowały też bałaganu w jej umyśle fakty z życia jej ulubionej pisarki Kasi Balon ‒ o trzecim rozwodzie i odebraniu jej prawa jazdy. Nie zatrwożyło jej oświadczenie w lokalnej gazecie o przeczytania już piątej książki (z tego trzy to były jej własne).
Mit Kasi Balon pękł jak doniczka dopiero wtedy, kiedy spotkała Dawida. Poznali się na dyskotece. Wypili co nieco, potańczyli znacznie za mało i pojechali jego autem do parku, co nieco zdziwiło Grażynę. Przeprowadziła tam pierwszą rozmowę psychologiczną, o życiu. Ona wyznaczyła treść i kierunek, który miała obrać w przyszłości. Zaczął Dawid:
– Wiesz, jesteś niezła dupa.
– Tu się zgadzamy. Nie zła.
– Niezła! Znaczy, że jesteś ssssuperdupa.
– Przestań chrzanić! Jaka jestem niezła? Tu mam pryszcze. Trądzik mnie dobija. Biust mam za duży, paznokcie mi się łamią...
– Jak mówię niezła, to niezła!
– Nie pierdol! Ja wiem, jaka jestem, bo JESTEM SOBĄ.
– To szczegóły. Po co mi twoje paznokcie? Niezłą masz dupcię.
– Jestem za chuda, wszystkie spodnie mi spadają.
Dawid chciał pocieszyć Grażynę i pogłaskać ją po jej zbyt chudych pośladkach i zbyt dużym biuście, ale dziewczyna wpadła w krótką depresję z powodu urody. W swej samotnej wieży SIEBIE SAMEJ nie rozmyślała o tym za dużo. Jej lustro wystarczająco szczerze mówiło, jaka jest. W jej kryterium wartości SWEJ URODY pojęcia PIĘKNA LASKA, NIEZŁA DUPA nie istniały. Po prostu była taka, jaka była. Do szału doprowadzało ją takie podrywanie i słuchanie tanich komplementów.
– No dobra – ciągnął Daniel. – No! Może nie jesteś idealnej urody, ale masz w sobie uroku od zajebania.
– O co ci chodzi?
– Że masz w sobie czar.
– Coś ty tam pił w tym klubie? Ja tu staram się miło spędzać czas, piję drinki, żeby stworzyć nastrój, tańczę z tobą, choć słabo to robisz, słucham tych twoich popieprzonych wyznań, zachowuję się jak twoja najlepsza kumpela, bo: _Ja taka jestem!_, a ty mi wylatujesz z jakimś urokiem? Kurwa, gdybym ja miała urok, to nie siedziałabym z takim dupkiem w starym samochodzie w środku lasu.
– Nie czepiaj się mojego auta. Pracuję na nie i jestem z niego dumny.
– Ja też lubię auta. Już taka jestem.
– Chciałem ci powiedzieć, że jesteś taka...
Tu głos zawiesił, bo Grażyna spojrzała na niego z ukosa. Cisza, która zaległa, zgniatała ich bębenki przerażeniem, że ona usłyszy słowo „wspaniała”. On bał się każdego słowa.
– No, jaka jestem?
– Taka jesteś, jaką chciałbym, żeby niby była moja dziewczyna.
– Ja jestem twoim marzeniem?
– No! Lubisz się bawić, jesteś rozrywkowa, masz swobodne podejście do życia i jesteś seksy.
– Czyli jak każda inna dupa na alkoholowej imprezie?
– Nie! Ty jesteś najlepsza.
– Jestem sobą, czyli jestem jak każda inna głupia cipa?
– Ale masz w sobie czar.
– Gówno, nie czar! Ja nie mam w sobie żadnego gównianego czaru. Nie mam poczucia, że to mam. Ja go dopiero mogę mieć.
– A właśnie, że go masz...
– Ja nie mam żadnego czaru, ja chcę się bawić. Chcę być sobą, chcę robić, co chcę...
– A na jakiś numerek nie masz czasem ochoty?
– Nie. Nie mam ochoty na numerek, bo nie mam...
– Masz. Masz...
– Co mam?
– Masz ładną dupę, dużo uroku i do tego masz bogatą… osobowość...
To ostatnie słowo zabrzmiało jak uderzenie dzwonu. Nikt z nich nie wiedział dokładnie, o co w nim chodzi. Dawid palnął tak, bo niedawno usłyszał to słowo podczas wywiadu w telewizji. Kojarzy-
ło mu się ono z wieloma pomysłami na życie i ze słowem inteligencja. To drugie słowo kojarzył też ze swoim psem. Grażyna wiązała to z mózgiem artysty, a ten rodzaj człowieka najbardziej ją wkurzał. Od czasu, kiedy była na przedstawieniu teatru Mimika, które się odbyło w parku, na placyku, nabrała głębokiego wstrętu do sztuki. Wrażenia z tego przedstawienia ograniczyły się do stwierdzenia:
– Ale fajne szczudła!
Okazało się, że już tytuł sztuki: HOLMET, był wieloznacznym słowotworem łączącym dwa nazwiska: Holmes i Hamlet. Osoby, z którymi była w parku, przez dwie godziny rozmawiały o przedstawieniu. Padały słowa: genialne, erotyzujące, remake, a part i wiele innych pojebanych słów, z których nic nie rozumiała. Jedno było pewne: nikt nie wspomniał nic o szczudłach, a przecież wszyscy aktorzy na nich chodzili. Jeden nawet się potknął i o mały włos, a by się wypieprzył na ziemię.
Wtedy zrozumiała, że nigdy nie zwiąże się z żadnym artystą, który nauczy się chodzić na szczudłach, a potem zrobi z nimi coś takiego, czego ni w cholerę nie da się zrozumieć. I wiedziała, że to zrealizuje, bo przecież pisała Kasia Balon: „Bądź sobą i miej odwagę taką być”. A w końcu to ona jest na pierwszych stronach gazet, a ten teatr Mimika jest tylko znany w swojej wsi, nawet jeśli jest to Warszawa.
Z półotwartą buzią spytała Dawida:
– Naprawdę?
– No.
– A co za kretyństwa jeszcze powiesz, żeby mnie obmacywać?
– Powiem ci wszystko, bo cię... kocham.
Grażyna popatrzała w pełne nadziei zapijaczone oczy Dawida. Jego ręce zaczęły szukać wszystkich jej brzegów. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że tyle ich ma: brzeg ust, brzeg sukienki, brzeg bluzeczki, brzeg ramiączka, brzeg majteczek. O ile te brzegi zostawały pokonywane z narastającą konsekwencją (trzeba przyznać, że Dawid był delikatny), to nie do pokonania okazał się brzeg morza głupoty, którą odczuwała teraz Grażyna.
Genialna książka Kasi Balon uzmysłowiła jej różnicę między pojęciem BYĆ SOBĄ a pojęciem JAKA JA JESTEM. Musiała błądzić cały rok, by zrozumieć, że to, co jej się wydawało, że ją określa, było tylko ucieczką od analizowania siebie samej. A w końcu miała umysł analityczny po tacie i dziadku. Zrozumiała jednak, że w tej chwili to tylko balowała jak pradziadek. Świadomie odczuła, że przez cały rok działała na zasadzie nie-tak-owej, czyli się na coś godziła lub nie. Nie umiała sobie przypomnieć, czy sama sobie coś zaproponowała. Chyba nie, bo przez chęć bycia sobą stała się taka jak wszyscy.
Zaczęła analizować, co chciałaby w tej chwili robić. Stara chęć bycia sobą kazała jej się poddać pieszczotom (jeszcze nie posunęła się dalej z chłopakiem). W końcu to jest przyjemne i domaga się tego jej ciało, ale analiza tej sytuacji wypadła już fatalnie. Dawid był prymitywnym dupkiem, który podrywa dziewczyny na swoje stare auto. Gada takie pierdoły, by móc zaliczyć jakąś panienkę. Ten dyndający misiaczek przy lusterku i obrazek św. Wojciecha przy popielniczce, nie mówiąc o nalepce na bagażniku: NIE CAŁUJ MNIE W DUPĘ, to w końcu obraz jego... No właśnie. Czego? W końcu nie osobowości, bo on jej nie ma. On ma tylko parcie na imprezy i dziewczyny. Wszystko, co robi, a i tak dobrze, że coś robi, jest z tym związane.
Dawid był jednym z wielu chłopaków, którzy byli bez pomysłu na życie, byli tylko zjadaczami kalorii i operatorami swych emocji. Na osobowość nie było tu miejsca. Po tej analizie Dawida zrozumiała, co to może być osobowość, i ze smutkiem przyznała, że też jej nie ma.
– Ale ja cię nie kocham – wydobyła z siebie w końcu.
– Pokochasz. Jeszcze zobaczysz, co potrafię.
Jakie to było żenujące! Grażyna się otrząsnęła. Zaczęła brnąć w tę grę.
– Nikt mi nie mówił, że mnie kocha.
– Bo ja jestem twoim odkrywcą.
– A za co ty mnie kochasz? – Zaczęła odsuwać jego ręce, które przekroczyły już zbyt wiele brzegów.
– Bo jesteś wspaniała.
– Przecież mnie nie znasz.
– Ale to czuję. Mężczyzna zawsze rozpoznaje swoje kobiety.
– To ty masz ich kilka?
Trzeba powiedzieć, że ta rozmowa otrzeźwiła ich skutecznie. To tak jak rozmowa z policjantem ‒ chyba.
– Czy ty nie możesz się zamknąć? – zaczynał być mniej miły. Ręce chłopaka ominęły brzegi i wylądowały na piersiach i podbrzuszu Grażyny. Zdziwiona nie odczuła nawet strachu, ale żałość. Dała mu w twarz i wyszła z auta.
– Ty głupia cipo!
– Przecież mnie kochasz. Jak kochasz, to poczekasz.
– Czy ty wiesz, co może zrobić napalony facet?
– Wiem. Onanizować się.
Pocałowała pięść i pokazała ją Dawidowi, który odpalił auto i z piskiem opon odjechał. Rzeczywiście św. Wojciech musiał go pilnować.
Grażyna stała w środku parku, na placyku, gdzie kiedyś oglądała spektakl teatru Mimika. Do domu miała kawałek.
– Zaraz się przekonam, jak to jest z tą przestępczością w naszym mieście.
Sama była zdziwiona, że się nie boi. Usiadła na ławce i zamknęła oczy. Wydawało jej się, że zaraz z krzaków wyjdzie tłum takich jak ona dziewczyn, przygnębionych swą niską wartością. Usłyszała kobiece krzyki, a potem ciała ich rozbawionych właścicielek. Szły przez park, wrzeszcząc na całe gardło. Jedna z nich weszła do dużej donicy parkowej z bratkami i nasikała tam przy oklaskach pozostałych koleżanek. Inna zrzuciła kamieniem karmnik z drzewa i na-
łożyła go na dziób pelikana, który stał nad stawem. Wyglądał tam dość upiornie. Cóż, rzeźbom pań urywa się ręce i biusty, panom penisa, a ptakom podcina się skrzydła (albo urywa). Trzecia dziewczyna, chcąc przebić pozostałe, swą twórczą wyobraźnią puściła pawia do piaskownicy, na zrobioną tam babkę z piasku. Dziewczyny uznały jej klasę i mogła pierwsza pociągnąć z butelki, którą niosły. Grażyna zrozumiała, że laski nie mają skłonności analitycznych i świetnie się z tym czują.
– Chcesz się napić?
Dziewczyna od karmnika próbowała nawiązać kontakt z Grażyną.
– Dzięki. Wolę nie mieszać. Zostanę przy tym, co już wypiłam.
– Nie boisz się tu tak sama?
– Chłopak mnie tu rzucił.
Ten temat tak zjednoczył grupkę dziewczyn, że Grażyna zapomniała o tym, że ma przestać być sobą.
* * *
Grażyna nie broniła się już przed genami, które lubiły analizować rzeczywistość –rozpoczęła nowe życie. Okazało się to dość kłopotliwe.
Dotychczasowa strategia nie-tak-owa była wyjątkowo skuteczna i niestresująca, bo polegała na poddawaniu się bieżącym wydarzeniom. Teraz musiała je kreować sama. Jeśli stwierdziła, że musi się czegoś uczyć, to przed jej oczami rysował się ogrom możliwości.
Zawsze chciała chodzić na kursy jujitsu, nauczyć się hiszpańskiego, bo była zafascynowana Hiszpanią, a jednocześnie uwielbiała grać w ping-ponga. Z całą pewnością powinna też czytać książki, zarówno zwykłe, jak i te psychologiczne, bo już zaczęła rozumieć, że można się z nich co nieco dowiedzieć. Ponadto wciąż chodziła na imprezy, bo trzeba było zdobywać nowe doświadczenia. Postanowiła też być bardziej aktywna w prowadzeniu, a raczej pomaganiu prowadzenia, domu. Marzyła o samodzielności. Oprócz tego postanowiła się dobrze uczyć i nie rezygnować z możliwości przeżycia wielkiej miłości. Dlatego postanowiła się umawiać z dwoma chłopakami na miesiąc.
Po wstępnej analizie zabrakło jej czterech dni w tygodniu i dwóch dni w miesiącu (przynajmniej dwa razy na miesiąc wypada nic nie robić). W takich momentach znowu zapragnęła być sobą. Zrozumiała, że musi zacząć z czegoś rezygnować. Najłatwiej jej przyszło rzucenie papierosów. Potem rzuciła ping-ponga i... załamała się. Na krótko. Nadmiar analizy spowodował rozstrój nerwowy, dlatego postanowiła poczekać na przebieg wypadków. W końcu może się samo coś pojawi i będzie mogła zareagować nie-tak-owo, a raczej tak-owo. W wersji optymistycznej mogło to być pojawienie się przystojnego Hiszpana, który świetnie walczy jujitsu, lubi imprezować i z pasją kucharzy. To na razie jej wystarczyło.