- promocja
- W empik go
Skorpion - ebook
Skorpion - ebook
Nie powinna ufać komuś, kto pragnie zemsty bardziej niż ona.
Pogrążony w chaosie i korupcji Neapol zainfekowany przez mafię. W tym mieście mieszka Lisa – młoda prawniczka, która właśnie przegrała sprawę o gwałt. Nie wybroniła syna bardzo wpływowego człowieka. Już wie, co może ją za to spotkać.
Jednak zamiast się ukryć i wycofać, kobieta próbuje znaleźć odpowiedź na nurtujące ją od dawna pytanie: co się stało z jej ojcem? Przypadkowo znajduje notatnik, a w nim zapiski, które tylko na pozór nic nie znaczą.
Tropy prowadzą ją prosto do Jamesa Morettiego, włoskiego miliardera i przedsiębiorcy, nieoficjalnie szefa najpotężniejszej rodziny mafijnej w Kampanii. Władza i pieniądze czynią go nietykalnym, mimo to mężczyzna czuje zaciskającą się na gardle pętlę.
Lisa i James zawierają układ. Oboje mogą wiele zyskać albo wszystko stracić. Jednak zaufanie to ostatnia rzecz, którą mogą sobie wzajemnie zaoferować.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-631-7 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
11 lat wcześniej
Młody mężczyzna miarowo uderzał palcami w podłokietnik fotela. Hebanowe drewno idealnie komponowało się z panującym w pomieszczeniu mrokiem. Poprawił się na miejscu, w zamyśleniu podrapał po brodzie, po czym skupił wzrok na masywnym biurku tuż przed sobą. Misternie rzeźbione meble nadawały temu miejscu grozy, potęgowały napiętą atmosferę, pogłębiały niepokojącą ciszę. Mężczyzna miał wrażenie, że zapach wydzielany przez stare drewno osiada na ubraniach, drażni śluzówki i utrudnia oddychanie. Mieszał się z bukietem dymu papierosowego, skóry i cedru.
Co jakiś czas omiatał pomieszczenie zmęczonym wzrokiem, jakby starał się zapamiętać każdy szczegół. Jako dziecko marzył, żeby się tu dostać. Drzwi do gabinetu były dla niego tajemnym przejściem do innego świata, czymś zagadkowym, nieosiągalnym. Miejscem, gdzie mogli przebywać tylko najważniejsi… Kiedyś zrobiłby wszystko, żeby wejść tu chociaż na chwilę. Dziś żałował, że musi tu siedzieć.
Do pionu postawił go dźwięk otwieranych drzwi i ciężkie męskie kroki. Ten chód poznałby wszędzie, odróżniłby wśród tłumu innych. Pojawiał się w jego snach, towarzyszył mu podczas codziennych czynności. Czasami, gdy siedział sam w mieszkaniu, nasłuchiwał, czy przypadkiem z oddali nie dobiegnie do niego ten charakterystyczny odgłos.
– Wezwałeś mnie.
Młodziak poruszył się nerwowo na fotelu na widok osoby wchodzącej do pokoju, a następnie wstał.
– Siadaj. Nie będziemy rozmawiać na stojąco – polecił dość oschłym tonem. Mimo że starał się brzmieć łagodnie, jego głos przypominał stalowe ostrze. – Nie wezwałem, tylko chciałem porozmawiać przed twoim wyjazdem.
– Jeśli chcesz mnie przekonywać…
– Francja? – wszedł mu w słowo, obracając się do niego plecami. – Jesteś tego pewny?
– Pozwoliłeś mi… – Chłopak zawahał się, zajmując na powrót miejsce.
– Pozwoliłem – potwierdził beznamiętnie, splatając ręce na piersi. – Zapytałem tylko, czy jesteś pewny.
– Jestem – przytaknął. Wyprostował się na fotelu, chcąc przybrać bardziej bojową pozę. Musiał być pewny tego, co mówi, pewny swoich zachowań i reakcji. Zwłaszcza przed ojcem.
– Dałem ci wybór – kontynuował, w dalszym ciągu na niego nie patrząc. – Wybrałeś, ale czy dobrze?
– Według mnie dobrze. – Młody mężczyzna zacisnął dłonie w pięści, a jego głos zadrżał niekontrolowanie. Coraz bardziej irytował go kierunek, w którym zmierzała rozmowa. – Powiedziałeś, że…
– Znowu popełniasz ten sam błąd. – Ojciec westchnął z dezaprobatą. – Nawet twój głos zdradza, co czujesz, a to pierwszy krok do twojej zguby. Nigdy, przenigdy nie możesz ujawniać emocji. Nigdy nie możesz obnosić się z uczuciami. Żadnymi – zaakcentował każdą zgłoskę dla wzmocnienia efektu. – Ani tymi negatywnymi, ani tym bardziej pozytywnymi. Każda z nich przysłania umysł, gubi twoje zmysły, wprowadza zamęt. – Mężczyzna obrócił się, ściągnął marynarkę, a następnie przewiesił ją na oparciu fotela. W milczeniu rozpiął mankiet koszuli i podwinął rękaw. Większą część jego przedramienia zdobił misternie wykonany tatuaż. – Skorpion – zamyślił się, skupiając wzrok na rysunku. – Inteligentny, do potyczki podchodzi taktycznie. Nie atakuje na oślep, dzięki czemu może pokonać dużo większego i silniejszego przeciwnika. I co najważniejsze, uderza tylko w przypadku zagrożenia.
– Po co mi to mówisz?
– Po to, żebyś wiedział, że wbrew pozorom atak nie jest najlepszą obroną. Liczy się taktyka, opanowanie, a nie rzucanie się na przeciwnika z pięściami. Tak robi twój starszy brat, dlatego jest… – Nie dokończył. Oparł dłonie na biurku, a na jego ustach pojawił się wymuszony uśmiech. – To zabawne, ty i ja jesteśmy tak do siebie podobni. Obaj jesteśmy jak ten skorpion. Stworzenie na pozór spokojne, ostrożne, wydaje się małe i nieszkodliwe. W rzeczywistości to śmiertelnie niebezpieczny drapieżnik. Budzi lęk, zastrasza, powoduje chęć ucieczki.
– Nie chcę budzić lęku. – Nabrał głośno powietrza.
– Lękiem zdobędziesz szacunek.
– Szacunek zbudowany na krzywdzie innych i strachu to bardzo słabe fundamenty. Powinieneś o tym wiedzieć. Puszenie się samym symbolem na przedramieniu czasami nie wystarczy.
– Ten symbol to symbol siły i władzy – wyjaśnił z dumą.
– Ale w dalszym ciągu tylko symbol. – Powoli wchodził z ojcem na niebezpieczny grunt polemiki, co nigdy nie prowadziło do niczego dobrego.
– Mylisz się. To – wskazał dłonią na tatuaż – twoja przepustka do lepszej przyszłości. Tarcza. Dziedzictwo…
– Dziedzictwo to nie grupa krwi. To nie DNA – syknął, pochylając się do przodu.
– Potraktuj to w takim razie jako spadek.
– Spadek można odrzucić i wydaje mi się, że już to zrobiłem – zaoponował po raz kolejny. – Ty dałeś mi wybór – nabrał głęboko powietrza – ja wybrałem, więc dlaczego wracamy do tego tematu?
Mężczyzna zawiesił wzrok na drzwiach, jakby zastanawiał się nad zasadnością dalszej dyskusji.
– Zgadza się, synu – potwierdził z naciskiem, nadmiernie akcentując słowo „syn”. – Spadku można się zrzec, ale przeznaczenie bardzo trudno zmienić. Dałem ci wybór i oby nigdy nie nastąpił taki moment, że przestaniesz go mieć. Wtedy stracisz też wolność. Gabriela na ciebie czeka – oznajmił, ucinając poprzedni temat. – Gdy tylko się dowiedziała, że wyjeżdżasz na stałe, przestała jeść i spać. Zrób coś z tym. – Zapiął mankiet koszuli, założył marynarkę i pewnym krokiem zniknął za drzwiami.
Po jego wyjściu chłopak rozparł się w fotelu z wyraźną ulgą. Tak naprawdę żaden z nich nie miał racji. To nie było jego dziedzictwo ani przeznaczenie, ani nawet zwykły, nic nieznaczący symbol. Nazwisko, które nosił, było przekleństwem, tak samo jak przeklęty był wtłoczony pod skórę tusz…ROZDZIAŁ 1
Tribunale di Napoli¹, Vasto², Neapol 20.05.2019 13:40
Człowiek jest najtrudniejszym zwierzęciem do zabicia.
Jeśli zdoła uciec, wróci, by zabić ciebie.
Salvatore Maranzano
– Uznaję Marco Villa za winnego zarzucanych mu czynów i skazuję na karę dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Ostatnie zdanie wypowiedziane przez sędziego było niczym kubeł zimnej wody. Lisa poczuła, jak strużka potu spływa po jej plecach. Uczucie gorąca opanowało całe ciało, nogi zrobiły się miękkie, a oddech przyspieszył. Powoli zaczęło do niej docierać, gdzie jest i co się stało.
To miała być ostatnia sprawa, a jednocześnie ostatnie zlecenie wykonane dla Luigiego Villa – włoskiego potentata nieruchomości i przedsiębiorcy.
Lisa od prawie dwóch lat pełniła funkcję rodzinnego prawnika. Zapewniała obsługę prawną jego firm, pomagała w kwestii przetargów, nawet wyciągała z aresztu jego synów i tuszowała przekręty finansowe, które na tym rynku były na porządku dziennym.
Tym razem sprawa okazała się poważniejsza. Najmłodszy syn Luigiego, dziewiętnastoletni Marco, brutalnie pobił i zgwałcił szesnastoletnią dziewczynę. Skatowana nastolatka cudem przeżyła, jednak przez dwa miesiące nie wybudzała się ze śpiączki. Z powodu braku świadków i śladów DNA Marco odpowiadał z wolnej stopy, jako ostatnia osoba widziana z ofiarą. Jak przeczuwano, proces poszlakowy okazał się dla niego bardzo korzystnym rozwiązaniem. Planem Lisy było zakończenie tej farsy, zgarnięcie honorarium i pożegnanie się z rodziną Villa. Nie liczyło się znalezienie winnego. Po długich miesiącach współpracy z Luigim już nic nie mogło jej zdziwić. Trafiła do świata, z którym zawsze starał się walczyć jej ojciec – do świata malwersacji, nadużyć i podwójnej moralności.
Los chciał, że parę dni przed rozprawą dziewczyna wybudziła się ze śpiączki i wskazała sprawcę.
***
Sędzia skończył odczytywać wyrok. Marco miał ponieść konsekwencje swojego czynu, ale Lisa nie przypuszczała, że jego zbrodnia stanie się początkiem jej końca. Prawniczka wiedziała, że czeka ją dzisiaj trudna rozmowa z pracodawcą. Idąc korytarzem sądu, starała się wymyślić alternatywne rozwiązanie.
Odwołanie, podważenie zeznań dziewczyny ze względu na zły stan psychiczny, myśli krążyły jej po głowie. Biegli przecież orzekli, że jest świadoma. Trauma nie miała wpływu na jej wiarygodność. Wniosek o zmianę biegłych? Ale na jakiej podstawie?, analizowała ze skupieniem, coraz bardziej wpadając w panikę. Cały czas wyrzucała sobie, że w ogóle podjęła się tej sprawy. Nie była karnistą, a gwałt i ciężkie uszkodzenia ciała miały niewiele wspólnego z prawem finansowym czy gospodarczym, w którym się specjalizowała.
Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się na zatłoczonym placu w okolicach sądu. Słoneczna pogoda zgromadziła na ulicach multum beznadziejnie ubranych turystów. Każdy z nich zapewne uważał, że sportowym, niechlujnym strojem zwieńczonym plecakiem lub nerką, reprezentuje sobą luz. Nic bardziej mylnego. Nie oczekiwała ujrzeć ich w garniturach i sukniach balowych, ale odrobina stylu i wyczucia jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Sama starała się łączyć elegancję ze świeżością, nawet jeśli tylko wychodziła na zakupy do pobliskiego sklepu.
Lisa z całą pewnością zaliczała się do nietuzinkowych kobiet: gustowna, stylowa, tryskająca pewnością siebie dwudziestodziewięciolatka, o oliwkowej cerze i wyrazistych czekoladowych oczach. Figury, będącej efektem życia w ciągłym stresie, mogłaby jej pozazdrościć nawet Bella Hadid. Na pierwszy rzut oka nikt nie powiedziałby o Lisie, że jest typową Włoszką. Wśród tłumu wyróżniały ją bowiem rude włosy. Daleko jej było również do włoskiego temperamentu. Zawód, jaki wykonywała, wymagał trzeźwego myślenia i nieulegania emocjom – nawet tym pozytywnym. Stale pracowała nad tym, by nie popadać w panikę, nie histeryzować i nie wybuchać bez powodu. W życiu osobistym nie zawsze udawało jej się w ten sposób postępować, jednak w pracy stawała się zupełnie innym człowiekiem. Maska, jaką przybierała na sali sądowej lub przed klientem, powoli zaczynała wadzić w innych sferach. Bycie zimnym, nieustępliwym, czasami nawet bezwzględnym, zamykało ją w jej własnym świecie. Wyjście z niego świadczyło o słabości, a na to nie mogła sobie pozwolić – tak przynajmniej zawsze uważała. Często w rozmowach ze znajomymi śmiała się, że taką stworzył ją Neapol oraz jego blaski i cienie.
Ojciec Lisy pracował w dużej, prestiżowej kancelarii w Manchesterze. Na jednym z międzynarodowych bankietów poznał Włoszkę – Federicę Donati. Z ich związku zrodziła się trójka potomstwa. Najstarsza z rodzeństwa, Sophie, miała trzydzieści siedem lat, natomiast najmłodszy, Luca, dwadzieścia cztery. Po narodzinach Lisy postanowili na stałe przenieść się do stolicy Kampanii, skąd pochodziła matka.
Wykonywanie zawodu adwokata w rządzonym przez mafię Neapolu stanowiło nie lada wyzwanie. Clark Davis starał się być prawym człowiekiem, kierował się własnymi zasadami i nigdy nie zbaczał z wyznaczonej drogi. Takie wartości wpoił też Lisie, która postanowiła pójść w jego ślady.
Kobieta wyrwała się z rozmyślań na widok zaparkowanego po drugiej stronie ulicy należącego do Luigiego czarnego bentleya. Nagły ucisk w żołądku i mrowienie w karku zatrzymały ją w miejscu. Stała bez ruchu, wpatrując się w przyciemniane szyby pojazdu. Zapewne zaraz otworzą się drzwi i jeden z jego ochroniarzy nonszalanckim ruchem ręki zaprosi ją na rozmowę wychowawczą z pracodawcą.
Wzięła głęboki wdech, przełknęła ślinę i wyprostowała plecy, przybierając bojową pozę. Była gotowa. Już chciała zrobić krok do przodu, gdy telefon w dłoni zawibrował, oznajmiając nadejście wiadomości. Lisa spojrzała na ekran, zaciskając z całej siły zęby.
Zniszczę Cię! L.
Kiedy uniosła głowę, samochód odjechał z piskiem opon.
***
Dwa lata wcześniej
Przez zatłoczone ulice Neapolu przeciskała się młoda, elegancko ubrana kobieta. Szara, ołówkowa spódnica idealnie łączyła się z białą dopasowaną bluzką oraz czarnymi niebotycznie wysokimi obcasami. Ze zdenerwowaniem mijała kolejne uliczki, chcąc jak najszybciej dostać się do celu. Zmierzała do Centro Direzionale – głównego centrum usługowego w Neapolu. Kompleks nowoczesnych drapaczy chmur stanowił wyraźny kontrast dla starego miasta. Archaiczność przeplatająca się z modernizmem i Wezuwiusz w tle.
To tutaj mieściły się biura najważniejszych przedsiębiorców w Neapolu, tutaj toczyło się praktycznie całe życie gospodarcze. Całość składała się z osiemnastu wieżowców, z których największy, Telecom Italia Tower, przez długi czas nosił miano najwyższej budowli we Włoszech.
Kobieta zatrzymała się przed jednym z budynków i spojrzała w górę. Nad nią wznosiła się strzelista konstrukcja ze szkła i metalu. Uczucie gorąca rozlało się po całym ciele, mimo iż kwietniowa temperatura nie przekraczała dziewiętnastu stopni. Pospiesznie przeszła przez rozsuwane drzwi i udała się windą na osiemnaste piętro. Idąc wzdłuż długiego korytarza, mijała kolejnych ludzi oraz biura. Jej obcasy równo wybijały dźwięk, uderzając o podłogę. W końcu zatrzymała się przed wielkimi, szklanymi drzwiami z napisem: Desimone & Son. Poprawiła spódnicę, zapięła przedostatni guzik w bluzce, po czym nabrała głęboko powietrza i weszła do środka.
– Dzień dobry, kochana Liso. – Pepe Desimone rozłożył ręce w geście powitania i serdecznie ucałował ją w policzek. – Miło mi, że zdecydowałaś się przyjąć moją propozycję.
– Czuję się zaszczycona, że będę mogła pracować w twojej kancelarii. Nawet nie wiesz, ile znaczy dla mnie twoje zaufanie. Osoby po studiach rzadko dostają taką szansę.
Pepe uśmiechnął się, zapraszając Lisę do gabinetu.
– Wejdź, omówimy szczegóły.
– Marie – zwrócił się do sekretarki. – Przynieś nam dwie kawy.
Mecenas zasiadł za biurkiem, wskazując kobiecie miejsce naprzeciwko siebie. Był starszym, siwiejącym, eleganckim mężczyzną. Lisa nie pamiętała, jak długo już się znali, lecz od zawsze traktowała go jako przyjaciela rodziny. Przez kilka lat współpracował nawet z ojcem, jednak z nieznanego jej powodu w dość niespodziewany i burzliwy sposób postanowili zakończyć wspólny biznes.
– Moja droga. – Mężczyzna poprawił poły marynarki i założył nogę na nogę. – Wiesz, że twój ojciec i ja bardzo dobrze się znaliśmy. Czuję się w obowiązku zapewnić ci opiekę i pomoc w rozpoczęciu własnej drogi. Jesteś dla mnie osobą godną zaufania, dlatego też postanowiłem przedstawić cię jednemu z moich większych klientów. Zapewne kojarzysz nazwisko Villa.
Prawniczka nerwowo poruszyła się na krześle. Oczywiście, że kojarzyła. Luigi Villa był jednym z bardziej liczących się właścicieli nieruchomości na rynku włoskim. Budował apartamenty, mieszkania oraz hotele zarówno w Neapolu, jak i całych Włoszech. Krążyły plotki, że ma układy z neapolitańską mafią… Ale kto ich obecnie nie miał? Przez paręnaście lat życia zdążyła poznać większość mechanizmów i praw, jakimi rządzi się miasto. Począwszy od jego wpływowych, pławiących się w luksusach mieszkańców, aż po dzieci handlujące prochami na ulicach, marząc, że pewnego dnia wkroczą w szeregi mafii.
– Bardzo mnie zaskoczyłeś. – Kobieta nabrała głośno powietrza. – Miałabym pomagać jego adwokatom? – dopytała, otrząsając się z pierwszego szoku.
– Nie, zarekomendowałem cię jako głównego prawnika – wyjaśnił. – Z tego, co słyszałem, dość dobrze orientujesz się w rynku nieruchomości. Luigi potrzebuje kogoś młodego i energicznego, kto będzie dla niego dostępny dwadzieścia cztery na dobę.
Lisa nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. W jednej chwili ogarnął ją lęk połączony z nieopisaną radością. Oczami wyobraźni dostrzegła niepowtarzalną szansę.
– Więc jak? – Głos Pepe wyrwał ją z rozmyślań. – Jeszcze dzisiaj chciałbym umówić cię z Luigim, żebyście mogli dopiąć szczegóły i ustalić twoje honorarium.
Lisa wstała z fotela, podeszła do Pepe i podając mu rękę, z szerokim uśmiechem odpowiedziała:
– Tak, oczywiście.
Tribunale di Napoli, Vasto, Neapol 20.05.2019 14:20
Nagle Lisę oślepił blask fleszy. W pobliżu zdążył zebrać się tłum dziennikarzy, wietrzących sensację. Nawet nie wiedziała, jak zdołała ich wcześniej ominąć.
– Jakiś komentarz do sprawy, panno Davis? – zaatakował redaktor z gazety Il Mattino.
Kojarzyła go z wielu konferencji prasowych odbytych podczas pracy u Luigiego. Zarozumiały, wciskający wszędzie swój dziennikarski nos typ, dla którego liczyła się tylko sensacja i zgnojenie rozmówcy.
– Dla ciebie brak – rzuciła pogardliwie.
Torując sobie drogę łokciami, jakoś dotarła do zaparkowanego w pobliżu samochodu. Czarny lakier na drzwiach od strony kierowcy szpeciły trzy świeże, głębokie krechy, zapewne powstałe w wyniku pociągnięcia kluczem lub innym narzędziem. Odkąd pięć miesięcy temu podjęła się obrony Marco, podobne dewastacje zdarzały się nagminnie: uszkodzony lakier, przebite opony. Raz nawet ktoś zachlapał szyby czerwoną farbą. Jeszcze parę takich incydentów i ciągłe reanimowanie jej ukochanej alfy romeo przestanie być opłacalne.
Odpaliła silnik, po czym trąbiąc na tłoczących się wokół samochodu dziennikarzy, odjechała. W końcu mogła odetchnąć z ulgą. Nie zdążyła jednak pokonać nawet kilometra, gdy chwilowy, pozorny spokój zakłócił dźwięk telefonu. Kobieta niepewnie spojrzała na numer. Na twarzy natychmiast pojawił się lekki grymas niezadowolenia.
– Chciałaś mi pogratulować, siostrzyczko? – mruknęła z lekką ironią, nie spuszczając oczu z drogi.
– Już dawno mówiłam, że to się źle skończy! Ale ty jak zawsze wiedziałaś lepiej! – wyrzuciła jednym tchem Sophie. – Nie wiem, czy jesteś tak głupia, czy nie widzisz świata poza pieniędzmi i własnym ego.
– Już? Lepiej ci? Wykonałaś dzienny plan umoralniania? – bąknęła.
– Nie bądź bezczelna. Wiele razy próbowałam cię uświadomić, dla jakich ludzi pracujesz, ale jak zwykle wiedziałaś lepiej. Za każdym razem wiesz lepiej.
– Na twoim miejscu zajęłabym się raczej mężem. Sprawdź, czy znowu nie obraca jakiejś zdziry w pracy.
Lisa nerwowo nacisnęła przycisk zakończenia rozmowy, a następnie uderzyła parę razy w kierownicę, z wściekłością wyrzucając z siebie lawinę przekleństw. Sophie i jej kazania doprowadzały ją do szału. Starsza siostra przez całe życie starała się stać na straży wszelkich cnót, na każdym kroku okazując pogardę dla decyzji podejmowanych przez Lisę. Ich relacje charakteryzowały raczej niechęć oraz wzajemne pretensje niż wielka siostrzana miłość. Sophie, tak jak i matka, nie znosiła sprzeciwu; zmuszała każdego do kreowania życia wedle jej wytycznych.
O wiele lepiej dogadywała się z młodszym bratem. Na samą myśl o nim natychmiast posmutniała. Od prawie roku nie mieli kontaktu – pewnego dnia po prostu wyszedł z domu i całkowicie odciął się od rodziny. Widywano go w towarzystwie ćpunów i szemranych typów. Lisa próbowała go szukać, ale odpuściła, gdy nagle pojawił się pod jej domem, robiąc karczemną awanturę i informując, że nie chce mieć z nią i Sophie nic wspólnego. Twierdził, że wyjeżdża do Turynu, żeby zacząć nowe, lepsze życie.
W uszach zabrzęczał sygnał kolejnego połączenia, kończąc rozmyślania o bracie, ale tym razem kąciki ust wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
– Ciao! – wrzasnęła do słuchawki Daniela. – Już słyszałam! Niczym się nie przejmuj, o osiemnastej jestem u ciebie. Musimy to opić. Modliłam się, żebyś w końcu mogła uwolnić się od tej powalonej rodzinki!
– Nie wiem, czy mam ochotę na towarzystwo – odparła cierpko, chociaż w głębi duszy czuła, że musi zobaczyć się z Danielą. Była dla niej jak akumulator w trudnych sytuacjach.
– Nie pierdol, wezmę truskawkowe Fragolino!
Lisa parsknęła niekontrolowanym śmiechem.
– Kiedy my w końcu przestaniemy pić ten shit? Przecież to nie kosztuje nawet pięciu euro.
– I w tym cały urok, my prości ludzie delektujemy się właśnie takimi trunkami. Don Peron jest dobry dla sztywniaków.
– Dom Perignon – poprawiła ją machinalnie, z nieschodzącym z twarzy uśmiechem.
– Przecież właśnie mówię. Do zobaczenia wieczorem! – rzuciła radośnie.
Daniela pracowała jako dziennikarka w miejscowej gazecie zajmującej się śledzeniem życia lokalnych celebrytów, skrycie marząc o karierze dziennikarza śledczego. Niestety na drodze do spełnienia zawodowych ambicji stało jej pochodzenie. Kobiety poznały się czternaście lat temu, gdy ojciec Lisy prowadził sprawę podpalenia obozowiska cyganów. Podczas pożaru jednego z baraków żywcem spaliła się trójka rodzeństwa Danieli. Clark pomógł kobiecie ukończyć szkołę i dostać się na studia, co nie spotkało się z aprobatą i zrozumieniem jej rodziców. W końcu jednak odpuścili i zaakceptowali wybór córki. W czasie studiów drogi Lisy i Danieli się rozeszły. Spotkały się ponownie na pogrzebie Clarka i od tego czasu spędzały ze sobą każdą wolną chwilę.
***
Droga do domu upłynęła jej na analizowaniu tego, co wydarzyło się na sali sądowej. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła zjeżdżać do podziemnego parkingu w jednym z apartamentowców w prestiżowej, bogatej dzielnicy.
Chiaia znacząco odbiegała od niechlujnych ulic Centro Storico. Nadmorski bulwar, luksusowe hotele, butiki znanych projektantów i przede wszystkim magiczny widok na Zatokę Neapolitańską. Można było nawet odnieść wrażenie, że dzielnica została skopiowana, z któregoś z bogatych miast w północnych Włoszech i siłą wklejona na brudną mapę Neapolu, kompletnie nie wpasowując się w otoczenie, niczym źle wykonany Photoshop.
Lisa zaparkowała samochód, po czym przedarła się przez podziemny parking i wjechała windą na czwarte piętro budynku. Jej mieszkanie znajdowało się na końcu długiego, pokrytego czarnym marmurem korytarza. Białe ściany i metalowe poręcze nadawały miejscu dość nieprzyjemnego charakteru, ale Lisa je uwielbiała.
Jej mieszkanie było urządzone w podobnym stylu – połączenie bieli, czerni i srebra. Po wejściu na pierwszy plan wysuwała się wolna przestrzeń. W samym centrum stała skórzana kanapa w kształcie litery L, sąsiadując z białym puszystym dywanem, który aż błagał, żeby przez przypadek nie oblać go czerwonym winem. Kuchnia była równie imponująca jak reszta pomieszczeń. Marmur i stal. Żaden element wystroju nie znalazł się tam przez przypadek. Lisa nazywała to klasycznym minimalizmem.
W jednym z rogów mieszkania znajdowały się kręte schody prowadzące na antresolę, zapełnioną regałami kodeksów, komentarzy prawniczych i analiz.
Wdrapała się po stopniach na górę i rzuciła karton na fotel obok biurka, jednocześnie rozglądając się z obrzydzeniem po podłodze usłanej kartkami oraz aktami. Pierwszym, co powinna zrobić, było sprzątanie, ale nie miała na to ochoty. Natarczywie pulsujące skronie i mrowienie w karku stawały się powoli nie do zniesienia. Resztką sił udała się do sypialni połączonej z dość sporych rozmiarów balkonem. Uwielbiała na nim przesiadywać w towarzystwie drinka i przyglądać się zachodom słońca, jednak przestała mieć na to czas. Gdy wracała nieraz do domu po północy, jedynym, o czym myślała, było łóżko. Plusem pracy dla Luigiego było przyzwoite wynagrodzenie, jednak trwanie w pogotowiu przez praktycznie całą dobę odcisnęło na Lisie znaczące piętno. Pogrążona w walce ze zmęczeniem, przeszła po miękkim dywanie wprost do swojego małego azylu – łazienki.
Woda była dla niej czymś w rodzaju katharsis, ukojeniem dla ciała i duszy; pozwalała zmyć niedające spokoju, kłębiące się w głowie myśli.
Przywarła plecami do chłodnego marmuru i puściła na siebie nieprzyjemny, lodowaty strumień. Ponownie zaczęła rozmyślać o swoim życiu, o tym, co dotychczas robiła, co planowała jeszcze zrobić. Chciała pomagać ludziom jak ojciec. Z tego względu poszła na prawo. Praca u Luigiego miała być początkiem jej świetlanej kariery. Stała się jednak więzieniem, pułapką, z której pozornie nie było wyjścia, a ona zdała sobie z tego sprawę zdecydowanie za późno. Otaczające ją pieniądze powoli stawały się silniejsze od moralności i poczucia godności. Ojciec zawsze powtarzał, że najważniejsze w pracy adwokata to móc wstać rano i spojrzeć w lustro. W tym momencie nie wiedziała, czy jest w stanie to zrobić.
Z letargu wyrwał ją donośny hałas. Wynurzyła się spod prysznica, zarzuciła szlafrok, po czym skierowała ku drzwiom wejściowym, zza których dochodziło głośne dudnienie. Po chwili do mieszkania wpadła zasapana Daniela.
– Już myślałam, że mnie wystawiłaś. Walę w te drzwi dobre dziesięć minut – poinformowała, rozsiadając się na skórzanej kanapie.
– Już jest osiemnasta? – Kompletnie nie zdawała sobie sprawy, jak dużo czasu spędziła pod prysznicem. – Tylko coś na siebie zarzucę.
– Spójrz na tego kutasa. – Daniela wskazała palcem na telewizor. W wieczornym wydaniu wiadomości wałkowano skazanie syna Luigiego. – Teraz pieprzy, że jego syn jest potworem, że to niewyobrażalny cios dla całej rodziny.
– Jest pod ścianą. Zrobi wszystko, żeby ratować swoją reputację. – Lisa usiadła na kanapie i nalała sobie kieliszek wina. – Tfu, już zapomniałam, jakie to jest ohydne. – Wykrzywiła twarz, upijając łyk.
Daniela całkowicie zignorowała jej narzekania.
– I tak jestem zdziwiona, że dowalili mu aż dziesięć lat. Szczerze myślałam, że syn tak wpływowego człowieka dostanie najniższy możliwy wyrok. – Głośno wypuściła powietrze.
– Chłopak miał pecha, trafił na nieskorumpowanego sędziego, poza tym po głośnej sprawie gwałtu w Rimini, nie mógł dostać mniej niż tamci zwyrodnialcy. Opinia publiczna by ich zjadła – podsumowała Lisa. – Każdy teraz dmucha na zimne, żeby nie narazić się ministerstwu ani Unii Europejskiej.
– Dobrze, że to przegrałaś – oświadczyła z wyraźną ulgą na twarzy. – Może tak właśnie miało być? Dostałaś kopa, żeby w końcu się stamtąd wyrwać i zacząć coś nowego. Może coś własnego?
– Racja, bezrobocie to zawsze coś nowego – rzuciła kpiąco. – Mogę ewentualnie udzielać porad małżeńskich w osiedlowym markecie. – Przeciągnęła się, rozmasowując kark, po czym usiadła po turecku na kanapie. – Zapewniam cię, że Luigi zrobi wszystko, żeby żadna kancelaria w promieniu dwustu kilometrów od Kampanii mnie nie zatrudniła.
– Z twoim bogatym życiem towarzyskim każda taka porada będzie na wagę złota. Odsetek rozwodów wzrośnie o połowę – skwitowała Daniela.
Lisa w odpowiedzi posłała jej smutne, przytłoczone spojrzenie.
– Lisa, co jest? – zapytała z wyraźnym niepokojem, widząc minę przyjaciółki. – Co się stało?
– Muszę ci coś pokazać. – Wstała i wyciągnęła z torebki pendrive, po czym wręczyła go Danieli.
– Co to jest?
– W zeszłym roku, prowadząc sprawy Luigiego, trafiłam na coś dużego. Na pierwszy rzut oka niby nic istotnego, ale gdy zaczęłam kopać, wszystko zaczęło układać się w całość.
– No mów, co odkryłaś! – zniecierpliwiła się Daniela.
– Mam parę poszlak na to, że Luigi Villa jest na usługach mafii i ma duży udział w przekrętach śmieciowych. Nie wiem, czy jest kimś istotnym, czy tylko pionkiem w ich rozgrywkach, ale pewne jest, że bardzo dobrze zna się z Martino Giulianim, bossem jednego z większych klanów.
Daniela mimowolnie otworzyła szeroko usta. Jej mina wyrażała w tym momencie więcej niż tysiąc słów.
***
Neapol to Camorra, Camorra to Neapol – o tym wiedział każdy neapolitańczyk.
Mimo to organizacja starsza nawet od Sycylijskiej Cosa Nostry dla wielu wciąż jawiła się jako mit. Niestety daleko jej do baśni czy opowieści ludowych. Klany Camorry to brutalna, krwawa rzeczywistość.
Brak centralizacji i jednego słusznego przywódcy powodowały ciągłe tarcia o wpływy i terytorium. Klany łączyły najczęściej większe lub mniejsze więzi rodzinne, co tylko potęgowało niebezpieczeństwo zrodzenia się konfliktu. Każda z rodzin obierała swoje drogi działania i realizowała wytyczne stojącego na czele bossa. Z początku były to wymuszenia, haracze, pobicia na zlecenie, zastraszanie. Z biegiem lat Camorra zaczęła przenikać w struktury administracyjno-polityczne kraju, pozyskując coraz liczniejsze grono polityków i ludzi biznesu.
Liczne zatrzymania tylko na chwilę dają wrażenie sukcesu. Il Sistema³ jest jak hydra – na miejscu odciętej głowy wyrastały dwie albo trzy nowe. Mafia w Neapolu może jawić się jako dziedzictwo tego miasta i sposób na życie. Mali chłopcy od najmłodszych lat marzą o tym, aby zostać kamorystami, a młode dziewczyny wyobrażają sobie życie z bogatymi przywódcami. Dużo z nich jest osobami udzielającymi się publicznie, posiadającymi własne firmy, sponsorującymi kulturę i sztukę. Biorą udział w wystawnych przyjęciach z politykami, ludźmi biznesu, celebrytami. Budują hotele, mieszkania, posiadają restauracje i kluby. Miejsca te są niczym innym, jak pralnią brudnych pieniędzy z handlu narkotykami, bronią i nielegalnej utylizacji śmieci, która już od ćwierć wieku jawi się jako złoty interes. Przez właśnie ten biznes, Neapol stał się śmietnikiem Europy, a politycy, w większości wypadków wybierani w reżyserowanych przez mafię wyborach, przez długie lata przymykali oko na ten proceder.
***
– Chyba sobie żartujesz! – wykrzyczała Daniela. – Dopiero teraz o tym mówisz? – Kobieta stała przy blacie kuchennym, opróżniając kolejny kieliszek wina, po czym zaczęła nerwowo chodzić po kuchni, gestykulując rękoma. – Jak daleko sięgają jego powiązania?
– Ciężko mi powiedzieć. Znalazłam sporo dokumentów potwierdzających jego udział w przekrętach śmieciowych. Przelewy na zagraniczne konta, fikcyjne faktury. Trzy lata temu założył nawet podfirmę, która miała zajmować się utylizacją śmieci. Jednak do dzisiaj nie przerobiła nawet jednego metra kwadratowego odpadów.
– A co z Giulianim? – dopytała Daniela. – Co Villa ma z nim wspólnego?
– Stary zajmował się nielegalnym składowaniem śmieci od dawna. Można nawet powiedzieć, że na śmieciach zbudował swoje imperium. Dokopałam się do dokumentów potwierdzających, że ma duży udział w zyskach z hoteli i innych nieruchomości Luigiego. Oczywiście pieniądze przelewane są na różne konta, różne nazwiska, jednak wszystkie drogi prowadzą do klanu Giulianich.
– Tylko dlaczego ma aż takie udziały? – drążyła temat. – Zastrasza go?
– Myślę, że nie. Raczej jest to jakiś rodzaj symbiozy. Giuliani musi zapewniać Luigiemu coś, za co mu płaci, i na odwrót.
– Co zamierzasz z tym zrobić?! – Kobieta zdecydowanie zbyt mocno ekscytowała się teorią, jaką przedstawiła jej przyjaciółka.
– Na razie zamierzam w końcu się wyspać i zrobić sobie krótki urlop – zadeklarowała.
– Myślę, że musimy odkryć, dlaczego oni tak naprawdę współpracują. Wpadnę do ciebie jutro i pójdziemy na jakiś lunch – oznajmiła, trzaskając za sobą drzwiami.
Lisie było już wszystko jedno. Sama nie wiedziała, dlaczego porobiła kopie dokumentów. Może powinna wszystko skasować, zapomnieć o sprawie i zająć się pracą. Jednak po chwili uświadomiła sobie, że przecież już jej nie ma, a znalezienie nowej, biorąc pod uwagę dzisiejszą porażkę, nie będzie należało do najłatwiejszych zadań. Przeczytała jeszcze parę razy SMS od byłego pracodawcy, a następnie zablokowała jego numer, chcąc zakończyć ten etap swojego życia.
Nawet nie przypuszczała, jaką cenę zapłaci za wydarzenia dzisiejszego dnia.ROZDZIAŁ 2
Vomero⁴, Neapol 21.05.2019 10:15
W jednej z przytulnych, neapolitańskich kawiarenek, w promieniach południowego słońca siedziała elegancko ubrana, młoda kobieta. Ciemna zieleń idealnie dopasowanej, żakietowej sukienki podkreślała rudy odcień włosów. Wraz z wysokimi szpilkami ulubionych marek włosy stały się dla Lisy nieodzownym atrybutem, wobec którego trudno było przejść obojętnie. Jednak bijący od niej chłód i widoczna wyniosłość powodowały, że mało kto miał odwagę podejść bliżej, a jej skłonność do sarkazmu oraz nadmierna pewność siebie stanowiły problem w relacjach damsko-męskich. Lisa zawsze uważała, że związki są tylko niepotrzebnym komplikowaniem sobie życia. Bliskość fizyczna była jedynie zaspokojeniem potrzeb, nie miała nic wspólnego z żadnym wyższym uczuciem. Jego pojawienie się świadczyłoby tylko o słabości.
Kobieta poprawiła włosy swobodnie opadające na ramiona, upiła łyk kawy i nerwowo spojrzała na telefon. Daniela jak zwykle się spóźniała, co zawsze doprowadzało Lisę do szału. Szybko napisała SMS-a, nie zdążyła go jednak wysłać, gdyż na ekranie pojawiło się przychodzące połączenie. Jeszcze przez parę sekund, zastanawiała się, zgrzytając zębami, czy odebrać, po czym niechętnie nacisnęła zieloną słuchawkę.
– Ciao, Pepe – zaczęła niepewnie.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – huknął. – Od wczoraj nie odbierasz telefonu. Tak zamierzasz poradzić sobie z tą sytuacją?
– Wybacz…
– To, co się wydarzyło, to katastrofa zarówno dla ciebie jak i dla mnie – kontynuował, nie dając jej dojść do słowa.
– Dla ciebie? – jęknęła bezsilnie. – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to ja prowadziłam sprawę i to ja ją przegrałam. Twojego udziału jakoś sobie nie przypominam.
– Poleciłem cię tej rodzinie. Zastanów się, jak to może odbić się na mojej kancelarii.
– Nie pracowałam pod szyldem twojej kancelarii. Jestem wolnym strzelcem i nie moja wina, że ten gówniarz jest niedostosowanym społecznie degeneratem, któremu się należało.
– Liso, opanuj się! – zagrzmiał. – Dałem ci szansę. Niezależnie od tego, co sądzisz o tym chłopaku, powinnaś zrobić wszystko, żeby go wybronić.
– Nie było czego bronić, zeznania dziewczyny go pogrążyły. Doskonale o tym wiesz – odparła z dużą pewnością. – Wyrok Marco jest teraz problemem wyłącznie Luigiego i adwokata samobójcy, który podejmie się kasacji. A to na pewno nie będę ja – oświadczyła jednym tchem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Spróbuję go jakoś udobruchać – odparł spokojniejszym głosem.
– Nie pozwalam ci! – zastrzegła. – Nie chcę już dla niego pracować. Mam dość.
– Przyjdź jutro do mnie do kancelarii, porozmawiamy o tym. – Prośba zabrzmiała bardziej jak rozkaz.
– Dobrze. Przyjdę – ucięła, pragnąc się go pozbyć.
Zamiast odpowiedzi rozległo się pikanie świadczące o zakończonym połączeniu. Lisa odetchnęła z ulgą i powoli odłożyła telefon, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Ciężki dzień? – zabrzmiał znajomy męski głos, który tym razem nie wzbudził w niej większego entuzjazmu.
Manifestując niezadowolenie, przewróciła oczami, przeklinając w duchu, że znowu ktoś musiał napatoczyć się na jej drodze.
– Vittorio – zwróciła się do mężczyzny, który przysiadł się do stolika. – Dobrze cię widzieć. – Uśmiechnęła się do niego zalotnie i ściągnęła ciemne okulary.
– Nie jesteś zbyt przekonująca jak na panią adwokat. – Zmrużył oczy, bacznie przyglądając się jej twarzy.
– Wybacz, ciężki czas. Zapewne zdążyłeś już zauważyć. – Skinęła głową na gazetę, którą trzymał w dłoni. W oczy kłuł tytuł: La giustizia trionfa!⁵
– Nie wnikam w twoje wybory zawodowe, kolidują one nieco z moją branżą – zaśmiał się, odkładając gazetę na stolik.
Vittorio był porucznikiem w Specjalnej grupie dochodzeniowej ds. przestępczości zorganizowanej⁶ (G.I.C.O.). Grupa ta stanowiła ramię zbrojne Straży Skarbowej⁷, w której strukturach znajdowały się większe lub mniejsze jednostki specjalne.
G.I.C.O. miała w szeregach wielu agentów, bardzo często działających pod przykrywką, przenikających do grup zorganizowanych. Zajmowali się przede wszystkim sprawami dotyczącymi prania brudnych pieniędzy, porwaniami, przeciwdziałaniem handlowi narkotyków i przemytowi na dużą skalę oraz przekrętami gospodarczymi.
Młody porucznik w ogóle nie wpisywał się w kanony typowego włoskiego mężczyzny. Chociażby biorąc pod uwagę, że Włosi raczej nie lubią się przemęczać, a obraz maminsynka mieszkającego z rodzicami do trzydziestki, zajadającego domowe obiadki mamusi już dawno przestał być traktowany jedynie jako stereotyp.
W kręgach policyjnych mówiło się, że szybki awans zawdzięcza ojcu – wysoko postawionemu oficerowi w Centralnej Służbie dochodzeniowej ds. przestępczości zorganizowanej. Dla Lisy było to mało istotne. Można powiedzieć, że mieli niepisany układ: ona nie próbuje wyciągnąć informacji dotyczących spraw gospodarczych, on nie wnika w to, z kim pracuje i w jakich kręgach się obraca. Lubiła jego towarzystwo, chociażby ze względu na to, że nigdy nie pytał, nie dociekał, nie oceniał.
– Dawno się nie odzywałaś – zauważył z przekąsem po chwili ciszy.
– Miałam sporo pracy, ale teraz jestem na bardzo długim urlopie. – Rozłożyła ręce na boki w geście poddania.
– W takim razie może w końcu zaprosisz mnie do siebie na drinka?
Lisa podparła twarz dłonią, przechyliła głowę lekko na bok, przybierając niewinny wyraz twarzy, i zalotnie odparła:
– Nieustannie kombinujesz, jak dostać się do mojego domu i zaciągnąć mnie do łóżka.
Vittorio doskonale znał sposób bycia oraz zagrywki kobiety. Już nie raz pokazywała mu, jak nieustępliwa, przekorna i cyniczna potrafi być. Mimo to nie umiał odpuścić sobie kolejnych spotkań, które zazwyczaj kończyły się wspólnie spędzoną nocą.
– Kombinuję i idzie mi coraz lepiej. To kiedy? – nie odpuszczał. – Sama mówiłaś, że teraz masz dużo wolnego czasu.
Za jego plecami Lisa zauważyła zbliżającą się szybkim krokiem Danielę.
– Wpadnij w piątek. Zrobię kolację.
– Doskonale – odparł z nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Wstając, pocałował ją jeszcze w policzek i szepnął do ucha: – Cholernie stęskniłem się za tymi kolacjami, których i tak nigdy nie zdążymy zjeść.
Kilkudniowy zarost podrażnił skórę, wprawiając Lisę w lekkie niezadowolenie. Nie miała teraz głowy na amory i flirty. Pewnego dnia doszła do wniosku, że u każdego mężczyzny szuka mniejszych lub większych minusów. Rzeczy, które doprowadzają do szału, odrzucają, a nawet dyskredytują. Wszystko, byle przypadkiem pewnego dnia nie stwierdzić: O tak, to mój ideał. Ten odpowiedni, wymarzony. Ktoś taki nie istniał.
– Czyżby? – Przygryzła wargę, posyłając mu sugestywne spojrzenie, kiedy zaczął oddalać się od stolika.
– A ty dalej męczysz tego biednego chłopaka?! – wykrzyczała na przywitanie Daniela, entuzjastycznie wyrzucając ręce w górę.
– A ty dalej nie masz zegarka? – odgryzła się natychmiast Lisa. – Spóźniłaś się pół godziny. Poza tym nie męczę go w żaden sposób.
– Tak, tak, jasne. Ty po prostu tylko z nim sypiasz, a on usycha z miłości.
– To już jego problem – przyznała. – Reguły gry są jasne dla obu stron.
– Reguły gry? – zdziwiła się. – Błagam cię! Czy ty się czasami słyszysz? Nie wszystko w życiu jest rozgrywką. Zabawa uczuciami nigdy nie kończy się dobrze.
– Uczuciami? – Zgromiła ją wzrokiem, marszcząc przy tym czoło. – Chyba fiutem, a ten raczej uczuć nie posiada.
Znowu wchodziły na grząski grunt. Lisa przerabiała ten temat miliony razy, zarówno z Danielą jak i Sophie. Ustatkuj się, znajdź kogoś, kto zapewni ci stabilizację. Bzdury. Sama zapewniała sobie wszystko, czego akurat potrzebowała, a żeby pójść z kimś do łóżka, nie trzeba od razu stawać na ślubnym kobiercu.
– Przez telefon mówiłaś, że coś odkryłaś. – Zmieniła natychmiast kierunek, w którym zmierzała rozmowa.
– Tak! – zawołała. – Długo myślałam o powiązaniach tych dwóch panów. – Daniela wyciągnęła z torebki kartkę papieru z wydrukowaną mapą Neapolu i okolic. W paru miejscach zaznaczyła czerwone krzyżyki.
– Spójrz. To nielegalne wysypiska odpadów przemysłowych, o których wiem. Większość z nich to tereny prywatne, a śmieci w prawie każdym przypadku zostały zakopane pod ziemią. Te miejsca nie są zdatne do czegokolwiek.
– W ciągu paru lat właściciele wyprzedali swoje majątki i wyjechali – dodała prawniczka, na potwierdzenie jej słów.
– Właśnie – kontynuowała Daniela. – A teraz spójrz jeszcze raz na mapę. Na przykład tu. – Wskazała palcem na kartkę. – Kojarzysz?
Lisa jeszcze przez chwilę przyglądała się krzyżykowi położonemu na obrzeżach miasta.
– Ja pierdolę – wymamrotała pod nosem i podniosła wzrok na Danielę. – Hotel Luigiego.
***
– Mamy już jasny obraz sytuacji. – Daniela nerwowo chodziła po mieszkaniu, trzymając w ręku plik kartek. Lisa siedziała na kanapie z laptopem i powoli skrolowała dokumenty.
– Wszystko wskazuje na to, że dziewięćdziesiąt procent nielegalnych wysypisk śmieci znajdowało się na terenach prywatnych, które po pewnym czasie stopniowo wykupowała firma Luigiego. Przejmował te lokalizacje za drobne, tłumacząc ich właścicielom, że jest wybawicielem, bo chce zapłacić cokolwiek za skażony teren. Wszystko legalnie pod względem prawnym. Każdy zakup podparty notarialnie umową kupna-sprzedaży, od każdej transakcji odprowadzony podatek.
– Po czym na tych terenach stawiał swoje apartamenty – podsumowała Daniela. – Ci ludzie mieszkają na toksycznych gruntach kupionych za bezcen!
– Fakt, że kupował tereny za jedną trzydziestą ceny, niczego nie zmienia. Nie można go za to udupić. Chyba że udowodnimy nacisk, jaki wywarł na mieszkańców – stwierdziła Lisa spokojnym tonem. Kompletnie nie podzielała ekscytacji Danieli.
– On albo Giuliani. Nie zapominaj o jego udziale.
Prawniczka oparła się o zagłówek kanapy i spojrzała na sufit. Cały czas zastanawiała się, czy dobrze robi, rozgrzebując ten temat. Przerażały ją zapał i zaangażowanie Danieli. Wiedziała jednak, że na tym etapie nie jest już w stanie jej zatrzymać.
– Myślę, że rola Giulianiego sprowadzała się do składowania śmieci. Zastraszał właścicieli w momencie, kiedy był gotowy do zakopania kolejnej dostawy.
– Może Luigi wskazuje mu tereny, na których ma zrobić wysypiska – dorzuciła Daniela. – No wiesz, może wybiera sobie najkorzystniejsze pod względem położenia, a dane przekazuje Giulianiemu.
– Wszystko jest możliwe. – Podniosła się z kanapy, po czym poszła do kuchni, by nalać kolejny kieliszek wina. – Gdybania i domysły. Nie mamy żadnych dowodów poza przelewami i stertą dokumentów, do których nie można się przyczepić. Deweloper odkupuje tereny i na nich buduje. Proceder stary jak świat.
– Przecież pozostaje sprawa nielegalnych wysypisk.
– Oczywiście, ale jak sama zauważyłaś, w większości zostały utworzone na prywatnych terenach. Dopóki nie będzie dowodów w postaci zeznań zastraszonych właścicieli, nic nie możemy zrobić. – Lisa głośno westchnęła, kończąc wywód.
– Udział Giulianiego w nieruchomościach Luigiego? – Daniela szukała kolejnego punktu zaczepienia.
– Nikt nikomu nie broni mieć udziału w nieruchomościach, zwłaszcza że wszystkie są na papierze legalne.
– No właśnie, na papierze! Ale jakby zasiać trochę niepewności w opinii publicznej, może ktoś zainteresowałby się tą sprawą. – Kobieta nagle zatrzymała się na środku mieszkania i krzyknęła:
– Wiem! A może tak, pomiędzy jednym a drugim numerkiem, porozmawiałabyś z tym swoim policjantem i sprzedała mu parę newsów.
Lisa wykrzywiła usta w grymasie. Przez moment nawet myślała o tym, żeby podzielić się swoją wiedzą z Vittorio. Z drugiej strony wiązałoby się to z ujawnieniem dokumentów, w których posiadanie weszła w niekoniecznie legalny sposób. Poza tym, jeżeli sprawa nabrałaby rozpędu, musiałaby pewnie zeznawać.
– Wolałabym tego nie robić – odpowiedziała po chwili namysłu. – Może najlepiej byłoby, gdybyśmy zostawiły tę sprawę.
– Nie poznaję cię. – Danielę wyraźnie oburzyło podejście przyjaciółki. – Mamy szansę im dokopać, a ty chowasz głowę w piasek?
– Dokopać?! – powtórzyła poirytowana. – Chcesz dokopać mafii? Chyba do końca nie zdajesz sobie sprawy, na co się porywasz. – Kobietę ogarniała coraz większa wściekłość. Żałowała, że podzieliła się z przyjaciółką swoją wiedzą. Wszystko wskazywało, że Daniela nie ma ani krzty instynktu samozachowawczego.
– Napiszę o tym artykuł – oznajmiła po chwili ciszy. Podeszła do Lisy i wzięła ją za rękę. – Wiem, że masz tego wszystkiego dosyć i od dawna marzyłaś, żeby rozstać się z tym światem, ale zrozum. Od zawsze chciałam być profesjonalną dziennikarką, a nie pisać artykuły o modzie i urodzie. To dla mnie ogromna szansa. Nie będę cię w to mieszać, podaj mi tylko kilka nazwisk osób, od których Luigi odkupił grunty, a spróbuję do nich dotrzeć. Może coś mi powiedzą.
– Ten świat nie jest dla ciebie – ostrzegła, wstając z kanapy.
– A dla ciebie jest? Siedziałaś w tym bagnie dwa lata i pewnie siedziałabyś dalej, gdyby nie przegrana sprawa. Nie chcesz, to nie. Sama spróbuję znaleźć informacje.
– Myślisz, że twój artykuł coś zmieni?
– Na pewno zrobi spore zamieszanie i uświadomi naszym biznesmenom, że ktoś patrzy im na ręce. Może wtedy machina ruszy.
Lisa odpuściła. Usiadła przy stole, a następnie zaczęła na kartce spisywać imiona, nazwiska i adresy osób z umów sprzedaży gruntów.
– Nie wiem, czy ktokolwiek będzie chciał z tobą rozmawiać.
Daniela pisnęła z radości, chwytając kartkę. Jej entuzjazm i zapał przytłaczały.
– Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Odpoczywaj i spotkaj się może z tym oficerem, to trochę wyluzujesz. Jakbym cię nie znała tyle lat, stwierdziłabym, że się po prostu boisz. – Puściła do niej oczko i zniknęła za drzwiami.
Miała rację. Lisę ogarniał coraz silniejszy strach. Najgorsze, że nie potrafiła zlokalizować jego źródła. Podświadomie czuła zbliżające się niebezpieczeństwo. Cienie wisiały nad jej głową, a ona sama nic już nie mogła zrobić. Jutro czekało ją jeszcze spotkanie z Pepe, po którym tak naprawdę nie wiedziała, czego się spodziewać.
***
O drugiej w nocy, po ciemnej ulicy powolnym krokiem szedł młody mężczyzna. Rozglądał się, jakby próbował dostrzec kogoś w mroku. Zupełnie pustą okolicę rozświetlał blask pobliskich latarni. Mężczyzna szedł jednak po stronie, gdzie nie dosięgała go łuna światła. Robił wszystko, żeby pozostać niezauważonym. W końcu skręcił w jedną z uliczek i wsiadł do czarnego maserati.
– I jak? – zapytał starszy człowiek zajmujący siedzenie kierowcy.
– Cisza, spokój, nic się nie dzieje, nikt się nie kręci – odparł młody. – Nie wiem, na jaki chuj tu siedzimy.
– Szef kazał obserwować okolicę – odpowiedział zdawkowo, po czym położył ręce na kierownicy. Jego dłoń i palce pokrywała szpetna, głęboka blizna. Wyglądała jak bardzo poważne poparzenie. Młody pasażer zaśmiał się, otworzył okno, a następnie zapalił papierosa.
– Dobrze wiesz, że mój brat ma różne dziwne fanaberie. Kto niby miałby być zainteresowany tą suką? – Machnął lekceważąco ręką.
– Przypominam, że zgłosiłeś się na ochotnika. Nikt cię tu nie trzyma – skarcił go.
– Dobra, dobra – odpuścił młody. – To nie zmienia faktu, że nic się tu nie dzieje i nikogo nie ma. Romka wyszła od niej jakoś godzinę temu i odjechała taksówką, możemy wracać.
Kierowca uruchomił silnik i bez włączania świateł powoli odjechał w kierunku miasta.
Po chwili z jednej z uliczek wyłonił się czarny cień. Postać odprowadziła odjeżdżający samochód wzrokiem, po czym skierowała spojrzenie na okna apartamentowca. W jednym z nich jeszcze paliło się światło.------------------------------------------------------------------------
¹ Tribunale di Napoli – (z włos.) Sąd Miejski (przyp. aut.).
² Dzielnica Neapolu przy dworcu kolejowym Napoli Centrale (przyp. aut.).
³ Il Sistema – (z włos.) System. Określenie, jakie wewnętrznie nadali sobie członkowie Camorry, chcąc podkreślić system powiązań (przyp. aut.).
⁴ Vomero – położona na wzgórzu dzielnica Neapolu (przyp. aut.).
⁵ La giustizia trionfa – (z włos.) Sprawiedliwość triumfuje (przyp. aut.).
⁶ Gruppo d’investigazione sulla criminalita organizzata (przyp. aut.).
⁷ Guardia di Finanza (przyp. aut.).
⁸ Dzielnica ulokowana na wschodnim krańcu centrum Neapolu (przyp. aut.).
⁹ Buongiorno – (z włos.) Dzień dobry (przyp. aut.).