Skradziona narzeczona. Ognista miłość - ebook
Skradziona narzeczona. Ognista miłość - ebook
DIANA PALMER
Skradziona narzeczona
Abby wie, że przyjmując oświadczyny Troya, popełniła poważny błąd. To miły mężczyzna, niestety nie łączy ich gorące uczucie. Co innego Chayce… Zawsze przyprawiał ją o szybsze bicie serca, ale teraz nawet nie raczył złożyć jej życzeń. Czy naprawdę będzie spokojnie patrzył, jak ona oddaje rękę innemu?
SUSAN MALLERY
Ognista miłość
Sierra zrezygnowała z osobistego szczęścia w dniu, w którym Dylan złamał jej serce. Postanowiła, że już nigdy się nie zakocha, bo miłość to oznaka słabości. Po co komu wieczna huśtawka nastrojów i szukanie kompromisów? Udaje jej się wytrwać w postanowieniu do dnia, w którym Dylan znów z rozmachem wkracza w jej życie
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6706-9 |
Rozmiar pliku: | 624 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Choć Abby Turner z Whitehorn w Montanie miała wkrótce wyjść za mąż, wciąż była pełna wahań i wątpliwości. Smutnymi oczami w ślicznej twarzy okolonej falowanymi ciemnymi włosami wpatrywała się w pierścionek z brylantem lśniący na jej palcu, żałując, że kiedy Troy Jackson jej się oświadczył, zamiast „tak” nie powiedziała „nie”. Troy był uprzejmym i sympatycznym mężczyzną, ale zasadniczym i pozbawionym fantazji, podczas gdy ona była pełną życia, impulsywną młodą kobietą charakteryzującą się ekstrawaganckim poczuciem humoru. No i właśnie tym nieustannie wprawiała narzeczonego w zakłopotanie. Próbowała poskromić tę część swojej natury, ale ta nieustannie wymykała się jej spod kontroli. A ludzie to niewątpliwie zauważali, a czasami też komentowali.
Whitehorn było małym miastem, otoczonym farmami, w którym od pokoleń nic się nie zmieniło. Troy wraz z ojcem hodował liczące kilkaset sztuk stado bydła na ranczu, które należało do rodziny od trzech pokoleń. Nie był to teren tak rozległy jak posiadłości Chayce’a Derringera, ale w końcu Chayce, który miał również udziały w górnictwie, był zamożniejszy niż większość tutejszych mieszkańców. Od śmierci w wypadku ojca Abby, swego zarządcy, która nastąpiła, gdy Abby miała dziesięć lat, sprawował nad nią opiekę. Jej matka, Sarah Turner, doznała również poważnego uszczerbku na zdrowiu i wtedy Chayce od razu zabrał ją i Abby do swego domu prowadzonego przez gospodynię Becky. Można powiedzieć, że przejął za nie pełną odpowiedzialność.
Ojciec Abby, Whit Turner, były zawodnik rodeo, był nie tylko zarządcą u Chayce’a, ale również jego idolem i namiastką ojca. Chayce go szczerze kochał. Uwielbiał też Abby, którą bez opamiętania rozpieszczał, przynajmniej do czasu ukończenia przez nią szesnastu lat, kiedy to zaczęły się między nimi ciągłe spięcia.
Abby atakowała go i dogryzała mu, ale wcale nie dlatego, że była taka wojownicza. Po prostu poczuła do niego pierwszy przypływ uczuć. Chayce, o piętnaście lat od niej starszy, był całkowicie obojętny na to dziewczęce zauroczenie. To oczywiście sprawiało jej ból i jeszcze potęgowało złość, aż do czasu, kiedy skończyła osiemnaście lat. Tylko raz przeholowała i wtedy wydarzyło się coś, co zupełnie wykluczyło go z jej życia. Ich drogi się rozeszły. Potem przez prawie cztery lata go nie widziała.
Sam Chayce się o to postarał, wysyłając ją po ukończeniu liceum do college’u. Zaledwie dwa tygodnie po niespodziewanym incydencie, który stał się dla niej pamiętnym i traumatycznym przeżyciem. W tym samym roku zmarła jej matka i Chayce uznał, że Abby powinna zmienić otoczenie, a przede wszystkim – znaleźć się z dala od niego. Oświadczył jej z ponurą miną, że to, co się miedzy nimi wydarzyło, nie ma prawa się powtórzyć.
Tak więc Abby znalazła się na Kalifornijskim Uniwersytecie Stanowym, gdzie uzyskała dyplom z zarządzania i poznała Troya Jacksona. Troy kończył studia przygotowujące go do zawodu nauczyciela. Zaczęli się spotykać i nie minęło dużo czasu, a Troy się jej oświadczył. Zwrócił uwagę, że mieszkają w tym samym mieście, a on pewnego dnia odziedziczy po ojcu ranczo. Cóż zatem bardziej naturalnego niż poślubić ją i mieć dzieci, które z kolei będą jego spadkobiercami?
Brzmiało logicznie, choć może niezbyt romantycznie. Ostatnie spotkanie Abby z Chayce’em wzniosło między nimi mur. Chayce był mężczyzną niezależnym i wybuchowym. Miał za sobą nieszczęśliwy romans, kiedy był niewiele starszy niż Abby, licząca teraz dwadzieścia jeden lat. Nigdy nie przebolał utraty narzeczonej i nigdy nie pozwolił żadnej kobiecie zbliżyć się na tyle, by mogła go zranić. Jednoznacznie dał do zrozumienia, że Abby nie ma żadnych szans. Owszem, zapomniał się tamtej pamiętnej nocy, ale to było dawno.
Na uroczystości rozdania dyplomów w pierwszym tygodniu czerwca towarzyszył jej tylko Troy i współlokatorka z pokoju, Felicity Evans. Chayce się nie zjawił, przysłał tylko telegram z gratulacjami.
Teraz oczywiście też go nie było w domu. Znalazł powód, żeby udać się w długą podróż służbową w chwili, kiedy zawiadomiła go o powrocie i swoich planach pozostania na ranczu. Napisała też o zaręczynach z Troyem, prosząc, by zechciał ją w sierpniu poprowadzić do ołtarza, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Starała się nie rozmawiać o tym z Troyem, jednak skoro stanowił teraz część jej życia, nie dało się tego uniknąć. Troy nie krył swojej niechęci do opiekuna narzeczonej, ale obiecał, że będzie go tolerował. Miał tylko nadzieję, co wyznał szczerze, że w przyszłości Chayce będzie trochę bardziej dyskretny w sprawach swoich przygód miłosnych. Chayce był przystojny, bogaty i wolny. Teraz spotykał się ze znaną hollywoodzką aktoreczką. Było oczywiste, że fotografowano go w jej towarzystwie, a zdjęcia ukazywały się w popularnych tabloidach. Taki rozgłos wzbudzał odrazę w Troyu, który był jeszcze bardziej konserwatywny niż gospodyni Chayce’a.
Teraz Abby wpatrywała się w pierścionek, zachodząc w głowę, co też ją podkusiło, żeby przyjąć te nieszczęsne oświadczyny. Kochała Chayce’a, mimo że traktował ją bardzo chłodno i z dystansem. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby oddać serce bądź ciało komukolwiek innemu. Po czterech pełnych bólu latach stało się to dla niej oczywiste. Troy był taktowny i delikatny. Po jednym namiętnym pocałunku, którego Abby nie była w stanie odwzajemnić, ograniczył się do trzymania jej za rękę. Od czasu do czasu obdarzał ją tęsknym uśmiechem i wzdychał rozdzierająco.
Nie zorientował się, że Abby nie odczuwa do niego pociągu fizycznego. Miała nadzieję, że to się zmieni po ślubie.
Becky była akurat zajęta czymś w kuchni, gdy Abby weszła i nalała sobie szklankę mrożonej herbaty.
– Spragniona, co? – Siwowłosa kobieta uśmiechnęła się serdecznie. – Nic dziwnego, po takich porządkach. Od rana byłaś na strychu.
– Chowałam się – wyznała Abby.
Miała zgrabną sylwetkę, podkreśloną ubraniem. Dzisiaj miała na sobie obcisłe dżinsy i różowy top. Troyowi się to nie podobało, uważał taki ubiór za nieskromny. .
– Przed kim się chowasz? – spytała Becky.
– Przed Troyem. Znowu mnie zrugał.
– Co tym razem zrobiłaś?
– Nic takiego – prychnęła Abby. – Po prostu ozdobiłam rysunkami nowy samochód jego weterynarza.
– Och, nie – jęknęła Becky.
– Nie wyglądał wcale źle! Posłuchaj, nawet nie napisałam na nim żadnego brzydkiego słowa. Namalowałam tylko krowy i cielęta.
– Ojciec Troya jest diakonem w kościele baptystów. – Becky aż na chwilę zabrakło tchu z oszołomienia. – Troy uczy w szkole, na litość boską! A nowy weterynarz jest jego najlepszym przyjacielem.
– Wiem. – Abby oparła ręce na pełnych biodrach.– Na szczęście pan weterynarz ma wspaniałe poczucie humoru. Stwierdził, że to było przezabawne. Troy jednak miał inne zdanie. Był taki wściekły, że kiedy wychodziłam, nawet się do mnie nie odezwał. On jest taki zasadniczy. Trzeba go trochę rozruszać, ja tylko pchnęłam go we właściwym kierunku.
– W jaki sposób?
– Cóż, podpisałam go pod tymi malunkami. Że to niby on jest ich autorem.
– On cię zastrzeli. – Becky ukryła twarz w dłoniach. – Jego ojciec też cię zastrzeli.
– Jego ojciec mnie popiera – powiedziała Abby. – Mówi, że Troy traktuje siebie zbyt poważnie i że każdy powinien choć trochę znać się na żartach.
– Tak, i nawet pamiętam, kiedy to było – odparła Becky. – Powiedział to tylko po to, żeby powstrzymać szeryfa Henslera przed aresztowaniem cię, kiedy wycięłaś ten ostatni szalony numer.
– Nie był szalony – zaprotestowała Abby. – A Judd nigdy by mnie nie aresztował.
– Mogłaś wylądować w więzieniu!
– Przecież nikomu nic się nie stało.
– I dzięki Bogu! Wypuściłaś jednego z najlepszych młodych byków Sida Jacksona na ulice Whitehorn! Gonił biednego aptekarza aż do Hip-Hop Café!
– Przecież nie wszedł do środka – przypomniała Abby. – Zatrzymał się w drzwiach, odwrócił i pobiegł z powrotem do swojej zagrody! Zresztą to był potulny byczek, który chodził za ludźmi jak pies. Chciał tylko, żeby aptekarz go pogłaskał. – Abby wydęła wargi. – Poza tym, co to za aptekarz, który ucieka przed malutkim byczkiem?
– Ten byczek rozdarł spódnicę panny Ellison – parsknęła Becky. – A ona ma sześćdziesiąt pięć lat!
– To tylko dlatego, że go poklepała i on chciał, żeby to zrobiła jeszcze raz. Ona wcale się nie przestraszyła. Śmiała się.
– Chayce by się nie śmiał – mruknęła gospodyni.
– Chayce nigdy się nie śmieje. Irytowałam go, od kiedy skończyłam dziesięć lat. I nadal tak jest. Napisałam do niego, że wychodzę za mąż w sierpniu i prosiłam, żeby mnie poprowadził do ołtarza, a on nawet nie raczył mi odpowiedzieć.
– Może jeszcze nie dostał tego listu. Miał zamiar zabrać Delinę do Kalifornii po zakończeniu zdjęć do filmu na Bahamach. Nie powiedział dokładnie, kiedy to będzie. List może jeszcze do niego nie dotarł.
– Może. – Abby zwróciła wzrok na Becky. – Jaka jest ta Delina Meriwether?
– Urocza. Ma ciemne włosy, ciemne oczy i uwielbia Chayce’a.
– Może Chayce się z nią ożeni.
– Chayce się nie ożeni – oświadczyła Becky takim tonem, jakby nie miała co do tego żadnych wątpliwości. – Ciężko przeżył pierwszy zawód miłosny z Beverly Wayne. Miałaś wtedy dziesięć lat, więc zapewne nawet nie pamiętasz, jak bardzo cierpiał. Kochał ją. A ona chciała mieć tylko piękne rzeczy i tłumy adoratorów. Chayce jej nie wystarczał. Nakrył ją z kochankiem dzień po ich zaręczynach, a ona tylko się roześmiała. – Becky potrząsnęła głową. – Chayce miał dwadzieścia cztery lata i po raz pierwszy w życiu był zakochany. Myślę, od tego czasu nie ufa już żadnej kobiecie. Nawet Delinie, choć ona świata poza nim nie widzi.
Abby jeszcze bardziej przygnębiły te słowa. Dotychczas kobiety pojawiały się w życiu Chayce’a i znikały, a związek z Deliną trwał już ponad rok. Spędzało to Abby sen z powiek, ale mówiła sobie, że musi patrzeć do przodu, nie wstecz. Prośba, by Chayce poprowadził ją do ołtarza, miała być rodzajem testu. Jeśli się zgodzi, będzie to początek ich nowej relacji. On nigdy jej nie pokocha, ale może uda im się znaleźć jakiś rodzaj porozumienia.
– Kupiłaś już suknię ślubną? – zmieniła temat Becky.
– Chciałam poczekać do ustalenia dokładnej daty.
– Co cię wstrzymuje?
– Chcę, żeby Chayce tu był – odpowiedziała.
– Nie liczyłabym za bardzo, że się zgodzi.
– Ale dlaczego? – zdziwiła się Abby. – Opiekuje się mną, od kiedy skończyłam dziesięć lat.
– On ma… co innego w głowie.
– Mógłby przyjść z Deliną. Może zechciałaby być druhną, nie miałabym nic przeciwko temu.
– Jestem pewna, że by tego nie zrobił. – Becky rozwałkowała ciasto na placek. – Jest o ciebie zazdrosny. Od kiedy wspomniałaś o zaręczynach, zastanawiałam się, czy w ogóle wróci, dopóki tu będziesz. Chyba wiesz, że nie lubi Troya.
– Nie, nie wiedziałam. Kiedy on w ogóle widział się z Troyem, żeby wyrobić sobie o nim zdanie?
– Troy przyjechał do niego ostatniego lata, kiedy byłaś jeszcze w Kalifornii – wyjaśniła z ociąganiem Becky. – Chciał, żeby Chayce pobłogosławił wasze narzeczeństwo.
– Troy nigdy o tym nie wspomniał – wykrzyknęła Abby.
– Nie dziwię się. – Becky zrobiła znaczącą minę. – Chayce mu powiedział, że musisz najpierw dorosnąć, zanim zaczniesz myśleć o zamążpójściu. Nie był uradowany tą wiadomością. Podejrzewam, że kiedy otrzyma twój list w sprawie ślubu, wyjdzie z siebie.
– To zdumiewające. – Abby z trudem łapała oddech. – Myślałabym raczej, że będzie szczęśliwy, mając mnie wreszcie z głowy.
– Przez długi czas się tobą opiekował, Abby – powiedziała Becky. – Niełatwo mu będzie oddać cię innemu mężczyźnie.
– On mnie tutaj nie chce – powiedziała z goryczą Abby.
– To nieprawda!
– Prawda. Nie pofatygował się nawet na uroczystość rozdania dyplomów, a Troy tak. Podobnie jak moja przyjaciółka Felicity.
– Ale chyba nie dlatego wychodzisz za Troya za mąż?
– Pewnie, że nie. – Abby zesztywniała. – Wychodzę za niego, bo mamy wiele wspólnego i dobrze nam ze sobą.
– Kochasz go?
– Bardzo go lubię. – Abby umknęła wzrokiem w bok.
Becky zaczęła coś mówić, ale zrezygnowała.
– Skończę porządki na strychu – oświadczyła Abby, dopijając herbatę. – Jeśli przyjedzie Troy, to powiedz, że jestem w mieście.
– Zobaczy w garażu samochód – zauważyła Becky.
– Zostałam aresztowana i zabrali mnie samochodem policyjnym – wymyśliła na poczekaniu Abby.
Na strychu wygrzebała stary album ze zdjęciami. Należał do matki Chayce’a i zawierał masę jego zdjęć z okresu szkolnego. Już wtedy, pomyślała, wodząc palcem po jego chłopięcej twarzy, był niewiarygodnie przystojny. Miał oliwkową cerę i piękne czarne oczy pod gęstymi rzęsami i łukowatymi brwiami. Dłonie też były piękne, długie i szczupłe. Do dziś pamiętała ich dotyk na swojej nagiej skórze w podniecającej, tajemniczej ciemności jego gabinetu owej nocy dawno temu…
Zamknęła album tak gwałtownie, że aż uniósł się kurz. Nie powinna tego rozpamiętywać akurat teraz, przed zbliżającym się ślubem. Ma wyjść za mąż za Troya, urodzić dzieci i zapomnieć o tych bzdurach.
Zamknęła oczy i zadrżała lekko, usiłując sobie wyobrazić, że robi z Troyem to, co robiła z Chayce’em. Z żalem pomyślała, że miłość jest koniecznym elementem zbliżenia fizycznego. Reagowała na Chayce’a tak namiętnie tylko dlatego, że jej serce do niego należało. Troya szanowała, podziwiała i bardzo lubiła. Jednak coś w niej umierało, gdy tylko jej dotykał. Najwspanialszej chwili radości w życiu zaznała w ramionach Chayce’a. Nie było sensu udawać, że jest inaczej.
Zastanawiała się, czy postępuje uczciwie, wychodząc za Troya, skoro wciąż kocha Chayce’a. Gdyby istniała choć najmniejsza szansa, że pewnego dnia Chayce odwzajemni jej uczucia, nigdy by nie przyjęła tych oświadczyn. Niestety takiej szansy nie było. Nie było żadnej nadziei. Miała do wyboru albo to małżeństwo, albo samotne życie, bez partnera i dzieci.
Pogładziła okładkę albumu, żałując, że nie było jej dane poznać matki Chayce’a, która zmarła, gdy ona miała zaledwie dziewięć lat. Podobno była śliczna i jak mówiła Becky, ojciec Chayce’a tak nieprzytomnie ją kochał, że gdy jej zabrakło, wpadł w alkoholizm i wyładowywał swój żal na swoim jedynym dziecku. Biedny Chayce. Jego życie też nie było usłane różami. Na swój sposób bał się miłości.
– Abby! – usłyszała nagle głos Becky. –Troy przyjechał!
– Zaraz zejdę! – Podniosła się z taboretu i włożyła album do pudełka, żeby nie zostawić go na widoku.
W pewnym sensie wraz nim odkładała na bok swoje wspomnienia. Musi mieć pewność, że już nigdy ich nie wydobędzie. Wychodzi za mąż. I nie za Chayce’a.
Zjadła z Troyem lunch i wybrali się na przejażdżkę jego nowym czerwonym pikapem.
Troy poklepał deskę rozdzielczą.
– Czyż nie jest piękna? – spytał z uśmiechem.
Był rudowłosy i piegowaty, a kiedy się śmiał, piegi stawały się jeszcze wyraźniejsze.
– Dlaczego mówisz o pikapie w rodzaju żeńskim? – zdziwiła się Abby
– Bo coś tak pięknego nie może być mężczyzną – odrzekł.
Abby nie podzielała jego entuzjazmu dla pikapów, ale przynajmniej już nie był na nią zły, więc usadowiła się i zapięła pas.
– Chayce się odezwał? – spytał niespodziewanie.
– Jeszcze nie – odpowiedziała obojętnie, choć serce w niej podskoczyło na sam dźwięk jego imienia. – Becky mówiła, że mógł jeszcze nie dostać mego listu. Był na Bahamach z Deliną, kiedy go wysłałam, ale podobno pojechał z nią jeszcze do Hollywood po zakończeniu zdjęć do filmu.
– Nie lubisz jej – zauważył Troy.
– Nawet jej nie znam! – zaśmiała się Abby. – To sprawa Chayce’a, nie moja.
– Myślisz, że się pobiorą?
– W końcu musi się z kimś ożenić, bo na starość zostanie sam jak palec.
– To mu raczej nie grozi. Kobiety walą do niego drzwiami i oknami, nie może się od nich opędzić – zauważył Troy.
– Nie w ostatnim roku – odrzekła. – Spotykał się tyko z Deliną.
– Skąd to wiesz? Myślałem, że przez prawie cztery lata go nie widywałaś. Chociaż trudno w to uwierzyć. Mieszkacie przecież w tym samym domu.
– Chayce’a nie było w domu, kiedy ja przyjeżdżałam – powiedziała przez zęby.
– Dlaczego?
– O co ci chodzi, Troy? Masz jakiś problem?
– Chayce nie chce, żebyś za mnie wyszła, oto jaki mam problem!
– Chayce nie będzie mi mówił, za kogo mam wyjść. – Abby uspokoiła oddech. – Dziwię się, że coś takiego powiedział. Ja nawet kartki od niego nie dostałam.
– Mnie to nie dziwi – mruknął, obserwując drogę. – On wciąż myśli, że do niego należysz, ale zamierzam mu udowodnić, że się myli. Uważam, że powinniśmy już ustalić datę ślubu. Proponuję przyszły miesiąc.
Abby poczuła nagły skurcz żołądka. To za wcześnie, za wcześnie, za wcześnie…!
– Ty nie chcesz niczego przyspieszać, Abby? – spytał Troy. – Ty wcale nie chcesz za mnie wyjść.
– Chcę! – zaprotestowała, zwracając na niego oburzone spojrzenie.
– Okay – westchnął. – Myślałem, że zamierzasz się wycofać. Prawdę mówiąc, ojciec to zasugerował.
– Twój ojciec? Sid? Ale dlaczego? – zdumiała się.
– Powiedział, że byłaś zakochana w Derringerze.
Abby patrzyła na jego ręce oparte na kierownicy. Były tak zaciśnięte, że aż pobielały mu kostki palców. Uznała, że nie może dłużej go okłamywać, ale nie może też wyjawić pełnej prawdy.
– Rzeczywiście tak było – przyznała, nie patrząc na niego. – Byłam w nim nieprzytomnie zadurzona, kiedy miałam szesnaście lat. Zorientował się i odbyliśmy długą rozmowę. Dla mnie… niezbyt przyjemną. – Popatrzyła z powagą na Troya. – Jest ode mnie o piętnaście lat starszy i nie ma zamiaru się żenić. Wiedziałam, że dla niego nigdy nie będzie miało znaczenia to, co do niego czuję. – Zwróciła wzrok ku oknu. – Nie mogę przestać o nim myśleć. Nie potrafię. Jednak on nie odwzajemnia moich uczuć.
– Jeśli tak, to dlaczego latem próbował mnie odstraszyć?
– Jestem pewna, że tego nie robił – powiedziała zrezygnowana. – On tylko chce się upewnić, że będziemy dobrym małżeństwem. Przez wiele lat się mną opiekował. Może trudno mu się ze mną rozstać, choć nieczęsto się ze mną widuje.
– W końcu nie jesteś boską Deliną – powiedział Troy, nie wyczuwając, jak nietaktownie zabrzmiały te słowa. – Jest fantastyczną babką. Niewiele kobiet może się równać z boginiami Hollywood. Bóg mi świadkiem, że skacze mi ciśnienie, gdy tylko zobaczę jej zdjęcie w gazecie.
– Najwyraźniej Chayce’owi też. Z tego, co wiem, spędza z nią niemal każdą wolną chwilę.
– A jeśli kiedykolwiek zechce się ożenić, ona będzie na pierwszym miejscu listy kandydatek – dodał Troy i nagle zorientował się, że mógł zrobić Abby przykrość. – Nie chciałem, żeby to zabrzmiało tak, jakbym uważał, że ty nie jesteś ładna – zaczął się tłumaczyć. – Jesteś urocza i słodka. O ile się nie zachowujesz jak jeden z tych żartownisiów na moich lekcjach historii.
– Nie jestem ani zrównoważona, ani potulna – oświadczyła dobitnie. – Jeśli chcesz się ze mną ożenić, musisz mnie zaakceptować taką, jaka jestem.
– Jesteś w porządku, należałoby tylko dokonać kilku małych poprawek. Musisz trochę stonować swoje poczucie humoru i nauczyć się zachowywać z większą godnością w miejscach publicznych. A skoro już o tym mówimy, powinnaś mieć jeszcze dłuższe włosy – dodał, zerkając w jej stronę. – Nie lubię krótkich włosów u kobiet. Prawdę mówiąc, nie lubię też takich obcisłych dżinsów. Po ślubie będziesz musiała ubierać się bardziej statecznie. Bądź co bądź w moim zawodzie reputacja jest bardzo ważna.
Abby próbowała sobie wmówić, że to jakiś żart. Jednak Troy był jak najdalszy od żartów. Świadczył o tym niesłychanie poważny wyraz jego twarzy.
– Powinieneś był oświadczyć się Eve Payne – zauważyła, odnosząc się do jego koleżanki po fachu, będącej jej całkowitym przeciwieństwem.
– Och, Eve mnie nie lubi – machnął ręką Troy.
– Dlaczego?
– Uważa, że pokazując się z tobą, psuję sobie opinię!ROZDZIAŁ DRUGI
– Czy ja dobrze słyszę? – Abby z trudem opanowała wybuch wściekłości.
– Nie jesteś uosobieniem rozwagi, Abby. – Troy się roześmiał, ale nie był to śmiech radosny. – A po tej historii z bykiem wielu tutejszych mieszkańców uważa, że nie wiesz, co robisz. Moja matka zastanawia się nawet, czy nie powinnaś poddać się terapii.
Nie do wiary, czy ona dobrze usłyszała? Czy mężczyzna siedzący obok niej to ten sam miły, uprzejmy, uległy młodzieniec, który przez ponad rok był jej dobrym przyjacielem i jeszcze trzy miesiące temu błagał ją, żeby za niego wyszła? A więc powinna się poddać terapii? I nosić kok, długie spódnice i powściągnąć swój temperament…
– Nie denerwuj się, wiesz, że mam rację – dodał Troy. – Za długo już dokazywałaś. Potrzebowałaś silnej ręki, ale nigdy jej nie miałaś.
Owszem, miała, kiedy Chayce stanowił część jej życia. Ale kiedy się wycofał, nie było nikogo, kto by ją przywoływał do porządku. Zachowywała się nieodpowiedzialnie i prowokująco. Może w ten sposób starała się ściągnąć na siebie jego uwagę.
– To mi przypomina, że musimy porozmawiać o jeszcze jednej sprawie – kontynuował Troy.
– Bądź łaskaw powiedzieć, która jeszcze moja wada wymaga korekty – wycedziła przez zęby.
– Chcę, żebyś zrezygnowała z członkostwa w organizacji obrońców środowiska – powiedział. – Sprowadzanie wilków z powrotem na tereny naszych pastwisk jest rządową taktyką niszczenia prywatnej własności ziemi. To działalność wywrotowa, my nie potrzebujemy, żeby wilki porywały nasze bydło. To chyba potrafisz zrozumieć, prawda?
– Dziesiątki razy ci to tłumaczyłam. W dawnych czasach, zanim wilki zostały prawie całkowicie wytępione, ich ofiarą padały różne gryzonie. Drapieżniki przyczyniają się do zachowania równowagi w przyrodzie, a nie do jej zakłócania. Dziwię się, że zdajesz się tego nie rozumieć.
– Zgoda, w przyrodzie. – Troy obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. – Jednak hodowla bydła nie jest częścią przyrody. To biznes, jak każdy inny. Jeśli wilki będą się mnożyć, stada bydła będą się zmniejszać. Już i tak mamy dość kłopotów z prawami do wody i publicznymi pastwiskami. Nasi hodowcy wpadają w szał, bo bawoły w parku narodowym wałęsają się swobodnie i zarażają nasze bydło brucelozą. Wiesz, co to takiego? To choroba, która powoduje poronienia u krów. Zdajesz sobie sprawę, ile tracimy pieniędzy za każdym razem, gdy na świat przychodzi martwy cielak?
– Tak, wiem – przyznała Abby. – Chayce ma ranczo, poza tym czytam fachową prasę. Rozumiem twoje argumenty, ale nie dam za wygraną. Musimy zachować…
Nagle z bocznej drogi wyskoczył ogromny pikap z podwójną kabiną. Po godle rodziny Derringerów umieszczonym na karoserii poznała, że to jeden z samochodów z rancza Chayce’a. Ale nie prowadził go tak jak zazwyczaj przystojny Kirk Conroy, zatwardziały kawaler, który zarządzał ranczem pod nieobecność Chayce’a. Kirk bowiem, w przeciwieństwie do Chayce’a, zawsze jeździł ostrożnie, a tym razem samochód pędził na złamanie karku.
– A niech mnie – mruknął Troy, zjeżdżając na pobocze, kiedy pikap zrównał się z nimi. – Chyba przed chwilą mówiłaś, że Chayce nie wraca do domu.
– Bo tak myślałam – wycedziła Abby przez zęby.
W bocznym oknie samochodu zobaczyli jego twarz. Czarne oczy błyszczały złowrogo w twarzy tak przystojnej, że gdziekolwiek by się znalazł, przyciągałby wzrok zachwyconych kobiet. Włosy miał tak samo czarne jak oczy. Abby po raz kolejny pomyślała, że nigdy nie spotkała równie przystojnego mężczyzny.
– Jak się masz, Chayce? – zawołał Troy ze sztucznie radosnym uśmiechem.
Chayce nie odpowiedział. Siedział jak wykuty z kamienia, wyraźnie ignorując Troya. Wzrok skupił na Abby, która odwzajemniła spojrzenie. Prawie cztery lata się nie widzieli, a on nawet się do niej nie uśmiechnął,
– Myślałam, że jesteś na Bahamach – rzuciła oschle.
– Byłem. Dziś rano dostałem twój list – odpowiedział. – Przesłano go do Kalifornii, więc trochę to trwało. – Przeniósł wzrok z Abby na Troya i z powrotem. – Co to za bzdura z tym waszym ślubem?
– Bzdura? – oburzył się Troy. – My… my tylko chcemy się pobrać, Chayce. Nic nie musisz w tej sprawie robić, jedynie poprowadzić Abby do ołtarza w zastępstwie jej ojca. Ja kupię nawet suknię ślubną…
– Suknię ja kupię – oświadczył Chayce jadowitym tonem. – Oczywiście dopiero wtedy, gdy Abby rzeczywiście będzie wychodzić za mąż.
– Słyszałeś, co powiedział – włączyła się Abby, unosząc brodę i patrząc Chayce’owi prosto w twarz. – Pobieramy się. I prawdopodobnie przyspieszymy ceremonię.
– Dlaczego wam tak spieszno do ołtarza? Ona jest w ciąży? – zapytał takim tonem, że Troy odruchowo objął ramieniem Abby, jakby ją chciał ochronić.
– Jak śmiesz, Chayce! – Abby omal nie zakrztusiła się z wściekłości.
– Ona… ona… nie… nie, no coś takiego! – jąkał się oburzony Troy.. – Na Boga, ja mam odpowiedzialny zawód i jestem przyzwoitym członkiem naszej społeczności!
– Skończmy tę bezsensowną rozmowę, ona do niczego nie doprowadzi – włączyła się Abby.
Chayce zmrużył oczy. W takim nastroju był groźny. Abby czuła dreszcz przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa. Ramię Troya też nie było tak stabilne, jakby sobie tego życzył.
– Porozmawiamy w domu – powiedział Chayce po chwili.
Skinął głową Troyowi, podniósł szybę i dodał gazu, pozostawiając za sobą smugę kurzu.
– Uff! – odetchnął Troy, cofając ramię. – O co mu chodzi? W zeszłym roku był przeciwny, to jasne, ale teraz jesteś już pełnoletnia. Nie może ci niczego zakazać.
– Nie mam pojęcia, dlaczego tak się wścieka. W każdym razie on nie będzie decydował, kiedy mogę wyjść za mąż – niemal warknęła.
– No, no, kochanie, tylko z nim nie wojuj – ostrzegł. – Nie możemy zrobić sobie z niego wroga. To tutaj nie byle kto.
– Chyba się go nie boisz?
– Pewno, że nie. – Troy zaśmiał się sarkastycznie. – A teraz jedźmy na ranczo. Chcę ci pokazać nasze nowe byki. – Zerknął na nią podejrzliwie. – Nie zrobisz chyba niczego szalonego przy moim ojcu, prawda?
– Nie – odpowiedziała Abby zrezygnowana. – Będę bardzo grzeczną dziewczynką.
– Mam nadzieję – mruknął Troy.
Pomyślała o tych słowach później, kiedy Troy odwiózł ją do domu, ale nie wszedł z nią do środka. Dezercja w obliczu bitwy, mruknęła poirytowana, obserwując, jak odjeżdża z piskiem opon. Opiekun się znalazł!
Było już ciemno. Z niechęcią myślała o spotkaniu z Chayce’em ponurym jak chmura gradowa. Z drugiej strony, po co jej kolejny opiekun? Miała tylko jednego, Chayce’a, którego znała od dziesiątego roku życia. Może zastraszyć cały świat, ale ona się go nie boi.
Skrzyżowała szczupłe ramiona i bojowo nastawiona wkroczyła do holu. Rozczarowała się, że Chayce na nią nie czeka. Przez całe popołudnie nastawiała się na spotkanie z nim, a tymczasem on znowu gdzieś zniknął. Ale czegóż się mogła spodziewać? Przez całe lata jej konsekwentnie unikał. Nic nie wskazywało, żeby to się nagle zmieniło.
– To ty, Abby? – Dobiegł z gabinetu niski głos z teksańskim akcentem.
Podeszła na próg i zajrzała do środka. Chayce rozłożył się wygodnie na skórzanym fotelu, skrzyżował nogi, w szczupłej ręce trzymał kieliszek brandy. Ciemny pokój rozświetlała tylko lampka stojąca obok fotela.
– Tak, to ja – odpowiedziała, ale nie weszła do środka.
Z tym miejscem łączyły się wspomnienia, do których nie miała ochoty wracać. Były zbyt bolesne i zawsze wytracały ja z równowagi, a teraz, w obliczu konfrontacji, powinna zachować spokój.
– Wejdź – powiedział spokojnie Chayce. – Musimy porozmawiać.
– Nie mamy o czym – oświadczyła z godnością. – Mam już dwadzieścia jeden lat. Jestem dorosła, nie możesz mi niczego zakazać.
Chayce obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów – miała na sobie obcisłe dżinsy i przylegający do ciała T-shirt.
– Zaokrągliłaś się – stwierdził.
– Wszystkie małe dziewczynki kiedyś dorastają – zauważyła z kpiącym uśmiechem.
– Faktycznie. – Chayce pociągnął potężny łyk brandy. – Wejdź i zamknij drzwi, Abby.
– Wolę zostać tu, gdzie stoję – wykrztusiła z trudem. – Mów szybko, co masz do powiedzenia. Usłyszę.
– Powiedziałem, żebyś weszła i zamknęła drzwi! – Jego głos, niski i łagodny, potrafił być niekiedy ostry jak brzytwa.
Weszła z ociąganiem do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Ale nie oddaliła się od nich. Chłodne drewno, o które się opierała, dawało jej złudne poczucie bezpieczeństwa.
Chayce też się nie ruszył. Wciąż nie spuszczał oczu z jej sylwetki, szukając wszystkich zmian, jakie w niej zaszły. Cóż, cztery lata to szmat czasu.
– Serce wyskoczy ci z piersi – zauważył. – Z każdym jego uderzeniem widzę, jak unosi się tkanina twojej bluzki.
Ta uwaga jeszcze pogorszyła sprawę. Abby nerwowo przełknęła ślinę i skrzyżowała ręce na piersi.
– Co masz mi do powiedzenia? – spytała chłodno.
– Tak naprawdę to nie wiem – przyznał, wzdychając ciężko. – Nie widziałem cię cztery lata. Jesteś starsza, trochę przybrałaś na wadze. Mówisz, co myślisz, ale przecież nigdy się mnie nie bałaś. Troy tak. Zauważyłaś, jak się trzęsie? – dodał, uśmiechając się kpiąco.
– Tu nie ma się z czego śmiać – prychnęła Abby, zła, że to zauważył. Chciała, by jej narzeczony był uważany za honorowego i nieustraszonego mężczyznę.
– Kiedy mnie to wszystko śmieszy – odparł. – Ten wasz absurdalny pośpiech, to całe zamieszanie, jakby was ktoś popędzał. Naprawdę nie musisz ustanawiać nowych rekordów szybkości w biegu do ołtarza.
– Mój ślub to nie twoja sprawa – żachnęła się.
– Akurat.
– Wiem, ile ci zawdzięczam – odpowiedziała. – Doceniam to, ale nie jestem twoją własnością, a właśnie tak mnie traktujesz. Po co wróciłeś? – spytała żałośnie. – Dlaczego nie zostałeś tam, gdzie byłeś? Nic cię nie obchodzi, czy wyjdę za Troya, czy za kogoś innego, jesteś tylko zły, że poprosiłam cię o poprowadzenie mnie do ołtarza.
Chayce dokończył brandy, wciąż mierząc Abby uważnym wzrokiem.
– Tak, jestem zły – przyznał. – Nie jestem na tyle stary, żeby być twoim ojcem – powiedział wyjątkowo łagodnym tonem.
– Co innego mówiłeś cztery lata temu – przypomniała mu zduszonym głosem. – Mówiłeś… – urwała w połowie zdania.
– Leżałaś w moich ramionach, w tym pokoju, na tej sofie – wspominał, bawiąc się pustym kieliszkiem. – Twoja bluzka znalazła się na podłodze, ja miałem rozpiętą koszulę. Obejmowałem cię, całowałem, dopóki oboje nie zaczęliśmy się trząść jak liście na silnym wietrze. Przycisnąłem usta do twoich nagich piersi, a ty chwyciłaś moją głowę i przyciągnęłaś mnie do siebie tak rozpaczliwie, jak gdyby od tego zależało twoje życie. Tak, wszystko pamiętam, jakby to było wczoraj.
– Przestań, proszę. – Abby zamknęła oczy i odruchowo jeszcze mocniej przylgnęła do drzwi. Dlaczego nie została w holu? Dlaczego posłuchała tego irytującego mężczyzny?
Fotel zaskrzypiał, kiedy Chayce się podniósł, odstawił kieliszek i ruszył w jej stronę. Uniosła rękę w obronnym geście. Nawet tego nie zauważył. Oparł ręce o drzwi po obu stronach jej głowy i spojrzał prosto w jej spłoszone oczy.
– Położyłem cię na plecach, miałem nogi między twoimi nogami – ciągnął schrypniętym głosem. – Płakałaś. Rozpiąłem ci dżinsy i… wtedy zadzwonił telefon. Pamiętasz, co powiedziałaś? Błagałaś, żebym nie odbierał. Szeptałaś, że mnie pragniesz, że za chwilę zemdlejesz z niezaspokojenia. – Oczy Chayce’a rozbłysły. – Dotykałem cię…
Abby nie mogła znieść tych wspomnień. Zaszlochała i ukryła twarz w jego piersi.
– Przestań! – jęknęła.
Potarł twarz o jej policzek, równocześnie tak się pochylając, że biodrami przylgnął do jej bioder, wyraźnie podniecony. Zadrżał, po czym przesunął usta wzdłuż jej mokrego policzka, by dotknąć jej warg.
Czas między „wtedy” a „teraz” przestał istnieć. Nie opierała się, rozchyliła usta tak, jak ją tego nauczył tamtej nocy. Sięgnęła do jego koszuli i trzęsącymi rękami zaczęła szukać guzików.
– Rozepnij – szepnął Chayce. – Dotknij mnie!
Nie powinna tego robić. Jest przecież zaręczona. Ma na palcu pierścionek od Troya. Przyjęła jego oświadczyny. Ale to Chayce jest mężczyzną, którego pragnęła od zawsze i którego będzie zawsze pragnąć. Nerwowo rozpięła guziki i zaczęła go pieścić, czując znajome ciepło twardych mięśni pokrytych kręconymi włoskami. Oderwała usta od jego ust i przycisnęła je do jego piersi, rozkoszując się jego świeżym zapachem, smakiem jego skóry, którą czuła pod wargami.
– To się nigdy nie skończy – wymamrotał Chayce, wsuwając ręce pod jej T-shirt. – Próbowałem trzymać się z dala od ciebie. Bóg mi świadkiem, że próbowałem, z całych sił… Dobrowolnie skazałem się na męczarnie.
Abby uniosła ku niemu twarz, obserwując go, kiedy ściągał jej stanik, a potem czule pieścił jej piersi. Wstrzymał oddech, poczuwszy pod palcami jej skórę. Kciukami i palcami wskazującym ujął sutki i uciskał je lekko, aż stwardniały i się zaróżowiły. Oczami szukał jej oczu.
– Wiesz, czego chcę – szepnął.
Wiedziała. Nie zważając na swoją niewinność i na obietnicę złożoną Troyowi, jednym ruchem ściągnęła top i rzuciła go na podłogę. Uniósłszy lekko plecy, pozwoliła mu patrzeć na swoje pełne jędrne piersi, drżąc z pożądania, którego już kiedyś doświadczyła.
– I ty wiesz… czego ja chcę – wyszeptała.
– Tak. – Dotknął ostrożnie, jakby z czcią, jej piersi i pochylił głowę. Powoli, z czułością ujął w usta jej sutek zaczął go ssać w gorącej, pełnej napięcia ciszy pokoju.
Drugą rękę wsunął pod jej plecy i uniósł ją lekko, przyciskając do swoich bioder. Wyczuła, jak bardzo jest podniecony.
– Kiedy z tobą jestem – wyszeptał z ustami przy jej piersi – mógłbym tak trwać całą noc. Mógłbym kochać się z tobą bez końca i pragnąć cię wciąż od nowa. Nigdy bym się tobą nie nasycił.
Abby położyła dłonie na jego płaskim brzuchu, ledwie go dotykając. Uniósł głowę i spojrzał jej w oczy, w których zobaczył lęk połączony z cierpieniem i podnieceniem. I miłość.
Tkwiła nieruchomo w jego uścisku, nie protestując, nie opierając się, nie czując wstydu ani zażenowania.
Chayce patrzył na jej ciało, poddające mu się, uległe, błagalne. Dotykał jej i pieścił, a ona coraz gwałtowniej drżała i łkała z dojmującej tęsknoty. Wreszcie zamknął ją w ramionach i lekko uniósł, z trudem opanowując chęć rzucenia jej na podłogę i zniewolenia.
– Och, na Boga – szeptała, przyciskając usta do jego szyi. – Dlaczego? Dlaczego? Co się z nami dzieje?
– Nie wiem, dlaczego tak na siebie reagujemy – odpowiedział również szeptem, przyciskając ją do siebie jeszcze mocniej i przymykając oczy, żeby napawać się jej dotykiem – Nigdy nie straciłem głowy dla żadnej innej kobiety, tylko dla ciebie. Zupełnie jakbym oszalał na twoim punkcie. – Ukrył twarz w jej piersiach.
– Nie możemy… się położyć? – wykrztusiła.
– Dziecinko, jeśli się położymy, w ciągu dwóch minut będziesz moja. Nawet nie zdążę cię do końca rozebrać.
Abby przycisnęła usta do jego ciepłego ramienia i znowu gwałtownie zadrżała. Nogi odmawiały posłuszeństwa, kręciło jej się w głowie.
– Tak – westchnęła.
Chayce jęknął głucho. Nic nie mógł poradzić. Musiał to zrobić. Musiał, to było silniejsze od niego.
Odwrócił się ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Zaczął się cofać w stronę sofy i kiedy Abby popatrzyła na niego, wiedział, że już się nie powstrzyma. Czuł niemal jej ciało pod swoim, czuł, że ona się zgadza, czuł, że może nią zawładnąć i że musi się to stać jak najprędzej.
Abby przywarła do niego, gotowa na wszystko, spragniona, by do niego należeć. Nareszcie, pomyślała rozgorączkowana, kiedy przycisnął ją jeszcze mocniej. Nareszcie! Tak długo na to czekałam…
Właśnie miał ją położyć na sofie, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi, tak głośny, że wydawało się, jakby w gorącej ciszy pokoju wybuchła bomba.
Patrzyli na siebie, jakby nagle ocknęli się z oszołomienia. Chayce ściągnął brwi na widok jej nagich piersi przyciśniętych do swojej klatki piersiowej, jej ramion ciasno oplatających jego silny kark. Ona też wpatrywała się w jego obrzmiałe wargi, które tak zachłannie brały ją w posiadanie, w jego oczy, które mówiły jej, jak rozpaczliwie jej pragnie.
Tymczasem rzeczywistość boleśnie przywróciła ich do świadomości. Piękny sen się skończył, zanim na dobre się zaczął.
Chayce postawił ją na nogi i przytrzymał chwilę, żeby złapała równowagę. Wciąż nie spuszczał wzroku z jej piersi, jakby nie był w stanie oderwać od nich oczu. Pogładziwszy je delikatnie, poczuł, jak jej ciało sztywnieje. Usłyszał cichy okrzyk rozkoszy, który wydobył się z jej ust.
– Ktoś przyszedł – szepnęła.
– Wiem. – Pochylił głowę i delikatnie pocałował jej miękką pierś. – Pragnę cię. Szaleńczo.
– Ja też cię… pragnę.
Potarł policzek o jej pierś i przytrzymał ją mocno.
– Och, wielkie nieba, Abby! – jęknął.
– Wiem. – Pogłaskała jego wilgotne włosy, przymykając oczy. – Wiem, Chayce, wiem.
Wiedziała, dlaczego drży. Uspokajała go najlepiej, jak potrafiła, równocześnie zastanawiając się, czy drzwi są zamknięte na klucz. Jeśli nie, a ktoś je otworzy i wejdzie tutaj…
Rozległo się energiczne pukanie.
Chayce uniósł głowę, wciąż drżąc na całym ciele.
– Co tam? – odezwał się tonem, który nie zachęcał do wejścia.
– Chayce? – odezwał się z wahaniem Kirk Conroy, jego zarządca i dobry przyjaciel. – Możesz przyjść na moment do obory? Musieliśmy wezwać weterynarza do tych jałówek, które poroniły i on chce z tobą mówić.
– Zaraz będę – rzucił Chayce.
Usłyszeli oddalające się kroki. Chayce trzymał Abby za ręce. Patrzył na nią tak, jakby nie mógł znieść myśli, że musi się od niej oddalić. Pociągnął ją do drzwi, sięgnął do tyłu i szybko zamknął je na klucz. W jego czarnych oczach błyszczało pożądanie.
– Nie możemy – wyszeptała Abby.
– Dlaczego? On nie wróci.
– Chayce… jestem… zaręczona… – wyjąkała.
Spuścił wzrok na jej piersi, odwrócił ją ku sobie i przycisnął do piersi.
– Czy z nim czujesz to samo? – spytał niepewnie, bojąc się usłyszeć odpowiedź. Mimo to chciał wiedzieć.
– Ja nie… nie mogę… robić tego… z nim – wykrztusiła i zarumieniła się mocno, coraz bardziej zawstydzona.
Chayce skamieniał. Uniósł głowę i utkwił wzrok w jej pokrytej rumieńcem twarzy.
– Nigdy? – spytał szeptem.
– Nigdy. Jak bym mogła? – zaszlochała, patrząc na niego z rozpaczą. – Kocham ciebie. Do diabła, Chayce, ja cię kocham! Troy jest miły, ale moje serce należy tylko do ciebie.
Chayce scałował jej łzy i smakował usta z niespotykaną czułością, ująwszy w ciepłe, silne dłonie jej twarz.
Po kilku długich minutach wypuścił ją z ramion i delikatnie odsunął od siebie. Starł łzy z policzków, obserwując ją spod zmarszczonych brwi. Był zły czy zmartwiony? Nie umiała rozszyfrować jego emocji.
Poczuła nagły chłód, gdy nie było przy niej jego ciepłego ciała. Sięgnęła po leżący na podłodze biustonosz i top.
– Twoja… koszula – powiedziała.
Chayce schylił się, podniósł ją i włożył.
– Wszystko w porządku – stwierdził ze spokojem. – Nic się nie wydarzyło. Mało brakowało, ale…
– Tak, nic się nie wydarzyło. – Głos Abby się załamał.
Chayce odetchnął głęboko.
– To może lepiej, że chcesz przyspieszyć ślub – powiedział z chłodną pogardą dla samego siebie. – To może być jedyna rzecz, która uchroni cię przede mną.
– Nie rozumiem.
– Czyżby? – zaśmiał się sarkastycznie. – Ani mi było w głowie, że tego wieczoru zbliżę się do ciebie – powiedział. – Zamierzałem cię zatrzymać w połowie pokoju i zaproponować, że poprowadzę cię do ołtarza. – Zacisnął szczękę. – I widzisz, czym to się skończyło. Nie mogę nawet przebywać z tobą w jednym pokoju, żeby się nie podniecić, i to po czterech latach trzymania się od ciebie na dystans!