Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Skreślony - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 sierpnia 2024
Ebook
39,99 zł
Audiobook
44,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skreślony - ebook

Oni nie mieli prawa być razem, ale prawo w ich świecie nie obowiązuje.

Conner Wiseman był moim jedynym przyjacielem. Do czasu, aż o mnie zapomniał. Gdy wrócił do mojego życia na jedną noc, znienawidziłam go całkowicie.

Dziesięć lat później Conner jest wielbioną przez całe miasto gwiazdą futbolu. Ja stanowię jego przeciwieństwo. Kryminalny półświatek to moje dziedzictwo, z którego nie jestem dumna. Tkwię w potrzasku brutalnej rzeczywistości i czuje, ze przeszłość, od której chcieliśmy uciec, wkrótce nas dopadnie, a tajemnica ukrywana za uśmiechem złotego chłopca wyjdzie na jaw. Niedokończone sprawy, rachunki do wyrównania i to wszystko wplatane w relacje, która nie mogła być prosta.

Myślałam, że wiem, jak się w nim nie zakochać... Nie wiedziałam. Myślał, że wie, czego może się po mnie spodziewać... Nie wiedział.

Trzeci tom bestsellerowej serii „Odmieńcy z West Emerald”.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-838-0005-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Conner Wiseman był kiedyś chłopakiem moich marzeń.

Po wypadku o mnie zapomniał.

Znienawidziłam go za to.

Postanowiłam więc sprawić, żeby i on mnie znienawidził.

Minęło dziesięć lat i teraz Conner jest gwiazdą futbolu, kochaną przez wszystkich w mieście.

O mnie mówi się jako o bezwzględnej dziedziczce kryminalnego imperium ojca.

Za uśmiechem złotego chłopca kryje się jednak ponura prawda o legendzie Connera.

A ja tkwię w znienawidzonym brutalnym świecie ogromnego ryzyka.

Może przeszłość od zawsze miała nas dopaść?

Mamy niedokończone sprawy. Stare porachunki do wyrównania.

Teraz Conner myśli, że wie, w co się ze mną pakuje.

Nie wie.

Mnie się wydawało, że wiem, jak się w nim nie zakochać.

Nie wiedziałam.

Zawsze był moją słabością.

A teraz stanę się jego zgubą.

W końcu historia taka jak nasza nie może być prosta.

Nie, będzie najbardziej poplątana ze wszystkich...

PROLOG

HAVEN

Kiedyś w liceum...

Minęło pół godziny, które spędziłam na przemyśleniach.

I doszłam do wniosku, że najbardziej do bani jest to, że zajmowałam się własnymi pierdolonymi sprawami, jedząc przypaloną pizzę ze stołówki i czytając na telefonie fanfiki o Harrym Potterze.

To właśnie wtedy Abby Pressman, która chodzi z kołkiem w dupie, odkąd straciła stanowisko kapitanki drużyny siatkarskiej, podjęła złą decyzję, by przywlec swoje chude, pokryte samoopalaczem nogi do mojego stolika tylko po to, by mi utrzeć nosa.

– Hej, Marchenko, pomóż rozstrzygnąć spór. Kiedy Conner Wiseman cię rozdziewiczył, to był to akt miłosierdzia, czy też zapłaciłaś mu kasą ojca gangusa czerpaną z prostytucji? – zapytała, a potem ryknęła śmiechem.

Rechotem zaniosły się też stoliki wokół.

Personel stołówki rżał (może nie do końca, ale upokorzenie i tak było epickie).

W chwili triumfu Abby oparła ręce na kościstych biodrach i przerzuciła lśniące włosy przez ramię, jakbym nie mogła ich wyrwać razem z cebulkami, kiedy tylko zechcę.

Jeśli chodzi o resztę dupków, którzy chichotali z radości w swoich kraciastych szkolnych mundurkach, to dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich nie było nawet warte spojrzenia.

Próbowałam wyjść.

Abby mnie przyblokowała.

Popchnęłam ją.

Uderzyła mnie.

Szkoda, że nikt jej nigdy nie nauczył, jak się bić.

Dodatkowo szkoda, że mam mocną rękę.

Natychmiast rozpętało się piekło.

Licealne naparzanki to pestka, ale bójki dziewczyn to inna para kaloszy. Ludzie przeskakiwali stoły, jakby gnali w stronę hałdy szmalu. Deptali się nawzajem, by mieć jak najlepszy widok, i ujadali jak wilki. Gdzieś w tym hałasie siostra wykrzyczała moje imię.

Abby chyba nigdy wcześniej nie widziała własnej krwi, ponieważ gdy trysnęło jej z nosa jak z hydrantu przeciwpożarowego, zaczęła wrzeszczeć, jakby została co najmniej postrzelona.

Przedstawiłam swój punkt widzenia. Nie miałam zamiaru uderzyć jej ponownie.

Ale czyjeś absurdalnie silne ręce i tak chwyciły mnie za ramiona, szarpiąc do tyłu, jakby trzeba było powstrzymać mnie przed zamordowaniem biednej, bezbronnej Abby.

Odwróciłam się gwałtownie. Złapał mnie chłopak, który nie miał bladego pojęcia o tym, że złamał mi serce.

– Haven – powiedział.

– Pieprzę cię – odpowiedziałam.

– I to nie pierwszy raz! – krzyknął ktoś.

– HA, HA, HA, HA! – odkrzyknęła reszta.

Ignorując rozszalałą tłuszczę, chwyciłam plecak i wybiegłam ze stołówki, po drodze przewracając gapiów i zapominając, że daleko nie zajdę, bo dziś to Lita ma kluczyki do samochodu.

Moja podróż została skrócona jeszcze bardziej, gdy trener futbolu chwycił mnie za łokieć i zaciągnął do gabinetu dyrektorki Obciągary z poleceniem nieruszania się stamtąd.

No i nadal tu jestem.

Liceum West Emerald może być najlepiej znane jako pozłacana klatka dla bogatych dzieciaków, ale na straży jego intelektualnego prestiżu stoi zbiór sztywnych zasad zachowania.

Dziś nie po raz pierwszy złamałam jedną z nich. Wątpię, by miało większe znaczenie, kto wszczął bójkę. Liczy się to, jak ją zakończyłam.

Gdy wpatruję się pustym wzrokiem w szklaną ścianę z widokiem na główny korytarz kampusu szkolnego, jakieś trzy laski z drugiej klasy przystają w połowie przechadzki i rozchichotane trącają się łokciami. Jedna z nich podnosi telefon, by cyknąć mi zdjęcie, gdy siedzę tu wkurzona, a ciemne plamy krwi zdobią mój szkolny mundurek.

To nie moja krew. W tej chwili jednak nie bawi mnie niczyje rozszczebiotane zainteresowanie. Powoli wystawiam środkowy palec jako ostrzeżenie.

Wszystkie trzy opuszczają głowy i pospiesznie ruszają korytarzem. Mądre dziewczyny.

Tymczasem z gabinetu dyrektorki nie dochodzą żadne oznaki życia, a minuty wciąż mijają.

– Czy ktoś wie, że tu siedzę? – zadaję pytanie sekretarce, która zszywa papiery przy biurku, fałszując coś pod nosem.

Przerywa nucenie i zszywanie, ale nie patrzy na mnie.

– Jestem pewna, że to nie potrwa długo.

Wznawia buczenie. Wydaje mi się, że to piosenka z Grease, ale nie mam dobrego słuchu, a ona nie potrafi śpiewać.

Najgorsze jest krzesło, na którym siedzę. Z wysokim oparciem, bez poduszki i niewygodne jak ławka w kościele. Nie mogę się nawet zgarbić, a tyłek mi drętwieje.

Mój telefon pobrzękuje w nieregularnych odstępach czasu, natarczywie jak pies żebrzący o jedzenie. Jest w plecaku, który postawiłam sobie przy stopach. Dzwonią albo matka, albo siostra. Nie trzeba mi przypominać, że spierdoliłam. Bardzo dobrze to wiem.

Drzwi po prawej w końcu się otwierają i z gabinetu wychodzi Brett Halloway, trzymając rękę na rozporku. Nie miałam pojęcia, że tam był. Jest w ostatniej klasie. Zawsze tu są. Chłopcy, którzy wychodzą z gabinetu z uśmiechami na napalonych twarzach po prywatnej sesji doradczej z dyrektorką Obciągarą, która zyskała przydomek z oczywistego powodu.

Brett pochyla się nade mną i z uśmiechem pociera krocze.

– Jeszcze ciepłe. Możesz być następna.

– Dupek. – Kopię go w goleń.

Buczenie z recepcji staje się głośniejsze. Tym razem to You Are My Sunshine.

Dziwny wybór.

Uwielbiałam tę piosenkę, kiedy byłam dzieckiem. Babcia śpiewała ją mnie i Licie. Wymyślałyśmy nawet własne słowa. Babcia nie żyje od dziesięciu lat, a moja bliźniaczka i ja nie śpiewamy już razem piosenek. Prawie ze sobą nie rozmawiamy.

Brett wykonuje nieprzyzwoity gest, wypycha językiem policzek, a potem rusza do drzwi.

Kurwa, jak ja nienawidzę tego miejsca.

Rozlega się dzwonek i w ciągu dziesięciu sekund korytarze się zapełniają. Zaczynam się zastanawiać, czy nie utknę na tym cholernym krześle do Bożego Narodzenia.

Ale Olivia Davison (znana także jako dyrektorka Obciągara) w końcu decyduje się wyjść ze swojej jaskini. Oczami wodzi tuż nad moją głową, a jej wysokie obcasy zbliżają się do blatu, przy którym refren You Are My Sunshine nagle się urywa.

Nie wiem, jak ktokolwiek może chodzić w takich szpilach. Są jak szczudła. Moim zdaniem pewnego dnia naukowcy zakażą szpilek, uznając je za narzędzie tortur. Lita ma bogatą kolekcję butów na obcasie, ale ja nigdy nie zostanę przyłapana na noszeniu tego gówna, chyba że pod przymusem.

Mój telefon znów brzęczy. Ponownie go ignoruję.

Olivia recytuje serię nudnych zarządzeń administracyjnych. Nie wymienia mojego imienia. Może nikt by nie zauważył, gdybym wstała i wyszła.

Widzę stąd całą drogę na dziedziniec, na którym jest jak w ulu. Uczniowie przechadzają się w różnym tempie. Od dawna mam w nawyku skanowanie tłumów w poszukiwaniu Connera, więc jego widok mnie nie szokuje. Uwielbia przesiadywać przy fontannie na dziedzińcu i rzadko spieszy się na zajęcia.

Conner jak zwykle jest w towarzystwie swoich dwóch kuzynów, Micaha i Gage’a. Miło jest mieć kuzynów, których się naprawdę lubi. Moi to ohydne wiadro samczych odchodów. Unikam ich.

Conner wygląda dość ponuro. Ramiona ma skrzyżowane na szerokim torsie i mówi coś do Micaha, który jak zwykle ma wkurw na twarzy, jakby od popełnienia zabójstwa dzieliła go tylko jedna zniewaga. Gage stoi po drugiej stronie i dla odmiany się uśmiecha, co prawdopodobnie ma coś wspólnego z ładną brunetką uwieszoną jego ramienia.

Wydaje się, że tej dziewczynie wszystko przychodzi łatwo. Zazdroszczę jej tego.

Dani Gallagher ma trudną historię i nie ma rodziców. Mieszkała z wujkiem pisarzem w gównianej dzielnicy, dopóki facet nie dorobił się majątku, a następnie ożenił z durną matką Micaha.

Mimo to Dani zasługuje na słowa uznania. Wszyscy na dzielni wierzą, że sra tęczą. Nawet moja siostra, dusza towarzystwa, wyśpiewuje pochwały na jej temat. Nowe dzieciaki bez rodowodu nie cieszą się tutaj zbytnią uwagą, ale w ciągu kilku krótkich miesięcy Dani z nieznanej, myszowatej nowej laski przeszła do grania głównej roli we wszystkich dramatach związanych z trzema książętami West Emerald.

Krążą plotki, że pieprzy się z nimi wszystkimi. Z Connerem, Gage’em i Micahem. W tym samym czasie, chociaż nie wiem, jak by to miało wyglądać. W każdym razie mam wątpliwości, czy to prawda. Obserwowałam ją uważnie i z tego, co widziałam, ma na oku tylko Gage’a.

Ale już wcześniej bardzo myliłam się co do ludzi.

– Haven. – Olivia Davison wyrywa mnie z transu. Rozpakowuje bladozieloną miętówkę. – Nie mogłam się dodzwonić do twojej matki.

Nic dziwnego. Moja matka nie jest zainteresowana złymi wiadomościami. Eksmąż płaci jej wystarczające alimenty, by siedziała cicho, i można bezpiecznie założyć, że albo jest obładowana siatami z zakupami, albo leży w spa z plasterkami ogórka na oczach i wyciszonym telefonem.

Miętowy krążek zostaje wepchnięty pomiędzy szkarłatne usta Olivii.

– Więc nie miałam innego wyjścia, jak zadzwonić do ojca. Już jedzie. Porozmawiamy, kiedy tu dotrze.

Kurwa. Kurwa. O KURWA, JA PIERDOLĘ.

Ta wiadomość mnie zaskoczyła. Od czterech miesięcy nawet go nie widziałam. Trudno uwierzyć, że pojawi się tutaj, aby zająć się stołówkową szarpaniną.

Jestem pewna, że na mojej twarzy maluje się przerażenie. Kącik ust Olivii Davison się unosi. Rozlega się odgłos chrupania, gdy miażdży cukierka. Zostawia mnie, bym mogła przerobić w myślach tę rewelację, i zamyka drzwi do swojego gabinetu.

Gniew Arica Marchenki raczej buzuje, niż wybucha. Nie martwię się, że oberwę. To matka wymierza ciosy, ale ostatnim razem, gdy to zrobiła, oddałam jej tak mocno, że nie sądzę, by miała to powtórzyć. Ojciec jednak oczekuje od córek pewnego standardu zachowania, a jego chłodne rozczarowanie jest brutalniejsze niż jakikolwiek cios.

Ma teraz syna. To jeden z głównych powodów, dla których ja i Lita interesujemy go znacznie mniej. Podpisuje czeki na wysokie czesne i płaci alimenty, ale rzadko odpowiada na telefony. Czas spędza z braćmi po mrocznej wschodniej stronie Emerald, w dzielnicach, do których mam surowy zakaz wstępu.

Nasze nazwisko budzi strach w niektórych częściach miasta. Tyle wiem. Reszta obrazu jest niekompletna, to tylko mętna chmura plotek i pogłosek, o które nie mam odwagi go zapytać.

Lita upiera się, że gówno ją obchodzi, czy jeszcze zobaczy ojca.

Jej to nie przeszkadza. Ale nie rozumie, dlaczego mnie na tym zależy, dlaczego ból gromadzi się i ropieje głęboko w mojej klatce piersiowej, wypierając wszystko inne.

Lita przechodzi do porządku dziennego nad porzuceniem przez niego, ponieważ jest ulubienicą wszystkich. Uznaje to za oczywiste. Gdybym powiedziała, że ja się tak nie czuję, zirytowałaby się i przypomniała mi, że wiele mogłaby zdziałać niewielka korekta osobowości.

Ale nie zaprzeczyłaby, że jest tą dobrą bliźniaczką. Zabawną bliźniaczką. Ukochaną bliźniaczką.

Lita wie, że to wszystko prawda, i nie kłamie.

Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego ostatnio nie możemy znieść przebywania pod tym samym dachem. Czasami mam wrażenie, że zawsze byłyśmy skłócone. Muszę patrzeć na stare zdjęcia, by przypomnieć sobie, że to nieprawda.

Jeśli jednak twoja bliźniaczka nie wie, jak z tobą postępować, to kto, do cholery, ma to wiedzieć?

Lita przynajmniej zachowuje się na tyle przyzwoicie, że nie drwi z tej sprawy z Connerem. Chodzi dokoła mnie na palcach, rzucając pełne politowania spojrzenia i udając wesołość. Wie, że nie trzeba mi przypominać, że próbowała mnie ostrzec.

„Haven, lubię Connera, ale nawet kiedy nie jest pijany, nieszczególnie go obchodzi, kto zajmuje się jego kutasem. On na bank nie rozumie, co do niego czujesz. Nie rób tego”.

Znowu patrzę na dziedziniec. Wolałabym nie. Kuzyni Connera już poszli, prawdopodobnie dlatego, że zaraz rozlegnie się dzwonek.

Został z nim tylko tandem cheerleaderek. Podciągają spódniczki i przechadzają się tam i z powrotem. On pociera szczękę i ignoruje je, wpatrując się w dal. Gdybym nie wiedziała lepiej, powiedziałabym, że jest zdenerwowany.

Ale wiem lepiej.

Dla Connera Wisemana życie to pierdolony seks grupowy i słodycz. Żyje chwilą i niczym więcej. Inteligentny, wrażliwy chłopak, który nauczył mnie, jak rzucać do kosza i wysłuchiwał moich tajemnic podczas naszych długich powrotów do domu, zniknął sześć lat temu. Upadek z drzewa zakończył się poważnym wstrząśnieniem mózgu, które wykasowało duże fragmenty jego wspomnień.

Niektóre ważne rzeczy przepadły wraz z nimi. W tym ja.

Przez lata obserwowałam go z boku, zaciskając zęby i przełykając gorzką ślinę, gdy niekończące się kolejki ładnych dziewczyn rywalizowały o strzępy jego uwagi.

Kiedy wydawało się, że w końcu nadeszła moja kolej, o mało nie zemdlałam z radości.

Byłam idiotką. Siedzę tu z powodu własnej głupoty.

Głupoty i nadziei, ponieważ desperacko chciałam wiedzieć, jak to jest być dla kogoś najważniejszą.

Nie popełnię tego błędu drugi raz.

Ani się do niego nie przyznam.

Lita nie miała szansy, żeby mnie wyciągnąć z tej imprezy.

Wystarczył jeden uśmiech Connera Wisemana, a ja byłam gotowa paść na kolana i zrobić wszystko, czego chciał. Odepchnęłam siostrę i zostawiłam ją żałośnie wzdychającą w kuchni, podczas gdy jej dziewczyna próbowała ją pocieszać. Pół szkoły zwaliło się na melanż u Gage’a Silvestra, więc nie brakowało świadków, którzy widzieli, jak siedzę skulona na kolanach Connera, szepcząc mu do ucha, a potem radośnie wtulając się w jego szyję, gdy niósł mnie na górę.

A za zamkniętymi drzwiami pokoju gościnnego w domu Gage’a w końcu posmakowałam tego, czego zawsze pragnęłam, przynajmniej na chwilę.

Connera. Jego uśmiechu. Jego ust na moich. Jego rąk na ciele.

Wiedziałam, co robię. I niczego nie żałowałam ani tej nocy, ani nawet następnego dnia. A potem w poniedziałek rano zobaczyłam, jak rozmawia z dziewczynami na dziedzińcu, tak jak zawsze. Nie wiem, dlaczego spodziewałam się czegoś innego. Mimo to zebrałam się na odwagę i zaprosiłam go na szkolny bal. Tylko po to, by zobaczyć, jak od razu się zachmurzył. Już zaplanował, że pójdzie z kimś innym.

Wtedy zrozumiałam. Nigdy nawet nie przyszło mu do głowy, że będzie z tego coś więcej niż przypadkowe spiknięcie się w sobotnią noc.

Byłam głupia. Teraz jestem pośmiewiskiem ogólniaka.

Szklane drzwi się otwierają i wchodzi Tess Ballerini ze stosem papierów. Posyła sekretarce zwycięski uśmiech.

– Mogę je zostawić w skrzynce pana Ratzenbergera? Podpisy pod moją kandydaturą w wiosennych wyborach.

Kobieta uśmiecha się do Tess, ulubienicy West Emerald. Tess, córka burmistrza, jest drobną, pewną siebie torpedą. Właściwie w pojedynkę kieruje samorządem uczniowskim. Zwykle ten rodzaj mądralińskiej energii sprawia, że mam ochotę rzucać ostrymi przedmiotami. Tess jest wyjątkiem. Tak naprawdę to przyjaciółka Lity, nie moja. Mimo to zawsze stara się brać mnie pod uwagę. Jej wysiłki zwykle idą na marne, ale próbuje.

Teraz nie spuszcza ze mnie wzroku, wrzucając stertę spiętych spinaczem papierów do jednej ze skrzynek grona pedagogicznego. Spogląda na zamknięte drzwi gabinetu dyrektorki, a następnie siada na sąsiednim krześle.

– Lita się martwi – mówi miękkim głosem. – Poprosiła mnie, żebym przyszła tu pod byle pretekstem i spróbowała wysondować, co się dzieje.

Skupia się na krwi na mojej bluzce. Szpera w torbie, wyjmuje paczkę chusteczek nawilżanych i mi je wręcza.

Daję je sobie wepchnąć do ręki, nawet jeśli ich nie użyję.

– Nikt nie musi się o mnie martwić.

Tess wzdycha.

– Conner mnie pytał, dlaczego go teraz nienawidzisz. Powiedział, że przeprosiłby, gdyby wiedział, co zrobił.

Zaciskam pięść wokół paczki chusteczek.

Nie opowiem tej historii.

Tess nadal mi się przygląda.

– Haven, wszystko w porządku?

Na to pytanie również nie odpowiadam.

Szklane drzwi otwierają się ponownie i Tess wydaje niski, zszokowany gwizd.

Na progu w całej swojej wściekłej, prawie dwumetrowej, chwale stoi mój ojciec.

Musi widzieć, że tu siedzę, ale ostre słowa kieruje do przerażonej sekretarki:

– Powiedz Olivii Davison, że przyjechał Aric Marchenko.

Tess nagle zrywa się do wyjścia. Ściska moje ramię przyjaźnie i ucieka. Nie dziwię się jej.

Ojciec doskakuje do mnie w trzech długich susach. To po nim Lita i ja odziedziczyłyśmy jasnoblond włosy i wysokie kości policzkowe. Chociaż dawno przekroczył już czterdziestkę, jest w szczytowej formie fizycznej i nie wygląda na to, by miał wyłysieć w najbliższym czasie. Nawet jeśli jego dwaj bracia, Estes i Desmond, czują się niepocieszeni, że to on jest głową rodziny, nie są na tyle głupi, by otwarcie się skarżyć.

Przeszywa mnie zimnym spojrzeniem, gdy zauważa krew na mojej bluzce, ale nic nie mówi.

Odchrząkuję. Chociaż wiem, że mogą mnie wyrzucić ze szkoły, nie denerwowałam się aż do tej chwili.

– Tato, przepraszam, że musiałeś tu przyjechać, ale...

– Aric. – Olivia Davison bezszelestnie wkracza w sam środek sceny. Wyciąga smukłą dłoń. – Co za przyjemność znów cię widzieć, choć wolałabym w innych okolicznościach. Nie było cię w klubie od wieków.

Mimo okrutnej reputacji ojciec wie, jak być miłym, kiedy trzeba. Dużą dłonią serdecznie ściska jej drobną rękę.

– Olivio. Dziękuję za telefon. Zobaczmy, co możemy zrobić, żeby załatwić tę sprawę.

– Oczywiście. – Patrzy na niego, jakby śliniła się na myśl o następnym posiłku. – Usiądź i porozmawiajmy.

Ojciec pstryka palcami i po raz pierwszy zwraca się bezpośrednio do mnie:

– Wstawaj.

Aric Marchenko nie jest typem faceta, który toleruje sprzeciw. Zakładając plecak na ramiona, podążam za nim do dużego gabinetu i czekam, aż usiądzie na jednym ze skórzanych foteli stojących przed biurkiem Olivii. Potem robię to samo.

Bez zwłoki odzywa się pierwszy:

– Trudno mi uwierzyć, że moja córka zostanie surowo ukarana za głupie dziewczyńskie przepychanki.

Na rogu biurka Olivii stoi szklana miska pełna zielonych miętówek, które ssała wcześniej. Jeśli plotki mają w sobie choć ziarno prawdy, to chyba często potrzebuje odświeżenia.

Składa ręce na biurku i daje sobie czas na przyjrzenie się mnie, zanim odwróci się do mojego ojca.

– To było coś więcej niż przepychanka. Pressmanówna ma złamany nos.

– Pressmanówna. – Ojciec wypluwa to nazwisko. – Córka Richa Pressmana, prawda?

– Tak.

– Znam go. – Uśmiech ojca jest lodowaty. – Jestem pewien, że pozwoli mi to jakoś naprawić.

Ojciec Abby jest właścicielem sieci salonów samochodowych, ale tata musi mieć na niego jakiegoś haka. Ta myśl napawa mnie dziwną dumą.

Ojciec spogląda na mnie.

– O co w ogóle była ta bójka?

Ta część opowieści sprawia Olivii niekłamaną radość.

– Zanim doszło do rękoczynów, Haven i Abby kłóciły się o chłopaka.

– Niemożliwe. – Ojciec macha mocno wytatuowaną i ozdobioną srebrnymi pierścieniami dłonią. – Moja córka nawet nie lubi chłopców.

Olivia unosi wyregulowane brwi i patrzy na mnie w poszukiwaniu potwierdzenia.

– Tato, to Lita – mruczę.

Ojciec zerka na mnie ze zmarszczonym czołem.

– Co?

– Lita jest lesbijką. Nie ja.

Irytuje go jawne zaprzeczenie.

– Myślałem, że to ty.

– Nie.

– Jak on ma na imię?

– Nieważne. On nie ma znaczenia. – Rzucam Olivii groźne spojrzenie i mam nadzieję, że będzie cicho.

Ten dzień może stać się o wiele bardziej upokarzający, jeśli ojciec zdecyduje się szturmować licealne korytarze i ciągać Connera Wisemana za jaja.

Być może dyrektorka szkoły nie życzy sobie okaleczenia gwiazdorskiego rozgrywającego. Wypielęgnowane dłonie trzyma złożone i nic nie mówi.

Ojca zaczyna już nudzić to spotkanie.

– To głupie nieporozumienie między nastolatkami. Po prostu niech przez kilka dni za karę zostanie po lekcjach.

Olivia się nad tym zastanawia.

– Trudno będzie usprawiedliwić ten incydent. Obowiązuje u nas polityka braku tolerancji, jeśli chodzi o rękoczyny.

Ojciec przeszywa ją spojrzeniem.

– Założę się, że pokaźna sumka na nową bibliotekę pomoże ci przymknąć oko na te zasady.

Dyrektorka się uśmiecha.

– Taki wkład byłby bardzo mile widziany. Naprawdę cenimy nasze szkolne rodziny. Haven, obawiam się jednak, że będę cię musiała zawiesić na trzy dni.

Tata wstaje z krzesła i odpowiada za mnie:

– Możesz być pewna, że Haven doceni drugą szansę i dobrze wykorzysta ten czas. – Rzuca mi spojrzenie na znak, że muszę się zgodzić.

Nie jestem w stanie powiedzieć tego wyraźnie:

– Tak, dziękuję za zawieszenie.

Olivia Davison i tak nie zwraca na mnie uwagi. Wyciąga rękę do ojca.

– Będziemy musieli któregoś dnia zorganizować lunch w klubie.

Tata prawie na nią nie patrzy. To, że ma żonę, nie byłoby przeszkodą, tak jak nie było, kiedy był żonaty z moją matką. Olivia po prostu nie jest w jego typie, bo przekroczyła preferowany przez niego przedział wiekowy o co najmniej dekadę.

– Chodźmy – warczy, a ja nawet nie myślę się sprzeciwiać.

Poza tym jestem bardziej niż gotowa stąd wyjść. Trzydniowe wakacje brzmią teraz całkiem nieźle.

Zanim jednak opuścimy budynek, ojciec składa szokujące oświadczenie:

– Musimy wstąpić do ciebie do domu, żebyś mogła się spakować.

– Spakować? – W mojej głowie zaczynają dzwonić wszystkie dzwonki alarmowe. – Dokąd idę?

– Resztę tygodnia spędzisz ze mną.

Niemal czuję, jak opada mi szczęka. Lita i ja nie spędziłyśmy żadnej nocy pod jednym dachem z ojcem, odkąd wyprowadził się trzy lata temu.

– Co na to mama?

– To moja decyzja. – Klika przycisk, by otworzyć ferrari. – Haven, jesteś inteligentna i wydajesz się wiedzieć, jak sobie radzić. Możliwe, że odegrasz rolę w kształtowaniu przyszłości rodziny, więc powinnaś zobaczyć, jak ta przyszłość będzie wyglądać. A teraz wsiadaj do samochodu. Z przodu. Nie jestem pieprzonym szoferem.

To jest szok. Wgląd w zawodowy świat Arica Marchenki zawsze był zabroniony, a ja jestem świadoma, że to męskie zajęcia. Mój młodszy brat pewnego dnia przejmie imperium, ale Lita i ja jesteśmy wykluczone.

Nie wiem, co myśleć. Nagły przypływ radości, którą czuję, jest jednak prawdziwy. Tak długo pragnęłam uwagi ojca. Nigdy nie myślałam, że jej doświadczę.

To prawie wystarcza, bym zapomniała o sytuacji z Connerem. Prawie. Co do mojej siostry, to ma przyjaciół, kalendarz towarzyski i dziewczynę. Z pewnością ucieszy się, że pozbyła się mnie na kilka dni.

Kiedy zapinam pasy, telefon ponownie się odzywa. Tym razem go wyciągam, spoglądam na ekran i widzę lawinę esemesów od Lity. Wyłączam aparat i wkładam go z powrotem do plecaka.

Nasza matka na pewno wpadnie w histerię po wizycie jej wzgardzonego byłego. Lita niewątpliwie się nasłucha. Miejsce mojego pobytu nie będzie dla niej tajemnicą, więc nie czuję potrzeby odbierania telefonu.

Smutna rzeczywistość jest taka, że Lita i ja nie będziemy za sobą tęsknić. Ani trochę.

Ojciec zerka na swój telefon, syczy przekleństwo i rzuca go na deskę rozdzielczą, zanim wycofa. Tylko się zirytuje, jeśli zapytam go o powód, więc się nie odzywam.

Zamiast tego spoglądam przez okno na pretensjonalną szkołę, której nienawidzę, i zauważam, że jestem obserwowana.

Conner stoi w cieniu budynku naukowego, pod wierzbą tracącą liście. Nie powinno go tu być i jest sam. Dziś ma rozegrać mecz, więc może nosić koszulkę swojej drużyny zamiast szkolnego mundurka. Numer dwadzieścia dziewięć lśni na środku jego klatki piersiowej niczym obelga.

„Zapamiętam to sobie. Tak naprawdę pewnego dnia, kiedy trafię do uniwersyteckiej drużyny koszykówki, taki numer będę nosił na koszulce. Serio. Przysięgam”.

Skorzystał z tego numeru. Ale część poświęcona mnie została wymazana. Nawet gdybym opowiedziała mu historię o tym, dlaczego nosi ten numer, prawdopodobnie by mi nie uwierzył.

Nasze spojrzenia się krzyżują. Tłumię zwykle zalewające mnie oszołomienie, które pozbawia mnie tchu.

Wolałabym nic do niego nie czuć. Bo to nie jest łatwe.

Podnosi rękę i macha. Odwracam głowę, nie odwzajemniając gestu.

Cała szkoła wierzy, że pieprzyłam się z Connerem Wisemanem w wolnej sypialni na imprezie Gage’a Silvestra.

Niech dalej w to wierzą.

Nie kłamałam.

Po prostu gówno mnie obchodzi, że wszyscy wyciągają głupie wnioski.

Prawda jest taka, że nie straciłam dziewictwa z Connerem na tej imprezie.

Całowaliśmy się. Rozebraliśmy się. Prawie zrobiliśmy coś więcej.

Ale Conner nie zgodził się na seks ze mną, nawet gdy go o to prosiłam. Znając jego reputację, pomyślałam, że to musi być ważne, jakby czuł, że dzieje się coś wyjątkowego.

Źle. Bardzo źle.

I to, kurwa, nie ma znaczenia.

Conner już raz o mnie zapomniał.

Nie zajmie mu dużo czasu, zanim znowu to zrobi.

Przecież tak naprawdę nigdy mnie nie chciał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: