Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Skrzypek - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 marca 2021
Ebook
32,00 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skrzypek - ebook

Czasem jedno przypadkowe spotkanie wystarczy, by zmienić całe życie… Kiedy przetną się drogi Scotta, początkującego pisarza, i Eliota, skrzypka, który właśnie postanowił zakończyć swoją karierę, ich losy zostaną ze sobą na zawsze połączone. Przyjaźń i miłość, jakiej doświadczają, wydaje się niezniszczalna. Ale czy w życiu jest coś naprawdę niezniszczalnego?

Bohaterowie udadzą się w podróż – w miejsca znane a jeszcze nieodwiedzone, i to odmieni ich spojrzenia na świat, a także pozwoli zrozumieć ludzi wokół nich. Doświadczą namiętności, bezsilności, braterstwa, dumy i tęsknoty, ale przede wszystkim nauczą się żyć mimo łez, krzyków i ciszy.

– Niektórzy, których nazywamy pełnoletnimi, wcale nie są dojrzali – stwierdził Scott. – Jest wielu ludzi płytkich, egoistycznych…
– Egoizm jest zły? Mówisz o tym tak pejoratywnie, a wydaje mi się, że to właśnie dzięki niemu jesteśmy ludźmi. Okazujemy emocje, możemy martwić się o innych, ale dopiero kiedy potrafimy pogodzić ze sobą dobro reszty i nasze własne, jesteśmy naprawdę dojrzali. Myślę, że najszczerszy altruizm może być gorszy od egoizmu… Świat nie jest dla ludzi, którzy są po prostu bezinteresowni.


Zuzanna Śliwińska – urodziła się w 2002 roku, jest uczennicą Uniwersyteckiego I Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie. Pisze teksty piosenek, śpiewa, gra na pianinie i pasjonuje się filozofią. Jest idealistką, która z wielką determinacją przeciwstawia się wszelkiej formie stygmatyzacji. W 2019 roku opublikowała swoją pierwszą powieść „Erhtobe – Krew Zwycięzcy”. Wolny czas poświęca na czytanie książek i rozwijanie swojego pisarskiego warsztatu.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8219-171-4
Rozmiar pliku: 701 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.2.

Wedle tradycji w piątek wieczorem spotykał się ze Stephanie na „inauguracji alkoholizowania się przed wkroczeniem w wiek średni”. Właściwie to spotykał się z nią częściej niż raz w tygodniu, ale z kacem budził się tylko w soboty. Często się zastanawiał, dlaczego sobie to robi, dlaczego sam skazuje się na takie męki, i to z samego rana w sobotę, ale potem przypominał sobie wykłady z filozofii o tym, jak człowiek poszukuje cierpienia, jak posiada masochistyczne pociągi, i zastanawiał się, jak mógł wcześniej tego nie rozumieć.

Stephanie była jego najstarszą przyjaciółką. Poznali się jeszcze w liceum, kiedy uciekła z domu i wybrała akurat jego rodzinę, by zwrócić się z prośbą, aby ją przenocowali. O północy pojawiła się pod jego drzwiami z walizką i powiedziała tylko: „Dobry wieczór, pani Aucoin, śliczny szlafroczek, którędy do łazienki?”. Miała dobrą pamięć do imion, czego Scott nie mógł powiedzieć o sobie, dlatego gdy przez te dwa dni mieszkała u niego, był przekonany, że ma na imię Ronda, co było naprawdę żałosne, bo Ronda nie było nawet podobne do Stephanie, a w całej szkole nie było ani jednej Rondy.

Stephanie, gdy się poznali, była sporą plotkarą. Charyzmatyczną i bardzo skrytą dziewczyną. Scott nigdy się nie dowiedział, co wydarzyło się pomiędzy nią a rodzicami tamtego dnia. A ona dość się zmieniła od czasów liceum. W szkole była gwiazdą. Umawiała się z najprzystojniejszymi chłopakami i zrywała z nimi po tygodniu lub nawet dobie. Najlepiej czuła się na scenie teatralnej, przed publicznością i ze scenariuszem w głowie. Scott zawsze był pod wrażeniem tego, jak z płaskiego skryptu potrafiła stworzyć coś tak przejmującego. Kiedyś w nocy, w ostatniej klasie, wyznała mu, że chciałaby być aktorką. Zawsze się dziwił, czemu nią nie została, i nie tylko on.

Wchodząc do pubu, zauważył ją niemal natychmiast. Siedziała przy barze, na wysokim stołku, a w bladym świetle i tak doskonale było widać jej słomiane włosy i pieprzyk nad ustami na bialutkiej buzi. Nonszalancko mieszała pałeczką w swoim drinku i z cierpliwością (z podniesioną jedną brwią) tłumaczyła coś facetowi stojącemu obok niej. Jej spódniczka ledwo zakrywała jej smukłe uda, a obcisła koszulka opinała się na jędrnych piersiach. Wyglądała wyjątkowo zdzirowato, co znaczyło, że czekała ich bardzo pijacka noc.

Pomachał jej, podchodząc do baru, lecz ona jedynie skierowała na niego wzrok i nie przerwała swojego wywodu, gestykulując wolną dłonią. Nie przejął się tym ani trochę. Poprosił znajomego barmana o szklankę ginu i zamówił od razu dla niej jeszcze raz to samo, co piła. Kolejny śmieszny drink z fikuśnymi dodatkami, które były kompletnie niepotrzebne.

– …a cała reszta, to ciemna materia, której nie widzimy. Tak to właśnie jest ze wszechświatem. – Stephanie wyglądała, jakby skończyła swoją wypowiedź, bo skinęła głową, wzruszyła ramionami i dopiła resztę swojego napoju.

Scott usiadł obok niej i zlustrował faceta wzrokiem. Skwasił się. Nie żeby facet był jakiś brzydki, właściwie był całkiem atrakcyjny, ale Scott dobrze znał Stephanie i wiedział, że może w liceum umówiłaby się z kimś takim, ale teraz nie poleci na faceta w t-shircie, z grubym łańcuszkiem z krzyżem na szyi i z miną kompletnie zagubionego szympansa.

– To… dostanę ten twój numer? – zapytał, drapiąc się w skroń.

Nawet na niego nie patrzył, a przyłapał się na tym, że wywraca oczami. Było mu go trochę żal.

Stephanie uśmiechnęła się słodko.

– Chciałam przez to powiedzieć, że są pytania, na które ludzie nie znają jeszcze odpowiedzi. Jednak z całą pewnością pomiędzy tobą a mną nie istnieje żadne połączenie, więc nie – odparła i obróciła się do Scotta, całując go w policzek i ignorując kompletnie swojego wcześniejszego rozmówcę, który na szczęście po chwili odszedł. – Wolny i bez pracy?

– Tym razem było blisko – odpowiedział, spoglądając na swoją szklankę, i zmarszczył brwi.

Zamruczała w odpowiedzi, przysuwając bliżej siebie drinka, którego podał jej barman.

– Jak uczelnia? – zapytał, opierając się na łokciu.

– Jeśli jeszcze raz dostanę wykład o tym, jak działa akcelerator albo jak zbudowany jest detektor, to przysięgam, że rzucę te studia. – Wywróciła oczami; często to robiła.

– Rok temu to samo mówiłaś o kwarkach.

– Jak widać temat kwarków został zamknięty, skoro muszę słuchać o tym, jak przyspiesza się cząstki.

Nie miał nic więcej do dodania, a ona wiedziała, że Scott nie nadaje się do dyskusji na temat fizyki, bo miał z nią do czynienia jedynie wtedy, gdy skacowany walczył z grawitacją.

Stephanie była nie tylko jego najstarszą przyjaciółką, ale także najlepszą. Była osobą, z którą zawarł znany od lat ludzkości pakt, stwierdzający, że jeśli do czterdziestki nadal będą singlami, to wezmą ze sobą ślub. Scott kochał Stephanie. W końcu jak by nie mógł? Była bardzo atrakcyjna, ładniejsza nawet od Mary Pickford. Gdyby miał puszczać wodze swojej fantazji, to doszedłby do wniosku, że musiała być zagubioną córką Scarlett Johansson i Ryana Goslinga, którą pobłogosławiły same Afrodyta i Atena, o ile jej piekący się właśnie w piekarniku doktorat z fizyki teoretycznej mógł na cokolwiek wskazywać.

– Jak książka? – zapytała.

– Cudownie. Mam tylko problem z zakończeniem. Wydawnictwa się o nią po prostu zabijają – odpowiedział gorzko, co w tłumaczeniu miało znaczyć: „Beznadziejnie. Mam problem z rozpoczęciem, a żadne wydawnictwo nie chce mnie nawet zatrudnić, a co dopiero wydać nieistniejącą książkę”.

Wydęła usta w zrozumieniu i przywołała barmana.

– Dwie kolejki, dzisiaj świętujemy!

– Z jakiej okazji tym razem? – zapytał barman, wyciągając wódkę.

– Za pieprzone elektrony – odpowiedziała.

Dopiero po trzeciej kolejce Scott zrozumiał, że elektrony mają ładunek ujemny…

Gdy znudziło się jej picie szotów jeden za drugim i zagryzanie chipsów cebulowych, które Scott był w stanie przełknąć tylko po pijaku, zaciągnęła go na niewielki parkiet, który zaczął funkcjonować jakieś pół roku temu. Chodzili do tego pubu od trzech lat i uczciwie mogli powiedzieć, że Dante było ich ulubionym miejscem. Scott zawsze miał spory dystans do siebie i w czasach, kiedy był totalnym, niezaprzeczalnym, rozpuszczonym snobem z ogromnym ego, i teraz, gdy był… jeszcze nie wiedział kim. Dlatego nie miał żadnych oporów, by tańczyć do beznadziejnej muzyki w pubie ze Stephanie, która się do niego lepiła i w irytujący sposób ocierała dokładnie o te miejsca. Nawet nie był zdziwiony, kiedy wrócili do baru na kolejną kolejkę, a jego dłoń znalazła się na biodrze dziewczyny. Przyległa do niego, mrugnęła i nachyliła się na swoim stołku w jego stronę.

– Twoje mieszkanie czy moje? – zapytała, szepcząc mu do ucha, a w jej głosie nie było słychać nawet cienia pijactwa.

Nie pamiętał już, co jej odpowiedział, ale to nie było takie ważne.

Zamówili taksówkę, jakimś cudem dowlekli się do drzwi jej mieszkania i zanim je jeszcze zamknęli, Stephanie odwróciła się i idąc zdecydowanym krokiem w stronę sypialni, zdjęła po drodze koszulkę i rozpięła stanik. Podążył za nią na jednej nodze, zdejmując w pośpiechu buty.

Gdy obudził się następnego dnia, bez bólu głowy, zobaczył przed sobą włosy Stephanie, które były po prostu wszędzie. Przymknął powieki, odwracając się na drugi bok. Nie lubił długich włosów, wydawały mu się problematyczne i nie widział w nich nic pociągającego. Co innego krótkie. Krótkie fale miodowych kosmyków pomiędzy jego palcami wydawały mu się cudowną wizją.

Stephanie poruszyła się na materacu i westchnęła, ziewając.

– Wstałeś? – zapytała ochrypłym głosem.

Zamruczał w odpowiedzi.

– Zrób mi kawę – powiedziała, naciągając kołdrę na głowę.

Parsknął śmiechem, ale podciągnął się do pozycji siedzącej, uszczypnął ją w tyłek i zaraz po tym, jak znalazł swoje bokserki, poszedł do kuchni, aby spełnić jej żądanie.

Stephanie miała współlokatorkę, ale o dziwo nie było jej w mieszkaniu i sądząc po tym, że do lodówki nie było przylepionej żadnej wiadomości, nie było jej też tutaj poprzedniego wieczoru. Współlokatorka Stephanie, której imienia nigdy nie mógł zapamiętać, żądała od niej odszkodowania za odgłosy, które musiała tolerować, ilekroć ta przyprowadzała kogoś na noc – najczęściej Scotta. Stephanie od zawsze się o to wkurzała, mówiąc, że ona nie ma nic przeciwko, żeby tamta też przyprowadzała sobie kogoś na noc, ale on potrafił zrozumieć pretensje współlokatorki.

– Bywasz głośna – próbował jej kiedyś wytłumaczyć.

– I? Odkurzacz też jest głośny, ale jakoś nie narzeka na moją potrzebę schludności.

Nie był w stanie z nią dalej dyskutować, zwłaszcza gdy porównywała siebie do odkurzacza.

Była ósma rano, dość wcześnie jak na sobotni poranek. Rozglądając się po szafkach, znalazł paczkę ciastek z czekoladą, więc wziął je ze sobą razem z dwoma kubkami czarnej kawy.

Stephanie siedziała goła na łóżku, przykryta od pasa w dół i sprawdzała coś na telefonie. Uśmiechnęła się na widok kawy i ciastek.

– Podaj mi koszulkę – powiedziała, zakładając włosy za ucho.

Odłożył ich śniadanie na szafkę i wyjął pierwszą lepszą koszulkę z szuflady, rzucając nią w twarz dziewczyny.

Wywróciła oczami, ale naciągnęła ją przez głowę i wyciągnęła ręce w jego stronę po kawę. Z pudełka pod łóżkiem wyciągnęła aspirynę. Scott nigdy nie jadł w swoim łóżku i nie pozwalał jej tego robić, ale Stephanie nie miała nic przeciwko temu w jej mieszkaniu. Nie rozumiała jego podejścia, ale oboje nigdy nie krytykowali i nie kwestionowali nawzajem swoich przyzwyczajeń.

Siedzieli tak w błogiej ciszy, pijąc kawę i jedząc miękkie ciastka.

– To gadaj – powiedziała, ocierając usta. – Kogo poznałeś?

Spojrzał na nią, na co ta wywróciła oczami.

– Czułam, że się wstrzymywałeś. Za dobrze cię znam. Wiesz, że jakbyś mi powiedział, że kogoś masz, to nie uprawialibyśmy seksu, Scott. To musi być ktoś nowy, skoro do tej pory nic nie mówiłeś.

– Wiem, co myślisz, ale nikogo nie mam.

– Ale chciałbyś mieć.

Potaknął mimowolnie.

– Chyba tak. Chyba potrzebuję czegoś więcej niż sam seks – stwierdził. – A ty?

Długo milczała. Nie był pewny, czy odpowie. Już od dłuższego czasu wiedział, że ona nie radzi sobie w związkach. Nigdy nie lubiła się angażować. Podejrzewał, że nie ma zaufania do mężczyzn albo że może mieć to związek z problemem, który miała czy też ma ze swoimi rodzicami, o czym nigdy nie mówiła.

– Podoba mi się tak, jak jest teraz – odpowiedziała ze spokojem. – I chcę, żebyś był szczęśliwy, Scott.

Gorzka kawa idealnie pasowała do słodkich słów. Właściwie to gorzka kawa pasowała do wszystkiego. Scott lubił też gorzką czekoladę, a najbardziej to, że tak mało osób, które znał, ją lubiło. Podobało mu się, gdy inni narzekali czy dziwili się temu, jak on może to jeść.

– Dobra. Wstawaj.

Zaśmiał się.

– Nie żartuję – powiedziała, popychając go. – Zjeżdżaj z mojego łóżka, Aucoin, nie chcę cię tu więcej widzieć, za kogo ty się masz? – zapytała, uśmiechając się. – Twoja wielka miłość gdzieś tam na ciebie czeka.

Stephanie była jego najulubieńszą osobą na świecie. Doceniał to, że go rozumiała, ale trochę mniej podobało mu się to, że naprawdę wykopała go ze swojego mieszkania, zamykając za nim drzwi, zanim zdążył choćby zasunąć rozporek w spodniach.

Wracając do domu piechotą, bo mieszkali niedaleko od siebie, myślał o tej wielkiej miłości, o której wspomniała. Starzeję się – pomyślał. Powinien rozpoznać u siebie potrzebę ustatkowania w chwili, gdy zaprosił Eliota na obiad. Już wtedy przecież jego wyobrażenia były w zbyt domowym, jakby rodzinnym klimacie.

Widząc reklamę linii lotniczych na jednym z bilbordów, które mijał, przyszła mu do głowy szalona myśl, żeby pojechać na lotnisko, kupić pierwszy lepszy bilet do Włoch i odszukać Eliota. Ale na tym pomyśle wszystko się skończyło. Był to z całą pewnością ciekawy materiał na książkę czy film, ale nie na życie. Scott był romantykiem, ale miał też swoją dumę. Nie miał zamiaru uganiać się za kimś, kto najwyraźniej nie był nim zainteresowany. A poza tym wątpił, żeby Eliot naprawdę poleciał do Włoch. Sam pewnie, gdyby chciał uciec od kogoś, a przypadkowe spotkanie tej osoby było mało prawdopodobne, powiedziałby coś podobnego.

Przypomniał sobie, że tamten wyznał mu, że mieszka na Królewskiej. Znał też jego nazwisko, więc ustalenie, gdzie dokładnie znajduje się jego apartament, nie powinno być trudne (o ile go nie okłamał), ale tak jak zostało już powiedziane – Scott miał swoją dumę.

Jego mama zadzwoniła następnego dnia, kiedy robił sobie kolację. Przez dwie minuty stał z żółtym serem w ręce, słuchając jej opowieści o tym, co sobie wyobrażała, kiedy wczoraj i przedwczoraj, i przed-przedwczoraj nie zadzwonił. Kiedy zaczynała mówić coraz bardziej histerycznie, odłożył ser na ladę i przeniósł się do salonu, gdzie rozpoczął uspokajanie. Dziwnie się czuł w pustym mieszkaniu. Głos Heleny po drugiej stronie słuchawki działał na niego zadziwiająco kojąco, choć jej słowa były raczej irytujące. Rozmowa jak zwykle trwała za długo jak na jego gust. Nie żeby nie lubił z nią rozmawiać – po prostu nie przepadał za rozmowami telefonicznymi.

– Mógłbyś przyjechać do domu w przyszły weekend – zaproponowała. – Do tego czasu raczej już znajdziesz pracę, zaproszę twoje ciocie i zrobimy małe świętowanie. Mógłbyś też przywieźć ze sobą Stephanie, jeśli będzie chciała. Tak dawno jej u nas nie było!

– Zastanowię się i dam ci znać, dobrze?

Kobieta westchnęła w bardzo znajomy sposób. Już wiedziała, że nie przyjedzie.

– Zadzwoń niedługo – poprosiła tylko, na co on oczywiście się zgodził.

Kilka dni później zauważył sporą sumę pieniędzy przelaną na jego konto z tytułem „NA RACHUNKI”, a w komentarzu: „Pamiętaj o 5 posiłkach dziennie, Mama”.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zjadł pięć posiłków w ciągu dnia. Rzadko jadał nawet śniadanie, chyba że zalicza się do niego kawę. Helena z pewnością nie pozwoliłaby mu mieszkać samemu, gdyby wiedziała o jego zwyczajach żywieniowych, ale kto mógł ją uświadomić? On zdecydowanie nie miał takiego zamiaru.

Kolejny tydzień zapowiadał się tak samo marnie jak poprzednie, jeśli nie gorzej, bo przez jakąś paradę czy protest komunikacja miejska była zablokowana i spóźnił się na rozmowę o pracę w kolejnym wydawnictwie, które znajdowało się w samym centrum.

Wydawnictwo nazywało się Début i było znane ze swoich tłumaczeń francuskich debiutantów. Kilka ich tytułów stało się nawet bestsellerami. Był naprawdę dobrej myśli, gdy zdecydował się ubiegać tam o pracę. Wysłał swoje CV i już następnego ranka dostał zaproszenie na rozmowę. Jednak wszechświat musiał go nienawidzić… Spóźnił się półtorej godziny! Półtorej godziny – gdyby on sam miał się zatrudnić, to by tego nie zrobił. Mimo tego i tak wszedł do budynku. Wydawnictwo miało siedzibę na piątym piętrze, a winda była zepsuta. Poszedł schodami, przeskakując dwa naraz. Poczekalnia była pełna. W dodatku zdecydowaną większość stanowiły młode, atrakcyjne kobiety, które rozmawiały między sobą po francusku, jakby sprawdzały siebie nawzajem. Ich akcent był przepiękny. Mówiły tak dobrze, jakby przyjechały z samej Francji – to była pierwsza myśl Scotta, gdy jedna z kobiet zagadnęła go z wesołym uśmiechem.

– Common ça va? Vous aussi pour un entretien d’embauche?

– Oui – wydusił jedynie z siebie Scott i odwrócił się do swojego telefonu, udając, że coś na nim sprawdza.

Było mu przykro. Nawet kiedy dowiedział się, że jego zgłoszenie zostało przeniesione na później i że nie został jeszcze odrzucony, to podchodząc do rozmowy po następnych dwóch godzinach, był w tak beznadziejnym stanie, że nie potrafił wysilić się na elegancki francuski i wysublimowane słówka. Jednak pan Nigel wydawał się absolutnie niezrażony. Uśmiechał się i zadawał pytania często niezwiązane z francuskim.

– Ma pan kota? – pytał na przykład.

– Nie i nie mam zamiaru mieć.

– A psa?

– Nie.

– Nie wyobrażam sobie życia bez mojego psa. Nazywa się Kokos. Moja żona często na niego narzeka, ale kochanka nie ma nic przeciwko.

– To musi być problematyczne – stwierdził dyplomatycznie Scott.

– Tak, tak bywa.

Pan Nigel zamilkł po tym i zatopił się w lekturze CV Scotta, który trochę zagubiony siedział na niewygodnym krześle w jego gabinecie.

– Myśli pan, że powinienem pozbyć się psa? Dla wygody mojej żony?

Zmarszczył brwi.

– Ciężko mi powiedzieć. Skoro pańska kochanka zdaje się go lubić, to mogłaby go przygarnąć.

Mężczyzna zamruczał pod nosem, a jego palce rytmicznie wybijały rytm na biurku.

– To ciekawe rozwiązanie – stwierdził w końcu. – Będę musiał się nad tym zastanowić.

Spojrzał znów do CV. Jego wzrok przesuwał się powoli za oprawkami okrągłych okularów. Scott pomyślał, że ten kształt nie pasuje do jego pociągłej twarzy. Wyglądał w nich trochę jak mucha.

– Przepraszam pana – odezwał się w końcu, gdy ten spędził kolejną minutę w ciszy, sprawiając wrażenie, jakby jego myśli błądziły zupełnie gdzie indziej – ale co te pytania miały wspólnego z moim zatrudnieniem?

– _Tout et rien_ – odpowiedział mężczyzna, odkładając papiery i zdejmując okulary.

Scott westchnął z irytacją.

– Rozumiem – powiedział, wcale nie rozumiejąc i zaciskając usta.

– Chce pan tu pracować? – zapytał nagle pan Nigel, wstając.

Scott również wstał.

– Tak.

– W takim razie zgoda. Zatrudniam pana. Widzę po tej rozmowie, gdzie leżą pana priorytety. Wydaje mi się, że udało mi się mniej więcej zorientować, jakim człowiekiem pan jest, choć mam nadzieję poznać pana lepiej, gdy zacznie pan tu pracę; od przyszłego tygodnia?

Scott zaniemówił. Z entuzjazmem potrząsnął dłonią mężczyzny, który zaśmiał się, widząc jego reakcję. Reszty rozmowy nie mógł sobie potem przypomnieć. Był zadowolony, a jednocześnie rozczarowany. Pan Nigel wydał mu się ekscentryczny i tak o nim potem opowiadał.

Wychodząc z gabinetu, zawahał się – chciał jeszcze raz zapytać, o co wcześniej chodziło panu Nigelowi, ale jednak zdecydował tego nie robić. Mężczyzna i tak go zatrzymał.

– A tak gwoli ścisłości – powiedział. – To wcześniej to był tylko taki test. Nieprawdziwy.

Potaknął, przeczuwając właśnie coś takiego.

– Nie mam psa – dodał pan Nigel, a Scott zamknął za sobą drzwi.

_Common ça va? Vous aussi pour un entretien d_,_embauche?_ (franc.) – Jak się masz? Ty też na rozmowę o pracę?

_Tout et rien_ (franc.) – Wszystko i nic.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: