- promocja
Sky Is the Limit - ebook
Sky Is the Limit - ebook
Caden Willis – pewny siebie pilot odrzutowca, niegdyś najlepszy ze wszystkich, walczący na frontach wojennych – po jednym bardzo niebezpiecznym wydarzeniu zostaje wydalony ze służby wojskowej i przydzielony do jednostki pokazowej, która aktualnie przygotowuje się do najważniejszego wydarzenia w dziejach lotnictwa. Pilot przyjeżdża do Rosamond, by odbyć kilkumiesięczne szkolenie i dać jeden z najbardziej spektakularnych pokazów lotniczych. Podczas pobytu poznaje Abigail Jay, dwudziestopięcioletnią kobietę, właścicielkę kawiarni, której już na samym początku mocno podpada, a ich znajomości nie sposób zaliczyć do udanych. Trudne charaktery przysparzają im wielu problemów i nieporozumień, a cięte języki doprowadzają do niejednej sprzeczki. Chęć udowodnienia ojcu, że jest najlepszy z najlepszych, i wrodzona brawura, popychają Cadena do działania na granicy życia i śmierci. Czy niezaprzeczalny talent uchroni go przed pechem? Jak cienka jest granica między nienawiścią a miłością? I czy ta jedna przypadkowo spotkana dziewczyna, która miała być jedynie portem przelotowym na mapie życia Cadena, będzie umiała zmienić tego krnąbrnego mężczyznę? Ale przede wszystkim, czy będzie chciała to zrobić? Historia o walce o siebie i przeciwko sobie. O tym, ile można poświęcić dla pasji, a ile dla miłości...
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-586-1 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CYKL PĘTLA TAJEMNIC
Nie zbliżaj się #1 – A.P. Mist
Nie oddalaj się #2 – A.P. Mist
Nie poddawaj się #3 – A.P. Mist
CYKL QUEEN OF MUERTE
Queen Of Muerte. Tom 1 – Natalia Kulpińska
Queen Of Revenge. Tom 2 – Natalia Kulpińska
(listopad 2024 r.)
POZOSTAŁE POZYCJE
Jej wszyscy mężczyźni – A.P. Mist
Serce pierwszego kontaktu – A.P. Mist
Zaginiona – A.P. Mist
Córka dziekana – A.P. Mist
Zamknij oczy – A.P. Mist
Ciebie tu nie ma – Natalia Kulpińska
W PRZYGOTOWANIU
Sparkle&Shadow – A.P. Mist, Natalia Kulpińska (październik 2024 r.)
Nieposłuszny – A.P. Mist (luty 2025 r.)
Nigdy, może, zawsze – Natalia Kulpińska (marzec 2025 r.)
Tamtej deszczowej nocy – A.P. Mist (maj 2025 r.)
Zatańcz ze mną – Natalia Kulpińska (czerwiec 2025 r.)
Lonely Letters – A.P. Mist (sierpień 2025 r.)
Szept przeszłości – A.P. Mist (październik 2025 r.)
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-bookaSpis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
EpilogProlog
Caden
– Zostaje pan zawieszony w czynnościach służbowych. Ze względu na pana zasługi zastosujemy czynności łagodzące i przeniesiemy pana do jednostki pokazowej.
Te kilka słów zaważyło właśnie na całym moim życiu.
– Jednostki pokazowej?! – ryknąłem. – To jest jakiś żart?!
– Proszę zachować spokój i resztki honoru – burknął mężczyzna, któremu ktoś dał prawo do sądzenia mnie.
Zacisnąłem pięści i jednocześnie szczęki. Miałem ochotę rozwalić im wszystkim mordy, ale wtedy dodatkowo stanąłbym przed sądem dla cywilów. Nie pozostało mi nic innego, jak spuścić głowę i przyjąć wyrok z pokorą. Problem tkwił w tym, że nie miałem czegoś takiego jak pokora.
Gość odklepał denne regułki, w których wymienił moje przewinienia, żałosnymi paragrafami uzasadnił karę, którą mi wymierzali, i zakończył śmieszne posiedzenie.
Wychodziłem z pomieszczenia i nagle stanął przede mną mój ojciec.
Spojrzałem mu śmiało w oczy, a wtedy on pokręcił głową.
– Przyniosłeś hańbę armii i nazwisku – powiedział chłodno i zdarł z mojej marynarki odznaczenia. – Nie jesteś godzien, żeby je nosić.
Straciłem wszystko.
Zgodnie z żądaniem dowódcy spakowałem swoje rzeczy, by opuścić kwaterę, którą zajmowałem. To naprawdę miał być mój koniec. Z najlepszego stałem się wyrzutkiem, który miał robić z siebie błazna na festynach dla emerytów?
Nie po to się uczyłem, walczyłem każdego dnia ze strachem, a finalnie całkowicie się go wyzbyłem, żeby teraz stać się nikim.
Przerzuciłem wypłowiałą torbę przez ramię i ostatni raz omiotłem wzrokiem pomieszczenie, które w ciągu ostatnich dwóch lat stanowiło mój dom. Armia była moim domem.
Już miałem wyjść, kiedy w progu stanął Deryll. Na jego twarzy gościł głupawy uśmiech. To było jasne, że się cieszył, w końcu pozbył się mnie w najbardziej wyrachowany sposób.
– Masz dwa wyjścia – wycedziłem. – Zejdziesz mi z drogi samodzielnie albo wywiozą cię w czarnym, stylowym worku.
Uniósł ręce w poddańczym geście i zrobił krok w tył.
– Dobry piesek – prychnąłem i minąłem go, celowo uderzając łokciem w jego żebra.
– Doigrasz się, Willis! – krzyknął do moich pleców, ale moją jedyną reakcją było wystawienie w jego kierunku środkowego palca.
To nie był jeszcze koniec i choćbym miał latać rozklekotaną awionetką, udowodnię wszystkim, że mnie nie można nikim zastąpić.
Caden Willis był tylko jeden.
Byłem najlepszy.Rozdział 1
Abigail
Dzwonek nad drzwiami kawiarni oznaczał nadejście pierwszego klienta i mogłam z zamkniętymi oczami odgadnąć, że był to szeryf Alan Clancy, który codziennie jadał u nas śniadania.
W naszym niewielkim miasteczku niemalże wszyscy się znali. Życie płynęło spokojnie, żeby nie powiedzieć nudno, a przyzwyczajenia innych ludzi często stawały się również moimi przyzwyczajeniami i dzięki nim mogłam regulować zegarek.
– Niech zgadnę – zagaiłam wesoło – to, co zawsze?
– Nudny jestem, prawda? – Szeryf zaśmiał się, kiedy stawiałam przed nim kanapkę z polędwicą, czarną jak smoła kawę i szarlotkę mojego wypieku.
– Musisz obiecać, a najlepiej podpisać jakiś cyrograf, że nigdy nie przestaniesz piec tych swoich niebiańskich ciast – zachwycał się, patrząc na słodkość, jakby była z najdroższej restauracji świata. – Przyznaj się, dosypujesz tam czegoś uzależniającego.
– Skąd pan wiedział? – Zrobiłam zdziwioną minę, zakryłam usta dłonią i pochyliłam się nad nim konspiracyjnie. – Zdradzę panu tajny składnik, ale jeśli komukolwiek pan wygada, będę zmuszona pana zabić – wyszeptałam. – Jest pan gotowy? Otóż… dodaję tam szczyptę miłości.
Roześmiał się w głos i pokręcił głową.
– Jesteś niemożliwa, Abby, ale za to cię wszyscy kochamy.
Wielu mieszkańców Rosamond przychodziło tu głównie dla moich wypieków. Dodatkowo dwa razy w tygodniu zaopatrywałam kawiarnię w Los Angeles, której właściciel osobiście odbierał zamówienia.
Jak byłam młodsza, bardzo chciałam stąd wyjechać. Uciec jak najdalej. Marzyłam o życiu w wielkim mieście, do którego – teraz już to wiem – kompletnie nie pasowałam.
– Słyszałaś, że niedługo zjadą się tu najlepsi piloci na całym kontynencie? – zagadała do mnie jedna z kelnerek, Samantha. – Już nie mogę się doczekać.
– Czego niby? Tego hałasu? Pijanych cwaniaczków, którzy myślą, że są bogami nieba i ziemi? – prychnęłam z pogardą.
Co jakiś czas organizowali szkolenia i pokazy lotnicze na pobliskim lotnisku. Tym razem wypadało jakieś ważne święto, a ćwiczenia do pokazów miały trwać aż pół roku.
Przewróciłam teatralnie oczami na samą myśl, jak bardzo zaburzy to nasz lokalny spokój, który tak kochałam.
Owszem, tutejsze dziewczyny przebierały nogami w nadziei, że poznają jakiegoś przystojniaka, który wyrwie je z tej dziury zabitej dechami. Ja dawno przestałam już na to czekać. Zapuściłam tu korzenie, pokochałam Rosamond całym sercem. Miałam tak naprawdę wszystko.
Po przedwczesnej śmierci rodziców zaopiekowali się mną dziadkowie. Dość surowi, stanowczy i wymagający, ale jednocześnie otoczyli mnie tak ogromną miłością, że wybaczałam im te wszystkie zakazy i nakazy. Chcieli dobrze, a dzięki swojemu uporowi wychowali mnie na odważną, pewną siebie kobietę, która śmiało przejęła po nich interes.
Babcia zresztą zastrzegła, że jeśli nie spróbuję chociaż przez jakiś czas prowadzić tej knajpy, to będzie mnie straszyć nocami.
Po roku byłam tak zauroczona prowadzeniem kawiarni, że nie wyobrażałam sobie życia bez niej.
– Myślisz, że spotkam miłość swojego życia? – paplała dalej Samantha, wyrywając mnie z kolorowych wspomnień. – Mundury, skórzane kurtki, okulary…
– Tak, na pewno wejdzie tutaj Tom Cruise, padnie przed tobą na kolana i porywając cię swoim motocyklem, odjedzie w siną dal. – Zatoczyłam w powietrzu półkole ręką i parsknęłam śmiechem.
– Jesteś okropna! – oburzyła się Sam, wydęła usta i skrzyżowała ręce na piersiach. – Zostaniesz starą panną.
– Trudno. – Wzruszyłam ramionami. – Babcia zawsze powtarzała, żebym nie oddawała serca byle komu, bo przemieli je na tatara. A ja nie chcę zostać czyimś przysmakiem.
– Kto tu mówi o miłości? Ona jest passé.
– Miłość jest passé – powtórzyłam, kręcąc głową z dezaprobatą. – Idź lepiej obsłuż stolik numer pięć, miłośniczko mundurów. A raczej tego, co jest pod nimi. – Szturchnęłam ją łokciem i wzięłam się do wkładania brudnych naczyń do zmywarki.
Dzięki temu, że moja kawiarnia położona była bardzo blisko głównej drogi wiodącej wprost do Los Angeles, ruch nie malał, a obroty pozwalały mi na naprawdę godne życie.
Nie spędzałam całego dnia w pracy. Moi ludzie świetnie sobie radzili beze mnie, ale zawsze witałam pierwszych i żegnałam ostatnich gości. Rozliczałam utargi, dzieliłam napiwki i osobiście sprzątałam, żeby mieć pewność, że wszystko będzie gotowe na następny dzień.
To miejsce, było moją wizytówką. Zapraszając ludzi do środka, czułam się, jakby wchodzili wprost do mojego domu.
– Będę u siebie – oznajmiłam po jakimś czasie i przeniosłam się na górę, by obmyślić, jakie ciasta zaserwuję klientom.
Uchyliłam drzwi balkonowe, wpuszczając ciepłe, suche powietrze. Delikatny wiatr wprawił cienkie, białe firanki w chaotyczny taniec.
Włączyłam ulubioną muzykę, zrobiłam sobie kawę i przysiadłam na niewielkim, drewnianym tarasie z książką kucharską mojej babci. Miałam w niej zapisane jej odręcznym pismem tajne przepisy na najpyszniejsze ciasta, ciasteczka i desery. To była niemalże księga z zaklęciami, dzięki której czułam się niczym wróżka i przenosiłam się do dawnych czasów, kiedy wraz z babcią wypiekałyśmy przeróżne słodkości.
Rozmarzyłam się, zapominając o całym świecie. Na ziemię sprowadziły mnie głośne rozmowy mężczyzn. Śmiali się, popychali i dokuczali sobie nawzajem.
Czyli to był ten czas.
Zaczynali się zjeżdżać piloci, którzy zamienią nasze małe miasteczko w atrakcję turystyczną.
Westchnęłam smutno, bo z jednej strony oznaczało to większy ruch, a co za tym szło – lepsze zarobki. Już kilka miesięcy temu wiedziałam o pojawieniu się pilotów. Przygotowałam się na to, dokupując więcej składników.
Lokalne władze wykupiły bowiem dla nich abonament na śniadania w naszej kawiarni.
Oczywiście, że byłam jedną z dziewczyn, które z zapartym tchem oglądały Pearl Harbor czy Top Gun i niejednokrotnie wzdychały do głównych bohaterów. Tylko że ci rozdarci chłopcy na dole, idący wzdłuż ulicy w niczym nie przypominali tych idoli z dawnych lat.
Zarozumiali, zadufani w sobie, mający lokalne kobiety za idealne zdobycze na jedną noc. Zresztą, Samantha była doskonałym przykładem, dlaczego mieli prawo tak myśleć.
Włożyłam strój sportowy i adidasy, a do uszu wsunęłam słuchawki i ruszyłam na mój codzienny jogging. Było jeszcze wcześnie, a słońce prażyło niemiłosiernie, ale wieczór spędzę jak zawsze przy piekarniku, więc musiałam poruszać się teraz.
Wiadomość na telefonie potwierdziła, że mój przyjaciel czekał już na dole.
Kiedy byliśmy w niewielkiej odległości od lotniska, usłyszeliśmy wzbijający się w powietrze odrzutowiec, który przecinał niebo z taką prędkością, że dosłownie zapierało dech w piersiach.
Rozpoczął swoje ewolucje, a my przystanęliśmy, żeby popatrzeć. Nie piloci, ale ich umiejętności zawsze mnie fascynowały.
– Szybko zaczęli – odezwałam się, zadzierając głowę. – Nie mieli zjawić się w przyszłym tygodniu?
– Tak, ale pierwsi śmiałkowie chyba nie mogli się doczekać i przyjechali wcześniej – odpowiedział Leo.
– Wyrywni.
– Jak widać. – Zaśmiał się, kiedy samolot zaczął kręcić bączki w powietrzu, zostawiając za sobą białą smugę. – To musi być wolność – dodał filozoficznie.
– Lub kompletna nieodpowiedzialność. Taniec ze śmiercią.
– To, że my się czegoś boimy, nie musi oznaczać szaleństwa – stwierdził i po części musiałam przyznać mu rację. – Dla nich to pewnie jak jazda na rowerze.
– Popatrzmy chwilę – zaproponowałam i położyłam się w trawie, obserwując magiczny taniec.
Leo miał rację, bałam się tak ekstremalnych rzeczy. Do tego miałam lęk wysokości, więc to, co wyprawiał aktualnie pilot, było kompletnie poza moją strefą komfortu, i to do tego stopnia, że bałam się o tego obcego człowieka.
Jego taniec był jednak tak fascynujący, że pomimo lęku patrzyłam jak zahipnotyzowana.
– Ruszajmy – odezwałam się po dłuższej chwili. – Mam naprawdę dużo pracy dzisiaj, a z tego, co widzę, jutro na śniadaniu zjawią się pierwsi zdobywcy przestworzy.
Kiedy biegliśmy drogą powrotną, minął nas kolejny samochód wojskowy i czułam na sobie przeszywające spojrzenie pasażera.
Nie dostrzegłam niczego poza twarzą skrytą za dużymi okularami przeciwsłonecznymi.
– Za kilka dni będziemy tu mieli więcej mundurowych niż mieszkańców – prychnęłam i przyspieszyłam, zostawiając kumpla z tyłu.
Po moim powrocie lokal był już praktycznie opustoszały. Ostatnie osoby jadły obiad, bo o piątej zamykaliśmy.
Weszłam pod zimny prysznic, aby zmyć z siebie zmęczenie, i po dwudziestu minutach byłam gotowa, żeby zamykać.
Kelnerki chichotały za ladą, wycierając szklanki do sucha, by nie zostały żadne smugi.
– Byli tu – rzuciła Samantha.
– Kto? – zapytałam, unosząc brew z zaciekawieniem.
– No, piloci! – pisnęła podekscytowana. – Chyba się zakochałam.
– W którym? – Oparłam się łokciami o wysoką ladę i spoglądałam na nią z nieskrywanym rozbawieniem.
Miała dziewiętnaście lat i tak naprawdę jeszcze zerowe pojęcie o życiu.
– We wszystkich!
– To ilu ich tu było?
– Pięciu. – Westchnęła, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. – Zamówili lemoniadę i piwo. Zostawili spory napiwek. Chyba wpadłam im w oko.
– Tak, raczej w rozporek – mruknęłam pod nosem.
– Co?
– Mówiłam, że pewnie tak. – Zaśmiałam się i otworzyłam kasę, by rozliczyć utarg.
Czułam, że to będzie naprawdę gorące lato pełne przygód. Od bardzo dawna nic się nie działo w tym mieście, więc mieszkańcy chodzili podekscytowani, jakby co najmniej niedaleko wylądowało UFO.
Cóż, i mnie nie pozostało nic innego, niż zarazić się ich euforią i cieszyć się tym pokręconym czasem.
Przekręciłam tabliczkę na drzwiach, informując, że lokal jest już zamknięty, i zabrałam się do sprzątania. Uwielbiałam tę część dnia.