Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Ślad krwi - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ślad krwi - ebook

Nie wiedziała czym jest strach. Do czasu…

Weronika Zalewska cierpi na rzadką chorobę genetyczną. Analgezja wrodzona sprawia, że nie odczuwa fizycznego bólu. Potrafi wytrzymać to, co dla większości osób jest nie do zniesienia.

Jednak teraz, gdy wpadła w ręce szaleńca, jej siła może okazać się niewystarczająca. Przetrzymywana w zamknięciu, coraz mocniej czuje zbliżającą się śmierć.

W tych dramatycznych okolicznościach dużo myśli o swojej mamie, która porzuciła rodzinę, gdy Weronika miała zaledwie trzy lata. Nie wie, jak daleka od prawdy jest znana jej wersja o odejściu matki. I jak sama jest jej blisko, leżąc z zasłoniętymi oczami na zimnym betonie.

Poszukiwania Weroniki prowadzi komisarz Judyta Olecka. Czy znajdzie dziewczynę, nim będzie za późno? A może kolejna rodzinna tragedia pozostanie niewyjaśniona już na zawsze?

Niepokojący thriller, który do ostatnich stron będzie trzymał cię w niepewności.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368263886
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WERONIKA

1

Jestem gotowa do wyjścia. Wyszykowałam się: wskoczyłam w nowe dżinsy, zrobiłam staranny makijaż, rozpuściłam i wyprostowałam włosy. Czuję się atrakcyjnie.

Sięgam po kawę, zastrzyk kofeiny to mój rytuał przed każdym wieczornym wyjściem – na wypadek gdyby dopad­ło mnie zmęczenie. Powinnam się lepiej wysypiać, niestety w tej kwestii praktyka stale rozjeżdża się z teorią.

Kawa jest mocna i ciemna jak noc, nigdy nie dolewam do niej mleka. Jeszcze gorąca. Upijam łyk, jak zwykle zapominając, że powinnam chwilę poczekać, żeby trochę przestygła. Wrzątek parzy mi język, czuję, że wyskoczył bąbel. Jest całkiem spory i wciąż rośnie.

Dzwoni Natalia.

– Nie dam rady nigdzie iść – mówi.

– Co znowu? – jęczę niepocieszona. Słowo daję, odwoływanie spotkań w ostatniej chwili powinno być karalne.

– Migreny dostałam.

– Łyknij jakąś tabletkę – radzę.

– Wzięłam już dwie.

– I nic?

– Nic nie pomaga – stwierdza.

Próbuję zrozumieć przyjaciółkę, ale to dla mnie koszmarnie trudne, bo zwyczajnie nie wiem, czym jest ból głowy. Ani żaden inny ból. Wszyscy na coś narzekają, tych dolegliwości jest tyle, że nigdy nie miałam odwagi się przyznać, że mnie żadne z nich nie dotyczą.

– Kładę się zaraz do łóżka i niech ten wieczór szybko się skończy – oznajmia.

– No dobra. – Wzdycham. Może faktycznie tak bardzo ją boli.

– Sorry – dodaje Natalia. – Serio nie dam rady, czuję się okropnie.

– No dobra – powtarzam, wydymając usta z niezadowolenia.

– Odezwę się jutro – mówi jeszcze. – Pa.

– Pa. – Odsuwam telefon od ucha i sprawdzam godzinę. Dochodzi dziewiętnasta. Zastanawiam się, co ze sobą zrobić, nie mam pomysłu na wieczór.

Wchodzę na Messengera i przeglądam listę znajomych. Magda jest dostępna, piszę do niej. Idzie z chłopakiem do kina, nie proponuje, żebym zabrała się z nimi. Przeglądam więc listę dalej. Jowita nie odpisuje, a kolejna koleżanka także zaplanowała romantyczny wieczór sam na sam ze swoim chłopakiem.

Ponownie wydymam usta. Może po prostu sobie odpuszczę. Zostanę w domu, poleniuchuję, na Netflixie na pewno znajdę coś ciekawego do obejrzenia. Nim na dobre przekonam się do tego pomysłu, mój wzrok pada na zdjęcie Janka. Zatrzymuję się przy nim dłużej.

Jakiś czas temu zaglądałam na portale randkowe, lecz szybko się okazało, że to nie jest miejsce dla mnie. Dałam sobie spokój z tego typu aplikacjami, a Janek jest pamiątką po tamtym epizodzie. Facetowi daleko do Adonisa, powiedziałabym nawet, że jest bardzo przeciętnej urody, ale jednocześnie okazał się jedynym, z którym można było normalnie pogadać. Udało mu się doprowadzić do tego, że przeskoczyliśmy na Messengera. Kilka razy proponował spotkanie, jednak do tej pory jakoś nie było mi z tym pomysłem po drodze.

Janek chyba jest w tej chwili niedostępny, mimo to klikam w czat i prosto z mostu pytam, czy ma ochotę się dziś ze mną spotkać. Wiadomość zostaje wysłana i sprawa zdaje się na tym kończyć. Janek nie odczytuje mojego komunikatu, jego status dostępności nie ulega zmianie.

Z kwaśną miną dalej przeglądam listę znajomych. Kiedy nie wpada mi w oko nikt więcej, do kogo mogłabym zagadać, zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem Tomasz nie jest jeszcze w pracy. Dzwonił rano, żeby mi przypomnieć o zaległej higienizacji jamy ustnej. Choć tego typu zabiegi w jego gabinecie przeprowadza wykwalifikowana higienistka dentystyczna, mną zajmuje się osobiście. Dobrze mieć stomatologa w rodzinie.

Odrzuciłam propozycję dzisiejszej wizyty w gabinecie, no bo kto chciałby spędzić sobotni wieczór na fotelu dentystycznym? Skoro jednak nie uda mi się już nigdzie dziś wyjść, to może chociaż odbębnię stomatologa.

Wybieram numer Tomka i włączam tryb głośnomówiący.

– Cześć – zgłasza się młodszy brat ojca. – Tylko mi nie mów, że jednak chcesz dziś wpaść do gabinetu.

– Wyszedłeś już? – pytam, znając odpowiedź.

– Miałem ostatniego pacjenta o osiemnastej – oznajmia. – Szybko poszło.

– To trudno – wzdycham i wtedy widzę, że na Messengera przychodzi wiadomość od Janka. Odczytuję ją.

Ale mnie zaskoczyłaś :D

Jasne, że chcę się z Tobą spotkać!

Byłbym idiotą, gdybym nie wykorzystał okazji ;)

– Zależy ci, żeby zrobić to dzisiaj? – chce tymczasem wiedzieć Tomasz.

– Nie, spoko – rzucam, myśląc nad miejscem, gdzie mog­łabym się umówić z Jankiem.

– Chyba ci jednak zależy, skoro dzwonisz – zauważa wujek.

– Miałyśmy wyskoczyć z Natalią na drinka, ale wystawiła mnie do wiatru, więc szukałam sobie zajęcia na wieczór – tłumaczę.

– Rozumiem, że właśnie znalazłaś coś ciekawszego niż czyszczenie zębów – śmieje się Tomek, podczas gdy na Messengera przychodzi nowa wiadomość od Janka.

Widzimy się w Have-a-Drink?

– Zgadza się. – Też się śmieję.

– Natalia jednak z tobą wyjdzie? – dopytuje wujek.

Opowiadam mu krótko o Janku.

– Chce się spotkać w Have-a-Drink – oświadczam. – Znasz może ten lokal?

Tomasz pomimo swoich pięćdziesięciu dwóch lat prowadzi bardzo rozrywkowe życie. Nieraz spotkałam go w jednym czy drugim klubie. To zupełne przeciwieństwo mojego ojca. Tata jest świetny, ale brak mu luzu. Za to jego brat ma go aż nadto. Tak to już chyba jest w rodzeństwie, zwłaszcza gdy w grę wchodzi znaczna różnica wieku. Kiedy tata oglądał się już za dziewczynami, Tomek sikał jeszcze w pieluchy.

– Nie kojarzę – przyznaje brat ojca.

Na szybko wrzucam nazwę lokalu w wyszukiwarkę.

– Google podają, że to na Kazimierzu – mówię na głos. Choć formalnie Tomasz jest moim wujkiem, nasza relacja bardziej przypomina taką, jaka zwykle łączy kuzynostwo. – Piszą, że w dzień to kawiarnia ze świetną kawą, a wieczorem lokal zamienia się w klimatyczny koktajlbar.

– Brzmi dobrze – ocenia Tomek.

– Zobaczymy – kwituję. – Jak będzie do bani, to po prostu wrócę do domu i położę się spać.

– Po dwudziestej drugiej to nawet dla ciebie nie będę gonił do gabinetu. – Brat taty głośno się śmieje.

– Może bym cię uprosiła – rechoczę, bo wiem, że tak naprawdę nie miałabym z tym większego problemu. Tomek łatwo mi ulega.

– Uważaj na siebie – rzuca jeszcze. Na moment jego głos przyjmuje poważne tony.

– To przecież oczywiste.

– Baw się dobrze. A w poniedziałek zdzwonimy się w kwestii wizyty w gabinecie.

Wujek kończy połączenie, tymczasem na Messengerze czeka na mnie następna wiadomość od Janka.

O 20:00?

Nie ma co kombinować, zgadzam się. Natychmiast przychodzi odpowiedź.

Do zobaczenia! ;)

Dopijam kawę, a w międzyczasie zamawiam ubera. Zanim przyjedzie, dzwonię jeszcze do Natalii.

– Nie znasz kolesia i umawiasz się z nim na wieczór? – Przyjaciółka jak zwykle denerwuje mnie swoją powściągliwością.

Kiedy buszowałam po portalach randkowych, ciągle suszyła mi głowę, sama nigdy nie umówiła się z facetem, którego nie zna. Zastanawiam się, jak zamierza założyć rodzinę, o której stale przebąkuje, skoro stroni od nawiązywania nowych znajomości. Gdzie ona chce znaleźć męża?

– Na tym polegają randki – mówię. – Umawiasz się z kimś, kogo nie znasz, żeby go poznać.

– No dobra, ale…

– Przestań. Nie umówiłam się z nim na jakimś pustkowiu czy w spelunie, tylko w miłym barze, gdzie będzie pełno ludzi.

– Jakby coś poszło nie tak, to dzwoń – wzdycha ciężko.

– Przecież będziesz spała. – Wbijam przyjaciółce szpilę.

– Kiedyś się doigrasz.

Natalia potrafi zrzędzić bardziej niż mój ojciec.

– Chyba mi tego nie życzysz, co? – Uśmiecham się, jakby dziewczyna była tuż przy mnie.

– Fajny chociaż jest ten Janek? – dopytuje przyjaciółka, zamiast odpowiedzieć.

– Się okaże.

– Serio pytam. – Natalia się irytuje.

– Wydaje się trochę zniewieściały, ale może to i lepiej. Mam dość kolesi kipiących testosteronem.

– Gdzie się umówiliście?

– W Have-a-Drink. O, mój uber właśnie podjechał – oznajmiam.

– Bądź ostrożna – prosi Natalia. – Wiesz, że teraz różne rzeczy się dzieją.

Przewracam oczami.

– Łatwo spotkać popaprańca – ciągnie przyjaciółka.

– Zawsze tak było – odbijam piłeczkę, na co Natalia głośno wzdycha. – Myślisz, że kiedyś ludzie byli inni? Lepsi? – prycham. – Nie było po prostu mediów, które nagłaśniałyby to, co się działo wokoło.

Z tym argumentem trudno dyskutować, Natalia więc tylko powtórnie prosi, żebym na siebie uważała. Zupełnie jakbym była jakaś narwana. To frustrujące, bo przecież mam głowę na karku. Przez moment usiłuję wejść w skórę przyjaciółki, może gdybym była taka jak wszyscy, umawianie się z obcymi facetami przychodziłoby mi z większym trudem.

Nie jestem jednak taka jak inni.

Rozłączam połączenie, po czym chwytam kurtkę i wychodzę z mieszkania.

Kierowca wybiera trasę przez Nowohucką, więc dotarcie na Kazimierz zajmuje mi dłużej, niż powinno. Sięgam po komórkę i piszę do Janka.

Jadę uberem, ale są korki.

Zaczekasz?

Jasne, że tak ;)

W końcu wyskakuję z samochodu i przebiegam na drugą stronę ulicy. Czuję się podekscytowana. Naprawdę dobrze mi się z Jankiem rozmawiało, odnosiłam wrażenie, że koleś mnie rozumie. Określiłabym go jako pogodnego człowieka, który jednak twardo stąpa po ziemi. Mówił mądrze, choć nie wydawał się zuchwały czy wyniosły. Słuchał, a nie tylko paplał o sobie, a to się teraz zdarza coraz rzadziej.

Wchodzę do baru i rozglądam się po wnętrzu. Nie widzę chłopaka, ale jest tłoczno, więc taksuję otoczenie uważniej. Nadal nikt nie pasuje do zdjęcia, które zamieścił na portalu randkowym. Żadnego bruneta o okrągłej twarzy i delikatnych łukach brwiowych. Cóż, spodziewałam się, że fotka może być przekłamana, kto teraz wrzuca do sieci nieobrobione zdjęcia?

Niezrażona przechodzę w głąb lokalu, ale nadal nie natykam się na nikogo, kto chociaż przypominałby faceta ze zdjęcia.

Sięgam po komórkę, żeby napisać do Janka i upewnić się, że dotarłam we właściwe miejsce. Nim otworzę Messengera, podchodzi do mnie mężczyzna na pierwszy rzut oka koło pięćdziesiątki.

Unoszę wysoko brwi, a facet się uśmiecha. Rozpoznaję w nim chłopaka, z którym się umówiłam, tyle że mężczyzna mógłby być jego ojcem. Albo może lepiej byłoby powiedzieć: matką, bo na żywo rysy twarzy kolesia są jeszcze bardziej kobiece niż na fotce, którą się posługuje. Natura nie była dla niego łaskawa również w kwestii sylwetki. Zaokrąglone biodra muszą być jego zmorą. Mam wrażenie, że sytuację ratuje jedynie typowo męska fryzura.

– Janek. – Facet wyciąga dłoń w moim kierunku. No dobra, głos też ma w porządku, niski, lekko zachrypnięty.

– A fotka na profilu jest czyja? – rzucam, nie podając mu ręki.

– Moja. Oczywiście, że moja – zapewnia.

Prycham prześmiewczo.

– Tylko że sprzed piętnastu lat – dodaje mężczyzna lekko, jakby nie widział nic złego w tym, że mnie okłamał.

– Więc robisz dziewczyny w balona i udajesz młodzieniaszka. – Prycham ponownie.

– Bez przesady, aż taki stary nie jestem.

– To ile masz lat? – Mój głos nie przestaje ociekać drwiną.

– Czterdzieści siedem – mówi.

Osiemnaście, obliczam na szybko dzielącą nas różnicę wieku. Może faktycznie nie tak dużo. Może gdyby od początku był szczery… Może gdyby grał ze mną fair…

– Niełatwo umówić się z równolatką – oświadcza. – Większość jest już zajęta. Mają mężów i dzieci. A jakieś zdrady i ukryte związki mnie nie kręcą.

Powinnam obrócić się na pięcie i odejść. Tkwię jednak w miejscu – chcę wierzyć, że za sprawą tego pompatycznego wyznania. Tyle że trudno nabrać się na takie bzdury. Nawet jeśli w słowach mężczyzny jest odrobina prawdy, nie ma szans, by sam miał czystą kartę. Przeżywszy kilkadziesiąt lat na tym świecie, musi mieć coś za uszami.

– Dobrze nam się w necie gadało. Sprawdźmy, czy tak samo będzie teraz – przekonuje.

Ja jednak pozostaję niewzruszona. Chodzi o te osiemnaście lat. Nie mniej, nie więcej, ale właśnie osiemnaście. Dokładnie tyle mama była młodsza od taty.

Wszystko, co dotyczy mamy, czasem nawet drobny szczegół, który się z nią wiąże, potrafi wytrącić mnie z równowagi. To chyba jedyne, z czym sobie w życiu gorzej radzę.

– Skoro już tu jesteś, daj mi szansę. – Mężczyzna nie ustępuje. – Co ci szkodzi spróbować?

Podnoszę na niego spojrzenie. Pomimo całkiem sporej różnicy wieku mama zakochała się w tacie. Wyszła za niego. Dała mu dziecko. Mnie.

– Przekonasz się, że jestem taki jak w sieci.

– Naprawdę masz na imię Janek? – rzucam.

Kiwa głową, lekko się przy tym uśmiechając. Ten pogodny grymas jeszcze bardziej łagodzi jego naturalnie delikatne rysy i twarz Janka traci resztki męskiej aparycji.

– I pracujesz w sądzie jako spec od IT? – pytam, bo przecież kilkanaście minut temu twierdziłam, że mam dość umawiania się z kolesiami kipiącymi testosteronem.

– Wszystko, co ci o sobie powiedziałem, jest prawdą – zapewnia.

– Oprócz fotki na profilu – przypominam mu.

– To wciąż ja. Tylko nieco młodszy.

– Nie masz żony? – dopytuję.

– Nie jestem w żadnym związku. – Janek nie przestaje się łagodnie uśmiechać.

– A miałeś żonę?

– Nie.

Mam na końcu języka pytanie, dlaczego do tej pory się nie ożenił, ale przecież już teraz rozmowa, którą prowadzimy, do złudzenia przypomina przesłuchanie.

– Weronika. – Ku własnemu zaskoczeniu wyciągam rękę w kierunku Janka.

Mężczyzna ściska moją dłoń z wyczuciem, chyba nawet trochę powściągliwie. Zawiesza przy tym wzrok na bliznach, które szpecą skórę na jej grzbiecie. Podobnych mam na ciele więcej, ląduję na SOR-ze zdecydowanie częściej niż przeciętny człowiek. Gdzie mi tam do przeciętności, mój przypadek to prawdziwy ewenement w statystykach. Nie będę się jednak tłumaczyć facetowi, który mnie oszukał.

– Dobra – wzdycham głośno. – Zobaczmy, co z tego wyjdzie.

Janek z ożywieniem wskazuje stolik, który dla nas zajął. Siadamy przy nim, na blacie stoją już dwa drinki.

– Cieszę się, że udało nam się spotkać. Wypijmy za to. – Mężczyzna podsuwa mi jeden z kieliszków.

– Dzięki, ale sama sobie coś zamówię – oświadczam.

– Daj spokój. Kupisz po prostu następną kolejkę. – Facet znowu częstuje mnie niewinnym uśmiechem, który do tej pory skutecznie odwracał moją uwagę od wyrazu jego oczu. Dopiero teraz zauważam, że wzrok Janka wcale nie jest taki niewinny. Jego źrenice dziwnie błyszczą. Mimo subtelnej aparycji ma szorstkie spojrzenie, podszyte czymś, co mi się nie podoba. Fałszem.

– Chyba nie sądzisz, że wypiję drinka od obcego faceta? – W moim głosie znów pojawiają się kpiące tony.

– Nie tak całkiem obcego – stwierdza, a ja zauważam coś jeszcze. Janek zerka w mój dekolt. Zastanawiam się, czy zwiódł mnie jego niewinny wygląd, czy po prostu kiedy zdecydowałam się usiąść z nim przy stoliku, poczuł się pewniej. – Trochę się jednak znamy – dodaje, po czym ponownie taksuje mój biust.

– Zamówię sobie coś – oznajmiam, podnosząc się z miejsca.

– A co z tym? – Janek wskazuje na szklankę, która miała być moja.

– Sam wypijesz.

– Podejrzewasz, że czegoś ci do tego drinka dolałem?

– Lepiej dmuchać na zimne – próbuję żartować.

– Spokojnie, naprawdę nie musisz się mnie obawiać. – Facet śmieje się beztrosko.

– Skoczę do toalety i po drinka. – Przywołuję na usta uśmiech. – Zaraz wracam.

Kiedy kluczę między stolikami, czuję na sobie wzrok Janka. Powtarzam sobie, że nie mam powodu do niepokoju. Jestem w barze, gdzie bawi się pełno ludzi, a spotkanie mogę w dowolnej chwili zakończyć. Zresztą jeśli mu się podobam, to przecież nic nadzwyczajnego, że się na mnie gapi. Coś jednak w samym środku mnie bije na alarm.

Wchodzę do toalety, a moim oczom ukazuje się wielki plakat.

JEŚLI NIE CZUJESZ SIĘ BEZPIECZNA,

JEŚLI POTRZEBUJESZ POMOCY

ALBO JEŚLI TWOJE SPOTKANIE

NIE PRZEBIEGA TAK,

JAK SOBIE TEGO ŻYCZYSZ,

poproś obsługę o drinka

ANGEL SHOT

czysty ANGEL SHOT – zamówimy Ci taksówkę

ANGEL SHOT na lodzie – odprowadzimy Cię

do Twojego auta

ANGEL SHOT z limonką – wezwiemy policję

GWARANTUJEMY DYSKRECJĘ.

U NAS JESTEŚ BEZPIECZNA!2

Już przy pierwszych przebłyskach świadomości wiem, że ktoś musiał mnie czymś nafaszerować. To, jak się czuję, przypomina mi kaca po dobrej imprezie, a przecież nie byłam na żadnej ostrej balandze. Nie mogłam wypić więcej niż jednego drinka. Oczywiście nie boli mnie głowa, ale mam wrażenie, że waży tonę. W ustach mi zaschło, resztki śliny sklejają moje wargi.

Chcę otworzyć oczy, ale coś skutecznie utrudnia mi uniesienie powiek. Czuję szorstki materiał przylegający mi do twarzy. Jego struktura jest na tyle gęsta, że widzę tylko ciemność. Chyba zawiązano mi jakąś szmatę na oczach.

Próbuję się poruszyć. Nie mogę. Ręce mam uniesione i nie potrafię ich opuścić. Szarpię mocniej, jednak wciąż nie mogę zmienić położenia swoich kończyn. Coś je krępuje.

Kręcę nadgarstkami. To, co wbija mi się w skórę, raczej nie zostało wykonane z metalu, nie wydaje się też, żeby chodziło o sznur czy jakąś żyłkę. Pasy? Z mocnego tworzywa, może skórzane.

Zmiana pozycji jest niemożliwa, kręcę głową na boki, bo tyle mogę. Szmata nie zsuwa się z moich oczu. Nie mogę niczego zobaczyć, muszę zatem polegać na pozostałych zmysłach. Biorę głęboki wdech i analizuję sytuację.

Leżę płasko na plecach, powierzchnia jest strasznie twarda. I zimna. Zgaduję, że to goły beton. Czuję zapach wilgoci i zgnilizny. I czegoś jeszcze, czegoś, czego nie potrafię rozpoznać.

Słyszę też coś. Jakieś jęki, posapywanie. Odgłosy dochodzą z przeciwległej strony. Obracam głowę w tamtym kierunku, mimo że cholerna szmata zasłania mi cały widok. Kręcę głową na boki jeszcze mocniej niż wcześniej, w nadziei, że uda mi się zsunąć opaskę. Trochę zjeżdża, ale to wciąż za mało, żeby cokolwiek zobaczyć.

Przestaję się wiercić i nasłuchuję. To chyba jęki człowieka. Oddycha nierówno, ciężko.

– Halo, jest tu ktoś? – odzywam się.

Mój głos brzmi pusto, ale nie odbija się echem. Pomieszczenie, w którym jestem, nie może być duże.

– Halo? Kto tu jest?

Posapywanie wciąż słychać, jednak ten, kto tak dyszy, nie odzywa się.

– Nie możesz mówić? – pytam, lecz nadal nikt mi nie odpowiada.

Ponownie usiłuję zsunąć szmatę, która zasłania mi oczy, i ponownie mi się to nie udaje.

– Jedziemy na tym samym wózku – odzywam się znowu. – Zakładam, że ty też nic nie widzisz. I jesteś związana.

Niezmiennie nikt mi nie odpowiada.

– Albo związany – dodaję.

Wszystko na nic. Słyszę jedynie przyspieszony oddech, przerywany pojękiwaniami. Głos jest cienki, dość wysoki. Chyba jednak mam do czynienia z dziewczyną.

– Ja pierdolę – odzywam się, kiedy dociera do mnie kolejny szczegół własnego położenia. – Założył mi pampersa.

Poruszam biodrami, wokół których szeleści jakiś sztuczny materiał. Na pewno nie mam na sobie swoich majtek, a tym bardziej spodni.

– Kurwa mać – rzucam pod nosem, już rozumiejąc, czym jest odór, którego nie potrafiłam wcześniej określić. Dwójki jeszcze nie zrobiłam, ale urynę czuję wyraźnie. – Po co te pieluchy?! – pytam, lecz nadal nikt mi nie odpowiada.

Trę jeszcze raz głową o posadzkę, żeby zsunąć z oczu tę kurewską opaskę, ale to na nic. Zastanawiam się przy tym, czy wreszcie czuję strach.

Natura zadbała o to, żebym nie cierpiała, rozłożyła nade mną parasol ochronny również w wymiarze emocjonalnym. Właściwie niczego w życiu się nie boję, nic mnie nie zasmuca, nie wiem, co to depresja czy atak paniki. Znam te wszystkie pojęcia jedynie z teoretycznego punktu widzenia. Nawet myśli o mamie nie są w stanie mnie przytłoczyć. Owszem, wytrącają mnie z równowagi, na chwilę, na krótki moment, ale to tyle.

Czy właśnie przyszedł czas, że to się zmieni? Czy wreszcie poczuję to, co czują normalni ludzie?

Biorę głębszy wdech, odór, który mnie otacza, staje się intensywniejszy. Zgaduję, że pielucha tego, kto tu ze mną przebywa, jest pełniejsza niż moja.

Bodziec zapachowy, choć skrajnie nieprzyjemny, działa na moją korzyść: wywołuje z mojej pamięci kolejne obrazy. Bombarduje mnie wspomnienie tego, jak weszłam do toalety, zobaczyłam plakat, myłam dłonie. Usiłuję sobie przypomnieć, czy wyszłam stamtąd, lecz to już dla mnie za dużo. Za to przed oczami mam wytatuowanego człowieka z ćwiekami na łysej głowie. Jego twarz jest pozbawiona nosa, zupełnie jakby go zgilotynowano. Nie wiem, skąd wziął się ten abstrakcyjny obraz, nie znam nikogo, kto tak wygląda. Pamiętam natomiast, że spotkałam się z Jankiem. Umówiliśmy się. Dotarłam do baru, jechałam uberem. Może kierowca miał tatuaże?

Otwieram usta i zaczynam krzyczeć, głośno wzywać pomocy.

– Próbowałam – słyszę wreszcie cichy głos.

Nie pomyliłam się, osoba, która jest tu ze mną, to dziewczyna.

– Wołałam – mówi, a właściwie szepcze.

Już mam się odezwać, ale wtedy wydaje mi się, że słyszę coś jeszcze. Jakiś szelest, coś jakby kroki. Nadstawiam uszu, ale dźwięk się nie powtarza. Kiedy przychodzi mi na myśl, że mógł pochodzić z zewnątrz, na nowo zaczynam wrzeszczeć. Może jest tu jakieś okno. Albo drzwi. Nieszczelny właz, cokolwiek, co sprawi, że ktoś mnie usłyszy.3

Nikt nie przychodzi nam na ratunek. Przestaję krzyczeć, bo ileż można się wydzierać.

– Jak masz na imię? – zwracam się do dziewczyny.

Tym razem znów mi nie odpowiada.

– Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz ze mną gadać – mówię. – Nic ci przecież nie zrobiłam.

Moje słowa nadal trafiają w pustkę.

Kręcę się na tyle, na ile pozwalają moje więzy. Jest mi niewygodnie, z pewnością ścierpły mi kończyny, szczęśliwie tego nie czuję.

– Nie chcesz, to nie mów, jak masz na imię – odzywam się znowu. – Ani skąd się tu wzięłaś. Ale mogłabyś przynajmniej powiedzieć mi, co ten popapraniec ci zrobił. Mogłabym się jakoś nastawić na to, co mnie tu czeka.

Jak wcześniej dziewczyna milczy.

Szarpię rękami, ale krępujące mnie pasy są solidne. Nie ma szans, żebym je zerwała. Nie zdołam też wyślizgnąć z nich dłoni, zbyt ciasno je związano.

– Karolina – słyszę, kiedy mimo wszystko nadal próbuję jakoś obluzować więzy.

Wreszcie przemówiła. Dobrze. Może uda mi się z niej wyciągnąć, kto i po co ją tu zamknął.

– Ja mam na imię Weronika – mówię. – Długo tu jesteś?

– Nie wiem – mamrocze.

– Nie pamiętasz? – dopytuję.

Niestety na tym nasza rozmowa się kończy, bo rozlega się skrzypienie zardzewiałych zawiasów. A więc są tu jakieś drzwi.

Czuję, jak wyostrzają mi się wszystkie zmysły, jak wzbiera we mnie fala złości i wola walki. Wciąż się jednak nie boję. Nie mam przecież czego. Jesteśmy przedstawicielami tego samego gatunku. Jestem takim samym zagrożeniem dla niego, jak on dla mnie.

No, prawie. Byłoby tak, gdybym nie została skrępowana.

Głośny jęk dziewczyny, która tu ze mną jest, powinien przyprawić mnie o dreszcze przerażenia, ale wzbudza we mnie tylko jeszcze większą złość. Nasłuchuję, co się dookoła mnie dzieje, gotowa się bronić, pomimo że moja sytuacja jest beznadziejna.

Słyszę szelest papieru, a za chwilę do moich nozdrzy dolatuje woń jedzenia. Wyczuwam wyraźnie glutaminian sodu, a w celi zaczyna pachnieć jak w knajpie z fast foodem. W mojej głowie pojawia się nowy przebłysk. Spotkanie w Have-a-Drink nie poszło tak, jak się spodziewałam. Janek wcale nie okazał się fajnym gościem, jak wydawało się przez internet. Przez te kilkanaście minut, które spędziłam w jego towarzystwie, nabrałam przekonania, że oszustwo, do którego się posunął, to najmniejsze z jego przewinień. Coś mocno zgrzytało mi w jego zachowaniu.

Nagle zapach jedzenia staje się intensywniejszy, a czyjaś dłoń chwyta mnie za szczękę. Czyja? Janka?

Ktoś skutecznie unieruchamia mi głowę, po czym zaczyna wpychać coś do moich ust. Zaciskam wargi, próbuję przy tym rzucać głową na boki. Nie mam zamiaru niczego jeść.

– Odpierdol się! – mamroczę, a facet wykorzystuje moment i wciska we mnie to, co ze sobą przyniósł. Szybko na nowo zaciskam szczęki, jednak drobne kawałki jedzenia przedostają mi się do buzi. Wyczuwam smak mięsa i sosu do burgerów.

Porywacz mocniej ściska mi policzki, wargi mimowolnie mi się rozchylają. Robię, co mogę, żeby do moich ust dostało się najmniej, jak tylko się da. Sapię przy tym okrutnie, poza tym czuję, że jedzenie rozsmarowuje mi się po całej twarzy. Mimo to czekam na najdogodniejszy moment. Kiedy wreszcie przychodzi, rozluźniam żuchwę, by zacząć kąsać niczym żmija. Trafiam za trzecim razem. Rozlega się syk, a przytrzymująca moją twarz dłoń momentalnie mnie puszcza.

Słyszę kolejne sapnięcia. Próbuję coś z nich wywnioskować, na podstawie tego, jak dyszy, rozpoznać osobę, która nas tu uwięziła. Kimkolwiek jest, mam nadzieję, że odgryzłam palec u samej dłoni. Najchętniej bym go jeszcze przemieliła na miazgę, na bezużyteczną paćkę, tak żeby nie było żadnej możliwości go przyszyć.

Trzask drzwi przepędza te absurdalne myśli z mojej głowy.

– Poszedł? – słyszę przesiąknięty strachem szept Karoliny.

– Chyba tak.

– On nie chce, żebyśmy były głodne – szepcze dziewczyna.

Prycham drwiąco, czując, jak z twarzy odpadają mi poprzyklejane fragmenty pokarmu. Część z nich dostaje mi się do ust, wypluwam wszystko.

– Musisz jeść – przekonuje.

– Nic nie muszę.

– Lepiej go nie denerwować. – Dziewczyna nadal szepcze.

Prycham ze złością.

Moja towarzyszka nic więcej nie mówi.

– Nie boisz się, że dosypuje czegoś do tych posiłków? – pytam po chwili, wciąż wściekła.

– Nakarmi cię przez sondę.

Obracam głowę w kierunku dziewczyny, jakbym była w stanie na nią spojrzeć.

– Naprawdę. Zrobi to – przekonuje.

Nie muszę dopytywać, żeby wiedzieć, że przeżyła to, o czym mówi. Usiłuję pozbyć się z głowy wizji, jak facet, który nas tu uwięził, wpycha mi plastikową rurkę przez nos wprost do żołądka, ale to trudne.

Chce, żebyśmy jadły – tej myśli również nie sposób od siebie odgonić. Jesteśmy mu zatem potrzebne żywe.

Karolina nic więcej nie mówi, sama też nie mam ochoty się już odzywać.

Niedługo potem w pomieszczeniu spada temperatura. Otulam się ciaśniej ramionami, muszę zatrzymać przy sobie jak najwięcej ciepła. Wiem, że mogę zamarznąć i nawet tego nie poczuję.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: