Słodka wolność - ebook
Słodka wolność - ebook
Nicole, Claire i Jesse - trzy siostry, których życie bardzo się różni. Łączy je tylko jedno – odziedziczona po rodzicach cukiernia
.Odpowiedzialność – właśnie tak powinno brzmieć drugie imię Nicole. Nie każdy zrezygnowałby z marzeń, by zaopiekować się siostrami i poprowadzić rodzinną cukiernię. Nicole ma dość. Chce wreszcie zrobić coś dla siebie. Przystojny, seksowny Hawk to okazja, by poznać słodki smak wolności. Gorący romans bez zobowiązań – obojgu odpowiada taki układ, ale życie pisze zupełnie inny scenariusz…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9505-3 |
Rozmiar pliku: | 658 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1 szklanka wody
1/4 szklanki cukru
1 galaretka wiśniowa
2 szklanki wydrylowanych ciemnych wiśni
1/2 litra lodów waniliowych
3 łyżki burgunda
1 łyżeczka soku z cytryny
Upieczony spód z kruchego ciasta (tortownica średnicy 22 cm)
Zagotować wodę, rozpuścić w niej cukier i galaretkę, dodać wiśnie. Wmieszać lody, dodając je po łyżce, aż się rozpuszczą. Dodać wino i sok z cytryny. Masę przełożyć do tortownicy na ciasto i schłodzić do zastygnięcia. Wodę można zastąpić sokiem wiśniowym, a lody waniliowe jeżynowymi. Zamiast burgunda można dać aromat migdałowy lub waniliowy. Torcik udekorować bitą śmietaną i wisienkami.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nicole Keyes zawsze uważała, że kiedy życie daje człowiekowi w kość i los zsyła mu same przykre niespodzianki, najlepszym sposobem na przetrwanie jest kawa i dobre ciacho. Dlatego teraz, kiedy miała już dość przeglądania papierów, marzyła o małej czarnej.
Zerknęła na ciasta w gablocie. Wiśniowy serniczek wabił ją i kusił. Nicole popatrzyła na swoje unieruchomione kolano i opartą obok laskę. Po operacji jeszcze nie doszła do siebie, więc jej możliwości poruszania się były ograniczone do minimum. Jeśli chce się zmieścić w dżinsy, musi sobie odmówić drugiego ciasteczka. Z bólem serca.
– Lepiej się skusić na ciastko niż na faceta – wymamrotała do siebie. Od ciastka co najwyżej przybędzie jej w biodrach, a facet może unieszczęśliwić. Figurę da się poprawić; dieta i ćwiczenia, choć niełatwo się do nich przymusić, na pewno przyniosą rezultaty. To nie jest beznadziejna sytuacja. Drugi przypadek jest znacznie trudniejszy. Pomóc może jedynie dystans, oderwanie się, seks. W tym momencie wszystkie te rozwiązania były poza jej zasięgiem.
Zadźwięczał dzwoneczek u wejściowych drzwi. Nicole, lekko uniósłszy głowę, obrzuciła przelotnym spojrzeniem licealistę, który podszedł do lady i poprosił o pięć tuzinów pączków. Znów zabrała się za porządkowanie kart godzinowych, by po południu podrzucić je do księgowej.
Maggie postawiła na ladzie trzy pudełka z ciastkami i zaczęła wbijać cenę na kasie, gdy zadzwonił telefon. Ekspedientka odwróciła się, by go odebrać.
Nicole nie potrafiła powiedzieć, co sprawiło, że właśnie w tej samej chwili podniosła wzrok. Szósty zmysł? Fart? Czy może niespokojne kręcenie się nastolatka zwróciło jej uwagę?
Chłopak wepchnął komórkę w kieszeń szortów, złapał pudełka i szybko ruszył do wyjścia – nie zapłaciwszy należności za ciastka.
Nicole już dawno pogodziła się z faktem, że jest zrzędliwa z natury, rzadko widzi plusy, a często reaguje przesadnie. Jednak nic nie wkurzało jej bardziej, niż robienie z niej głupka. Ostatnio zdarzyło jej się to kilka razy. Nie ma mowy, by temu młodzieńcowi się udało.
Nie zastanawiając się ani sekundy, wyciągnęła laskę i podcięła mu nogi. Gdy chłopak rąbnął jak długi, przygwoździła mu plecy laską do podłogi.
– O nie, ten numer na pewno ci się nie uda! Maggie, dzwoń po policję.
Podejrzewała, że chłopak poderwie się z podłogi i zwieje. Nie da rady go zatrzymać. Jednak on leżał nieruchomo. I nadal tak leżał, kiedy po kilku minutach otworzyły się drzwi. Nicole spojrzała w ich stronę, lecz zamiast policjanta ujrzała człowieka, który spokojnie mógłby występować w reklamach męskiej bielizny albo grać rolę głównego bohatera w filmach akcji.
Mężczyzna był wysoki, opalony i wysportowany. Co do tego nie miała wątpliwości, bo czerwone szorty i szara bawełniana podkoszulka z logo Pacific High School odsłaniały wystarczająco wiele. Nawet nie miała pojęcia, że człowiek ma aż tyle różnych mięśni. Przy każdym ruchu grały mu pod skórą.
Ciemne okulary zasłaniały jego oczy. Nieznajomy popatrzył na leżącego chłopaka i rozsypane na podłodze pączki, zdjął okulary i uśmiechnął się do Nicole.
Znała ten uśmiech.
Widziała go nie raz. Właśnie w taki sposób uśmiechał się Pierce Brosnan, gdy grając Jamesa Bonda, wdzięczył się do zachwyconych sekretarek, by wyciągnąć z nich informacje. Tak samo uśmiechał się jej były mąż, gdy próbował ją udobruchać, a samemu wywinąć się od problemów. Nie mogła być bardziej uodporniona na taki uśmiech, nawet gdyby osobiście wymyśliła na to szczepionkę.
– Witam – odezwał się przystojniak. – Jestem Eric Hawkins. Proszę mi mówić Hawk.
– Cóż za zaszczyt mnie kopnął. Jestem Nicole Keyes. Pani Keyes. Jest pan z policji? – Patrzyła na niego, starając się zachować zimną krew. – Oddał pan mundur do pralni?
Mężczyzna znowu się uśmiechnął uwodzicielsko.
– Jestem trenerem drużyny piłkarskiej w Pacific High School. Jeden z moich kumpli na komendzie odebrał zgłoszenie i dał mi znać.
Seattle uchodzi za metropolię, lecz w istocie składa się z niewielkich lokalnych społeczności. Nicole zawsze to pasowało. Ale nie dzisiaj.
Zdegustowana takim obrotem rzeczy, zwróciła się do pracownicy za ladą:
– Maggie, możesz jeszcze raz zadzwonić po policję?
– Nie tak szybko, Maggie – zaprotestował Hawk. – Odsunął laskę, by chłopak mógł się podnieść. – Wszystko w porządku, Raul?
Nicole przewróciła oczami.
– Bez przesady. Co mu się mogło stać?
– To mój rozgrywający, gwiazda drużyny. Muszę o niego dbać. Raul?
Chłopak zaszurał nogami, zwiesił głowę.
– Nic mi nie jest, trenerze.
Hawk wziął chłopaka na stronę, zaczęli szeptać. Nicole przyglądała się temu podejrzliwie.
Wprawdzie Seattle to nie Teksas, jednak piłka bardzo się tutaj liczy i gwiazda miejscowej drużyny to ktoś na miarę Paris Hilton. Hawk prawdopodobnie sądził, że ujmie ją swym wątpliwym wdziękiem i jego pupilowi wszystko ujdzie płazem. Co najwyżej Nicole wzruszy ramionami, uznając całą sprawę za niebyłą. Ale nic podobnego się nie stanie.
– Chwileczkę – zaczęła surowo. – Chłopak ukradł sześćdziesiąt pączków. Dla pana to może normalne, dla mnie nie. Dzwonię po policję.
– To nie jego wina. To wszystko przeze mnie.
Żałowała, że już raz przewróciła oczami, bo przecież nie zrobi tego ponownie.
– Namówił go pan do kradzieży?
– Raul, poczekaj na mnie w samochodzie – rzucił Hawk.
– Raul, nie waż się stąd ruszyć – ostrzegła Nicole.
Widziała, że dobry humor Hawka gaśnie. Wysunął sobie krzesło, usiadł obok niej i pochylił się w jej stronę.
Musiała się powstrzymać, by się nie cofnąć. To jeden z tych facetów, którzy zagarniają dla siebie zbyt dużo przestrzeni, podsumowała w duchu. Nie poruszyła się, choć był tak blisko, że widziała brązowe, zielone i złote cętki na jego tęczówkach.
– Wyjaśnię dokładniej – zaczął. Jego oddech pachniał miętą. – Raul jest dziś kapitanem. W każdy piątek kapitan stawia drużynie pączki.
Ma wielkie dłonie, pomyślała bezwiednie. Wielkie i silne.
Zmusiła się do koncentracji.
– W takim razie powinien za nie zapłacić.
– Nie mógł – ściszając głos, rzekł Hawk. – Raul to dobry chłopak. Wychowuje się w rodzinie zastępczej. Pracuje w wolnym czasie, ale w sezonie to jest wykluczone. Umówiliśmy się, że będę mu dawał pieniądze na ciastka dla drużyny, ale wczoraj wypadło mi to z głowy, a on był zbyt dumny, by się upomnieć. Dziś jest piątek, chłopaki czekają na pączki od kapitana. Wpadł na kiepski pomysł. Nicole, nigdy nie popełniła pani błędu?
Już prawie ją kupił. Ckliwa historyjka zmiękczyła jej cyniczne serce. Tylko że Hawk niepotrzebnie przybrał ten ton i wymówił jej imię w niepokojący sposób.
– Niech pan mnie nie bajeruje – prychnęła.
– Ja wcale…
– I proszę nie traktować mnie jak idiotkę.
Hawk uniósł obie ręce.
– Ja wcale…
Uciszyła go gniewnym spojrzeniem.
Najwyraźniej to taki typ, który potrafi zawsze postawić na swoim, szczególnie gdy ma do czynienia z kobietami. Ten zabójczy uśmiech wystarcza, by każda z miejsca topniała. Ha, ona na pewno nie.
Podniosła się i wsparła na lasce.
– Ten chłopak pójdzie na dno.
Hawk poderwał się z miejsca.
– Do diabła, to nie fair.
Nicole wskazała porozrzucane pączki.
– Niech pan to powie sędziemu.
Hawk zrobił krok w jej stronę, lecz Raul stanął mu na drodze.
– Już dobrze, trenerze. Postąpiłem źle. Wiem, że nie można kraść, a jednak to zrobiłem. Zawsze nam pan mówił, że musimy ponosić konsekwencje za swoje czyny.
Chłopak odwrócił się do Nicole, wbił wzrok w podłogę.
– Brak pieniędzy to żadne wytłumaczenie. Nie powinienem kraść. Było mi głupio, że nie przyniosę chłopakom pączków. – Wzruszył ramionami. – Bardzo panią przepraszam, pani Keyes.
Była zła na siebie, bo instynktownie chciała mu wierzyć. Było w nim coś, co ją przekonywało. Może tylko doskonale grał, może razem z trenerem stanowili zgrany duet, kto to wie. Jednak czuła, że Raul mówi prawdę. Był zażenowany i naprawdę było mu przykro.
I co teraz? Kradzież jest czynem nagannym, lecz nie chce karać chłopaka, by dać prztyczka w nos jego nadętemu mentorowi. To nie wina Raula, że jego trener jest podrywaczem i kobieciarzem, a może też ma za sobą karierę modela od bielizny i zapalonego sportowca.
Jutro będzie na siebie wściekła, bo chłopak pewnie się nie pokaże, jednak powiedziała:
– Zawrzyjmy umowę. Odpracujesz to, co ukradłeś. Staw się tu jutro o szóstej rano.
Po raz pierwszy Raul spojrzał jej prosto w twarz. W jego oczach zamigotało coś na kształt nadziei.
– Naprawdę?
– Tak. Ale jeśli się nie pojawisz, wytropię cię i dam ci taki wycisk, że pożałujesz. To jak, umowa stoi?
Raul się uśmiechnął. Nicole westchnęła. Jeszcze kilka lat i stanie się takim zabójczym uwodzicielem jak ten jego trener. Czy to w porządku?
– Na pewno przyjdę – obiecał. – Będę wcześniej.
Hawk odwrócił się do niej.
– Czy teraz Raul może poczekać na mnie w samochodzie?
– Tak. – Choć, gdyby to od niej zależało, jego też najchętniej by pożegnała. Nie mają sobie nic do powiedzenia.
Zerknęła na Hawka i ledwie się powstrzymała, by nie przetrzeć sobie oczu. Może to kwestia światła, ale dałaby głowę, że zaczął wyglądać jeszcze lepiej. I jak tu żyć?
Przesunął spojrzeniem po stojącej kobiecie. Piorunowała go wzrokiem. Mimowolnie kojarzyła mu się ze spiętym, spłoszonym kociakiem, którego jego córka znalazła kiedyś i przyniosła do domu.
Nicole jest racjonalna, mocno stoi na ziemi. Widać to po jej stroju: sięgającej kolan dżinsowej spódnicy i zwykłym T-shircie, braku makijażu i włosach związanych w koński ogon. Takie kobiety jak ona nie od razu robią wrażenie. Zresztą on się tym nie martwi.
– Dziękuję – powiedział. – Nie musiałaś tego robić.
– Fakt, nie musiałam. I wiem, że jutro pożałuję, że dałam mu się wykpić.
W jej niebieskich oczach płonął ogień. Wyglądała, jakby chciała kogoś walnąć, żeby się wyładować. Chętnie by się nadstawił, bo przecież nie zrobi mu krzywdy, ale intuicyjnie czuł, że nie przyjęłaby tego dobrze. Uznałaby, że sobie z niej drwi. Co może poniekąd… było prawdą.
– Nie dałaś mu się wykpić. To dobry dzieciak. Ma wielki potencjał i wiele talentów.
– Widzisz w nim siebie, co?
Hawk uśmiechnął się.
– Uhm.
– Jakie to typowe. – Popatrzyła na zegarek. – Nie masz zajęć?
– Mam trening. Chłopcy już czekają. – Wyjął portfel. – Ile za pączki?
– Przecież ustaliliśmy, że Raul odpracuje należność. Przynajmniej mam taką nadzieję.
– W takim razie poproszę o pięć tuzinów pączków.
Nicole odwróciła się do Maggie.
– Maggie, zapakuj trenerowi pączki, żeby wreszcie sobie poszedł.
Hawk pochylił się i zaczął zbierać rozsypane ciastka.
– Chcesz się mnie pozbyć.
– Tak ci się wydaje?
– Poznanie mnie to najlepsze, co mogło cię spotkać dzisiejszego dnia.
– Może później niechcący wbiję sobie zadrę i to będzie to najciekawsze wydarzenie.
Hawk się roześmiał.
– Nie jest z tobą łatwo.
– Wreszcie jakieś bystre spostrzeżenie. Po raz pierwszy.
Hawk położył ciastka i zgniecione pudełka na stoliku.
– Jestem całkiem bystry.
– Powtarzaj to sobie, może nadejdzie kiedyś dzień, gdy to się stanie prawdą.
Przez długą chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. Poczuła się trochę niezręcznie.
– Czemu aż tak się najeżasz? Onieśmielam cię?
– Ja… Ty… Idź już stąd.
Wsparła się na lasce i ruszyła na zaplecze.
– Nie będzie ciętej repliki? – zawołał za nią. – Czy to znaczy, że wygrałem?
Odwróciła się i zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
– W życiu nie wszystko polega na wygrywaniu i przegrywaniu.
– Oczywiście, że na tym polega.
– Idź już.
– Idę, bo chłopaki na mnie czekają. Ale wrócę.
– Możesz sobie darować.
– Dlaczego? To mnie bierze.
Odwrócił się i poszedł do samochodu, pogwizdując.
Domyślał się, że Nicole jest zła, bo nie miała ostatniego słowa. Należała do osób, które kontrolują sytuację i zawsze stawiają na swoim. Sport wiele go nauczył. Czasami drużynie odbijało, zawodnicy stawali się zbyt pewni siebie. Wystarczyło ich trochę podkręcić, a wpadali w furię. Z kobietami było podobnie. Zwłaszcza z kobietami.
Zapowiada się ciekawy dzień, pomyślał, podając Raulowi pudła z ciastkami i włączając silnik. Niespodziewanie pojawiło się wiele możliwości.
– Co myślisz o tej? – zapytała Claire.
Nicole przeglądała wieszaki z koszulkami.
– Daj spokój. Jest za różowa.
– Uhm. Nawet nie popatrzyłaś.
Nicole stłumiła uśmiech.
– Nie musiałam. To nie jest strój dla ciebie.
– Skąd wiesz?
– Bo jesteś dopiero w trzecim miesiącu i przybyło ci co najwyżej trzy kilo. Jeszcze nie potrzebujesz ciążowych ciuchów.
– Ale chcę coś kupić.
– To kup kocyk dla noworodka.
– Chcę coś, co będę mogła nosić.
Nicole popatrzyła na siostrę i jęknęła teatralnie. Claire przymierzała luźną bluzkę w kolorze ostrego różu. Strzałka z cekinów wskazywała brzuch, a dla mało domyślnych widniał napis „Dziecko”.
– Chyba sobie żartujesz – jęknęła.
– No może ta to przesada, ale chciałabym, żeby wszyscy wiedzieli, że jestem w ciąży.
– Wydrukuj kartki z informacją. Będziesz mogła wręczać je każdemu, kogo spotkasz.
– Pięknie mi pomagasz.
– Claire, tobie już pada na mózg. Nie mam zamiaru przykładać do tego ręki.
Claire odrzuciła na plecy długie włosy.
– Ale z ciebie siostra.
– Jestem twoją najlepszą siostrą, w dodatku bliźniaczką.
– Ha, ha! A jak ci się podoba ta z kaczuszkami?
– Claire, to dziecko jest teraz nie większe od wisienki. Nie potrzeba ci specjalnych strojów. Poczekaj jeszcze trochę. Chyba że chcesz wyglądać jak w worku na ziemniaki.
– Ale ja już nie mogę się doczekać.
– To zrozumiałe. I tak powinno być. Bo bycie w ciąży to coś cudownego.
Claire rozpromieniła się w uśmiechu.
Nicole też się cieszyła na mające się narodzić maleństwo. Świadczyło to o szlachetności jej charakteru, bo sama mogła sobie tylko pomarzyć o własnym dziecku. Do tego jest potrzebny mężczyzna, a ona na zawsze z nimi skończyła.
– Co jest? – zaniepokoiła się Claire. – Przypomniałaś sobie Drew, prawda?
Nicole skrzywiła się mimowolnie, oparła się mocniej na lasce.
– Skąd wiesz? Skąd wiesz, o czym myślę?
– Jesteśmy bliźniaczkami.
– Dwujajowymi.
– To niczego nie zmienia.
Nicole nie było to w smak, bo sama nie potrafiła czytać w myślach siostry.
– Nie myślałam o Drew. – Nie ma ochoty tracić czasu i energii na rozmyślania o kimś, kto wkrótce się stanie jej byłym mężem. – Myślałam o mężczyznach w ogóle.
– Znajdziesz sobie kogoś – zapewniła Claire. Litościwy ton siostry tylko rozdrażnił Nicole.
– Nikogo mi nie potrzeba. Cieszę się, że wreszcie będę sama i niezależna. – Oby tylko ludzie przestali się nad nią użalać i tak jej współczuć. Nikt nie mówi tego wprost, lecz wszyscy uważają, że jest zdruzgotana i nie może się pozbierać po tym, jak nakryła męża w łóżku ze swoją młodszą siostrą.
To było straszne przeżycie, załamało ją. Jednak jakoś sobie radzi.
Claire uśmiechnęła się do niej łagodnie. Współczuła jej, a jednocześnie nie zamierzała kończyć tego tematu, domyśliła się Nicole. Wróci do niego, gdy uzna, że siostra jest w lepszej formie.
No nie! Czyżby teraz to ona czytała w myślach Claire? Wspaniale.
Popatrzyła na zegarek.
– Musimy się zbierać. Wyatt już pewnie czeka.
– Och, no tak! Zaraz będę gotowa.
Claire popędziła do przebieralni. Nicole się zamyśliła. Odwiodła siostrę od przykrego dla siebie tematu, jednak coś było na rzeczy. Jest piątkowy wieczór, zamiast niej z Claire powinien być Wyatt. Czuła się trochę jak piąte koło u wozu, choć to oni ją tutaj ściągnęli. A ją odstręczała perspektywa samotnego wieczoru.
– Poczekam przed wejściem – zawołała w stronę przymierzalni.
– Za sekundę jestem!
Nicole wyszła ze sklepu dla przyszłych mam. Wyatt stał przed wystawą i z zakłopotaną miną wpatrywał się w strój na manekinie.
– Cześć – przywitała go. – Wisisz mi, bo uchroniłam twoją ukochaną przed kupieniem sobie czegoś koszmarnego.
– Zrobiłaś to dla siebie – zareplikował. – Ty bardziej się tym przejmujesz niż ja.
Miał świętą rację, ale przecież mu tego nie powie. Popatrzyła na torbę w rękach Wyatta. Kupił coś w księgarni.
– Kolejny poradnik dla przyszłych rodziców? – przekomarzała się. – Chyba już wszystkie wykupiłeś.
– Nie chcemy niczego zaniedbać. Ty robiłabyś to samo.
Pominęła milczeniem tę słuszną uwagę. Już miała zaproponować film, gdy Wyatt zaskoczył ją pytaniem:
– Jak tam u ciebie?
Zamrugała.
– Słucham?
– Już dawno nie gadaliśmy. Jak ci jest? No wiesz.
Wiedziała. Pytał o stan jej ducha.
Wyatt był jej kumplem od lat. I szwagrem. Claire poznał dużo później. Wyatta z Nicole łączyła prawdziwa przyjaźń, znał wiele jej sekretów. Był dla niej jak brat. Tylko czasem, jak teraz, wkurzał ją nie na żarty.
– Użalacie się z Claire nade mną? – zaatakowała go. – Zastanawiacie się, co ze mną począć? Jeśli tak, to radzę wam przestać. Nie potrzeba mi niczyjej litości. Doskonale sobie radzę.
Wyatt bynajmniej nie przejął się jej wybuchem.
– Wciąż siedzisz w domu, z nikim się nie spotykasz. Zrobiłaś się jeszcze bardziej zrzędliwa niż zwykle, a to o czymś świadczy.
– Nie mam nastroju do randek. Po prostu.
– Nie patrz na mężczyzn przez pryzmat Drew. Jest dużo porządnych facetów. Musisz się przełamać, zaryzykować.
– Wyatt, o czym ty bredzisz? Mój mąż zdradził mnie z moją młodszą siostrą. Takie przeżycie nie mija bez śladu. Przeciwnie, nawet skłania do zrewidowania poglądów na sprawy męsko-damskie.
Poczuła ucisk w piersiach. Może to z gorąca?
– Muszę już iść. Dzięki za wieczór. Odezwę się.
Odwróciła się i odeszła.
– Nicole, zaczekaj!
Nie zwolniła. Pośpiesznie skręciła do wyjścia na parking. Cieszyła się, że spotkała się z nimi w centrum handlowym. Przynajmniej ma tu samochód.
Pół godziny później weszła do domu. Odetchnęła lżej. Jest u siebie, sama. Nikt nie będzie zadręczać jej idiotycznymi pytaniami ani się nad nią użalać. Niestety z tym miejscem też wiąże się sporo wspomnień. I ta pustka… Włączyła telewizor. Pośpiesznie przeskakiwała po kanałach. Sitkom, bardzo dobrze. Wbiła wzrok w ekran, powtarzając w duchu, że nie będzie płakać za Drew. Ani teraz, ani nigdy.ROZDZIAŁ DRUGI
W sobotę podjechała pod piekarnię dziesięć minut przed szóstą. Nie robiła sobie wielkich nadziei, że Raul stawi się do pracy. Uległa chwili słabości i okazała mu serce. Teraz, jak zwykle, przyjdzie jej tego pożałować. Chłopak pewnie się nie pojawi, a ona będzie mogła mieć pretensje tylko do siebie.
Podeszła do wejścia od zaplecza. Tuż za sobą usłyszała kroki.
– Dzień dobry – przywitał ją wysoki ciemnowłosy nastolatek.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Wcześnie przyszedłeś.
– Nie chciałem się spóźnić.
– I tak się dziwię, że się zjawiłeś.
– Nie spodziewała się pani, że przyjdę?
– Nie.
– Dałem słowo.
– Wczoraj ukradłeś pączki. Zatem twoje słowo jest wątpliwe.
Mówiła, nie patrząc na niego, lecz zdawało jej się, że kątem oka dostrzegła cień na jego twarzy. Poczuł się urażony, bo mu nie uwierzyła i wspomniała o wczorajszym zdarzeniu? No pięknie. Każdy dzień powinien się zaczynać od rozmowy z nadwrażliwym złodziejaszkiem.
– Jesteś zapalonym sportsmenem – dodała, by poprawić mu humor, choć sama nie wiedziała, co ją do tego skłoniło. – Mam uraz do sportowców, jeszcze od liceum. Wszyscy, dla których traciłam głowę, w ogóle mnie nie zauważali.
– Nie wierzę.
Nicole westchnęła.
– Próbujesz być miły?
– Tylko troszkę. Dopiero się wprawiam.
Mogła się domyślać, kto był dla niego wzorem.
– Zachowaj to dla kogoś, kto jest bardziej podatny na komplementy. Ja jestem uodporniona.
– Zauważyłem. Trener nie zrobił na pani żadnego wrażenia.
– Powiedzmy – mruknęła. Hawk był wyjątkowo przystojny i atrakcyjny fizycznie, lecz nie ma szans, by dała się wziąć na lep jego uwodzicielskiego uśmiechu i erotycznego magnetyzmu.
Raul otworzył drzwi, Nicole weszła do środka. Pomachała do Phila.
– Cześć! – zawołała.
Mężczyzna w średnim wieku, ubrany na biało, zbliżył się do nich pośpiesznie.
– Cześć. – Obrzucił chłopaka taksującym spojrzeniem. – Gotowy do pracy?
– Tak, proszę pana.
Phil nie krył sceptycyzmu.
– Nie licz na taryfę ulgową i nie próbuj się wymigiwać. Jasne? Żadnego biadolenia.
Raul wyprostował się dumnie.
– Ja nie biadolę.
– Zobaczymy.
Phil pociągnął go w głąb piekarni.
Nicole odprowadzała ich wzrokiem. Raul odpracuje pączki, czyszcząc kadzie po cieście. Gdy już się z tym upora, dostanie kolejne zadania. Może to go czegoś nauczy i sprawi, że chłopak dobrze się zastanowi, czy warto kraść. Ciekawe, czy wyciągnie z tego nauczkę, czy może tylko na odczepnego odbębni dzisiejszą dniówkę.
Cztery godziny później Nicole skończyła większość papierkowej roboty. Nie lubiła tego, lecz chciała odczekać do końca pracy Raula, a póki poruszała się za pomocą laski, nie wychodziła na halę. Włożyła faktury do teczki dla księgowej. Phil zapukał w otwarte drzwi, stanął przed jej biurkiem.
– Jak idzie? – zapytała.
– Dobrze. Lepiej niż przypuszczałem. Chłopak naprawdę się przykłada. Robi, co mu się każe, nie wykręca się ani nie narzeka. Spodobał mi się.
Nicole uniosła brwi.
– Nie poznaję cię.
– Mały jest niezły. Ktoś taki bardzo by się przydał. Mogłabyś zaproponować mu pracę po godzinach.
– Dobra. Zapytam go.
Podniosła się i wyprostowała. Kolano wciąż bolało, ale już nie tak, jak jeszcze niedawno. Dawało się wytrzymać.
Znalazła Raula na zapleczu. Układał worki z mąką.
– Nieźle się sprawiłeś – zaczęła. – Pozytywnie zaskoczyłeś Phila, a to nie jest łatwe.
– Dziękuję.
– Chciałbyś u nas pracować? Na godziny. Możemy dostosować je do twoich zajęć. Płaca jest nie najgorsza. – Podała stawkę godzinową nieco wyższą, niż dostałby w handlu czy w restauracji.
Raul położył na miejsce ostatni worek, wytarł ręce w fartuch.
– Nie mogę – powiedział, uciekając wzrokiem.
– Nie ma sprawy.
– Potrzebuję pieniędzy. To nie dlatego.
– Nie? Czyżby zaczął się casting do nowego serialu i twój agent wysyła cię do Hollywood?
Po twarzy chłopaka przemknął uśmiech, ale szybko zgasł. Widziała, że Raul zbiera się w sobie.
– Nie zechce mnie pani zatrudnić. Dopiero za kilka tygodni kończę osiemnaście lat. Jako pełnoletni będę mógł wystąpić o usunięcie mnie z listy karanych. Na razie mam na koncie sprawę karną.
Zaskoczył ją i rozczarował.
– Co zmalowałeś?
– Gdy miałem dwanaście lat, ukradłem samochód. Chciałem się popisać przed kumplami. Byłem głupi, złapali mnie po pięciu minutach. Nic więcej nie zrobiłem. Z wyjątkiem tych pączków. Dostałem nauczkę. – Spuścił wzrok. – Wiem, że nie musi mi pani wierzyć.
Fakt. Zresztą byłby głupi, gdyby kłamał, bo sprawdzenie go nie było problemem. A Raul nie wyglądał na głupiego.
– W wieku dwunastu lat ukradłeś auto? Ostro poszedłeś. Większość zaczyna od drobnych kradzieży w sklepie.
Raul uśmiechnął się blado.
– Byłem dzieckiem. Miałem słabe pojęcie o świecie.
Nadal jest dzieciakiem, pomyślała. Ciekawe, czy teraz ma lepsze pojęcie?
– Oferta pracy nadal jest aktualna. Robota nie jest lekka, ale to uczciwe zajęcie. Poza tym będziesz mógł wziąć sobie niesprzedane wypieki, ile dasz radę zjeść.
– Ja mogę zjeść bardzo dużo.
– Czyli to dla ciebie fantastyczna okazja.
Popatrzył jej prosto w oczy.
– Dlaczego mi pani wierzy?
– Każdemu może się powinąć noga. – Pomyślała o młodszej siostrze. Jesse miała tyle możliwości, a każdą udało jej się schrzanić.
– W takim razie jestem chętny – rzekł Raul. – Codziennie po południu mam trening, ale mógłbym przychodzić przed szkołą.
– Ustal to z Philem. On będzie twoim szefem. Jeśli później, po sezonie piłkarskim, będziesz chciał popracować dłużej, powiedz mu o tym.
– Dziękuję. Nie musiała pani wyciągać do mnie ręki. Mogła pani wezwać policję.
Pominęła milczeniem fakt, że to zrobiła, tyle że zamiast umundurowanego stróża prawa zjawił się Hawk.
– Co jest z tą piłką? – zapytała. – Co cię w niej tak pociąga? Grasz, żeby zdobyć sławę?
– Uwielbiam piłkę. Chciałbym też iść do college'u. Nie stać mnie na studia, dlatego liczę na stypendium sportowe.
– A potem chcesz zostać profesjonalnym piłkarzem i zarabiać grube miliony?
– Może. Trener mówi, że mam talent do gry.
– Jakie ma podstawy, by to oceniać?
Raul zmarszczył czoło.
– Jest moim trenerem.
To jeszcze mało, pomyślała Nicole. Czy trener licealnej drużyny może przewidzieć, który z jego zawodników ma szansę stać się gwiazdą?
– Pani chyba nie wie, kim on jest – ze zdumieniem rzekł Raul.
Nicole poruszyła się niespokojnie.
– Jest twoim trenerem. – I bardzo seksownym ciachem, dodała w duchu.
– To Eric Hawkins. Przez osiem lat grał w Lidze Zawodowej. Zrezygnował, gdy był u szczytu kariery. To legenda piłki.
Jakoś trudno jej było w to uwierzyć.
– To wspaniały piłkarz. Nie musi pracować dla pieniędzy. Trenuje nas, bo kocha piłkę i chce zaszczepić to nam, przekazać swą wiedzę i umiejętności.
Stłumiła ziewnięcie. Piękne teksty obliczone na efekt. Biedne dzieciaki pewnie raz po raz słyszą je od tej chodzącej legendy.
– Dobrze wiedzieć – powiedziała, wyjmując z kieszeni pieniądze. Wyciągnęła do Raula rękę, w której trzymała czterdzieści dolarów. – Proszę.
Nie wziął ich.
– Nie może mi pani płacić.
– Oczywiście, że mogę. Póki nie podpiszesz umowy, oficjalnie nie jesteś pracownikiem. Bierz więc forsę bez gadania. Niedługo dostaniesz kartę zegarową i zapłatę czekiem.
Raul schował ręce za siebie.
– Odpracowywałem pączki.
– Praktycznie nawet nie wyniosłeś ich ze sklepu. W złodziejskim fachu słabo ci idzie. – Westchnęła, bo chłopak się nie uśmiechnął. – Napracowałeś się dzisiaj. Te pieniądze ci się należą. Weź je, bo inaczej wpadnę w złość, a zapewniam cię, że nie jestem wtedy miła.
Raul wyciągnął rękę.
– Chce pani być szorstka, ale wcale mnie pani nie przestraszyła.
Omal się nie roześmiała.
– Poczekaj, chłopcze. Poczekaj, a szybko się przekonasz.
Wraz z Raulem weszła do części sklepowej. Napełniła kilka torebek wypiekami, które zostały z wcześniejszej produkcji.
– Nie musi mi pani nic dawać – powiedział Raul, pożądliwie patrząc na ciasteczka, które Nicole pakowała do kolejnej torebki.
– Dasz sobie radę z kaloriami. Jak wcześniej mówiłam, to dodatkowy bonus.
– Są jeszcze jakieś inne?
Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, do kogo należał ten głos. Jej ciało zareagowało natychmiast.
Przygotowała się psychicznie, zanim się odwróciła. Przed ladą stał Hawk. Z seksownym, prowokującym uśmiechem na twarzy.
Dziś miał na sobie bardziej przyzwoity strój niż poprzednio – dłuższe szorty i luźniejszy T-shirt. Teoretycznie to powinno ułatwić jej sprawę, lecz w rzeczywistości poczuła się odrobinę zawiedziona.
– Czego chcesz? – zapytała bezceremonialnie, nie przejmując się, jak on to odbierze.
– Ciekawe pytanie – wymamrotał. Puścił oko do Raula. – Przyszedłem sprawdzić, jak się sprawuje mój podopieczny. Zrobił na tobie wrażenie, co?
Poczuła się jak w pułapce. Raul przypadł jej do gustu i chciała go zatrudnić, lecz korciło ją, by zaprzeczyć. Irytowała ją ta pewność siebie Hawka.
– Dobrze się spisał – powiedziała. Podała chłopakowi torby. – Bardzo dobrze – uzupełniła, nie chcąc ujrzeć w oczach Raula rozczarowania.
– Wiedziałem.
– Mówiłam o Raulu. Otrząśnij się.
Hawk zachichotał.
– Raul, ty już tu skończyłeś, możesz zmykać. Zobaczymy się na treningu.
Chłopak skinął głową i wyszedł. Nicole odprowadzała go wzrokiem; nie chciała patrzeć na Hawka. Działał na nią jak waleriana na kota.
Poczuła się dziwnie, kiedy zostali sami. Chciała się cofnąć, a jednocześnie… coś ją do niego popychało. Nie bardzo wiedziała, co począć z rękami i w ogóle…
Nie cierpiała takich sytuacji. Ten człowiek sprawiał, że czuła się niezręcznie w swojej skórze.
– Chyba wyczerpaliśmy temat – powiedziała.
– Chciałem podziękować, że dałaś mu szansę – rzekł, w jakiś tajemniczy sposób przybliżając się do niej, choć nie wykonał żadnego ruchu.
Niezła sztuczka, skwitowała w duchu ponuro.
– Popracował uczciwie, co dzisiaj rzadko się zdarza. Zaproponowałam mu pracę.
Hawk uniósł brew.
– Naprawdę zrobił na tobie wrażenie.
– Jemu zależy na pracy. Ja potrzebuję kogoś do pomocy. To wszystko.
Ciemne oczy Hawka przewiercały ją na wylot.
– Chcesz uchodzić za twardą osobę.
– Jestem twarda.
– Tylko na pozór. Masz złote serce.
Nicole znieruchomiała.
– Mogłam zapuszkować twojego zawodnika. I nie łudź się, że bym tego nie zrobiła, gdyby się tu nie pokazał. Prowadzę tę firmę od lat. Wiem, co robię.
– A lubisz to, co robisz?
– Oczywiście – odparła odruchowo, bo zawsze tak odpowiadała. Od małego wiedziała, że kiedyś poprowadzi rodzinną piekarnię. To było z góry zaplanowane. Nie spodziewała się od życia wielu niespodzianek. Zwłaszcza te ostatnie nie były przyjemne.
Chociaż… Odnowiła zerwane więzi z Claire. Cieszyła się, że siostra, z którą od lat nie miała kontaktu, zakochała się, spodziewa się dziecka, ma narzeczonego i jest szczęśliwa. Może czuła jakiś cierń w sercu, jednak radowała się jej szczęściem. Zresztą, czy miała jakiś wybór?
– Hej, Nicole, obudź się.
Zamrugała. Hawk stał jeszcze bliżej.
– Odpłynęłaś myślami.
– To pewnie dla ciebie szok – powiedziała bez zastanowienia – że kobieta na mgnienie oka koncentruje się na czymś innym zamiast na tobie.
– Bo jestem taki nieodparty?
– Nie dla mnie.
– Nie wierzę. Jesteś zainteresowana.
Miał rację, bo patrząc na niego, ledwie się powstrzymywała, by do niego nie wzdychać. Co jeszcze bardziej ją irytowało.
– Nie jestem.
Uśmiechnął się serdecznie.
– Akurat uwierzę.
– Twoja sprawa. Mówię, jak jest. – No, może nie do końca. – Zdajesz sobie sprawę, że jesteś atrakcyjny fizycznie i szczycisz się swoim ciałem, ale co z tego wynika? Czy mężczyzna w twoim wieku już dawno nie powinien z tego wyrosnąć? Pomyśl o rozwijaniu umysłu, nie tylko kształtowaniu ciała. Wiecznie nie będziesz trenerem.
Za późno przypomniała sobie, co mówił o nim Raul. Skoro był zawodowym piłkarzem, to pewnie jest teraz nadzianym gościem.
– Chcesz mi dać do zrozumienia, że jestem głupi? – zapytał rozbawiony, a jednocześnie nieco poruszony. – Bo mam wyrzeźbione mięśnie, czy dlatego, że biegam za piłką? Czy to nie podobne podejście, gdybym stwierdził, że jesteś idiotką, bo jesteś naturalną blondynką?
Może. Tak. Zignorowała pytanie.
– Skąd wiesz, że to mój naturalny kolor?
– Bo mam świetny zmysł obserwacji.
– Z powodzeniem prowadzę firmę. Czyli jestem bardziej niż bystra – podsumowała oschle.
Podobało mu się, jak Nicole się spinała, gdy czuła się zła. Podobało mu się, że czuła się nieswojo i nie wiedziała, gdzie podziać wzrok, ilekroć się do niej przybliżał. Gdyby nie była nim zainteresowana, już dawno by go odprawiła z kwitkiem. Nie zrobiła tego. Tym lepiej.
– Na to wygląda – droczył się, przysuwając się bliżej.
– Nie musisz aż tak się do mnie zbliżać.
– Nie?
Spiorunowała go wzrokiem. Otworzyła usta, lecz uprzedził ją, mówiąc:
– Masz piękne oczy.
Zaniemówiła.
– Co ty wygadujesz? Co robisz?
– Flirtuję.
– Dlaczego?
– To mnie bawi.
– Mnie nie.
– Każdy lubi budzić zainteresowanie.
– Mów o sobie.
– Nie uważasz, że masz piękne oczy?
– Są w porządku. Dobrze mi służą. Kolor nie ma znaczenia.
– Akurat. Musisz zdawać sobie sprawę, że są piękne. Ty jesteś piękna.
Nicole oblała się rumieńcem.
Nie zobaczył tego od razu, bo odwróciła się i wymamrotała coś pod nosem. Dopiero po chwili spostrzegł, że przyciska palce do policzków, jakby w ten sposób chciała je ochłodzić.
Rumieni się, bo zauważył, że jest ładną kobietą? Wyjaśnienie mogło być tylko jedno – do tej pory nikt tego nie zrobił. Miał przeczucie, że Nicole należy do kobiet, które onieśmielają facetów, a potem się dziwią, czemu są same.
Może to naprawić.
– Podoba ci się, że z tobą flirtuję – zauważył. – To chyba najfajniejsza rzecz, jaka ci się dziś przydarzyła.
– Jesteś niemożliwy.
– Wiem.
Nicole jęknęła głucho.
– Nie zrozumiałeś mnie. Masz zbyt wysokie mniemanie na swój temat. To wcale nie było takie super.
– Kłamczucha.
Zirytował ją. Wydała niski pomruk.
Fascynowała go. Podejrzewał, że w pewnych momentach z jej piersi wyrywa się krzyk.
– Te flirty zostaw sobie dla kogoś, kogo to bierze – wycedziła, zaciskając palce na lasce.
– Ciebie bierze.
Nicole pokręciła głową.
– Nie powinieneś teraz gdzieś być?
– Powinienem, ale tu jest lepiej. Jest zabawnie.
– Wcale nie.
Przestawała sobie z nim radzić. Widział, że policzki ciągle jej płoną i już sama nie wie, czy chce rzucić mu się na szyję, czy raczej walnąć go z całej siły. To dobry znak.
– Powinniśmy się kiedyś umówić – powiedział Hawk, licząc, że ta propozycja jeszcze bardziej wytrąci ją z równowagi.
– Słucham? Nie ma mowy.
– Wybierzmy się razem na kolację.
– Na pewno nie.
– Dlaczego?
– To nie jest dobry pomysł.
Pierwsza runda dla niego. Gdyby nie była nim zainteresowana, z miejsca by odmówiła.
– Oczywiście, że jest. – Podszedł tak blisko, że musiała odchylić głowę, by nadal patrzeć mu w oczy. – To doskonały pomysł.
– Nigdzie nie pójdę.
– Owszem, pójdziesz.
– Nie, i na pewno mnie nie namówisz.
Podszedł do drzwi wyjściowych, zatrzymał się i odwrócił.
– Chcesz się założyć? – zapytał i wyszedł.
Idąc do samochodu, wręcz słyszał jej utyskiwania. Poszło lepiej niż dobrze. A dopiero zaczął.
– Amy robi postępy – powiedziała Claire. Siekała grzyby i wrzucała je do salaterki. – Jest jeszcze dzieckiem, to duży plus. Jej mózg jest podatny na zmiany. Nie to, co nasze.
Nicole rwała sałatę i dodawała ją do miski.
– Co do mojego, to nie mam żadnej pewności.
Claire wkrótce zostanie macochą ośmioletniej Amy, córki Wyatta. Dziewczynka urodziła się głucha. Niedawno przekonała ojca do operacji wszczepienia implantu ślimakowego i przechodziła terapię przygotowawczą.
– Amy nie może już się doczekać – powiedziała Claire. – Co wieczór prosi, bym dla niej pograła.
– A tobie to bardzo pasuje.
– Owszem. To moja najlepsza fanka.
Claire była znakomitą pianistką. Jej płyty zdobyły wiele nagród Grammy, zaś propozycji występów wystarczyłoby jej na dwa życia.
– Myślałam, że to Wyatt jest twoim największym fanem – droczyła się Nicole.
– Bo jest. W inny sposób.
Claire roześmiała się, a Nicole tylko się uśmiechnęła. Cieszyła się szczęściem siostry. Nie zazdrościła jej Wyatta. Powtarzała sobie do uprzykrzenia, że w ogóle nie potrzeba jej żadnego mężczyzny, lecz w cichości ducha wiedziała, że to nieprawda. Marzyła, by spotkać kogoś wyjątkowego, kogoś, kto pokocha ją prawdziwą miłością, na kogo zawsze będzie mogła liczyć. Na nieszczęście związała się z Drew.
Odżyło wspomnienie tamtego koszmarnego wieczoru, kiedy przyłapała go w łóżku z Jesse. Całowali się albo właśnie zabierali się do tego. Jesse była topless…
Odepchnęła od siebie ten obraz. Nie będzie się zadręczać. Drew już jest przeszłością, tamten etap jej życia został zamknięty. Musi myśleć o innych, przyjemniejszych rzeczach.
Mimowolnie przypomniała sobie Hawka, jego wysportowane ciało, mięśnie grające pod skórą. Wprawdzie denerwował ją jak mało kto, ale za to wyglądał… Nigdy nie kierowała się wyglądem, lecz raz może zrobić wyjątek.
Pora zacząć myśleć o czymś innym, upomniała się w duchu.
Przesunęła miskę z sałatą do siostry.
– Ustaliłaś coś w związku z jesienną trasą koncertową?
– Przeglądam propozycje przygotowane przez Lisę. Muszę skrócić tę listę. Nie chcę dużo jeździć po świecie. Nie tylko dlatego, że będę tęskniła za Wyattem i Amy, ale ze względu na dziecko.
– Rozmawiałaś o tym z lekarzem? – Nicole nie miała zaufania do Lisy, menedżerki Claire, uważała, że w tej sprawie należy polegać na zdaniu położnika.
– Tak. Przez pierwsze tygodnie pierwszego trymestru mam ograniczać podróże do minimum. Podczas drugiego nie ma powodu do obaw, dopiero w trzecim znów muszę nieco zwolnić. Lisa napomyka o świątecznej serii koncertów na Hawajach, ale raczej się tego nie podejmę.
Nicole sięgnęła po awokado.
– Dlaczego? Mogłabyś zabrać Amy?
– Mogłabym, oczywiście. Zapewniają piękny dom położony tuż przy plaży, ale to jednak strasznie daleko, no i to nie jest dla mnie dobry czas na podróże. I bycie z dala od rodziny.
Nicole już miała zaoponować, że przecież będzie miała przy sobie Wyatta i Amy, gdy nagle ją olśniło. Claire nie chciała być z dala od niej. Nie chciała, by Nicole samotnie spędzała święta Bożego Narodzenia.
– O mnie się nie martw – rzekła pośpiesznie. – Powinnaś pojechać.
– Nie chodzi o to. – Głos Claire nie brzmiał przekonująco. – To pierwsze święta, jakie możemy spędzić razem od czasu, gdy obie miałyśmy po sześć lat. Nie pojadę na Hawaje. Nie mam ochoty.
– Nie wierzę.
– Nic na to nie poradzę.
– Martwisz się o mnie.
– Jasne, ale to mi przejdzie.
Nicole zmusiła się do bladego uśmiechu, choć przyszło jej to z trudem. Doceniała, gdy ktoś się o nią troszczył, lecz nie znosiła współczucia i litości. Zawsze to ona była górą, ona dowodziła. Nie przywykła do roli osoby, której inni żałują.
– Skoro o tym mówimy – podjęła temat Claire – to czy miałaś ostatnio jakiś kontakt z Jesse?
– Przecież wiesz, że nie.
– Prędzej czy później będziesz musiała się przełamać.
– Niby dlaczego? Nie dość, że poszła do łóżka z moim mężem, to jeszcze ukradła nasz rodzinny przepis na czekoladowe ciasto, chlubę naszej firmy, i sprzedaje je przez Internet.
Już samo przypomnienie sobie grzechów Jesse doprowadzało Nicole do białej furii.
– Ona już taka jest – dodała. – Założę się, o co chcesz, że jeśli zacznę z nią rozmawiać, zaraz będzie miała tysiące wymówek i tłumaczeń. Ona nigdy nie czuje się za nic odpowiedzialna.
– Wyrzuciłaś ją z domu – łagodnie przypomniała Claire. – Musiała z czegoś żyć.
– Właśnie. Powinna się rozejrzeć za jakąś pracą. Nie ma z tym problemu, wystarczy chcieć. Ale czy ona choćby spróbowała coś znaleźć? Nie. Woli kraść. Najpierw męża, potem przepis. – Poczuła ucisk w żołądku. – Nie chcę już o tym mówić.
– Nie uciekniesz od tego, póki nie znajdziesz sposobu, żeby się z nią pogodzić – ciągnęła Clair.
– Może wcale nie chcę się z nią pogodzić. – Uraza i gniew wciąż się czaiły w Nicole. – Spójrz na tego chłopca, który przyszedł do pracy w zeszłym tygodniu. Ukradł pączki, właściwie próbował ukraść. Kiedy wpadł, przyznał się do błędu, miał wyrzuty sumienia, poczuł się do odpowiedzialności za swój czyn. Odpracował to, co ukradł. Sprawdził się w pracy, zatrudniliśmy go w piekarni. Czemu Jesse nie może być taka? Czemu ona nie chce się poczuć do żadnej odpowiedzialności za to, co zrobiła?
– Wiem, że wyrządziła ci wielką krzywdę.
– Więcej niż krzywdę. – W głosie Nicole słychać było rozgoryczenie. – O wiele więcej.
– Musicie się dogadać.
– Wiem – wymruczała. – Zrobię to, ale nie od razu. Muszę do tego dojrzeć. Na razie, gdy tylko o niej pomyślę, ogarnia mnie taka złość, że nie chcę jej widzieć, a co dopiero z nią rozmawiać.
– Strasznie mi smutno, że nie możecie się pojednać. Jesteście siostrami, rodziną.
– Nie taką, jakiej bym sobie życzyła.
– Nie wierzę. – Claire popatrzyła na siostrę. – Masz prawo do gniewu i żalu, lecz chyba już pora się zastanowić, czy bardziej chodzi ci o danie jej nauczki, czy raczej o zemstę.