- promocja
Słodycz zemsty - ebook
Słodycz zemsty - ebook
Mam na imię April i mam dwadzieścia osiem lat. Zabrzmiało to trochę, jakbym przedstawiła się grupie wsparcia anonimowych alkoholików, jednak jest gorzej. Znacznie gorzej. Dzisiaj wychodzę z więzienia po odbyciu pięcioletniego wyroku. Mówią, że nie ma gorszej zemsty niż ta zdradzonej kobiety. Chcesz się przekonać? Historia April i Deacona jest świetnym przykładem na to, że nie potrzeba długich opisów, żeby pięknie przedstawić perypetie postaci. Styl Marzeny jest surowy, także tutaj, ale mamy wszystko, czego dobra książka potrzebuje: ogrom emocji, akcję, wyraźnych bohaterów. Polecam. - Jolanta Sad, autorka Oto kolejna odsłona twórczości Marzeny Miłek. Pełna zwrotów akcji opowieść, w której główną rolę odgrywa zemsta, a w tle rodzi się uczucie. Czy gra podjęta przez April będzie skuteczna, tego dowiecie się, czytając „Słodycz zemsty”. Zdradzę wam, że ta książka skradła moje serce i moją duszę. Przepadłam. Bardzo polecam, bo warto przeczytać. - Ewelina Popczak, czytelniczka Zdradzona i porzucona April odradza się niczym Feniks z popiołów, a odwet staje się głównym celem jej nowego życia. Czy zemsta będzie tak słodka jak miód, a jej serce znowu zaufa mężczyźnie? Intrygująca, wciągająca i pikantna powieść Marzeny Miłek przyprawi Was o szybsze bicie serca i sprawi, że Wasze policzki zapłoną. - Patty Goodman, autorka „Ognistej sukienki” Właśnie skończyłam czytać i nie mogę przestać podziwiać nowej odsłony Marzeny Miłek. Takiej jej jeszcze nie znacie. „Słodycz Zemsty” jest fenomenalna – znakomity styl, historia miłosna i przygnębiające wydarzenia. Ledwo łapałam oddech. Polecam całą sobą. - Magdalena Spirydowicz, madziara.malfoy
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-103-0 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Epilog
Podziękowania
PlaylistaProlog
April
25 kwietnia 2019
Mam na imię April i mam dwadzieścia osiem lat.
Zabrzmiało to trochę, jakbym przedstawiła się grupie wsparcia anonimowych alkoholików, jednak jest gorzej.
Znacznie gorzej.
Dzisiaj wychodzę z więzienia po odbyciu pięcioletniego wyroku.
Każdy pewnie teraz zastanawia się, co takiego zrobiłam, że mnie tam umieszczono.
Otóż nic.
Tak, wiem, jak to brzmi. Każdy osadzony tak twierdzi, jednak w moim przypadku właśnie tak było.
Jedyną moją winą była miłość do ojca i lojalność wobec rodziny.
Gdy pięć lat temu oskarżono go o malwersacje, bez wahania wzięłam winę na siebie. Wiedziałam, że jest niewinny.
To nic nie dało.
Mój ukochany tato zmarł niecały rok później.
Ja odsiedziałam wyrok, a osoba odpowiedzialna za to żyła sobie jakby nigdy nic.
Dzisiaj wychodzę i za wszystko mi zapłaci.
Jestem April Campbel i zamierzam zemścić się na moim mężu.Rozdział 1
Witamy w Eastwood Park
April
16 kwietnia 2014
– Czy chce pani coś powiedzieć, zanim zostanie wydany wyrok? – zapytał mnie sędzia.
– Nie, wysoki sądzie – odpowiedziałam ze spuszczoną głową.
Co miałam powiedzieć? Że jestem niewinna? Przecież sama się przyznałam. Straciłam wolność, majątek, bliski kontakt z rodziną. Przekreśliłam tym samym dwa lata małżeństwa. Diego, mój kochany mąż, przyglądał mi się z troską, a ja miałam ochotę się rozpłakać, bo bardzo długo nie poczuję jego silnych ramion. Drogi z sądu do więzienia nie pamiętam w ogóle.
Dopiero głos strażniczki i szarpnięcie za kajdanki przywracają mi świadomość.
– Dalej, księżniczko! – krzyczy mi wprost do ucha. – Nie mam całego dnia.
Nie odpowiadam. Co niby miałabym powiedzieć?
W transporcie byłam sama. Dlatego gdy tylko zbliżam się do bramy, w towarzystwie strażników, oczy wszystkich skierowane są na mnie. W drodze mam chwilę, by rzucić okiem na otoczenie. Wysoka, na oko piętnastometrowa siatka okalająca dziedziniec i szary, długi, dwupiętrowy budynek.
Od teraz to moja codzienność. I te spojrzenia. Pełne kpiny, pogardy, wyższości.
Boję się. Najzwyczajniej w świecie się boję. Przeraża mnie te pięć lat.
– Dalej! Nie jesteś na spacerku w parku.
Czuję uderzenie w plecy i omal się wywracam. Wspominałam, że nogi mam skute kajdanami?
– No, no, niezła sztuka!
Głos jednej z więźniarek wywołuje u mnie gęsią skórkę. Odchodzę prowadzona dalej w akompaniamencie krzyków, wyzwisk i gwizdów.
– Więzień trzy siedem czterysta dwadzieścia osiem, to twoja cela – mówi strażnik odpinając mi kajdanki i wpychając mnie do otwartej chwilę wcześniej celi.
– Witamy w Eastwood Park! – Słyszę za plecami, gdy stalowa krata się zatrzaskuje.
Deacon
– O tak! Mocniej! – krzyczy blondynka, gdy kolejny raz ostro się w nią wbijam.
Duże, zapewne sztuczne piersi falują w rytm moich uderzeń. Jej ciepłe wnętrze idealnie otula mojego fiuta, a dłonie suną po moim torsie, drapiąc go i masując. Jestem już naprawdę blisko. Gdy ciałem dziewczyny zaczynają wstrząsać dreszcze orgazmu, i ja osiągam spełnienie. Opada zmęczona na poduszkę. Po wyrazie jej twarzy mogę stwierdzić, że jest zadowolona. Ja zaś mimo przeżytego dopiero co orgazmu, przyspieszonego oddechu i wciąż buzującej w żyłach krwi, podnoszę się i pozbywam zużytej prezerwatywy.
– Deacon?
– Co? – pytam, nawet na nią nie patrząc, bo jestem zajęty wkładaniem ubrań.
– Idziesz już?
Słysząc to, aż przerywam swoje czynności.
– Oczywiście. Jestem już spóźniony – odpowiadam.
– Co?! Ale chyba zobaczymy się dzisiaj? – niemal piszczy.
Spoglądam na nią przez chwilę. Długie blond włosy, lekko rozmazany mocny makijaż. I to spojrzenie nie mające zbyt wiele do przekazania.
Nie, zdecydowanie się już nie spotkamy.
– Słuchaj, Loren…
– Laura! Mam na imię Laura! – oburza się.
Jak zwał, tak zwał. Nie moja wina, że nie mam pamięci do imion.
– Laura – podkreślam. – Muszę już iść – dodaję i czym prędzej opuszczam jej mieszkanie.
Wsiadam do mojego audi i już po chwili gnam na spotkanie, na które rzeczywiście jestem spóźniony. Marcus już pewnie szaleje. Gdy dojeżdżam na miejsce, parkuję auto akurat obok samochodu mojego brata. O, szykuje się awantura.
– Serio?! Spóźniasz się na własne spotkanie!?
Wiedziałem, że tak będzie. Mój młodszy braciszek zachowuje się jak stary zgred.
– Marcus, litości – jęczę.
Może ustąpi?
– Litości? Deacon, do cholery! Nie jestem tylko twoim bratem, ale i prawnikiem! Jeśli nie dojdziemy do ugody, to ta twoja żoneczka oskubie cię z całego majątku! – warczy gniewnie, zaciskając pięści.
Tak, braciszek bywa nerwowy. Na szczęście szybko mu przechodzi.
– Dobrze, chodź już, bo czekają.
A nie mówiłem, że prędko złagodnieje.
Uśmiecham się lekko pod nosem i pozwalam zaprowadzić się do mniejszej sali konferencyjnej. Tam zastajemy już tę harpię – moją już niedługo byłą żonę Vanessę. Jak ja mogłem się z nią ożenić? Długie rude włosy, nastroszone niczym grzywa lwa gotowego do ataku. Wredny wyraz twarzy. Sukienka tak skąpa, że mimo faktu, iż siedzi za stołem, doskonale można dostrzec jej krótkość. Na mój widok nerwowo stuka swoimi długimi pazurami o blat. Obok niej siedzi jej prawnik. Wyprostowany jak struna, pewnie krótko po studiach.
Śmieję się w duchu, bo jeśli tak jest, to Marcus zje go na śniadanie.
– Vanessa – cedzę przez zęby, bo jej imię naprawdę nie chce mi przejść przez gardło.
– Deacon – odpowiada równie zjadliwie.
– Dzień dobry, nazywam się Miles Frendshow – mówi prawnik, zrywając się z miejsca i wyciągając w moim kierunku prawą dłoń do uścisku.
Obrzucam ją tylko spojrzeniem i totalnie ignoruję. Mój brat zaś również się przedstawia i ściska tym razem zwróconą w jego kierunku dłoń. Siadamy.
– Spotykamy się dzisiaj, by omówić warunki rozwodu obecnych tu stron. Mojego klienta Deacona Boulane’a i pani Vanessy Kolton-Boulane. Mój klient nie wyraża zgody na rozwód z winy obojga małżonków.
– Ale jak to!? – unosi się Vanessa, uderzając otwartą dłonią o blat.
– Tak to, kochana żonko, że przyprawiałaś mi rogi – warczę.
Vanessa prycha i odchyla się na krześle.
– Niczego mi nie udowodnisz – odpowiada pewnie, a na jej krwistoczerwone, napompowane usta wkrada się uśmiech.
Boże, nienawidzę tej kobiety. Mimo wszystko na moich ustach również pojawia się uśmiech. Mój brat, jakby czytał mi w myślach, wyciąga z teczki pendrive i kładzie na stole przed nami.
– Co to niby jest? – pyta Vann.
– Nic takiego, tylko kilka zdjęć, nagrań i drobnych szczegółów świadczących o twoich zdradach – wyjaśniam.
– Blefujesz – odpowiada nadal pewnie, jednak widzę w jej oczach strach.
Tak, Vanessa! Przegrałaś. Nadal nie mogę uwierzyć, że ją poślubiłem. Byłem wtedy młody i głupi, a ona naprawdę dobrze się pieprzyła. No i nie była taka sztuczna jak teraz. Od początku powinienem był wiedzieć, że chodzi jej o moją kasę. Cóż, człowiek uczy się na błędach.
– Chcesz się przekonać? – pytam.
Ona tylko chwyta urządzenie i każe swojemu prawnikowi podłączyć je do laptopa. Mężczyzna robi to błyskawicznie. Już po chwili salę wypełniają jęki mojej żony. Prawnik momentalnie blednie, Vanessa zaciska pięści. My z Marcusem nie musimy widzieć monitora, by wiedzieć, że filmik, który właśnie jest odtwarzany, pokazuje pieprzącą się Vann. Jest tam także zapis daty i godziny.
– Wygrałeś – mówi zrezygnowana kobieta.
– Wiem, ja zawsze wygrywam – rzucam i wychodzę, zostawiając swoją przeszłość za sobą.