- W empik go
Słoń zjadł kapelusz - ebook
Słoń zjadł kapelusz - ebook
Słoń zjadł kapelusz to intrygująco-niepokojący zbiór 56 utworów poetyckich, wzbogacony o 4 ilustracje wykonane przez samą poetkę. Rysunki otwierają kolejne „księgi” tomu: Kochankowie, Wojownicy, Ludzie i… Słoń zjadł kapelusz – 14 tekstów wieńczących książkę stanowi prawdopodobnie jedyną w Polsce, a na pewno jedną z nielicznych propozycji wierszy o pisaniu literatury! W książce nie zabrakło miejsca na ujmująco szczere, przewrotne przedsłowie i posłowie – napisane prozą. Lektura odpowiednia dla czytelników poszukujących świeżych rozpoetyzowanych brzmień.
Oto pierwsze pełne i oficjalne spotkanie autorki z „tworzywem”, jakim jest poezja; wcześniej jej utwór pt. Niebem i ziarnem ukazał się w Specjalnej antologii dla Ukrainy: wiersze, zatytułowanej 24/02/2022, wydanej przez Wydawnictwo IX.
Justyna Karolak – człowiek, pisarz, redaktor, a nawet kobieta. Polka włoskiego pochodzenia, urodzona w przeddzień niedzieli, gdy na ekranach telewizorów nie ukazał się „Teleranek”. Plastyczka (scenografka) i dziennikarka (o specjalności prasowej). Autorka onirycznej prozy pięknej: Tropiąc jednego wilka (2012), Głowa do pokochania (2015), Kobiety i szatani (2019), Złote ryby (w przygotowaniu), Ostatnie cięcie (w przygotowaniu). Od 2018 r. właścicielka „Głowy pisarza” – podcastu o literaturze i pisaniu twórczym (YouTube). W mieście blogowym Karolakowo (od 2017 r.) publikuje opowiadania (m.in. ze zbiorów: Fotel i inne sny, Męskie dzienniki herbaciane) i artykuły dla zainteresowanych zgłębianiem pisarskiego rzemiosła. Jej opowiadanie pt. Rok 2022 ukazało się w antologii antywojennej wydanej nakładem Wydawnictwa IX, wspierającej Ukrainę. W ramach marki Warsztat Pisarza (od 2019 r.) współprowadzi kursy pisarskie i warsztaty literackie.
Bohaterowie jej powieści i opowiadań to hermetyczne jednostki uwikłane w relacje ze światem. Zajmuje ją biologiczna strona psychiki ludzkiej – instynktowna, brawurowa i zdeterminowana „wolą” komórek. Pisze dla czujnego i ciekawskiego czytelnika, nie udziela bowiem krystalicznych odpowiedzi, przeciwnie: uważa, że literatura służy do tego, by stawiać nią pytania.[J1]
Gdyby na wydaniu drukowanym opis na tył okładki był zbyt długi i nie zmieścił się cały w tej formie, którą tu widzimy, to wówczas zachowamy ten opis od góry widoczny, a ten zaznaczony fragment usuniemy (i wtedy na drukowanej okładce tego kawałka nie będzie). Okej?
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-957762-6-7 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przed słowem był obraz. Sprawa wydaje się oczywista, a w moim przypadku jest banalna: najpierw szkoliłam się w plastyce, dopiero w drugiej kolejności postanowiłam zająć się literaturą.
Przed słowem był obraz: tak w istocie było… Dla dziecka, którym byłam, wyraz plastyczny – obraz – stanowił praktycznie cały świat. Innego wtedy nie znałam. Ale ten, który poznałam nieco później, zwichnął tamten pierwszy – kazał mu się wynosić, byle szybko, szybciej, już. Mówiąc wprost: literatura zwyciężyła malarstwo i rysunek… Jednak niezupełnie.
Niewyżyte tęsknoty malarskie i rysownicze wciąż śnią mi się po nocach i atakują za dnia. Nigdy nie porzuciłam ich do końca. Nigdy ich nie opłakałam. Nigdy o nich nie zapomniałam. I było tak, że moje pisarstwo stało się jakby naturalnym przedłużeniem owych plastycznych uposażeń i skłonności. Po prostu zrozumiałam, że tekst to graficzny zapis myśli – a więc to również jest „rysunek”… Taaak, z czasem pojęłam, że choć słowo pisane idzie za obrazem, to jest tym samym co obraz, różni się jedynie formą, techniką, więc…
…malowałam nowe obrazy i rysowałam nowe rysunki – pisząc. Prostymi w kształcie, „zimnymi” literami zastępowałam kolory; zastępowałam wszystkie narzędzia, które znałam wcześniej, takie jak ołówki, kredki, pędzle, szpachle… Zorientowałam się, że martwym znakiem – literą – jestem w stanie przekazać więcej życia niż hektolitrami farb…
Ta historia okaże się jeszcze bardziej banalna: najprawdopodobniej byłabym tylko jednym z wielu przeciętnych malarzy czy rysowników i… nikim innym, nikim więcej, nikim inaczej, w inny sposób… Jako artysta malarz – bo to malarstwo sztalugowe zawsze leżało w centrum moich zainteresowań plastycznych, choć po trosze kochałam także pióro i tusz – byłabym przeciętna. A w literaturze… Nie, wciąż nie żywię żadnego przekonania ani nawet złudzenia, że jako pisarz mogę być niezwykła, mimo tej niepewności i licznych kompleksów, z którymi żyję na co dzień, wiem przynajmniej tyle, że wolno mi być, kim zechcę, a ja chcę być pisarzem…
Długo by opowiadać, kim jestem… Jako dziewczynka zakochałam się w ilustracjach Stasysa Eidrigevičiusa. Jako dziewczyna zafascynowałam się obrazami Pabla Picassa – szczególnie okresem błękitnym i różowym. Jako kobieta wsiąknęłam w samotniczy klimat dzieł Giorgia de Chirico. Literacki wynik dwu ostatnich fascynacji malarskich zawarłam w powieści Kobiety i szatani (2019).
Podróżowałam wraz z taborem cyrkowym. A poza tym jak każdy lub prawie każdy – pracowałam, kochałam, przegrywałam, znowu kochałam i zwyciężałam, i ponownie ponosiłam taką lub inną klęskę… Kim ja jestem…? Dziś, kiedy mam czterdzieści lat, wiem „już” jedno…
Miłość do sztuki i literatury doprowadziła mnie do dwóch rodzajów relacji ze światem, które konsekwentnie od ponad dwudziestu lat dorosłego życia buduję: po pierwsze wyrosłam na pisarza, a po drugie na redaktora. Plastyka – malarstwo i rysunek – wciąż depcze mi po piętach, ale pozwalam jej wyłącznie mnie dopełniać, być moim cieniem. Na co dzień piszę literaturę – to pierwszy format mojej wieloletniej codzienności. Drugi format, nie mniej mnie pasjonujący, to redagowanie. Mówiąc prosto z mostu, drogi Czytelniku, jestem prozaikiem, a ponadto pomagam innym prozaikom w… byciu nimi – uwypuklam ich intencje pisarskie; redaguję różne dzieła epickie, tak aby ich autorzy mieli poczucie, że jestem ich sprzymierzeńcem, solidnym kompanem, kimś, kto ich rozumie, jak to tylko możliwe…
Zatem cóż niby ja tu robię? Ja – w zbiorze poezji…? To bardzo celne pytanie! Otóż ten zbiór mogłabym zatytułować: Myśli wysypane* czy Myśli usypane**. Mimo że spełniam się życiowo i zawodowo jako pisarz oraz redaktor cudzych utworów, coś jeszcze zostaje – niewyrażone, nagie, śliczne, brudne, bezradne, różne… Coś ostaje się z moich opowiedzianych do końca historii – coś pozostaje mi z powieści i opowiadań, które piszę. Przez lata próbowałam o tym zapomnieć, wyprzeć się tego, pogrzebać – ale to nie chce przepaść, zniknąć, sprzeniewierzyć się, tak samo jak nie chce tego zrobić moja plastyka, moje malowanie, rysowanie… To nie chce się odczepić! Jak rzep!
W końcu uzgodniwszy ze samą sobą, że młodsza i bardziej rącza już nie będę, postanowiłam: albo teraz, albo nigdy. Wybrałam teraz. Pewnie lepiej by było, żeby nigdy, ale… nie będę młodsza. Nie będę inna. Nie będę nowa. Będę mną – nikim więcej, ale też nikim mniej… Mną – człowiekiem, pisarzem, redaktorem, a nawet kobietą. Więc stało się – oto ono: zbiorowisko myśli wysypanych, usypanych, które nie zagrzały sobie zaułka w mojej prozie, a jednak scaliły się, uskładały i powiedziały:
– Oto jesteśmy!
To ja im odpowiadam:
– Dobrze, bądźcie…
…uzupełnię was o kilka rysunków – dlaczego nie? Taaak, zrobię to… Dodam wam trochę odcieni, kresek, czegoś…
Pozostaję przede wszystkim powieściopisarzem i chcę odejść jako powieściopisarz – jako twórca prozy, epiki. I jako dobry, stabilny redaktor. Ale coś przecież musi jeszcze zostać… Co? Co takiego…?
Książka, którą masz, Czytelniku, przed sobą, zaprasza Cię do zwiedzenia czterech krain Justynowych: Kochankowie, Wojownicy, Ludzie i Słoń zjadł kapelusz. To moje myśli wysypane, usypane – to nic wielkiego, ale też nic przedwcześnie małego… Taka jestem. Taka będę, choć bez wątpienia zniknę. Taka zostanę, chociaż już mnie nie będzie.
– ja
------------------------------------------------------------------------
* Czysto językowe nawiązanie do Myśli nieuczesanych Stanisława Jerzego Leca.
** Czysto językowe – naprawdę nic więcej się za tym nawiązaniem nie kryje.Mówiłaś, że obiecujesz
Mówiłaś, że obiecujesz
Kochałaś porywczo, nie wypatrywałaś jutra
Nie słuchałaś, nie czekałaś
Zasypiałaś powoli, drzemałaś bez przekonania
Mówiłaś, że obiecujesz
Wierzyłaś sobie, nie rozumiałaś własnej mowy
Nie słuchałaś, nie czekałaś
Budziłaś się nagle, za wcześnie, zbyt trzeźwa
Mówiłaś, że obiecujesz
Ubierałaś się chętnie, wychodziłaś z uśmiechem
Nie słuchałaś, nie czekałaś
Wracałaś gwałtownie, zmęczona i głodna
Mówiłaś, że obiecujesz
Od początku ci nie wierzyłem
Nie słuchałaś, nie czekałaś
Ten jeden raz nie przyszłaś
Mówiłaś, że obiecujesz
Słodziłem tobą poranną kawę
Nie słuchałaś, nie czekałaś
Wolałbym, żebyś przyszła tylko ten razwinny
Gdybym mógł ją rozpoznać
Gdyby nosiła prostą sukienkę
Gdyby kupiła ją od niechcenia
w zwykłym sklepie za rogiem
Gdybym zapytał ją o imię
Gdyby była łagodna i oddana
Gdyby przekonała mnie jednym gestem
kruchym, zawstydzonym, ważnym
Gdybym potrafił z nią porozmawiać
Gdyby znienacka rozpuściła się w tłumie
Gdyby na mnie nie zaczekała
oszalała z nienawiści, piękna
Gdyby była sobą na przemian
Gdyby wepchnęła mnie do labiryntu
Gdyby nie bała się, co powiem
szukałbym jej w panice, winny