Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Słońca bez końca. Biografia Kory - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

Słońca bez końca. Biografia Kory - ebook

Kora. Piosenkarka, poetka, artystka.

Charyzmatyczna i nietuzinkowa. Niedająca się zaszufladkować. Wzbudzająca skrajne emocje. Ikoniczna.

Sama o sobie mówiła: „Nie jestem taka, jaką mnie opisują". Jaka zatem była? Jaka droga poprowadziła ją z ubogiego krakowskiego mieszkania w suterenie na największe polskie sceny? Co ją ukształtowało?

Beata Biały z uwagą i czułością składa portret Kory niczym obraz z setek puzzli. Z rozmów z jej bliskimi, przyjaciółmi. Z zapisków i wspomnień, ze słów samej Kory kreśli fascynujący obraz tej wyjątkowej artystki i wyjątkowej kobiety.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-968-1
Rozmiar pliku: 5,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

_Ni­gdy nie jestem tym_

_kim myślę że jestem_

_nie jestem też tym_

_czym myślisz że jestem_

_uczę się róż­nych ról_

_nie wiem dla­czego_

_nie wiem dla kogo_

_życie to scena prób_

_nie­usta­jąca udręka_¹

Ludzie mają z Korą kło­pot. „Wielu chcia­łoby ją zaszu­flad­ko­wać i mieć spo­kój. A Kora zmu­sza nas do zasta­no­wie­nia się: co takiego w niej tkwi, dla­czego jest zja­wi­skiem?”² – mówi Hen­ryka Boch­niarz, przy­ja­ciółka Kory. „Była poetką. Jeśli jej pio­senki obie­rze się z muzyki, zostaje czy­sta poezja: aktu­alna i wieczna, kobieca i uni­wer­salna, poli­tyczna i egzy­sten­cjalna – dodaje Mag­da­lena Środa, przy­ja­ciółka. – Kora ni­gdy nie była let­nia: albo kochała («kocham, kocham, kocham», pisała mi czę­sto w ese­me­sie), albo nie­na­wi­dziła”³. „Kora była wol­no­ścią”⁴ – tak okre­ślał ją Marek Jac­kow­ski. A Kamil Sipo­wicz: „Kora była i miło­ścią, i zło­ścią, i tęsk­notą. Kora była wszyst­kim”⁵. „To była taka eks­te­ry­to­rialna postać, jak Ber­lin Zachodni albo Waty­kan. Sama wyzna­czała gra­nice swo­jego tery­to­rium”⁶ – tak okre­śla Korę Zbi­gniew Hoł­dys. A Tomasz Raczek dodaje: „Była silna wewnętrz­nie, miała taki mocny hipi­sow­ski śro­dek zbu­do­wany z naj­szla­chet­niej­szych uczuć”⁷. „W pamięci na zawsze pozo­staną jej kon­certy w cza­sach Soli­dar­no­ści”⁸ – to Lech Wałęsa. Sama Kora mówiła o sobie: „Nie jestem taka, jaką mnie opi­sują. Nie ma fak­tów, są tylko inter­pre­ta­cje, jak powie­dział Nie­tz­sche. A być może sama sie­bie oszu­kuję? Może wła­śnie jestem taka, jaką chcą mnie widzieć ludzie? W każ­dym razie przez całe moje życie się prze­ciw temu bun­tuję. Bun­tuję się prze­ciwko wyobra­że­niu ludzi o mnie. Zresztą – żeby zacy­to­wać innego kla­syka, Sar­tre’a – pie­kło to inni”⁹. Janusz Nonie­wicz, dzień po śmierci Kory, napi­sał w „Vogue”: „Zna­li­śmy ją stąd, że ją sobie wymy­śli­li­śmy. A wła­ści­wie to ona wymy­śliła nas”¹⁰. Tomasz W. Micha­łow­ski, filo­zof, który opra­co­wy­wał i zło­żył notatki Kory w piękny zbiór _Miłość zaczyna się od miło­ści_, wyja­śnia: „Trudno zde­fi­nio­wać Korę. Praw­do­po­dob­nie każda osoba powie o Korze coś innego. Bo Kora była «mię­dzy». Sta­ro­żytni Grecy nazy­wali to lepiej – daj­mon. To były istoty znaj­du­jące się pomię­dzy świa­tem ludzi i bogów. Pla­ton uwa­żał, że poetów należy wyrzu­cić z mia­sta, ponie­waż tylko mącą mło­dym w gło­wach. I Kora nie­źle nam namą­ciła”. Ja zaś naj­bar­dziej chcia­ła­bym, aby prze­sła­niem tej opo­wie­ści były słowa Kory z pio­senki _Po pro­stu bądź_: „Nie oce­niaj mnie, ani dobrze, ani źle” . I jestem prze­ko­nana, że gdyby dziś Kora mogła coś do nas powie­dzieć na poże­gna­nie, byłyby to jej słowa, któ­rymi zazwy­czaj pozdra­wiała, a które otu­lały cie­płem i czu­ło­ścią:

„Słońca bez końca”.

_Dzię­kuję wszyst­kim, któ­rzy wpu­ścili mnie do swego życia z Korą, opo­wie­dzieli o nie­za­po­mnia­nych spo­tka­niach z Artystką._¹¹

_Dzię­kuję Eks­per­tom za stwo­rze­nie por­tretu psy­cho­lo­gicz­nego, filo­zo­ficz­nego i astro­lo­gicz­nego Kory, który dopeł­nił opo­wieść._

_Dzię­kuję pierw­szej czy­tel­niczce tej książki, mojej sio­strze Ewie, za wszystko._CÓRKA

_Uro­dzi­łam się w ostatni_

_Pra­co­wity dzień tygo­dnia_

_W czerw­cowy pora­nek_

_W pią­tek na dobry począ­tek_

_Trzech braci już było i sio­stra_

_Dwóch braci już dawno nie żyje_

_Zawsze chcia­łam wyglą­dać jak chło­pak_

_Robić to co chłopcy robili_

Tak Kora napi­sała o swoim przyj­ściu na świat w wier­szu _Moje uro­dziny – ósmy czerwca_. Dobry począ­tek brzmi tro­chę jak kpina. W życiu Kory nic nie było łatwe. Uro­dziła się w 1951 roku jako piąte dziecko Emi­lii i Mar­cina Ostrow­skich. W domu bieda aż pisz­czała. Star­sza o sie­dem lat sio­stra Anna pamięta, jak pew­nego czerw­co­wego dnia w ich sute­re­nie pod oknem sta­nęło małe wikli­nowe łóżeczko. I jesz­cze to, że mamy nie było kilka dni, a kiedy wró­ciła, powie­działa jej, że ma sio­strę. „Niech nazywa się Oleńka” – popro­siła mała Ania. I tak dziew­czynce nadano imiona Olga Alek­san­dra, choć dla pani Ostrow­skiej nowo naro­dzona córeczka zawsze była „Ciu­cią”. „Cała była czar­niutka. Czarne włosy i czarne oczy”¹² – wspo­mina Anna Kub­czak. Sied­mio­latka bała się, że ktoś przez okno ukrad­nie jej uko­chaną sio­strzyczkę – do sute­reny łatwo było bowiem dostać się z ulicy – więc trzy­mała ją za rączkę.

szczęście to słowo, co spadło z księżyca

Kora dosko­nale pamię­tała dom, w któ­rym się wycho­wała. „Miesz­ka­li­śmy na gra­nicy mię­dzy dziel­nicą wil­lową a dziel­nicą robot­ni­czą. Dzie­liła je rzeczka Mły­nówka. Prze­cho­dzi­łam przez nią do ogrod­ni­ków po jarzynki albo z mamą na kozie mleko”¹³ – wspo­mina. I choć kamie­nica przy ulicy Grot­t­gera 2 w Kra­ko­wie, w któ­rej miesz­kali pod nume­rem 11, była piękna, podob­nie jak wszyst­kie domy w tej dziel­nicy, peł­nej sta­rych, sta­ran­nie wypie­lę­gno­wa­nych ogro­dów, rodzina Olgi miesz­kała w bar­dzo skrom­nych warun­kach. „Bar­dzo skrom­nych” to eufe­mizm, było to życie na gra­nicy ubó­stwa. Pokój z kuch­nią, w dodatku w sute­re­nie obok pralni, led­wie pomie­ścił sied­mio­oso­bową rodzinę. Kora pamięta z domu zasłonki, które słu­żyły za drzwi. Nawet półki w sza­fach scho­wane były za zasłon­kami – ten wschodni zwy­czaj prze­nio­sła zresztą potem do doro­słego życia. W domu nie było nawet porząd­nej łazienki. Zimna woda musiała wystar­czyć, cza­sem matka grzała ją dzie­ciom do mycia na dwu­pal­ni­ko­wej kuchence. Olga pamięta wie­czorną kąpiel – stała w misce za para­wa­nem, żeby bra­cia nie pod­glą­dali, a matka myła ją dokład­nie od góry do dołu, pole­wa­jąc let­nią wodą. Długo czuła nawet zapach ziół, jakich mama uży­wała do kąpieli. Pamięta też pra­nie – nie było pralki, więc pani Ostrow­ska całe pra­nie dla sied­mio­oso­bo­wej rodziny robiła ręcz­nie. Ojciec tylko przy­glą­dał się bez­rad­nie i mil­cząco tej bie­dzie. Za swój los winił komu­nizm. Nawy­kły do zupeł­nie innego życia sprzed wojny i innych stan­dar­dów, cze­kał na lep­sze czasy. Uwa­żał, że komu­nizm kie­dyś się skoń­czy i wszystko zmieni się jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki. Był pewien, że wkrótce wróci do rodzin­nej posia­dło­ści w Bucza­czu.

Emi­lia i Mar­cin Ostrow­scy, rodzice Kory, 1942. Fot. z archi­wum Mate­usza Jac­kow­skiego

jest bardzo, bardzo, bardzo cicho

Mała Olga lubiła mówić o sobie, że jest dziec­kiem słońca. Może przez to, że dziel­nica, w któ­rej miesz­kała, była pełna słońca. Ale jego pro­mie­nie nie docie­rały do sute­reny. W dodatku długo nie było w niej elek­trycz­no­ści. Dopiero po latach jeden z braci Olgi dopro­wa­dził prąd. W miesz­ka­niu było ciemno i wil­gotno, pach­niało piw­nicą. Anna Kub­czak pamięta gałę­zie drzew, które zaglą­dały przez okna. Lubiła obser­wo­wać, jak słońce śli­zga się po deli­kat­nych list­kach. „Scho­dze­nie do sute­reny nie jest naj­przy­jem­niej­szą rze­czą na świe­cie. Jak ktoś chciał przyjść do nas, musiał przejść obok piw­nic, bo tam wła­śnie było nasze «miesz­kanko»”¹⁴ – wspo­mi­nała Olga. Nie robiła z tego pro­blemu, ale nie­trudno wyobra­zić sobie, jakim upo­ko­rze­niem byłoby dla dziecka zapra­sza­nie kole­ża­nek z boga­tych miesz­kań na pię­trze, więc nie robiła tego. Tym bar­dziej że trzej bra­cia wiecz­nie byli pijani, w domu były awan­tury, alko­hol, brud, któ­rego nie dały rady z matką opa­no­wać.OJCIEC

_Co tak szura, to sierść szczura_

_Pierw­szy szczur jest już na murach_

_I ociera się o ściany_

_Stoi cały roz­czo­chrany_

„Trudno w to uwie­rzyć, ale mój ojciec uro­dził się jesz­cze w XIX wieku”¹⁵ – wspo­mi­nała Kora w _Podwój­nej linii życia_. Ale ojca pra­wie nie znała. Umarł, gdy Olga miała dzie­więć lat, a wcze­śniej, przez pięć lat, w ogóle się nie widzieli. Wie­działa, że uro­dził się w 1897 roku w Bucza­czu. Oboje rodzice pocho­dzili zresztą z połu­dniowo-wschod­nich kre­sów Pol­ski. Mar­cin Ostrow­ski wywo­dził się z rodziny posia­da­czy ziem­skich i wła­ści­cieli rzeźni. Kora mówiła o nim: „przed­wo­jenny bawi­da­mek, który nawet jajecz­nicy usma­żyć nie potrafi”¹⁶. „Mój ojciec pocho­dził z bar­dzo licz­nej boga­tej rodziny. Dziś domy­ślam się, że był mamin­syn­kiem – piękny chło­piec fawo­ry­zo­wany i kochany przez kobiety. Nie był przy­go­to­wany do życia w tru­dzie. W ogóle nie był przy­go­to­wany do życia – ani w pierw­szym mał­żeń­stwie, z któ­rego miał trzy córki, ani póź­niej z nami. Cały cię­żar pracy, utrzy­ma­nia i pro­wa­dze­nia domu spo­czął na mojej matce. Ale zacho­ro­wała na gruź­licę. Trzeba było pod­jąć decy­zję, co zro­bić z piątką dzieci. Z ojcem został naj­star­szy, szes­na­sto­letni brat”¹⁷ – wspo­mi­nała Kora. Przed wojną pan Ostrow­ski był w Bucza­czu komen­dan­tem poli­cji – to było coś! Miał pozy­cję, piękną żonę, trzy córki i dobre życie. Wojna zmie­niła wszystko. 17 wrze­śnia 1939 roku woj­ska rosyj­skie wkro­czyły na zie­mie wschod­nie. Żonę i córki wywieźli na Sybir. Pan Ostrow­ski miał wię­cej szczę­ścia tylko dla­tego, że scho­wał się pod stertą tru­pów. Sowieci nie zauwa­żyli go i tak udało mu się prze­żyć. Tylko osi­wiał jak gołą­bek, jed­nego dnia. Uciekł do Kra­kowa. Po woj­nie pra­co­wał w sta­ro­stwie.

ja kocham ciebie, ty kochasz mnie

Tam poznał prze­piękną, młod­szą o jede­na­ście lat Emi­lię. Nic dziw­nego, że od razu się w niej zako­chał. Była jego sekre­tarką. Na zdję­ciach pani Emi­lia jest uro­czą, szczu­płą bru­netką o cie­płym uśmie­chu. Szybko wzięli ślub. „Moja matka była piękna, cudowna, nie z tej ziemi”¹⁸ – mówiła o niej Olga. Pierw­sza żona pana Ostrow­skiego nie wró­ciła z zesła­nia, zmarła na Sybe­rii. W latach pięć­dzie­sią­tych wró­ciły jego trzy córki, przy­rod­nie sio­stry Olgi. Nowa rodzina pana Ostrow­skiego nie utrzy­my­wała jed­nak z nimi kon­taktu, tylko ojciec je odwie­dzał. Kiedy mała Olga przy­szła na świat, matka miała czter­dzie­ści trzy lata, a ojciec pięć­dzie­siąt cztery. Był siwiu­teń­kim, star­szym panem, zmę­czo­nym życiem, wojną i nową rze­czy­wi­sto­ścią, w któ­rej nie potra­fił się odna­leźć. „Czuł się stary i uwa­żał, że jego życie już się skoń­czyło. Wsty­dził się, że jest takim sta­rym ojcem, i pro­sił mnie, abym w towa­rzy­stwie obcych mówiła do niego «dziadku»”¹⁹ – opo­wia­dała Olga. Anna Kub­czak tak to widzi: „Ola cza­sem go wspo­mi­nała. Mówiła, że jak wró­ciła od zakon­nic, to ojciec brał ją nie­raz na spa­cery. Ja mia­łam z ojcem bar­dzo bli­skie kon­takty. Bo prze­cież dłu­żej z nim byłam. Umarł, gdy Ola miała 9 lat, a ja 16. Gdy dotarła do mnie wia­do­mość o jego śmierci, a prze­by­wa­łam wtedy na obo­zie har­cer­skim, bar­dzo roz­pa­cza­łam. Ta wia­do­mość mnie przy­biła. Byłam jego uko­chaną córeczką. Kiedy go wspo­mi­nam, to zwy­kle przy sza­chach. Był świet­nym sza­chi­stą. Sąsie­dzi do nas przy­cho­dzili na tur­nieje”²⁰. To dzie­wię­cio­let­nia Kora zoba­czyła mar­twego ojca – ten widok musiał zostać z nią na zawsze. Był upalny sier­pień. Obu­dziła się przed świ­tem. „«Ojciec spał, jak zwy­kle, w kuchni. Leżał roz­rzu­cony na łóżku, jakby chciał wstać, ale coś go powstrzy­mało. Poprzed­niego wie­czoru było mu zimno, więc go przy­kry­łam» – wspo­mina Kora. Ani drgnął. Zemdlał – pomy­ślała i polała twarz ojca wodą. Woda go nie obu­dziła. Poszła po matkę. Matka roz­po­starła para­wan, za któ­rym zwy­kle myła się rodzina. Zabro­niła córce zaglą­dać”²¹. Potem dom wypeł­niły szma­ciane lalki. Po śmierci męża matka Kory dora­biała szy­ciem.MATKA

_Co to za dom,_

_fun­da­menty w nim drżą_

_brat bratu gar­dło pod­rzyna_

„Moja matka nic ni­gdy nie miała. Nawet pralki! Była naszą ofiarą. Z biedy ludzie robią sobie przy­kro­ści. Potem żałują, bo w żaden spo­sób nie można tego cof­nąć. I niosą to przez całe życie”²² – wyrzu­cała sobie potem przez lata Kora. Pani Emi­lia uro­dziła się w 1908 roku w Sta­ni­sła­wo­wie. Z opo­wie­ści, jakie snuła córce, wyni­kało, że wycho­wała się w cudow­nej kra­inie, która po latach mie­niła się w jej wspo­mnie­niach jako raj utra­cony. Kresy Wschod­nie, oko­lice Lwowa, były niczym Dro­ho­bycz ze _Skle­pów cyna­mo­no­wych_ Bru­nona Schulza – Kora uwa­żała, że to porów­na­nie naj­traf­niej oddaje kli­mat rodzin­nych stron matki. Pani Emi­lia była jed­nak nie­ślub­nym dziec­kiem. Jej matka, a babka Kory, Karo­lina Biliń­ska, zako­chała się w zna­nym lwow­skim adwo­ka­cie. Ale mece­nas Mona­styr­ski nie zamie­rzał poślu­bić dziew­czyny, która była jedy­nie kie­row­niczką żeń­skiej pen­sji. Na taki meza­lians nie zgo­dzi­łaby się jego rodzina. Dziew­czyna została sama, z rosną­cym brzu­chem. Jaki musiał to być wstyd! Pani Karo­lina wywio­zła więc córkę na wieś, ina­czej jej hańba zruj­no­wa­łaby repu­ta­cję całej rodzi­nie – takie były czasy. I tak mama Olgi tra­fiła na kilka lat do obcych ludzi. Kora znała babkę Karo­linę i dziad­ków tylko ze zdjęć i opo­wie­ści matki. Znała też szczę­śliwe zakoń­cze­nie tej histo­rii – pew­nego dnia babka Karo­lina spo­tkała pana Siar­kie­wi­cza, dobrego czło­wieka, który nie tylko się z nią oże­nił, ale też spro­wa­dził do domu małą Emilkę i praw­nie uznał ją za wła­sną córkę. Pan Siar­kie­wicz był w Sta­ni­sła­wo­wie komor­ni­kiem sądo­wym, czło­wie­kiem powa­ża­nym, sza­no­wa­nym i dba­ją­cym o rodzinę.

ja mam chleb, ty masz mięso, on ma wino

Mama Olgi, czyli już panna Siar­kie­wicz, zdo­była we Lwo­wie solidne wykształ­ce­nie i została nauczy­cielką. W tam­tych latach semi­na­rium dla kobiet to była szkoła na wyso­kim pozio­mie. Dziew­częta uczono języ­ków, gry na instru­men­tach, tańca i śpiewu, ale też zaj­mo­wa­nia się domem. Po woj­nie pani Emi­lia została sekre­tarką, ale kiedy wyszła za mąż, a na świat przy­szła piątka dzieci, musiała rzu­cić pracę. Pra­co­wał tylko pan Ostrow­ski. Jako urzęd­nik nie zara­biał zbyt wiele, w domu była bieda. Pani Ostrow­ska ledwo wią­zała koniec z koń­cem. Nocami szyła szma­ciane lalki, żeby było wię­cej pie­nię­dzy. Była smutna i zmę­czona. Dbała jed­nak o to, by wszy­scy byli schlud­nie i czy­sto ubrani. „Była nie­praw­do­po­dob­nie czy­sta, z ogrom­nym gustem. Nauczyła mnie, że jeżeli mnie nie stać na coś dobrej jako­ści, to lepiej nie kupo­wać nic. Kupuje się rze­czy, które mają jakość i długo służą”²³ – wspo­mi­nała Olga. Anna Kub­czak tak to pamięta: „Tej mamy mia­ły­śmy za mało, ja może wię­cej, bo dopiero gdy skoń­czy­łam 11 lat, roz­łą­czono mnie z nią, gdy zacho­ro­wała na gruź­licę. Mama była mądrą osobą, ale całe życie musiała się bory­kać, wią­zać koniec z koń­cem”²⁴. Z rodzin­nego domu Olga zapa­mię­tała smak czer­wo­nego barsz­czu. Na kuchni zawsze stał wielki gar jej uko­cha­nej zupy. Pamięta, że jak wpa­dała z pola („pole” to po kra­kow­sku podwó­rze), dosta­wała od matki barsz­czyk do picia. I kotlety mie­lone, jej ulu­bione, ale tylko w nie­dzielę, bo na co dzień matka lepiła pie­rogi. Potem, jako doro­sła, Kora uwiel­biała pie­rogi – przy­wo­ły­wały smak dzie­ciń­stwa. Wie­działa, że matka kocha ją nad życie. Sąsiadki śmiały się nawet cza­sem, że matka poży­cza pie­nią­dze, żeby Olu­sia mogła pójść do kina.

miłość wieczna tęsknota

Gdy Kora miała cztery lata, u pani Emi­lii stwier­dzono dziurę w płu­cach. Gruź­lica – brzmiała dia­gnoza. Musiała wyje­chać na długo do sana­to­rium. Pan Ostrow­ski był już stary i słaby, nie dał rady prze­jąć opieki nad piątką dzieci. Dziew­czynki zabrano więc do domu dziecka, dwójka chłop­ców tra­fiła do innego sie­ro­cińca, w Pilicy, z ojcem został tylko naj­star­szy syn. „Jako małe dziecko nie zda­wa­łam sobie sprawy, dla­czego zosta­łam rzu­cona w taką sytu­ację, z którą sobie w ogóle nie można pora­dzić”²⁵ – napi­sała potem w _Podwój­nej linii życia_ Kora. Kamil Sipo­wicz uważa, że mimo wiel­kiej miło­ści do matki Kora miała do niej sto­su­nek ambi­wa­lentny: „Bo nie udźwi­gnęła cię­żaru i wysłała ją do domu dziecka, jed­nego, dru­giego… Do ludzi, któ­rzy nie zawsze byli nor­malni”²⁶. Pani Emi­lia Ostrow­ska miała sześć­dzie­siąt trzy lata, gdy umarła. To był rok 1971, Olga miała wów­czas nie­spełna dwa­dzie­ścia lat. W roz­mo­wie z Mag­da­leną Żakow­ską tak mówiła: „To, czego naprawdę w życiu żałuję, to że nie byłam cudowną, dobrą, mądrą córką dla mojej mamy. Że to, jak przy­szło mi żyć, wpły­nęło na nasze rela­cje. Bo po powro­cie z domu dziecka nie potra­fi­łam już być takim cudow­nym dziec­kiem. Już z tego domu ucie­ka­łam. A mama bar­dzo mnie kochała. Co z tego, że tęsk­ni­łam za nią potem wiele lat? Co z tego, że ona do dziś jest dla mnie latar­nią, która roz­świe­tla różne mroki, skoro wiem, że gdy­by­śmy mieli tylko tro­chę lżej w dzie­ciń­stwie, gdyby mama miała choć tro­chę lżej­sze życie, to była­bym innym czło­wie­kiem? Moja mama zapra­co­wy­wała się na śmierć, nie miała już siły, żeby nam coś jesz­cze z sie­bie dać”²⁷. Po śmierci mamy Kora czuła ogromny ból, który mie­szał się z wyrzu­tami sumie­nia. „Chyba ni­gdy nie widzia­łam jej szczę­śli­wej. Nic jej nie dałam. Cały czas od niej żąda­łam. Byłam pod tym wzglę­dem bez­względna. Z jed­nej strony poma­ga­łam, odda­wa­łam jej wszyst­kie pie­nią­dze, ale z dru­giej strony uwa­ża­łam, że to, co nas spo­tyka, ta straszna i nie­ludzka, uwła­cza­jąca god­no­ści bieda, to jest jej wina. Jej, nie ojca. Że ona nie daje sobie rady. Z tym pie­kłem, z tymi synami, któ­rych nie potra­fiła ogar­nąć, wycho­wać. A ona prze­cież wciąż wal­czyła o prze­trwa­nie”²⁸. Kilka lat póź­niej, być może kiedy sama poznała trudy bycia żoną i matką, powie­działa: „Jak jedna mała, drobna, nie­po­zorna kobieta mogła to wszystko udźwi­gnąć? Śmierć męża, a potem po kolei dwóch synów. Szy­cie szma­cia­nych lalek, by wykar­mić dwie córki. Wiel­bimy ją razem z moją sio­strą. Im dalej od śmierci, tym bar­dziej matka w moich oczach potęż­nieje. To takie zbli­ża­nie przez odda­la­nie, przez czas. Przy­kro mi teraz, że kie­dyś byłam wiecz­nie pełna pre­ten­sji do niej”²⁹. Dopiero po wielu, wielu latach Kora doce­niła to, jak dużo matka ją nauczyła. Z rodzin­nego domu ma wspo­mnie­nie: przy łóżku matki pali się świa­tło, a zmę­czona całym dniem kobieta czyta książkę. Dużo czy­tała, Kora po niej odzie­dzi­czyła miłość do ksią­żek. „Bar­dzo długo za nią tęsk­ni­łam. Nie­praw­do­po­dob­nie, do pła­czu”³⁰ – powie po latach. Kamil Sipo­wicz mówi, że Kora miała piękne sny z matką. „Widocz­nie była wyjąt­kowa. Kiedy Kora umie­rała, widziała całą swoją rodzinę – braci, ojca, matkę. Cze­kali na nią”³¹ – wyja­wił Remi­giu­szowi Grzeli. W 2000 roku Maanam nagrał płytę _Hotel Nir­wana_ z utwo­rem _Mama (Naj­pro­ściej żyje się w marze­niach)_.

_Tu sie­dzi mama i ze mną roz­ma­wia_

_Jasna piękna i taka szczę­śliwa_

_Daj spo­kój prze­cież to wszystko już było_

_Po to się żyje aby było miło_

„Po raz pierw­szy napi­sa­łam pio­senkę poświę­coną matce, za którą tak nie­sa­mo­wi­cie, inten­syw­nie przez całe dzie­siątki lat tęsk­ni­łam i tęsk­nię zresztą na­dal, cho­ciaż dzi­siaj byłaby ponad­stu­let­nią panią”³² – powie­działa Kora.MADONNA Z SIEROCIŃCA

_Na roz­sta­jach bło­go­sławi nas Madonna_

_Kaczeńce przy­po­mi­nają czas słońca_

_Pierw­szej miło­ści kocha­nia i roz­sta­nia_

_Czas któ­rego zabić nie można_

Madonny towa­rzy­szyły Korze od dziecka. To, że jako doro­sła artystka malo­wała na kolo­rowo kupione w Cari­ta­sie gip­sowe figurki Matki Boskiej, było w dużej mie­rze spo­wo­do­wane nie­za­spo­ko­jo­nym do końca życia gło­dem matki i nie­ustanną za nią tęsk­notą. „Tak, bo to jest sym­bol matki. On nakłada się na moją wła­sną matkę, na chro­niczną tęsk­notę do niej, na tę miłość nie­speł­nioną, bo prze­cież gdy ona wyje­chała do sana­to­rium, a ja tra­fi­łam do sie­ro­cińca, byłam pię­cio­let­nią dziew­czynką. Jak inne stam­tąd – bar­dzo nie­spo­kojną, prze­rzu­ca­jącą swoje uczu­cia na sym­bole. Taka cecha pozo­staje zresztą na całe życie. Czło­wie­kowi już zawsze wydaje się, że jest nie­do­strze­gany, nikt go nie kocha i nie chce. To takie tatu­aże i rysy, któ­rych już nie spo­sób się wyzbyć. Gdzieś więc pew­nie w tym sym­bolu Madonny znaj­duję pewne uko­je­nie. Ona ura­sta do rangi nad­zwy­czaj­nie opie­kuń­czej i spraw­czej”³³ – powie­działa. Przez lata Kora stwo­rzyła całą kolek­cję kolo­ro­wych Madonn, wiele z nich poda­ro­wała przy­ja­cio­łom, a każda ma swoją histo­rię.

ludzie bez twarzy, ludzie bez serc

Kora miała cztery lata, gdy matka zapa­dła na gruź­licę, a ona z sio­strą tra­fiły do sie­ro­cińca. Sie­ro­ci­niec w Jor­da­no­wie przy ulicy Rynek 45 pro­wa­dziły sio­stry pre­zentki. Nale­żał do Cari­tasu. „Spę­dzi­łam tam pięć strasz­nych lat”³⁴ – napi­sze potem w swo­jej bio­gra­fii _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_. W domu dziecka nie była już Olgą, Olu­sią ani Ciu­cią. Była nume­rem osiem, taki bowiem numer miała na ubra­niach. „Nikt nie wołał na mnie: Oleńko albo Gwiaz­deczko, jak nazy­wała mnie mama. Byłam nume­rem osiem”³⁵ – wspo­mina Kora. Jedy­nie sio­stra Marta, sze­fowa kuchni, która się nią opie­ko­wała, nazy­wała dziew­czynkę „Gwiaz­deczką”. Poda­ro­wała jej nawet czer­wony swe­te­rek i była jedyną osobą, która w tym okrut­nym klasz­to­rze dała jej odro­binę serca. „Zakon­nice były dla nas w pato­lo­giczny spo­sób okrutne. Biły, wykrę­cały uszy, kazały – jak w bajce – klę­czeć na gro­chu, znę­cały się psy­chicz­nie. Mia­łam tak powy­krę­cane, nade­rwane uszy, że dosłow­nie zwi­sały mi z głowy. Pod koniec tygo­dnia gro­ma­dziły nas wszyst­kie i było publiczne poka­zy­wa­nie raj­stop. Miały być białe, ale prze­cież po tygo­dniu uży­wa­nia nie mogły być białe!”³⁶ – wspo­mina Kora. Jesz­cze gorzej było, gdy któ­reś dziecko zmo­czyło się w nocy, a małej Oldze to się zda­rzało. Musiała wtedy sama prać prze­ście­ra­dło i suszyć je, trzy­ma­jąc wysoko w górze. Bicie różań­cem, klę­cze­nie na gro­chu – to były naj­lżej­sze kary. Naj­do­tkliw­sza dla Olgi – gdy zakon­nice zabra­niały korzy­stać z biblio­teki. Mała Olga nauczyła się bowiem czy­tać bar­dzo szybko, w wieku pię­ciu lat. Książki zabie­rały ją w inny, lep­szy świat. Dawały uko­je­nie. W sie­ro­cińcu zapi­sała się do biblio­teki i łapała chwile szczę­ścia. Kie­dyś jedna z sióstr przy­ła­pała ją, gdy czyta nocą, przy świe­tle księ­życa. Olga dostała zakaz korzy­sta­nia z biblio­teki.

stalowe rzeki, stalowe góry

Z sie­ro­cińca Olga pamięta okru­cień­stwo zakon­nic i figurkę Madonny, która stała w gro­cie, w kwiet­nym ogro­dzie. Uwiel­biała spę­dzać przy niej czas. To do niej ucie­kała, kiedy tęsk­nota za matką sta­wała się nie do znie­sie­nia. Za matką i za sio­strą. Bo choć Anna była w tym samym sie­ro­cińcu, sio­stry pra­wie się nie widy­wały. „Były­śmy tam razem, ale nas roz­dzie­lono – opo­wiada Anna «Hania» Kub­czak. – To było okrutne, bar­dzo okrutne… Tam ist­niał taki podział, do dziś nie mogę sobie tego wytłu­ma­czyć, że malu­chy miały inne zaję­cia. Tęsk­niła za mną, czego nie byłam do końca świa­doma. Też byłam dziec­kiem. Pamię­tam, jak spo­tka­ły­śmy się w holu. Malu­chy szły w jedną stronę, my – w drugą. Oleńka zatrzy­mała się, bo mnie zoba­czyła, rączki wyciąga do mnie i… zakon­nica pocią­gnęła ją mocno, ude­rzyła w czu­bek głowy. Ona taka biedna popa­trzyła na mnie smut­nymi, wiel­kimi oczami. Nawet nie zapła­kała. Sko­czy­łam wtedy jak tygry­sica, dla­czego ta zakon­nica bije moją sio­strę. No, efekt był taki, że musia­łam klę­czeć w kącie z rękami do góry. Tamte doświad­cze­nia odbiły się pew­nie na tej cią­głej żądzy miło­ści Oleńki”³⁷.

Były i rado­sne, choć nie­liczne, chwile. Jor­da­nów wyda­wał się dla kil­ku­latki pięk­nym miej­scem. Mała Olga była zachwy­cona ogro­dem wokół domu, lasem, rzeką. Uwiel­biała spa­cery. Kon­takt z naturą koił jak czułe ramiona matki. Pamięta też nabo­żeń­stwa w pobli­skim kościele i reli­gijne miste­ria, które urzą­dzały zakon­nice. Ich cel był jeden – żeby do zakon­nej posługi na całe życie zwer­bo­wać jak naj­wię­cej dziew­czy­nek. Sio­stry wciąż zada­wały pyta­nie: Kim chcesz zostać w przy­szło­ści? Nagra­dzana była tylko jedna odpo­wiedź: Zakon­nicą. Naj­le­piej zakon­nice trak­to­wały dzieci, które twier­dziły, że miały obja­wie­nie. „Dziecko staje się w pew­nym momen­cie sprytne, wie, czego się od niego ocze­kuje. Gdy zakon­nica pyta cie­bie, czy mia­łaś obja­wie­nie, to oczy­wi­ście mówisz, że tak. Bóg zatem obja­wiał nam się bez prze­rwy”³⁸ – wspo­mi­nała Kora.

mówią, że miłość mieszka w niebie

Hen­ryka Boch­niarz, przy­ja­ciółka Kory, uważa, że to dzie­ciń­stwo poło­żyło się wiel­kim cie­niem na całym jej życiu. „Pew­nie dla­tego, że nie miała nor­mal­nego domu, tak bar­dzo dbała potem o swoje domy w War­sza­wie i na Roz­to­czu. Wiła tam gniazda” – mówi. W książce _Podwójna linia życia_, napi­sa­nej wspól­nie z Kami­lem Sipo­wi­czem, Kora wyznała: „Mia­ły­śmy wielką, stałą potrzebę zwra­ca­nia na sie­bie uwagi, przez co były­śmy w cią­głym napię­ciu i zawsze nie­spo­kojne. Taka cecha zostaje na całe życie. Czło­wie­kowi się wydaje, że jest nie­wi­dziany, nie­do­strze­gany, że go nikt nie kocha, nikt nie chce. Ogromna potrzeba czu­ło­ści zostaje potem na całe życie”³⁹. I jesz­cze: „Dziecko, jeżeli per­ma­nent­nie tęskni, to tęsk­nota tak głę­boko wcho­dzi w jego men­tal­ność i mózg, że bez niej nie jest w sta­nie nic się zadziać. Naj­pierw musisz tęsk­nić, żeby potem móc z kimś być. Myślę, że to nie jest natu­ralne. Nad­miar tęsk­noty w życiu nie jest dobry. To tak, jak­byś cały czas był zanu­rzony w roz­two­rze tęsk­noty i nie wiesz już, czy jest ten roz­twór, czy go nie ma”⁴⁰. Kora ni­gdy nie upo­rała się z tęsk­notą. Żyła z nią jak z nie­za­bliź­nioną raną przez całe życie. Mówi się, że czas leczy rany. To nie­prawda, po pro­stu uczymy się z nimi żyć. Potem artystka miała zwy­czaj­nie świa­do­mość tego, co czuje i jak prze­szłość wpływa na jej decy­zje, wybory, życie. „Pobyt w domu dziecka spo­wo­do­wał, że jestem osobą tęsk­niącą… To jest prze­cież piękne… jak gdyby zło uro­dziło coś pięk­nego. Ale z dru­giej strony, moja sfera emo­cjo­nalna jest tak zakłó­cona, że nie jestem w sta­nie wytrzy­mać z dru­gim czło­wie­kiem długo, nie mogę z nikim być bez prze­rwy. Cią­gle stwa­rzam sytu­acje, w któ­rych albo ja tęsk­nię, albo ktoś inny tęskni”⁴¹.ZABAWA W CHOWANEGO

_Można mil­czeć długo, można długo,_

_Na dno pamięci upy­chać obrazy._

_Zasta­na­wiać się, kto był temu winny,_

_I pytać, ojcze po trzy­kroć prze­dziwny._

Czy jest jakiś limit cier­pień, jaki może spaść na jed­nego czło­wieka? A czy jest jakaś gra­nica cier­pie­nia, jakie może spaść na małą dziew­czynkę? Podobno dosta­jemy ich tyle, ile jeste­śmy w sta­nie udźwi­gnąć… To było krótko po tym, jak Kora wró­ciła do domu z sie­ro­cińca. O kolej­nej trau­mie z dzie­ciń­stwa zde­cy­do­wała się jed­nak opo­wie­dzieć dopiero po latach. Pierw­szy raz wyznała skry­waną od dzie­ciń­stwa tajem­nicę na początku lat 90. w książce _Podwójna linia życia_ napi­sa­nej z Kami­lem Sipo­wi­czem. Potem w nieco szer­szej wer­sji w książce _Kora, Kora_: „Kiedy uczy­łam się już w Kra­ko­wie, jak wszy­scy cho­dzi­łam na reli­gię. Chcąc nie chcąc, moja rodzina była zwią­zana z Kościo­łem, bo Kościół bied­nym rodzi­nom poma­gał. Nam także. Czu­li­śmy się zobo­wią­zani, aby oka­zać wdzięcz­ność, i cho­dzi­li­śmy do kościoła czę­ściej niż inni. Mie­li­śmy w para­fii zaprzy­jaź­nio­nego księ­dza, star­szego czło­wieka. Czę­sto zacze­piał nas, dziew­czynki, coś opo­wia­dał, wypy­ty­wał, jak nam idzie w szkole; lubił z nami roz­ma­wiać. Miesz­kał w jed­nej z naj­pięk­niej­szych willi w dziel­nicy. Cała obro­śnięta wino­ro­ślą. Na naj­bar­dziej sło­necz­nej ścia­nie rosły bar­dzo dobre wino­grona. Latem zapra­szał nas na nie, a potem do sie­bie do domu. Bar­dzo lubi­łam tam być – pokój zacie­niony wino­ro­ślą, mnó­stwo ksią­żek i wspa­niałe biurko. Wyda­wało mi się, że to pokój jakie­goś wybit­nego naukowca. Książki zawsze robiły na mnie wra­że­nie. Sądzi­łam, że jestem w świą­tyni ducha. Ale któ­re­goś dnia ta świą­tynia ducha oka­zała się świą­tynią uwią­za­nego seksu. W trak­cie roz­mowy ksiądz nachy­lił się nade mną, chwy­cił moją głowę, prze­krzy­wił ją i wsa­dził mi język do buzi. Mia­łam dzie­sięć lat”⁴². Nawet po kil­ku­dzie­się­ciu latach nie mogła zapo­mnieć tego domu przy kościele św. Szcze­pana w Kra­ko­wie, słod­kiego smaku wino­gron i… tego męż­czy­zny. To doświad­cze­nie wro­sło w jej psy­chikę niczym tatuaż w skórę. Do końca życia nie mogła wyrzu­cić go z pamięci. To wpły­nęło na jej rela­cje z męż­czy­znami, sto­su­nek do Kościoła i na całe życie.

muszę się cofnąć wehikułem czasu

Potem ana­li­zo­wała syn­drom kata i ofiary, w który się wpi­sała: „Pocho­dzi­łam z bar­dzo bied­nego domu, wia­domo było, że wró­ci­łam z sie­ro­cińca, pół­sie­rota, ojciec już nie żył, matka bory­kała się z piątką dzieci. Miesz­ka­li­śmy w piw­nicy. To cha­rak­te­ry­styczne w zwie­rze­niach ofiar księży pedo­fi­lów, że zwy­kle są to dzieci wła­śnie z takich domów. Wie­lo­dziet­nych, zanie­dba­nych. Oni dobrze wie­dzą, kogo wybrać. Taką ofiarę łatwo wypa­trzyć”⁴³. Dla­czego nie powie­działa mamie? Zwy­czaj­nie, jak więk­szość ofiar pedo­fil­skich, bała się. „Pamię­tam dosko­nale, jak strasz­nie się bałam, gdy wyszłam od księ­dza. Przez lata nie byłam w sta­nie nikomu o tym powie­dzieć, nikomu się poskar­żyć, bo byłam wycho­wy­wana w poczu­ciu, że kobieta jest grzesz­nym narzę­dziem, że to ta Ewa, to jabłko, że wina jest we mnie. Choć to prze­cież ja byłam ofiarą sta­rego obrzy­dli­wego księ­dza”⁴⁴ – opo­wia­dała. Uraz do księży został na zawsze. Nie rozu­miała tylko śle­pej, bez­kry­tycz­nej ule­gło­ści ludzi wobec insty­tu­cji Kościoła i bał­wo­chwal­czego uwiel­bie­nia dla jego czę­sto nie­mo­ral­nych, nomen omen, człon­ków. „W domu dziecka spę­dzi­łam pięć lat i tak naprawdę to wła­śnie tam dosta­łam pierw­szą lek­cję ule­gło­ści wobec nie­nor­mal­nych zacho­wań księży. Pamię­tam nie­dzielne poranki, gdy pro­boszcz przy­cho­dził na śnia­da­nie. Zakon­ni­com się wyda­wało, że dzieci nic nie rozu­mieją, a one rozu­mieją, tylko ina­czej. Obra­zami, zapa­chami, szu­mami. W te poranki był szum kor­ne­tów, pod­nie­cone zakon­nice bie­ga­jące z góry na dół z dzba­nusz­kami śmie­tanki do kawy, zapach ciast. Gdy pro­boszcz wresz­cie skoń­czył śnia­da­nie, roz­po­czy­nało się spo­tka­nie z dziećmi. Pod sutanną miał spodnie, a w tych spodniach cukierki w głę­bo­kich kie­sze­niach. Nie dawał nam ich sam. Dziew­czynki musiały pod­cho­dzić po kolei i grze­bać w tych kie­sze­niach, by zna­leźć cukierka. A przy oka­zji grze­bały wia­domo gdzie. Jak sobie przy­po­mi­nam te nie­dzielne poranki, to zalewa mnie krew. Zakon­nice o wszyst­kim wie­działy, wszystko działo się na ich oczach. Były straż­nicz­kami tego cichego sza­leń­stwa, tej spa­ra­li­żo­wa­nej zgrozy”⁴⁵ – powie­działa w wywia­dzie dla „Wprost”. Po latach, kiedy coraz czę­ściej, ale wciąż jesz­cze po cichu, w tajem­nicy, zaczy­nało mówić się o podob­nych przy­pad­kach pedo­fi­lii w Kościele, Kora posta­no­wiła opo­wie­dzieć swoją histo­rię. W pio­sence _Zabawa w cho­wa­nego_ śpiewa:

_Szli­śmy powoli do domu cud­nego_

_By jeść wino­grona w spo­sób arcy­śmiały_

_Z maj­te­czek, z ust do ust i ust._

_Z rąk dzie­cin­nych tak małych_.

_Zabawa w cho­wa­nego_ to praw­dziwy pro­test song prze­ciwko pedo­fi­lii w Kościele. Kora chciała prze­rwać zmowę mil­cze­nia. „Chcę wymieść spod dywanu temat, który wszy­scy pró­bują skrzęt­nie ukryć. W ogóle nie boję się ataku, bo jeśli ktoś ude­rza mnie sie­kierą, a ja wska­zuję win­nego, to dla­czego mam się bać? Niech boi się wresz­cie winny. Wszy­scy wie­dzą, że jestem anty­kle­ry­kalna, że mój sto­su­nek do Kościoła jest kry­tyczny. Dla mnie Kościół nie jest świętą krową, któ­rej nie można tknąć. Prze­ciw­nie, gdy przy­zwala na zło w imię szczyt­nych idei, to zna­czy, że dopusz­cza się naj­gor­szego rodzaju hipo­kry­zji. W pio­sence nazy­wam ją zabawą «w sekrety, ciu­ciu­babkę i pie­kło, i niebo, głu­chy tele­fon i ulu­bioną zabawę w cho­wa­nego». Ja nie chcę być dłu­żej wśród tych, któ­rzy w tej strasz­nej zaba­wie zasła­niają oczy”⁴⁶. Tele­dysk Kory poja­wił się 24 czerwca 2010 roku. Dzie­sięć lat póź­niej bra­cia Tomasz i Marek Sekiel­scy zre­ali­zo­wali film doku­men­talny o pedo­fi­lii w pol­skim Kościele, który wstrzą­snął opi­nią publiczną. Zaty­tu­ło­wali go _Zabawa w cho­wa­nego_.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Olga Kora Sipo­wicz, _Miłość zaczyna się od miło­ści_, Agora, War­szawa 2019, s. 24.

2.

Irena Moraw­ska, _Kory pory roku_, _Kora. Tysiące twa­rzy, setki miraży_, wybor­cza.pl Clas­sic.

3.

Mag­da­lena Środa, _Kora. Bogi­nie nie umie­rają_, new­sweek.pl, 5 sierp­nia 2018.

4.

Ibi­dem.

5.

Remi­giusz Grzela, _Kora jest wol­no­ścią_, zwier­cia­dlo.pl, 13 grud­nia 2019.

6.

Anna S. Dębow­ska, Joanna Wró­żyń­ska, _Kora zawsze stała po stro­nie wol­no­ści_, wybor­cza.pl, 28 lipca 2018.

7.

Ibi­dem.

8.

Lech Wałęsa, Face­book.

9.

Kamil Sipo­wicz, _Kora Kora. A pla­nety sza­leją_, Agora, War­szawa 2011, s. 20.

10.

Janusz Nonie­wicz, _Być jak Kora_, vogue.pl, 29 lipca 2018.

11.

Jeśli nie zostało to ozna­czone ina­czej, wszel­kie cyto­wane w tej książce wypo­wie­dzi pocho­dzą z auto­ry­zo­wa­nych wywia­dów prze­pro­wa­dzo­nych przez autorkę.

12.

Irena Moraw­ska, _Kory pory roku_.

13.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 64.

14.

Ibi­dem.

15.

Olga Jac­kow­ska i Kamil Sipo­wicz, _Podwójna linia życia_, Agen­cja Piękna, War­szawa 1992, s. 17.

16.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 9.

17.

Ibi­dem, s. 20.

18.

Hanna Halek, _Kora Jac­kow­ska_, gala.pl, 31 marca 2011.

19.

Olga Jac­kow­ska i Kamil Sipo­wicz, _Podwójna linia życia_, s. 19.

20.

Kry­styna Pytla­kow­ska, _Zawsze myślała o mnie z czu­ło­ścią_, viva.pl, 15 listo­pada 2019.

21.

Irena Moraw­ska, _Kory pory roku_.

22.

Ibi­dem.

23.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 152.

24.

Kry­styna Pytla­kow­ska, _Zawsze myślała o mnie z czu­ło­ścią_.

25.

Olga Jac­kow­ska i Kamil Sipo­wicz, _Podwójna linia życia_, s. 21.

26.

Remi­giusz Grzela, _Kora jest wol­no­ścią_.

27.

_Kora. Prze­pis na szczę­ście_, wybor­cza.pl Clas­sic.

28.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 57.

29.

_Od dziecka umie­ra­łam. Nie chcia­łam żyć_, „Gala”, nr 13, 2011.

30.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 58.

31.

Remi­giusz Grzela, _Kora jest wol­no­ścią_.

32.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 236.

33.

_Od dziecka umie­ra­łam. Nie chcia­łam żyć_, „Gala”, nr 13, 2011.

34.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 10.

35.

Ibi­dem, s. 12.

36.

Ibi­dem, s. 27.

37.

Mał­go­rzata I. Niem­czyń­ska, _Bez cie­bie umie­ram, powie­trza mi brak_, _Kora. Tysiące twa­rzy, setki miraży_, wybor­cza.pl Clas­sic.

38.

Olga Jac­kow­ska i Kamil Sipo­wicz, _Kora i Maanam. Podwójna linia życia_, Wydaw­nic­two Iskry, War­szawa 1998, s. 22.

39.

Ibi­dem.

40.

Ibi­dem, s. 23.

41.

Ibi­dem, s. 24.

42.

Kamil Sipo­wicz, _Kora, Kora. A pla­nety sza­leją_, s. 136–137.

43.

Alek­san­dra Paw­licka, _Byłam ofiarą księ­dza_, wprost.pl, 20 czerwca 2010.

44.

Ibi­dem.

45.

Ibi­dem.

46.

Ibi­dem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: