Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Słońce i gwiazda - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
9 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
59,90

Słońce i gwiazda - ebook

NICO DI ANGELO, SYN HADESA, wiele przeszedł – zginęły jego matka i siostra, został wyoutowany wbrew swojej woli, a podczas prób Apollina stracił przyjaciela…. W jego życiu pozostał jednak promień słońca, i to dosłownie – jest nim Will Solace, jego chłopak, syn Apollina. Razem mogą pokonać wszelkie przeszkody i każdego wroga. Przynajmniej tak było do tej pory…
Nica dręczy nawołujący go głos z Tartaru, najgłębszej części Podziemia. Wydaje mu się, że wie czyj – wzywa go Bob, dawny tytan Japet, którego Percy i Annabeth musieli zostawić w Podziemiu, uciekając z królestwa Hadesa. Najnowsza przepowiednia Rachel Dare, a także sny Nica uzmysławiają mu, że Bob jest w tarapatach. Syn Hadesa musi wyruszyć mu na pomoc, czy się to podoba Panu D i Chejronowi, czy nie. I oczywiście Will upiera się, by mu towarzyszyć. Lecz czy istota ze światła zdoła przeżyć w najmroczniejszej krainie świata? I co znaczy wers przepowiedni, który mówi, że Nico będzie musiał zostawić tam coś o „równej wartości”?
W powieści poświęconej dwóm z najbardziej popularnych postaci świata Percy’ego Jacksona Nico będzie musiał się zmierzyć z demonami – rzeczywistymi i swoimi wewnętrznymi, a jego związek z Willem zostanie poddany wielkiej próbie.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67071-73-4
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Nico di Angelo, opowiesz mi jakąś historię?

Nico aż się zjeżył. Historię? Jakąś historię? Żądano od niego czegoś tak banalnego po tym wszystkim, co przeszli?

Po tych wszystkich cierpieniach?

Spojrzał na swojego chłopaka. Will uniósł brew. Wyglądał na zmęczonego – zdecydowanie zbyt zmęczonego. A jego bandaże…

Nico poczuł, że ściska go w żołądku. Opatrunki znowu nasiąkły krwią.

Przeniósł wzrok na Gorgyrę.

– Historię o czym? – zapytał.

Nimfa przyjrzała się twarzy Nica, a potem Willa. Czy zamierzała ponownie wyciągać z nich pasma duszy?

Coś dotknęło jego dłoni. Spojrzał w dół – to Will próbował złapać go za rękę. Nico wyprostował palce i chłopak wsunął między nie swoje. Nico poczuł ukłucie w sercu.

Uścisk dłoni Willa był bardzo słaby.

Nico musiał to zrobić. Musiał skończyć to, co zaczęli.

Wzywały go szepty.

A Gorgyra również czegoś od niego chciała.

– Opowiedz mi o was dwóch – powiedziała.Nico stał przed najtrudniejszą decyzją w życiu i nie miał wątpliwości – zaraz to zawali.

– Nie mogę – powiedział do Willa Solace’a, oszałamiająco pięknego syna Apollina. Choć Will znajdował się naprzeciw niego, Nico starał się patrzeć tylko na Austina Lake’a, przyrodniego brata Willa.

Austin chodził w tę i we w tę za plecami Solace’a, co sprawiało, że Nico denerwował się jeszcze bardziej.

– Przestań tak łazić – burknął. – Nie mogę się skupić.

– Przepraszam, chłopie – jęknął Austin. – Ale strasznie mnie to stresuje.

– Musisz wybrać – przypomniał Nicowi Will. – Takie są zasady.

Nico zmarszczył brwi.

– Jestem synem Hadesa – odparł. – Nie stosuję się do większości zasad.

– Ale na te się zgodziłeś – zwróciła mu uwagę Kayla Knowles, córka Apollina. Zakręciła wiśniowym lizakiem w ustach. – Nico di Angelo, czyżbyś był półbogiem bez honoru?

– Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się, żeby wykonanie tego zadania wymagało jakiegokolwiek honoru – rzucił Austin, nadal chodząc po pokoju.

– Cicho! – mruknął Nico, przeczesując włosy palcami. A jeśli dokonał złego wyboru? Czy Will będzie nim rozczarowany?

Ale na twarzy Willa malowało się jedynie oczekiwanie – pogodne i pozytywne. Chłopak był otwarty na każdą decyzję Nica i nieważne, jak się to ostatecznie skończy – Will i tak będzie myślał o nim jak najlepiej.

Co takiego zrobiłem, żeby na niego zasłużyć – zastanawiał się Nico (często zadawał sobie to pytanie).

– Dobra, podjąłem decyzję – oznajmił głośno.

– Zaraz nie wytrzymam i wybuchnę – ostrzegł Austin.

– Ale wtedy świat się skończy. – W oczach Kayli malował się niepokój; opuściła dłoń z lizakiem. – To znaczy tym razem naprawdę.

– No więc – kontynuował Nico – gdybym miał wybierać…

– Tak? – podchwycił Will. – Tobyś wybrał…?

Nico wziął głęboki wdech.

– Dartha Vadera.

Will i Kayla jęknęli, ale Austin miał minę, jakby Nico właśnie podarował mu na urodziny ferrari.

– Facet! – wrzasnął. – Genialna odpowiedź!

– Beznadziejna odpowiedź! – sprzeciwiła się Kayla. – Jak ktoś mógłby wybrać Vadera, kiedy ma do dyspozycji Kylo Rena?

– Miałem nadzieję na kogoś mniej oklepanego – przyznał Will. – Na przykład generała Grievousa albo Drydena Vosa.

– Wstrzymaj konie! – obruszył się Nico. – Skończyłem oglądać te wszystkie filmy wczoraj! Ledwo pamiętam, co się działo w prequelach. – Umilkł na chwilę. – To prawdziwe postacie z Gwiezdnych wojen czy żartujesz?

– Nie próbuj odwracać naszej uwagi od mrocznej prawdy, Nico! – zawołała Kayla. – Darth Vader?! Poszedłbyś na randkę z Darthem Vaderem?! – Ugryzła lizaka. – Opuściła mnie cała radość życia, Nico. Calutka.

– Witaj w moim świecie. – Nico się uśmiechnął. Kątem oka zauważył grymas na twarzy Willa; ten skrzywił się tylko na ułamek sekundy, ale Nico i tak zdołał to dostrzec.

– To bezpieczna przestrzeń – napomniał ją Austin. – Zakaz oceniania odpowiedzi, pamiętasz?

– Wycofuję się z tego – burknęła Kayla. – To przestrzeń oceniania wszystkiego.

– Nic nie mówisz, Will – zauważył Nico. – Podejrzane jak na tutejszego fana Gwiezdnych wojen numer jeden.

– Zastanawiam się nad wszystkimi przyczynami, dla których mogłeś udzielić takiej odpowiedzi. Może i masz trochę racji…

– Ma tę moc. – Nico poważnie pokiwał głową.

– …i jest bardzo zdeterminowany – kontynuował Will. – Zawsze by dokładnie wiedział, gdzie pójść z tobą na randkę. Co do tego nie ma wątpliwości.

– A zdejmuje hełm do jedzenia? – zapytała Kayla.

– Wyobraź sobie… – Nico położył dłoń na sercu – …jak Darth Vader przy kolacji zdejmuje hełm, a potem spogląda ci nad stołem z uczuciem w oczy… Czysty romantyzm!

Will parsknął śmiechem, a potem uśmiechnął się w ten swój promienny sposób.

Dlaczego, och, dlaczego rozśmieszenie Willa wydawało się Nicowi tak wielkim sukcesem? Sam bardzo długo uważał się za osobę bez serca. W końcu był synem Hadesa. Miłość nie spotykała ludzi takich jak on. Potem jednak pojawił się… Will. Will, który potrafił stopić jego chłód jednym uśmiechem. Każdy by się domyślił, który bóg jest jego ojcem – promieniał taką energią i blaskiem… Czasem nawet dosłownie, jak się nieco wcześniej dowiedzieli w jaskiniach troglodytów. Will w każdym calu był synem Apollina.

Może ta gadka, jak to przeciwieństwa się przyciągają, miała w sobie odrobinę prawdy, bo Nico nie znał ani jednej osoby, która stanowiłaby jego większe przeciwieństwo. Mimo to niebawem upłynie rok, odkąd ze sobą chodzą. Nico miał prawdziwego chłopaka.

Nadal nie do końca wierzył, że to się dzieje naprawdę.

Cała grupa ruszyła dalej przez Obóz Herosów. W amfiteatrze nie palił się ogień. Może, skoro na Long Island zaczynało robić się zimno, Nico i Will zapalą wieczorem ognisko? Nikt nie biegł do zbrojowni ani do kuźni; nikt nie szedł do Jaskini Wyroczni. Domki były puste (poza domkami Hadesa i Apollina) – wyraźny znak, że lato się skończyło.

Nico nie chciał tego przyznawać na głos, ale będzie tęsknił… no, praktycznie za wszystkimi obozowiczami, choć czasem pełnienie funkcji grupowego bywało nużące. A przede wszystkim nie miał ochoty żegnać się z Kaylą i Austinem.

Kiedy przechodzili przez pole truskawek, Nico wyczuł u tych dwojga narastające napięcie. Podjęli wcześniej trudną decyzję w sprawie podróży i kiedy wszyscy czworo weszli na Wzgórze Herosów, Kayla i Austin zwolnili kroku.

– Może powinniśmy wybrać inaczej…? – mruknęła dziewczyna.

– Nico, jesteś pewien, że nic nam nie będzie? – zapytał Austin.

– No jasne – odparł Nico. – To znaczy… Nikt do tej pory nie umarł ani nic takiego.

– To wcale nie brzmi tak pocieszająco, jak ci się zdaje! – żachnęła się Kayla.

– Nic wam nie będzie. – Will położył dłoń na ramieniu Austina. – Słyszałem, że to burzliwe przeżycie i może trochę mdlić, ale dostaniecie się bezpiecznie do domu.

Dotarli na szczyt wzgórza, tam gdzie błyszczało Złote Runo zawieszone na dolnej gałęzi sosny. Na dole widać było drogę numer 3.141, obchodzącą łukiem wzgórze, wyznaczającą zewnętrzną granicę obozu; na jej żwirowej odnodze obok stosu skrzyń i toreb podróżnych stał Chejron, koordynator zajęć w Obozie Herosów. Końska połowa jego ciała lśniła jasno w popołudniowym słońcu.

– Tu jesteście! – zawołał centaur. – No, chodźcie!

Nikt nie pobiegł. Nico widział wyraźnie, że Kayli i Austinowi nie śpieszyło się do opuszczenia obozu. Większość pozostałych półbogów już wróciła do „normalnego” życia, poza… No, ale co było normalne dla kogoś takiego jak Nico?

Dramatyczne bitwy.

Nieustanne mierzenie się z ryzykiem klęski i śmierci.

Rozmowy ze zmarłymi.

Przepowiednie.

Głos z jego snów, który znów się nasilił, błagając o pomoc.

Dręczyły go też słowa Rachel Dare. Tylko on i Will słyszeli, co Wyrocznia przepowiedziała kilka tygodni wcześniej, i Nico nie wyjawił tego nikomu, nawet pozostałym grupowym. Dlaczego miałby to zrobić? Przepowiednia nie zawierała żadnych ostrzeżeń przed strasznymi niebezpieczeństwami dla Obozu Herosów. Światu nie grozili teraz – o ile wiedział – gniewni bogowie czy buntowniczy tytani. Nie trzeba było też martwić się wskrzeszonymi psychopatycznymi cesarzami rzymskimi.

Przepowiednia dotyczyła tylko tego samotnego głosu w jego snach, błagającego o pomoc.

Konkretnie o pomoc Nica.

– Satyrowie przynieśli wasze rzeczy – oznajmił Chejron, kiedy wszyscy czworo podeszli do niego. – Życzą wam szczęśliwej podróży.

– Te życzenia mogą nam się przydać – burknęła Kayla. – Chejronie, po prostu powiedz nam prawdę. Graje nas nie zabiją?

– Co?! Nie! – Spojrzał na nią osłupiały. – Przynajmniej dotąd nikogo jeszcze nie zabiły.

– I ty, i Nico, obaj to samo! – krzyknął Austin, podnosząc ręce. – Naprawdę uważacie, że można nam coś takiego powiedzieć?

Zmarszczki śmiechowe w kącikach oczu Chejrona zrobiły się jeszcze wyraźniejsze.

– Doprawdy, jesteście przecież półbogami. Nic wam nie będzie. Ale dajcie im na samym początku jazdy parę dodatkowych drachm. Słyszałem, że dzięki temu całe to doświadczenie może być mniej… intensywne.

Sięgnął do kieszeni łuczniczego kaftana, wyjął złotą monetę i rzucił ją na drogę.

– Zatrzymaj się, Rydwanie Potępienia!

Ledwo ucichł głos Chejrona, a taksówka stała przed nimi.

Nie podjechała powolutku ani z piskiem opon – po prostu nagle się pojawiła. Moneta zapadła się w jezdnię, wijące się smużki dymu uniosły się w powietrze, asfalt zafalował i jakby znikąd wyłonił się pojazd Graj. Wyglądał rzeczywiście jak taksówka, ale jego krawędzie drżały i rozmazywały się, jeśli się na niego patrzyło zbyt długo. Nico słyszał wiele opowieści o przygodach Percy’ego, Meg i Apollina z tym szczególnym środkiem transportu. Powtarzali mu wielokrotnie, że woleli nawet uprawiane przez niego podróżowanie cieniem od wyboistego, wzbudzającego wymioty koszmaru jazdy tym samochodem. Graje od dawien dawna nie znosiły półbogów, a obecnie patrzyły na każdego mieszkańca Obozu Herosów jak na potencjalnego bohatera do znienawidzenia.

Nico nie chciał tego przyznawać przed innymi, ale kilka razy miał do czynienia z siostrami i właściwie je lubił. Były drażliwe, trudne w obyciu, bardzo uparte, chaotyczne, ale w dziwny sposób można było na nich polegać. Otwarcie obnosiły się ze swoim mrokiem. Na litość Styksu, miały wspólnie tylko jedno oko! Jak Nico mógł ich nie lubić?

Kiedy uchyliły się tylne drzwi samochodu, siostry właśnie się kłóciły.

– Dokładnie wiem, co robię, Sekutnico – powiedziała starka siedząca na fotelu pasażera z przodu. Strąki szarych włosów opadały jej na twarz. – Czy kiedyś nie wiedziałam, co robię?

– Och, och! – zaskrzeczała Sekutnica siedząca pośrodku. – To ekskluzywne! Naprawdę ekskluzywna opinia, Nawałnico!

– Czy ty w ogóle wiesz, co znaczy słowo „ekskluzywne?” – zgrzytnęła Nawałnica.

Kobieta za kierownicą jęknęła teatralnie.

– Jesteście przedszkolakami czy co? Możecie przestać?

Nawałnica uniosła ręce i odezwała się, przedrzeźniając głos siostry za kierownicą (czego Nico w ogóle nie rozumiał, bo przecież wszystkie trzy miały taki sam głos):

– Och, mam na imię Wścieklica i jestem taaaaaka dorosła!

– Zeżrę oko – ostrzegła Wścieklica. – Naprawdę!

– Nie zrobisz tego – obruszyła się Sekutnica.

– Z solą, pieprzem i odrobiną papryki! – zagroziła Wścieklica. – Ależ tak!

– Cześć – odezwał się Austin, podnosząc futerał z saksofonem. – Mogłybyście może otworzyć bagażnik? Mamy trochę rzeczy.

Wszystkie trzy Graje odwróciły gwałtownie głowy w stronę chłopaka i odparły chórem:

– NIE!

Znowu zaczęły się kłócić, a wtedy Nico uznał, że to jego najulubieńsze istoty na świecie.

Rozumiał jednak Kaylę i Austina, którzy kiedy Chejron otwierał bagażnik, mieli miny tak przerażone, jak nigdy w ciągu ostatniego roku.

– Na pewno nie chcecie, żebym was przeniósł cieniem na Manhattan? – zapytał Nico.

– Nico… – westchnął Will – nie możesz traktować podróży cieniem jak zbiorkomu. Wyssie to z ciebie wszystkie siły.

– Nic się nie dzieje, Nico. – Głos Kayli brzmiał tak, jakby usiłowała za wszelką cenę przekonać sama siebie. – Nic nam nie będzie.

– Poza tym jedziemy w różne miejsca – dodał Austin. – Mama będzie czekać na mnie na Górnym Manhattanie. Dostałem się do szkoły w Harlemie i znalazła nam niedaleko mieszkanie!

– Czyli w dobrym miejscu – stwierdził Will. – I niedaleko stąd.

– W Harlemie jest tyle historycznych miejsc do odkrywania! – entuzjazmował się Austin. – Podobno znowu się otworzył jeden z klubów, w których grał Miles Davis!

Nico pokiwał głową bez przekonania. Nie miał pojęcia, kim był ten Davis. Stanowiło to jeden z minusów jego długiej nieobecności w świecie zwykłych ludzi.

– A ty, Kayla? – spytał Chejron, pakując jej łuk i resztę sprzętu do bagażnika.

– Wracam do Toronto – odparła. – Tata chciał, żebym przyjechała do domu, i rzeczywiście dawno go nie odwiedzałam. Szczerze, to nie mogę się doczekać. – Jej oczy zabłysły. – Zwłaszcza tego, jak mu pokażę, że jestem od niego lepsza w strzelaniu z łuku!

Austin spojrzał na Nica i Willa.

– Czyli… naprawdę tu zostajecie?

Nico miał nadzieję, że jego chłopak odpowie pierwszy. Słońce zachodzące za wzgórza podświetliło faliste jasne włosy Willa tak, jakby stanęły w płomieniach. Czy Will aby nie używał swojej mocy świecenia w ciemności…

Tak czy owak Nico czuł się trochę sfrustrowany. Dlaczego Will musiał być bez przerwy taki piękny?

– Chyba tak. – Will ujął jego dłoń. – Jesienią mama ruszy w trasę koncertową z okazji nowego albumu, a nie wiem, czy mam ochotę tłuc się po kraju z tyłu furgonetki.

– Brzmi fajnie – stwierdził Austin. – Ja mam nadzieję, że kiedyś dzięki mojej muzyce będę właśnie tak podróżował.

Kayla skinęła głową.

– Ciekawe, jak by to było zwiedzać różne miejsca i nie martwić się jednocześnie, czy jakiś morderczo usposobiony posąg nie ma ochoty cię zabić.

– E, daj spokój – prychnął Nico. – Co by w tym było fajnego?

– Wsiadacie do auta? – warknęła Nawałnica. – Czy płacicie nam za słuchanie tych nudów?

Wychylona przez okno taksówki wyciągała ku nim otwartą dłoń. Austin dał jej trzy drachmy, przepłacając mocno, jak zasugerował Chejron. Nawałnica przyglądała się przez chwilę monetom – choć Nico nie miał pojęcia, jak to robiła, skoro za szarą grzywą włosów nie miała oczu – a potem odchrząknęła i wsunęła głowę z powrotem do wnętrza samochodu.

– Wsiadajcie – poleciła.

Po serii szybkich uścisków i cmoków w policzek Austin i Kayla zajęli tylne siedzenie taksówki, a Graje nadal kłóciły się w tle.

Kayla rozejrzała się po wnętrzu pojazdu.

– Wyruszaliśmy na gorsze przygody – powiedziała do Willa i Nica.

– Doprawdy? – burknął Austin.

– W każdym razie mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy – ciągnęła Kayla. – A wy dwaj nie wpakujcie się w żadne kłopoty!

Austin wychylił się obok Kayli przez okno z szelmowskim uśmiechem na twarzy i dodał:

– Ale gdyby jakieś kłopoty się pojawiły…

– To się dowiecie, obiecuję. – Will pomachał do nich.

– Wy też uważajcie na siebie! – rzucił Chejron.

– Ruszaj, Wścieklico! Jedź! – wrzasnęła Sekutnica. – Czy nie tym się zajmujesz? Doprawdy, po co w ogóle tam siedzisz, skoro nie potrafisz…

Reszta zdania rozpłynęła się w powietrzu, bo taksówka ruszyła gwałtownie naprzód i znikła w kłębie szarości.

O tak. Nico uwielbiał Graje.

– Czyli to wszyscy – odezwał się Will. – Bo zostali tylko oni, prawda?

– Owszem – przytaknął Chejron. – Poza częścią personelu, satyrami i driadami Obóz Herosów jest teraz w zasadzie… pusty.

W głosie starego centaura zabrzmiała nuta niepewności. O ile Nico pamiętał, odkąd zaczął przyjeżdżać do obozu, po raz pierwszy nie przebywali w nim żadni półbogowie. Oczywiście nie licząc jego i Willa.

– Dziwne to – stwierdził na głos. – Naprawdę dziwne.

– W ostatnich paru latach wiele się wydarzyło – powiedział w zadumie Chejron. – Rozumiem teraz lepiej niż kiedykolwiek, dlaczego obozowicze chcieliby wrócić do domu i spędzić czas z rodziną albo zobaczyć trochę świata.

– Pewnie tak… – mruknął Nico.

– A teraz, panowie… – Chejron strzepnął kurz z przodu kaftana. – …mam spotkanie z Kaliną i driadami na temat zgnilizny korzeni. Fascynująca sprawa, zapewniam. Widzimy się na kolacji?

Skinęli głowami i pomachali, kiedy Chejron puścił się galopem.

– No to… – zaczął Nico – co teraz robimy?

Will, nie puszczając jego dłoni, skierował się z powrotem na wzgórze.

– Cóż, nie mamy żadnych potworów do zabicia.

– E tam. Mógłbym wskrzesić armię szkieletów, żeby zatańczyła nam jakiś choreograficzny układ. Założę się, że dałbym radę nauczyć je Single Ladies, gdybyś chciał.

Will parsknął śmiechem.

– Nie mamy też żadnych rzymskich cesarzy do znalezienia i zdetronizowania.

– Brr! – Nico się wzdrygnął. – Nie przypominaj mi. Gdybym mógł przeżyć resztę życia, nie myśląc ani raz o Neronie, byłbym naprawdę szczęśliwy.

– Super żart – oznajmił Will, kiedy dotarli na szczyt.

– Co?

– Ty – wyjaśnił Will. – I szczęście.

Nico przewrócił oczami.

– Moja mała, zrzędliwa kulka mroku. – Will ukłuł go palcem w żebra.

– Ej, grubo! – Nico odskoczył. – Niech to nie wejdzie nam w zwyczaj.

– Czy już zapomniałeś, że byłem kiedyś, że cię zacytuję, twoją „serdeczną irytacją”?

– I nadal nią jesteś – odparował Nico, a Will rzucił się w pościg za nim na dół, z powrotem do obozu.

Nico pozwolił sobie na cieszenie się tą chwilą. Will miał rację – na horyzoncie nie rysowały się żadne niebezpieczeństwa. Żadnych wielkich złoli. Żadnych czyhających na nich zdradzieckich półbogów, żadnych przyczajonych potworów zamierzających zniszczyć Obóz Herosów.

Zaraz jednak złe przeczucie przeszyło Nica zimnym dreszczem. Ostrzegał go jego własny organizm. „Nie rozluźniaj się za bardzo – mówił. – On wciąż czeka na ciebie w Tartarze. A może zapomniałeś o nim jak wszyscy inni?”

Może te wakacje nie były jednak dobrym pomysłem. Jeśli Nico nie miał walczyć z jakimś okropnym potworem albo złoczyńcą, czym mógł usprawiedliwić to, że lekceważył ten ostrzegawczy głos?

Prawda zaś była taka: nie mógłby udawać, że nie słyszy tych ostrzeżeń, nawet gdyby chciał. Przez lata odwiedzało go tyle duchów… Bo umarli chcieli, by ich słyszano, a kto mógłby ich wysłuchać lepiej niż syn Hadesa?

Ale ten głos… nie należał do kogoś, kto odszedł. I Nico nigdy nie słyszał nikogo, kto by tak desperacko wzywał pomocy.

Kiedy więc, po odświeżeniu się u siebie, weszli z Willem do pawilonu jadalnego, Nico był przygaszony. Dziwnie się czuł w tym zwykle tak gwarnym miejscu. Teraz przy stołach siedziało tylko tu i tam kilka driad i harpii należących do obozowego personelu. Dyrektor obozu, Dionizos – Pan D., jak go wszyscy nazywali – rozpierał się przy głównym stole obok Chejrona, który jakimś cudem stawił się na kolację przed nimi. Byli tak pogrążeni w rozmowie, że prawie nie zwrócili uwagi na Willa, kiedy do nich zamachał.

Nawet satyrowie, którzy obsługiwali Nica i Willa, nie przejawiali specjalnego zadowolenia z ich obecności.

– Całe to miejsce wygląda jak moja dusza – zażartował Nico. – Wiesz, puste i mroczne.

Will przełknął kawałek kurczaka z kebabu.

– Nie jesteś pusty! – Wycelował szpikulec w Nica. – Ale zdecydowanie jesteś mroczny.

– Mroczny jak otchłanie Podziemia.

Will spuścił wzrok i skupił się na jedzeniu, jakby nigdy nie widział niczego ciekawszego.

– Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz – powiedział cicho Nico.

Will zdołał się uśmiechnąć – ze szczerym ciepłem, jak zwykle, bo w końcu był dosłownie promieniem słońca – i Nicowi od razu zmiękło serce.

– Ale możemy – odparł Will. – Tylko wolałbym nie teraz, Nico. Austin i Kayla dopiero wyjechali. W obozie jest spokojnie. Pogodnie. Cicho. Nacieszmy się tym, że mamy wolne, dobrze?

Nico skinął głową, ale nie wiedział, jak ma spełnić prośbę Willa. Kiedy w ogóle miał wcześniej wolne? Jeśli nie musiał stawiać czoła martwym cesarzom rzymskim, to do gry wkraczał jego ojciec. Albo Minos. Albo jego macocha Persefona. Tamten incydent rozegrał się lata temu, ale nadal miał jej za złe, że został zamieniony w dmuchawiec. Dmuchawiec! Co za obraza dla jego stylu!

Nie miał ochoty pamiętać też o innych rzeczach. Mroczniejszych. O duchach, które prawdopodobnie go będą odwiedzać. Nico zdusił to wszystko w sobie, zwinął w ponurą kulkę mroku głęboko w piersi. A potem rozciągnął usta w uśmiechu, słuchając, jak Will opowiada o wszystkim, co będą mogli robić jesienią, skoro zostają w obozie.

Nic się nie stanie. Wszystko będzie w porządku.Zawsze wracało to do Nica w snach. Kiedy po raz pierwszy zwierzył się Willowi, że słyszy okropnie zdesperowany głos z Podziemia, martwił się, że może nie powinien o tym wspominać. Czasem Will jakby nie rozumiał, co dokładnie wiązało się z tym, że Nico jest… no cóż, Nikiem. Mówiąc wprost, Podziemie budziło w Willu lęk, ale Nico musiał komuś powiedzieć, co się z nim działo…

Kilka miesięcy wcześniej Nico poczuł, jak umiera jego przyjaciel Jason Grace, i pogrążył się przez to w spirali rozpaczy i wściekłości. Kiedy na początku lata do Obozu Herosów przybyli Lester i Meg, był tak rozchwiany emocjonalnie, że niechcący zaczął przyzywać umarłych, i to więcej niż raz. (Nic nie wytrąca człowieka z równowagi tak bardzo, jak kiedy budzi się rano i widzi, że świeżo powstały z martwych zombiak stoi nad nim, gotów przyjąć zamówienie na śniadanie).

Will wysłuchał go uważnie, jak zwykle. A potem zadał kilka pytań, głównie o to, czy głos miał coś wspólnego z wizjami z przeszłości, które ostatnio również dręczyły Nica. Siedział przez chwilę w milczeniu, a potem zapytał:

– Jesteś pewien, że to nie jest zaburzenie w zespole stresu pourazowego?

Czasem mózg Nica wpadał na jakiś zabawny pomysł i sekundę później jego usta wypowiadały ten żart bez żadnego, najcieńszego nawet filtra. Tak stało się i tym razem, kiedy wypalił:

– Całe moje życie jest zaburzeniem!

Will jednak się nie roześmiał.

Zamiast tego zaproponował, żeby Nico porozmawiał może z Panem D. Mimo swoich rozlicznych wad Dionizos był jednak bogiem Olimpu posiadającym doświadczenie właśnie w tych sprawach, związanych ze snami, z wizjami i odmiennymi stanami świadomości.

Patronował również szaleństwu – pomyślał zgryźliwie Nico. Postanowił jednak nie zastanawiać się nad tym więcej, a także nad tym, dlaczego Will wysunął taką sugestię.

– Wolałbym niemal wszystko, tylko nie to – oznajmił Nico. – Czy ten facet potrafi przeprowadzić choćby jedną rozmowę bez sarkazmu lub obrażania rozmówcy albo mieszanki jednego i drugiego?

Will uśmiechnął się szeroko.

– A ty potrafisz?

Przez resztę dnia Nico starał się pozbierać po tych miażdżących dla niego słowach. Jednak w tym, co powiedział Will, tkwiło trochę prawdy. Nie pierwszy raz Nico miał do czynienia z nagłymi przypływami wspomnień albo ze stresem pourazowym. Pamiętał przecież, jak pomagał siostrze, Hazel Levesque, przetrwać okropne wizje z przeszłości po jej pobycie w Podziemiu. Porozmawiał nawet szczerze z Reyną Avilą Ramírez-Arellano o PTSD i jak to się wiązało ze wspomnieniami o jej ojcu. Nigdy jednak nie analizował tego u siebie. Czy zmagał się właśnie z tym samym? Bo w końcu jak mógłby nie wykazywać takich zaburzeń? Był jednak pewien, że głos, który słyszał, nie miał nic wspólnego ze stresem pourazowym.

W dniu, w którym zwierzył się Willowi, Nico zdobył się po kolacji na odwagę, żeby zagadnąć w tej sprawie Pana D. Opowiedział mu o wizjach z przeszłości, które nachodziły go w ciągu dnia, o powtarzających się snach, o głosie z głębin Tartaru. (Nie wyjawił jednak Panu D. szczegółów przepowiedni Wyroczni. Wciąż wydawało mu się to zbyt trudne, zbyt osobiste jak na taką pierwszą rozmowę).

Pan D. oparł się w krześle za biurkiem, obracając w palcach puszkę coca-coli bez cukru. Jego czarne włosy były rozczochrane, miał czerwone plamy na twarzy i w wymiętej, panterkowej koszulce obozowej wyglądał raczej jak uczestnik jakiegoś zjazdu w Vegas niż bóg.

Ku zdziwieniu Nica nie kazał mu jednak sobie pójść ani nie rzucił pod jego adresem żadnym sarkastycznym komentarzem.

– Musimy zbadać, o co w tym chodzi. – Fioletowe oczy Pana D. wyglądały niepokojąco, jak zestalone wino… lub krew. – Chcę się z tobą widzieć codziennie rano przy śniadaniu. Będziesz mi opowiadał o swoich snach i informował mnie, jeśli wydarzy się coś nowego.

Mrok kłębiący się w sercu Nica zaciążył mu jeszcze bardziej. Czułby się lepiej, gdyby Pan D. potraktował go lekceważąco i nieuprzejmie. Powaga dyrektora obozu wytrąciła chłopaka z równowagi.

– Codziennie? – upewnił się. – Jest pan przekonany, że to konieczne?

– Wierz mi, Nico di Angelo, wolałbym, żeby twoje głupie śmiertelne problemy nie psuły mi śniadania, ale tak, jest to konieczne, jeśli chcesz zachować umysł w jednym kawałku. I postaraj się o jakieś interesujące sny, dobrze? Nie o te zwykłe, nudne banały typu „leciałem, ktoś mnie gonił, śpiewałem na scenie w samych majtkach”.

I tak rozpoczęły się codzienne spotkania. Każdego ranka Pan D. rozmawiał z Nikiem. Przed bogiem piętrzyły się kiełbaski i jajecznica, a na talerzu Nica nie leżało zwykle nic poza kilkoma truskawkami. To też niepokoiło Pana D., który jako patron zabawy potępiał każdego, kogo nie cieszyło jedzenie.

– Wiem, że masz ten styl wychudłego i bladego syna Hadesa, ale jesteś człowiekiem. Musisz jeść.

Nico wzruszył ramionami.

– Chyba jestem przyzwyczajony do uczucia głodu. Nie przeszkadza mi to za bardzo.

Pan D. mruknął coś pod nosem.

– Masz coraz słabszy apetyt. W połączeniu z tymi napadami wspomnień i głosem w twoich snach…

– Radzę sobie z tym – upierał się Nico.

Pan D. odepchnął od siebie talerz i odwrócił się do chłopaka.

– Słuchaj, młody. Żyjąc na wygnaniu w Obozie Herosów przez te wszystkie mizerne lata, nauczyłem się, że wy, śmiertelnicy, jesteście niezmiernie wytrzymali.

– Właśnie!… – Nico chciał przytaknąć, ale Pan D. przerwał mu gestem dłoni.

– Nie skończyłem – rzucił ostro. – Może i cechuje cię wytrzymałość, jednak jesteś człowiekiem. Nie ma potrzeby, żebyś się nadal karał głodem, tylko dlatego że się do tego przyzwyczaiłeś. Aby wyzdrowiał twój umysł, twoje ciało również musi się uleczyć.

Nico mruknął coś niezadowolony, zaraz jednak jego żołądek zaburczał w podobny sposób.

Czasem Nico nie był w stanie opowiedzieć o swoich snach Panu D. Okazywały się zbyt bolesne, zbyt okrutne – wyciągały na światło stare wspomnienia, którym chłopak nie chciał się za dokładnie przyglądać. Jednak musiał przyznać, że niekiedy rozmowa pomagała. Odkrył, że przy Dionizosie nie musi niczego owijać w bawełnę. Ta sama bezceremonialna bezduszność, która go tak złościła u dyrektora, okazywała się bardzo użyteczna, gdy Nico relacjonował swoje wizje z przeszłości.

– O rety! – skomentował raz Pan D., kiedy chłopak opisał sny mające niewiele wspólnego ze śpiewaniem w majtkach, a zdecydowanie dużo z tym, jak to go jednocześnie palono, topiono i miażdżono w ogromnej wazie z brązu pełnej mrówek. – Coś wspaniałego! Muszę to sobie zapamiętać, żeby podsyłać taki koszmar moim największym wrogom.

Żadna z rozmów jednak nie dawała odpowiedzi na kluczowe pytanie: dlaczego Nico miał te wizje?

I czy na nie po prostu zasługiwał?W nocy – po odjeździe Austina i Kayli – kiedy Will poszedł do domku Apollina, Nico długo zwlekał z położeniem się. W głowie wciąż wirowało mu od myśli i bał się zasnąć. Półbogowie zawsze mieli żywe, a niekiedy prorocze sny, ale kiedy Nico spał, głos, który słyszał, stawał się niemal nie do zniesienia.

Pomóż mi, błagam! – wołał. – Potrzebuję cię, Nico di Angelo. Potrzebuję cię.

No, tego samego potrzebował każdy duch, który go odwiedzał. Umarli chcieli, by ktoś ich wysłuchał, zwłaszcza ci, których nie słuchano za życia. W Podziemiu roiło się od dusz wędrujących po Łąkach Asfodelowych, głośno domagających się uwagi.

Jednak ten głos nie należał do umarłego. Wydawał się dochodzić z jeszcze dalszych stron niż Łąki Asfodelowe i był jeszcze bardziej udręczony niż zawodzenie któregokolwiek z duchów. Wołał z Tartaru, najmroczniejszej i najgłębszej części Podziemia. A przecież nikt nie mógł nawoływać z Tartaru…

Musiał to być tytan Bob.

Nico pamiętał ich pierwsze spotkanie: w Boże Narodzenie, przed prawie trzema laty, kiedy Nico, Percy Jackson i Thalia Grace otrzymali od Persefony zadanie odzyskania zaginionego miecza Hadesa. Musieli wtedy stoczyć walkę z Japetem, tytanem wypuszczonym z otchłani Tartaru. Tytan mógł zabić całą trójkę, ale resztką sił Percy wciągnął go do rzeki Lete, wymazując mu całą pamięć. A potem nazwał go Bobem i przekonał, że się przyjaźnią. O dziwo, nowa tożsamość tytana została na dobre.

Od tamtej pory Nico kilka razy odwiedzał Boba w Podziemiu. Łagodny od niedawna tytan zatrudnił się przy sprzątaniu pałacu Hadesa i chyba był całkiem zadowolony, spędzając czas na zamiataniu kości i odkurzaniu sarkofagów. Między nim a Nikiem zrodziła się osobliwa przyjaźń. Obaj mieli poczucie, że zostali oderwani od swojej przeszłości, czuli się nieswojo w obecności innych i z melancholią myśleli o ich wspólnym… przyjacielu Percym Jacksonie, który jakby nigdy nie pamiętał o ich istnieniu.

A potem, półtora roku później, Percy i Annabeth runęli do Tartaru. Bob wyczuł niebezpieczeństwo i rzucił się w otchłań, by im pomóc. Powstrzymał całą armię potworów, żeby dać Percy’emu i Annabeth szansę powrotu do świata śmiertelników. Nikt nie miał pewności, co się z nim później stało – czy zginął, czy też jakimś cudem przeżył.

Jednak przez te trzy lata Nico niemal każdego dnia myślał o Bobie. Gryzło go poczucie winy. Powinni go uratować. Ktoś powinien go wyciągnąć z Tartaru. Jak mogli go tam po prostu zostawić, skoro tytan ocalił Percy’ego i Annabeth, i… no, w zasadzie cały świat.

Może Will i Pan D. mieli rację. Może głos Boba był fałszywym echem, objawem zaburzeń pourazowych Nica.

Nie wyjaśniało to jednak treści przepowiedni.

O tym wszystkim właśnie chłopak myślał, kiedy w końcu spłynął na niego sen.

* * *

Nico znajdował się w ciemności. Nic nowego.

Śnił ten sen już tyle razy, że zdawało mu się, że wie, dokąd go zaprowadzi.

Lecz… nie tej nocy.

W pustce Nico usłyszał swoje imię.

Nico.

Inny głos niż poprzednio, ale… och, jakiż mu znajomy…

Caro Niccolo.

Drgnął. Otulały go cienie. Nikt nigdy nie mówił do niego Niccolo. Nikt poza…

Niccolo, vita mia…

Cienie naparły mocniej na jego twarz. Nie mógł złapać tchu.

Nie słyszał tego głosu od lat. Dekad.

Mamma.

– Jestem tutaj! – próbował zawołać. – Proszę, nie odchodź!

Vita mia – powtórzyła. – Devi ascoltarmi.

Nico usiłował zrozumieć, co mówiła. Był przecież Włochem i ten język był jego ojczystą mową. Umysł chłopaka działał jednak na zwolnionych obrotach, jakby mrok przesączył się mu do czaszki.

W końcu znaczenie tych słów do niego dotarło.

– Słucham, mamma! – zawołał.

Szarpnął się, by się wyrwać z gęstego kokonu cieni.

ASCOLTA! – krzyknął głos.

„Słuchaj!”

Nico runął w dół.

Upadł na miękką, ciepłą pościel. Czyżby znajdował się znów na łóżku w obozie? Usiadł i…

Światło. Na nocnym stoliku z brązowej laki stała brzydka metalowa lampka rzucająca żółty blask na dziwnie znajomy mu pokój. Grube zasłony. Płaski telewizor. Tapeta w złote i kremowe paski jak złocone kraty więzienia.

Zaraz. Nie. Czy to…?

Porwał ze stolika zalaminowaną kartkę.

HOTEL I KASYNO LOTOS: ŚNIADANIA DO POKOJU – MENU

Nie. Nie, nie, nie!

Obrócił się powoli w ogromnym łóżku, przypominając sobie, że ilekroć się w nim poruszył, materac głucho metalicznie skrzypiał.

Wyczuł ją, zanim zobaczył. Spała obok niego.

Jego siostra Bianca. Wyglądała tak spokojnie… Jej klatka piersiowa unosiła się powoli przy każdym oddechu, a ciemne włosy rozsypały się na poduszce. Nico próbował otworzyć usta, żeby do niej zawołać, ale głos odmówił mu posłuszeństwa. Spod kołdry przy ramieniu Bianki coś wystawało. Czy to… jej kołczan?… Nico gwałtownym ruchem odsunął pościel. Jego siostra była ubrana jak do walki – miała na sobie buty, kurtkę i kołczan ze strzałami.

To wszystko nie tak! Bianca została Łowczynią Artemidy dopiero po ich pobycie w hotelu Lotos. A potem złożyła przysięgę… i opuściła Nica po raz ostatni. Gdyby tylko mógł ją ostrzec, powstrzymać przed tymi decyzjami… „Obudź się!” – próbował zawołać, ale jego wargi nie chciały się rozkleić. Podniósł prawą dłoń do ust. Żołądek skręcił mu się ze strachu w ciasny supeł.

Zerwał się z łóżka i o mało nie upadł, bo nogi zaplątały mu się w kołdrę, a potem chwiejnie wszedł do łazienki oświetlonej ostrym, fluorescencyjnym światłem. Przycisnął ręce do lustra. Kiedy jego oczy złapały odpowiednią ostrość…

Z piersi Nica wyrwał się krzyk – ale nie mógł krzyknąć. Dosłownie nie miał ust. Pod jego nosem, tam gdzie zawsze znajdowały się wargi, teraz była tylko blada kreska blizny.

To sen – pomyślał. – Sen. Obudź się, obudź się, obudź się!

Z lustra wlepiało w niego wzrok jego przerażone zniekształcone odbicie. Po raz tysięczny pożałował, że nie odziedziczył po Hadesie magii snów. Mógłby wówczas kontrolować to, co widzi. I już by się obudził. Opowiedziałby wtedy Willowi albo Panu D. o swoich koszmarach, przedstawiłby je w taki sposób, jakby nie były specjalnie ważne, i znów udawałby, że nie słyszy żadnego głosu z Tartaru. Byłoby to o wiele prostsze…

Zamiast tego wrócił niepewnym krokiem do pokoju. Łóżko było puste.

– Bianca? Gdzie jesteś?

Ale nie mógł tego krzyknąć. Nie mógł nawet nic powiedzieć.

Nico zrobił jeszcze jeden krok w stronę łóżka – i zapadł się w podłogę.

Znów poleciał w dół.

Tym razem podczas lądowania uderzył w coś bardzo twardego. Zabrakło mu tchu w piersi, a kiedy otworzył oczy, zobaczył…

Niebo.

Jasnoniebieskie niebo ujęte w ramy ze stalowych lin.

Co? – pomyślał. – Gdzie ja jestem?

Nacisnął dłońmi na podłoże pod sobą. Było ciepłe i szorstkie. Asfalt. Droga. Potem ujrzał obok siebie samochody, po obu stronach, i poderwał się w przypływie paniki, pewien, że zaraz któryś go przejedzie.

Ale samochody stały nieruchomo.

Niepewnie podszedł do jednego z nich i odkrył ze zdumieniem, że za kierownicą nikt nie siedział. Wszystkie auta wydawały się puste – dwa nieruchome sznury ruchu ulicznego, a w tle wysokościowce Manhattanu. Wiatr wzdymał ubranie Nica. Asfaltowa jezdnia łagodnie się kołysała, a u góry szaroniebieskie stalowe odciągi mostu wibrowały jak gigantyczne struny gitary. Chodniki po obu stronach drogi zagrodzono wyblakłymi czerwonymi barierkami. I nigdzie żywej duszy. Daleko w dole wody East River marszczyły się w słońcu.

– Dobrze, śnie – mruknął do siebie Nico. – Dlaczego jestem na moście w Nowym Jorku?

I zaraz uświadomił sobie dwie rzeczy.

Po pierwsze, znów mógł mówić. Jego usta nie były już zrośnięte.

Po drugie, był to most Williamsburski.

O nie – pomyślał. – Nie, nie chcę przeżywać ponownie tego dnia.

Za jego plecami rozległ się ryk. Nicowi zmroziło krew w żyłach. Odwrócił się i ujrzał coś niemożliwego.

Wysoka postać jarzyła się złocistym blaskiem – ale nie tak zachwycająco jak Will, tylko w jakiś nienaturalny, przerażający sposób à la „Zaraz cię zabiję”. Olbrzym miał jakieś trzy metry wzrostu, okrutną twarz niezdradzającą wieku, oczy jakby z płynnego złota i lśniącą zbroję. W jego rękach błyszczał ogromny sierp.

Kronos.

– To nie ma sensu. – Nico cofnął się. Serce waliło mu jak młotem, bo tytan szedł ku niemu wraz z hordą potworów i sprzymierzonych z nim półbogów. Sny rzadko miewały sens, ale ten… Nico nie był przecież na moście Williamsburskim podczas bitwy na Manhattanie. Słyszał tylko opowieści o tym, jak Percy zawalił środek mostu, by odciąć drogę nacierającemu Kronosowi.

Kronos spojrzał mu prosto w oczy i uśmiechnął się okropnie, jakby potrafił czytać mu w myślach. Wzniósł sierp.

– Nie! – Nico odwrócił się, żeby pobiec na Manhattan, z daleka od armii Kronosa.

Jednak oni zagrodzili mu drogę.

Percy.

Michael Yew.

Annabeth.

Will… Wyglądał na tak młodego – i na tak przerażonego…

Nico zamarł wzięty w dwa ognie. Most kołysał się pod jego stopami.

– To się nie dzieje naprawdę – syknął do siebie. – Wcale tu nie jestem.

– Słuchaj. – Percy zrobił krok naprzód, zmuszając Nica do cofnięcia się w stronę Kronosa.

– Percy, co się dzieje? – Nico podniósł w obronnym geście ręce. – Co wy robicie?

– Musisz posłuchać – powiedział Michael Yew. Jego wyraziste, brązowe oczy wezbrały łzami. – Jeśli tego nie zrobisz, podzielisz mój los.

– Bardziej ponuro się nie da? – żachnął się Nico.

Odwrócił się, a Kronos znajdował się już prawie przy nim. Sierp błyszczał jak ostrze gilotyny.

– Słuchaj! – rozkazał tytan.

– Słucham! – wybuchnął ze złością Nico. – Niech ten, który próbuje do mnie przemówić, po prostu powie mi, czego chce!

Broń Kronosa śmignęła ku jego twarzy.

Wokół Nica zapadła ciemność. Znowu.

Teraz był już jednak po prostu zły. Nie da się w nieskończoność znosić przerażenia i beznadziei – w końcu staje się to naprawdę irytujące. To dziwne oniryczne skakanie przez wspomnienia i wydarzenia wydawało mu się zupełnie bez sensu.

Dotarło do mnie! – pomyślał. – Będę słuchał! Czy to nie wystarczy?

Zabłysło światło, przytłumiony fiolet.

– Co, do…?

Nico złapał miecz ze stygijskiego żelaza i oświetlił jego blaskiem otoczenie. Tkwił w wydłużonej przestrzeni o obłym kształcie, tak małej, że ledwo się w niej mieścił. Lśniące metalicznie ściany były zimne w dotyku. Przed nim widniały wyryte w spiżu trzy długie kreski.

– Nie – powiedział głośno i słowo odbiło się echem od ścian jego więzienia. – To chyba jakiś żart.

Sen Nica zabrał go z powrotem do kadzi, w której uwięzili go giganci Efialtes i Otis jako przynętę dla siedmiu półbogów z przepowiedni. Nie należało to do ulubionych wspomnień Nica…

– Naprawdę?! – zawołał. – Dlaczego chcesz, żebym to przeżywał na nowo?

Zacisnął powieki i klepnął się w bok głowy. Obudź się, Nico! Obudź się!

Otworzył oczy. Nadal znajdował się w kadzi, a u jego stóp leżało jedno samotne ziarenko granatu. Żołądek zwinął mu się w supeł, a gardło ścisnęła panika. Pamiętał niezliczone godziny w tej kadzi, które spędził głodny i spragniony, zastanawiając się, jak długo wytrzyma, zanim zje to ziarenko granatu – ostatni okruch pożywienia.

– Halo, podświadomość… – syknął Nico. – Jeśli próbujesz mi na coś zwrócić uwagę, to robisz to naprawdę fatalnie.

Odpowiedziała mu cisza.

Nagle rozległ się straszliwy zgrzyt – odsuwano pokrywę. Do środka wlało się jaskrawe światło. Nico skrzywił się i zasłonił oczy. Wcześniej, w rzeczywistości, nic takiego się nie zdarzyło. Kadź otworzyła się dopiero po przewróceniu się, tuż przed walką z Efialtesem i Otisem.

Nico odsłonił oczy, ale światło nad nim nadal go raziło. Z uwagi na dziwną logikę snu nie zdziwiłoby go, gdyby nad kadzią stanął nagle Ciasteczkowy Potwór, sięgnął do środka i pożarł Nica jak pieguska z czekoladą.

Ciasteczkowy Potwór jednak się nie pojawił.

Nad kadzią stanął Percy Jackson.

* * *

Nico zapatrzył się w twarz Percy’ego obramowaną zmierzwionymi czarnymi włosami. Zielone oczy herosa spoglądały ponuro; zaciskał z niepokojem usta.

Kiedyś na samą myśl o Jacksonie Nico czuł ukłucie pożądania. Oczywiście nieodwzajemnionego, bo Percy nigdy nie obdarzyłby go podobnym uczuciem. Nico bardzo, bardzo długo miał przez to złamane serce. Po pewnym czasie przyzwyczaił się jednak, że pragnął tego, czego mieć nie mógł, jak Percy, Bianca, ich matka, stabilność… Z wszystkim było tak samo. Pogodzenie się z tym, że nigdy nie zbliży się w ten sposób do Percy’ego, przyszło mu łatwiej, niż się spodziewał. Bo czymże jest jeden chłopak hetero, kiedy przez całe życie marzy się o niemożliwym?

Choć sen był naprawdę osobliwy, widok przyjaciela przyniósł Nicowi ukojenie. Brakowało mu Percy’ego, nie mógł się też doczekać, aż wyjdzie z tej idiotycznej kadzi. Pamiętał, jaki był osłabiony i zmarnowany, kiedy uratowała go z niej Piper… Tym razem wydawało mu się to równie beznadziejne, kiedy spróbował wyprostować sztywne nogi i wstać, by Percy pomógł mu wydostać się z kadzi.

Pozostali herosi pewnie już pokonali Otisa i Efialtesa, bo Nico nie słyszał żadnych hałasów spoza swojej spiżowej celi.

Nico wyciągnął rękę do Percy’ego.

Percy jednak jakby nagle znalazł się dalej od niego. Nawet kiedy Nico wstał i wyciągnął ręce, nie był w stanie sięgnąć krawędzi kadzi.

Nico spojrzał w dół i ścisnęło mu się gardło. Albo ziarenko granatu rozrosło się do wielkości jabłka… albo Nico malał!

Popatrzył jeszcze raz na Percy’ego…

Nie, nie! Jego przyjaciel znajdował się jeszcze dalej! Wylot naczynia wyglądał teraz jak świetlik w kopule w katedrze, a Jackson był jak tytan zaglądający do środka, by sprawdzić, co takiego porabiają ci maleńcy śmiertelnicy.

Percy sięgnął do środka ogromną dłonią. Nico skoczył wysoko w górę, rozpaczliwie próbując złapać jego palec, ale malał coraz bardziej, a ściany wznosiły się nad nim coraz wyżej i wyżej.

– Dość! – krzyknął Nico.

Percy wyjął rękę z kadzi i na chwilę jego twarz zniknęła. Kiedy znów pochylił się nad otworem, miał zaczerwienione, szkliste oczy.

Płakał.

– Nico – odezwał się. – Nico, słuchaj!

Nico miał ochotę wrzeszczeć.

– Nie robię absolutnie nic poza tym! – Jego głos zabrzmiał cienko i metalicznie, jakby wyssał hel z miliona balonów. Echo, którym odbił się od ścian, brzmiało jeszcze gorzej.

– Musisz iść – powiedział Percy.

Serce Nica zdawało się kurczyć wolniej niż jego klatka piersiowa. Napierało na mostek i waliło jak młotem.

– Dokąd? – zapytał, choć bał się tego, co usłyszy w odpowiedzi.

– Popełniliśmy błąd. Musisz go naprawić.

Kadź eksplodowała.

Nico znów poleciał w dół.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: