- W empik go
Słone Jabłka - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
30 czerwca 2021
Ebook
31,00 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Słone Jabłka - ebook
Właśnie wtedy, kiedy wydaje ci się, że panujesz nad własnym życiem, ono szykuje dla ciebie najbardziej nieprawdopodobny scenariusz.
Dagmara, młoda agentka nieruchomości, prowadzi spokojne i uporządkowane życie. Jedynym emocjonującym akcentem są kłopoty, w jakie często pakuje się jej najlepsza przyjaciółka, Kinga. Pewnego dnia, przechodząc przez most nad rzeką, Daga widzi młodego mężczyznę, który najwyraźniej próbuje odebrać sobie życie… To zdarzenie sprawi, że życie obu kobiet zmieni się na zawsze. Wplątane w nieznający litości światek przestępczy, wkrótce poznają mroczną stronę ludzkiej natury i będą musiały dokonać dramatycznych wyborów, które zaważą na ich przyszłości. Jaką cenę zapłacą za próbę powrotu do normalnego życia?
Woda, głęboka woda. Czarna toń przyciągała jej wzrok za każdym razem, gdy tędy przechodziła. Miała dziwne pragnienie zanurzenia się w tej otchłani na zawsze. Nie mogła odgonić od siebie tej myśli. Na wszelki wypadek szła daleko od barierek mostu, samym brzegiem chodnika, co też nie było rozsądne. Czuła podmuch pędzących samochodów - jeden nieopatrzny ruch i znalazłaby się pod kołami któregoś z nich. Jakiś kierowca nawet zatrąbił nerwowo, wymachując rękoma i pukając się w czoło.
– Cholera! – szepnęła pod nosem i przesunęła się na środek chodnika. – Niech ten most już się skończy.
Beata Olejnik
Urodziła się w 1963 roku we Wrocławiu. Swoją przygodę z pisaniem zaczęła już w wieku dojrzałym. Skupia wokół siebie ludzi, którzy chętnie jej się zwierzają. W ten sposób zdobywa inspiracje do tworzenia kolejnych powieści. Pisze dosłownie wszędzie, ponieważ wena najczęściej nachodzi ją w przerwach między wykonywaniem różnych czynności. Lubi naturę, zwłaszcza góry, co często znajduje odzwierciedlenie w jej utworach. Uwielbia zwierzęta, wszystkie... Uważa, że potrafią być mądrzejsze od ludzi, bezinteresowne, kochające i zabawne. Do tej pory opublikowała trzy książki: „Jego tajemnica”, „W deszczu łatwej ukryć łzy” i „Sukienka w żyrafy”.
Dagmara, młoda agentka nieruchomości, prowadzi spokojne i uporządkowane życie. Jedynym emocjonującym akcentem są kłopoty, w jakie często pakuje się jej najlepsza przyjaciółka, Kinga. Pewnego dnia, przechodząc przez most nad rzeką, Daga widzi młodego mężczyznę, który najwyraźniej próbuje odebrać sobie życie… To zdarzenie sprawi, że życie obu kobiet zmieni się na zawsze. Wplątane w nieznający litości światek przestępczy, wkrótce poznają mroczną stronę ludzkiej natury i będą musiały dokonać dramatycznych wyborów, które zaważą na ich przyszłości. Jaką cenę zapłacą za próbę powrotu do normalnego życia?
Woda, głęboka woda. Czarna toń przyciągała jej wzrok za każdym razem, gdy tędy przechodziła. Miała dziwne pragnienie zanurzenia się w tej otchłani na zawsze. Nie mogła odgonić od siebie tej myśli. Na wszelki wypadek szła daleko od barierek mostu, samym brzegiem chodnika, co też nie było rozsądne. Czuła podmuch pędzących samochodów - jeden nieopatrzny ruch i znalazłaby się pod kołami któregoś z nich. Jakiś kierowca nawet zatrąbił nerwowo, wymachując rękoma i pukając się w czoło.
– Cholera! – szepnęła pod nosem i przesunęła się na środek chodnika. – Niech ten most już się skończy.
Beata Olejnik
Urodziła się w 1963 roku we Wrocławiu. Swoją przygodę z pisaniem zaczęła już w wieku dojrzałym. Skupia wokół siebie ludzi, którzy chętnie jej się zwierzają. W ten sposób zdobywa inspiracje do tworzenia kolejnych powieści. Pisze dosłownie wszędzie, ponieważ wena najczęściej nachodzi ją w przerwach między wykonywaniem różnych czynności. Lubi naturę, zwłaszcza góry, co często znajduje odzwierciedlenie w jej utworach. Uwielbia zwierzęta, wszystkie... Uważa, że potrafią być mądrzejsze od ludzi, bezinteresowne, kochające i zabawne. Do tej pory opublikowała trzy książki: „Jego tajemnica”, „W deszczu łatwej ukryć łzy” i „Sukienka w żyrafy”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-334-3 |
Rozmiar pliku: | 814 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Woda, głęboka woda. Czarna toń przyciągała jej wzrok za każdym razem, gdy tędy przechodziła. Miała dziwne pragnienie zanurzenia się w tej otchłani na zawsze. Nie mogła odgonić od siebie tej myśli. Na wszelki wypadek szła daleko od barierek mostu, samym brzegiem chodnika, co też nie było rozsądne. Czuła podmuch pędzących samochodów – jeden nieopatrzny ruch i znalazłaby się pod kołami któregoś z nich. Jakiś kierowca nawet zatrąbił nerwowo, wymachując rękoma i pukając się w czoło.
– Cholera! – szepnęła pod nosem i przesunęła się na środek chodnika. – Niech ten most już się skończy.
Była dopiero w połowie. Przymknęła na chwilę oczy, co było równie głupim pomysłem. Zatoczyła się jak pijana, na szczęście w stronę barierki odgradzającej ją od rzeki. Chwyciła się zimnego pręta i na chwilę przystanęła. Spojrzała w dół. Dlaczego ta głębia tak ją woła? Gdyby wskoczyła do niej, byłby to jej koniec. Nie umiała nawet dobrze pływać. Odkąd pamiętała, woda ją przerażała i wzywała jednocześnie; na każdym moście musiała walczyć z pokusą i oprzeć się temu wezwaniu. Nie lubiła mostów, mostków, nawet zwykłych kładek zawieszonych nad strumykami. Zawsze pokonywała je z obawą.
Tym razem było podobnie, chociaż coś, a właściwie ktoś ją nagle zaintrygował. Widywała nieraz wędkarzy przycupniętych gdzieś w zakamarkach wielkiego mostu, ale ten zachowywał się jakoś dziwnie, nie jak wędkarz. Wychyliła się za barierkę, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Na chwilę zapomniała o swoim strachu, gdy zorientowała się, co ten człowiek chce zrobić. Wyraźnie szykował się do skoku i raczej nie miał to być skok rekreacyjny. Mężczyzna wahał się nieco, lekko chwiał, nabierając odwagi. W miejscu, które wybrał, rzeka była rwąca, zaledwie kilkanaście metrów dalej znajdowała się elektrownia wodna; gdyby skoczył, z pewnością zostałby porwany przez nurt i spłynął sztucznym wodospadem napędzającym turbiny. Nawet sprawny pływak miałby trudności na tym odcinku rzeki.
– Ej! Co ty wyprawiasz? Nie skacz! – krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła. Trochę się obawiała, że niedoszły skoczek obrzuci ją odpowiednimi epitetami i każe spadać. Ku jej zaskoczeniu nie zrobił tego. Podniósł na nią wzrok; zobaczyła duże ładne oczy młodego mężczyzny.
– Nie jestem aż tak odważny – odpowiedział, patrząc na nią.
– Wyłaź stamtąd! – Dagmara była przerażona i odważna jednocześnie. Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji, zachowywała się dość spontanicznie. Najwyraźniej nie tylko ona miała problemy z głęboką wodą. Czytała w dzieciństwie legendę o wodnych rusałkach kuszących ludzi na różne sposoby, aby tylko ich zwabić w morską otchłań. Nie pamiętała, dlaczego to robiły, ale podświadomie chyba w nie wierzyła.
Mężczyzna stał już bezpiecznie na moście. Przyglądała mu się. Wydawał się całkiem normalny i nawet przystojny. A te oczy… zafascynowały ją od pierwszego spojrzenia, które było spojrzeniem rzeki – głębokie i przyciągające. A może to męska odmiana wodnej rusałki i zaraz wciągnie mnie pod wodę? – przeszło jej przez głowę, ale zaraz odrzuciła tę myśl jako całkiem niedorzeczną.
– Wybacz, że cię przestraszyłem – powiedział ciepłym, miłym głosem.
– Większą odwagę trzeba mieć, żeby żyć, nawet jeśli życie wydaje się niemożliwe – jakieś dziwne słowa cisnęły jej się na usta. Zupełnie nie znała tego mężczyzny, ale bardzo chciała odwieść go od zamiaru dokonania tego strasznego czynu. Była pewna, że przed kilkoma minutami zamierzał popełnić samobójstwo, skacząc do rwącej wody.
– Szymon jestem. – Wyciągnął do niej rękę. – Dzięki, że się mną przejęłaś. Niewielu przejmuje się losem drugiego człowieka.
– Chyba nie jest aż tak źle? – odpowiedziała, chociaż wiedziała, że czasy są dziwne i człowiek człowieka niewiele obchodzi. Ludzkość zdecydowanie dąży do zagłady. Miała tylko nadzieję, że to jeszcze chwilę potrwa i nie stanie się za jej życia.
– Powiesz mi, jak masz na imię, moja wybawicielko? – Nie odpowiedział na jej pytanie. Zadał następne, wciąż trzymając wyciągniętą rękę.
– Dagmara. – Podała mu dłoń.
– Rzadkie imię. Ładne. – Uśmiechnął się. Uśmiech też miał ładny. Dagmara nie rozumiała, dlaczego ktoś taki może nie chcieć żyć. Zawsze myślała, że ładni ludzie mają w życiu łatwiej, a niedoszły topielec do takich właśnie należał. Był młody, przystojny, wyglądał na zdrowego. Czego więcej chcieć?
– Dziękuję.
– Dasz się zaprosić na kawę? – spytał całkiem naturalnie. Jakby nic się nie stało, jakby przed chwilą nie stał na przęśle mostu, chcąc skoczyć w nurt rzeki. Może jednak jest nienormalny?
– Jestem umówiona… ale mogę to przełożyć, jedną chwileczkę. – Nie mogła odmówić, gdy znowu spojrzał jej w oczy. Nie poznawała samej siebie. Zauroczył ją od pierwszego wejrzenia.
Sandra, jej kosmetyczka, nie była zachwycona odwołaniem wizyty, ale Dagmara niezbyt się tym przejęła.
Było ciepłe sobotnie przedpołudnie. Znaleźli w pobliżu małą kafejkę z wystawionymi na zewnątrz stolikami.
– Właściwie to nie pijam kawy – powiedział z przepraszającym uśmiechem. – Mam nadzieję, że podają tu też herbatę.
Herbata była, i owszem. Tajemniczy nieznajomy wypił nawet dwie. Ona pozostała przy jednej kawie. I chociaż spędzili w kawiarni całą godzinę, swobodnie rozmawiając jakby się znali od zawsze, nie poruszali tematu, który Dagmarę interesował najbardziej. Ogromnie chciała poznać powód jego desperackiego kroku, ale Szymon sprytnie kierował rozmowę na inny tor, gdy tylko wyczuwał, że kobieta chce nawiązać do sytuacji, dzięki której się poznali. Pomyślała, że to zapewne trudny dla niego temat i dlatego go unika. Nie naciskała. W końcu najważniejsze, że tego nie zrobił. Szkoda by było takiego przystojniaka, pomyślała, gdy znowu ich oczy się spotkały. Była zdecydowanie pod ich wrażeniem.
Rozczarowanie przyszło, gdy się rozstawali. Mężczyzna raz jeszcze podziękował za zainteresowanie swoim losem, uniósł jej dłoń i ucałował, a potem spojrzał tak, że kolana się pod nią ugięły, i pożegnał się. Ku jej rozpaczy nie zaproponował następnego spotkania ani nawet nie poprosił jej o numer telefonu.
Tego dnia odwołała wszystkie spotkania, nie tylko to u kosmetyczki. Miała też spotkać się z koleżanką na ploteczki, a na wieczór była zaproszona do kina przez Igora, z którym od niedawna się spotykała. I nieważne było, jak to przyjął; nagle przestało ją to interesować. Była pod wrażeniem spojrzenia tych oczu, w których głębi niemal nie utonęła niczym w nurcie głębokiej rzeki. Nie potrafiła przestać o nich myśleć i jeszcze ten jego głos… taki ciepły i szorstki jednocześnie. Była skłonna uwierzyć, że to rzeczywiście wodna nimfa przybrała postać atrakcyjnego mężczyzny, próbując ją uwieść i w pewnym sensie to się udało. Dagmara czuła się uwiedziona jak jeszcze nigdy dotąd. Chociaż do tej pory to raczej ona uwodziła. Ewentualnie odrzucała potencjalnych kandydatów i nigdy nawet nie zastanawiała się zbytnio, co czują, chociaż starała się nikogo świadomie nie ranić. Była wolna, ładna, niezależna. Aż do dzisiaj. Pierwszy raz poczuła się na swój sposób odrzucona. To bolało… Uświadomiła sobie, że nie zawsze to ona będzie górą, jak było do tej pory. Znalazł się ktoś, kto dał jej posmakować uczucia, jakiego jeszcze nie znała.
Przygotowała ciepłą kąpiel. Leżąc w wannie, wspominała to spojrzenie chyba już po raz setny tego dnia. Słyszała, jak dzwonił pozostawiony w pokoju telefon. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Chyba że z właścicielem tych niesamowitych oczu, ale on nie mógł do niej dzwonić, bo przecież nie znał jej numeru telefonu.
Niedziela minęła podobnie. Nadal nie odbierała od nikogo telefonów. Odpisała tylko na usilne prośby Igora, który zasypywał ją esemesami. Poinformowała go zwięźle, że źle się czuje i że spotkają się innym razem. W sumie lubiła go i nie chciała robić mu przykrości. Ale, niestety, to nie on miał spojrzenie, za którym poszłaby w ogień… albo raczej na dno rzeki.
*
Zapowiadał się dość pracowity tydzień. Dagmara musiała wprowadzić w obowiązki dwóch nowych pracowników, oprócz tego w tym właśnie tygodniu wypadała kontrolna wizyta jej mamy u specjalisty. Obiecała ją zawieźć. No i Igor niestrudzenie starający się o jej względy. W końcu wybrali się na wspólną kolację, która byłaby nawet udana, gdyby nie tęsknota Dagmary, której nie mogła się pozbyć.
– O czym tak myślisz przez cały wieczór? – Mężczyzna nie mógł nie zauważyć jej zamyślenia, jej pustego, smutnego spojrzenia.
– Jestem po prostu zmęczona, miałam ciężki tydzień. Przepraszam.
– W porządku. Odwiozę cię do domu.
Był zawiedziony. Inaczej zaplanował ten wieczór. Wydawało mu się, że dziewczyna go lubi, dlatego podjął próbę zbliżenia się do niej. Sobotnie spotkanie odwołała, teraz zasłania się zmęczeniem. Ale definitywnie go nie odrzuciła. Nic już z tego nie rozumiał. Przy pożegnaniu pozwoliła mu na długi namiętny pocałunek, ale nie zaprosiła do siebie, choć tak na to liczył.
– Do zobaczenia – powiedziała smutno, ale z przekonaniem. To dawało nadzieję. Zależało mu na rozwijaniu tej znajomości. Szło nieco opornie, ale jednak do przodu.
*
W sobotni wieczór odwiedziła ją przyjaciółka. Zrobiło się głośno, jak tylko przekroczyła próg. Kinga z natury była osobą dość gadatliwą i rozrywkową. Nie znosiła nudy i bezczynności. Żyła na dość wysokim poziomie, często na kredyt lub na koszt zmieniających się sponsorów. Była całkowitym przeciwieństwem Dagmary, ale znały się od dawna i tolerowały swoje odmienne charaktery.
– Witaj kochana, co tam u ciebie? Jakaś ponura dzisiaj jesteś.
Dagmara machnęła tylko ręką.
– Szkoda gadać. Ostatnio nie mam nastroju.
– Co jest? Z Igorem nie wyszło? Daj spokój, na świecie są setki takich Igorów. Nie ten, to inny.
– Ale to…
– Wczoraj na przykład poznałam Wojtka. Mówię ci, świetny facet i do tego nadziany, pewnie ma jakiegoś fajnego kolegę… – Kinga nie czekała na odpowiedź koleżanki, trajkotała dalej, nie dając jej dojść do słowa.
– Czy ty widzisz w facetach tylko kasę? – Dagmara też nie należała do grzecznych dziewczynek, ale starała się być uczciwa w swoim postępowaniu. Nie potrafiła wykorzystywać mężczyzn, naciągając ich na drogie prezenty. Kinga nie miała takich skrupułów.
– A żebyś wiedziała. Po to ją mają, żeby wydawać, więc dlaczego nie na mnie? Czego mi brakuje? – Dziewczyna okręciła się w kółko, demonstrując swoje wdzięki.
– Sądząc po tym, jak w nich przebierasz, chyba niczego.
– No właśnie! Trzeba korzystać, póki się da, uroda mija. Chcę żyć najlepiej, jak to możliwe. Ty też byś mogła, moja mniszko. Nie żebym była zazdrosna, ale jesteś ode mnie ładniejsza, mogłabyś mieć sporo wielbicieli.
– Dziękuję, raczej nie skorzystam.
– Jak sobie chcesz, ja ci tylko doradzam jak koleżanka koleżance. Masz coś słodkiego? – zmieniła nagle temat i nie czekając na odpowiedź, zaczęła przeglądać szafki w kuchni.
– Nad lodówką. – Dagmara była przyzwyczajona do takiego zachowania Kingi i nie dziwiło jej, że przyjaciółka czuje się u niej jak u siebie.
– O, czekolada. Super. Ale mnie wzięło na słodkie! Chcesz? – Wyciągnęła do niej rękę z nadgryzioną tabliczką deserowej.
– Nie…
– Mogę zjeść całą?
– Proszę bardzo, tylko potem nie płacz, że masz grubą dupę.
– Spoko, ostatnio nie brakuje mi ruchu, a ten Wojtek wygląda na niezłego ogiera. Mam z nim jutro randkę.
Dagmara tylko westchnęła; nie nadążała za przyjaciółką. Jeszcze kilka dni temu wychwalała Jacka, wcześniej był Paweł, przed nim ktoś jeszcze. Nie pochwalała takiego postępowania, ale nie wtrącała się. Kiedyś próbowała z nią o tym rozmawiać, ale tylko się posprzeczały, więc od tamtej pory dała sobie spokój z nawracaniem przyjaciółki na uczciwą drogę. Wciąż się jednak o nią bała; coś jej mówiło, że Kinga stąpa po cienkim lodzie i że w końcu to się może źle dla niej skończyć.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz…
– Nie martw się o mnie, zawsze daję sobie radę. A właśnie, Daguś, miałabyś dwie stówki pożyczyć? Widziałam taką fantastyczną kieckę, mówię ci, będę w niej wyglądać jak bogini. Proszę! – Zrobiła słodką minę.
– Kilka dni temu dostałaś wypłatę, nie masz już kasy? – Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową.
– A przestań, grosze dostaję. Opłaciłam rachunki, kupiłam buty i niewiele mi zostało. – Kinga była wielce rozżalona na swój los. – Oddam ci, naprawdę. Wiem, że jeszcze ci wiszę za kosmetyczkę, ale obiecuję, wkrótce wszystko ci zwrócę.
– Masz bardzo drogie mieszkanie, po co ci takie? Znajdź coś tańszego. Musisz mieszkać w takim apartamencie?
– Daga, no jak ja mogę w jakiejś klitce mieszkać? Duszę się w ciasnocie, a poza tym jak facet widzi, że żyję na poziomie, to sam ze skóry wychodzi, żeby nie być gorszym. Drogie restauracje, prezenty. Lubię takie życie.
Dagmara nie odezwała się, nie było sensu. Upiła łyk kawy i sięgnęła po torebkę; wiedziała, że przyjaciółka nie odpuści. Będzie ją prosić do skutku.
– Nie mam nawet tyle gotówki. Mogę ci zrobić przelew.
– Nie, nie, żadnych przelewów – zaprotestowała. – Tylko gotówka. Ile masz?
– Sto dwadzieścia i trochę w bilonie.
– Kurczę, mało, nie wystarczy. Co ja za to kupię?
– Późno już, nie chce mi się zasuwać do bankomatu.
– Proszę, proszę, proszę! – skomlała jak szczeniak.
Dagmara w końcu uległa. Zawsze ulegała i pożyczała pieniądze koleżance, która niekoniecznie mieściła się w terminie, ale zazwyczaj w końcu oddawała, by po kilku dniach znowu prosić o pożyczkę.
*
W ciemnej sali kinowej Dagmara nie mogła się skupić na filmie. Igor siedział obok, trzymając ją za rękę, a ona biegła myślą do poznanego na moście Szymona. Zastanawiała się, gdzie on teraz jest, co robi…? Miała nadzieję, że pomysł skoku z mostu wyparował mu zupełnie z głowy. Poczuła, jak dłoń Igora zaciska się na jej ręce. Nie chciała tego. Igor był w porządku i chyba miał wobec niej poważniejsze zamiary. Gdyby miała charakter Kingi, bez skrupułów by to wykorzystała, a potem się z nim rozstała. Ale Dagmara nie była taka jak jej koleżanka. Ceniła szczerość w związku, a Igora przecież lubiła, nawet bardzo, i chociaż nie znali się zbyt długo, wiązała z nim najbliższe plany. Coś się jednak zmieniło kilka dni temu, a dokładnie w chwili, gdy spojrzała w oczy uroczemu nieznajomemu. Igor nadal był jej bliski, ale, niestety, spadł na drugie miejsce. Pierwsze zajął Szymon. Nie rozumiała tego; to było takie niedorzeczne. Przecież praktycznie Szymon to obcy mężczyzna, dlaczego więc wciąż o nim myślała?
– Nie podoba ci się film? – spytał cicho Igor, szepcząc jej prosto w ucho.
– Podoba, tylko trochę boli mnie głowa – skłamała i poczuła się podle.
– Jeśli chcesz, to możemy wyjść. – Igor był taki opiekuńczy i czuły.
– Nie, zostańmy. – Oparła głowę o jego ramię, z całych sił próbując skupić się na treści filmu. Mężczyzna pochylił się i pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła się szczerze, chociaż trochę smutno. Na szczęście było ciemno i Igor nie mógł tego dostrzec.
*
Mijały kolejne dni, a myśli o niedoszłym samobójcy stawały się coraz rzadsze. Dagmara pogodziła się z tym, że już go nigdy więcej nie spotka. Dużo pracowała, miała niewiele wolnego czasu. Z Igorem spotykała się dwa, trzy razy w tygodniu. Mężczyzna zadurzył się w niej i całkiem poważnie myślał o ich związku; miał nadzieję, że Dagmara również żywi do niego głębsze uczucie.
– Niedługo wakacje, wybierzemy się gdzieś razem? – spytał, wtulając się w jej szyję. – Cudownie by było pobyć tylko we dwoje, marzę o tym, odkąd cię poznałem.
Leżeli na sofie w jej mieszkaniu. Dzisiaj po raz pierwszy się kochali. Wcześniej były gorące pocałunki i czułe przytulanie w parku lub samochodzie. Znali się już wprawdzie jakiś czas, ale Dagmara inaczej patrzyła na te sprawy niż jej koleżanka Kinga. Potrzebowała czasu. Dzisiaj zaprosiła go do siebie i pozwoliła na znacznie więcej niż pocałunek. Było jej z nim naprawdę dobrze. Spojrzała na niego, na jego troskliwą twarz, w jego szczere oczy; oczy, które patrzyły na nią z miłością.
– Masz coś na myśli? Jakieś konkretne miejsce? – spytała.
– Chciałbym spełnić twoje wakacyjne marzenie. Jeśli takie masz.
– Nie mam. Chcę po prostu wyjechać z miasta i odpocząć w otoczeniu natury.
– Nie masz wygórowanych oczekiwań – podsumował, czule obejmując ją ramieniem. – Znajdę coś wyjątkowego.
Tak naprawę Dagmara miała swoje marzenie, swoje miejsce, gdzie bardzo chciałaby się udać chociaż na kilka dni. Było to miejsce wyjątkowe. Tam spędziła część swojego dzieciństwa. Gdy rówieśnicy zwiedzali przeróżne zakątki kraju czy nawet świata, ona z radością podążała do małej miejscowości w niewysokich górach. Tam czuła się szczęśliwa. Mogła godzinami wędrować po okolicy i wciąż na nowo zachwycać się jej pięknem. Mimo że potem bywała w bardzo różnych miejscach świata, to ono pozostało dla niej najpiękniejsze na całej kuli ziemskiej. Kochała te zielone pola pełne motyli, kochała zagajniki, lasy i pagórki, ćwierkające ptaki, szumiące drzewa, podmokłe trawy, wijące się dróżki i maleńki potok cicho szemrzący wśród zarośli. Ale z Igorem tu nie przyjedzie. To był jej azyl i traktowała go jak najcenniejszy skarb. Tu przeżywała swoje smutki i radości, tu zwierzała się z największych tajemnic starym drzewom, słuchała rad polnego wiatru. Tu najlepiej czuła się sama. Może kiedyś zabierze ze sobą kogoś bardzo bliskiego, być może będzie to Igor… Tego nie wiedziała nawet ona sama. Jak do tej pory nikt nie zasłużył, żeby poznać ten uroczy zakątek, jej raj, za którym wciąż tęskniła. Postanowiła, że uda się tam w najbliższy weekend, sama oczywiście. A z Igorem może spędzić czas w jakimś innym miejscu, zapewne też urokliwym. Wierzyła, że mężczyzna znajdzie takie bez problemu.
Igor był cierpliwy, wyrozumiały, sprawiał wrażenie nieśmiałego i umiał docenić to, co akurat miał. Nigdy nie zazdrościł kolegom ich samochodów czy wystrzałowych dziewczyn. Rzadko dawał się wyciągnąć na imprezy po pracy, wolał zacisze parku czy chociażby swojego domu; był z natury romantykiem. Zupełnie jak Dagmara. W firmie natomiast stawał się zupełnie innym człowiekiem. Pracował w dużej korporacji zajmującej się szeroko pojętą reklamą. Od pracowników wymagano aktywności, pewności siebie i przebojowości, a on te wszystkie cechy wykazywał nawet w nadmiarze. Osiągał najlepsze wyniki i miał najwięcej klientów. Posiadał też zdolność, której brakowało większości ludzi, potrafił skutecznie oddzielić obowiązki zawodowe od życia prywatnego. Niechętnie uczestniczył we wszelkich imprezach firmowych, chyba że dostał wyraźne polecenie od szefowej. Jego bezpośrednia przełożona Agata, kilka lat starsza, bardzo atrakcyjna kobieta, wyraźnie wykazywała zainteresowanie młodszym Igorem. On sam traktował ją jak koleżankę z pracy i delikatnie, lecz stanowczo odrzucał jej zaloty. Było to powodem żartów kolegów Igora. Tym bardziej starał się trzymać od niej z daleka. Dla niego praca i życie prywatne to były dwa zupełnie inne światy. Zdecydowanie nie chciał ich łączyć. Dagmarę traktował szczególnie, zafascynowała go od pierwszego spotkania. Poznał ją w dość banalny sposób. Mianowicie na stacji benzynowej. Siłowała się bezskutecznie z nakrętką wlewu paliwa. Inni kierowcy przyglądali się temu z rozbawieniem, a co niektórzy nawet niezbyt grzecznie komentowali.
– Pani pozwoli, że pomogę. – On jeden zaproponował pomoc.
Spojrzała na niego z wdzięcznością. Czuła się nieco skrępowana tą sytuacją.
– Byłabym wdzięczna. Nie wiem, co się stało. Nigdy nie miałam z tym kłopotu.
Nawet silnemu Igorowi nie przyszło to łatwo. W końcu się udało.
– Zapiekła się, nic dziwnego, że nie mogła jej pani odkręcić.
Była tak uradowana, że pozwoliła zaprosić się na kawę, gdy jej to zaproponował. Po pół godzinie musiała się zbierać, żeby nie spóźnić się na spotkanie z klientem, a wtedy mężczyzna nieśmiało zaproponował następne spotkanie. Zgodziła się i tak oto zaczęła się ich znajomość.
*
Było późne popołudnie, a ona wracała właśnie ze spotkania z klientem. Marzyła, żeby zrzucić z siebie eleganckie ciuchy, wziąć kąpiel i wskoczyć w wygodny dres. Pracowała w agencji pośredniczącej w sprzedaży nieruchomości. Lubiła swoją pracę, jedyny minus stanowił obowiązkowy strój biznesowy. Niejedna koleżanka zazdrościła jej, że może, a nawet musi wystroić się do pracy. Ona zdecydowanie preferowała wersję sportową; źle się czuła w eleganckich kostiumach czy spodniumach. Łatwiej było w lecie, gdy mogła włożyć zwiewną sukienkę, oczywiście w stonowanych kolorach. Szefowa kładła na to szczególny nacisk. Także wizyty u fryzjera czy kosmetyczki należały do obowiązkowych. Często marzyła, żeby przez cały dzień snuć się po domu w dresie, bez makijażu i wysokich obcasów. Tak mało miała ku temu okazji. Dopóki prowadziła życia singielki, pozwalała sobie na to nieustannie. Mateusz, jej poprzedni partner, uwielbiał, gdy wyglądała jak elegantka i nawet w domowych pieleszach prosił ją, by zakładała szpilki. Gdy po trzech latach skończyła się ich znajomość, Dagmara każdą wolną chwilę spędzała na celebrowaniu niechlujstwa w swoim wyglądzie. Nie znaczyło to, że wyglądała na kobietę zaniedbaną, w brudnych i wygniecionych łachach. Miała kilka ładnych dresów, wygodne, kolorowe, lekkie buty sportowe. Czasem nawet robiła sobie delikatny makijaż, swoje długie ciemne włosy związywała w koński ogon albo puszczała swobodnie, pozwalając niesfornym kosmykom wchodzić do oczu, nosa czy ust. Odpoczywała w ten sposób, czuła się wolna i chyba szczęśliwa. Postanowiła sobie, że już nigdy nie pozwoli na to, by jej partner wymuszał na niej elegancję w każdej sytuacji. Igora do wczoraj trzymała z daleka od swojego prywatnego świata. Wczoraj zdarzył się ten pierwszy raz z nim. Nie żałowała, brakowało jej bliskości z mężczyzną, a Igor wydawał się odpowiedni i pragnął jej tak od serca, a nie po to, żeby zaliczyć kolejną panienkę, jak co niektórzy. Miała nadzieję, że jego zamiary są szczere.
*
Po ciężkim dniu Dagmara zanurzyła się w wannie pełnej ciepłej wody, oddając się błogiemu relaksowi, tak jak lubiła. Zamknęła oczy, wsłuchując się w szum wody, która wciąż lała się małym strumieniem. Usłyszała dźwięk przychodzącego esemesa, po chwili drugi. Nie reagowała; chciała się odprężyć, odpocząć. Telefon zostawiła w pokoju, ale wciąż słyszała, jak przychodzą kolejne wiadomości. Nie mogła się skupić, dźwięk telefonu irytował ją. Była zła na siebie, że go po prostu nie wyłączyła albo chociaż nie wyciszyła. Po kolejnym sygnale nie wytrzymała; wyszła z wanny, okrywając się grubym ręcznikiem. No tak, mogła się tego spodziewać – tylko jedna osoba miała odwagę bez skrupułów się do niej dobijać. Kinga!
Błagam, przyjedź po mnie! Jestem na Bakowieckiej w jakimś domu.
Daga, błagam, zabierz mnie stąd, okropnie się czuję.
Dlaczego milczysz, pomóż mi!
Ostatni raz Cię o coś proszę, przysięgam!
Dagmara stała chwilę, wpatrując się w treść wiadomości i nie wiedziała, co ma zrobić. Jej przyjaciółka już nieraz prosiła ją o wybawienie z opresji i zawsze miał to być ten „ostatni raz”. Czasami miała jej dość, ale przecież nie mogła jej tak zostawić. Kinga była bardzo nierozsądna i lekkomyślna, ale to przecież jej przyjaciółka, może to naprawdę już ostatni raz? Może w końca kolejna niemiła przygoda czegoś ją nauczy, pomyślała, nie bardzo w to wierząc.
Bakowiecka była krótką ulicą, zaledwie kilka domów, ale za to dość wystawnych i prawdę mówiąc trochę mrocznych. Dagmarze nie spodobało się to miejsce. Przy jednym z domów dziewczyna zauważyła swoją koleżankę; machała do niej jakoś tak niepewnie i co chwila oglądała się za siebie. Zaparkowała tuż obok.
– Co tak długo? – Kinga podbiegła do samochodu i szybko do niego wsiadła.
– Jakie miłe powitanie!
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
– Cholera! – szepnęła pod nosem i przesunęła się na środek chodnika. – Niech ten most już się skończy.
Była dopiero w połowie. Przymknęła na chwilę oczy, co było równie głupim pomysłem. Zatoczyła się jak pijana, na szczęście w stronę barierki odgradzającej ją od rzeki. Chwyciła się zimnego pręta i na chwilę przystanęła. Spojrzała w dół. Dlaczego ta głębia tak ją woła? Gdyby wskoczyła do niej, byłby to jej koniec. Nie umiała nawet dobrze pływać. Odkąd pamiętała, woda ją przerażała i wzywała jednocześnie; na każdym moście musiała walczyć z pokusą i oprzeć się temu wezwaniu. Nie lubiła mostów, mostków, nawet zwykłych kładek zawieszonych nad strumykami. Zawsze pokonywała je z obawą.
Tym razem było podobnie, chociaż coś, a właściwie ktoś ją nagle zaintrygował. Widywała nieraz wędkarzy przycupniętych gdzieś w zakamarkach wielkiego mostu, ale ten zachowywał się jakoś dziwnie, nie jak wędkarz. Wychyliła się za barierkę, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Na chwilę zapomniała o swoim strachu, gdy zorientowała się, co ten człowiek chce zrobić. Wyraźnie szykował się do skoku i raczej nie miał to być skok rekreacyjny. Mężczyzna wahał się nieco, lekko chwiał, nabierając odwagi. W miejscu, które wybrał, rzeka była rwąca, zaledwie kilkanaście metrów dalej znajdowała się elektrownia wodna; gdyby skoczył, z pewnością zostałby porwany przez nurt i spłynął sztucznym wodospadem napędzającym turbiny. Nawet sprawny pływak miałby trudności na tym odcinku rzeki.
– Ej! Co ty wyprawiasz? Nie skacz! – krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła. Trochę się obawiała, że niedoszły skoczek obrzuci ją odpowiednimi epitetami i każe spadać. Ku jej zaskoczeniu nie zrobił tego. Podniósł na nią wzrok; zobaczyła duże ładne oczy młodego mężczyzny.
– Nie jestem aż tak odważny – odpowiedział, patrząc na nią.
– Wyłaź stamtąd! – Dagmara była przerażona i odważna jednocześnie. Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji, zachowywała się dość spontanicznie. Najwyraźniej nie tylko ona miała problemy z głęboką wodą. Czytała w dzieciństwie legendę o wodnych rusałkach kuszących ludzi na różne sposoby, aby tylko ich zwabić w morską otchłań. Nie pamiętała, dlaczego to robiły, ale podświadomie chyba w nie wierzyła.
Mężczyzna stał już bezpiecznie na moście. Przyglądała mu się. Wydawał się całkiem normalny i nawet przystojny. A te oczy… zafascynowały ją od pierwszego spojrzenia, które było spojrzeniem rzeki – głębokie i przyciągające. A może to męska odmiana wodnej rusałki i zaraz wciągnie mnie pod wodę? – przeszło jej przez głowę, ale zaraz odrzuciła tę myśl jako całkiem niedorzeczną.
– Wybacz, że cię przestraszyłem – powiedział ciepłym, miłym głosem.
– Większą odwagę trzeba mieć, żeby żyć, nawet jeśli życie wydaje się niemożliwe – jakieś dziwne słowa cisnęły jej się na usta. Zupełnie nie znała tego mężczyzny, ale bardzo chciała odwieść go od zamiaru dokonania tego strasznego czynu. Była pewna, że przed kilkoma minutami zamierzał popełnić samobójstwo, skacząc do rwącej wody.
– Szymon jestem. – Wyciągnął do niej rękę. – Dzięki, że się mną przejęłaś. Niewielu przejmuje się losem drugiego człowieka.
– Chyba nie jest aż tak źle? – odpowiedziała, chociaż wiedziała, że czasy są dziwne i człowiek człowieka niewiele obchodzi. Ludzkość zdecydowanie dąży do zagłady. Miała tylko nadzieję, że to jeszcze chwilę potrwa i nie stanie się za jej życia.
– Powiesz mi, jak masz na imię, moja wybawicielko? – Nie odpowiedział na jej pytanie. Zadał następne, wciąż trzymając wyciągniętą rękę.
– Dagmara. – Podała mu dłoń.
– Rzadkie imię. Ładne. – Uśmiechnął się. Uśmiech też miał ładny. Dagmara nie rozumiała, dlaczego ktoś taki może nie chcieć żyć. Zawsze myślała, że ładni ludzie mają w życiu łatwiej, a niedoszły topielec do takich właśnie należał. Był młody, przystojny, wyglądał na zdrowego. Czego więcej chcieć?
– Dziękuję.
– Dasz się zaprosić na kawę? – spytał całkiem naturalnie. Jakby nic się nie stało, jakby przed chwilą nie stał na przęśle mostu, chcąc skoczyć w nurt rzeki. Może jednak jest nienormalny?
– Jestem umówiona… ale mogę to przełożyć, jedną chwileczkę. – Nie mogła odmówić, gdy znowu spojrzał jej w oczy. Nie poznawała samej siebie. Zauroczył ją od pierwszego wejrzenia.
Sandra, jej kosmetyczka, nie była zachwycona odwołaniem wizyty, ale Dagmara niezbyt się tym przejęła.
Było ciepłe sobotnie przedpołudnie. Znaleźli w pobliżu małą kafejkę z wystawionymi na zewnątrz stolikami.
– Właściwie to nie pijam kawy – powiedział z przepraszającym uśmiechem. – Mam nadzieję, że podają tu też herbatę.
Herbata była, i owszem. Tajemniczy nieznajomy wypił nawet dwie. Ona pozostała przy jednej kawie. I chociaż spędzili w kawiarni całą godzinę, swobodnie rozmawiając jakby się znali od zawsze, nie poruszali tematu, który Dagmarę interesował najbardziej. Ogromnie chciała poznać powód jego desperackiego kroku, ale Szymon sprytnie kierował rozmowę na inny tor, gdy tylko wyczuwał, że kobieta chce nawiązać do sytuacji, dzięki której się poznali. Pomyślała, że to zapewne trudny dla niego temat i dlatego go unika. Nie naciskała. W końcu najważniejsze, że tego nie zrobił. Szkoda by było takiego przystojniaka, pomyślała, gdy znowu ich oczy się spotkały. Była zdecydowanie pod ich wrażeniem.
Rozczarowanie przyszło, gdy się rozstawali. Mężczyzna raz jeszcze podziękował za zainteresowanie swoim losem, uniósł jej dłoń i ucałował, a potem spojrzał tak, że kolana się pod nią ugięły, i pożegnał się. Ku jej rozpaczy nie zaproponował następnego spotkania ani nawet nie poprosił jej o numer telefonu.
Tego dnia odwołała wszystkie spotkania, nie tylko to u kosmetyczki. Miała też spotkać się z koleżanką na ploteczki, a na wieczór była zaproszona do kina przez Igora, z którym od niedawna się spotykała. I nieważne było, jak to przyjął; nagle przestało ją to interesować. Była pod wrażeniem spojrzenia tych oczu, w których głębi niemal nie utonęła niczym w nurcie głębokiej rzeki. Nie potrafiła przestać o nich myśleć i jeszcze ten jego głos… taki ciepły i szorstki jednocześnie. Była skłonna uwierzyć, że to rzeczywiście wodna nimfa przybrała postać atrakcyjnego mężczyzny, próbując ją uwieść i w pewnym sensie to się udało. Dagmara czuła się uwiedziona jak jeszcze nigdy dotąd. Chociaż do tej pory to raczej ona uwodziła. Ewentualnie odrzucała potencjalnych kandydatów i nigdy nawet nie zastanawiała się zbytnio, co czują, chociaż starała się nikogo świadomie nie ranić. Była wolna, ładna, niezależna. Aż do dzisiaj. Pierwszy raz poczuła się na swój sposób odrzucona. To bolało… Uświadomiła sobie, że nie zawsze to ona będzie górą, jak było do tej pory. Znalazł się ktoś, kto dał jej posmakować uczucia, jakiego jeszcze nie znała.
Przygotowała ciepłą kąpiel. Leżąc w wannie, wspominała to spojrzenie chyba już po raz setny tego dnia. Słyszała, jak dzwonił pozostawiony w pokoju telefon. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Chyba że z właścicielem tych niesamowitych oczu, ale on nie mógł do niej dzwonić, bo przecież nie znał jej numeru telefonu.
Niedziela minęła podobnie. Nadal nie odbierała od nikogo telefonów. Odpisała tylko na usilne prośby Igora, który zasypywał ją esemesami. Poinformowała go zwięźle, że źle się czuje i że spotkają się innym razem. W sumie lubiła go i nie chciała robić mu przykrości. Ale, niestety, to nie on miał spojrzenie, za którym poszłaby w ogień… albo raczej na dno rzeki.
*
Zapowiadał się dość pracowity tydzień. Dagmara musiała wprowadzić w obowiązki dwóch nowych pracowników, oprócz tego w tym właśnie tygodniu wypadała kontrolna wizyta jej mamy u specjalisty. Obiecała ją zawieźć. No i Igor niestrudzenie starający się o jej względy. W końcu wybrali się na wspólną kolację, która byłaby nawet udana, gdyby nie tęsknota Dagmary, której nie mogła się pozbyć.
– O czym tak myślisz przez cały wieczór? – Mężczyzna nie mógł nie zauważyć jej zamyślenia, jej pustego, smutnego spojrzenia.
– Jestem po prostu zmęczona, miałam ciężki tydzień. Przepraszam.
– W porządku. Odwiozę cię do domu.
Był zawiedziony. Inaczej zaplanował ten wieczór. Wydawało mu się, że dziewczyna go lubi, dlatego podjął próbę zbliżenia się do niej. Sobotnie spotkanie odwołała, teraz zasłania się zmęczeniem. Ale definitywnie go nie odrzuciła. Nic już z tego nie rozumiał. Przy pożegnaniu pozwoliła mu na długi namiętny pocałunek, ale nie zaprosiła do siebie, choć tak na to liczył.
– Do zobaczenia – powiedziała smutno, ale z przekonaniem. To dawało nadzieję. Zależało mu na rozwijaniu tej znajomości. Szło nieco opornie, ale jednak do przodu.
*
W sobotni wieczór odwiedziła ją przyjaciółka. Zrobiło się głośno, jak tylko przekroczyła próg. Kinga z natury była osobą dość gadatliwą i rozrywkową. Nie znosiła nudy i bezczynności. Żyła na dość wysokim poziomie, często na kredyt lub na koszt zmieniających się sponsorów. Była całkowitym przeciwieństwem Dagmary, ale znały się od dawna i tolerowały swoje odmienne charaktery.
– Witaj kochana, co tam u ciebie? Jakaś ponura dzisiaj jesteś.
Dagmara machnęła tylko ręką.
– Szkoda gadać. Ostatnio nie mam nastroju.
– Co jest? Z Igorem nie wyszło? Daj spokój, na świecie są setki takich Igorów. Nie ten, to inny.
– Ale to…
– Wczoraj na przykład poznałam Wojtka. Mówię ci, świetny facet i do tego nadziany, pewnie ma jakiegoś fajnego kolegę… – Kinga nie czekała na odpowiedź koleżanki, trajkotała dalej, nie dając jej dojść do słowa.
– Czy ty widzisz w facetach tylko kasę? – Dagmara też nie należała do grzecznych dziewczynek, ale starała się być uczciwa w swoim postępowaniu. Nie potrafiła wykorzystywać mężczyzn, naciągając ich na drogie prezenty. Kinga nie miała takich skrupułów.
– A żebyś wiedziała. Po to ją mają, żeby wydawać, więc dlaczego nie na mnie? Czego mi brakuje? – Dziewczyna okręciła się w kółko, demonstrując swoje wdzięki.
– Sądząc po tym, jak w nich przebierasz, chyba niczego.
– No właśnie! Trzeba korzystać, póki się da, uroda mija. Chcę żyć najlepiej, jak to możliwe. Ty też byś mogła, moja mniszko. Nie żebym była zazdrosna, ale jesteś ode mnie ładniejsza, mogłabyś mieć sporo wielbicieli.
– Dziękuję, raczej nie skorzystam.
– Jak sobie chcesz, ja ci tylko doradzam jak koleżanka koleżance. Masz coś słodkiego? – zmieniła nagle temat i nie czekając na odpowiedź, zaczęła przeglądać szafki w kuchni.
– Nad lodówką. – Dagmara była przyzwyczajona do takiego zachowania Kingi i nie dziwiło jej, że przyjaciółka czuje się u niej jak u siebie.
– O, czekolada. Super. Ale mnie wzięło na słodkie! Chcesz? – Wyciągnęła do niej rękę z nadgryzioną tabliczką deserowej.
– Nie…
– Mogę zjeść całą?
– Proszę bardzo, tylko potem nie płacz, że masz grubą dupę.
– Spoko, ostatnio nie brakuje mi ruchu, a ten Wojtek wygląda na niezłego ogiera. Mam z nim jutro randkę.
Dagmara tylko westchnęła; nie nadążała za przyjaciółką. Jeszcze kilka dni temu wychwalała Jacka, wcześniej był Paweł, przed nim ktoś jeszcze. Nie pochwalała takiego postępowania, ale nie wtrącała się. Kiedyś próbowała z nią o tym rozmawiać, ale tylko się posprzeczały, więc od tamtej pory dała sobie spokój z nawracaniem przyjaciółki na uczciwą drogę. Wciąż się jednak o nią bała; coś jej mówiło, że Kinga stąpa po cienkim lodzie i że w końcu to się może źle dla niej skończyć.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz…
– Nie martw się o mnie, zawsze daję sobie radę. A właśnie, Daguś, miałabyś dwie stówki pożyczyć? Widziałam taką fantastyczną kieckę, mówię ci, będę w niej wyglądać jak bogini. Proszę! – Zrobiła słodką minę.
– Kilka dni temu dostałaś wypłatę, nie masz już kasy? – Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową.
– A przestań, grosze dostaję. Opłaciłam rachunki, kupiłam buty i niewiele mi zostało. – Kinga była wielce rozżalona na swój los. – Oddam ci, naprawdę. Wiem, że jeszcze ci wiszę za kosmetyczkę, ale obiecuję, wkrótce wszystko ci zwrócę.
– Masz bardzo drogie mieszkanie, po co ci takie? Znajdź coś tańszego. Musisz mieszkać w takim apartamencie?
– Daga, no jak ja mogę w jakiejś klitce mieszkać? Duszę się w ciasnocie, a poza tym jak facet widzi, że żyję na poziomie, to sam ze skóry wychodzi, żeby nie być gorszym. Drogie restauracje, prezenty. Lubię takie życie.
Dagmara nie odezwała się, nie było sensu. Upiła łyk kawy i sięgnęła po torebkę; wiedziała, że przyjaciółka nie odpuści. Będzie ją prosić do skutku.
– Nie mam nawet tyle gotówki. Mogę ci zrobić przelew.
– Nie, nie, żadnych przelewów – zaprotestowała. – Tylko gotówka. Ile masz?
– Sto dwadzieścia i trochę w bilonie.
– Kurczę, mało, nie wystarczy. Co ja za to kupię?
– Późno już, nie chce mi się zasuwać do bankomatu.
– Proszę, proszę, proszę! – skomlała jak szczeniak.
Dagmara w końcu uległa. Zawsze ulegała i pożyczała pieniądze koleżance, która niekoniecznie mieściła się w terminie, ale zazwyczaj w końcu oddawała, by po kilku dniach znowu prosić o pożyczkę.
*
W ciemnej sali kinowej Dagmara nie mogła się skupić na filmie. Igor siedział obok, trzymając ją za rękę, a ona biegła myślą do poznanego na moście Szymona. Zastanawiała się, gdzie on teraz jest, co robi…? Miała nadzieję, że pomysł skoku z mostu wyparował mu zupełnie z głowy. Poczuła, jak dłoń Igora zaciska się na jej ręce. Nie chciała tego. Igor był w porządku i chyba miał wobec niej poważniejsze zamiary. Gdyby miała charakter Kingi, bez skrupułów by to wykorzystała, a potem się z nim rozstała. Ale Dagmara nie była taka jak jej koleżanka. Ceniła szczerość w związku, a Igora przecież lubiła, nawet bardzo, i chociaż nie znali się zbyt długo, wiązała z nim najbliższe plany. Coś się jednak zmieniło kilka dni temu, a dokładnie w chwili, gdy spojrzała w oczy uroczemu nieznajomemu. Igor nadal był jej bliski, ale, niestety, spadł na drugie miejsce. Pierwsze zajął Szymon. Nie rozumiała tego; to było takie niedorzeczne. Przecież praktycznie Szymon to obcy mężczyzna, dlaczego więc wciąż o nim myślała?
– Nie podoba ci się film? – spytał cicho Igor, szepcząc jej prosto w ucho.
– Podoba, tylko trochę boli mnie głowa – skłamała i poczuła się podle.
– Jeśli chcesz, to możemy wyjść. – Igor był taki opiekuńczy i czuły.
– Nie, zostańmy. – Oparła głowę o jego ramię, z całych sił próbując skupić się na treści filmu. Mężczyzna pochylił się i pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła się szczerze, chociaż trochę smutno. Na szczęście było ciemno i Igor nie mógł tego dostrzec.
*
Mijały kolejne dni, a myśli o niedoszłym samobójcy stawały się coraz rzadsze. Dagmara pogodziła się z tym, że już go nigdy więcej nie spotka. Dużo pracowała, miała niewiele wolnego czasu. Z Igorem spotykała się dwa, trzy razy w tygodniu. Mężczyzna zadurzył się w niej i całkiem poważnie myślał o ich związku; miał nadzieję, że Dagmara również żywi do niego głębsze uczucie.
– Niedługo wakacje, wybierzemy się gdzieś razem? – spytał, wtulając się w jej szyję. – Cudownie by było pobyć tylko we dwoje, marzę o tym, odkąd cię poznałem.
Leżeli na sofie w jej mieszkaniu. Dzisiaj po raz pierwszy się kochali. Wcześniej były gorące pocałunki i czułe przytulanie w parku lub samochodzie. Znali się już wprawdzie jakiś czas, ale Dagmara inaczej patrzyła na te sprawy niż jej koleżanka Kinga. Potrzebowała czasu. Dzisiaj zaprosiła go do siebie i pozwoliła na znacznie więcej niż pocałunek. Było jej z nim naprawdę dobrze. Spojrzała na niego, na jego troskliwą twarz, w jego szczere oczy; oczy, które patrzyły na nią z miłością.
– Masz coś na myśli? Jakieś konkretne miejsce? – spytała.
– Chciałbym spełnić twoje wakacyjne marzenie. Jeśli takie masz.
– Nie mam. Chcę po prostu wyjechać z miasta i odpocząć w otoczeniu natury.
– Nie masz wygórowanych oczekiwań – podsumował, czule obejmując ją ramieniem. – Znajdę coś wyjątkowego.
Tak naprawę Dagmara miała swoje marzenie, swoje miejsce, gdzie bardzo chciałaby się udać chociaż na kilka dni. Było to miejsce wyjątkowe. Tam spędziła część swojego dzieciństwa. Gdy rówieśnicy zwiedzali przeróżne zakątki kraju czy nawet świata, ona z radością podążała do małej miejscowości w niewysokich górach. Tam czuła się szczęśliwa. Mogła godzinami wędrować po okolicy i wciąż na nowo zachwycać się jej pięknem. Mimo że potem bywała w bardzo różnych miejscach świata, to ono pozostało dla niej najpiękniejsze na całej kuli ziemskiej. Kochała te zielone pola pełne motyli, kochała zagajniki, lasy i pagórki, ćwierkające ptaki, szumiące drzewa, podmokłe trawy, wijące się dróżki i maleńki potok cicho szemrzący wśród zarośli. Ale z Igorem tu nie przyjedzie. To był jej azyl i traktowała go jak najcenniejszy skarb. Tu przeżywała swoje smutki i radości, tu zwierzała się z największych tajemnic starym drzewom, słuchała rad polnego wiatru. Tu najlepiej czuła się sama. Może kiedyś zabierze ze sobą kogoś bardzo bliskiego, być może będzie to Igor… Tego nie wiedziała nawet ona sama. Jak do tej pory nikt nie zasłużył, żeby poznać ten uroczy zakątek, jej raj, za którym wciąż tęskniła. Postanowiła, że uda się tam w najbliższy weekend, sama oczywiście. A z Igorem może spędzić czas w jakimś innym miejscu, zapewne też urokliwym. Wierzyła, że mężczyzna znajdzie takie bez problemu.
Igor był cierpliwy, wyrozumiały, sprawiał wrażenie nieśmiałego i umiał docenić to, co akurat miał. Nigdy nie zazdrościł kolegom ich samochodów czy wystrzałowych dziewczyn. Rzadko dawał się wyciągnąć na imprezy po pracy, wolał zacisze parku czy chociażby swojego domu; był z natury romantykiem. Zupełnie jak Dagmara. W firmie natomiast stawał się zupełnie innym człowiekiem. Pracował w dużej korporacji zajmującej się szeroko pojętą reklamą. Od pracowników wymagano aktywności, pewności siebie i przebojowości, a on te wszystkie cechy wykazywał nawet w nadmiarze. Osiągał najlepsze wyniki i miał najwięcej klientów. Posiadał też zdolność, której brakowało większości ludzi, potrafił skutecznie oddzielić obowiązki zawodowe od życia prywatnego. Niechętnie uczestniczył we wszelkich imprezach firmowych, chyba że dostał wyraźne polecenie od szefowej. Jego bezpośrednia przełożona Agata, kilka lat starsza, bardzo atrakcyjna kobieta, wyraźnie wykazywała zainteresowanie młodszym Igorem. On sam traktował ją jak koleżankę z pracy i delikatnie, lecz stanowczo odrzucał jej zaloty. Było to powodem żartów kolegów Igora. Tym bardziej starał się trzymać od niej z daleka. Dla niego praca i życie prywatne to były dwa zupełnie inne światy. Zdecydowanie nie chciał ich łączyć. Dagmarę traktował szczególnie, zafascynowała go od pierwszego spotkania. Poznał ją w dość banalny sposób. Mianowicie na stacji benzynowej. Siłowała się bezskutecznie z nakrętką wlewu paliwa. Inni kierowcy przyglądali się temu z rozbawieniem, a co niektórzy nawet niezbyt grzecznie komentowali.
– Pani pozwoli, że pomogę. – On jeden zaproponował pomoc.
Spojrzała na niego z wdzięcznością. Czuła się nieco skrępowana tą sytuacją.
– Byłabym wdzięczna. Nie wiem, co się stało. Nigdy nie miałam z tym kłopotu.
Nawet silnemu Igorowi nie przyszło to łatwo. W końcu się udało.
– Zapiekła się, nic dziwnego, że nie mogła jej pani odkręcić.
Była tak uradowana, że pozwoliła zaprosić się na kawę, gdy jej to zaproponował. Po pół godzinie musiała się zbierać, żeby nie spóźnić się na spotkanie z klientem, a wtedy mężczyzna nieśmiało zaproponował następne spotkanie. Zgodziła się i tak oto zaczęła się ich znajomość.
*
Było późne popołudnie, a ona wracała właśnie ze spotkania z klientem. Marzyła, żeby zrzucić z siebie eleganckie ciuchy, wziąć kąpiel i wskoczyć w wygodny dres. Pracowała w agencji pośredniczącej w sprzedaży nieruchomości. Lubiła swoją pracę, jedyny minus stanowił obowiązkowy strój biznesowy. Niejedna koleżanka zazdrościła jej, że może, a nawet musi wystroić się do pracy. Ona zdecydowanie preferowała wersję sportową; źle się czuła w eleganckich kostiumach czy spodniumach. Łatwiej było w lecie, gdy mogła włożyć zwiewną sukienkę, oczywiście w stonowanych kolorach. Szefowa kładła na to szczególny nacisk. Także wizyty u fryzjera czy kosmetyczki należały do obowiązkowych. Często marzyła, żeby przez cały dzień snuć się po domu w dresie, bez makijażu i wysokich obcasów. Tak mało miała ku temu okazji. Dopóki prowadziła życia singielki, pozwalała sobie na to nieustannie. Mateusz, jej poprzedni partner, uwielbiał, gdy wyglądała jak elegantka i nawet w domowych pieleszach prosił ją, by zakładała szpilki. Gdy po trzech latach skończyła się ich znajomość, Dagmara każdą wolną chwilę spędzała na celebrowaniu niechlujstwa w swoim wyglądzie. Nie znaczyło to, że wyglądała na kobietę zaniedbaną, w brudnych i wygniecionych łachach. Miała kilka ładnych dresów, wygodne, kolorowe, lekkie buty sportowe. Czasem nawet robiła sobie delikatny makijaż, swoje długie ciemne włosy związywała w koński ogon albo puszczała swobodnie, pozwalając niesfornym kosmykom wchodzić do oczu, nosa czy ust. Odpoczywała w ten sposób, czuła się wolna i chyba szczęśliwa. Postanowiła sobie, że już nigdy nie pozwoli na to, by jej partner wymuszał na niej elegancję w każdej sytuacji. Igora do wczoraj trzymała z daleka od swojego prywatnego świata. Wczoraj zdarzył się ten pierwszy raz z nim. Nie żałowała, brakowało jej bliskości z mężczyzną, a Igor wydawał się odpowiedni i pragnął jej tak od serca, a nie po to, żeby zaliczyć kolejną panienkę, jak co niektórzy. Miała nadzieję, że jego zamiary są szczere.
*
Po ciężkim dniu Dagmara zanurzyła się w wannie pełnej ciepłej wody, oddając się błogiemu relaksowi, tak jak lubiła. Zamknęła oczy, wsłuchując się w szum wody, która wciąż lała się małym strumieniem. Usłyszała dźwięk przychodzącego esemesa, po chwili drugi. Nie reagowała; chciała się odprężyć, odpocząć. Telefon zostawiła w pokoju, ale wciąż słyszała, jak przychodzą kolejne wiadomości. Nie mogła się skupić, dźwięk telefonu irytował ją. Była zła na siebie, że go po prostu nie wyłączyła albo chociaż nie wyciszyła. Po kolejnym sygnale nie wytrzymała; wyszła z wanny, okrywając się grubym ręcznikiem. No tak, mogła się tego spodziewać – tylko jedna osoba miała odwagę bez skrupułów się do niej dobijać. Kinga!
Błagam, przyjedź po mnie! Jestem na Bakowieckiej w jakimś domu.
Daga, błagam, zabierz mnie stąd, okropnie się czuję.
Dlaczego milczysz, pomóż mi!
Ostatni raz Cię o coś proszę, przysięgam!
Dagmara stała chwilę, wpatrując się w treść wiadomości i nie wiedziała, co ma zrobić. Jej przyjaciółka już nieraz prosiła ją o wybawienie z opresji i zawsze miał to być ten „ostatni raz”. Czasami miała jej dość, ale przecież nie mogła jej tak zostawić. Kinga była bardzo nierozsądna i lekkomyślna, ale to przecież jej przyjaciółka, może to naprawdę już ostatni raz? Może w końca kolejna niemiła przygoda czegoś ją nauczy, pomyślała, nie bardzo w to wierząc.
Bakowiecka była krótką ulicą, zaledwie kilka domów, ale za to dość wystawnych i prawdę mówiąc trochę mrocznych. Dagmarze nie spodobało się to miejsce. Przy jednym z domów dziewczyna zauważyła swoją koleżankę; machała do niej jakoś tak niepewnie i co chwila oglądała się za siebie. Zaparkowała tuż obok.
– Co tak długo? – Kinga podbiegła do samochodu i szybko do niego wsiadła.
– Jakie miłe powitanie!
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
więcej..