Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Słowa ciszy — zen w więzieniu. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Słowa ciszy — zen w więzieniu. Tom 2 - ebook

Książka ta stanowi zbiór listów oraz wypowiedzi więźniów i wolontariuszy na przestrzeni wielu lat działań stowarzyszenia. To droga duchowej przemiany osób osadzonych oraz ich ścieżka powrotu do życia społecznego. Zbiór ten zawiera prócz form tekstowych prace artystyczne osób osadzonych uczestniczących w projekcie.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8221-780-3
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_Ku Pamięci Piotra Rybickiego._
Zbiór listów oraz wypowiedzi więźniów i wolontariuszy w ramach pracy stowarzyszenia „Przebudzeni” (zen w więzieniu). Część imion oraz miejsc użytych w książce została zmieniona w celu zachowania anonimowości nadawców. Specjalne podziękowania chcielibyśmy przekazać darczyńcom, którzy przekazali środki na wydanie pierwszego nakładu: Marcie Kownackiej, Ewie Szeptyckiej, Beacie Łazarz, Arturowi Głogowskiemu, Beacie Teresiak, Annie Wiśniewski, Dariuszowi Piotrowi, Paulinie Pudło, Małgorzacie, Maciejowi Miliszkiewicz, Adamowi Wojtkiewicz, Lorenie Montenegro Bakalarz oraz innym anonimowym osobom; bez waszej pomocy ta książka nigdy nie mogłaby zaistnieć. Dziękujemy!

To wydanie książki zostało opublikowane w możliwie najniższej cenie, która pokrywa druk oraz koszt związany z dystrybucją. Autorzy książki nie otrzymują żadnego zysku z tej publikacji. Będziemy wdzięczni za dowolną darowiznę.

Stowarzyszenie „Przebudzeni” ul. Jelenia 38/29, 54—242 Wrocław tel. +48 886655229 NR KONTA: 44 2490 0005 0000 4530 6011 8823 TYTUŁ: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE http://przebudzeni.orgWprowadzenie
— Piotr ornoch

Książka „Słowa ciszy. Zen w więzieniu” to książka niecodzienna. Z jednej strony jest to książka, która bez wątpienia możemy zaliczyć do tzw. literatury o tematyce duchowej. Z drugiej zaś strony, głos zabierają w niej przede wszystkim nie wielcy mistrzowie, guru czy mistycy, ale więźniowie. Ludzie, którzy spędzili czy wciąż spędzają czasem ogromną część swego życia za kratami. Jakże często jest to wynikiem strasznych rzeczy, które popełnili w przeszłości. Dzięki Stowarzyszeniu „Przebudzeni” dostali szansę zetknięcia się z czymś wciąż rzadkim w dzisiejszym świecie — głęboką praktyką duchową.

Zmiany w ich życiu, refleksje, przewartościowania, jakie to zetknięcie i wejście w tę praktykę u nich wywołały i zostały przez nich opisane, skomentowane w wydrukowanych tu listach, są tematem tej książki. Muszę przyznać, że są to rzeczy poruszające i obalające powszechne schematy myślowe.

Piszący więźniowie niejednokrotnie prezentują się tu jako ludzie obdarzeni niezwykle głęboką wrażliwością, zwykle oddartą z taniego sentymentalizmu, często ubraną w zbroję buntu i sprzeciwu wobec świata, swego losu, wobec samych siebie. Ich przemyślenia, doświadczenia bywają bardzo dojrzałe i głębokie. Ich chęć zmiany swojego życia w wyniku tych refleksji zdaje się często bardzo szczera i „przetrawiona”. Można zadać pytanie, na ile medytacje, których dzięki Stowarzyszeniu „Przebudzeni” popróbowali a nie raz i w które zaangażowali się całą swą istotą, pomogły im odkryć w sobie i wydobyć na powierzchnię tę wspomnianą wrażliwość, empatię i determinację w kierunku przemiany?

Dla osób, które same praktykują, odpowiedź jest oczywista, a książka ta może to ich przekonanie podbudować, umieszczając je jednak w nowym, dotąd nieznanym życiowym kontekście. Dla pozostałych „Słowa ciszy…” mogą być przyczynkiem, inspiracją do refleksji nad rolą i znaczeniem duchowości w naszym życiu w ogóle.

Gorąco zachęcam do lektury.

Piotr Ornoch

Medytacja pomarańczy, wspomnienia z Karma Guen.O Stowarzyszeniu „Przebudzeni”

Jesteśmy organizacją pożytku publicznego, która poprzez medytację zen wspiera osoby poszukujące równowagi wewnętrznej. Stosujemy medytację jako narzędzie resocjalizacji i samorozwoju. Działamy na rzecz osób przebywających w zakładach karnych oraz wszystkich, którzy dążą do wewnętrznej harmonii, wyciszenia i podniesienia efektywności swojego umysłu.

Pracujemy z ludźmi z różnych środowisk społecznych i zawodowych. W miarę możliwości angażujemy się w wymierne formy pomocy służące lepszemu funkcjonowaniu i zrozumieniu społeczeństwa (“Wsparcie na starcie”).

Podstawą naszych działań jest silny przekaz etyczny i wartości wywodzące się z buddyzmu, które w swej uniwersalności są bliskie każdemu, bez względu na pochodzenie, wiarę, płeć i przekonania.

Podstawową działalnością, która dała początek Stowarzyszeniu Przebudzeni, jest niesienie pomocy i wsparcia osobom osadzonym w zakładach karnych. Nasi podopieczni odbywają karę za złamanie prawa, jednak czas spędzony w więzieniu jest dla nich ogromną szansą na dokonanie transformacji, zmianę postawy życiowej i wartości, którymi się dotychczas kierowali. Wielu osadzonych pragnie takiej zmiany, lecz potrzebuje mądrego przewodnictwa. Naszym celem jest pomóc im wykorzystać ten czas jak najlepiej, aby przebudzili się i po wyjściu na wolność mogli zacząć nowe, lepsze życie.

NASZE CELE:

— Kształtowanie prospołecznych postaw wśród skazanych;

— Inicjowanie i wspieranie kontaktu z dorobkiem kultury w zakładach karnych, wspieranie działalności twórczej skazanych;

— Wspieranie edukacji publicznej skazanych i zapewnienie im podręczników oraz innych materiałów edukacyjnych;

— Organizowanie edukacji prawnej;

— Zapobieganie powrotowi do środowiska przestępczego skazanych.

MEDYTACJA W WIĘZIENIACH

Współpracujemy z zakładami karnymi na Dolnym Śląsku, gdzie prowadzimy spotkania medytacyjne dla osób odbywających karę. Spotkania mają charakter grupowy oraz indywidualny, prowadzone są przez członków Stowarzyszenia. W każdej jednostce, w której działamy, znajduje się kilkoro osadzonych praktykują medytację zen. Efekty spotkań oraz osobistej praktyki więźniów doceniane są przez zakłady karne, których pracownicy dostrzegają zmiany zachodzące w postawie osób praktykujących — spadek agresji, zwiększenie samokontroli oraz wyciszenie się.

KONTAKT LISTOWNY

Wielu naszych podopiecznych to osoby, które nie mają rodziny lub z różnych przyczyn nie utrzymują kontaktu z bliskimi. Dla tych osób bardzo ważnym aspektem utrzymania kontaktu ze światem „zza muru” jest możliwość korespondencji, którą im oferujemy. Dzięki temu osoby osadzone mogą zbudować relację z kimś z zewnątrz i uczą się ją pielęgnować. Listowna wymiana myśli ma bardzo pozytywny wpływ na proces resocjalizacji, pomaga w budowaniu umiejętności wyrażania swoich myśli i poglądów, dzielenia się ważnymi sprawami oraz wpływa dodatnio na rozwój osobisty, zarówno intelektualnie jak i emocjonalnie.

DARY, KTÓRE ROZWIJAJĄ

Za równie ważny element wsparcia dla osób odbywających karę, uważamy literaturę. Zbieramy książki o tematyce ogólnej i buddyjskiej, magazyny i prasę oraz płyty z muzyką i filmami. Materiały te przesyłamy naszym podopiecznym, by pobudzić ich w kreatywnym i rozwijającym spędzaniu czasu, którego mają nadto. Dbamy by merytoryczna jakość oraz wartości przekazywane w udostępnianych przez nas materiałach wspierały proces resocjalizacji i samorozwoju osób osadzonych.

WSPARCIE W ORGANIZACJI ŻYCIA NA WOLNOŚCI

Po odbyciu kary większość osób odzyskujących wolność musi zmierzyć się z koniecznością zbudowania swojego życia od nowa. W wymiarze emocjonalnym są to najczęściej: potrzeba wyjścia z kręgu wykluczenia społecznego, odzyskania zaufania najbliższych, poczucia własnej wartości oraz utrzymania wiary we własne siły i kręgosłup moralny. W wymiarze materialnym osoby te mierzą się z realiami życia codziennego — zapewnienia sobie mieszkania oraz pracy i środków do życia, co często po wielu latach spędzonych w więzieniu jest bardzo trudne.

Pragniemy aby osoby, które odbyły karę, mogły stanąć na własne nogi. W miarę możliwości pomagamy w znalezieniu mieszkania i pracy oraz zapewniamy drobne wsparcie materialne w postaci darów. Kontynuujemy również spotkania medytacyjne, które odbywają się już na wolności i dajemy przewodnictwo w osobistej praktyce każdemu z naszych podopiecznych.

CZEGO POTRZEBUJĄ WIĘŹNIOWIE?

Mając na uwadze powyższe potrzeby osób osadzonych oraz wychodzących na wolność, zbieramy dla nich artykuły i produkty, do których należą m.in.:

— Artykuły piśmiennicze: notesy, długopisy, znaczki pocztowe, koperty;

— Literatura i prasa o tematyce ogólnej, samorozwoju lub buddyjskiej oraz słowniki i literatura szkolna;

— Płyty CD i DVD z muzyką lub filmami;

— Karty telefoniczne;

— Odzież;

— Artykuły higieniczne;

— Produkty spożywcze.

CHCESZ NAM POMÓC? ZOSTAŃ WOLONTARIUSZEM!

Wolontariuszem może zostać każdy, kto podziela misję i wartości Stowarzyszenia Przebudzeni. Jako wolontariusz możesz działać na kilka sposobów:

— Prowadząc korespondencję listowną z więźniami w duchu uniwersalnych wartości, które buddyści nazywają Dharmą;

— Pomagając osobom, które po dobyciu kary opuszczają zakład karny w organizacji nowego życia;

— Pomagając w zbieraniu i dostarczaniu do zakładów karnych paczek z artykułami przeznaczonymi dla więźniów.

MASZ INNY POMYSŁ? PRZEDSTAW GO NAM, A BYĆ MOŻE WSPÓLNIE ZROBIMY COŚ DOBREGO DLA INNYCH!

Wsparcie — Dana Paramita

Działalność pożytku publicznego jaką prowadzimy opiera na pracy charytatywnej i darowiznach. Tylko dzięki wam to może trwać dalej. Jeśli popierasz działania Stowarzyszenia „Przebudzeni” i chciałbyś nas wesprzeć możesz przekazać darowiznę na poniższe konto.

Datki proszę wpłacać na konto:

Stowarzyszenie „Przebudzeni”

ul. Jelenia 38/29, 54—242 Wrocław

tel. +48 886 655 229

KRS 0000332605

NR KONTA: 44 2490 0005 0000 4530 6011 8823

TYTUŁ: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE

Regon: 021023105 NIP: 8942978342

HTTP://PRZEBUDZENI.ORGOd 2004 roku w buddyjskie spotkania zaangażowało się kilkadziesiąt osób. Jednakże praca w warunkach zakładu zamkniętego niesie ze sobą pewne utrudnienia: wśród uczestników panuje duża rotacja, głównie dlatego, że wielu z nich wychodzi na wolność, a niektórzy są przenoszeni do innych więzień. Więźniowie muszą też odnajdywać dla siebie „nową przestrzeń” pomiędzy murami w celu dalszego praktykowania, co częstokroć nie jest dla nich łatwe, zważywszy na ich dotychczasowe doświadczenia…

Część z więźniów, mimo tych różnych utrudnień, wynikających z ich obecnej sytuacji, postanowiła jednak nie przerywać praktyki. Poprosiliśmy ich o kilka refleksji na temat swojego obecnego życia

Dzięki umieszczeniu tych wypowiedzi na naszej stronie, stwarzamy możliwość zobaczenia siebie samych poprzez swoje własne reakcje na listy więźniów, poprzez oceny i sądy, których tu użyją, jak również poprzez swoje własne wyobrażenia „jak rzeczy powinny wyglądać”. Być może okaże się, że zapoznanie się z wypowiedziami więźniów będzie dla wielu osób ważnym doświadczeniem.

Grzegorz Grejdus — „Tak mieszkam 1,70x3m”.Listy z 2008/2009 r.

Jak mogę pomagać innym ludziom? — Krzysztof K.

To pytanie to ugór w moich myślach.

Nie wiem w ogóle, z której strony do tego mam podejść. Chyba takie tematy jak charytatywność to zalatują mi populizmem i hipokryzją.

Czytając ostatnio książki na temat buddyzmu wiele razy trafiałem na słowo altruizm. Bardzo nieufnie podchodzę do wszelkich zjawisk, które zawierają się w tych słowach. Uważam, że większość organizacji i ludzi stojących na ich czele robiąc to, robią to dla siebie. Dobrze, że przy okazji pomagają innym, ale ta ideologia, którą próbują wciskać wcale mnie nie przekonuje, a nawet odpycha. Wiele pary idzie w gwizdek.

Mamy największy wpływ na rodzaj i zakres jak i jakość. Uważam, że mam kilka takich cech, które mogą być pozytywnie odebrane przez otoczenie, ale nie chcę dziś o nich pisać.

Krzysztof K.

Jak mogę pomagać innym ludziom? (2) — Krzysztof K.

Jak pisałem ostatnio — temat ten jest dla mnie trudny, co tym bardziej popycha mnie w stronę kreatywności. Taka myśl, która towarzyszy mi, gdy się nad tym zastanawiam dotyczy tego, jak odebrana może być chęć obdarzenia kogoś pomocą.

W moim życiu ci wszyscy pomocnicy, o których się otarłem, zachowywali się z subtelnością konia pociągowego. Ich chęć ofiarowania czegoś była okraszona taką ilością żółci i przekonania o słuszności ich metody osiągnięcia szczęścia, iż nie ufam z założenia takim ludziom. Więzienne kontakty z psychologami jeszcze mnie w tym utwierdziły.

No, ale do sedna. Takimi sposobami (obszarami), na płaszczyźnie których można pomagać, uważam, że jest pomoc materialna oraz pomoc psychologiczno — duchowa. Uważam, że pomoc w sferze materialnej nie jest tym, co chciałbym robić. Jestem spaczony wszelką nieprawością i bardzo na nią wyczulony w sferach swojego życia i mógłbym doprowadzić do jakiejś paranoi, nie potrafiąc posłużyć się kompromisem. Do tego uważam, że takie działania są pudrowaniem syfilisu. Łagodzą objawy, ale są dalekie od usunięcia przyczyn. Natomiast uświadomienie komuś realiów położenia oraz zasugerowanie sposobów ku ich rozwiązaniu jest chyba dobrą drogą.

Dodam jeszcze, iż takie działanie chyba można określić słowem altruizm, bez jego nadużywania. Przynajmniej ja, gdy widzę, że ktoś skorzystał z jakiejś mojej rady i dzięki niej potrafił inaczej odnieść się do siebie, odczuwam satysfakcję oraz nie oczekuję nic w zamian. W przypadku pomocy materialnej obawiam się, że szczerość takiego działania mogłaby ulec zachwianiu. Często zależności pomiędzy pomagającym a pomocobiorcą nabierają niewłaściwych proporcji, a z moimi ciągotkami mogłoby się to rozrosnąć do rozmiarów monstrualnych.

Nie potrafię na dziś wskazać konkretnie, czego bym chciał. Myślę, że cały czas robię to, o czym wspomniałem. Mam chyba coś, co mógłbym nazwać darem łagodzenia wszelkich drażliwości. Przy mnie ludzie się uśmiechają i zaczynają myśleć. Nie chcę za bardzo rozwodzić się nad genezą tego, ale chyba wynika to z tego, że zbiera się to, co wcześniej się zasiało.

Krzysztof K.

Wiele jest dróg, ale cel jeden — Krystian

Witam Pani Magdo,

Ktoś powiedział, wiele jest dróg, ale cel jeden — oświecenie, przebudzenie. A dla mnie dalej nic — życie i tak nie ma sensu ani w formie przejściowej, ani jako całość. Dlaczego? Nie znajduję satysfakcji w niczym, celebracja życia mnie nie interesuje, nie mojego i nie w tym miejscu. Brzydziłbym się samym sobą, jeśli polubiłbym więzienie. Jest granica rozsądku, ale przy moim, ta granica została przekroczona. Powiem szczerze: i tak przedłużyła Pani moje życie przynajmniej o dwa lata, więc dziękuję, nie tyle może za przedłużenie mojej marnej egzystencji, co za Pani cenny czas, który była Pani łaskawa mi poświęcić. A tutaj, co bym sobie nie wymyślił — to tak marne, że za słabe, żeby mnie zachęciło do życia.

To jest jak bezsens w czymś bezsensownym. Człowiek może przynajmniej etapy życia czynić z sensem i mieć jakiś cel. W moim przypadku cel to umrzeć w więzieniu — to po co się męczyć 30 lat, jak to dodatkowe lata cierpienia. Nie mogę pozwolić sobie na niecierpienie w więzieniu, albowiem nie chodzi tylko o mnie, ale o bardzo wielu ludzi, których spotyka podobny los i przez błędy popełnione często w niewiedzy, zaślepieniu czy w silnym wzburzeniu, przez manipulację innych, strach czy fałszywe ideały — to zawsze są tak samo ofiarami swoich własnych błędów.

Tak więc człowiek taki jak ja musi cierpieć i cierpią inni z mojego powodu.

KrystianListy z 2011 r.

List Juliana — Julian

Od dnia mojego pierwszego przyjścia na spotkanie zen do dnia dzisiejszego dużo zmieniło się w moim dotychczasowym „życiu”. Poprzez poznawanie nauk Buddy zrozumiałem wiele rzeczy, jak np. to, że wiele bólu sprowadzamy na siebie przez nasze pragnienia, przyzwyczajenia, itp. Dla mnie zen jest czymś ważnym, czymś do czego podchodzę na poważnie. Wiadomo, że z początku jest dość ciężko, przynajmniej ja tak miałem i czasami jeszcze to odczuwam, gdyż cała wiedza, którą posiadam na temat zen, potrafi namieszać w głowie. Ciężko jest dopuścić do siebie myśl, że to wszystko co poznałem przez lata mojego życia może się zawalić przez krótki okres prawdziwej wiedzy. To chyba przez to czułem, i jeszcze czasami odczuwam w sobie, jakby toczyła się bitwa w mojej głowie, a wynikiem tej toczącej się bitwy jest moje częste uczucie otępienia.

Oczywiście wiele z tego co wiem o buddyzmie jest dla mnie zrozumiałe, trochę gorzej jest z wprowadzaniem tego w „życie”, powodem tego jest w dużej mierze miejsce, w którym się znajdujemy. Więzienie jest miejscem, gdzie istnieją zasady które zmieniają całe „życie”, żyjemy jakby w innym świecie niż ten za murem. Buddyzm pokazuje jak być dobrym dla ludzi, poświęcać się im, w więzieniu często bycie dobrym, dobrym dla kogoś, jest odbierane dość dziwnie, trochę z podejrzliwością, zazwyczaj myśli się, że przez otrzymaną dobroć dający czeka na rewanż, ale tu nikt nie chce być czyimś dłużnikiem. Często też więzienie wymusza na nas bycie bardzo twardym i nieustępliwym, ustępliwość to słabość, a słaby jest nikim, w więziennym toku rozumowania. „Ja” jako osoba praktykująca czuję się jakbym balansował między dwoma światami, jednym więziennym, a drugim światem Dharmy. Można powiedzieć, że „jestem” więźniem praktykującym buddyzm który próbuje odnaleźć wspólną więź między tymi światami. „Jestem” tym, który codziennie stara się być świadomy każdej chwili i codziennie siedzi na poduszce medytując, oraz „jestem” tym, który codziennie musi pamiętać, że jest skazanym odbywającym długi wyrok w zakładzie karnym, w zakładzie, który nie jest piaskownicą dla dzieci.

Oczywiście jeżeli chodzi o moją praktykę, to nie zrezygnuję z niej nigdy, bo jest to droga, którą chcę podążać, jest to droga, którą wybrałem sam, świadomie.

Julian

List od B. — B.

Mam problemy z tolerowaniem innych ludzi a raczej ich zachowań. No właśnie, napisałem na początku z tolerowaniem niektórych ludzi a raczej ich zachowań. Jak to jest? W moim przypadku, ale dopiero w tym liście stwarzam dwie grupy ludzi, nigdy wcześniej nie kategoryzowałem, przynajmniej nie byłem tego świadom, a więc w moim przypadku stwarzam dwie grupy ludzi, którym dam jedno zadanie (np. jedzenie, chodzenie) i jedna grupa ludzi będzie to robiła w sposób przeze mnie akceptowany, uznany za normalny, kulturalny, ludzka czynność, a druga wręcz odwrotny, odpychający, ohydny, niedający się zaakceptować.

Nie zaobserwowałem, skąd to się bierze, ale mam taką sytuację teraz w celi. Gdy tu przyszedłem dwa miesiące temu, nikogo nie znałem, przed obcymi ludźmi jestem spięty, ale też staram się być otwarty, chcę też dobrze wypaść w ich oczach na początku naszej znajomości. Tak się zdarzyło, że w tej celi jest dwóch osadzonych, którzy chodzą na spotkania zielonoświątkowców, czytają Biblię i uważają się za bogobojnych. Ja jestem też otwarty na takich ludzi, którzy czegoś szukają, kontaktu z duchem i w tej sytuacji się ucieszyłem, że na celi mam takich „miłujących i uczciwych ludzi”, tym bardziej że na początku naszej znajomości tak pięknie mówili mi o bożych wartościach, które przyjęli. Z czasem zacząłem zauważać, jak się zachowują, co mówią i nie zgadzało mi się z tym, co mówili na początku naszej znajomości. Na początku myślałem, że to fajni koledzy, dzisiaj myślę, że to obleśne typy. Jeden z nich to Z., chodzi regularnie na spotkania zielonoświątkowców, czyta codziennie Biblię, przytacza różne wersety z Biblii wyuczone na pamięć i chce zostać w przyszłości pastorem. Tylko że jego zachowanie na to nie wskazuje, podchodzi do innego skazanego i beka mu głośno w twarz z odległości 40 cm, po chamsku, ordynarnie, specjalnie. Tak samo w celi wypina tyłek i głośno pierdzi.

Była też inna sytuacja (i to nie jedna, ale tę mi łatwiej opisać dla Pani zrozumienia), która pokazuje, moim zdaniem, że Z. czyta słowo Boże, cytuje je innym, ale sam się do niego nie bardzo stosuje albo tylko wtedy, gdy mu to pasuje. Uważa też, że to jego wiara (Kościół) jest najlepsza, ma monopol i jest najmądrzejsza i nie tylko o tym mówi, zaznacza, broni, ale też daje temu wyraz swoim aroganckim zachowaniem. Że jego religia i tylko ona pochodzi od jedynego Boga a islam, który powstał w VII w n.e. i jest najmłodszą religią, jest wymyślony przez ludzi. Tak samo kościół katolicki to złodzieje, którzy stworzyli tę religię dla własnego zarobku i władzy.

Wracam do tematu. W Święta oglądaliśmy film religijny o chrześcijanach żyjących w czasach Jezusa. Spotykali się oni potajemnie, gdyż byli szykanowani przez innych. Pewnego razu złapali oni szpiega, który ich podglądał i dodatkowo rozpoznany został jako zdrajca sprzed 10 lat, kiedy wydał na śmierć kilka rodzin. Chrześcijanie jednak go wypuścili, a ja powiedziałem na celi, że powinni go jednak zabić, ponieważ jego postać była tak charakterystyczna, że z góry było wiadomo, że przyniesie cierpienie tym chrześcijanom. Z. się oburzył na mnie i powiedział, że nie znam ich wartości. Zdrajca, jak było do przewidzenia, sprowadził wojska Poncjusza Piłata do miejsca, gdzie zbierali się chrześcijanie, którzy zostali zabici. Z. bardzo się oburzył, na mnie, choć był to tylko film i bardzo prawdopodobne, że ta historia to tylko legenda. Natomiast gdy był rzeczywisty ślub, dwóch kochających się ludzi, mam na myśli ślub księcia Wielkiej Brytanii Williama i Kate jego narzeczonej, na którym się bardzo wzruszyłem, bo widać było ich szczęście, Z. bardzo negatywnie oceniał i opowiadał o tym. Tak samo, gdy obchodziliśmy rocznicę katastrofy smoleńskiej. Gdy pomyślałem o tych ludziach, którzy zginęli, a jeszcze bardziej o ich rodzinach, które tę tragedię, śmierć najbliższych wciąż czują, przeżywają, to jest ogromny szok dla mnie, choć nawet nie umiem poczuć czy wyobrazić sobie w jednej dziesiątej, co oni odczuwają, ale łączę się z nimi, jest mi wtedy przykro i chce mi się płakać. A Z. i jego kompan też się modlący do Boga i czytający Biblię gadają jak to zginęli złodzieje, którzy okradali Polskę. Więc ja się pytam, gdzie jest ich miłosierdzie Boże, o którym tak gadają i gadają, a jak trzeba je okazać, to go nie ma? Więc doszło do sytuacji, w której nieprzyjemnie się czuję w ich towarzystwie, w ich arogancji i „mądrości” rzekomej. Można powiedzieć dwie rzeczy, że nie są świadomi, albo nie wiedzą co czynią, a po drugie, gdzie jest moje współczucie i zrozumienie dla nich, skoro uważam się za takiego szlachetnego. Otóż odpowiadam tak, skoro nie wiedzą, co czynią, to po co się wywyższają, niech nauczą się pokory, ze mną też tak kiedyś było, byłem głupi i nieświadomy, wkurzałem ludzi, pamiętam jak w szkole podstawowej przeszkadzałem na lekcjach, a dziewczyny z mojej klasy, które były mądrzejsze ode mnie, krzyczały: debilu zamknij się, nie przeszkadzaj. Irytowałem się wtedy, tak jak współosadzeni irytują teraz mnie — karma? Ale z dzisiejszego punktu widzenia, one, moje koleżanki miały rację, że mnie wyzywały od głupich i były na mnie złe. Głupio mi tylko, że byłem taki nieznośny i nic do mnie nie docierało, żadne prośby czy argumenty. Szkoda, że nie byłem mądrzejszy i denerwowałem swoją głupotą ludzi, ale nie potrafiłem się zorientować, gdzie popełniam błąd i w rezultacie kręciłem się w kółko, zbierając coraz więcej cierpienia za robienie głupich rzeczy. Cierpienie wracało do mnie jak bumerang ze zdwojoną siłą, ale to właśnie doprowadziło mnie do buddyzmu, w innej sytuacji nie wiadomo, czy byśmy się spotkali. Co do opisywanej sytuacji, jeżeli czegoś nie wiem lub nie rozumiem, to czekam albo próbuję się dowiedzieć, a nie będąc w błędzie czy niewiedzy, na siłę próbuję udowodnić, przekonać innych, że mam rację i że jestem mądry, najmądrzejszy, a i do błędu potrafię się przyznać, do błędu czy pomyłki.

Po drugie — gdzie jest moje współczucie — nie mam — dla głupoty nie mam tolerancji, dla mnie też nie miano litości, życie na każdym kroku mnie biło, a nie skończyłem tak źle. Mam też problem, że nakręcam w sobie spiralę nienawiści, jest tak, że gdy oni coś robią, moje oko podąża zobaczyć, co oni robią, albo ucho nasłuchuje o czym mówią nie całą rozmowę tylko dwa zdania, aby zorientować się o czym, na jaki temat, ocenić go oczywiście negatywnie (bo to są dla mnie dziwne rzeczy, które mówią), przykleić im etykietkę typu, ale on jest głupi, ale to nie nienawiść, może trochę, ale bardziej, aby umocnić swoje przekonanie, że on jest głupi i że ja jestem mądrzejszy (choć czasem wolałbym, żeby byli mądrzejsi). A moje oko też na chwilę podąża zobaczyć, co on w tej chwili robi, aha czyta i ocena, ale on jest okropny, brzydki, albo spożywa posiłek i ocena — on je jak świnia, jak prostak i odwracam oko, ucho, bo nie sprawia mi to przyjemności tylko sprawia mi ohydę, no i w tym krótkim czasie utwierdziłem swe przekonania — że on to burak.

Oczywiście stosuję to do osób które zachowują się nietaktownie, przecież wszystkich nie da się lubić, tym bardziej przebywając z kimś non stop przez 23 h na dobę. Błąd z ludźmi, którzy są mądrzy i kulturalni da się wytrzymać, pogodzić, akceptować, bo i z takimi przecież byłem aresztowany. Jest więc jak Pani mówi, cierpię, bo chcę, aby ludzie zachowywali się tak jak ja chcę, tylko że ja chcę normalności, żeby mnie szanowano i nie zaczepiano, bo ja ich nie zaczepiam, albo obrażają moje uczucia typu Smoleńsk, ślub Księcia Williama, o którym pisałem wcześniej. — Ja im nie mówię, że ich religia jest taka czy inna, a Bóg, w którego wierzą nie istnieje itp.

Tak, wiem, oni tego nie wiedzą, że mnie urażają, są nieświadomi, tego co robią i mówią, a ja wychwytuję bardzo wyraźnie te rzeczy i nie podoba mi się to i nie mogę tego zaakceptować, tylko nakręcam w sobie tą swoją nienawiść. Przez to więzienie i tych ludzi czasami czuję się upośledzony umysłowo, a z drugiej strony to może być efekt zażywania narkotyków.

Drugą sprawą, o której pomyślałem, to jest, że starannie, szczelnie, chcę się odciąć, odseparować od tych, których ideologia i zachowanie mi się nie podoba. Jest powiedzenie „kto z kim przystaje, takim się staje” i nie wiem czy działa to dla wszystkich, ale dla mnie tak, który ma niskie poczucie wartości i jest podatny na wpływy innych, ulegam innym ludziom, szczególnie tym, którzy mają mocny charakter.

To nie wszystko, będąc z osadzonymi 23 h na dobę nieraz zauważyłem u siebie pojedyncze gesty, wypowiedzi słów w intonacji z jaką robili to współosadzeni, z którymi przebywałem lub przebywam. Zauważam gdzieś mimo woli ich gesty, słowa, mimo woli je koduję i mimo woli później je powtarzam. Więc jeśli ktoś zachowuje się w sposób odbiegający od mojego ideału to staram się uciekać, unikać tych ludzi, tych zachowań, aby nie stać się takimi jak oni.

Trzecia rzecz, o której pomyślałem to, że gdy jestem sam lub z nikim nie rozmawiam to jestem szczęśliwy, skupiam się tylko na dobrych rzeczach, mam bardzo pozytywne myśli, jestem spokojny, natomiast zaczynając obcowanie z współosadzonymi, którzy próbują udowodnić, że są mądrzejsi i mają 100% racji, że są cwańsi czy silniejsi i ich wartości całkiem różnią się od moich, to nie ma o czym mówić, idziemy innymi drogami i zawsze (choć nie za każdym razem) wynikną między nami różnice, co prowadzi do nerwów, stresów, lęków w moim przypadku, jestem mało bystry i zawsze współosadzeni okazują się cwańsi, obracają kota ogonem tak, że ja zostaję tzw. kozłem ofiarnym, co powoduje znów zaburzenie poczucia mojej wartości, przez co prowadzi do odcinania się od nich i nakręcania w sobie spirali nienawiści, obserwowania ich prostackich zachowań i rozmów, aby się dowartościować i tak to się powtarza i powtarza bez końca. I jeszcze chcę dodać, że mam taki wrażliwy charakter, że bardzo przeżywam kłótnie czy niezgody, natomiast jak widzę, inni mają mocniejsze charaktery i takie kłótnie nie robią na nich wrażenia.

Bartłomiej

List od B. (2) — B.

W książce, którą czytam p.t. „Z głębi serca” Dudzioma Rinpocze, jest napisane: _„Nie pogardzajcie głupcami, odwracając się od nich z wyniosłością i arogancją. Porzućcie dumę. Okazujcie uprzejmość i poświęcajcie uwagę wszystkim, którzy są od was zależni. Wpajajcie im poczucie dobroci i uczcie ich praktykować dobroć i unikać zła. Bądźcie cierpliwi wobec ich wad i powstrzymujcie swoje humory.”_ Nie gardzę głupcami, ani się od nich nie odwracam, a przynajmniej tak mi się wydaje, że tak jest. Nie jestem wyniosły, ani arogancki, ani dumny, ale krew mnie zalewa i nienawiść, którą duszę i pielęgnuję w sobie, to znaczy nakręcam się na nich z byle powodu; jestem uprzedzony.

_„Wpajajcie im poczucie dobroci i uczcie ich praktykować dobroć i unikać zła. Bądźcie cierpliwi wobec ich wad i powstrzymujcie swoje humory.”_ Żadna moja nauka nie wchodzi w grę, po pierwsze nie mam poważania, autorytetu, a oni i tak nie wiedzą tego, co oni źle robią, że zachowują się jak prostaki. Uważam, że jestem bardzo cierpliwy i powstrzymuję się od humorów, ale przebywając z kimś 23h na dobę i dusząc w sobie to, co widzę i słyszę, to trudno czasami się nie oburzyć, choć bardzo rzadko mi to się zdarza.

Tyle dni, tygodni, miesięcy, lat, na okrągło robi swoje z głową każdego człowieka. Miałem do siebie trochę wyrzuty, że źle myślę o nich, że jestem zły, niedobry, ale już tego tak nie widzę. Gdy pojawia mi się zła myśl o nich, to ją zauważam i po prostu ona jest. I tylko tyle, a poza tym czytam dalej: „Nie sprzymierzajcie się z ludźmi o ciasnych umysłach, nie polegajcie na nowych niesprawdzonych przyjaciołach. Zawierajcie przyjaźnie z ludźmi uczciwymi, którzy są inteligentni, dobrze wychowani i uprzejmi. Nie wiążcie się z ludźmi złymi, którzy lekceważą karmę, kłamią, oszukują i kradną. Odsuńcie się od nich, ale zróbcie to zręcznie.”

Chciałem być ufny i dobry dla wszystkich, bo myślałem, że wtedy będę dobrym buddystą, a teraz widzę, że to nie tak. Poza tym zostałem przez nich oszukany. Nie, sam się oszukałem zawierzając im, dlatego jestem taki nienawidzący ich, a ważne jest też to, że widzę w nich dawnego siebie, głupiego i prostaka. To mnie tak denerwuje. Ze mną już jest dobrze.

Bartłomiej

List od B. (3) — B.

PONIEDZIAŁEK (20.06.2011)

Gdy wróciłem do celi w poniedziałek po spotkaniu, byłem otwarty, bez uprzedzeń i spokojny. Zajmowałem się własnymi sprawami w milczeniu, a gdy było coś sensownego do mówienia, to odzywałem się do wszystkich ze współczuciem. Spokój i otwartość towarzyszyła mi do końca dnia i nawet, gdy przed kolacją przygotowywałem się do jej odebrania i mocno stresowałem, bo miałem zamiar iść do kuchni zważyć porcję, którą dostanę (gdyż tydzień w tydzień w poniedziałki jest dżem i jestem oszukiwany na wadze), a nie jest to dla mnie miłe, bo wiąże się z niechęcią, agresją (choć tylko słowną), ze strony tych, co wydają posiłki. Pomimo tego stresu odczuwałem głęboki spokój. A stres objawiał się szybkim i mocnym biciem serca oraz ciężkim oddechem. Bałem się i zawsze tak jest, że ktoś, komu nie będzie sprzyjało moje działanie lub zachowanie, rzuci się na mnie, albo inaczej zaatakuje agresją słowną; będzie chciał pokazać swoją władzę, siłę, będzie chciał mnie zastraszyć, abym skapitulował, wycofał się, a ja szybko i silnie się stresuję. Boję się upokorzenia, więc bardzo szybko wycofuję się w takich sytuacjach (po dwóch sekundach), a przeważnie nie podejmuję takich zachowań czy działań, aby nie prowokować takich sytuacji, w których bym się musiał bać, bać upokorzenia.

Jestem prawdziwym tchórzem. Lepiej nic się nie odzywać, nawet jak mi ukradną trochę dżemu — czy warto przez ten stres przechodzić dla 30g dżemu? Niepotrzebnie się stresowałem, bo otrzymałem odpowiednią ilość dżemu na kolację — tym razem.

WTOREK (21.06.2011)

Wstałem w ciszy, wszyscy inni byli na spacerze. Umyłem się, pościeliłem łóżko, zjadłem śniadanie i zacząłem czytać książkę. Czułem spokój i ciszę tak, jak to zawsze czuję, gdy jestem sam. Po godzinie wrócili współosadzeni i powiedzieli, że zaraz idę na komisję.

Gdy tak czekałem na tą komisję czułem walkę ze stresem, nie chciałem mu się dać sparaliżować. Siedziałem po turecku, czytałem książkę i obserwowałem co się ze mną dzieje. Hamowałem, spowalniałem oddech, mówiłem sobie w myślach, że się nie boję, że wszystko będzie dobrze, nie ma się czego bać. Ze stresu zdarzyło mi się czasem ziewnąć i łzawiły mi oczy. Stres atakował mnie falami, wzrastało bicie serca i oddech. Je wtedy uspokajałem myśli i oddech, i przez jakiś czas miałem spokój. Stres nie dawał za wygraną i za chwilę znów starał się przedrzeć, znów, a ja go hamowałem. W pewnym momencie poczułem, że moje ciało sztywnieje, bałem się wykonać jakiś ruch, czułem aktywny umysł, ale ciało było jakby skamieniałe. Chciałem pozbyć się tego paraliżu (zawsze tak mam, tylko zawsze czekałem, aż stres odpuści i wtedy zaczynałem się ruszać). Dzisiaj było inaczej. Od razu jak poczułem sztywnienie delikatnie zacząłem ruszać głową i resztą ciała, aby nie dać się stresowi — musiałem przełamać stary schemat. Udało się, nie zastygłem w bezruchu, tylko wciąż byłem na pograniczu.

Wpadłem na pomysł, aby zapisać to, co odczuwam, więc sięgnąłem po długopis, kartkę i zacząłem pisać. W momencie, gdy zacząłem pisać, stres całkowicie zniknął, odpuścił. Zająłem swój umysł czymś, w tym przypadku pisaniem, i stres zniknął.

Wieczorem bardzo fajnie się czułem, nie przeszkadzały mi zachowania innych, choć je zauważyłem. Byłem zatopiony w sobie samym, w tym co robiłem, a zachowania innych zauważałem, nazywałem lub nie, i odpuszczałem. Z drugiej strony ci, co tak mnie drażnili, od dwóch dni są jacyś mniej aktywni, przygaszeni, i może dlatego mniejszą ilość ich aktywności jestem w stanie zaakceptować, przetrwać? Boję się, że ten stan bycia bardziej sobą, akceptacji (być może chwilami współczucia) zniknie, chociaż nie jest to stan idealny, bo czuję, że mógłbym być lepszy. Bardziej współczujący. Wiem, że to jest dobry stan. Bardzo chciałbym wiedzieć jak w danej chwili mam się zachować, co mogę zrobić lub powiedzieć, aby pozytywnie działać na osoby, które są w potrzebie. Chodzi mi o takie momenty jak w historiach Zen: mistrz pokazuje palec, klaszcze, albo uderza ucznia, albo mówi coś, po czym uczeń doznaje oświecenia. Myślę, że wszyscy ci wielcy mistrzowie wiedzieli co robią i w jakim momencie, to nie mógłby być przypadek. I wiem, że nie będę oświecał ludzi, którzy nie medytują (choć i tak się zdarzało, że osoby nie medytujące na co dzień doznawały tego uczucia), ale chciałbym im rozświetlić tą drogę.

ŚRODA I CZWRTEK (22.06; 23.06)

Środa i czwartek minęły mi beż głębszych odczuć, z jednym wyjątkiem, gdy oglądałem jeden film i byłem zauroczony grą aktorów, ale to moja romantyczna dusza się odezwała wtedy. Te dwa dni jednak, minęły mi jakby przez palce. Mam wrażenie jakbym jechał pociągiem i niby jestem obecny tu i teraz jak w przedziale. Jestem w nim, wszystko mam pod ręką, a mimo to za oknem bardzo szybko, bez możliwości uchwycenia mija, czas, miejsce, krajobraz. Chodzi mi o to, że w każdej składowej chwili jestem obecny, ale jak mam to zebrać, złożyć w jedną całość, w jeden dzień, to jest to jakieś puste. W czwartek po południu usłyszałem zdanie, że „kolegów się nie wybiera”, i zacząłem się nad tym zastanawiać, że w obecnej sytuacji (więzienie), plus to, co napisałem wcześniej w tym liście, że chcę pomagać innym, wymyśliłem, że skoro mam mocno pozytywne podejście do życia, świata, wydarzeń a oni wręcz odwrotnie, to muszę zacząć z nimi rozmawiać, delikatnie naprowadzić ich na pozytywny tok myślenia. A może to ja ich nie rozumiem dobrze? Grunt, żeby rozmawiać, a nie się odwracać, dialog łączy z ludźmi. Tylko teraz łatwo mi się o tym pisze, bo od poniedziałku, od naszego spotkania, czuję się trochę jakby odmieniony, inny… Jakby słowa, które Pani do mnie powiedziała trafiły do mnie. Myśląc o tym i pisząc o tym boję się, że to zniknie, że to iluzja. A szkoda, bo czuję się tak lepiej, jakby część jakiegoś balastu, obciążenia, odpadło ode mnie, czuję się lżej. Więc w czwartek wieczorem rozmawiałem z nimi, powiedziałem o co mi chodzi, po części przyznali mi rację. Nie wiem ile wzięli moje słowa do siebie, ale pierwszy krok został wykonany. Będę przekazywał im mój tok myślenia, jak będą chcieli, to skorzystają, jak nie, to trudno — ich sprawa.

Jeszcze chcę dodać słówko co do odczucia mojej przemiany.

Większość ludzi tutaj nie myśli. Robią głupie ruchy, po których cierpię ja, osoby trzecie, lub oni sami lub wszyscy. I to mnie wkurzało, że oni nie myślą i nie słuchają. Bo gdyby chociaż posłuchali, to nie byłoby tego czy innego problemu. Co innego jest, gdy ktoś myśli i popełni błąd, to ja rozumiem. Nikt nie jest idealny. Ja sam popełniam dużo błędów, ale ci niemyślący, gdy popełnią błąd, to jeszcze zwalają winę na cały świat, na innych ludzi. Ewidentnie odrzucają od siebie całą winę, próbując chyba zrobić ze wszystkich idiotów i to mnie tak okropnie irytowało. Dzisiaj czuję się jakby głębiej w sobie i jakby cały świat zewnętrzny mniej do mnie docierał, mniej mnie ranił.

B.

List od Macieja — Maciej

Droga Pani Magdo!

Na wstępie serdecznie Panią pozdrawiam i chciałbym dodać, że od jakiegoś czasu nosiłem się z myślą napisania kilku słów do Pani, ponieważ nigdy nie ma czasu na rozmowę i subiektywne opisanie uczuć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: