Ślub, seks i sześć milionów - ebook
Ślub, seks i sześć milionów - ebook
Jonas, miliarder i playboy, dostaje od dziadka ultimatum: albo wkrótce się ożeni, albo straci udziały w rodzinnym przedsiębiorstwie. Jonasa złości stanowisko starszego pana, ale zbyt dużo pracy włożył w firmę, by z niej zrezygnować. Postanawia więc znaleźć rozsądną kobietę i zaproponować jej układ. Gotów jest hojnie ją wynagrodzić. Sześć milionów. Katrina, na którą pada jego wybór, prosi go jedynie, by opłacił jej studia i sfinansował leczenie ciotki. Jonas jest zdumiony tym, że Kat nie chce dostępu do jego karty kredytowej i nie zamierza porzucić słabo płatnej pracy. Zgadza się też na platoniczny układ. Jonas natychmiast zaczyna zastanawiać się, jaką byłaby kochanką...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4367-4 |
Rozmiar pliku: | 658 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kolejny miesiąc, kolejne śniadanie. Ile ich już było? Jonas Halstead szybko obliczył w pamięci. Funkcję dyrektora naczelnego firmy Halstead i Synowie pełni od pięciu lat… Sześćdziesiąt śniadań. Zawsze w środę.
Sześćdziesiąt trzygodzinnych spotkań z człowiekiem w kręgach biznesu zwanym „Białym Rekinem Zachodniego Wybrzeża”, prezesem zarządu, a prywatnie jego dziadkiem, Jackiem Halsteadem. Jonas wolałby zostać poddany wyrafinowanym torturom, niż co miesiąc siadać z nim przy jednym stole.
Kiedy objął stanowisko dyrektora naczelnego firmy, zabronił współpracownikom wszelkich bezpośrednich kontaktów z Jackiem, ponieważ niewielu ludzi potrafiło znieść jego szorstki sposób bycia, przepytywania przypominające śledztwo policyjne i katastroficzne wizje przyszłości. Nawet starzy korporacyjni wyjadacze z trudem tolerowali jego agresję i pogoń za perfekcją.
Jonas nie bał się dziadka i potrafił z nim postępować. Z utęsknieniem czekał jednak na dzień, kiedy będzie mógł samodzielnie kierować firmą. Bezwzględność Jacka oraz skłonność ojca Jonasa do chodzenia na skróty przyczyniły się do tego, że nazwisko Halstead nie wzbudzało zaufania. „Niech dranie się nas boją, to dobre dla interesów!”, mawiał Jack, natomiast Jonasa krew zalewała, gdy na twarzach inwestorów, podwykonawców czy konkurentów widział instynktowną nieufność. Za cel nadrzędny postawił sobie odbudowanie reputacji firmy. Odnosił wrażenie, że robi postępy, lecz był to proces straszliwie powolny.
Wszedł po schodach do okazałej rezydencji przy prestiżowej Palisade Beach Road w Santa Monica, przywitał się z kamerdynerem dziadka, Henrym, i od razu przeszedł na taras z panoramicznym widokiem na plażę i ocean, gdzie Jack lubił jadać posiłki.
Dziadek siedział u szczytu stołu z filiżanką kawy w dłoni, w okularach na czubku nosa, pochłonięty lekturą. Czytanie działu gospodarczego gazet było jego codziennym zwyczajem. Przy stole siedział również Preston McIntyre. Co tu robi prawnik? Jonas przywitał się z nim uściskiem dłoni, potem rzucił spojrzenie Jackowi, którego mina mówiła: Zajmę się tobą, jak będę gotowy.
Jonas odsunął dla siebie krzesło i usiadł.
– Cześć, Jack – rzucił.
Odkąd dorósł, zwracał się do dziadka po imieniu.
– Częstuj się – mruknął Jack. Jonas sięgnął po sałatkę owocową. – Jak remont Cliff House?
Cliff House, w latach dwudziestych dwudziestego wieku najbardziej luksusowy hotel w Santa Barbara, obecnie w ruinie, był ich najnowszym nabytkiem. Miał potencjał. Na dodatek Jonas sprzątnął go sprzed nosa Harrisonowi Marshallowi, światowej sławy restauratorowi i przyjacielowi rodziny, co nadawało całej transakcji smaczku. Poszło gładko. Wystarczyło tylko przebić cenę.
– Zgodnie z planem i budżetem – krótko odparł Jonas.
– Szczegóły? – burknął Jack.
Podczas gdy relacjonował postęp prac, zerknął na sąsiedni dom. Zamknięte okiennice świadczyły o tym, że ojciec podróżuje po Europie, szukając dzieł sztuki do swojej imponującej już kolekcji.
Nie mógłby żyć tak jak ojciec. Dla niego praca była treścią każdego dnia, a bezczynność koszmarem.
Poza tym co innego mógłby robić z czasem? Nie miał, nie chciał mieć żony i dzieci, no i nie grał w golfa.
Jack zadał mu serię pytań, na które Jonas udzielił wyczerpujących odpowiedzi, na koniec poprosił Jonasa, aby nalał mu kawy. Jonas spełnił prośbę. Preston McIntyre cały czas milczał. Jonas zaczął się zastanawiać, w jakim celu Jack go zaprosił. Po minie prawnika poznał, że już niedługo się dowie.
Czyżby chytry Jack coś knuł?
Jack długo spoglądał w dal na plażę, w końcu przeniósł wzrok na wnuka.
– Zmieniam testament – oznajmił.
Jonas poczuł nieprzyjemny skurcz żołądka. Psiakrew! Znowu? Jack pisał nowy testament mniej więcej raz na pięć lat. Zgodnie z ostatnią wersją Jonas dziedziczył udziały Jacka w firmie, a jego ojciec ogromną polisę ubezpieczeniową oraz większość osobistego majątku Jacka łącznie z rezydencją.
– Ta posiadłość i moje udziały w firmie będą twoje.
To dobrze, pomyślał Jonas. Szlag by go trafił, gdyby się okazało, że harował po szesnaście godzin na dobę na próżno.
– Dziękuję – odrzekł.
Wiedział, że Jack nie oczekuje żadnej innej odpowiedzi. I nawet sobie nie życzy.
– Ale…
No tak.
– Ale tylko pod warunkiem, że w ciągu dziewięćdziesięciu dni się ożenisz.
Co takiego!?
Jonas musiał się zmobilizować, aby nie wybuchnąć. Miał ochotę walnąć pięścią w stół i zapytać Jacka, czy rozum mu odebrało. Nie zrobił tego, tylko mocno zacisnął palce wokół filiżanki z kawą.
– Wiele ode mnie żądasz. – Jego ton zdradzał zdenerwowanie. – Mogę prosić o wyjaśnienie?
– Jesteś wkurzony – zauważył Jack lekkim tonem.
– A ty byś nie był? – odparował Jonas.
– Byłbym – przyznał Jack. – Możesz się wściekać, ale to niczego nie zmieni. Albo się ożenisz, albo nici ze spadku.
Jonas potarł czoło. Nie mógł uwierzyć, że w ciągu kilku minut Jack wywrócił jego życie do góry nogami.
– To legalne? – zwrócił się do Prestona McIntyre’a.
Prawnik posłał mu spojrzenie pełne współczucia.
– Jack może dysponować swoim majątkiem, jak mu się żywnie podoba. To szantaż, ale zgodny z prawem.
– Już postanowiłem – odezwał się Jack, ignorując wzmiankę o szantażu. – Ożeń się w ciągu dziewięćdziesięciu dni, a wszystko przepiszę na ciebie i oddam ci pełną kontrolę nad firmą. Dom też ci podaruję. Unikniesz w ten sposób płacenia absurdalnego podatku. Wszystko, co musisz zrobić, to wziąć ślub.
– A jeśli się nie ożenię?
– Udziały odziedziczy twój ojciec. Chce je dostać, uważa, że mu się należą jako pierwszemu w kolejności dziedziczenia. – Głos Jacka był ostry jak brzytwa. – Wyraził życzenie powrotu do pracy. – Jonas ugryzł się w język, aby nie powiedzieć: Po moim trupie. Krew się w nim gotowała. – Twierdzi, że się nudzi. Że najwyższy czas wrócić i zająć należne mu miejsce w firmie.
Jonas omal nie zawołał: Przecież okradał firmę, żeby mieć na hazard!
– Sam się wycofał – przypomniał.
– Wciąż jest zdolnym biznesmanem. I moim synem.
Jonas nie wytrzymał.
– Cała robota, jaką wykonałem po jego odejściu, się nie liczy? Przyjąłbyś go bez konsultacji ze mną? – Odpowiedź mógł wyczytać z twarzy Jacka. – To nie fair.
Jack wzruszył ramionami.
– Moim priorytetem zawsze było i będzie dobro firmy – oświadczył. – Odwaliłeś kawał solidnej roboty – ciągnął – ale kto przyjdzie po tobie? Jako dwudziestolatek ostro randkowałeś. Nie przejmowałem się tym. Uważałem, że musisz się wyszumieć. W tym roku kończysz trzydzieści pięć lat. Boję się, że już nigdy się nie ustatkujesz.
– Jesteś hipokrytą. Od ponad pięćdziesięciu lat jesteś sam – wytknął mu Jonas.
– Miałem żonę. Mam syna. Lane uczynił to samo. Ty nie. Powinieneś się ożenić. W twoim wieku powinieneś już mieć dziecko, a nawet dwoje.
– W dzisiejszych czasach ludzie późno się pobierają i późno mają dzieci.
Jack rzucił mu gniewne spojrzenie.
– Chcę zobaczyć cię żonatego. Chcę zobaczyć twoje dziecko. Chcę mieć pewność, że majątek Halsteadów pozostanie w rodzinie.
– Dziwne, że nie żądasz, abym w trzy miesiące spłodził dziecko – wypalił Jonas.
– Nie jestem aż tak wymagający – odciął się Jack. – Znam cię i wiem, że myśl o tym, że nasza krwawica miałaby się dostać komuś spoza naszego rodu, budzi w tobie taką samą odrazę jak we mnie.
Nasz ród?!
– Nie żyjemy w szesnastowiecznej Anglii. I nie podoba mi się, że się mieszasz w moje życie prywatne!
– Spokojnie. Małżeństwa skojarzone przez rodziców sprawdzały się od zarania dziejów. Sprawa jest prosta. Ożeń się, a dostaniesz wszystko. W przeciwnym razie będziesz się mocował z ojcem.
Jonas zaklął pod nosem. Jack doskonale wiedział, jakiego argumentu użyć. Wiedział, że zrobi wszystko, aby trzymać ojca jak najdalej od firmy, którą chce samodzielnie zarządzać. Ale nic za darmo. Ceną jest małżeństwo, coś, czego zamierzał unikać jak najdłużej.
Jonas energicznie odsunął się z krzesłem, rzucił serwetkę na stół, podał rękę Prestonowi, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia.
– Jak będzie? – Jack zawołał za nim. – Co zamierzasz?
Jonas wyłowił nutę niepewności w głosie dziadka.
Zwolnił, przystanął, odwrócił się i uśmiechnął zimno.
– Dowiesz się za trzy miesiące.
Katrina Morrison wsunęła rękę pod włosy i dyskretnie wepchnęła głębiej metkę, która drażniła ją w szyję. Żałowała, że nie może jej po prostu odciąć i wyrzucić, ale to było niemożliwe. Tess, jej najlepsza przyjaciółka i menedżerka Wieszaka, ekskluzywnego butiku w Santa Barbara, urwałaby jej głowę. Wszystkie pożyczone przez Kat kreacje musiały wrócić do sklepu.
Kat nie miała tysiąca dolarów na zbyciu, a nawet gdyby miała, na pewno nie wydałaby ich na sukienkę, krótką solejkę bez rękawów tak prostą, że bajońsko drogą. Niemniej kiedy się jest kierowniczką sali w El Acantilado, flagowej restauracji ulubieńca Ameryki, zdobywcy wielu nagród kulinarnych, Harrisona Marshalla, wygląd to wszystko. Goście odwiedzający El Acantilado spodziewają się wyjątkowych doznań i przeżyć, a Kat jest pierwszą osobą, z którą się stykają. Pierwsze wrażenie musi być jak najlepsze. Sukienka od znanego projektanta, perfekcyjny makijaż, błyszcząca szminka, czarne zamszowe dziesięciocentymetrowe szpilki.
Ulubionym strojem Kat były sprane dżinsy i bawełniana koszulka, ulubioną fryzurą koński ogon, a ulubionym makijażem brak makijażu. Niemniej dzięki tej posadzie miała z czego płacić rachunki i dlatego gotowa była sprostać każdym wymaganiom.
Postukała długopisem w oprawioną w skórę księgę rezerwacji i spojrzała w głąb sali. Nowy kelner stawiał właśnie talerz z pieczoną kaczką przed senatorem Cordellem. Szczęście, że nie obsługuje Elany Marshall, pomyślała. Córka Harrisona Marshalla siedziała przy najlepszym stoliku w towarzystwie Jarroda Jonesa. Ani Thoma, chłopaka Elany, ani żony Jarroda, znanej irlandzkiej aktorki, Finoli, z nimi nie było. Ciekawe…
Kat mogłaby zarobić krocie, sprzedając tabloidom plotki o celebrytach. Dostawała już takie propozycje, z pełną gwarancją zachowania anonimowości. Westchnęła. Pieniądze były jej potrzebne, lecz miała zasady. Niestety.
Zajrzała do księgi rezerwacji, potem zerknęła na zegarek. Państwo Henley jak zwykle się spóźniają, Jonas Halstead ze swoimi gośćmi powinien lada chwila się zjawić. Zawsze jest punktualny.
Z kim przyjdzie? W jej ocenie wystrzałowa blondynka, z którą się spotykał od trzech miesięcy, jest już passé, i dziś u jego boku pojawi się nowa partnerka. Jonas Halstead, multimilioner z branży nieruchomości, przez ostatni rok regularnie bywał w El Acantilado. Niedawno kupił sławny w Santa Barbara Cliff House i zaczął go restaurować. Obiło jej się o uszy, że sprzątnął go sprzed nosa Harrisonowi Marshallowi, co świadczyło o tym, że jest albo bardzo zdolnym biznesmenem, albo rekinem.
Kat westchnęła. To był świat, do którego chciała wejść. Który był jej przeznaczeniem, który ją wabił. Lecz w wieku dwudziestu ośmiu lat wciąż pracuje tu gdzie pracuje, a jedyny kontakt ze światem finansjery ma wtedy, gdy prowadzi biznesmenów takich jak Jonas Halstead do stolika. Smutne.
– Katrina?
Przed nią stał Jonas Halstead w nienagannym czarnym garniturze od znanego projektanta i szarej koszuli rozpiętej pod szyją. Opalony, z seksownymi ustami, prostym nosem i ciemnozielonymi oczami był bardzo przystojny.
Serce jej zabiło mocniej.
– Och, pan Halstead. Witamy w El Acantilado – wybąkała.
Opanuj się. Nie jesteś już dwudziestoletnią kelnerką, ale szefową sali. Harrison Marshall sam cię awansował, bo się nie mizdrzysz do wielkich tego świata.
– Jonas – poprawił ją.
Nie pierwszy raz proponował, aby zwracała się do niego po imieniu, lecz nie miała zamiaru korzystać z zaproszenia. Wolała zachować zdrowy dystans w stosunku do mężczyzn jego pokroju. Życie ją nauczyło, że bogatym facetom w drogich garniturach nie wolno ufać.
A może facetom w ogóle? Wszystkim?
I dlatego zmysłowa reakcja na bliskość Jonasa irytowała Kat. Po doświadczeniu z Wesem, byłym mężem, wiedziała, że w wyborze partnera nie należy kierować się feromonami. Co z tego? Za każdym razem, gdy widziała Jonasa, myślała tylko o tym, że od dawna nie była w łóżku z mężczyzną i że on musi być wspaniałym kochankiem. Fama głosiła, że ma duże doświadczenie.
Dziś wieczorem zjawił się jednak sam.
– Czy będzie miał pan gości? – zapytała.
– Rowan dołączy za chwilę.
Oczy Kat zrobiły się okrągłe z podniecenia. Zaprosił Rowan Greenly? Aktorka właśnie rozstała się ze znanym z gwałtownego temperamentu mężem, który zagroził, że zastrzeli każdego, kto zbliży się do jego żony.
– Gratuluję odwagi. Radzę włożyć kamizelkę kuloodporną – rzekła, choć wiedziała, że uwaga jest trochę niedyskretna.
Jonas Halstead, jakby skonsternowany, zmarszczył brwi, lecz po chwili cicho zachichotał.
Kat poczuła mrowienie na skórze. Przyłożyła dłoń do mostka. Opanuj się, nakazał wewnętrzny głos. Pamiętasz, dlaczego się rozwiodłaś z tym bezwzględnym draniem? Obłędnie przystojny rekin finansowy jest ostatnią osobą, która powinna cię podniecać.
Drzwi restauracji otworzyły się i ukazał się w nich Rowan Brady, gwiazda koszykówki, w całej swojej dwumetrowej okazałości.
Boże! Oczywiście!
Kat zerknęła na Jonasa, który uniósł jedną brew.
– Oto mój gość, z którym jestem umówiony na randkę – oznajmił.
Rowan Brady zbliżył się do nich, położył Jonasowi dłoń na ramieniu i rzekł:
– Znamy się od dziecka i wciąż ci powtarzam, że nie jesteś w moim typie. – Kat wyłowiła żartobliwą nutę w jego głosie. – Dlaczego chcesz, aby ta urocza dama sądziła, że jestem?
– Bo zakładała, że czekam na Rowan Greenly.
Rowan aż się wzdrygnął z obrzydzenia.
– Masz chyba jeszcze trochę rozsądku. Gorąca babka, ale jej mąż to psychol.
– Zaprowadzę panów do stolika – odezwała się Kat. Zeszła z podestu i wskazała prawie pełną salę. – Wybrałam ten przy oknie ze wspaniałym widokiem na plażę. Tędy, proszę.
Kat ruszyła przodem, zaklinając w myśli: Błagam, nie patrz na moje pośladki, a jeśli patrzysz, to mam nadzieję, że dobrze wyglądają. Przestań!
– Masz… – usłyszała za plecami. Na szczęście doszli już do stolika. Kat odwróciła się, czekając na seksistowski komplement. – Masz… – powtórzył Jonas, stanął za nią, podniósł rękę i szybkim ruchem oderwał metkę z ceną od sukienki. – Zapomniałaś ją odciąć.
Kat z przerażeniem patrzyła na metkę. Była przedarta. Nie da się jej przyczepić z powrotem.
Szlag, szlag, szlag!
– Dobrze się czujesz? – zaniepokoił się Jonas. – Katrina?
Jego głos sprowadził ją na ziemię.
Nie wolno ci zemdleć. Nie wolno ci go zwymyślać. Nie wolno ci mrugnąć okiem. Ta robota jest ci potrzebna. Potrzebna! Powiedz coś.
Nie mogła jednak wydobyć z siebie słowa. Język nie słuchał poleceń mózgu. Wyrwała Jonasowi metkę z ręki, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła salę.
Musi zwrócić ponad tysiąc dolarów za sukienkę, na którą jej nie stać, a wszystko przez Jonasa. Gdyby umówił się z Rowan Greenly, zadzwoniłaby po jej męża.