Ślub w pałacu - ebook
Ślub w pałacu - ebook
Król Casimiro na skutek wypadku utracił częściowo pamięć. Choć nikt w państwie o tym nie wie, Casimiro czuje, że nie jest zdolny do dalszego sprawowania władzy. Postanawia abdykować i oddać rządy w ręce swego młodszego brata. Wówczas jednak niespodziewanie przybywa do pałacu pewna tajemnicza Angielka, zielonooka Melissa Maquire. Nie wiadomo dlaczego jej osoba wzbudza w Casimirze silne uczucia. A wiadomości, które Melissa mu przekazuje, odmieniają jego życie...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-8772-0 |
Rozmiar pliku: | 548 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Melissa nie zwracała uwagi na złociste światło padające spod sklepionego sufitu. Nawet przepiękny pałac tracił znaczenie w porównaniu ze świadomością, że nadeszła wyczekiwana przez nią chwila.
Nareszcie.
Czasem odnosiła wrażenie, że całe jej życie zmierzało właśnie do tego zdarzenia – a jego skutki zdeterminują przyszłość. Wszystko zaczęło się w tamtym straszliwym momencie, gdy trzymając w drżących palcach plastikowy pasek, ujrzała na nim niebieską linię stanowiącą niezbite potwierdzenie faktu, że jest w ciąży.
I odtąd jej świat nieodwołalnie się zmienił.
– Słuchasz mnie, Melisso? – Głos Stephena wdarł się w gorączkowy wir jej myśli. – Powiedziałem, że król zaraz cię przyjmie.
– Tak, tak, usłyszałam – odparła.
Serce zabiło jej mocno. Zerknęła w zwierciadło w ozdobnych ramach, wiszące w przedpokoju w pałacu Zaffirinthosa. Nie była próżna – w jej życiu brakowało miejsca na próżność, nawet gdyby uroda dawała jej do niej prawo. Ale audiencja u króla...
Króla, który jest ojcem jej dziecka!
Chyba po raz tysięczny poprawiła włosy, mając nadzieję, że wygląda lepiej, niż się czuje. Musi wywrzeć jak najlepsze wrażenie na Casimirze, aby go przekonać, że jest godna zostać matką królewskiego syna. Spoconymi dłońmi wygładziła nową płócienną sukienkę i popatrzyła niepewnie na Stephena.
– Czy... czy dobrze wyglądam?
Obrzucił ją przelotnym spojrzeniem, a potem znów wsadził nos w trzymany w ręku terminarz.
– Wyglądasz świetnie – odrzekł. – Ale niewątpliwie zdajesz sobie sprawę, że on tego nie zauważy. Członkowie rodziny królewskiej traktują nas jak służbę i nigdy naprawdę się nam nie przyglądają. Stanowimy dla nich tło, jak tapeta. Król oczekuje od ciebie jedynie zwięzłego zarysu planu dzisiejszego wieczornego balu. W zasadzie poinformowałem go o wszystkim, co powinien wiedzieć, ale ponieważ zajęłaś się udekorowaniem sali kwiatami i wynajęciem orkiestry, więc chce ci osobiście podziękować. To z jego strony tylko uprzejmy gest. Mów krótko, zachowuj się miło i pamiętaj, żeby się nie odzywać niepytana.
– Oczywiście, że będę o tym pamiętać. – Zamilkła na chwilę, po czym dodała z wahaniem: – Wiesz, ja... już go kiedyś poznałam.
Stephen zmarszczył brwi i podniósł wzrok znad terminarza.
– Kiedy?
Dlaczego to wyznała? Może po to, aby uprawdopodobnić wymarzony przebieg wypadków: Casimiro natychmiast uzna Bena za swego syna i spadkobiercę, a ona pytana o ojca chłopca nie będzie już musiała z zakłopotaniem udzielać wymijających odpowiedzi.
Problem tylko w tym, że takie wymarzone scenariusze nigdy się nie urzeczywistniają. Wykluczone, by król przyjął z zadowoleniem tę nieoczekiwaną wiadomość, zwłaszcza że żona jego młodszego brata niedawno urodziła syna, a media odtrąbiły przyjście na świat następcy tronu bajkowego śródziemnomorskiego królestwa Zaffirinthos. Jednakże Melissa wiedziała, że prawdziwym dziedzicem jest jej Ben.
Odchrząknęła.
– To... to się zdarzyło podczas przyjęcia, które wydaliśmy w Londynie z okazji urządzenia w tamtejszym muzeum wystawy marmurowych rzeźb z kolekcji króla Zaffirinthosa. Casimiro uczestniczył w otwarciu ekspozycji i w późniejszym party. Z pewnością to pamiętasz?
– Naturalnie. – Stephen zmrużył oczy. – Pomagałaś mi roznosić kanapki. Wątpię jednak, czy powiedziałaś do niego coś więcej oprócz: „Może Wasza Królewska Mość zechciałby spróbować jeszcze jednej przystawki?”. I nie łudź się, że on cię zapamiętał.
Przez twarz Melissy przemknął przelotny nerwowy uśmiech. Oczywiście, trudno oczekiwać, by prawowity król wdał się z nią w pogawędkę na uroczystym spotkaniu towarzyskim w obecności tłumu znakomitych gości. A jednak gdyby Stephen wiedział, co król rzekł do niej wtedy w nocy, gdy była przemarznięta, zagubiona i spragniona pociechy... Wspomniał coś o tym, że nie powinna w ogóle nosić majtek – a potem ściągnął je Melissie i pocałował ją namiętnie, krusząc wszelki opór.
Lecz naturalnie jej chlebodawca nie miał pojęcia, że przespała się z człowiekiem władającym bogatą śródziemnomorską wyspą Zaffirinthos, który stał się ojcem Bena. Nie wiedziała o tym jej ciotka, opiekująca się chłopcem w Anglii, ani nikt inny, nawet sam Casimiro. Był to dręczący Melissę sekret, brzemię, którego jednak niebawem się pozbędzie.
– Poza tym stan zdrowia króla wciąż jeszcze budzi niepokój – mówił dalej Stephen.
Melissa znieruchomiała.
– Czy... czy on jest chory?
– Chory? Jest w znakomitej formie... co właściwie zakrawa na cud – rzekł w zadumie Stephen. – Wiesz, że dwa lata temu omal nie umarł, prawda?
Chociaż był ciepły majowy wieczór, Melissa zadrżała na wspomnienie tamtego strasznego okresu. Naturalnie, że o tym wiedziała. Przecież spędzała bezsenne dni i noce, oglądając kanał informacyjny, w którym podawano nader skąpe doniesienia o stanie zdrowia Casimira. „Król walczy o życie”. Ta ponura wiadomość uświadomiła jej, że nie może dłużej chować głowy w piasek.
Toteż gdy Casimiro w końcu wyzdrowiał, zdecydowała, że powie mu o ich dziecku. Wprawdzie jej wcześniejsze próby skontaktowania się z nim nie powiodły się, bo zwykłym ludziom, takim jak ona, niełatwo dotrzeć do króla, ale teraz musi się jej udać. Ben jest bowiem nie tylko jej ukochanym synkiem, lecz również potomkiem króla i dziedzicem królestwa.
– Spadł z konia, tak? – spytała. Tylko tyle wiedziała o tym wypadku, jednak miała nadzieję usłyszeć od Stephena coś więcej.
– Upadł na głowę, lekkomyślny głupiec, i przez wiele tygodni był w śpiączce.
– Ale już wyzdrowiał?
– Na to wygląda. Jednak jeden ze służących zdradził mi, że ostatnio król stał się zimny i nieprzystępny. Wszyscy są tym bardzo zaniepokojeni.
To nie była dla Melissy dobra wiadomość. Pragnęła usłyszeć, że Casimiro jest najpogodniejszym człowiekiem na świecie. Miała nadzieję, że król z uszczęśliwionym uśmiechem przyjmie nowinę o swym synku, a potem oświadczy, że nie powinna się niczym martwić, gdyż on się wszystkim zajmie.
– Zimny? – powtórzyła jak echo.
– Właściwie wręcz lodowaty – rzekł ze śmiechem Stephen. – Tak więc, jak powiedziałem, mów krótko i zachowuj się miło.
– Postaram się – obiecała i niepewnym krokiem podążyła za lokajem, który poprowadził ją na królewskie pokoje.
Zjawiła się w pałacu dopiero wczoraj. Przyleciała prywatnym odrzutowcem, co stanowiło olbrzymi kontrast z jej zwykłym sposobem podróżowania zatłoczonymi autokarami i pociągami. Miała pomóc Stephenowi w ostatnich przygotowaniach do balu wydanego przez króla Casimira, a będącego spóźnionym przyjęciem weselnym Xaviera, młodszego brata, i jego żony Catheriny, a także uświetnieniem narodzin ich synka. Ostatnio Stephen miał niemal monopol na organizowanie takich prestiżowych uroczystości, zwłaszcza z udziałem rodzin królewskich.
Stephen Woods był jej szefem. Pomagała mu przygotowywać tego rodzaju towarzyskie imprezy. Przyjęła tę pracę raczej z przypadku niż ze świadomego wyboru po tym, gdy po śmierci matki musiała z powodu braku środków finansowych porzucić studia w college’u. Stephen poznał się na talencie Melissy i przywrócił jej wiarę w siebie. Często jej powtarzał, jak wysoko ceni sobie jej zmysł artystyczny i umiejętność przekształcania rzeczy codziennych w niezwykłe. Te jej zdolności zapewniały rozgłos organizowanym przez niego przyjęciom. Dlatego godził się dostosowywać jej godziny pracy do obowiązków związanych z opieką nad Benem, a ona była mu za to wdzięczna.
Zatopiona w rozmyślaniach Melissa ledwie dostrzegała ogrom i wspaniałość imponującego pałacu, idąc za lokajem przez korytarze wykładane marmurem. Nie zwracała uwagi na obrazy na ścianach ani na posągi bogów i bogiń, skąpane w blasku słońca wpadającym przez wielkie okna. Myślała wyłącznie o Benie, o tym, że jego życie niebawem całkowicie się zmieni. Chłopiec zyska ojca, który obdarzy go miłością i bogactwem.
W końcu przystanęli przed ozdobnie rzeźbionymi drzwiami. Lokaj zapukał głośno i po chwili usłyszeli krótkie:
– S?
Rozpoznała ten gardłowy głos o seksownym akcencie. Wiedziała, że Casimiro równie biegle mówi po włosku, jak po grecku. Zadrżała na myśl, że jej najbardziej wytęsknione pragnienie za chwilę się spełni. Musiała jednak zachować spokój i opanowanie.
Lokaj otworzył drzwi i zobaczyła Casimira.
Siedział za biurkiem, studiując w skupieniu leżącą przed nim stertę dokumentów. Wyglądał niczym posąg wykuty z lśniącego marmuru i wydawał się całkowicie nieświadomy jej obecności. Przez chwilę stała w progu, napawając się widokiem jego kruczoczarnych włosów i barczystych ramion. Mógł posiadać niezmierzone bogactwa i władzę, lecz dla niej nadal był przede wszystkim najwspanialszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznała.
Nagle podniósł wzrok i serce zatrzepotało jej w piersi, gdy ich spojrzenia się spotkały. Zalała ją fala tęsknoty za tym byłym kochankiem, który obdarzył ją dzieckiem. Myślała o nim nieustannie, chociaż ani razu nie spróbował się z nią skontaktować. Ile czasu minęło od tamtych pamiętnych chwil? Niemal dwa lata!
Wpatrzyła się w jego bursztynowe oczy, ocienione czarnymi rzęsami. Przyglądała się wyniosłym arystokratycznym rysom i szczupłej, lecz muskularnej sylwetce w eleganckim uniformie. To był Casimiro – ale wydawał się taki odmieniony! Wyraz twarzy miał bardziej surowy i ponury niż dawniej. Przełknęła nerwowo. Ten mężczyzna emanował imponującą królewską aurą i sprawiał wrażenie całkowicie nieprzystępnego.
Ale czy kiedykolwiek był dla niej przystępny? – uświadomiła sobie. Tylko na tyle, by wziąć ją do łóżka i posiąść. Widząc teraz Casimira w jego pałacu, poczuła niepewność i onieśmielenie. Po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że on naprawdę jest królem władającym tą przepiękną wyspą i jej mieszkańcami.
Jednak było już za późno na odwrót teraz, gdy w końcu zdołała do niego dotrzeć. Uśmiechnęła się więc, chociaż z mocno bijącym sercem. Casimiro jest ojcem jej dziecka i bez względu na to, co zaszło między nimi w przeszłości, z pewnością będą potrafili podjąć dojrzałe decyzje na przyszłość.
Nie oczekiwała, że Casimiro poderwie się uradowany i weźmie ją w ramiona. Spodziewała się jednak, że coś powie, cokolwiek. Miała nadzieję ujrzeć na jego twarzy odbicie jakichś emocji – wstrząsu, zaskoczenia, może nawet konsternacji. Lecz rysy mężczyzny pozostały lodowato zimne i niewzruszone i Melissa pomyślała, że być może sama będzie musiała uczynić pierwszy krok.
Przybrała pogodną minę i zdobyła się na uśmiech.
– Witaj – wyjąkała.
Przez chwilę Casimiro milczał. Był tak pogrążony w posępnych rozmyślaniach, że niemal zapomniał, że wezwał kogoś do swego gabinetu. Teraz więc uważnie przyjrzał się stojącej przed nim kobiecie.
Miała długie włosy barwy mocnej herbaty, typowej dla wielu Angielek, i zielone oczy. Przez jej bladą, niemal przezroczystą cerę prześwitywały na skroniach drobne niebieskie żyłki. Ubrana była w sukienkę, której jedyną godną uwagi cechą było to, że podkreślała jej długie i bardzo zgrabne nogi.
Zmarszczył brwi. Przez całe życie postępował zgodnie z zasadami etykiety i niemal weszło mu to w krew. Wprawdzie często uskarżał się na owe nudne, sztywne reguły, jednak osoby niestosujące się do nich budziły jego stanowczą dezaprobatę. Odłożył złote wieczne pióro i zmierzył przybyłą zimnym taksującym spojrzeniem.
– Z kim mam przyjemność? – zapytał chłodno.
Jego obojętny ton niemal starł uśmiech z twarzy zaskoczonej Melissy. Czy to jakiś żart? Casimiro przeszywał ją surowym nieprzyjaznym wzrokiem. Wypatrywała choćby najdrobniejszej oznaki tego, że ją rozpoznał – że przypomniał sobie kobietę, z którą wielokrotnie się kochał. Lecz jego nieprzenikniona mina wyrażała jedynie znudzone lekceważenie i w końcu do Melissy dotarła brutalna prawda. On nie wie, kim jestem!
Przez moment nie potrafiła w to uwierzyć. Sądziła, że Casimiro prowadzi z nią jakąś okrutną grę. Jednak wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony i nieczuły, a chyba nikt nie może być aż tak dobrym aktorem.
Wprawdzie ich przelotny romans trwał zaledwie kilka dni, ale czy Casimiro mógł tak kompletnie o niej zapomnieć? Powiedział jej przecież wtedy, że na zawsze zapamięta ich namiętną przygodę. Czyżby kłamał? A może po prostu mówił to wszystkim kobietom, które zdobywał?
Zamrugała gwałtownie, usiłując choć w części zapanować nad chaosem myśli. Starała się nie uczynić niczego szalonego, czego mogłaby później żałować, choć kusiło ją, by rzucić mu w twarz słowa w rodzaju: „W rysach Waszej Królewskiej Wysokości dostrzegam uderzające podobieństwo do mojego synka” albo: „Casimiro, urodziłam ci następcę tronu, potomka, o którego istnieniu w ogóle nie wiesz”.
Lecz nie mogła tak postąpić. Postanowiła przecież, że wybierze odpowiednią chwilę i bardzo ostrożnie wyjawi mu prawdę. A obecne okoliczności z całą pewnością nie były sprzyjające. Casimiro przyglądał jej się niemal pogardliwie, jakby spadła z księżyca i wypaliła dziurę w jego bezcennym jedwabnym dywanie.
– Nazywam się Melissa – rzekła, żywiąc mimo wszystko nadzieję, że obudzi tym jego pamięć. Przecież powiedział kiedyś, że jej piękne imię kojarzy mu się z wonnym miodem.
– Melissa? – powtórzył zdziwiony.
– Melissa Maguire.
Obrzucił ją spojrzeniem wyrażającym ledwie skrywane znudzenie.
– Nadal nic mi to nie mówi.
Co miała powiedzieć, by ją sobie przypomniał? Przytoczyć jakiś na wpół zapomniany fragment ich rozmowy, który mógł przypadkiem utkwić mu w pamięci? Czyż tamtego popołudnia, gdy wypłynęli potajemnie na rzekę małą łódką, nie powiedział jej, że jest jedną z najwspanialszych osób, jakie spotkał w życiu?
Melissa przełknęła urazę i zdobyła się na drżący uśmiech.
– Mieszkam... mieszkam na obrzeżach Londynu, w miejscowości Walton-on-Thames, w pobliżu rzeki, gdzie można wynajmować łódki wiosłowe. Być może pan...
– Zaraz usnę, jeśli dalej będziesz ciągnąć swój nudny monolog – przerwał jej, przeszywając ją lodowatym spojrzeniem bursztynowych oczu. – Nie prosiłem, żebyś mi opowiedziała całe swoje życie. Pytałem tylko, kim jesteś i dlaczego wtargnęłaś do moich prywatnych apartamentów, okazując mi całkowity brak szacunku. – Przerwał na chwilę, gdy niepewność i frustracja minionych miesięcy znalazły ujście w jego rosnącej irytacji. – Zakładam bowiem, że wiesz, kim jestem, chociaż nie okazałaś tego w żaden stosowny sposób.
– Oczywiście wiem, że jest pan królem Zaffirinthos – odparła szybko.
– A jednak przywitałaś mnie jak przygodnego znajomego. Nie spuściłaś wzroku na znak szacunku ani nie skłoniłaś się przez wzgląd dla mego królewskiego tytułu.
Melissa niezręcznie skrzyżowała nogi w kostkach i ugięła kolana. W głębi duszy czuła się poniżona i wściekła. Ironiczne uwagi Casimira upewniły ją ostatecznie, że jej nie poznał. Dlaczego miałaby mu się kłaniać, skoro jest matką jego dziecka?
Jednak niewątpliwie to nie była najlepsza pora na wszczęcie buntu. Toteż Melissa wykonała najbardziej wdzięczne dygnięcie, na jakie potrafiła się zdobyć, i powiedziała:
– Proszę Waszą Wysokość o wybaczenie.
– Waszą Królewską Mość – poprawił ją łagodniej, choć wciąż z nutą ironii.
Pomyślał z ciężkim sercem, że już wkrótce przestanie być Jego Królewską Mością. Uwolni się od wszystkich tych królewskich atrybutów, które więziły go niczym pozłacana klatka. Dzisiejszego wieczoru na balu wygłosi rozstrzygające oświadczenie, kładąc kres wszelkim spekulacjom na temat jego przyszłości.
Jednak gdy przyglądał się pochylonej głowie tej Angielki, coś poruszyło w jego umyśle mgliste wspomnienie ocalałe ze spustoszeń, jakich wypadek dokonał w jego pamięci. W zachowaniu tej dziewczyny wobec niego coś się nie zgadzało, chociaż żadną miarą nie potrafiłby określić, na czym to polega.
– Wstań – rozkazał niecierpliwie.
Zaniepokojona Melissa wstała i podniosła na niego wzrok.
– Po co tu przyszłaś? – zapytał łagodnym tonem.
– Wasza Królewska Mość mnie wezwał.
Czyżby? W istocie, umysł miał tak pochłonięty ważką decyzją, którą miał podjąć, i czekającą go później podróżą, że niemal wcale nie poświęcał uwagi zarządzaniu pałacem. Spuścił wzrok na papiery na biurku, ułożył je w równy stosik, a potem zmierzył dziewczynę chłodnym spojrzeniem.
– Doskonale. A zatem przypomnij mi, kim jesteś i co tutaj robisz.
To był przypuszczalnie najbardziej obraźliwy sposób uzmysłowienia Melissie jej niskiej pozycji społecznej. Postanowiła jednak nie zważać na urazę i postarać się, by Casimiro ujrzał w niej ludzką osobę, a nie zawadzający przedmiot. Przedstawi mu fakty stanowiące prawdziwy powód jej przybycia tutaj. Jakimś cudem zdołała przywołać na twarz konwencjonalny uśmiech.
– Pracuję dla Stephena Woodsa, profesjonalnego organizatora przyjęć, Wasza Królewska Mość. Przyleciałam wczoraj z Anglii, aby pomóc mu w urządzeniu balu, a teraz on... to znaczy Stephen... powiedział mi, że mam przedstawić panu krótki zarys przebiegu dzisiejszego przyjęcia.
– Naprawdę? – rzekł w zadumie Casimiro. – Cóż, w takim razie usiądź i mów – polecił niedbałym tonem.
– Dziękuję – wyjąkała Melissa, próbując choć trochę uspokoić oddech, i przycupnęła na wskazanym jej pozłacanym krześle po drugiej stronie biurka.
– A więc zaczynaj – powiedział król przeciągłym tonem.
Dziewczyna koniuszkiem języka zwilżyła wargi, usiłując opanować skrępowanie, choć była boleśnie świadoma wwiercającego się w nią spojrzenia ciemnozłotych oczu Casimira. Jak on, u licha, zareaguje, kiedy usłyszy, co naprawdę ją tutaj sprowadziło? A przede wszystkim, kiedy ona ma mu o tym powiedzieć?
Zdecydowała, że zanim powiadomi go, że został ojcem, postara się najpierw wywrzeć na nim dobre wrażenie swą zawodową solidnością i skutecznością.
– Bal rozpocznie się o godzinie ósmej od uroczystego wejścia Waszej Królewskiej Mości. Zaraz potem w sali zjawią się pański brat książę Xaviero, jego żona księżna Catherina i ich synek książę Cosmo.
– Czy to nie za późna pora dla niemowlęcia?
– Może trochę – przyznała. – Uważamy jednak, że opóźnione przyjęcie weselne połączone ze świętowaniem chrztu dziecka stanie się dla reporterów okazją do zrobienia zdjęć małego księcia z rodzicami. Miejmy nadzieję, że kiedy już dostaną to, na czym im zależy, zostawią was w spokoju.
Casimiro zdawał sobie sprawę z tego, że świat już pokochał jego nowo narodzonego bratanka. Przyjście na świat małego Cosmy dawało nadzieję na utrzymanie ciągłości jednego z najstarszych rodów królewskich w Europie, a na Casimira wywierało dodatkową presję, by znalazł sobie żonę i dochował się własnego dziecka.
Jego rysy stężały, gdy o tym pomyślał. Dotąd zawsze postępował zgodnie z ustalonymi regułami, ale teraz zamierzał z tym skończyć. Nie będzie się starał o dziecko, by zadowolić oczekiwania innych. W ciągu minionych kilku miesięcy uświadomił sobie, że powinien porzucić dotychczasowy sposób życia. Miał wszystko, o czym marzy większość ludzi, lecz ta uprzywilejowana pozycja stała się dla niego potrzaskiem, z którego pragnął raz na zawsze wyrwać się na wolność.
W głębi duszy odczuwał nerwowy niepokój, który od czasu wypadku stał się jeszcze bardziej dojmujący. A zdenerwowany król nie może dobrze pełnić swojej funkcji. Poza tym istniał jeszcze jeden powód, by zrealizować podjęty plan – coś, co go dręczyło, odkąd się obudził z pourazowej śpiączki...
– Czy Wasza Królewska Mość ma jakieś zastrzeżenia? – spytała Melissa.
Jej głos z miękkim akcentem wdarł się w jego rozmyślania. Casimiro popatrzył na nią i uniósł brwi.
– Co takiego?
– Zastrzeżenia wobec sesji zdjęciowej z udziałem pańskiego brata i jego rodziny – wyjaśniła gładko.
– Zastrzeżenia? – powtórzył i parsknął gorzkim śmiechem. – Mam ich tysiące, ale rozumiem, że to konieczne. Proszę omówić z moimi ludźmi kwestię zapewnienia bezpieczeństwa – polecił. – I dopilnować, by reporterzy nie przekroczyli wyznaczonego czasu. Zbyt wiele błysków fleszy może zdenerwować małe dziecko. A także dorosłych – dorzucił sardonicznie, obrzucając Melissę spojrzeniem raczej zrezygnowanym niż zaciekawionym. – Co dalej?
– Kolacja dla dwustu osób, po której pański brat wygłosi krótką mowę, dziękując Waszej Królewskiej Mości za wydanie tego przyjęcia. Następnie pokaz ogni sztucznych, a potem...
– Chwileczkę – rzekł, czując w sercu kamienny ciężar. – Chciałbym sam również zabrać głos, jeszcze przed moim bratem.
Zaniepokojona Melissa wyprostowała się w krześle.
– Ależ Wasza Królewska Mość...
Jego oczy błysnęły groźnie.
– O co chodzi?
Pomyślała o zagranicznych rodzinach królewskich, dygnitarzach i śmietance towarzyskiej z całej Europy i ze Stanów Zjednoczonych, a także o precyzyjnych przygotowaniach służb ochrony. Casimiro nie może w ostatniej chwili występować z takim pomysłem, rujnując wszystkie jej plany. Wzięła głęboki oddech.
– Program przyjęcia został już opracowany co do sekundy.
– Więc, do diabła, opracujcie go od nowa! – rzucił porywczo. – Czyż nie za to się wam płaci?
Melissa znów poczuła się upokorzona, lecz nie dała nic po sobie poznać.
– Doskonale... o ile Wasza Królewska Mość powiadomi mnie, ile czasu potrzebuje na swoją przemowę oraz poinformuje wszystkich o tej zmianie. Jestem pewna, że uda się to odpowiednio zorganizować.
Świadoma, że jej słowa zabrzmiały niczym błaganie, Melissa po raz ostatni desperacko poszukała na twarzy Casimira jakiejkolwiek oznaki rozpoznania. Przypomnij mnie sobie! – przynagliła go w duchu. – Przypomnij sobie, jak mówiłeś, że jestem słodsza od miodu i mam skórę delikatną jak obłok. Nie pamiętasz, jak jęczałeś z rozkoszy, kiedy się kochaliśmy?
Casimira uderzyła zmiana w wyglądzie dziewczyny. Jej zielone oczy nagle pociemniały, a wargi rozchyliły się lekko, jakby gotowe na przyjęcie pocałunku. Owionęła go delikatna woń jej perfum i na moment zastygł bez ruchu jak posąg. Ten zapach coś mu mgliście przypominał. Lecz owo wrażenie zaraz umknęło, niczym ulotny sen przerwany przez głośny hałas, i pomimo wysiłków nie zdołał ponownie go przywołać.
Zaklął w duchu, czując nieoczekiwany przypływ pożądania. Przez jedną szaloną chwilę zapragnął porwać tę dziewczynę w ramiona i namiętnie pocałować.
Parsknął z gniewną irytacją. O czym on, u diabła, myśli? Ta poślednia angielska pracownica nie jest warta jego zainteresowania. Od czasu wypadku ani razu nie oddawał się erotycznej rozkoszy i być może wywołana tym frustracja przyćmiła jego trzeźwy osąd. Przecież może mieć każdą kobietę, której zapragnie. I będzie miał, poprzysiągł sobie w duchu.
Na dzisiejszym balu będzie mnóstwo kobiet marzących jedynie o tym, by je zauważył, a pośród nich wiele potencjalnych kandydatek na żonę, pochodzących z najbardziej arystokratycznych rodzin. Lecz on nie szukał żony, tylko kochanki, która zadowoli się tym, co zechce jej zaoferować.
Tego rodzaju kobiet również nie zabraknie, pięknych i chętnych, pomyślał z posępną satysfakcją i rosnącym podnieceniem. Pora przerwać narzuconą sobie wstrzemięźliwość seksualną i zanurzyć się w beztroskich cielesnych rozkoszach, zanim uda się na dobrowolną emigrację. Lecz owe rozkosze przeżyje z kobietą o wiele bardziej godną jego zainteresowania niż ta natarczywa wysoka Angielka. Im prędzej zacznie sam wybierać sobie partnerki, zamiast ulegać dyktatowi swej pozycji społecznej, tym lepiej.
Uświadomił sobie, że ta dziewczyna wciąż tu jest, jakby miała prawo przesiadywać w jego prywatnych apartamentach.
– Sądzę, że omówiliśmy już wszystkie kwestie, nieprawdaż? – rzucił chłodno.
Melissa pojęła, że audiencja dobiegła końca. Jak na zawołanie – zapewne wezwany sekretnym dzwonkiem – w drzwiach pojawił się jeden z asystentów Casimira.
– Słucham, Wasza Królewska Mość – rzekł.
– Orso, signorina Maguire już wychodzi. Odprowadź ją, dobrze?
– Certo, Wasza Królewska Mość – odparł Orso i wskazał jej drzwi.
Melissa nie miała wyboru. Wstała niezgrabnie, czerwona ze wstydu, i zerknęła na króla, który znów studiował jakieś dokumenty, jakby już całkiem zapomniał o jej istnieniu.
Ruszyła do wyjścia. Wiedziała, że straciła doskonałą okazję powiadomienia Casimira o jego synu. I nie miała pojęcia, kiedy nadarzy się następna.