Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ślub w Rzymie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Ślub w Rzymie - ebook

Natalia Armitage pokochała włoskiego arystokratę Angela Bellandiniego, ale gdy zaproponował małżeństwo, uciekła. Trudne przeżycia sprawiły, że uważała się za niezdolną do bycia żoną i matką. Po kilku latach musi spotkać się z Angelem, bo tylko on może pomóc jej bratu. Angelo godzi się, ale stawia warunek: Natalia musi zostać jego żoną…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2201-3
Rozmiar pliku: 742 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Muszę to zrobić. Muszę. Muszę.

Od czterdziestu ośmiu godzin te słowa rozbrzmiewały w jej głowie – niemilknący, coraz bardziej natarczywy rozkaz, który pozbawił ją snu, ścisnął żołądek, zablokował emocje, zagłuszył wszelką myśl. Wiedziała, że zadanie wypełni; nie miała wszak innego wyjścia. Nie wiedziała tylko, jak to przeżyje. Kiedy jechała do Londynu, zdawało jej się, że nawet w stukocie kół pociągu rozpoznaje te słowa, powtarzające się bez końca.

Muszę. Muszę.

Działała niczym robot, bezwolny, wykonujący zakodowany program. Z tą tylko różnicą, że roboty raczej nie miewają nerwowych mdłości na myśl o zadaniu, które je czeka. A ona, im bliżej była celu, tym bardziej czuła się chora.

A jednak nie mogła się wycofać.

Musiała się spotkać z Angelem Bellandinim.

Nie widziała go od pięciu lat. Od dnia, w którym z nim zerwała. Rozstanie nie było przyjacielskie ani nawet spokojne. I nie nastąpiło za obopólną zgodą. To ona odeszła, a może raczej – uciekła. I starała się nie oglądać za siebie. Nie śledziła doniesień prasowych o kolejnych sukcesach Angela, czy to na rynku, czy na salonach. Ale nie była ślepa ani głucha, więc wiedziała, że przejął po ojcu imperium hotelarskie i w kilka zaledwie lat pomnożył zyski czterokrotnie. Nieprawdopodobnie luksusowe hotele Bellandini pyszniły się teraz w największych miastach czterech kontynentów. Wmawiała sobie, że życie osobiste Angela nic ją nie obchodzi, ale to nie była prawda. Podejrzewała, że prędzej czy później świat obiegnie wieść o tym, że się ożenił. W kolorowych czasopismach będzie można przeczytać o bajkowym ślubie pięknego włoskiego milionera z jakąś słodką, prześliczną i dobrze wychowaną panną, idealną w roli młodej signory Bellandini. Przed pięcioma laty Angelo chciał obsadzić w tej roli właśnie ją. Przeraziła się wtedy i uciekła, zniknęła z jego życia, zanim miał okazję się przekonać, jak fatalnie wybrał. Ich małżeństwo skończyłoby się katastrofą. Ktoś taki jak ona nie nadawał się na żonę. Dla nikogo.

Kolejne lata przeżyła sama, skupiona na studiach i karierze zawodowej. Była artystką, a w dodatku znalazła sposób na to, żeby twórczość uczynić źródłem całkiem konkretnych zarobków. Bez problemu pogodziła się z myślą, że jej przeznaczeniem jest samotność. A jednak, jeżeli miałaby być zupełnie szczera, nie potrafiłaby powiedzieć, czy świadomość, że Angelo wciąż pozostaje „jednym z najbardziej pożądanych kawalerów na rynku matrymonialnym”, bardziej ją stresuje, czy… skrycie cieszy.

Jakie to zresztą miało znaczenie? Nie planowała, że kiedykolwiek jeszcze go zobaczy. Nie chciała go widzieć. Ale los zadrwił z jej planów, a dokładniej rzecz biorąc, zrujnował je jej niepoczytalny młodszy brat, którego wygłup tym razem przeszedł najśmielsze oczekiwania. Lachlan znalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie, a uratować go mógł tylko Angelo. O ile ona zdoła go do tego przekonać.

Kiedy lśniące, chromowane drzwi zasunęły się bezszelestnie, i przeszklona kapsuła windy ruszyła ku usytuowanym na najwyższym piętrze nowoczesnego wieżowca biurom Bellandini inc., czuła wyraźnie, jak strach sunie wzdłuż jej kręgosłupa niczym ohydne, ślepe stworzenie z mnóstwem ruchliwych macek. Próbowała nie zwracać uwagi na to uczucie, ale strach atakował coraz zacieklej; zacisnęła zęby, gdy wpełznął w jej wnętrzności, wypełniając je nieznośnym, ostrym bólem, który znała aż za dobrze.

Zmuszając się do tego, żeby głęboko oddychać, wysiadła z windy i ruszyła przez hol wyłożony jasnym marmurem. Wyrafinowana elegancja wnętrza i wszechobecny luksus, który, choć dyskretny, jednoznacznie świadczył o ogromnym bogactwie rodzinnej firmy Bellandinich, nie powinien był jej onieśmielać – wszak sama pochodziła z zamożnej rodziny. A jednak była pod wrażeniem. Po raz pierwszy miała okazję przekonać się naocznie o tym, jak potężnym człowiekiem jest Angelo. Kiedy spotykali się przed pięciu laty, chciał uchodzić za zwykłego chłopaka, młodego Włocha, który przyjechał do Londynu, żeby studiować i zdobyć dyplom magistra nauk ekonomicznych. Nie powiedział jej, że jest spadkobiercą ogromnej fortuny. Ale czy mogła mieć do niego pretensje, że zataił część prawdy o sobie? Nie bardzo.

Przecież sama skrzętnie ukryła przed nim swoje mroczne sekrety.

– Przykro mi, ale signor Bellandini jest zajęty. – Blond recepcjonistka o wyglądzie supermodelki nie zerknęła nawet do komputera ani nie zajrzała do leżącego przed nią terminarza. Omiotła tylko nieuważnym spojrzeniem interesantkę; idealne łuki brwi uniosły się, a perfekcyjnie umalowane usta skrzywiły lekko, jakby z trudem hamowała zniecierpliwienie.

– Skoro tak, to niech pani będzie łaskawa mu przekazać, że Natalia Armitage prosi o spotkanie. – Wyjęła z torebki wizytówkę i położyła ją na blacie. – Dzisiaj, najdalej jutro, bo niestety mogę spędzić w Londynie jedynie najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Ja również jestem osobą bardzo zajętą – oświadczyła z całą stanowczością, na jaką było ją stać.

Nie miała za złe recepcjonistce, że potraktowała ją chłodno. Sama najlepiej wiedziała, jak się prezentuje. Czupiradło. Wypłosz. W domu tyle razy słyszała te określenia, że już się do nich przyzwyczaiła. Młoda kobieta za kontuarem recepcji miała jedwabiste włosy, których kunsztownie ułożone pasma otaczały twarz o klasycznych rysach i różanej cerze. A ona… cóż, chociaż w windzie nerwowo pociągnęła usta błyszczykiem i drżącymi palcami przeczesała niesforne włosy, które i tak kręciły się, jak im się żywnie podobało, nie miała złudzeń co do tego, że wygląda… żałośnie. Dwie nieprzespane noce i gnębiący ją od czterdziestu ośmiu godzin nerwowy ból brzucha na pewno nie poprawiały sytuacji. Wiedziała, że twarz ma ziemistą, a oczy ciemno podkrążone, jak osoba chora. Nawet ulubiona, elegancka sukienka w kolorze gołębim, do której dobrała czarny, aksamitny żakiecik ze stójką i ozdobnym zapięciem oraz pantofle na obcasie, nagle wydały jej się po prostu nieładne.

Chociaż chętnie czmychnęłaby w mysią dziurę, zmusiła się, żeby wyprostować ramiona i wysoko unieść głowę. Nie mogła pozwolić się zbyć.

Musiała się spotkać z Angelem Bellandinim.

– Natalia Armitage, właścicielka Zielonego Domu? – Recepcjonistka spojrzała na wizytówkę i w jej błękitnych oczach błysnęło szczere zainteresowanie. – To pani?

– Eee… tak, to ja. – Natalia, sama nie wiedząc czemu, poczuła się nagle okropnie skrępowana.

Blondynka zerwała się na równe nogi. Uśmiechała się szeroko; na jej twarzy nie pozostał nawet ślad profesjonalnej obojętności.

– Uwielbiam panią! – powiedziała z uczuciem. – To znaczy, oczywiście, chodziło mi o pani pracę – wyjaśniła i zachichotała, widząc zdumioną minę swojej rozmówczyni. – Mam zasłony z ostatniej wiosennej kolekcji, te z graficznym motywem dmuchawców i jaskółek. Wszyscy moi goście są nimi zachwyceni, a ja odsyłam ich prosto do Zielonego Domu. Uważam, że robi pani zupełnie wyjątkowy design. Prostota doprawiona szczyptą baśniowej fantazji…

– Dziękuję. – Natalia uśmiechnęła się także, myśląc przelotnie, że blondynka powinna być może zmienić fach i zacząć pracować w reklamie. „Prostota doprawiona szczyptą baśniowej fantazji”, to było naprawdę dobre hasło. Jednak w następnej chwili wszystkie jej myśli rozpierzchły się jak stado spłoszonych wróbli, bo recepcjonistka nacisnęła przycisk interkomu.

– Signor Bellandini? – odezwała się śpiewnie. – Jest tutaj ze mną pani Natalia Armitage, której zależy na rozmowie z panem. Najbliższe spotkanie ma pan za piętnaście minut, więc teoretycznie mógłby pan poświęcić jej chwilę. Jeśli natomiast woli pan spotkać się z panią Armitage w innym terminie, mogę zarezerwować dla niej czterdzieści minut dzisiaj o osiemnastej albo pół godziny jutro, tuż przed przerwą na lunch.

Natalia bezskutecznie walczyła o oddech. Świadomość, że za chwilę usłyszy głos Angela, przeniknęła jej ciało dreszczem o mocy wyładowania elektrycznego, który całkowicie ją sparaliżował. Jego głos… Czy będzie taki, jak go zapamiętała, niski i melodyjny, przywodzący na myśl gorące, esencjonalne espresso z aksamitną nutą czekolady? Czy usłyszy w nim zaskoczenie? A może zniecierpliwienie? Albo po prostu wściekłość?

– Spotkam się z panią Armitage zaraz. – Z głośnika interkomu popłynęły słowa wypowiedziane z idealnym spokojem. Natalia westchnęła cicho, kiedy znajomy głos zabrzmiał w jej uszach, tak elektryzujący jak dawno niezaznana, intymna pieszczota. – Odwołaj, proszę, wszystkie spotkania zaplanowane na najbliższe dwie godziny i nie łącz żadnych telefonów. Nie chcę, żeby ktokolwiek nam przeszkadzał.

– Tak jest! – Recepcjonistka rozłączyła się, po czym spojrzała na gościa z pełnym zdumienia uznaniem. – Szef nigdy nie przyjmuje osób, które nie były wcześniej umówione. Jak dotąd, wyjątek od tej reguły zrobił tylko raz, kiedy z niezapowiedzianą wizytą pojawili się jego rodzice – szepnęła konfidencjonalnie.

– Mam wielkie szczęście, że pan Bellandini zechciał zrobić mi tę grzeczność. – Natalia uśmiechnęła się sztywnymi wargami.

– A może szef lubi robić zakupy w Zielonym Domu, tak jak ja…? – Blondynka puściła do niej oko. – Proszę za mną, pani Armitage. Zaprowadzę panią do gabinetu.

Po chwili stały już przed drzwiami z elektronicznie przyciemnianego szkła. Recepcjonistka zapukała, a kiedy ze środka dobiegło krótkie „proszę”, zrobiła zachęcający gest i wycofała się, stukając piętnastocentymetrowymi obcasami białych pantofli, pasujących do kostiumu z niewiarygodnie wąską spódnicą.

Natalia patrzyła za nią przez moment, a potem zebrała się w sobie i nacisnęła klamkę.

Musiała to zrobić.

Spodziewała się, że zobaczy wnętrze o wystroju mającym onieśmielać potencjalnych interesantów – masywne meble z politurowanego mahoniu, obrazy w grubych ramach, może nawet marmurowe popiersia pamiętające czasy antyczne. Wzięła głęboki oddech, przekroczyła próg i… zamarła, bo na ułamek sekundy uległa złudzeniu, że unosi się w powietrzu. Przed nią, zajmujące całą ścianę okno ukazywało panoramę starej części Londynu, a w gładkiej podłodze z ciemnego kamienia odbijało się niebo i płynące po nim obłoki. Biuro urządzone było w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. Natalia zdążyła jeszcze zauważyć wielki, wielofunkcyjny ekran umieszczony naprzeciwko biurka, a raczej stołu do pracy, o blacie z grubego szkła leżącego na smukłych stalowych podporach.

W chwili, gdy jej wzrok spoczął na siedzącym za biurkiem mężczyźnie, drzwi za jej plecami zamknęły się z cichym trzaskiem. Zadrżała, z trudem tłumiąc instynktowną chęć ucieczki. Poczuła się jak w potrzasku.

Angelo podniósł się niespiesznie, na całą wysokość swoich dwóch metrów wzrostu, a Natalia odruchowo cofnęła się o krok. Gdybyż tylko mogła uciec – tak jak pięć lat temu! Nie zwlekając, uciekłaby przed spojrzeniem jego ciemnych oczu, które zdawały się dostrzegać zbyt wiele. Uciekłaby przed sobą, przed prawdą o tym, co czuje na widok tego człowieka. A czuła dziwną, gorzką tęsknotę za czymś, co nigdy nie miało się urzeczywistnić. Strach, że pragnienie, jakie w niej budził, zawładnie nią bez reszty. I zachwyt. Choć nie był klasycznie przystojny i w opinii niektórych uchodził wręcz za brzydala, ona uważała go za najpiękniejszego mężczyznę, jakiego nosiła ziemia. Tak było przed pięciu laty i nadal nic się nie zmieniło.

Angelo pochodził z włoskiej rodziny, tak starej, że musiała pamiętać czasy, gdy Italią zawładnęli normandzcy wojownicy; ich spuściznę genetyczną można było dostrzec w jego wyglądzie. Nie był typowym południowcem. Rysy twarzy miał wyraziste, ostre, wręcz arogancko męskie. Kiedy patrzyła na mocno zaznaczone łuki jego brwi i twardą linię podbródka, zdawało jej się, że wciąż słyszy echa bitewnego zgiełku i dziki okrzyk zwycięstwa ludzi północy, wdzierających się na brzegi żyznej, słonecznej krainy. Oczy miał ciemne niczym ziarna kawy, karnację złocistą jak śródziemnomorskie lato, ale włosy – gąszcz ciasno poskręcanych sprężyn – lśniły ciemnym odcieniem miedzi. Nadal, wbrew zasadom panującym w świecie wielkiego biznesu, nosił je długie do ramion, a kiedy pracował, wiązał je na karku kawałkiem rzemyka. Uwielbiała jego włosy. Kiedyś… mogła ich dotykać, wplatać w nie palce, cieszyć się ich aksamitną, bujną żywotnością. Kiedyś mogła całować jego dumne, pięknie wyrzeźbione usta, których sam kształt poruszał w głębi jej ciała jakąś zmysłową strunę. Kiedyś widziała w jego ciemnych oczach płomień. Przeżyli razem chwile namiętności potężnej jak żywioł, tak wielkiej, że nie mieściła się w granicach jej pojmowania. Teraz oddzielała ich od siebie niewidzialna ściana, którą sama zbudowała. Ze strachu. Gdy odeszła od niego, zadbała o to, żeby ją znienawidził. I żeby nigdy już nie chciał jej widzieć.

– Nie zajmę ci dużo czasu – odezwała się szybko, spłoszona panującą w gabinecie ciszą. – Wiem, że jesteś bardzo zajęty. Przychodzę z prostą sprawą, którą możemy załatwić w pięć minut…

– Nie jestem pewien, czy pięć minut nam wystarczy. – Angelo zmarszczył brwi w wyrazie głębokiego zastanowienia. – Ostatecznie, wyczyn twojego brata w hotelu Bellandini w Rzymie spowodował szkody tak rozległe, że został zakwalifikowany jako przestępstwo. Naprawdę uważasz, że to taka prosta sprawa?

Pokręciła głową, zaciskając drżące usta, nakazując sobie spokój. Angelo milczał, przypatrując jej się z uprzejmym zainteresowaniem.

– Źle się wyraziłam – powiedziała, z trudem wydobywając głos. – Oczywiście, że sprawa jest poważna. Lachlan przechodzi bardzo trudny okres i…

– Szczerze mu współczuję. Ciekawe, jakim trudnościom musi stawić czoło młody panicz Armitage? Nie dostał na urodziny najnowszego modelu porsche? A może tatuś obniżył mu kieszonkowe?

Żachnęła się, jakby uderzył ją w twarz. To, co powiedział o jej bracie, było niesprawiedliwe. A pełen politowania uśmieszek wydawał jej się szczególnie okrutny. Ale czego innego mogła się spodziewać po człowieku, który miał wszelkie prawo jej nienawidzić, a teraz trafiła mu się idealna okazja do zemsty? Mogła się bronić tylko w jeden sposób – trzymać emocje na wodzy i nie pozwolić, żeby się nimi bawił. Przyszła tutaj po to, żeby zapłacić za zniszczenia, których narobił Lachlan podczas jednego ze swoich pijackich wybryków. Wyjmie czek, złoży podpis i wyjdzie. Nie powinna przejmować się niczym, co robił lub mówił Angelo. Powinna martwić się tylko i wyłącznie o brata.

Nikt nie wiedział lepiej od niej, jak źle jest z Lachlanem. Od jakiegoś czasu chłopak zachowywał się niczym chodząca bomba zegarowa, nastawiona na autodestrukcję. Próbowała z nim rozmawiać, ale zamykał się w sobie. Próbowała przekonać go, że jest po jego stronie, ale traktował ją z taką samą nieufnością jak ojca i matkę.

Natalia poczuła, że lęk chwyta ją za gardło. Musiała ocalić Lachlana. Musiała coś zrobić, żeby go zatrzymać, bo zsuwał się po równi pochyłej ku własnej zgubie. Straciła już jednego brata. Zginął, bo nie była wystarczająco uważna, troskliwa, szybka. Wolałaby umrzeć, niż pozwolić, żeby sytuacja się powtórzyła.

– Lachlan to jeszcze dzieciak. – Rozciągnęła usta w kiepskiej imitacji pojednawczego uśmiechu. – Dopiero co skończył szkołę, więc…

– Lachlan na pewno nie byłby zadowolony, że nazywasz go dzieciakiem. – Angelo pokręcił głową i uniósł palec w geście ostrzeżenia. – Skończył osiemnaście lat, może już głosować, a także samodzielnie kupować alkohol, z którego to przywileju bez wątpienia korzysta. Jest pełnoletni i jako taki poniesie konsekwencje swoich czynów.

– A cóż on takiego zrobił? – Splotła dłonie za plecami, zacisnęła palce mocno, aż do bólu. – Wybił kilka szyb? Pochorował się i zanieczyścił dywan? Podaj mi kwotę, na jaką oceniasz szkody. Zapłacę ci i skończymy tę farsę.

– Przykro mi to powiedzieć, ale jest o wiele gorzej. Apartament, który wynajął Lachlan Armitage, został doszczętnie zdemolowany podczas libacji, jaka się tam odbyła. Zanim ochrona hotelu zdążyła opanować sytuację, wybuchł pożar. Ustalono, że ktoś polał alkoholem wyrwaną ze ściany instalację elektryczną, więc trudno mówić o przypadku. Ogień nie przedostał się na szczęście na inne piętra, ale szkody… łącznie z kosztami ewakuacji i stratami spowodowanymi wyłączeniem piętra z użytkowania, wynoszą, w przeliczeniu na funty, ponad sto tysięcy.

Natalia poczuła, że robi jej się lodowato.

Nie była zaskoczona ani specjalnie zdziwiona tym, co słyszała. Świadomość, że spełniają się jej najgorsze obawy, przejęła ją grozą.

Już w ostatnim roku szkolnym Lachlanowi zdarzały się durne wyskoki – na imprezach pił do nieprzytomności, wdawał się w burdy, wybijał szyby, wrzeszczał na ulicy. Kilka razy trafił do aresztu za zakłócanie spokoju, niszczenie mienia i nieobyczajne zachowanie. Ale dotąd wszystkie incydenty miały miejsce w Wielkiej Brytanii, więc ojciec natychmiast uruchamiał swoje kontakty. Dawał w łapę komu trzeba, zastraszał albo odgrywał stroskanego rodzica, wszystko po to, żeby uchronić reputację nazwiska Armitage. Natalia nie mogła się nadziwić, jak bardzo był skuteczny. Raporty policji znikały, skargi były wycofywane, wszystko zamiatano pod dywan. Armitage’owie wciąż cieszyli się opinią idealnej rodziny, a Lachlan był odsyłany do szkoły z internatem, jak gdyby nigdy nic. Jeśli ojciec miał akurat zły humor, na do widzenia nazywał syna gnojkiem i dawał mu do zrozumienia, jak bardzo jest nim rozczarowany. Jeśli z jakiegoś powodu był w dobrym nastroju, klepał go po ramieniu i kwitował całą sprawę maksymą, że młody człowiek musi się wyszumieć. Matka nigdy się nie wtrącała; wzdychała tylko bezradnie i po cichu nalewała sobie kolejną szklaneczkę brandy. Lachlan wyjeżdżał i wszystko wracało do pozornej równowagi.

Ojcu i matce utrzymywanie pozorów w zupełności wystarczało, życie rodzinne nie interesowało żadnego z nich. Natalia nauczyła się bardzo prędko, że próby zwrócenia na siebie uwagi rodziców nie kończą się dobrze. Jeszcze w dzieciństwie opanowała do perfekcji sztukę bycia niewidzialną. Polecenia wykonywała bez słowa, a kiedy tylko mogła, zamykała się w swoim pokoju. Ojciec pytał retorycznie, dlaczego los pokarał go upośledzoną społecznie córką, ale dawał jej spokój. Matka, zazwyczaj lekko nieobecna duchem, nie komentowała.

Lachlan był inny. Podczas gdy ona, introwertyczka, wycofywała się w świat wyobraźni, on nie znosił samotności. Potrzebował bliskich, ich ciepła i akceptacji. Miał prawdziwego pecha, bo przyszedł na świat jako zastępcze dziecko. Urodził się rok po tragicznej śmierci Liama, tylko po to, żeby zapełnić puste miejsce na sielankowym, rodzinnym obrazku: powszechnie szanowany polityk i biznesmen o arystokratycznym nazwisku, piękna, łagodna i wpatrzona w niego małżonka oraz dwójka dzieci. Lachlan nie miał prawa być sobą. Rodzice oczekiwali, że będzie żył idealnym życiem swojego nieodżałowanego, przedwcześnie zmarłego brata.

Serdeczny, otwarty i wrażliwy Lachlan nie był w stanie wytrzymać takiej presji. Nic dziwnego, że zaczął wierzgać. Dotychczas jego wybryki miały na celu zwrócenie uwagi. Bunt był tak naprawdę wołaniem o to, co mu się należało, a czego nigdy od rodziców nie otrzymał. Ale teraz coś w nim pękło. Coś się załamało. Jeśli człowiek upija się, a potem zaprósza ogień w pokoju, w którym leży półprzytomny, to nie dlatego, że chce zwrócić na siebie uwagę żywych, tylko po to, żeby spojrzeć w oczy śmierci.

Natalia rozumiała to aż za dobrze. I była przerażona.

Miała już na sumieniu śmierć Liama. Nie mogła dopuścić do kolejnej tragedii. Za żadną cenę.

– Skąd wiesz, że to właśnie Lachlan jest odpowiedzialny za te straty? – rzuciła ostro. – Ogień mógł zaprószyć dowolny z jego gości.

– Jasne, że mógł – zgodził się chętnie Angelo. – Ale apartament został wynajęty przez Lachlana Armitage’a. Nawet jeżeli twój brat był grzeczny niczym anioł, wobec prawa on ponosi za wszystko odpowiedzialność.

Natalia mogła się założyć, że Lachlan nie był grzeczny niczym anioł. Popełnił przestępstwo, a teraz znajdował się w rękach włoskiej policji. Wpływy ojca nie sięgały aż tak daleko. Tylko ona mogła uratować sytuację.

Ponad sto tysięcy funtów.

Sprzeda mieszkanie. Albo swój sklep w Edynburgu. Albo jedno i drugie.

– W porządku. – Spojrzała wprost w ciemne oczy Angela. – Jestem gotowa pokryć szkody i zadośćuczynić finansowo za wszystkie doznane straty. Kiedy tylko twoi prawnicy sporządzą odpowiedni dokument, podpiszę go.

Przyglądał jej się przez chwilę w milczeniu. Wzrok miał nieodgadniony.

– Naprawdę myślisz, że wystarczy jeden podpis, i sprawa będzie załatwiona? – spytał wreszcie. Z jego tonu wynikało jednoznacznie, że jest innego zdania.

Dławiąca pętla strachu zacisnęła się na jej gardle.

– Zapłacę tyle, ile zażądasz – powiedziała szybko. Mogła sprzedać swoją firmę. Mogła się zapożyczyć.

Angelo nie odpowiedział od razu. Zobaczyła, że usta drgnęły mu w lekkim uśmiechu, i wtedy po raz pierwszy zaświtała jej przerażająca myśl, że on może chcieć od niej czegoś innego niż pieniędzy.

Spokój, nakazała sobie. Nie była naiwnym dzieckiem, nie da się zastraszyć ani zaszantażować. Załatwią tę sprawę jak dwoje dorosłych ludzi.

– Niestety, policja już prowadzi dochodzenie kryminalne. Odszkodowanie nie zlikwiduje automatycznie zarzutów. Twojemu bratu grozi więzienie, a dokładniej rzecz biorąc, najpierw areszt, potem rozprawa sądowa, i wreszcie pobyt w zakładzie karnym. Nie wiadomo, ile to wszystko potrwa, bo nasz włoski system jest nierychliwy.

Musiała usiąść. Jej braciszek w więzieniu? Rozpieszczony osiemnastolatek, który nie znał życia poza internatem i luksusową rezydencją rodziców, miał się znaleźć w celi razem ze złodziejami, mordercami i gwałcicielami? Nie przetrwałby tam nawet tygodnia, tym bardziej że nie mówił po włosku! Lachlan był jeszcze dzieckiem. Owszem, postąpił karygodnie, nieodpowiedzialnie i straszliwie głupio. Ale trzeba było mu pomóc, a nie wsadzać za kraty! Nie. To się nie wydarzy. Po jej trupie…

Chwiejnie, na miękkich nogach doszła do najbliższego fotela i opadła na niego jak podcięta. Angelo oparł się o biurko. Wydawało jej się, że w jego spojrzeniu dostrzega litość. Wolałaby, żeby roześmiał jej się w twarz.

– Na pewno jest coś, co możesz zrobić – powiedziała głucho. – Błagam cię. Ratuj go.

– Owszem, jest coś, co mogę zrobić. – Angelo skinął głową, a Natalia poczuła, że słabnie z ulgi. – Istnieje kruczek prawny, który moglibyśmy wykorzystać i który przy odpowiedniej perswazji powinien doprowadzić do umorzenia śledztwa.

– Tak…? – podsunęła z nadzieją.

– Sytuacja Lachlana przedstawiałaby się zupełnie inaczej, gdyby był spokrewniony z poszkodowanym, czyli ze mną.

– Ale przecież wy nie jesteście spokrewnieni. – Natalia poczuła, że ogarnia ją frustracja. – Co to ma zatem do rzeczy?

– Nie ma między nami pokrewieństwa, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby połączyły nas więzy powinowactwa – padła spokojna odpowiedź. – Z prawnego punktu widzenia to bez różnicy.

– Więzy… powinowactwa? – powtórzyła niemądrze. Chyba zaczynała pojmować, do czego zmierza jej rozmówca, ale koncept był tak bulwersujący, że nie potrafiła go zwerbalizować. Miała wrażenie, że jej umysł staje dęba.

Angelo zupełnie nie miał tego problemu.

– Chciałbym się ożenić – oświadczył beztrosko.

Czyli jednak. Targnęła nią fala buntu, tak potężna, że omal nie zaczęła krzyczeć.

– Skoro planujesz małżeństwo – syknęła przez zaciśnięte zęby – sugeruję, żebyś przystąpił do starań o żonę w ogólnie przyjęty sposób.

– Starałem się. – Popatrzył jej w oczy. – Niestety, dostałem kosza. Przyszło mi więc do głowy, że spróbuję inaczej to załatwić.

– Masz zamiar zmusić mnie do małżeństwa szantażem? – Nie odwróciła wzroku. Pochlebiała sobie, że potrafi zachować pokerową twarz w każdych okolicznościach. Długie lata, kiedy musiała znosić ojcowskie napady furii, nauczyły ją skrywać emocje i uczucia. Tym razem też nie da po sobie poznać, jak bardzo jest przerażona.

– Do niczego nie zamierzam cię zmuszać. O ile się nie mylę, to ty przyszłaś do mnie z pewną prośbą, prawda?

– Owszem – przyświadczyła. – Przyszłam z ogromną prośbą. Jestem gotowa zapłacić tyle, ile zażądasz. Nie tylko za straty, jakie poniosłeś, ale też za pomoc w ocaleniu brata od więzienia. Nie wątpię, że mógłbyś znaleźć jakiś kruczek prawny, który nie wymagałby ożenku ze mną. Bądźmy szczerzy, Angelo. Masz prawo nienawidzić mnie za to, co ci zrobiłam. Po co miałbyś żenić się z osobą, do której żywisz, delikatnie mówiąc, głęboką niechęć?

W jego spojrzeniu zamigotał ogień, ale wybuch emocji został stłumiony równie szybko, jak się pojawił.

– Dlaczego to zrobiłaś? – Chociaż jego głos był idealnie spokojny, Natalia miała wrażenie, że wyczuwa w nim utajony gniew. – O ile przed pięciu laty nie uległem długotrwałemu złudzeniu, chyba coś nas łączyło. Coś prawdziwego. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że było to coś wartościowego albo wręcz wyjątkowego. A ty pewnego dnia po prostu wszystko zniszczyłaś, porzucając mnie dla pierwszego lepszego typa, którego udało ci się wyrwać w jakiejś knajpie. Zachowałaś się jak tania dziwka. Przyznam, że nigdy nie udało mi się tego zrozumieć.

Natalia spuściła oczy i przygryzła wargę, czując, że na jej policzki wypływa ciemny rumieniec wstydu. Tamtego dnia… okłamała Angela. I nigdy nie zdołała sobie tego wybaczyć. Zrobiła to, bo uznała, że najlepiej będzie zakończyć ich związek ostrym, chirurgicznym cięciem. Musiała odejść; to była ostatnia chwila na ucieczkę, a na polubowne rozstanie nie miała co liczyć. Angelo był w niej zakochany do szaleństwa, z całą mocą swojego włoskiego temperamentu i nordyckiego uporu. Bała się, że po prostu by jej nie puścił. Zaczął już przecież snuć marzenia o małżeństwie, o wspólnym życiu aż po grób. Zaczął nawet, o zgrozo, przebąkiwać coś o gromadce dzieci. Na początku usiłowała ignorować narastającą panikę i obracała te uwagi w żart. Miała przecież dopiero dwadzieścia jeden lat, a ich związek trwał zaledwie parę miesięcy. To jeszcze nie był czas na poważne decyzje. Aż wreszcie, pewnego dnia, kiedy spędzali razem weekend w mieszkaniu Angela, przyszła jej ochota wcielić się w perfekcyjną panią domu. Wyprasowała mu koszule – przyglądał się temu z czułością i rozbawieniem – a potem, gdy oświadczył, że w ramach rewanżu własnoręcznie zrobi jej tiramisu i zamknął się w kuchni, zaczęła układać koszule w jego komodzie. I zobaczyła leżące między ubraniami małe, aksamitne pudełko. Nie miała najmniejszych wątpliwości, co kryło. Sięgnęła po nie jak zahipnotyzowana, i w następnej chwili wpatrywała się już, znieruchomiała, w ogromny, czysty brylant oprawiony w białe złoto. W pierwszej chwili wydało jej się, że ten kamień wygląda jak łza – łza, którą mogłaby wypłakać z żalu, że tej obietnicy słodkiego, szczęśliwego życia nie będzie mogła przyjąć. A potem pomyślała, że brylant jest niczym okruch lodu, tak zimny, jak dreszcz paniki, który przeniknął ją na myśl o przyszłości. Nie nadawała się do małżeństwa. Nie nadawała się na matkę. Była… felerna, toksyczna jak odpad atomowy. Musiała uciekać.

Teraz, pięć lat później, nadal nie potrafiła zdobyć się na szczerość.

– Cóż… po prostu cię nie kochałam. – Rozłożyła ręce.

Była to przynajmniej namiastka prawdy. Natalia nauczyła się bardzo wcześnie, że miłość i przywiązanie to niebezpieczne zjawiska.

Jeśli kochasz, narażasz się na cierpienie.

Jeśli się do kogoś przywiążesz, narażasz się na stratę, ból i rozpacz.

Wobec uczuć lepiej było zachować ostrożność. Nie pozwolić, żeby się nadmiernie rozwinęły. Nie stracić kontroli.

– Nie kochałaś mnie – powiedział powoli Angelo. – To dlaczego ze mną byłaś? Czy chodziło ci tylko o seks?

Natalia nie ujęłaby tego w ten sposób. Dla niej to nie był „tylko seks”, a raczej „aż seks”. Nigdy, w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że może istnieć tak czuła bliskość, tak intensywna rozkosz. Ona, wycofana, patologicznie nieufna, zamknięta w sobie jak ostryga w skorupie, trafiła na mężczyznę, który nie zraził się żadną z tych cech. W dodatku był bosko przystojny, diabelnie inteligentny i bardzo dobrze wiedział, czego chce. Uwodził ją cierpliwie, bezbłędnie posługując się swoim urokiem. Kiedy z nią flirtował, szumiało jej w głowie. Kiedy ogarniał ją smutek i lęk, potrafił rozbawić ją do łez. Przy nim czuła się lekka, beztroska, piękna. Ani się obejrzała, a już była od niego uzależniona. Nie wyobrażała sobie, by mogła przeżyć choć jeden dzień z dala od niego. Potrzebowała go bardziej niż powietrza, bardziej niż słońca. A on trwał przy niej. Tak spokojny, jak ona była płochliwa, tak otwarty, jak ona była introwertyczna, tak zdecydowany, jak ona była niepewna. Pragnęła go. I to pragnienie spowodowało, że odważyła się porzucić bezpieczną samotność. Gdy nieśmiało rozbierała się dla niego po raz pierwszy, sprawił, że poczuła się najpiękniejszą kobietą na świecie. Uniósł ją w ramionach, wielki i silny, niemal groźny, jak pradawny wojownik, a kiedy układał ją na łóżku w swojej studenckiej kawalerce, zrobił to z pietyzmem kapłana oddającego cześć bogini. Wyciągnęła do niego ręce, roznamiętniona, przejęta zachwytem. A on jej nie zawiódł. Otworzył przed nią świat, którego piękno głęboko ją poruszyło. Uwolnił jej ciało od skrępowania, dodał wiary w siebie, nauczył czułości. I obdarzył ją rozkoszą tak bezgraniczną, tak intensywną, że nie wiedziała, jakim cudem udało jej się to przeżyć bez uszczerbku na zdrowiu.

Był taki czas, kiedy zdawało jej się, że odnalazła szczęście. Że jej miejsce jest przy tym mężczyźnie, młodym Włochu, który budził jej zachwyt i coraz śmielsze, coraz potężniejsze pożądanie. A jednak wciąż nosiła w sobie mrok. Miała w sercu niezabliźnioną ranę, którą ukrywała przed wszystkimi, także przed nim. Nigdy nie opowiedziała mu o swojej przeszłości. Lęk przed potwornym, nieludzkim bólem potępienia i odrzucenia wciąż był zbyt silny.

Ten lęk sprawił, że uciekła, zanim doszło do oświadczyn. Pierwsze miesiące po zerwaniu były naprawdę koszmarne. Rozdzierająca tęsknota za Angelem omal jej nie zabiła. Łaknęła rozpaczliwie jego bliskości. Chciała go zobaczyć, tylko przez moment, tylko z daleka. Albo chociażby usłyszeć jego głos… Ale powrót był niemożliwy, a rozpacz – czarna, dławiąca i śmiertelna. Może naprawdę rozstałaby się z życiem, ale jednej rzeczy nie potrafiła się wyrzec – sztuki. Całą energię, która jeszcze się w niej kołatała, poświęciła studiom na akademii. Gdy tylko miała dyplom w ręku, nie bacząc na uszczypliwe komentarze rodziców, zainwestowała pieniądze ze swojego funduszu powierniczego, żeby założyć firmę Zielony Dom, zajmującą się designem na potrzeby gospodarstw domowych. Ojciec wróżył jej plajtę, matka pytała, czy to na pewno rozsądne tak ryzykować. Żadne z nich nie wiedziało, że Natalia nie ma już nic do stracenia. Odkąd rozstała się z Angelem i spaliła za sobą mosty, żadna porażka nie była jej straszna. Szczęścia i tak się już wyrzekła, ale była pewna, że postąpiła słusznie. Angelo prędzej czy później poznałby całą prawdę na jej temat. Musiała oszczędzić mu rozczarowania, a sobie – kolejnego odrzucenia. Nie przewidziała, że los zetknie ich ze sobą powtórnie.

Tym razem jednak on nie miał już dla niej ani czułości, ani nawet szacunku. Chciał pokazać, kto tu rządzi. Wyegzekwować siłą to, czego odmówiła mu przed pięciu laty. A ona była zdana na jego łaskę i niełaskę.

Co nie znaczyło, że miała poddać się bez walki.

– Nie odbiegajmy od tematu – powiedziała chłodno. – Nie przyszłam tu po to, żeby roztrząsać dawne dzieje, ale żeby zaoferować pokrycie kosztów, na jakie naraził cię mój brat. Przykro mi, ale niczego innego oferować nie zamierzam.

– Cóż, wobec tego mnie też jest przykro. – W oczach Angela zalśnił stalowy błysk. – Współczuję młodemu Lachlanowi. Prawdopodobnie będzie siedział wiele miesięcy, zanim w ogóle doczeka się rozprawy. A wyrok będzie bez wątpienia skazujący. Jest dość dowodów, żeby sąd wysłał go za kratki na dziesięć lat. Może jakimś cudem uda się wam wywalczyć skrócenie wyroku, ale rodzina na pewno nie uniknie prasowej nagonki. Zobaczysz, jeszcze zasłyniesz jako siostra podpalacza.

Pokręciła głową, w milczeniu, z uporem. To wszystko było jak senny koszmar. Dziesięć lat w więzieniu? Lachlan planował zdawać na Harvard, studiować architekturę. Miał przed sobą całe życie. Poczuła, że robi jej się duszno, jak przy nagłym ataku klaustrofobii. Niepokój sprawił, że zerwała się z fotela.

– Ty łajdaku! – Jej głos drżał. – To jest zemsta, prawda? Miej chociaż odwagę przyznać, że ta sytuacja jest ci na rękę. Trafiła ci się idealna okazja do szantażu. Uraziłam twoją dumę, więc teraz mam się ukorzyć. Mam wykonywać twoje rozkazy jak niewolnica…

– Przestań. – Angelo zrobił krok w jej stronę, a ona urwała w pół słowa i zamarła. Górował nad nią, wysoki, piękny, mroczny. Ciemna, znakomicie skrojona marynarka podkreślała jego szerokie ramiona, biel koszuli kontrastowała ze złocistym odcieniem skóry. Sylwetkę miał smukłą, ale jej linie emanowały czystą, męską siłą i skupioną energią. Poruszał się z leniwą gracją drapieżnika, w każdej chwili gotowego błyskawicznie zaatakować.

Zachwycał ją, nie mniej niż przed pięciu laty. Ale teraz ten zachwyt mieszał się z grozą.

– Weźmiemy ślub, kiedy tylko uda mi się załatwić potrzebne dokumenty – powiedział cicho. Tak cicho, że Natalię przeniknął dreszcz. – Masz oczywiście prawo się nie zgodzić, ale wiedz, że wtedy twój brat będzie musiał sam zmierzyć się z włoskim wymiarem sprawiedliwości. Wszystko jest jasne, czy masz może coś jeszcze do dodania?

Miała coś do dodania. Wyraziła to w bardzo nieelegancki sposób.

– Dziękuję za propozycję – uśmiechnął się Angelo – ale tak się składa, że nie zamierzam w najbliższej przyszłości oddawać się czynnościom autoerotycznym. Zresztą, wyznam, że dużo wyżej od nich cenię sobie seks partnerski. A ty w roli partnerki sprawdzasz się znakomicie.

Nie odpowiedziała. Chwyciła swoją torbę i kurczowo zacisnęła palce na miękkiej, barwionej na seledynowo skórze. Ruszyła do drzwi, z trudem stawiając kroki; świat wirował jej przed oczami, a krew huczała w uszach.

– Życzę ci, żebyś sczezł – wyrzuciła z siebie, odwracając się w progu. – Żeby cię pokręciło, żeby cię trafił jasny szlag. I niech cię diabli porwą!

Angelo nie przestawał się uśmiechać.

– Ja też cię kocham, Titi.

Titi. Nikt inny się tak do niej nie zwracał; to on wymyślił dla niej takie pieszczotliwe zdrobnienie, kiedy zostali kochankami. To słowo było jak zaklęcie, które przywołało wspomnienia szczęśliwych chwil. Jej złość stopniała jak okruch lodu w promieniach śródziemnomorskiego słońca. Poczuła, że w jej oczach wzbierają łzy. Po omacku nacisnęła klamkę, gwałtownie, jakby się bała, że drzwi nie ustąpią. A kiedy otworzyły się na oścież, wypadła na korytarz i ruszyła przed siebie krokiem lunatyczki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: