- W empik go
Słynne zbrodnie w ZSRR. 10 najgłośniejszych przestępstw w Związku Radzieckim - ebook
Słynne zbrodnie w ZSRR. 10 najgłośniejszych przestępstw w Związku Radzieckim - ebook
Związek Radziecki miał być rajem na ziemi – równość, dobrobyt i bezpieczeństwo dla każdego obywatela. Jednak próby całkowitego wyeliminowania przestępczości szybko okazały się mrzonką. W ZSRR zdarzały się historie przestępstw tak wielkie lub tak nietypowe, że zapisały się one w annałach tego państwa. Uprowadzenie samolotu przez 11-osobową rodzinę muzyków, zbrodniarka wojenna ukrywająca się przez 35 lat, działający przez wiele lat seryjni mordercy, złodzieje obrazów oraz sprawcy zadziwiającego napadu na bank…
Autor książki opisuje w esejach dziesięć frapujących historii, od których trudno się oderwać. Barwne losy ludzi, napięcie niczym w bestsellerowym kryminale, przekonująco ukazane motywy zbrodni i profile psychologiczne zabójców, a także szczegółowo zarysowane tło dziejowe. To opowieści fascynujące i wstrząsające, które pozwalają wejść w skórę zarówno ofiar, jak i ich katów.
Za metalowymi drzwiami znajdował się ciemny pokoik z bezpiecznikami. W pomieszczeniu znaleźli: zapleśniałe skrzynki z amunicją, stary, niedziałający niemiecki karabin maszynowy oraz dziesiątki noży, siekiery, czekany, sznury, stos aparatów fotograficznych. Następnie kilka szkolnych mundurków, czerwone chusty pionierskie, szereg niewielkich czarnych lśniących butów. Miały one odpiłowane noski, z których każdy znajdował się dokładnie przed odpowiadającą mu pozostałą częścią buta. Niektóre z nich zawierały ślady ognia. Obok nich, jeden na drugim, stały taborety oraz drewniane pnie. Natomiast na samym końcu pokoju, w ciemności, na podłodze znajdowała się mała metalowa szafa.
A tam…
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-192-9 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wasilij – dumny, arogancki, zły.
Oleg – co za charakter! Wszystko robi do końca.
Dmitrij – niespokojny, łatwo się denerwuje.
Sasza – milczący, tajemniczy.
Igor – zbyt pewny siebie, cwaniakowaty.
Charakterystyka synów napisana przez Ninel Owieczkinę
TRAGEDIA W NIEBIE
8 marca 1988 roku samolot TU-154 wykonujący lot nr 3739 na trasie Irkuck–Kurgan–Leningrad1 został uprowadzony przez niezwykłych porywaczy. Terrorystami okazali się członkowie 11-osobowej rodziny: matka Ninel Owieczkina i jej dziesięcioro dzieci. W trakcie lotu jej starsi synowie przekazali stewardesie notatkę z żądaniem lotu do Wielkiej Brytanii. Na dowód tego, że nie żartują, wyciągnęli dwa obrzyny zrobione ze strzelb myśliwskich. Jeden z synów podniósł i pokazał wszystkim rękę, w której trzymał samodzielnie zrobioną bombę – stalową rurkę ze sznurem. Pozostali członkowie rodziny – trzech malutkich chłopaków i dwie dziewczynki – nie wtrącali się, siedząc na swoich miejscach razem z matką.
Rodzina ta była słynna w całej Syberii. Szczególne uznanie zdobyła w swoim rodzinnym mieście Irkucku, który często wskazywał ją jako swoją wizytówkę. Wszyscy chłopcy z rodziny – siedmiu braci Owieczkinów – grali we własnym jazzbandzie o nazwie Siedmiu Simieonów. Jeździli oni z koncertami po całym ZSRR, pisały o nich gazety, o cud-rodzinie nakręcono nawet film dokumentalny. Została ona hojnie obdarowana przez partię: instrumentami, mieszkaniami, protekcją w nauce. Zespołowi pozwolono nawet wyjechać za granicę – i to do kraju kapitalistycznego.
Jak to się stało, że słynna i utalentowana, kochająca się 11-osobowa rodzina muzyków została uznana za winną tragedii, w wyniku której zginęły 4 osoby, a 36 było rannych?
8 marca, w Dzień Kobiet 1988 roku, 51-letnia Ninel Owieczkina (jej imię to przykład tzw. imion radzieckich2, w tym przypadku to „Lenin” napisany od końca) i jej dzieci: 28-letnia Olga (była w pierwszym trymestrze ciąży), 26-letni Wasilij, 24-letni Dmitrij, 21-letni Oleg, 19-letni Aleksander, 17-letni Igor, 14-letnia Tatiana, 13-letni Michaił, 10-letnia Uljana i 9-letni Siergiej – przyjechali na lotnisko w Irkucku. Tego dnia ubrali się elegancko, ponieważ mieli lecieć przez Kurgan na festiwal do Leningradu. Mieli ze sobą bagaż – walizki i instrumenty. Wśród instrumentów znajdował się duży futerał na kontrabas.
Podczas kontroli – co za pech – futerał ten okazał się za duży, by mogła go objąć aparatura prześwietlająca. Funkcjonariuszka bezpieczeństwa poprosiła o podanie przedmiotu. Otworzyła go – instrument był na miejscu. Podniosła go – nie znalazła niczego podejrzanego. Pokazała ręką i powiedziała: „Przechodźcie”. Owieczkinowie już nieraz przechodzili przez kontrolę na lotniskach i wiedzieli, że na tym w Irkucku, gdzie kontrola kojarzyła już jazzband, nie sprawdzano ich szczegółowo. Tym razem futerał zawierał podwójne dno – Dmitrij się postarał. Dlatego bagaż nie mieścił się w aparaturę. Na drugim dnie przyszli porywacze schowali broń, bombę i kilkadziesiąt naboi. Instrument został przeniesiony na pokład. Wtedy jeszcze można było wziąć ze sobą duży bagaż.
Ninel miała jeszcze jedną córkę – 32-letnią Ludmiłę. Jednak ona już dawno wyszła za mąż i mieszkała osobno w górniczym miasteczku Czeremchowo, blisko Irkucka. Nie brała udziału w porwaniu i nic nie wiedziała o planach swojej matki i rodzeństwa.
W samolocie było sporo wolnych miejsc. Starsi bracia usiedli na końcu maszyny, młodsze rodzeństwo i matka nieco z przodu. W samolotach radzieckich w przypadku lotów wewnętrznych nie było klasy biznesowej ani pierwszej, a jedynie pierwsza i druga sala, wyposażone w takie same fotele.
Pierwsza połowa lotu minęła zgodnie z planem. Aleksander i Oleg grali w szachy, Dmitrij gawędził ze stewardesami i pokazywał im zdjęcia rodziny. Samolot spokojnie wylądował w Kurganie, żeby zatankować, część pasażerów zeszła z pokładu, weszli nowi. Wolnych miejsc wciąż było dużo. Tu-154 ponownie wystartował i obrał kierunek na Leningrad. Jeden z pasażerów, Dmitrij Ordinow, wspominał później, że w tej chwili jeden z braci powiedział coś, co wzbudziło jego podejrzenie. Wyciągając pamiątkę kupioną na lotnisku w Irkucku, powiedział do brata, że kupił ją, by pamiętać o ojczyźnie.
Około godziny 15:00, kiedy samolot przelatywał w rejonie Wołogdy (około 450 km na wschód od Moskwy), na wysokości 10 km starsi z Owieczkinów wcisnęli przycisk wzywający stewardesę. Podeszła do nich Irina Wasiljewa, szczupła, wysoka, młoda dziewczyna. Najstarszy, Wasilij, przekazał jej złożony kawałek papieru. Stewardesa pomyślała, że to życzenia z okazji 8 marca, jednak notatka zawierała groźną treść: Kierunek – Anglia, Londyn. Nie zmniejszać wysokości, inaczej wysadzimy samolot. Jesteście pod naszą kontrolą. Stewardesa burknęła: „Co to za żarty!?”. Ironii sytuacji dodawał fakt, że kilka tygodni wcześniej załoga przeszła szkolenie na wypadek porwania samolotu. Ćwiczebne porwanie też zaczęło się od przekazania przez „terrorystów” notatki. Irina udała się do kapitana. Bracia, co dziwne, nie poszli za nią.
Tego dnia oprócz porywaczy na pokładzie było 8 członków załogi i 65 pasażerów. W kokpicie znajdowały się 3 osoby: kapitan Walentin Kuprianów, drugi pilot Aleksander Anisimow i mechanik pokładowy Innokientij Stupakow. Kiedy stewardesa weszła do kabiny, przekazała im notatkę i ponarzekała, że chyba po wylądowaniu trzeba będzie wezwać milicję, reakcja pilotów była taka sama: „Czy to są jakieś żarty…?”.
Postanowili jednak, że lepiej tego samodzielnie nie wyjaśniać i zachować się zgodnie z przepisami odnoszącymi się do takich przypadków. Nadali kod, że samolot został porwany. Ziemia odpowiedziała, żeby czekali na rozkazy i działali zgodnie z instrukcją. Kapitan poprosił Irinę, by wróciła do chuliganów i rozejrzała się, czy mają jakąś broń i na ile poważnie traktują swoje zamierzenia. Irina podeszła do Owieczkinów wraz z koleżanką – 28-letnią Tamarą Żarką, zgrabną, uśmiechniętą brunetką, starszą zmiany. Tamara tego dnia miała nie lecieć, ale zgodziła się na zastąpienie kolegi. Na widok stewardes, na potwierdzenie powagi swoich gróźb, starsi Owieczkinowie otworzyli futerał na kontrabas i wyciągnęli obrzyny oraz bombę. Irina powoli cofnęła się i przez łączność wewnętrzną powiedziała kapitanowi:
– Nie żartują, są uzbrojeni.
Kapitan odpowiedział jej:
– Więcej do kabiny pilotów nie wchodzić, rozmawiać tylko przez telefon.
W kokpicie rozpoczęła się dyskusja o tym, jak postępować dalej.
Zgodnie z kodeksem lotniczym ZSRR załoga mogła użyć siły przeciwko każdej osobie, która stanowiła bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu. Piloci posiadali na pokładzie broń palną. Po porwaniu samolotu w 1970 roku przez uzbrojonych ojca i syna Brazinskasów3 piloci radzieckiego lotnictwa cywilnego zostali wyposażeni w pistolety i przechodzili kursy strzeleckie4. Mechanik pokładowy Innokientij Stupakow zaproponował stawienie oporu – załadowanie broni, otwarcie drzwi i powystrzelanie porywaczy. Z tego planu zrezygnowali – strzelanina na pokładzie to zbyt wysokie ryzyko dla pasażerów – pistolety jednak załadowali. Bezpieczniej byłoby udać, że zgadzają się z żądaniami, jak stanowiły przepisy. Zgodnie z instrukcją w przypadkach, kiedy porywacze żądali lotu do kraju poza granicami ZSRR, należało potwierdzić, że samolot faktycznie leci za granicę. Jednak w rzeczywistości trzeba było wybrać lotnisko radzieckie pasujące do wybranego przez porywaczy kraju. Dalej, po wylądowaniu, należało czekać na uwolnienie przez rodzime służby. A gdyby nie udawać i wbrew instrukcji naprawdę polecieć poza granice kraju? Tam porywacze przecież na pewno wszystkich uwolnią. Piloci szybko jednak zrozumieli, że to się nie uda – paliwa wystarczyłoby maksymalnie do Finlandii, na pewno nie do Wielkiej Brytanii.
W tej chwili ponownie odezwała się ziemia. Głos z ziemi przedstawił się jako Tichomirow. Starał się on zebrać informacje o porywaczach. Pytał, czy byli agresywni, jak się zachowywali, o ich uzbrojenie. Zapytał, czy wyglądali jak weterani Afganistanu, gdzie ZSRR już dziewiąty rok toczył wojnę. Powiedział, że chce nadać wiadomość do porywaczy, i poprosił o to, by mógł być słyszany na pokładzie. Tichomirow zaryczał:
– Uwaga, porywacze! Mówi dowództwo Północno-Zachodniego Okręgu Pogranicznego. W zamian za zakładników gwarantujemy tankowanie i lot do Helsinek. Bez odbioru. – Następnie ponownie zwrócił się do pilotów: – Kapitanie, bardzo cię proszę, teraz głównie grajcie na czas, 20–30 minut. Podawajcie jakiekolwiek powody – boeing południowokoreański5, brak papierów, paliwa. Ale dajcie nam 30 minut. Czy zgodzą się, czy nie – to nieważne. Niech myślą, dyskutują. My potrzebujemy czasu, wszystkie siły już są gotowe, o nic się nie martwcie. Załatwimy wszystko w ciągu 30 minut… Powiedzcie im, że jak zaczną strzelać, to postawią siebie poza prawem i my ich powystrzelamy jak wściekłe psy! A wy nie strzelajcie, nie ma takiej opcji. A tak to grożą im w warunkach demokratyzacji6 2–3 lata, nie więcej.
Po tej rozmowie z ziemią podjęto decyzję o działaniu zgodnie z przepisami i tankowaniu w niedługim czasie na terenie ZSRR. Piloci postanowili, że najstarszy i najbardziej solidnie wyglądający mechanik pokładowy Stupakow pójdzie przekonywać porywaczy w rozmowie tête-à-tête. Miał powiedzieć im, że paliwa do Londynu nie wystarczy i trzeba lądować na tankowanie gdzieś niedaleko. Przed opuszczeniem kokpitu Stupakow umówił się z kolegami, że kiedy on ponownie zapuka, a oni przez wizjer zobaczą krawat na jego prawym ramieniu, będzie to znaczyło, że terroryści ukrywają się obok i wtedy nie wolno im otworzyć drzwi do kabiny. Kiedy mechanik pokładowy wyszedł z kabiny pilotów, Owieczkinowie ponownie przegapili moment, w którym można było przejąć ostatecznie kontrolę nad samolotem.
W imieniu wszystkich Owieczkinów ze Stupakowem rozmawiał starszy, Wasilij. W trakcie dyskusji bracia zaczęli dyskutować między sobą, czy Finlandia to kraj wystarczająco kapitalistyczny i czy nie ma umowy z ZSRR o ekstradycji. Mechanik przekonywał Wasilija, że samoloty nie latają bez paliwa i że powinni pójść po rozum do głowy. W końcu Owieczkinowie się zgodzili. Na razie byli spokojni. Postawili jednak warunek: tankowanie w dowolnym kraju poza blokiem socjalistycznym. Stupakow wrócił do kabiny i zamknął drzwi.
Kapitan ogłosił na pokładzie, że kierują się do fińskiego miasta o nazwie Kotka. Tam zatankują i polecą dalej, do Londynu. Dla pewności, że tak się właśnie stanie, Owieczkinowie powiedzieli do stojących obok nich stewardes – Iriny Wasiljewej i Tamary Żarkiej – żeby jedna z nich cały czas stała obok nich. Jeśli coś pójdzie nie tak, tę właśnie zabiją. Na ochotnika zgłosiła się Tamara.
Władze radzieckie nie zamierzały wypuścić porwanego samolotu za granicę. Ziemia najpierw kazała pilotom lecieć do Tallina, po kilku minutach poprosiła jednak, żeby kapitan sam wybrał miejsce lądowania. Dała mu wybór jednego z pobliskich lotnisk. Miało to być albo lotnisko Siwierskaja, albo zapasowe wojskowe lotnisko Wieszczewo. To były małe obiekty położone pośród lasów i mogły z powodzeniem udawać krajobraz innego kraju. Kapitan wybrał Wieszczewo. Fakt, że było to lotnisko wojskowe, dodawał nadziei. Ponadto znajdowało się ono niedaleko wody i otwierało możliwość udawania przelotu nad Zatoką Fińską.
O 16:10 samolot wylądował w punkcie docelowym. W marcowe dni na radzieckiej północy wcześnie robiło się ciemno. Na to liczyli organizatorzy operacji. Plan był taki: samolot miał wylądować na terenie radzieckim, następnie należało rozpocząć negocjacje, uśpić czujność porywaczy i zdobyć samolot szturmem. Z Moskwy w tym celu wylecieli już antyterroryści. Jednocześnie z Wyborgu i Leningradu na lotnisko Wieszczewo udali się funkcjonariusze milicji łącznie ze sztabem operacyjnym, na czele którego stanął pułkownik milicji Anatolij Bystrow. Byli oni na miejscu tuż przed lądowaniem samolotu. Na antyterrorystów natomiast trzeba było jeszcze poczekać.
Organizatorzy operacji starali się zamaskować wojskowe lotnisko Wieszczewo tak, by wyglądało na zachodnie. Postawili personel stacjonującego tam pułku lotniczego. Żołnierze mieli na to pół godziny. Schowali pojazdy, zamalowali czerwone gwiazdy i napisy w języku rosyjskim. Na hangarze napisali AIR FORCE. Na tym prawidłowości się skończyły i do głosu doszło słowiańskie niedbalstwo. W pośpiechu zapomnieli o zamaskowaniu na cysternie obok napisu Огнеопасно!. Także dowódca widocznie nie do końca rozumiał, co dokładnie się dzieje, bo na wszelki wypadek rozkazał żołnierzom otoczyć pas startowy. Z tego powodu doszło do katastrofy.
Po wylądowaniu bracia Owieczkinowie natychmiast rozpoznali radzieckie mundury, sprzęt, uzbrojenie i rodzime wojskowe przekleństwa. Plan poszedł z dymem zaledwie po kilku sekundach od wylądowania samolotu.
Gdy rodzina Owieczkinów zrozumiała, że została oszukana, wpadła w szał. Ninel Owieczkina, która wcześniej siedziała spokojnie, wstała z miejsca i przejęła inicjatywę. Rozkazała synom, żeby atakowali kabinę pilotów. Terroryści zaczęli strzelać do drzwi z obrzynów i bić w kabinę 50-kilogramową żelazną pokładową drabiną. Jednak opancerzone drzwi na razie się trzymały. Piloci zawiadomili ziemię, że plan się nie powiódł, że ich atakują, strzelają do drzwi i uderzają czymś ciężkim. Ziemia poleciła, że jeśli przebiją się do kabiny, należy zabić porywaczy, a wcześniej próbować negocjować, postarać się im wytłumaczyć, że wylądowano w ZSRR z powodów technicznych. Na te próby zza drzwi odpowiadał głos matki: „Żadnych negocjacji! Brać ich!”. Następnie posypały się groźby, że zaraz zaczną zabijać pasażerów. A ci przez cały czas siedzieli w milczeniu. Steward Aleksander Dwornikow wspominał potem, że wśród pasażerów byli wojskowi w mundurach i próbowali oni porozumiewać się wzrokiem z kilkoma innymi dorosłymi mężczyznami. Chodziło widocznie o zaatakowanie porywaczy. Steward szeptem poprosił ich, by tego nie robić.
Aby rozładować sytuację, sztab poprosił pilotów, by powiedzieli Owieczkinom, że cysterna z paliwem została wysłana i zaraz rozpocznie się tankowanie. Kapitan przekazał dobijającym się do drzwi Owieczkinom informację, że ich żądania zostaną spełnione, cysterna już jedzie. Na końcu dodał, że koniecznie trzeba wypuścić mechanika pokładowego na skrzydło, aby mógł on rozpocząć tankowanie. Stupakow znów wyszedł z kabiny, a Owieczkinowie go przepuścili. Drzwi do kokpitu zamknęły się szybko, a porywacze ponownie nie pomyśleli o tym, aby zdobyć otwartą kabinę. Mechanik otworzył drzwi samolotu i wyszedł. Żołnierze otaczający pas startowy zobaczyli wychodzącego człowieka i myśląc, że zaraz coś nastąpi, zaczęli zbliżać się do samolotu.
Jednego z nich, w hełmie i z karabinkiem, zobaczył pod skrzydłem przez okienko Dmitrij Owieczkin. Opanował go gniew, pomyślał, że rozpoczął się szturm i że jego i jego rodzinę znów oszukano. Spełnił on groźbę. W gniewie wystrzelił z bliska w twarz stojącej obok Tamary Żarkiej, która przez cały czas starała się uspokajać porywaczy, mówiąc, że wszystko jest dobrze, że są w Finlandii, że zaraz zatankują i polecą dalej. Strzał i upadające bezwładnie ciało koleżanki widziała Irina Wasiljewa. Powiedziała przez słuchawkę do kapitana, że zabili Tamarę. Kapitan przekazał sztabowi, że pozbawiono życia zakładnika, członka załogi.
W tej sytuacji szefowie operacji postanowili nie czekać już na grupę z Moskwy, lecz działać natychmiast własnymi siłami. Rozpoczęto przygotowania grupy szturmowej. Tylko z kogo ją stworzyć? Miała się ona składać… ze zwykłych wyborskich i leningradzkich milicjantów, którzy byli obok. Ich główna praca polegała wcześniej na patrolowaniu ulic i wyłapywaniu chuliganów. Mimo tego milicjantom wydano hełmy i kamizelki kuloodporne. Mieli walczyć własną bronią – pistoletami. Na czele 10-osobowej grupy szturmowej stanął starszy lejtnant milicji Lagodicz. Plan szturmu był następujący: pod osłoną cysterny z paliwem grupa miała zbliżyć się do samolotu, a następnie podzielić się na dwie mniejsze grupy. Pierwsza miała za zadanie wejść do samolotu przez okienko kabiny pilotów, a druga przez luk bagażowy w dolnej część kadłuba.
Cysterna z paliwem podjechała do samolotu. Pod jej osłoną milicjanci podeszli do pokładu. Jedna grupa otworzyła dolny luk i weszła do „brzucha”, pod podłogę kabiny. Dwóch funkcjonariuszy weszło do kabiny pilotów, korzystając z lin awaryjnych, które znajdowały się w kabinie na wypadek, gdyby piloci musieli opuszczać pokład przez okno. Milicjanci powiedzieli pilotom, że sygnałem do ataku ma być ruszenie samolotu do przodu.
Kapitan włączył silniki i skierował samolot naprzód.
HISTORIA RODZINY OWIECZKINÓW
Ninel wiodła trudne życie. Kiedy miała 5 lat, do niej i jej mamy przyszło zawiadomienie, że ojciec zginął podczas wojny radziecko-niemieckiej. Następnego roku jej mama została zabita przez ochroniarza podczas próby kradzieży ziemniaków z pola kołchozowego. W ten sposób Ninel trafiła do domu dziecka.
9 lat później zabrał ją stamtąd kuzyn. W wieku 20 lat wyszła za mąż za Dmitrija Owieczkina, kierowcę ciężarówki. W 1957 roku urodziła swoje pierwsze dziecko – Ludmiłę. Jej drugie dziecko, córeczka Larisa, umarło niedługo po porodzie. Nad jej malutkim grobem Ninel przysięgła, że nigdy nie będzie używała antykoncepcji ani dokonywała aborcji i urodzi tyle dzieci, ile Bóg jej da. Bóg dał jej jeszcze dziesięcioro dzieci: 7 synów i 3 córki. Za tylu nowych obywateli, potencjalnych żołnierzy, konsumentów i podatników władza radziecka nadała jej tytuł honorowy „Matki-bohaterki”7.
Matka-bohaterka trzymała w swojej dużej rodzinie srogą dyscyplinę. Owieczkinowie żyli w odizolowaniu, nie mieli przyjaciół. Sąsiedzi porównywali ich z sektą. Natomiast autorytet matki był niepodważalny. Dzieci bezwzględnie jej słuchały. Nikt z nich nie pił ani nie palił. Jednocześnie matka nie biła swoich dzieci, nie podnosiła na nie głosu, a wszystkie kłopoty były rozwiązywane wspólnie. Wszystkie młodsze dzieci chodziły do tej samej szkoły – nr 66. Mieściła się ona na północnym przedmieściu miasta, w dwupiętrowym ceglanym budynku obok stacji kolei podmiejskiej. Synowie po osiągnięciu wieku poborowego po kolei szli do wojska na dwa lata.
Owieczkinowie mieszkali w domu na przedmieściach Irkucka, w wiosce Roboczeje, przy ul. Dietska (Dziecięcej). Obecnie wioskę tę włączono w obręb miasta i Roboczeje stało się częścią Irkucka. Duża rodzina miała swój ogród, trzy krowy, pięć świń, a także hodowała króliki i kury. Pilnowanie gospodarstwa, które mieściło się na działce o areale 800 metrów kwadratowych, zajmowało cały ich wolny czas. Mimo ciężkiej pracy kilku osób rodzina żyła w nędzy. Zdrowie u matki było słabe z powodu licznych porodów; cierpiała z powodu wady serca. Żeby sobie poradzić, Owieczkinowie hodowali warzywa na ziemi poza swoją działką. Robili cukierki ze smażonego cukru i handlowali nimi. Kilka razy donieśli na nich sąsiedzi. Wtedy przyjeżdżała milicja i konfiskowała produkcję. Mimo że niechęć do prywatnych gospodarstw w latach 80. osłabła, to jednak ciągle istniała – w kraju nadal obowiązywał socjalizm. Nikt nie miał prawa się bogacić, szczególnie na wsi.
Przez prawie całe życie Ninel pracowała w sklepie monopolowym. W jego zimnym pomieszczeniu zachorowała na astmę. Kiedy w 1985 roku rozpoczęła się antyalkoholowa kampania Gorbaczowa8 i alkoholu, którego i tak brakowało, nie można już było dostać, Ninel zaczęła handlować podrobioną wódką. Na to sąsiedzi nie narzekali.
Do jej zawodu idealnie pasował jej mąż. Dmitrij Owieczkin, mimo że był kierowcą, miał wyjątkowe zamiłowanie do rosyjskiego trunku narodowego. Pił on dużo i często, do nieprzytomności. Mógł tygodniami nie wychodzić z ciągów. W ogrodzie nie pomagał. Mało tego, był agresywnym alkoholikiem. Będąc pod wpływem, rzucał się na rodzinę z krzykiem i pięściami. Dzieci pojawiały się w szkole posiniaczone, tłumaczyły się, że upadły, uderzyły się itp. Jedną z ulubionych pijackich zabaw ojca było zdejmowanie ze ściany nabitej strzelby i wymachiwanie nią przed pozostałymi domownikami. Czasami, w przypływie wściekłości, strzelał w powietrze nad głowami dzieci lub pod ich nogi. Jeśli dzieci pracowały w ogrodzie, pijany ojciec strzelał do nich przez okno. W takich momentach Ninel krzyczała do dzieci: „Padnij!”, aby nikt nie został postrzelony przez odurzonego alkoholem ojca, a one chowały się po kątach. Mężczyzna w końcu doprowadził się do takiego stanu, że w 1982 roku sparaliżowało mu nogę. Pić jednak nie przestał. Atakowania rodziny również nie zaniechał.
Po roku od sparaliżowania doszło do tragedii. Podczas jednego z pijackich wybryków ojciec zapomniał, że jego synowie już wyrośli i nie są wobec niego tacy bezbronni. Wasilij i Dmitrij, na tamten moment będący w wieku 22 i 20 lat, po odbyciu służby wojskowej, pewnego dnia nie znieśli zachowania pijanego rodzica. Mocno stłukli ojca tyrana. Jak się okazało – za mocno. Pobity konał przez trzy dni, po czym 3 maja 1983 roku zmarł. Wobec synów zostało wszczęte postępowanie karne. Uznano jednak czyny Wasilija i Dmitrija za obronę konieczną i uniknęli oni więzienia.
Po pochowaniu ojca zapewne żyliby oni zwykłym życiem. Jednak pewnego dnia dzieci oświadczyły, że chcą zajmować się muzyką. Nie była to niespodzianka. Dzieci od małego coś śpiewały, pukały w wiadra i łyżki, gwizdały, grały na niewidzialnych perkusjach i gitarach. Starszy, Wasilij, a za nim reszta chłopaków dostali się do szkoły muzycznej. To stało się nowym celem w ich życiu. Poczuli wiatr w żaglach. W 1983 roku synowie jeden za drugim poszli do Irkuckiej Obwodowej Wyższej Szkoły Muzycznej na wydział instrumentów dętych. Dziewczynki natomiast zostały w domu. Matka przygotowywała ich do roli kucharek, praczek i sprzątaczek.
Nauka muzyki szła Owieczkinom nieźle. Również w 1983 roku – wedle pomysłu Wasilija i z pomocą szefa wydziału instrumentów dętych Władimira Romanienki – powstał jazzband Siedmiu Simieonów. Został on oficjalnie zatrudniony w Związku Parków Miejskich w Irkucku „Dosug” (Odpoczynek). Nazwę grupy wzięto od tytułu rosyjskiej bajki ludowej o siedmiu braciach, którzy wykonali polecenie cara o znalezieniu mu żony, pokonali wiele przeszkód, a on każdego szczodrze obdarował.
Los sprzyjał Owieczkinom. Oprócz tego, że nieźle grali, również dobrze prezentowali się wizerunkowo. Siedmiu braci z Irkucka, proletariackiego pochodzenia, skromnych, wysportowanych, grających w jednym jazzbandzie. I co za dzielna kobieta ta ich matka-bohaterka! A jakie śliczne siostry im pomagają! W tym czasie ten gatunek muzyki amerykańskiej nie był już uważany za muzykę wrogów klasowych, nie mówiono, że „od saksofonu do noża jeden krok!” ani że „dzisiaj grasz jazz, jutro sprzedasz ojczyznę!”.
Kariera chłopaków szybko się rozwijała. Dawali koncerty. Uczestniczyli w festiwalu „Jazz-85” w Tbilisi. Grali w Telewizji Centralnej w programie „Szyrie Krug!” (Szerzej Krąg). Koncertowali w Kemerowie, w krajach bałtyckich, zostali przedstawicielami Irkucka na XII Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie w 1985 r. Bardzo szybko zdobyli sławę w całym Związku Radzieckim. Nagrano o nich dokument Siedmiu Simieonów. Podczas wyjazdów towarzyszyła im ich siostra Olga – pomagała ona braciom w codziennych obowiązkach: gotowała, prała, prasowała, robiła zakupy.
Obecnie uważa się, że sława niezwykłej grupy została po prostu rozdmuchana przez media, a młodzi muzycy byli w rzeczywistości średnio utalentowani. Upadającej władzy radzieckiej potrzebny był jakiś nowy symbol, nowi bohaterowie – duża kochająca się socjalistyczna rodzina, na której czele stoi proletariuszka matka-bohaterka, to było właśnie to, co trzeba. Podobno najbardziej utalentowanym spośród braci był mały Michaił, którego jego nauczyciel Wladimir Romanienko za talent jazzowy nazywał „Murzynem”. Dobrze na scenie wyglądał mały Siergiej, który wzrostem był równy z bandżo, na którym grał.
Sami Owieczkinowie uważali inaczej. Zaczęli gwiazdorzyć, sława zrobiła swoje. Patrzyli na ludzi z pogardą. Ekipa filmowa, która nagrywała dokument o Owieczkinach, podkreślała później szczególnie aroganckie zachowanie matki i jej wtrącanie się we wszystko. Kobieta była cały czas niezadowolona: a to źle ustawiono oświetlenie, a to nie otrzymała całego wynagrodzenia, lecz tylko zaliczkę. Ponadto żądała, by na koszt studia filmowego wstawić jej zęby, które straciła z powodu licznych porodów (i zrobiono to). Groziła, że film nie powstanie, że nie będzie grała i nie pozwoli zagrać w filmie dzieciom, jeśli nie będzie tak, jak ona chce.
Inny poważny epizod miał miejsce wtedy, gdy młodzi Owieczkinowie dostali się na prestiżową uczelnię muzyczną im. Gniesinych w Moskwie, gdzie przyjęto ich bez egzaminów wstępnych jako protegowanych partii. Z pogardą odrzucili tę życiową szansę i po 4 miesiącach nauki wrócili do Irkucka. Uważali siebie za samouków geniuszy. W tym samym czasie żądali od władzy coraz więcej ulg i darowizn. Sama Ninel podsycała w swoich synach wiarę w to, że nikogo nie potrzebują.
Mimo wszystko muzyczna rodzina otrzymywała podarunki od władzy, przede wszystkim instrumenty. Wasilij grał na perkusji, Dmitrij na trąbie, Oleg na saksofonie, Aleksander na kontrabasie, Igor na pianinie, Michaił na puzonie, Siergiej na dziwnym dla Syberii amerykańskim bandżo. To były wartościowe prezenty. Każdy z instrumentów, który otrzymali, kosztował od 100 do 1000 rubli. Działo się to w kraju, gdzie średnia miesięczna pensja wynosiła 100 rubli. Oprócz instrumentów i protekcji w nauce w 1986 roku partia podarowała Owieczkinom dwa trzypokojowe wyposażone i umeblowane mieszkania w Irkucku. Co więcej, pozwoliła im także zatrzymać dom za miastem, w którym mieszkali wcześniej. W jednym z nowych mieszkań Owieczkinowie zamieszkali, a w drugim urządzili coś w rodzaju studia muzycznego.
TO PECH URODZIĆ SIĘ W ZWIĄZKU RADZIECKIM
Koniec lat 80. ubiegłego wieku to paskudny okres w historii ZSRR: powszechny brak towarów, nawet tych podstawowych, jak makarony czy ziemniaki, kolejki po wszystko, totalna korupcja, rozkwit przestępczości zorganizowanej, ogólna atmosfera apatii i desperacji. Panowało w tych latach poczucie pogardy wobec swojego kraju i władzy. Chłopcy nie marzyli już, by zostać kosmonautami, pilotami, milicjantami, naukowcami. Marzyli o zostaniu bandytami albo skorumpowanymi partyjniakami. Dziewczyny natomiast chciały być kochankami bandytów lub dewizówkami – prostytutkami walutowymi, czyli takimi, które nie oddawały swojego ciała za ruble i nie zadawały się z „sowkami”9, to znaczy z mieszkańcami kraju radzieckiego, lecz z cudzoziemcami i za dolary, funty, marki, franki. Szczytem marzeń było rozkochać w sobie klienta, by zabrał on radziecką ślicznotkę na kapitalistyczny Zachód.
Zniknął jeden z podstawowych fundamentów reżimu – strach przed systemem. Niedawna polityka „jawności” pozwoliła obnażyć prawdę o absolutnie zakłamanej i krwawej historii ZSRR oraz czarnej rzeczywistości. Można było pisać i nagrywać filmy o tym, jak w tym kraju jest źle, a jak na Zachodzie dobrze. Jednym z takich filmów stał się obraz Tak żyć nie można Stanisława Goworuchina, który pokazywał, gdzie znalazło się społeczeństwo radzieckie po 70 latach swojego istnienia. I porównywał to z krajami Zachodu, które tak potępiała radziecka propaganda. Po obejrzeniu tego filmu ludzi denerwowało, że w Niemczech Zachodnich, w kraju, który został pokonany przez ZSRR podczas drugiej wojny światowej, zwykły funkcjonariusz policji miał samochód i własne dwupokojowe mieszkanie. Radziecki kapitan milicji (analogicznie do polskiego komisarza policji) gniótł się natomiast z żoną i dziećmi w małym pokoju w mieszkaniu zbiorowym, które dzielił z innymi rodzinami. Irytowało, że człowiek radziecki nie mógł wejść do radzieckiego hotelu, że na lotnisku w Moskwie w strefie duty free nie przyjmowali opłaty w ojczystych rublach, że ludzi nie wpuszczają do niektórych sklepów, bo są tylko dla cudzoziemców lub posiadaczy odpowiedniej waluty. Widzom nie mogło się pomieścić w głowie, jak w rzeczywistości biednie żyli ludzie radzieccy i jak dobrze było poza granicami ZSRR. I to kiedy przez te wszystkie lata prasa trąbiła, że jest odwrotnie. Fundamenty, na których stało państwo, runęły jak domek z kart.
Owieczkinów irytował ponadto jeszcze jeden fakt: ich sława, oprócz darmowych wyjazdów po kraju i podarunków od partii, nie zapewniała im, jak im się wydawało, żadnych poważnych pieniędzy. Uważali, że zasługują na znacznie więcej. W państwie socjalistycznym nie mogli oni legalnie występować prywatnie za wynagrodzenie. Z chwilą kiedy Owieczkinowie przenieśli się ze wsi do miasta, do dwóch podarowanych mieszkań, nie mogli już poświęcać tyle czasu swojej hodowli i ogrodowi. Muzyka wymagała coraz więcej wydatków, a przychody spadły. Był okres, w którym cała rodzina mogła liczyć tylko na rentę matki – w wysokości około 50 rubli. Marzyła im się w tym czasie własna restauracja, gdzie bracia graliby na scenie, a matka i dziewczynki obsługiwałyby klientów i odpowiadałyby za kuchnię. Teoretycznie pod koniec lat 80. mogli oni już zrealizować swoje plany, jednak z olbrzymimi przeszkodami i ograniczeniami10.
Czarę goryczy przelał u Owieczkinów ich wyjazd do Japonii – do Kanazawy, miasta partnerskiego Irkucka. Jazzband Siedmiu Simieonów spędził tam trzy tygodnie, dając koncerty. To, co tam zobaczyli, ostatecznie przekonało ich, że mieli wielkiego pecha, przychodząc na świat w ZSRR. Japonia to przecież kraj przyszłości. Lśniące szyby, półki pełne towarów – i to jakich: najnowocześniejsza elektronika – bez talonów i kolejek! Absolutna rozpusta gastronomiczna, piękne ubrania, jasno oświetlone ulice, wysokie budynki ze szkła, czyste, myte na mokro chodniki, reklama, dobrze ubrani i uprzejmi ludzie. Można chodzić, dokąd masz ochotę, i mówić, co chcesz. Porównanie z radzieckimi blokami, ciemnotą, brudem, brakiem towarów i kolejkami, powszechnym chamstwem na tle pustych półek w sklepach – wypadało zdecydowanie na niekorzyść ich ojczyzny. Bracia gotowi byli natychmiast poprosić o azyl polityczny.
Aleksander, którego z powodu jego dobrej znajomości języka angielskiego nazywano „Amerykaninem”, pobiegł nawet po taksówkę i prosił kierowcę, by w zamian za pierścionek zawiózł go do Tokio, aby tam mógł udać się do ambasady amerykańskiej. Drugą próbę przekonania cudzoziemców, żeby zawieźli go do japońskiej stolicy, podjął po koncercie. Nikt się jednak nie zgodził.
Zgodnie z radziecką tradycją część rodziny, a mianowicie w tym przypadku kochaną matkę i siostry, zostawiono w kraju „jako zakładników”. Nie pozwolono im wylecieć razem z Siedmioma Simieonami. Troska o dalszy los żeńskiej części rodziny przekonała braci do porzucenia próby ucieczki w Japonii i powrotu do domu.
Elektronikę zakupioną za granicą szybko sprzedali i nieźle na tym zarobili. Nie mieli już wątpliwości, że „sowok” trzeba opuścić. Matka wysłuchała opowieści synów o bogatej zagranicy. Wymęczona ciężką pracą i nędzą powoli zaczęła zgadzać się z synami, że w tym kraju nic dobrego ich nie czeka. A na Zachodzie mogą być bogaci i sławni.
Po dyskusjach Owieczkinowie uznali, że jedyny sposób na szybkie opuszczenie kraju to porwanie samolotu. Legalny wyjazd z wciąż zamkniętego kraju wydawał się prawie niemożliwy. Nie było dla takowego podstaw – nie mieli za granicą ani pracy, ani krewnych, ani studiów. Ponadto w niedługim czasie Aleksander, a potem Igor mieli iść na dwa długie lata do wojska. Trzeba było działać szybko.
Szykując się do ucieczki, Owieczkinowie sprzedali podarowane meble, instrumenty, sprzęt AGD, dywany, wszystko, co można było spieniężyć. W mieszkaniach zostały puste ściany. Kupili sobie drogie, eleganckie ubrania, żeby „tam” wyglądać jak najlepiej. Pozostało jeszcze dużo pieniędzy – około 3000 rubli (czytaj: ok. 90 000 złotych), które rodzina zabrała ze sobą.
Starsi synowie, którzy byli głównymi propagatorami pomysłu dotyczącego ucieczki, zrobili ze swojej strzelby obrzyn. Drugą strzelbę pożyczyli, bez zamiaru oddania, od sąsiada. W niej też odpiłowali kolbę i lufę. Za dychę zamówili u jednego tokarza elementy do bomby. Powiedzieli mu, że są to części do instrumentów. Jedną ze swoich bomb przetestowali w pobliskim lesie.
Na koniec Owieczkinowie umówili się, że jeśli coś pójdzie nie po ich myśli, nie pozwolą się zamknąć w więzieniu, prędzej się pozabijają. Po prostu nie będą dłużej egzystować w ZSRR. Albo będą żyć w ludzkich warunkach za granicą, albo w ogóle.
SZTURM
Około 19:00 samolot ruszył do przodu, ale milicjanci zamarli przed drzwiami kabiny pilotów. Drugi pilot, Aleksander Anisimow, poklepał jednego z funkcjonariuszy po ramieniu:
– Hej, sygnał do ataku, hej!
Milicjanci otworzyli drzwi i od razu wystrzelili kilkakrotnie z pistoletów. Widocznie mocno się denerwowali. Wyszedł ich brak przygotowania do takich operacji. Wszystkie kule trafiły w czterech pasażerów, którzy siedzieli przed drzwiami kokpitu. Owieczkinowie, stojący w korytarzu, nie zostali nawet lekko ranni. Później okazało się, że milicjanci wchodzili do samolotu z takim hałasem, że bracia zaczęli podejrzewać, że nie są już sami i zaraz coś się wydarzy. Owieczkinowie mieli lepsze oko niż milicjanci. Bracia oddali po salwie z obrzynów i trafili w cel. Postrzeleni funkcjonariusze upadli na podłogę i zamknęli za sobą drzwi.
W tym samym czasie do akcji przystąpiła druga grupa szturmowa, przebywająca pod pokładem. Miała ona według planu wejść do kabiny przez luki w podłodze. Luki były, ale na podłodze kabiny leżała puszysta wykładzina. Uwidoczniło się tu po raz kolejny zwyczajne niedbalstwo, ponieważ w wykładzinie nie wycięto wlotów dla luków, żeby się otwierały. Ruch wykładziny, która za sprawą milicjantów podnosiła się i opadała, też został zauważony przez Owieczkinów. Próbując uporać się z lukami i nie mogąc już czekać dłużej, druga grupa zaczęła po prostu walić na oślep z pistoletów przez podłogę.
Sytuacja ta trwała kilka minut: krzyki, wrzaski i strzały spod podłogi oraz – w odpowiedzi – ogień ze strony braci.
W końcu Owieczkinom pozostały ostatnie naboje. Byli otoczeni, amunicja prawie się skończyła. Zrozumieli, że to koniec.
Matka zawołała synów.
Mając w pamięci umowę, że można umrzeć, lecz nie wolno się poddać, starsi bracia i Ninel zgromadzili się wokół Aleksandra, który przez cały czas nie wypuszczał z rąk bomby. Wszyscy oprócz Igora. On przestraszył się i schował się w toalecie obok kokpitu, a na okrzyki braci: „Igorze, chodź! Będziemy umierać!”, nie odpowiadał. Aleksander w końcu podpalił sznur, nie czekając dłużej na młodszego brata. Synowie i mama pożegnali się, stanęli dookoła bomby i przytulili się do siebie.
Bomba wybuchła. Nikt nie zginął. Wszystkie odłamki poszły w górę i przebiły dach samolotu. Wybuch był jednak wystarczająco mocny, żeby w samolocie powstał pożar i kabina wypełniła się dymem. Widząc, że nikomu nic się nie stało, matka i synowie postanowili doprowadzić sprawę do końca. Mieli jeszcze broń i kilka naboi. Jako pierwszy Dmitrij naładował obrzyn i przystawił lufę do głowy. Zastrzelił się na oczach matki i braci. Potem w ten sam sposób zabił się Aleksander. Następnie, pożegnawszy się, w głowę strzelił sobie Oleg. Mama nie zabiła siebie sama, lecz poprosiła swojego starszego syna Wasilija, aby do niej wystrzelił. Ninel podstawiła głowę pod lufę i syn zabił matkę. Zanim Wasilij strzelił do siebie, kazał starszej siostrze Oldze zabrać młodsze rodzeństwo i uciekać, ponieważ młodszym, ze względu na wiek, nic się nie stanie. Powiedziawszy to, ostatni z aktywnych porywaczy przystawił sobie lufę do głowy i pociągnął za spust.
W tym czasie komuś z załogi udało się otworzyć drzwi samolotu i pasażerowie w panice zaczęli przebijać się do wyjścia, gdzie nie było schodów awaryjnych. Zakładnicy spadali z wysokości 4–5 metrów na betonowy pas startowy na siebie nawzajem. Łamali ręce, nogi i żebra, tracili przytomność. Po tym twardym lądowaniu na ludzi, którzy myśleli, że już po wszystkim, zamiast pomocy czekało ich milicyjne: „Nie ruszać się! Ręce za plecy!”, groźby, przekleństwa i strzały w powietrze. Milicjanci i żołnierze połamane ręce skuwali kajdankami. Jeśli ktoś nie podporządkowywał się natychmiast, kopali i bili kolbami karabinków. Jeden nawet strzelił pasażerowi w plecy. Biedak został inwalidą. Ci z pasażerów, którzy upadli i zdołali odbiec kilka metrów od samolotu, też zostali postrzeleni. Funkcjonariusze nie mogli bowiem wiedzieć od razu, kto jest zakładnikiem, a kto porywaczem.
Sytuacja stopniowo zaczęła się uspokajać. Wszystko zakończyło się o 20:00.
Bezpośrednio z rąk terrorystów zginęła jedna osoba. Trzy kolejne udusiły się dymem podczas pożaru, a dwóch milicjantów zostało rannych. Wielu ludzi na ziemi oraz podczas szturmu w samolocie skrzywdzili milicjanci. Sam samolot całkowicie się spalił. Innymi słowy, szturm nie należał do udanych.
Następnego dnia z wraku samolotu wyciągnięto dziewięć spalonych ciał: trzech zakładników, stewardesy Żarkiej, którą zidentyfikowano dzięki roztopionemu zegarkowi, oraz pięciu członków rodziny Owieczkinów.
Tamarę Żarką pochowano z honorami w Irkucku. Pośmiertnie została odznaczona jedną z najważniejszych nagród: Orderem Czerwonego Sztandaru.
SĄD, WYROK, NIEŁATWY LOS POZOSTAŁYCH
Wasilij miał rację. Młodszym Owieczkinom nie postawiono zarzutów ze względu na ich wiek. Kodeks karny RFSRR przewidywał odpowiedzialność karną dopiero powyżej 14. roku życia – i to jedynie za ciężkie przestępstwa, np. zabójstwo lub gwałt. Nieinformowanie o przygotowywaniu przestępstwa nie było tu brane pod uwagę.
We wrześniu 1988 roku w Irkucku delegatura Leningradzkiego Sądu Obwodowego rozpoczęła rozprawę przeciwko pozostałym przy życiu starszym Owieczkinom: Igorowi i Oldze. Tylko oni, ze względu na swój wiek, mogli ponieść odpowiedzialność. Sądzono ich na podstawie art. 213 (porwanie statku powietrznego). Groziło im od 8 lat do 15 lat pozbawienia wolności lub kara śmierci z konfiskatą.
Olga podczas rozprawy sądowej była już w zaawansowanej ciąży i składała wyjaśnienia na siedząco. Przyznała się do winy. Mówiła, że cały czas starała się przekonać matkę i braci, by nie porywać samolotu. Jako dowód pokazywała na brzuch, nie chciała bowiem ryzykować ani opuszczać ojca dziecka, którym był mężczyzna pochodzący z Kaukazu. Zaznaczyła ona, że jej bracia, którzy służyli w wojsku i byli poddani fali zorganizowanej przez kaukaskich poborowych, grozili, że gdy urodzi „czarnego”, uduszą w nocy jej dziecko.
Igor natomiast cały czas zmieniał wyjaśnienia: to przyznawał się do winy, to odwoływał przyznanie. Twierdził, że to ich nauczyciel Romanienko pchnął ich do podjęcia próby ucieczki. Śledztwo wykazało, że było to kłamstwo.
Wyrok zapadł 23 września. Olga Owieczkina została skazana na 5 lat pozbawienia wolności. Najwyraźniej sąd wziął pod uwagę okoliczność ciąży oskarżonej oraz przyznanie się do winy i potraktował ją łagodnie, wymierzając karę poniżej dolnego progu. W więzieniu Olga urodziła córkę. Dała jej na imię Larisa, na cześć dawno już zmarłej siostry. Dziecko zabrała do siebie starsza siostra Olgi – Ludmiła. Później Olga została przeniesiona do więzienia w Taszkencie w Uzbekistanie.
Jej brata Igora sąd skazał na 8 lat pozbawienia wolności, z odbyciem kary w kolonii poprawczo-wychowawczej pod Angarskiem. Kiedy osiągnął pełnoletność, został przeniesiony do więzienia w Bozoju. Tam Igor stworzył więzienną orkiestrę i nią kierował. Oba miasta znajdują się w obwodzie irkuckim.
Najmłodszych: Michaiła, Siergieja, Tatianę i Uljanę, sąd umieścił w domu dziecka.
Wobec najstarszej siostry Ludmiły postępowanie zostało umorzone, ponieważ udowodniono, że nie wiedziała nic o planach pozostałych i nie brała udziału w porwaniu.
Sąd wyraził także niezadowolenie z załogi samolotu, że tamci nie spieszyli się z gaszeniem pożaru, a mieli to uczynić zgodnie z instrukcją. Piloci również oberwali za to, że w płonącym samolocie zostawili powierzoną im broń i dokumentację pokładową.
Milicjanci i wojskowi za swój nieprofesjonalizm nie ponieśli kary.
Największa ironia losu polegała na tym, że trzy lata po usiłowaniu porwania samolotu ZSRR upadł i wyjazd za granicę stał się czymś naturalnym i prostym. Wystarczyło tylko mieć na to pieniądze.
Z 11 Owieczkinów, którzy usiłowali porwać samolot, zginęło 5. Ich szczątki złożono we wspólnym grobie pod Wyborgiem.
Z biegiem czasu Ludmiła, mimo że miała już trójkę własnych dzieci i zajęła się Larisą, wyciągnęła najmłodsze rodzeństwo z domu dziecka i przygarnęła je. Obecnie Ludmiła ciągle mieszka w Czeremchowie. O swoich młodszych braciach i matce mówi tylko dobrze.
Igor Owieczkin po wyjściu z więzienia próbował odbudować życie i grać w różnych orkiestrach i kawiarniach. Ożenił się i przez jakiś czas mieszkał w Sankt Petersburgu. Później zaczął nadużywać alkoholu. W 1999 roku został skazany za handel narkotykami, a w sierpniu tego samego roku w zakładzie karnym, na zlecenie zwierzchników, zabił go za niezapłacony dług karciany współwięzień (rosyjska etyka kryminalna niespłacone długi, zaciągnięte w szczególności podczas gry w karty, traktuje bardzo ostro).
Siergiej, najmłodszy z braci, gwiazda grupy, też próbował grać. Przez jakiś czas występował z bratem Igorem w restauracji. Próbował dostać się na studia. Nie udało mu się. Później ślad po nim zaginął.
Michaił także przeniósł się do Sankt Petersburga. Dostał się do Państwowego Instytutu Kultury i również grał. Następnie przeprowadził się do Hiszpanii, na Zachód, o którym tak marzyli wszyscy Owieczkinowie. Grał w knajpach i na ulicach. W 2012 roku przeszedł wylew. Obecnie mieszka w ośrodku pomocy społecznej w Barcelonie. Prawie nie może grać, a nawet mówić.
Olgę Owieczkinę, która do tragicznego 1988 roku była dla braci podczas ich wyjazdów drugą mamą, spotkał trudny los. Po wyjściu z więzienia zamieszkała w jednym z podarowanych przez partię mieszkań w Irkucku i zajmowała się handlowaniem na rynku rybą. Swoją córkę Larisę zabrała do siebie, jednak później ta z powrotem trafiła do Ludmiły, ponieważ Olga wpadła w nałóg. Rozpiła się. Rozeszła się też z ojcem Larisy. Następnie zamieszkała z nowym mężczyzną, również nałogowym alkoholikiem. Ona i jej kochanek wynieśli wszystko z domu i przepili. Podarowane mieszkanie Olga sprzedała i przeniosła się do mniejszego lokalu na przedmieściu. Pomimo nędzy i nadużywania alkoholu urodziła jeszcze jedno dziecko, któremu dała imię Wasilij – na cześć starszego brata. W tym czasie w jej nowym domu nie było prawie nic oprócz ścian. Dziecko płakało nagie i niekarmione na brudnym materacu, dopóki rodzice leżeli w kącie pijani. W 2004 r., podczas kłótni w trakcie spożywania alkoholu, Olga została zabita przez kochanka. Małego Wasilija także zabrała do siebie Ludmiła.
Mała Uljana również się rozpiła. W wieku 16 lat urodziła dziecko. Próbowała popełnić samobójstwo. Nie udało jej się to, została jednak osobą niepełnosprawną. Obecnie mieszka w Irkucku i żyje z zasiłku państwowego. Mówi, że tamten lot zrujnował jej życie.
Tatiana Owieczkina wiedzie teraz skromne, zwykłe życie w Czeremchowie, w pobliżu starszej siostry. Wyszła za mąż. Okres swojego życia do 1988 r., kiedy żyli jej bracia, matka, a jedyną pijącą osobą był ojciec, nazywa najszczęśliwszym.
------------------------------------------------------------------------
1 Obecnie Sankt Petersburg.
2 Rewolucja październikowa zmieniła nie tylko układ ekonomiczny i polityczny kraju. Był to również zamach na kulturę ludu aż do tego stopnia, że wdrażano nowe radzieckie imiona. Za przykład mogą posłużyć: Lenż od Lenin Żyje, Dileż – Dzieło Lenina Żyje, Kapitalina od Kapitału Karola Marksa, Idlen od Idei Lenina, Wladlen od Wladimir Lenin, Jarek od jadiernyj reaktor (reaktor nuklearny), Komintern, Barykada, Stalina itd. Arcydziełem imion radzieckich jest dziewczęce imię Dazdrapierma od Da zdrawstwujet Pierwoje Maja (Niech żyje Pierwszy Maja) i Dazdasmygda od Da zdrawstwujet Smyczka Goroda i Dieriewni (Niech żyje połączenie Miasta i Wsi).
3 To było pierwsze w powojennej historii ZSRR porwanie cywilnego samolotu, które skończyło się powodzeniem dla porywaczy. 15 października 1970 r. 45-letni Pranas Brazinskas i jego syn Algirdas, uzbrojeni w pistolet, obrzyn i granat, porwali samolot i odlecieli do tureckiego miasta Trabzon. W trakcie porwania została zabita 19-letnia stewardesa Nadieżda Kurczenko, która próbowała zatrzymać porywaczy. Po przylocie do Turcji Brazinskasowie zostali skazani przez sąd turecki na 8 i 2 lata pozbawienia wolności. Po odbyciu dwóch lat kary wyszli na wolność po amnestii. W końcu, przy wsparciu tamtejszych władz, znaleźli się w USA. ZSRR, który uważał Brazinskasów za terrorystów i morderców, nie udało się zmusić władz amerykańskich do ekstradycji porywaczy. Stany Zjednoczone natomiast uznawały Brazinskasów za wojowników o wolność Litwy i emigrantów politycznych. Historia zakończyła się w 2002 r., kiedy podczas kłótni syn zabił swojego ojca, uderzywszy go kilka razy w głowę hantlem, za co trafił do amerykańskiego więzienia. Ucieczka Brazinskasów spowodowała, że w liniach wewnętrznych na radzieckich lotniskach zaczęto przeszukiwać bagaże i pasażerów, a w samolotach pojawili się zakamuflowani milicjanci z bronią.
4 Przez jakiś czas na pokładzie byli także zakamuflowani funkcjonariusze milicji. Jednak z tej praktyki z czasem zrezygnowano. Ponadto wydarzyła się historia, w której jeden z takich milicjantów w 1973 r. stał się pośrednim winowajcą wybuchu samolotu Tu-104, kiedy został on porwany przez niejakiego Czingisa Junus-ogly Rzajewa, uzbrojonego w bombę. Milicjant Jeżykow niespodziewanie wystrzelił do porywacza, jednak tamten, umierając, zdążył wcisnąć przycisk i samolot eksplodował w powietrzu nad Czytą.
5 Tichomirow mówił o katastrofie lotu Korean Air 007. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1983 r. pasażerski samolot zboczył z kursu i wleciał na teren radziecki. Został zestrzelony przez radziecki myśliwiec Su-15 nad Półwyspem Sachalińskim. Zginęło 269 osób.
6 Jedno z haseł sekretarza generalnego KC KPZR Gorbaczowa w ramach jego polityki „przebudowy”. Obok demokratyzacji postawili również na procesy „przyspieszenia” i „jawności”. Uobecniło się to między innymi w krążących wśród ludzi dowcipach: Przychodzi Gorbaczow do baru mlecznego, zamawia pierogi. – Dlaczego są kwadratowe? – Przebudowa! – A dlaczego są surowe? – Przyspieszenie! – A dlaczego są nadgryzione? – Kontrola państwowa! – A dlaczego tak otwarcie o tym mówicie? – Jawność!
7 Przysługiwał on kobietom, które urodziły dziesięcioro lub więcej dzieci pod warunkiem, że wszystkie one dożyły 1. roku życia i że matka je wychowywała. Posiadaczki tytułu dekorowano srebrno-złotym orderem.
8 Dwa lata po dojściu Gorbaczowa do władzy w ZSRR konsumpcja alkoholu w kraju osiągnęła niewyobrażalny wcześniej poziom 14 l czystego spirytusu w rok na każdego człowieka (np. za cara Mikołaja II było to 5 l). Rozpoczęła się kampania antyalkoholowa. Mimo że sprzedaż produkcji alkoholowej stanowiła istotną część budżetu państwa (około 30% sprzedaży wszystkich towarów spożywczych), kampania była bardzo rygorystyczna. Zamknięto około 3/5 sklepów monopolowych, czas handlu alkoholem ustalono od godziny 14:00 do 19:00, cenę podwyższono z 4,7 do 9,1 rubla za butelkę wódki. Propagowano bezalkoholowe wesela wśród młodzieży. Jednak przy odpowiednej zmowie z administracją restauracji i kelnerami wódkę oraz koniak podawano w czajnikach i samowarach. Kampania nie ominęła też obszaru kultury: z filmów, piosenek i książek usuwano sceny ze spożywaniem alkoholu. W rolnictwie zniszczono setki tysięcy hektarów winorośli. Kampania miała pozytywny wpływ na poziom śmiertelności, traumatyzm, współczynnik urodzeń, alkoholową przestępczość. Z drugiej strony kampania antyalkoholowa, która miała za zadanie uzdrowić moralnie społeczeństwo, osiągnęła odwrotny efekt – została przyjęta jako antyludowa. Partyjniacy i handlarze nadal mieli dostęp do alkoholu, a zwykli ludzie, którzy i tak stali po wódkę w kilometrowych kolejkach, mieli ją teraz zdobywać jak jakiś narkotyk (jednym z miejsc, gdzie można było nabyć alkohol, były postoje taksówkarzy – mafia alkoholowa sprzedawała przez nich wódkę po 25 rubli za butelkę). W kraju odbyło się kilka „alkoholowych” zamieszek. Rozkwitło bimbrownictwo i pojawiły się alkoholowe grupy przestępcze. Zwiększyła się sprzedaż kleju, perfum, rozpuszczalników i innych środków chemicznych, które konsumowała zdesperowana część alkoholików. Ze sprzedaży zniknął cukier, który szedł na potrzeby bimbrownictwa. Ucierpiał budżet państwa, który nie otrzymał ok. 30 mld „pijanych” rubli. Intensywność kampanii osłabiono w 1987 r., a w 1990 r. ostatecznie ją odwołano. Sam Gorbaczow za tę kampanię otrzymał przezwiska: „Sekretarz Mineralny” i „Lemoniadowy John”.
9 Pejoratywne określenie ZSRR, ludzi radzieckich i wszystkiego, co radzieckie, przez własnych obywateli, dosł. „szufelka”; popularne od końca lat 80. ubiegłego wieku.
10 W 1986 r. została przyjęta ustawa o indywidualnej działalności gospodarczej. W ZSRR znów zalegalizowano biznes, ale z ograniczeniami. Biznesem można było zajmować się wyłącznie poza pracą etatową i zatrudniać tylko członków rodziny. Co więcej, nieco później przedsiębiorców opodatkowano tak, że jeśli ich zysk stanowił więcej niż 2,5 średniej pensji w kraju, państwo zabierało pozostałe pieniądze dla siebie. Dopiero w 1988 r. podjęto skromne kroki w celu legalizacji spółek, pierwszy raz od czasów NEP – lat 20. XX wieku.