Smak dawnych pieszczot - ebook
Smak dawnych pieszczot - ebook
Tate rozstał się z ukochaną Gemmą, sądząc, że go zdradziła. Dwa lata później dowiedział się, że ma z nią syna. Postawił warunek: albo Gemma zostanie jego żoną, albo on odbierze jej dziecko. Małżeństwo miało być jedynie spełnieniem obowiązku, bo już nie ufał Gemmie. Wkrótce jednak odkrył, że jego dawne pożądanie wobec niej wcale nie wygasło...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9580-0 |
Rozmiar pliku: | 582 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gemma Watkins wyszła z poczekalni i stanęła jak wryta. Wzdłuż korytarza zbliżał się wysoki mężczyzna. Szerokie ramiona i stanowczy krok przypomniały jej…
Boże, nie, tylko nie Tate Chandler!
W tym momencie on też ją zauważył. Zawahał się na ułamek sekundy, a potem przyspieszył.
– Gemma? – zapytał, stając obok niej.
Jego głos wywołał w niej dreszcz wspomnień. Kiedyś kochała tego mężczyznę, a on dwa lata temu dosłownie wydarł jej serce z piersi.
Nie mogła uwierzyć, że go widzi. Tate Chandler był Australijczykiem, a jego rodzinna firma produkująca drogie zegarki odniosła dzięki niemu sukces na skalę międzynarodową. Potrafił się znaleźć we wszystkich okolicznościach i w każdym miejscu: w dużym szpitalu pod miastem, w eleganckim biurze mieszczącym się na najbardziej prestiżowej ulicy w Melbourne, w swoim luksusowym apartamencie w najbogatszej dzielnicy. Był miliarderem i robił na wszystkich niesamowite wrażenie. Czego się tknął, zamieniało się w złoto.
Gemma próbowała opanować ucisk w gardle.
– Cześć, Tate.
Przez chwilę jego oczy przesuwały się po jej włosach, ramionach i policzkach, ale niemal natychmiast pojawił się w nich lodowaty chłód.
– Mam nadzieję, że twoja obecność tutaj to jedynie zbieg okoliczności.
Pokręciła głową, jakby nie rozumiejąc jego słów.
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała.
Popatrzył na nią sceptycznie.
– Dziś ma się odbyć uroczystość nadania nowemu oddziałowi dziecięcemu imienia mojego dziadka. Musiałaś o tym słyszeć w telewizji lub czytać w gazetach.
– Nie słyszałam. – Była za bardzo zaabsorbowana pracą i problemami. – Czy to znaczy, że twój dziadek nie żyje?
– Tak, zmarł trzy miesiące temu.
– Przykro mi. – Wiedziała, że więź Tate’a z dziadkiem była bliska. – Ale chyba nie sądzisz, że przyszłam tu po to, żeby się z tobą spotkać? Przecież gdybym chciała, to mogłabym się umówić w dowolnym momencie.
Jego usta wykrzywił grymas.
– Tak myślisz?
Poczuła bolesny skurcz. A więc nie wybaczył jej tego, co uznał za zdradę. Naprawdę liczyła, że jej kiedyś wybaczy?
Wróciła myślami do obecnej sytuacji. Co za pech, że akurat teraz musiała wyjść, by poszukać pielęgniarki z sali pooperacyjnej. Na szczęście nie widziała nigdzie pozostałych członków rodziny.
– Przepraszam cię, muszę już…
– W takim razie co tu robisz?
W jego spojrzeniu nie było ani odrobiny łagodności.
– Odwiedzam chorego.
– Mężczyznę?
– E… Tak.
– Jasne, mogłem się tego spodziewać – powiedział drwiąco. – Nic się nie zmieniłaś, prawda?
Jej wahanie świadczyło o poczuciu winy, ale wcale nie z powodu, który Tate usiłował zasugerować. Uznała, że to dobry moment, by zakończyć tę krępującą rozmowę.
– To moja sprawa. – Uniosła lekko głowę. – Żegnam.
Chciała go wyminąć, ale chwycił ją za ramię.
– Czy ten biedny palant wie, że jest jednym z wielu?
– Nie…
– Chcesz powiedzieć, że cię to nie obchodzi? O tym akurat przekonałem się na własnej skórze.
Te słowa zabolały ją. Poszła do łóżka z Tate’em tego dnia, gdy się poznali na przyjęciu wydanym przez jej szefa. Wtedy żałowała, że straciła dziewictwo wiele lat wcześniej ze swoim chłopakiem z liceum. Pokochała Tate’a od pierwszej chwili. Dopiero wtedy zrozumiała, o co chodziło matce, która powtarzała, że naprawdę warto zrobić to z mężczyzną, którego się kocha.
Dziś mogła jedynie dziękować Bogu, że nie wyznała Tate’owi miłości. Z jakiegoś powodu trzymała to dla siebie, dzięki czemu udało jej się zachować resztki dumy, kiedy po miesiącu Tate z nią zerwał. Podczas tego krótkiego romansu niemal nie wychodzili z jego apartamentu. O ich związku wiedział jedynie najbliższy przyjaciel Tate’a.
Wspomnienia te wywołały w niej niepokój. Ich dzisiejsze spotkanie było bardzo niefortunne, ale mimo wszystko nie może mu powiedzieć prawdy. Nie teraz. Mógłby bowiem…
– Gemma, tu jesteś! – Słysząc kobiecy głos, Gemma odwróciła się, gwałtownie wciągając powietrze. Obok niej stała Deirdre, pielęgniarka z sali pooperacyjnej. – Wszystko w porządku – dodała, zanim Gemma zdążyła o cokolwiek zapytać. – Zaraz go wypuścimy.
– Dzięki Bogu! – zawołała Gemma z ulgą, zapominając o obecności Tate’a. Operacja nie była poważna, ale komplikacje czasem się zdarzają.
Deirdre spojrzała ze zdziwieniem na dłoń Tate’a. Gemma wiedziała, że musi zareagować. Ostatkiem woli zdobyła się na uspokajający uśmiech. Nie chciała dodatkowych problemów. Im szybciej Tate stąd pójdzie, tym lepiej.
– Dzięki, Deirdre, zaraz przyjdę.
Pielęgniarka zawahała się przez moment.
– Dobrze, powiem Nathanowi, że mama już do niego idzie. – Ruszyła w kierunku sali pooperacyjnej.
Nawet gdyby Tate nie trzymał jej za ramię, i tak wyczułaby jego napięcie. Słyszała w uszach bicie własnego serca. Nie wiedziała, czy ma biec do Nathana, czy zostać tu, by go chronić. W końcu spojrzała Tate’owi w oczy.
– Masz syna? – spytał.
– Tak. – Nie umiała zaprzeczyć.
Odchylił głowę jak ktoś, kto otrzymał cios. A potem nagle na jego twarzy pojawiła się podejrzliwość.
– Ma na imię Nathan?
Skinęła głową.
– Mój dziadek miał na imię Nathaniel.
– To dość popularne imię – powiedziała.
Niespodziewanie puścił jej ramię i ruszył do przodu. Rzuciła się i niczym rozgniewana niedźwiedzica zastąpiła mu drogę, jakby chcąc go odgrodzić od syna.
– On ma tylko dziesięć miesięcy – skłamała.
Zatrzymał się.
– Czy to Drake jest ojcem?
– Nie! – Gdy w grę wchodził jego najbliższy przyjaciel, nigdy nie wierzył w jej niewinność. Ona zaś przy Drake’u Fultonie zawsze czuła się nieswojo. Gdy zostawali sami, robił się szczególnie poufały, dając wyraźnie do zrozumienia, że jej pragnie. Nigdy jej nie zdobył, ale zrobił wszystko, by Tate ją porzucił.
– To znaczy, że ojcem jest inny mężczyzna?
– Tak. – Opuściła ręce.
Modliła się w duchu, by Tate odwrócił się i odszedł, ale on znów ruszył przed siebie. Chwyciła go za łokieć.
– Dokąd idziesz?
Nie zatrzymał się, zmierzając do sali pooperacyjnej.
– Już raz mnie okłamałaś.
– To nieprawda! Ja… – Przepuściła ludzi idących z naprzeciwka, po czym szybko się z nim zrównała.
Nie zwracając na nią uwagi, nacisnął guzik otwierający drzwi. Weszła za nim do środka i patrzyła, jak przesuwa wzrokiem po kolejnych łóżkach. Jego spojrzenie minęło Deirdre zajętą jakimś pacjentem, pielęgniarkę siedzącą przy biurku, wreszcie zatrzymało się na dziecięcym łóżeczku ustawionym nieco z boku.
Miała wrażenie, że czas się zatrzymał. A potem, niemal jednocześnie, ruszyli do przodu i przystanęli obok chłopczyka z jasnymi włosami, bawiącego się pluszowym misiem. Nathan spojrzał na nich. Gemma wstrzymała oddech. Przecież Tate nie może się domyślić…
W tym momencie Tate odwrócił się do niej. Zobaczyła jego pobladłą twarz i nienawiść w oczach. Wiedziała, że przyjdzie jej za to drogo zapłacić.
Gdy chłopczyk spojrzał na niego, Tate miał wrażenie, że cała krew odpływa mu z twarzy. Przez moment żałował, że to nie jest syn innego mężczyzny, a on sam nie może po prostu wyjść stąd i raz na zawsze zapomnieć o Gemmie.
Ale wystarczyło to jedno spojrzenie, by wiedział ponad wszelką wątpliwość. To jest jego syn.
Chłopczyk zauważył matkę. Odłożył misia i z płaczem wyciągnął do niej rączki. Gemma wyjęła go z łóżeczka i przytuliła do siebie.
– Ciii, kochanie, mamusia już tu jest – powtarzała cicho.
Mamusia. I tatuś. Odchyliła się nieco, by popatrzeć na chłopca. Tate musiał się zorientować.
– Co mu jest? Co to za operacja? – spytał łamiącym się głosem, nie będąc pewny, czy zdoła unieść prawdę.
– Włożyli mu do uszu maleńkie rurki, żeby je oczyścić. Ciągle miał zapalenie uszu, antybiotyki przestały działać. Rurki były konieczne, bo inaczej groziła mu utrata słuchu, a to by mu utrudniało mówienie i w ogóle opóźniło rozwój.
Brzmiało to poważnie, ale Tate poczuł ulgę. Dzięki Bogu, to nie żadna śmiertelna choroba. Jednak natychmiast przypomniał sobie wszystkie kłamstwa Gemmy.
– Nie miałaś zamiaru mi powiedzieć? – zapytał przyciszonym głosem z powodu obecności innych osób.
– A dlaczego miałabym ci mówić?
– Bo to mój syn, do cholery!
Przytuliła chłopca do siebie mocniej.
– Nie, to nie jest twój syn.
– Nie kłam. Ma moje oczy.
Po jej twarzy przemknął cień strachu.
– Nie, ma jasne włosy jak ja i jest do mnie podobny. A do ciebie nie. Poza tym ma dopiero dziesięć miesięcy.
Nathan był rzeczywiście bardzo do niej podobny. Tylko oczy miał inne.
– To mój syn. I ma rok. Oboje to wiemy.
– Tate, błagam cię – jęknęła. – To nie jest ani dobre miejsce, ani dobry moment na taką rozmowę.
– Gemma… – Musi to wiedzieć teraz.
– Tak, to twój syn – wyszeptała.
Te słowa przetoczyły się przez niego jak wielka fala. Przez chwilę nie oddychał, nie mógł wykonać żadnego ruchu. A potem spojrzał na syna i zapragnął go przytulić. Natychmiast. Zrozumiał jednak, że musi postępować rozważnie, z szacunkiem dla osobistej przestrzeni dziecka.
Gemma sprawiała wrażenie przerażonej.
– Co chcesz teraz zrobić?
Usiłował się skupić, co nie było łatwe, gdyż był po prostu wściekły.
– Najpierw przeprowadzimy test na ustalenie ojcostwa. Potrzebuję dowodu.
Otworzyła oczy ze zdziwienia.
– Więc jednak nie jesteś pewny?
– Jestem, ale chcę wykluczyć wszelkie wątpliwości. Poza tym już mnie kiedyś okłamałaś, prawda?
Nigdy jej nie wybaczy, że pocałowała się z jego najbliższym przyjacielem. A potem jeszcze Drake wyznał mu, że Gemma od początku go nagabywała, ale on oczywiście był na tyle uczciwy, że nie pozwolił się jej uwieść. To dobrze świadczy o mężczyźnie, jeśli potrafi oprzeć się tak pięknej kobiecie. Wprawdzie na korytarzu Tate zapytał ją, czy to dziecko Drake’a, ale bardziej po to, by ją pognębić. Przecież Drake powiedział, że z nią nie spał, a jego słowu zawsze można było wierzyć.
Ale Gemmie już nie.
– Przecież przyznałam, że to twój syn. Żadne testy nie są potrzebne.
– Niestety, twoje słowa to za mało. Później o wszystkim porozmawiamy.
Wyprostowała się.
– Umówimy się kiedy indziej. Jak tylko lekarze pozwolą, zabieram Nathana do domu.
– Pojedziemy do mnie.
Zaczerpnęła gwałtownie powietrza.
– Nie ma takiej potrzeby.
– Tak myślisz?
– Jest już wystarczająco wytrącony z równowagi pobytem w szpitalu. Powinien wrócić do domu.
Ustąpił jedynie ze względu na dziecko.
– W takim razie jadę z wami. Zostanę na noc, a rano przeniesiemy się do mnie.
– Co takiego?
– Nie obawiaj się, będę spał na kanapie. Musimy porozmawiać.
– Przecież możemy odłożyć rozmowę do jutra. Dopiero jest południe. Na pewno masz jeszcze mnóstwo pracy.
– Nie mam.
Obok nich pojawiła się pielęgniarka.
– Mówiłam, że wszystko pójdzie dobrze – zwróciła się do Gemmy z uśmiechem. – O, jest już lekarz, więc niedługo mały dostanie wypis.
Podszedł do nich młody mężczyzna. Spojrzał bacznie na Nathana i na Tate’a.
– Rozumiem, że pan jest ojcem.
Nie zabrzmiało to jak pytanie. Gemma wydała z siebie dźwięk przypominający łkanie, ale Tate poczuł jedynie przypływ ojcowskiej dumy. Ojciec i syn.
Odchrząknął.
– Tak, jestem ojcem Nathana.
Lekarz skinął głową i zajął się małym pacjentem. Gemma wiedziała, że nie ma dla niej drogi ucieczki.