Smak dubajskiej czekolady - ebook
Co może się wydarzyć w pociągu? Zaskakująco dużo – zwłaszcza jeśli w kieszeni masz dubajską czekoladę, a naprzeciwko siada… twój były mąż.
Hania i Radek nie widzieli się od lat. Rozwiedzeni, poranieni, zamknięci w swoich nowych życiach. Los – a może przeznaczenie? – posadził ich naprzeciwko siebie w zwykłym pociągu. W ręku Hani: tabliczka czekolady, prezent na nowy początek. W oczach Radka – tysiące pytań bez odpowiedzi.
Gdy pociąg się zatrzymuje, coś się budzi. Wspomnienia, żal, niewypowiedziane słowa... i czułość, która jeszcze nie wygasła.
W tym samym wagonie Oliwia wpada na Oskara – dosłownie. Ona szuka emocji, on wierzy tylko w rozum. Ale wystarczy jedno spojrzenie, by zapaliła się iskra, której nikt się nie spodziewał.
Smak dubajskiej czekolady to opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno, by spróbować jeszcze raz. Że miłość – nawet jeśli zagubiona – potrafi odnaleźć drogę. I że czasem trzeba odważyć się na nowy początek... nawet jeśli będzie bolało.
Bo życie potrafi zaskoczyć. Wystarczy dać mu szansę.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68381-69-6 |
| Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jedziesz do tego domku w Skawinie – rzucił Mieszko Drozd, szef odnoszącego sukcesy biura nieruchomości, gdy wszedł rano do firmowej kuchni. Był w doskonałym humorze. – Twój ulubiony – dodał, puszczając oko w stronę Radka. – Właśnie dzwonił potencjalny kupiec. Za godzinę tam będą.
– Tylko nie to... – Mężczyzna westchnął, wypił jednym haustem pół filiżanki kawy. Ale to mu nie pomogło.
– Pamiętaj, że to twoja ukochana nieruchomość i uwielbiasz ją pokazywać! – Mieszko uśmiechnął się znowu. Musiał mieć dziś fajny poranek, bo endorfiny aż z niego kipiały. Nic dziwnego. Zakochany na zabój, rozsypywał hormony szczęścia na prawo i lewo z wielką szczodrością.
– Wiesz, że niedobrze mi na myśl o tym domu. – Radek znów westchnął ciężko. On był w zupełnie innym nastroju. Od lat samotny, ostatni hormon szczęścia widział wiele lat temu. – Nikt go nigdy nie kupi. Ma feler.
– Nie skupiaj się na tym. Mów o zaletach – poradził mu szef.
Mina Radka wyraźnie pokazywała, co o tym sądzi. Mieszko od razu to zauważył.
– Kłam, Pinokio, kłam. Niech ci drewniany nosek rośnie. Idzie długa zima – podpowiedział mu z uśmiechem. – Fruwaj po pokojach, zachwycaj się. Anitka tak robi. I widzisz, jakie ma wyniki sprzedażowe?
Tak, oczywiście. Tę prawdę znali w biurze wszyscy. Czarnowłosa, energiczna i bardzo atrakcyjna koleżanka odnosiła sukces za sukcesem, jakby uczestniczyła w jakiejś grze i odliczała kolejne punkty. Ale zaskakująco dawała się lubić. I miała do Radka wyraźną słabość. To jednak niczego w jego sytuacji nie zmieniało. Musiał pokazać ten dom klientom. A najlepiej – sprzedać, co graniczyło z cudem.
Budynek w Skawinie miał błąd konstrukcyjny i trzeba było czekać na frajera, który się na tym nie zna. Najgorsze, że faktycznie na pierwszy rzut oka robił wspaniałe wrażenie – jak piękna kobieta o pustym wnętrzu. Mieszko osobiście przygotował tam świetne zdjęcia. Oferta się podobała, więc zainteresowanie było spore. Ciągle trzeba było tam jeździć, pokazywać wszystko od nowa, opowiadać o tych samych detalach. A potem... i tak nic z tego nie wynikało.
Ludzie się orientowali, że jednak jest problem, i odjeżdżali. Niektórzy wcześniej umawiali się na spotkanie nawet trzy razy, zanim do nich dotarło, że nieco niższa cena ma swój powód.
– A teraz kto tam ma być? – zapytał Radek z niechęcią.
– Ten sam gość co w zeszłą sobotę – odparł Mieszko. Nasypał do szklanki jakiejś zielonej mikstury, po czym wypił. Radek miał wrażenie, że szef wstrzymał na chwilę oddech. Musiało być okropnie niedobre. Ale ponoć zdrowe, a Mieszko o siebie dbał. – Tylko teraz przyjeżdża ze szwagrem – dodał, przepiwszy szybko sokiem.
Szwagrów Radek nie lubił jeszcze bardziej niż domów z ukrytą wadą konstrukcyjną. Chyba nawet najbardziej ze wszystkich specjalistów, jacy zawsze kręcili się po nieruchomościach wystawionych na sprzedaż. To kategoria ludzi, którzy teoretycznie znają się na wszystkim, a praktycznie – czasem na niczym. Za to bardzo lubią wydawać opinie.
– Ale potem masz wypas – ciągnął szef, spoglądając na rozpiskę w telefonie. – Doceń, że przekazałem ci najlepsze oferty. A mogłem dać Anitce.
– Mów. – Radek uśmiechnął się wreszcie. – Doceniam. Serio. Obaj wiemy, że Anitka, gdyby tylko mogła, obu nas zjadłaby na śniadanie, i to bez popicia.
– O jedenastej masz dom w Wieliczce – relacjonował zadowolony Mieszko. – Nowa oferta, trzeba wszystko przygotować. Piękna nieruchomość. I świetna dziewczyna w środku. – Mrugnął do niego. – Właśnie się rozwodzi. Może dzięki tobie będzie mogła tam zostać, bo bardzo chce.
– Przestań, proszę. Nikogo nie szukam. – Radek odwrócił się pod pretekstem pilnej potrzeby umycia kubka.
Ale właściwie... dlaczego nie? – zastanowił się nagle. Minęło przecież tyle lat. Co go ciągle powstrzymywało? Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie.
– Jesteś już długo sam... – Myśli szefa szły chyba tym samym torem. Radek miał zamiar odpowiedzieć, kiedy Mieszko nagle wykrzyknął takim głosem, jakby dokonał epokowego odkrycia: – A może tobie się Anitka podoba?!
– A daj spokój! Jadę! – Radek szybko wyszedł z kuchni, porwał leżące na biurku klucze, telefon wrzucił do torby i pobiegł w stronę samochodu. Wolał już ten dom z błędem konstrukcyjnym niż takie gadki.
Miał jeszcze sporo czasu, nie musiał się spieszyć. Ale z drugiej strony od biura do Skawiny zawsze były korki, więc wzięcie zapasu nie było wcale złym posunięciem. Próbował się skupić i przygotować do czekającego go spotkania, jednak myśli błądziły mu wokół innych spraw.
Czarnowłosa Anitka fascynowała wielu. Miała ponoć chłopaka, choć ani Radek, ani Mieszko jeszcze nie mieli okazji go poznać. Nie flirtowała w pracy, mimo że okazji nie brakowało. Wykorzystywała swój czar wyłącznie do sprzedawania nieruchomości.
Świetnie sobie radziła. Zawsze przygotowana. Dziś też go wyprzedziła. Choć przyjechał do Skawiny sporo wcześniej, jej pomarańczowe audi stało już na drodze dojazdowej do domu o wyjątkowo ładnym widoku z tarasu i niezbyt chlubnym wnętrzu. Ledwo zaparkował, koleżanka wysiadła.
– Nie wiedziałem, że tu będziesz. – Radek się zawahał.
Czyżby Mieszko już mi nie ufał? – zastanowił się nagle. Dwóch agentów do jednej oferty wysyłano tylko w wyjątkowych sytuacjach. Ta nie sprawiała takiego wrażenia.
– Postanowiłam cię wesprzeć – powiedziała Anitka. – Szef się wygadał, dokąd pojechałeś... A mam akurat chwilę przed następnym spotkaniem. – Uśmiechnęła się.
Musiał przyznać, że umiała to robić. Aż się zapatrzył przez moment, ale szybko otrząsnął. Inny uśmiech, o wiele łagodniejszy, pojawił mu się natychmiast przed oczami.
Anitka podeszła do niego bliżej, stanęła obok i powiedziała tonem, w którym pobrzmiewały nuty polecenia służbowego, choć zajmowali równorzędne stanowiska.
– Słuchaj. Po prostu powiedz właścicielom, żeby zalepili te pęknięcia w ścianach przed następną wizytą potencjalnych klientów. Inaczej nikt tego domu nie kupi – dodała ciszej.
– Nie będę ich uczył, jak oszukiwać – odparł natychmiast Radek. – A i tak miałbym obowiązek poinformować kupującego, że jest feler. Przecież nie wpakuję kogoś na taką minę.
Patrzył na młodą parę stojącą w kącie ogrodu. Obiecany szwagier jednak nie przyjechał, a przynajmniej na razie Radek nigdzie go nie widział. Byli tylko oni. Przytuleni, szeptali coś sobie do ucha, nie zwracając uwagi na resztę świata. Obejmowali się, dziewczyna głaskała mężczyznę delikatnie po plecach, on odpowiadał tym samym.
W takich chwilach żołądek mu się skręcał.
Znał to doskonale. Mógłby opisać każdy szczegół: jak pod palcami czuć gładką bluzkę, gdy sunie się dłonią po kobiecym ramieniu, jak to jest, gdy jej włosy ślizgają się po skórze, jak pachnie czyjaś obecność, w jaki sposób rzęsy delikatnie dotykają twarzy, kiedy tulisz się do niej mocno.
Znał też ten stan, gdy w głowie snuje się wspólne plany przyszłego domu. Gdzie znajdzie swoje miejsce kanapa, jaki wybiorą kolor zasłon, kiedy kupią talerze...
Hania miała to wszystko dokładnie zaplanowane.
Pamiętał, jak robotnicy wbili pierwszą łopatę w trawę, a ona już w wyobraźni wieszała firanki w oknach. Wtedy się złościł. Dziś już rozumiał – tak działają kobiety, które są zakochane. Cieszą się. Chcą razem mieszkać. Budować nie tylko mury domu, lecz także bliskość.
Ale daleki był od zazdrości wobec tych dwojga tulących się do siebie w rogu ogrodu. Zdawał sobie sprawę, że to piękne, pozornie proste marzenie o własnym dachu nad głową może czasem kosztować bardzo dużo. O wiele za dużo.
– Ja tego nie zrobię – powiedział do Anity, po czym zdjął jej rękę ze swojego ramienia. Tak się zamyślił, że nawet nie zauważył, kiedy ją położyła. Zrobiła to niezwykle delikatnie. – Podejdę do nich – powiedział. – Zapytam, czy nie potrzebują jeszcze jakichś informacji. Ale powiem prawdę.
– Więc zrobisz to jednak... – rzuciła z przekąsem. – Przynajmniej byś poczekał, czy sami zapytają. Obserwuję cię. Wiem, jak działasz, i z życzliwości ci radzę: w tym zawodzie tak się nie da.
– Daj spokój – mruknął. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz...
Jednak gdy szedł przez ogród, czuł jej spojrzenie na plecach. I wiedział już, jak potoczy się ta historia. Mieszko nie będzie zadowolony. Firma miała się dobrze, ale potrzebowała zarabiać. Szef, jak każdy biznesmen, lubił sukcesy. A Radek już kilka razy storpedował sprzedaż swoją szczerością. Zawsze w ten sam sposób.
Kiedy więc Anitka podeszła do nich po chwili, nie zdziwiła się wcale, kiedy usłyszała jego słowa:
– Wada konstrukcyjna budynku jest poważna – wyjaśniał Radek. – Przyjedźcie tu, proszę, jeszcze z jakimś fachowcem i dobrze się zastanówcie, zanim podejmiecie decyzję.
Widział, że ta w gruncie rzeczy już zapadła. W oczach chłopaka malowało się przekonanie, że jest słuszna, a u dziewczyny pojawiło gorzkie rozczarowanie. Westchnęła ciężko. Musiała teraz zdjąć powieszone w wyobraźni firanki. Schować talerze, oddać kanapę.
Mężczyzna objął ją i poprowadził do wyjścia.
Pożegnali się. Radek patrzył jeszcze przez chwilę, jak wsiadają do auta. Dziewczyna coś mówiła, tłumaczyła, energicznie gestykulując rękami. Wyglądała na mocno przejętą. Jeszcze walczyła, wiedział jednak, że oni już tu nie wrócą. Będzie jej teraz przykro.
Nic nie szkodzi – pomyślał o niej ciepło. – Trochę zaboli, ale ostatecznie wyjdzie na dobre. Gorzej, gdybyście ten dom kupili...
– No i co? – Anitka, która na chwilę odeszła, by dać mu szansę na dokończenie negocjacji, zbliżyła się do niego, zapadając się w trawniku na swoich wysokich szpilkach. – Nie kupią – sama sobie odpowiedziała, wnioskując z jego miny.
– Nie wiem – odpowiedział wymijająco. Zrobiło mu się trochę głupio. To już była trzecia nieudana transakcja w ciągu ostatniego miesiąca, przy której Anita przyglądała się jego klęsce. – Powiedzieli, że się jeszcze zastanowią.
– Tak, tak... Jak zwykle. – Pokiwała tylko głową. – Ja naprawdę nie wiem, z czego ty żyjesz i dlaczego Mieszko ciągle jeszcze cię nie zwolnił.
– Może jestem fajny? – Radek się uśmiechnął.
Próbował rozładować atmosferę, ale szczerze powiedziawszy, sam często się nad tym zastanawiał. Dlaczego szef ciągle go trzyma? Na dodatek podsuwa niezłe okazje. Wszystkie domy, które Radek ostatecznie sprzedał w ciągu tych lat spędzonych w agencji, pochodziły od Mieszka.
– Jesteś fajny... – przyznała Anitka bez chwili zawahania, przymykając powieki ozdobione sztucznymi rzęsami, które – pomyślał – całkiem do niej pasowały. Ta kobieta miała taką cechę, że nadawała urodę wszystkiemu, co na sobie nosiła, a nie, jak to zwykle bywa, na odwrót. Miała w sobie wiele kobiecego uroku. Zupełnie naturalnego i hojnie – jak Mieszko hormony szczęścia – rozsiewała go dookoła.
Mógł się w niej zakochać. To takie łatwe. Widział mnóstwo razy, jak mężczyźni wpadali w jej sidła, jeszcze zanim na dobre zdołała je rozstawić. Miała wprawdzie tego hipotetycznego partnera, którego nikt nie znał, ale i tak łatwiej przyszłoby mu sobie wyobrazić, że jakimś cudem mógłby z nią zbudować szczęśliwą przyszłość, niż żyć w taki sposób jak ostatnio. Mrzonkami, wspomnieniami, nierealnym marzeniem.
– Jedziemy? – rzuciła w końcu, wyciągając zgrabny obcas z trawy. – Wiesz, że ja ten dom sprzedam. – Spojrzała na niego. – Tu jest spora prowizja. Dałam ci fory, ale jeśli nie skorzystasz, przestanę czekać. Zastanów się jeszcze. Mówię do ciebie jak koleżanka.
Spojrzała na niego z życzliwością. Różnili się bardzo, ale wiedział, że z jakiegoś powodu Anitka go lubi. Nie musiał się jednak zastanawiać nad jej propozycją.
– Okej – zdecydował szybko. – Masz wolną rękę.
Wiedział, że tej nieruchomości nie da się sprzedać uczciwie. Właściciel musiałby spuścić sporo z ceny, żeby oferta stała się atrakcyjna. To jednak nie był człowiek skłonny do negocjacji. Jak wiele osób miał emocjonalny stosunek do swojego domu, który budował z poświęceniem. Nie dał sobie nic powiedzieć. Pozostawało liczyć na to, że ktoś się nabierze na zadbany ogród, piękny widok z okna i ogólną atmosferę przytulności. Albo ukryć wadę konstrukcyjną.
Ale on wiedział, że nie przyłoży do tego ręki. Tłumaczyć się też nie miał zamiaru. Jak na razie nikt nie znał jego tajemnicy. Ani historii, która za nią stała.
Zawsze w takich momentach przypominał mu się tamten wieczór. I Hania, która płakała w kuchni. Opierała czoło o blat stołu. Nie miała siły nawet trzymać się prosto. Wiedział, że jest nie tylko zmęczona, lecz wręcz wyczerpana. A on nie mógł jej w żaden sposób pomóc.
Wyszedł wtedy. Uciekł od okropnego, najgorszego dla mężczyzny poczucia bezradności. Świadomości, że nic nie może, więc też zapewne nic nie jest wart.
Żadna prowizja nie była dość atrakcyjna, by komuś zafundować taki koszmar.
– Masz wolną rękę – powtórzył do Anitki, a ona od razu wyciągnęła telefon.
Na to nie miał już wpływu. Wiadomo, że komuś się uda. Ktoś nie będzie miał skrupułów. A właściciel nieruchomości też zmieni agencję, jeśli za długo każe mu się czekać. Takie życie.
Nie podobało mu się to. Szczerze powiedziawszy, nawet całkiem mocno go wkurzało. Może właśnie dlatego stracił na chwilę swoją zwykłą uważność, z jaką traktował swój samochód. Najlepszego współpracownika i wsparcie, bez którego w tej branży nie było szans na przetrwanie.
Szybko wsiadł do auta zaparkowanego na wyjątkowo stromym podjeździe. Nerwowo trzasnął drzwiami. Trochę za szybko opuścił hamulec i zmienił gwałtownie bieg. Coś mocno zazgrzytało, a skrzynia szarpnęła, jakby miała się rozlecieć.
– Tego tylko brakowało – mruknął pod nosem, wciskając sprzęgło.
To była słabsza strona jego uczciwego sposobu sprzedawania nieruchomości. Jeszcze nie nazbierał na nowy samochód. Ciągle oszczędzał na coś innego. A bardzo potrzebował auta do pracy. Służbowe dostawali agenci o większych osiągnięciach i Mieszko nie mógł robić wyjątków, bo cały system premiowy firmy by mu się sypnął.
Radek znowu zmienił bieg, tym razem delikatniej. Nie usłyszał tego okropnego zgrzytu. Ale i tak czuł, że coś się zepsuło. Od tygodni ignorował sygnały. Coś zaskrzypiało, zgrzytnęło, a on udawał, że nie słyszy. Potem mijało i całkiem się uspokajał. Aż do dziś.
Z duszą na ramieniu ruszył zatłoczoną autostradą w stronę Niepołomic. Za każdym razem, gdy zmieniał bieg, niepokoił się coraz bardziej. Zastanawiał, czy nie powinien zjechać na pobocze i wezwać pomocy. Ale samochód jechał.
Radek zmrużył oczy i zacisnął zęby.
Jeszcze kilka kilometrów – powtarzał sobie w myślach.
Wreszcie z ulgą skręcił w znajomy zjazd. Jednak nie wstąpił nawet do mieszkania. Nie kupił hot doga w żabce, choć żołądek zwijał mu się z głodu. Ruszył prosto do warsztatu znajomego mechanika.
Kiedyś pomógł mu sprzedać dom rodziców – w dobrej cenie. Później jeszcze dał znać, gdy w Krakowie pojawiło się ciekawe mieszkanie. Mechanik kupił je dla córki. To była jedna z bardziej udanych transakcji, jakie Radek przeprowadził. Wiedział, że może liczyć na specjalne traktowanie.
Zatrzymał auto, wyskoczył i znowu trzasnął drzwiami. Wciąż był zdenerwowany.
– Coś mi się tu, kurczę, spieprzyło – rzucił, gdy podszedł do mechanika. – A wiesz, jak u mnie bez auta. Ani rusz.
Mężczyzna spojrzał na niego z pobłażliwym uśmiechem. Takie sytuacje to był jego chleb powszedni. Tu się każdemu spieszyło. Nie ma w życiu dobrych momentów na awarię samochodu.
– Zaraz popatrzymy – odezwał się. – Zostaw mi auto do wieczora, dam ci znać, co i jak.
– W porządku. Dzięki – odpowiedział Radek. Poczuł ulgę. Ze spokojnego tonu wywnioskował, że to nie potrwa długo, a naprawa okaże się łatwa. Nie skojarzył, że samochody i nieruchomości to biznesy działające na dość podobnych zasadach. Nie zawsze klient usłyszy prawdę w pierwszym zdaniu. – A jak interesy? – zapytał jeszcze.
– Całkiem dobrze – przyznał mężczyzna, wycierając dłonie szmatką. – Samochody są coraz gorszej jakości. – Uśmiechnął się. – Mnie to akurat na rękę. Psują się na medal. Nie wiadomo, do czego się brać najpierw.
– No właśnie widzę, jaka kolejka – zauważył Radek, rozglądając się po parkingu ciasno zastawionym czekającymi na pomoc autami.
– Trzech chłopaków już zatrudniłem – pochwalił się mechanik. – Nie wiem, czy nie będę musiał szukać czwartego.
– To ci gratuluję. – Radek pokiwał głową.
– A domy? – zapytał mechanik. Spieszyło mu się, wołali go już z warsztatu, ale był ciekawy.
– Też nie narzekam – odparł Radek. Mimo wszystkich trudności lubił swoją pracę. – Ludzie się rozwodzą na potęgę, co z kolei nam jest na rękę, bo sprzedają nieruchomości – wyjaśnił. – Inni się znowu wiążą po raz drugi czy trzeci, to z kolei kupują. I tak wszystko się kręci. Jednemu smutek, drugiemu radość. – Uśmiechnął się nieco gorzko. – Jak mówiła moja babcia.
– Bardzo słusznie to ująłeś. Najważniejsze, że jest ruch. Muszę lecieć – dodał. – Dam znać, jak już będę coś wiedział.
– Trzymaj się. – Radek rzucił ostatnie spojrzenie w stronę auta, po czym ruszył pieszo.
Na szczęście jego mieszkanie znajdowało się niecały kilometr dalej – na niewielkim osiedlu niskich bloków: dwa piętra, plac zabaw na środku, sklep tuż obok. Dla mnóstwa ludzi marzenie, dla którego nie zawahali się przed zaciągnięciem niekorzystnego kredytu o zmiennej stopie procentowej.
Ba! Sporo z nich nawet nie wiedziało, że taki bierze. Nie doczytywali szczegółów w umowach, myśląc wyłącznie o wspólnym życiu we własnych czterech ścianach. Na pniu się to sprzedało.
Przypomniał sobie ten moment, kiedy i on szukał jakiegoś lokum, do którego mógłby wracać po pracy. Nigdy nie nazywał tego miejsca domem. Po pierwsze technicznie był to blok mieszkalny, a w sensie metaforycznym dom jest tam, gdzie rodzina, a on jej nie miał.
Ale inni tak. Mieszkało tu wiele młodych par. Kolorowe rowerki leżały na klatce schodowej, a pod ścianami stały wózki. W nocy często rozlegał się płacz małych dzieci. Te dźwięki nie pozwalały mu spać. Wstawał wtedy, pił wodę i długo patrzył przez okno na niemal pustą ulicę, po której z rzadka przejeżdżały samochody.
Nosiłbym na rękach... Wstawałbym w nocy... – myślał. – Gdyby powiedziała choć słowo.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------POLECAMY INNE KSIĄŻKI AUTORKI
W pewien mroźny zimowy poranek umiera wujek Maurycy. Oczekująca na spadek rodzina bez względu na plany i odległość natychmiast rusza w drogę. Uczcić, rzecz jasna, pamięć zmarłego. Ale przy okazji też przekonać się, co zapisano w owianym legendą testamencie.
Jak bardzo się mylimy, oceniając ludzi po pozorach.
Magda ma w życiu szczęście do idealnych mężczyzn. Pierwszy uczynił ją samotną matką. Drugi zostawił bez oszczędności. Trzeci rozdrażnił, bo to jednak niesprawiedliwe, że jedni mają wszystko, a inni niewiele.
Jak się w tym wszystkim odnaleźć?
Ona jest żoną prezesa, wspaniałego mężczyzny. On młodym adwokatem, który właśnie odniósł pierwszy zawodowy sukces. Spotkali się przypadkiem. Oboje mieli tajemnice i znajdowali się na życiowym zakręcie. Sądzili, że nigdy więcej się nie zobaczą.
Najpiękniejsze święta są podobno w górach. Nawet jeśli Gwiazdka zapowiada się zielona i wciąż nie spadł ani jeden płatek śniegu. Zanim jednak nadejdzie ten niezwykły czas, w miasteczku ma odbyć się koncert.
Vincent to słynny youtuber kulinarny. Jest przystojny i uwielbiany, mieszka w romantycznej starej willi odziedziczonej po dziadku. Charyzmatyczny przodek dał mu nie tylko posiadłość, lecz także zeszyt z przepisami na potrawy, które kiedyś przyrządzał w prestiżowej francuskiej restauracji. Idealna sytuacja?
Miłość czasem zaskakuje, pojawiając się tam, gdzie nikt jej się nie spodziewa.
Hania o tym wiedziała. A jednak dała się zaskoczyć. Nie szukała nowej przygody, chciała tylko wyleczyć złamane serce.
W święta najważniejsza jest miłość. Każdy jej pragnie. Ale kiedy wreszcie się pojawia, potrafi nieźle namieszać.
Julka, zakochana nastolatka, wiezie do rodzinnego domu swojego chłopaka. Nikt się go nie spodziewa.
www.wydawnictwoluna.pl