Smak pokusy - ebook
Smak pokusy - ebook
Status bestsellera na miesiąc przed premierą! Czy władczy przedsiębiorca z wielkimi pieniędzmi i jeszcze większym mniemaniem o sobie okaże się odpowiednim mężczyzną dla charakternej Hiszpanki z niewyparzonym językiem? Maria Reyes doskonale zdawała sobie sprawę, że zbyt długo poświęcała swoje życie dla dobra innych. Wierzyła jednak, że na realizację planów i marzeń nigdy nie jest za późno. Teraz staje przed nie lada wyzwaniem: pozwolić, aby namiętność przejęła nad nią kontrolę, czy nadal ukrywać się w skorupie, która chroni ją przed kolejnymi ranami. Czy Ria oderwie się od swojej przeszłości i zaryzykuje przyszłość? Carter Green, najbardziej rozchwytywany kawaler i biznesmen w San Francisco, zawsze dostawał to, czego chciał, nie zważając na konsekwencje. Teraz pragnie jej, temperamentnej kobiety, która potrafi mu się postawić. Odkryje jednak, iż na drodze do szczęścia los postawi im wiele przeszkód. Czy uda mu się uchronić ich przed nieoczekiwanym zagrożeniem? Ich światy nigdy nie miały prawa się połączyć. Jednak nie mogli zaprzeczyć, że pokusa smakuje najlepiej. ""Emocje kipiące z każdego akapitu i wciągająca fabuła pochłoną Was bez reszty. Jestem pewna, że historia słodkiej Rii i aroganckiego Cartera okaże się doskonałą rozrywką dla każdej miłośniczki romansów z pieprzykiem."" – Meg Adams, autorka Architektury uczuć. ""Smak pokusy to intrygujący debiut polskiej pisarki, który zaprowadzi Was prosto w ramiona gorącego romansu. Główna bohaterka to kobieta z charakterem, która nie da się ujarzmić nawet mężczyźnie ze snów. Ta powieść dostarczy Wam wielu wrażeń, wraz z bohaterami będziecie się śmiać, marzyć i walczyć o swoje!"" – Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my. ""Wciągająca już od pierwszych stron historia Rii i Cartera, która sprawi, że nie będziesz w stanie jej odłożyć, dopóki nie poznasz zakończenia. Smak pokusy to obiecujący debiut autorki, zdecydowanie must read tego roku!"" – Katarzyna Chrześcijan, Kasia_recenzuje.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67024-43-3 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Epilog
PodziękowaniaProlog
– Gdzie jesteś, szczurku? – Drzwi mocno trzasnęły, po czym usłyszałam bełkoczący głos matki. Cudownie, znowu była wstawiona.
Razem z Susan i moim młodszym rodzeństwem, mieszkaliśmy w małym domku na obrzeżach miasta. Po śmierci ojca matka stoczyła się, a ja traciłam już rachubę, jak ma na imię jej aktualny facet tygodnia. By spłacić dług, musiała pracować na dwie zmiany: jako kasjerka w markecie i kelnerka w barze. Na mojej głowie, najstarszej z nas trojga, zostało zajmowanie się mieszkaniem oraz opieka nad bliźniakami: Vi i Marcusem. Miałam tylko czternaście lat, kiedy tato zginął w wypadku samochodowym, spowodowanym przez naćpanego nastolatka. Nasz cudowny, poukładany świat, w jednej chwili runął jak domek z kart. Matka kompletnie się załamała i gdyby nie pomoc cioci Sophii, wylądowalibyśmy na ulicy. Nigdy nie wiedziałam, w jakim stopniu upojenia i nastroju wróci do mieszkania, ale sądząc po odgłosach szurania i bełkocie, była u szczytu formy. Susan Reyes nie była matką, która szaleje z miłości do swoich dzieci. Urodziła nas tylko po to, by zadowolić tatę. To on poświęcał nam więcej uwagi oraz obdarzał rodzicielską miłością. Szanowna mamusia była zimna i wycofana, zwracała na nas uwagę tylko wtedy, gdy on był w pobliżu. Od zawsze miałam wrażenie, że to Papi1 kochał nas bardziej. Przychodził na przedstawienia szkolne, mecze Marcusa i nauczył mnie gotować. Był fenomenalnym szefem kuchni, nie miał sobie równych. Już jako mała dziewczynka zakradałam się do restauracji, z fascynacją oglądając go przy pracy. Tak bardzo mi go brakuje.
– Tutaj jestem. Jesteś głodna? – zapytałam potulnie, nie chcąc jej zdenerwować, choć w środku buzowała we mnie złość.
– Okropnie i padam z nóg, ta praca mnie wykończy.
– Usiądź, zaraz podam obiad.
– Gdzie są te małe darmozjady? – Potknęła się, idąc w stronę stołu. Klasa, nie ma co.
Nienawidziłam, gdy tak mówiła o moim rodzeństwie, marzyłam o pełnoletności, wtedy bez wahania zabrałabym dzieciaki i wyjechała jak najdalej od niej. Gdy ciocia Sophia jeszcze z nami mieszkała, to matka jakoś się hamowała, ale teraz na każdym kroku powtarza, że to przez nas ma problemy finansowe i tylko jej zawadzamy.
– Pytałam cię o coś! – krzyknęła, łapiąc mnie za rękę.
– Marcus jest na treningu, a Vi na górze odrabia lekcje.
– Mówiłam, że nie mamy pieniędzy na te jego durne treningi i masz go więcej tam nie wysyłać!
– Wiem, ale Thony powiedział, że klub pokryje koszty treningów.
– Nic mnie to, kurwa, nie obchodzi! Ma skończyć tam chodzić, koniec dyskusji!
– Dobrze, więcej nie pójdzie. – Zagryzłam zęby, by nie powiedzieć, co o tym myślę. Wiedziałam, że to złamie już i tak mocno pokiereszowane serce Marcusa. W tym momencie nienawidziłam jej jeszcze bardziej, a myślałam, że już bardziej się nie da.
– Gdzie to jedzenie, szczurku? – Szczurku. Nadała mi to przezwisko ze względu na mój wygląd.
Byłam bardzo wysoka jak na swój wiek. Miałam chudą, podłużną twarz i wielkie brązowe oczy po moim ojcu, również po nim odziedziczyłam oliwkową cerę. Z pochodzenia był Hiszpanem, a matkę poznał zaraz po przyjeździe do Ameryki. Zawsze powtarzał, że zakochał się w jej poczuciu humoru i pięknych błękitnych oczach, lecz ja nigdy nie poznałam kobiety z jego opowiadań. Dla nas była zimna i na każdym kroku okazywała niechęć. Po śmierci taty podsłuchałam jej rozmowę z ciocią, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia co do tego, iż nas nie chciała. Bolało. Przypuszczać coś, to jedno, ale usłyszeć to na własne uszy, to już inna sprawa. Pamiętam, jak wróciłam do pokoju i schowałam się pod kołdrą w łóżku. Płakałam wtedy prawie całą noc.
– Proszę, smacznego. Pójdę sprawdzić, jak radzi sobie Vi – rzuciłam szybko w jej stronę, biegnąc na piętro do pokoju siostry. Z daleka jeszcze usłyszałam odgłos tłukącego się w zlewie talerza i krzyk matki:
– Kurwa, to jest paskudne! Do niczego się nie nadajesz! Żadnego z was pożytku, pieprzone bachory!
Nienawidziłam swojego życia, czułam się jak w pułapce, codziennie marzyłam o tym, żeby śmierć taty okazała się tylko okrutnym snem. Niestety, taka była nasza rzeczywistość. W wieku piętnastu lat stałam się matką dla młodszego rodzeństwa, a popychadłem oraz workiem treningowym dla matki i jej facetów. Zaciskałam zęby i starałam się jak tylko mogłam, by Vi i Marcus ucierpieli na tym jak najmniej.
Witajcie w moim świecie.
Usiądźcie wygodnie i podziwiajcie, jak moje życie z bajkowego snu, zmieniło się w koszmarne piekło na ziemi. Gdy myślałam, że najgorsze już za nami, los po raz kolejny wystawił mnie na próbę.
------------------------------------------------------------------------
1 Papi (hiszp.) – Tato.Rozdział 1
Ria
12 lat później
– Vi, skarbie, nie możesz tego założyć. Nick nie będzie mógł oderwać od ciebie rąk, a każdy chłopak, który na ciebie spojrzy, zaryzykuje własnym życiem.
Moja siostrzyczka wyrosła na piękną, młodą kobietę. Miała długie do pasa blond włosy, malutką, słodką twarz o dużych błękitnych oczach i wydatnych ustach. Już teraz łamała serca, nie mogąc opędzić się od płci przeciwnej.
Dzisiaj bliźniaki kończyły dziewiętnaście lat i wyprawialiśmy im przyjęcie z tej okazji. Przyjechała ciocia Sophia, zaprosiłam przyjaciół rodzeństwa ze szkoły oraz kilku moich znajomych. Nie mogłam uwierzyć, że niedługo opuszczą mnie i wyjadą na studia. Odkąd udało mi się zabrać je z domu matki, nasze życie kompletnie się zmieniło. Poświęciłam swoje wykształcenie, by zapewnić im spokój oraz miejsce, gdzie będą czuli się bezpiecznie. Nie myślcie sobie, że tego żałuję. Są całym moim światem i gdybym miała zrobić to ponownie, nie wahałabym się ani chwili.
– Och, Ria, daj spokój. Ta sukienka jest piękna, idealnie będzie pasować do twoich czerwonych szpilek! Mogę je wziąć prawda? Proszę, prooszę, proooszę. – Ta mała wiedziała, jak dopiąć swego. Moja siostrzyczka miała pewien dar. Mianowicie, gdy robiła tę minę jak u szczeniaczka, nie sposób było jej czegokolwiek odmówić.
– Oj, no dobrze, już dobrze. Możesz je wziąć, ale po imprezie wracają na swoje miejsce. To jedna z moich ulubionych par!
Tak jak każda kobieta, miałam kilka słabości, a jedną z nich były moje szpilki. Odkąd pamiętam, podziwiałam z daleka matkę, jak prezentowała się w pięknych, kolorowych butach na obcasie. To chyba jedyna rzecz, która mi się z nią dobrze kojarzyła. Po śmierci taty zrobiła nam z życia niemałe piekło. Kompletnie nie radziła sobie sama ze sobą, a co dopiero z trójką zrozpaczonych dzieci. Gdyby nie udało mi się zabrać od niej rodzeństwa, nie wiem co by się z nimi stało. Myślałam, że z czasem jakoś dojdzie do siebie i będzie dla nas wsparciem, ale niestety cały dom był na mojej głowie. W wieku piętnastu lat stałam się dla Victorii i Marcusa jedynym „rodzicem”, jaki im został.
– Dziękuję, jesteś najlepszą siostrą na świecie! To będzie genialna impreza! Prawda kochanie, że ta sukienka jest idealna? – Vi zwróciła się w stronę Nicka. Właśnie dostawał od Marcusa łomot w jakiejś grze na PlayStation, którą przywiozła mu ciocia.
– Ekhm… Nie sądzisz królewno, że jest trochę za krótka? Każdy dupek na imprezie będzie się na ciebie gapił.
– Nie dramatyzuj. Pamiętaj, że to wszystko jest twoje. – Przesunęła rękami po swoim ciele i okręcając się, teatralnie puściła do niego oczko. Wiedziała, jak go ugłaskać. Chłopak poza nią świata nie widział, co bardzo mnie cieszyło.
– OK, skoro tak twierdzisz – rzucił tylko i skierował wzrok z powrotem na telewizor, uśmiechając się chytrze pod nosem.
Nick był naszym sąsiadem i młodszym bratem Savannah, mojej przyjaciółki. Po przeprowadzce bliźniaków do mnie, ciężko było im się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Chłopak wtedy bardzo pomógł, a po czasie nie potrafił już ukrywać tego, iż szaleje za Victorią. Są parą od dwóch lat i planują razem pojechać na uczelnie. Vi dostała stypendium naukowe, tak samo jak Marcus, jednak on dodatkowo otrzymał pełne sportowe świadczenia. Jestem z nich taka dumna. Nie żałowałam tego, że w sekrecie przed matką posyłałam go na treningi. Teraz jest kapitanem drużyny, a uczelnie biły się o to, żeby u nich studiował.
– Dobra kochani – powiedziałam – muszę jeszcze pojechać do pracy. Dzwonił Gaston i kazał mi koniecznie zajrzeć do niego przed imprezą.
– Jasne, biegnij. Może w końcu, zaproponuje ci stanowisko głównego szefa kuchni. Wiadomo, że ten dupek Frank kompletnie tego nie ogarnia. A ty, moja droga siostro, zasługujesz na to jak nikt inny – odparł Marcus, odrywając na moment wzrok od ekranu monitora..
Był wysokim, przystojnym młodym mężczyzną. Dzięki morderczym treningom jego mięśnie były niczym z kamienia. Marcus i ja byliśmy do siebie bardzo podobni, takie same włosy, oczy, wydatne usta i lekko zadarty nos, które odziedziczyliśmy po ojcu. On i Victoria byli bliźniakami, a różnili się jak dzień i noc. Ona była żywiołowa, szalona i pełna życia, Marcus zaś wycofany, spokojny i dalej miał to smutne spojrzenie, jak u rannego psiaka. Starałam się jak mogłam, żeby stworzyć im kochający i bezpieczny dom. Niestety, nie wszystkie rany goją się tak szybko. Te na psychice małego, bezbronnego dziecka zostają na dłużej. Nieważne, jak bardzo byśmy się starali wyrzucić je z pamięci.
– Pamiętaj, że pracuję tam już dziewięć lat i jakoś do tej pory nie docenił mojej harówki – odparłam z grymasem na twarzy.
Gaston zatrudnił mnie po tym jak udało mi się uciec od matki. Miałam wtedy osiemnaście lat i mogłam się wynieść od tej psychopatki. Był przyjacielem mojego taty i tak samo jak my, mocno przeżył jego śmierć. Pomógł mi stanąć na nogi, pozwolił zamieszkać w starym mieszkaniu, gdy przeniósł się z rodziną do dużo większego apartamentowca w centrum miasta. Znali się całe życie. Obaj przyjechali do San Francisco jako młodzi mężczyźni, z wielkim planem podbicia rynku swoimi potrawami. Był mi jak ojciec i bardzo go szanowałam, ale bolał mnie fakt, iż nie ufał mi na tyle, by powierzyć dowodzenie w kuchni. Zawsze powtarzał, że mam talent oraz wyczucie smaku po tacie, gdy gotowałam miałam wrażenie jakby Papi był tuż obok i pomagał mi kreować pomysły na kolejne dania. Napawało mnie to ogromną dumą. Od zawsze chciałam mu dorównać. Niestety Gaston nigdy w pełni nie oddał mi we władanie restauracyjnej kuchni. Ten jego nowy nabytek, Frank nie był lepszy od Mii, praktykantki ze szkoły kulinarnej.
– Na wszystko przyjdzie odpowiednia pora, czy nie tak zawsze mi powtarzasz Ria? Małymi kroczkami, a osiągniesz wielkie rzeczy. To twoje słowa siostra, nie moje. Więc zmień wyraz swojej ślicznej buźki, bo wyglądasz staro. – Marcus zawsze wiedział, jak mnie podejść.
Kochałam ich całym sercem. Nie mogę uwierzyć, że są już prawie dorośli. Co ja zrobię, gdy za parę dni wyjadą? Dostali się na UCLA, a to przecież prawie czterysta mil od San Francisco. Odkąd odebrałam ich naszej matce i za zaniedbania pozbawiłam ją praw rodzicielskich, nigdy się nie rozstawaliśmy na dłużej niż tydzień lub dwa, w wakacje. Bez nich mieszkanie i moja codzienność będą strasznie smutne.
– Tylko nie staro! – wyrzuciłam i trzepnęłam go w tył głowy. Roześmiał się i wstał, żeby mnie przytulić.
– Wiesz, że bardzo cię kochamy! Stać cię na dużo więcej niż zastępca szefa kuchni u Gastona. Miałaś plany i marzenia. Szkice Vi z rysunkami twojej restauracji dalej masz pod poduszką prawda? – To fakt, własna restauracja jest moim marzeniem, ale na to potrzeba dużo pieniędzy, których niestety nie mam. Nie byliśmy jakoś przesadnie biedni, dobrze zarabiałam, lecz niewystarczająco, by otworzyć swój lokal.
– Wiemy, jak wiele dla nas poświęciłaś – wtrąciła Victoria – zajęłaś się nami i stworzyłaś dom, w którym mogliśmy cieszyć się życiem, a nie obawiać o to, co jeszcze nas spotka z rąk matki. Ocaliłaś nas i jesteśmy ci wdzięczni. – Głos jej się załamał na wspomnienie koszmaru, jaki przeszli, gdy się wyprowadziłam.
Zanim udało mi się zdobyć opiekę, minęły prawie dwa lata, pracowałam dniami i nocami, żeby pozyskać pieniądze na prawników. Ogromnie pomógł mi Gaston i jego żona Sonia, którzy nigdy nie pałali miłością do Susan Reyes. Gdy ojciec żył, jakoś ją tolerowali, ale po jego śmierci i po tym co nam zgotowała, nie zasłużyła na nic więcej niż pogardę. Ich syn Daniel był prawnikiem, a jednocześnie moim bliskim przyjacielem; znaliśmy się całe życie. Podczas walki o opiekę, dzięki jego ogromnemu zaangażowaniu udało mi się odzyskać rodzeństwo.
– Przestańcie! Kocham was całym sercem. Mamy tylko siebie i nie mogłam pozwolić by działa wam się krzywda. No dobra, koniec tych smutków. Szykujcie się na imprezę, a ja biegnę do „La Comida Buena”. Zobaczymy się później! – Obdarzyłam ich szybkim uściskiem i już pędziłam do swojej wysłużonej, starej hondy.
Osiedle Mission District, na którym mieszkaliśmy, od lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku było przystanią dla imigrantów. Najwięcej mieszkało tu Meksykanów i Latynosów. Papi zawsze powtarzał, że czuć tu cząstkę domu. Po tym, jak bank zabrał matce nasze mieszkanie za długi, musieliśmy przenieść się do okropnej dzielnicy Hunter Point. Po zmroku lepiej tam nie ryzykować i nie wychodzić, nawet w dzień działy się tam cuda. Bardzo się cieszyłam, gdy Gaston pozwolił mi wynająć ich mieszkanko i wrócić na stare osiedle.
Przechadzając się po uliczkach oraz straganach, powracałam do czasów, gdy żył nasz tato i byliśmy szczęśliwi.
Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę centrum miasta, do restauracji, która kiedyś była dumą mojego ojca. Otworzyli ją z Gastonem i bardzo szybko zyskała sławę w całym San Francisco. Teraz ani trochę nie przypominała tej malutkiej, kameralnej knajpki. O stolik trzeba było się starać już kilka miesięcy wcześniej, a nasze dania były wysoko oceniane przez liczących się w branży krytyków kulinarnych. Nie miałam pojęcia, dlaczego wujek zadzwonił i ściągnął mnie do pracy, choć dobrze wiedział, że dzisiaj organizujemy przyjęcie urodzinowe bliźniaków. Usłyszawszy jak jakiś pacan trąbi, powróciłam do rzeczywistości. Przegapiłam zielone światło. Och Ria przestań bujać w chmurach.
– Muszę pamiętać, by w drodze powrotnej odebrać od Savannah zamówiony tort – powiedziałam w sumie do nikogo i skupiłam się na drodze.