Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Smak wspomnień - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Smak wspomnień - ebook

Laura mieszka w otoczeniu natury, starając się łączyć życie zawodowe z opieką i wychowaniem nastolatki. Uczestniczy też w terapii AA, gdzie stawia czoła uzależnieniu.

Nicol ukończyła szkołę podstawową i w tajemnicy przed Laurą w odległym mieście składa dokumenty rekrutacyjne do liceum. Dziewczyna otrzymuje pozytywną odpowiedź i staje przed dylematem, co dalej. Z pomocą przychodzi Mirella Wolf, a to skończyć się może wyłącznie katastrofą.

Poturbowana Nicol trafia na wieś do rodziców Laury, a tam w jej ręce wpada stare pudełko z pamiątkami, które prowokują nastolatkę do przeprowadzenia własnego śledztwa wobec tajemniczej babki Laury.

Czy każda z tajemnic znajdzie wyjaśnienie? Czy przeszłość ma wpływ na teraźniejszość?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8014-5
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Ponad rok minął od odczy­ta­nia wyroku sądu, a ja wciąż nie mogę uwie­rzyć, że już po wszyst­kim. Nie sądzi­łam, że tak się zakoń­czy awan­tura o opiekę nad córką Igora. Wła­śnie tak o niej myślę. Nicol jest dziec­kiem, któ­rego nie zdą­żył poznać, ale ja zdo­ła­łam poko­chać. Lęk przed stratą doda­wał mi sił, a wspar­cie Mileny i Jacka pozwo­liło mi pozo­stać przy zdro­wych zmy­słach. Może dla­tego popro­sili, żebym została świad­kiem na ich ślu­bie. Nie mam poję­cia, kiedy doszli do tego etapu swo­jego związku, ale cie­szę się ich szczę­ściem.

Gabry­sia zadbała o to, żebym się nie nudziła w Sze­li­gówce. Jej pomysł z pracą w social mediach oka­zał się strza­łem w dzie­siątkę. Zgła­szało się do mnie coraz wię­cej firm z prośbą, bym wypro­mo­wała je w sieci. Ide­alny układ. Dzięki temu mam czas cho­dzić na dłu­gie spa­cery z Dianą, kiedy nie pra­cuje jako ratow­nik w poli­cji.

Nie mogłam się nie zgo­dzić na pro­po­zy­cję Mar­cina, który obie­cał, że dopil­nuje, by Diana mogła robić to, do czego została wytre­so­wana. Czę­sto się spo­ty­kamy, a ja lubię nasze roz­mowy. Odkąd opo­wie­dział o prze­szcze­pie nerki, zro­zu­mia­łam, że ni­gdy nie można się pod­da­wać, a każdy dzień należy trak­to­wać jak dar, na który zasłu­gu­jemy. Wciąż też zasta­na­wia mnie data prze­szczepu jego nerki. Kie­dyś muszę go o to zapy­tać.

Na­dal cho­dzę na spo­tka­nia AA. To one dają mi siłę do tego, by w sie­bie nie zwąt­pić i jak naj­le­piej opie­ko­wać się osobą, za którą jestem odpo­wie­dzialna, a która jest naj­ja­śniej­szym pro­my­kiem w mojej codzien­no­ści.

Nicol zamiesz­kała ze mną zaraz po ogło­sze­niu wyroku. Eula­lia począt­kowo oświad­czyła, że nie zamie­rza się pod­dać i będzie wal­czyć, ale zde­cy­do­wana reak­cja całej rodziny Wol­fów spra­wiła, że dała nam spo­kój, a dom w Sze­li­gówce poda­ro­wała wnuczce. Ja mogę w nim miesz­kać do momentu, w któ­rym Nicol nie zde­cy­duje ina­czej.

Za dwa mie­siące roz­pocz­nie się nowy rok szkolny i tym razem zade­biu­tuję jako opie­kun prawny uczen­nicy liceum. Już się boję, że nie będę wystar­cza­jąco sta­now­cza w sta­wia­niu gra­nic. Ale cóż, nie myli się ten, kto nic nie robi…ROZDZIAŁ 1

Leni­wie pły­nące po nie­bie chmury na chwilę zasło­niły słońce. Lekki powiew lip­co­wego wia­tru orzeź­wił leżącą w tra­wie dziew­czynę. Zasko­czona tym nagłym doty­kiem chłodu, powoli unio­sła powieki, lecz zaraz ponow­nie zamknęła oczy.

Zasłu­żyła na odpo­czy­nek, podob­nie jak leżąca obok niej przy­ja­ciółka. Nie­dawno wyszły z lasu, gdzie uga­niały się za wie­wiór­kami i dzię­cio­łami. Nie chciały zro­bić im krzywdy, prze­ciw­nie – liczyły na to, że będą miały oka­zję, by obser­wo­wać zwie­rzęta. Jedna z nich miała ochotę na zabawę po pra­co­wi­tym dniu.

Dłoń Nicol bez­wied­nie powę­dro­wała w stronę drze­mią­cej przy­ja­ciółki. Jak dobrze, że ją miała. Potrze­bo­wała moż­li­wo­ści zwie­rze­nia się z naj­głę­biej skry­wa­nych obaw. Choć od roku cho­dziła na tera­pię do pole­co­nej przez Mar­cina psy­cho­lożki, wciąż mie­wała kosz­mary. Za każ­dym razem stoi na kli­fie w Newquay. Otula ją mrok. Sły­szy huk ude­rza­ją­cych o skały spie­nio­nych fal. Pró­buje wsłu­chać się w ich rytm. Nagle czuje silne szarp­nię­cie. Traci rów­no­wagę i spada. Usi­łuje krzy­czeć, lecz głos więź­nie jej w gar­dle. Chce się cze­goś zła­pać, ale jej palce nie wyczu­wają sta­bil­nego opar­cia. Szy­buje w powie­trzu z pew­no­ścią, że za moment jej życie dobie­gnie końca. Wtedy wybu­dza się, siada na łóżku oszo­ło­miona. W amoku szuka śpią­cej u jej stóp Diany. Przy­tula się do jej puszy­stej sier­ści i szlo­cha, dopóki nie zaśnie wyczer­pana. Takiej przy­jaźni potrze­buje, dla­tego tyle czasu spę­dza z pupilką, gdy tylko ta powróci ze służby.

Nie­spo­dzie­wany dzwo­nek tele­fonu pozba­wił Nicol moż­li­wo­ści dal­szego leniu­cho­wa­nia.

– Hejka – usły­szała zna­jomy głos.

– Dzień dobry, cio­ciu – ode­zwała się.

– A ty znowu z tym „cio­ciu”. Mówi­łam ci, że nie jestem na tyle stara, żebyś nazy­wała mnie ciotką – obu­rzyła się Gabriela. – Daj sobie z tym spo­kój, bo się wresz­cie obrażę.

– Dobrze, cio… – Ugry­zła się w język. – Dobrze, już dobrze – dodała pojed­naw­czo. – Wia­domo już coś?

– Ow­szem – odparła Gabry­sia, a w jej gło­sie dało się wyczuć eks­cy­ta­cję. – Powie­dzia­łaś już Lau­rze?

– Yhm…

– Tak?

– No…

– To tak czy nie? – Tym razem głos ciotki zdra­dzał znie­cier­pli­wie­nie.

– Nie – wes­tchnęła.

– Niki… Prze­cież roz­ma­wia­ły­śmy o tym. Laura musi o wszyst­kim wie­dzieć. Ona jest za cie­bie odpo­wie­dzialna i bar­dzo jej na tobie zależy.

– Wiem… Ale ona tego nie chce.

– Teraz musisz pod­jąć osta­teczną decy­zję, bo jesteś na liście.

– Tak? – Nicol zerwała się na równe nogi. W ślad za nią pod­sko­czyła Diana i zaczęła krę­cić się nie­spo­koj­nie. – Wszystko dobrze, malutka – uspo­ko­iła pupilkę. – Naprawdę się dosta­łam? – upew­niła się.

– Powiedz o tym Lau­rze – nale­gała Gabry­sia. – Masz nie­wiele czasu na dopeł­nie­nie for­mal­no­ści.

– Dzięki, cio… – znów prze­rwała. – Dzięki, Gabry­siu.

Kiedy ciotka się roz­łą­czyła, Nicol pod­sko­czyła z rado­ści, a potem uklę­kła i zaczęła tulić Dianę. Tak bar­dzo się cie­szyła. Ten suk­ces zawdzię­czała wyłącz­nie sobie. Kosz­to­wało ją to wiele pracy i mnó­stwo deter­mi­na­cji. Smak zwy­cię­stwa był przez to wyjąt­kowo słodki. Ni­gdy wcze­śniej nie czuła takiej dumy z sie­bie samej. Oczyma wyobraźni widziała Igora cie­szą­cego się jej osią­gnię­ciem. I choć nie zdą­żyła poznać ojca, to dzięki opo­wie­ściom Laury i Gabrysi miała wra­że­nie, że nie­raz czuje jego bli­skość i sły­szy jego głos. Ale co powie Laura? Tego nie była pewna. A raczej była prze­ko­nana, że nie będzie jej gra­tu­lo­wała. W końcu postą­piła wbrew jej suge­stiom.

Nicol ruszyła w stronę domu. Choć waka­cje trwały od tygo­dnia, Laura wciąż pra­co­wała. Miała naprawdę dużo zle­ceń i świet­nie radziła sobie w biz­ne­sie. Zało­żyła wła­sną firmę i świad­czyła usługi jako wolny strze­lec. Wybie­rała tylko te pro­jekty, które dawały jej moż­li­wość roz­woju, a przy tym speł­niały wyma­ga­nia finan­sowe. Na razie nie narze­kała. Klienci pła­cili jej w ter­mi­nie, dzięki czemu w ferie wyje­chały na tydzień do Trój­mia­sta. Zamiesz­kały w przy­jem­nym pen­sjo­na­cie tuż przy sopoc­kim molo. Dłu­gie wycieczki wybrze­żem połą­czone z opo­wie­ściami Laury o histo­rii Pol­ski sta­no­wiły wyjąt­kowe lek­cje, które Nicol wiąż dosko­nale pamię­tała. Nie stro­niła od wizyt w muze­ach, a nawet w kościo­łach, bo choć sama nie była osobą wie­rzącą, to miała świa­do­mość ogromu histo­rii kry­ją­cej się w sta­rych obra­zach, barw­nych fre­skach czy drew­nia­nych, bogato zdo­bio­nych ołta­rzach.

W waka­cje pla­no­wały jechać do Wro­cła­wia, a póź­niej na kilka dni do Pragi. Oby­dwie nie mogły się już docze­kać wspól­nego wypo­czynku, ale na razie Laura miała dużo pracy. Nie­spo­dzie­wa­nie jakiś pro­jekt się prze­cią­gnął, bo klient nie potra­fił okre­ślić, czego tak naprawdę chce, a to uru­cho­miło praw­dziwą lawinę. Jak się oka­zało, w branży rekla­mo­wej sezon ogór­kowy nie ist­nieje. Prze­ciw­nie, wszy­scy chcą wpro­wa­dzić nowy pro­dukt zaraz po zakoń­cze­niu waka­cji. Laura wie­działa, że to oka­zja na praw­dziwy zaro­bek, dla­tego nie chciała nikomu odmó­wić. Przez to lista klien­tów się wydłu­żyła, a ter­min wyjazdu na wyma­rzony urlop wciąż się odda­lał.

Nicol minęła pose­sję pani Marii. Odru­chowo zaj­rzała na podwórko, choć wie­działa, że nikogo nie dostrzeże. Sąsiadka ostat­niej zimy znacz­nie pod­upa­dła na zdro­wiu i aktu­al­nie prze­by­wała w sana­to­rium. Swoją krowę prze­ka­zała pod opiekę soł­ty­sowi wsi, a kur doglą­dała Laura. Teraz kilka z nich spa­ce­ro­wało po podwórku, dba­jąc o to, by trawa nad­mier­nie nie uro­sła.

Kiedy Nicol weszła do domu, w któ­rym od roku miesz­kała razem z Laurą, głód natych­miast dał o sobie znać. Od śnia­da­nia nie miała niczego w ustach. Diana zaczęła chłep­tać wodę ze swo­jej miski. Nicol też nalała sobie wody do szklanki. Prze­bie­gła wzro­kiem po kuchni, ale nie zauwa­żyła żad­nych oznak świad­czą­cych o tym, że ktoś przy­go­to­wy­wał obiad. Zaj­rzała do lodówki. Dostrze­gła słoik z gołąb­kami. Przy­po­mniała sobie ich smak. Ni­gdy wcze­śniej nie jadła goto­wa­nego pul­peta zawi­nię­tego w liście kapu­sty. Laura jed­nak sta­nęła na wyso­ko­ści zada­nia i przy­go­to­wała nie­sa­mo­wite danie. Gołąb­ków było tak dużo, że jadły je przez trzy dni, a resztę zawe­ko­wała.

Dziew­czyna wrzu­ciła do saganka zawar­tość sło­ika i włą­czyła gaz. Szybko poczuła przy­jemny zapach. Naj­wi­docz­niej Dia­nie też się spodo­bał, bo przy­drep­tała do opie­kunki i zaczęła łasić się do jej nóg.

– Też byś chciała? – Mru­gnęła poro­zu­mie­waw­czo. – Na razie zaser­wuję ci coś psiego – zapro­po­no­wała i napeł­niła miskę jedze­niem wyję­tym z puszki.

Diana nie­pew­nie patrzyła na swoją por­cję, uno­sząc łeb w poszu­ki­wa­niu przy­jem­niej­szej woni, która wciąż uno­siła się nad sagan­kiem.

– Bierz się do jedze­nia, księż­niczko, bo nie dosta­niesz deseru – zagro­ziła Nicol, choć w jej gło­sie pobrzmie­wał śmiech.

Pies posłusz­nie wró­cił do miski i zaczął powoli jeść, od czasu do czasu łypiąc w stronę saganka.

– Niki, prze­pra­szam – głos wcho­dzą­cej do kuchni Laury prze­rwał ciszę. – Zaję­łam się robotą i zapo­mnia­łam o obie­dzie.

– Nic się nie stało. Prze­cież mamy zapas gołąb­ków. – Uśmiech­nęła się.

– Jutro ugo­tuję coś innego. Muszę tylko skoń­czyć tę kam­pa­nię dla Uniki – tłu­ma­czyła Laura. – Ina­czej pre­zes mnie wykoń­czy. Codzien­nie pod­rzuca mi kolejne pomy­sły, które nijak się mają do myśli prze­wod­niej i tracę czas, żeby go prze­ko­nać, że na tym eta­pie prac jest już za późno na zmiany. A ten uparty osioł nie odpusz­cza. Teraz pluję sobie w brodę, że wzię­łam to zle­ce­nie.

– Skąd mogłaś wie­dzieć, że to taki upier­dli­wiec.

– A skąd ty znasz takie słowo? – Laura natych­miast stała się czujna. Przez ostatni rok musiała się wiele nauczyć o świe­cie nasto­lat­ków. Nawet nie zda­wała sobie sprawy, że od czasu, kiedy sama cho­dziła do szkoły, tyle się zmie­niło.

Bar­dzo poważ­nie pode­szła do obo­wiąz­ków rodzi­ciel­skich. Uczest­ni­czyła we wszyst­kich zebra­niach w szkole. Miała też kon­takt z wycho­waw­czy­nią Nicol i czę­sto do niej dzwo­niła, by pod­py­tać, czy wszystko w porządku. Nie mówiła o tym nasto­latce, bo nie chciała, by ta czuła się kon­tro­lo­wana. Nie wyba­czy­łaby sobie jed­nak, gdyby kto­kol­wiek skrzyw­dził jej pod­opieczną. Dosta­tecz­nie dużo wycier­piała, zanim na sie­bie tra­fiły. A w szkole, wia­domo, że róż­nie bywa. Nicol dołą­czyła do ósmej klasy. Wszy­scy znali się od lat, a ona była tą nową. Laura mar­twiła się o to, czy dziew­czyna zdoła się zaakli­ma­ty­zo­wać. Drżała, odbie­ra­jąc tele­fon ze szkoły. Już pierw­szego dnia poszła do szkol­nego peda­goga i popro­siła o roz­to­cze­nie szcze­gól­nej opieki nad córką. Tak ją nazy­wała w roz­mo­wach z nie­zna­jo­mymi.

– To jedno z ład­niej­szych słów, które w tym roku pozna­łam – odparła z prze­ką­sem.

– O losie!

– Laura, wylu­zuj.

– Wiem, wiem. Prze­sa­dzam?

– Ociu­pinkę – zaśmiała się.

Gołąbki już się zagrzały, więc usia­dły przy stole i zja­dły ze sma­kiem. Nicol w kilku sło­wach opo­wie­działa o poran­nej wypra­wie do lasu. Nie lubiła strzę­pić języka po próż­nicy.

Kiedy tale­rze opu­sto­szały i chwi­lowo zapa­dła cisza, nasto­latka gło­śno prze­łknęła ślinę i ode­zwała się:

– Mam dla cie­bie nie­spo­dziankę.

Laura pod­nio­sła na nią zacie­ka­wiony wzrok.

– Masz chło­paka i dla­tego cią­gle nie ma cię w domu – wypa­liła dumna z sie­bie niczym Sher­lock Hol­mes, który wła­śnie roz­wi­kłał kolejną skom­pli­ko­waną zagadkę.

– Daj spo­kój – żach­nęła się Nicol.

– No co, daj spo­kój? Prze­cież jesteś sym­pa­tyczną dziew­czyną.

– Ale tutaj nie ma sym­pa­tycz­nych chło­pa­ków – wyraź­nie zaak­cen­to­wała słowo, żeby Laura nie miała naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści, co myśli o tutej­szych nasto­lat­kach.

– Marudna jesteś.

– Mam dobry wzór – odgry­zła się.

– Teraz to prze­sa­dzi­łaś.

– To dla­czego jesteś sama, skoro tu jest tylu sym­pa­tycz­nych face­tów?

Nicol wie­działa, że wycią­gnęła potężne działa, przed któ­rymi Laura szybko umknie. Nie myliła się.

– Muszę wra­cać do Uniki i jej pre­zesa – stwier­dziła. – Poroz­ma­wiamy wie­czo­rem.

– Koniecz­nie – pod­su­mo­wała nasto­latka i pod­nio­sła się, by scho­wać naczy­nia do zmy­warki.

– Dzięki za pyszny obiad.

– Do usług – odparła i nalała sobie soku.

Wyszła na taras, usia­dła na drew­nia­nej kana­pie wyście­ła­nej podu­chami i zmru­żyła oczy, pozwa­la­jąc słońcu pie­ścić policzki. Wie­działa, że wcze­śniej czy póź­niej musi dojść do kon­fron­ta­cji z Laurą. Nie może tego odwle­kać w nie­skoń­czo­ność. Nagle w jej gło­wie zaświ­tała myśl, która upo­rczy­wie wciąż do niej powra­cała. Zerwała się na równe nogi, wbie­gła do domu, szybko poko­nała schody i wpa­ro­wała do swo­jego pokoju. Wycią­gnęła torbę i zaczęła do niej wrzu­cać naj­po­trzeb­niej­sze ubra­nia. Kiedy skoń­czyła, zmę­czona i pod­eks­cy­to­wana, usia­dła na łóżku, żeby oce­nić swoje szanse. Uznała, że powinna wziąć Laurę z zasko­cze­nia. Z tą myślą ruszyła do pokoju, który kie­dyś nale­żał do jej ojca.

– Hej, mogę na chwilę? – Uchy­liła drzwi i zaj­rzała do środka.

– Jasne. – Laura odwró­ciła się od kom­pu­tera i spoj­rzała na dziew­czynę. – Coś się stało?

– Wszystko w porządku, ale tak sobie pomy­śla­łam, że skoro ty jesteś zajęta, a żona dziadka zapra­sza mnie do sie­bie na parę dni, to może powin­nam sko­rzy­stać.

– Niki, prze­pra­szam, że aku­rat teraz, gdy nie cho­dzisz do szkoły i mogły­by­śmy spę­dzać ze sobą wię­cej czasu, to ja mam urwa­nie głowy.

– Laura, ja to wszystko rozu­miem. Nie potrze­buję niań­cze­nia. Wiem, że szyb­ciej skoń­czysz ten pro­jekt, gdy nie będziesz musiała myśleć o tym, co mi przy­go­to­wać na obiad.

– Ale, Niki… Mirella? – wes­tchnęła z rezy­gna­cją. – Naprawdę? Chcesz do niej jechać?

– Jadę do dziadka. On jest spoko.

– Ale Mirella…

– Ona jest śmieszna, ale nie­szko­dliwa.

– No, sama nie wiem.

– Pro­szę cię. Nie jestem już dziec­kiem.

Laura z powąt­pie­wa­niem patrzyła na dziew­czynę. Rze­czy­wi­ście, za chwilę miała iść do liceum. Musiała dać jej wię­cej swo­body. Może fak­tycz­nie w samot­no­ści zdoła się sku­pić wyłącz­nie na pracy, szybko skoń­czy pro­jekt i roz­pocz­nie zasłu­żony urlop.

– Sprawdź roz­kład pocią­gów, odwiozę cię na sta­cję – odparła pojed­naw­czo.

– Dzięki, jesteś kochana.

Te słowa wzru­szyły Laurę. Nicol wciąż czuła się nie­pew­nie, gdy miała okre­ślić swoje uczu­cia. Psy­cho­lożka, do któ­rej cho­dziły, tłu­ma­czyła Lau­rze, że to zacho­wa­nie typowe dla osób, które przez lata były emo­cjo­nal­nie zanie­dby­wane. Budo­wały wokół sie­bie mur, który mogły skru­szyć jedy­nie czas i tro­ska.

– Zdą­żymy na ten przed pięt­na­stą?

– Posta­ram się – odparła Laura, wsta­jąc zza biurka. – Zabra­łaś wszystko, czego potrze­bu­jesz?

Dziew­czyna ski­nęła głową i pognała po torbę. Po chwili jechały w stronę Nowego Targu.

Gdy dotarły na miej­sce, Laura kupiła bilet na naj­bliż­szy kurs do War­szawy i odpro­wa­dziła przy­braną córkę na peron.

– Prze­pra­szam – zaczęła, wciąż nie­po­go­dzona z wyjaz­dem dziew­czyny.

– To tylko kilka dni.

– Wiem, ale i tak jakoś mi ciężko.

– Zadzwo­nię, jak dojadę do War­szawy.

– Żeby tylko Mirella nie zapo­mniała cię ode­brać z peronu.

– Umó­wię się z dziad­kiem – obie­cała Nicol.

– Dbaj o sie­bie i baw się dobrze.

– Dokład­nie tak będzie – zapew­niła, a potem chwy­ciła torbę i spoj­rzała na nad­jeż­dża­jący pociąg.

Laura zbli­żyła się i objęła dziew­czynę. Przez chwilę stały przy­tu­lone. Zapewne każda z nich myślała o czym innym, ale tylko Laura się ode­zwała:

– Już za tobą tęsk­nię.

Nicol uśmiech­nęła się i odsu­nęła, by wsiąść do pociągu, który wła­śnie się zatrzy­mał. Poma­chała na poże­gna­nie, po czym znik­nęła w prze­dziale.

Laura wró­ciła na par­king, wsia­dła do auta i ruszyła do domu, gdzie cze­kały na nią Diana i kury sąsiadki. Pani Maria bar­dzo wspie­rała Laurę w decy­zji o pod­ję­ciu się opieki nad córką Igora. Szybko poko­chała Nicol i zaczęła ją trak­to­wać jak jedno z wnu­cząt, za któ­rymi bar­dzo tęsk­niła.

Tym­cza­sem Nicol usia­dła w pociągu i ode­tchnęła z ulgą. Pierw­sza część planu poszła nad­zwy­czaj gładko. Oby reszta też się powio­dła. Wyjęła tele­fon i wybrała numer.

– Cześć, bab­ciu – zaczęła.

– Jaka bab­ciu?! – Obu­rze­nie roz­mów­czyni wpra­wiło jej mło­dzień­cze serce w pal­pi­ta­cje.

– Cio­ciu? – spró­bo­wała ina­czej.

– Po pro­stu Mirella.

– Zapo­mnia­łam – skła­mała, choć dokład­nie pamię­tała, że Mirella kazała jej mówić do sie­bie po imie­niu. Minął rok, odkąd poznała rodzinę ojca, ale wciąż czuła się nie­pew­nie. – Czy możesz wyje­chać po mnie na sta­cję?

– Już jadę, cukie­reczku – zaszcze­bio­tała Mirella.

– Nie, nie!

– Sło­neczko, to ty się zde­cy­duj w końcu – stwier­dziła nieco znie­cier­pli­wiona.

– Pro­szę, żebyś wyje­chała, ale dopiero przed dwu­dzie­stą drugą. Dam znać dokład­nie, gdy będę już bli­żej War­szawy.

– Oczy­wi­ście, kocha­nie.

Nicol ode­tchnęła z ulgą i się roz­łą­czyła. Mirella była cie­ka­wym zja­wi­skiem, to praw­dziwa zagadka, dla­czego dzia­dek zde­cy­do­wał się na życie z taką kobietą. Ow­szem, babka Eula­lia bywała nie­zno­śna i Nicol na wła­snej skó­rze odczuła jej upór w walce o prawo do opieki, ale zyski­wała przy bliż­szym pozna­niu. Miała naprawdę dobry gust, a ubrań, które upy­chała w kolej­nych sza­fach, zazdro­ściła jej nie­jedna nasto­latka.

Gdy wysia­dła na Dworcu Cen­tral­nym, natych­miast dostrze­gła barwną sukienkę Mirelli i ogromny kape­lusz na jej gło­wie. Wpraw­dzie nie była przy­go­to­wana na tak wylewne powi­ta­nie, ale musiała znieść uści­ski, poca­łunki i pod­szczy­py­wa­nia policz­ków, jeśli zamie­rzała zre­ali­zo­wać swój plan.

Do apar­ta­mentu Wol­fów w war­szaw­skim Wila­no­wie dotarły przed dwu­dzie­stą trze­cią. Nicol była zbyt zmę­czona, by jeść kola­cję czy roz­ma­wiać. Cze­kała już tylko, aż będzie mogła poło­żyć się do łóżka. Na szczę­ście senior rodu oka­zał się wyro­zu­miały i roz­mowy pozo­sta­wił na kolejny dzień.

Ran­kiem dziew­czyna miała już plan. Mirella była ide­alną osobą do jego reali­za­cji. Po śnia­da­niu, w cza­sie któ­rego usta kobiety się nie zamy­kały, dziew­czyna zanio­sła naczy­nia do zmy­warki i zapa­rzyła sobie kolejny kubek her­baty, którą zabie­liła mle­kiem. To był jeden z nie­licz­nych typowo bry­tyj­skich rytu­ałów, z któ­rych nie potra­fiła zre­zy­gno­wać.

– Jak ty możesz to pić? – Mirella spoj­rzała na her­batę z odrazą.

– Wła­śnie z mle­kiem jest naj­lep­sza.

– Brrr. – Wzdry­gnęła się. – Już nie mogę się docze­kać, kiedy pój­dziemy na zakupy – szybko zmie­niła temat.

– Ja też, ale naj­pierw muszę zała­twić for­mal­no­ści. Pomo­żesz mi?

– Oczy­wi­ście, cukie­reczku – odparła i zatrze­po­tała sztucz­nymi rzę­sami. – Czego potrze­bu­jesz?

– Laura nie miała czasu, żeby ze mną przy­je­chać, bo zła­pała ważne zle­ce­nie, a potrze­bu­jemy pie­nię­dzy, żeby wyje­chać na waka­cje, więc nie mogę jej teraz roz­pra­szać – zaczęła.

Mirella prze­krzy­wiała głowę to w jedną, to znów w drugą stronę, jakby nie mogła pojąć logiki tego pokręt­nego wyja­śnie­nia, ale słu­chała uważ­nie.

– Mogła­byś pójść ze mną w jedno miej­sce?

– Dla cie­bie wszystko, sło­neczko. Pocze­kaj, tylko się ubiorę i możemy ruszać w mia­sto – odparła.

Nicol nie­pew­nym wzro­kiem zmie­rzyła kobietę od stóp do głów, bo mogłaby przy­siąc, że ta jest ubrana co naj­mniej jak na wyj­ście do kina lub kawiarni. Nie chcąc jed­nak psuć dobrej atmos­fery, zacho­wała tę uwagę dla sie­bie.

Tak­sówka już na nie cze­kała, gdy wyszły z apar­ta­men­towca. Nicol podała adres. Gdy dotarły do celu, Mirella ze zdzi­wie­niem rozej­rzała się na boki.

– Co tu jest?

– Szkoła.

– Yhm.

– Dosta­łam się i od wrze­śnia zamie­rzam się tutaj uczyć.

– No i gitara – roze­śmiała się kobieta. – W końcu będziemy miały wię­cej czasu dla sie­bie.

Nicol pra­gnęła pod­jąć naukę w sto­licy z nieco innego powodu, ale wie­działa, że to nie naj­lep­szy moment na wyja­śnie­nia.

– Musisz tylko pod­pi­sać doku­menty i będziemy wolne – prze­ko­ny­wała dziew­czyna.

– Myślisz, że mi pozwolą?

– Prze­cież jesteś moją przy­szy­waną babką.

– Ciii! – huk­nęła z taką siłą, że Nicol aż pod­sko­czyła. – Nie tak gło­śno – wyja­śniała nieco ciszej.

– Prze­pra­szam, ale to prawda.

– Prawda czy nie, lepiej ludziom nie mie­szać w gło­wie, bo jesz­cze zaczną dopy­ty­wać, ile mam lat. Po co to komu? Naj­waż­niej­sze jest to, na ile lat wyglą­damy i jak się czu­jemy.

Nicol nie miała wąt­pli­wo­ści, że bio­rąc pod uwagę samo­po­czu­cie Mirelli, można by jej dać nie wię­cej niż osiem­na­ście lat. Jeśli cho­dzi o wygląd, to było już znacz­nie gorzej, choć wciąż spra­wiała wra­że­nie młod­szej, niż była w rze­czy­wi­sto­ści. Regu­larne wizyty u kosme­tyczki, chi­rurga pla­stycz­nego, die­te­tyka i fizjo­te­ra­peuty były w sta­nie zdzia­łać cuda. I oto ten cud natury defi­lo­wał w stronę wej­ścia do liceum imie­nia Ste­fana Bato­rego.

Gło­śne postu­ki­wa­nia wyso­kich obca­sów nio­sły się po dłu­gim kory­ta­rzu zabyt­ko­wego budynku. Dwie sekre­tarki nie­mal jed­no­cze­śnie podnio­sły wzrok na wcho­dzącą do pomiesz­cze­nia kobietę. Nicol podała swoje nazwi­sko i jej doku­menty szybko tra­fiły na biurko. Kor­pu­lentna sekre­tarka wska­zała Mirelli dłu­go­pis okle­jony prze­zro­czy­stą taśmą i przy­mo­co­wany do wyso­kiego kon­tu­aru oddzie­la­ją­cego peten­tów. Kobieta z nie­sma­kiem spoj­rzała we wska­za­nym kie­runku i się­gnęła do maleń­kiej torebki z wyraź­nym logo Dolce & Gab­bana, po czym wycią­gnęła złote pióro z wła­snymi ini­cja­łami. Nicol zamarła. Jeśli któ­raś z sekre­ta­rek poła­pie się w czym rzecz, wywalą je na bruk i nici z jej pla­nów.

Tym­cza­sem Mirella maznęła długi wywi­jas w miej­scu pod­pisu rodzica lub praw­nego opie­kuna i z sze­ro­kim uśmie­chem spy­tała:

– Czy to już wszystko? Spie­szę się do fry­zjera.

Sekre­tarki zgod­nie ski­nęły gło­wami, nie mając bla­dego poję­cia, jak brzmi nazwi­sko pod­pi­su­ją­cej się kobiety, ale nie chcąc pokrzy­żo­wać jej pla­nów, zaak­cep­to­wały doku­menty.

Nicol, prze­jęta tym, co przed chwilą nastą­piło, nie­mal bie­gła do cze­ka­ją­cej na nie tak­sówki. Mirella w wyso­kich szpil­kach nie mogła nadą­żyć za dziew­czyną. Wresz­cie, mocno zma­chana, zasia­dła na tyl­nej kana­pie i zarzą­dziła wyjazd na umó­wioną wizytę w salo­nie fry­zjer­skim. Nie kryła pod­eks­cy­to­wa­nia, szcze­gó­łowo opi­su­jąc to, co uko­chany sty­li­sta fry­zur wycza­ruje z jej dłu­gich blond wło­sów. Tym­cza­sem Nicol czuła eks­cy­ta­cję z zupeł­nie innego powodu. Naresz­cie speł­niła marze­nie o nauce w War­sza­wie. Kochała Sze­li­gówkę za jej wyjąt­kowy kli­mat i zapie­ra­jące dech w pier­siach widoki, ale jed­no­cze­śnie czuła, że potrze­buje prze­strzeni. Przez całe życie miesz­kała w mie­ście. Może Newquay nie nale­żało do metro­po­lii, ale latem, gdy wypeł­niało je tłumy tury­stów, było naprawdę gwarno. Cza­sem tęsk­niła za ano­ni­mo­wo­ścią. Poza tym chciała nad­ro­bić zale­gło­ści i poznać sto­licę. Przy­jeż­dża­jąc do War­szawy na kilka dni, nie miała na to szansy. Rodzina ojca była jedyną, jaką miała. Tym bar­dziej nie chciała widy­wać ich tylko od święta.

Tak­sówka się zatrzy­mała i Mirella ure­gu­lo­wała rachu­nek, a następ­nie z wyćwi­czoną ele­gan­cją prze­rzu­ciła nogi przez próg samo­chodu i sta­nęła na chod­niku. Nicol ruszyła jej śla­dem. Po chwili sta­nęły w prze­stron­nym holu, w któ­rym usta­wiono welu­rowe kanapy w kolo­rze mio­do­wym, a obok nich donice z dorod­nymi pal­mami. Sie­dząca w recep­cji dziew­czyna na ich widok pode­rwała się z miej­sca i natych­miast prze­kart­ko­wała kalen­darz. Z uśmie­chem na ustach i ulgą na twa­rzy obwie­ściła, że do umó­wio­nej wizyty pozo­stało dzie­sięć minut. Natych­miast zapro­po­no­wała kawę. Mirella nie odmó­wiła. Nicol zaś popro­siła o szklankę wody.

Po kilku minu­tach w holu poja­wił się młody męż­czy­zna z nastro­szoną czu­pryną na czubku głowy i wygo­lo­nymi bokami.

– Witaj, Maj­rella – ode­zwał się i roz­ło­żył ramiona na powi­ta­nie.

„Maj­rella” ocho­czo wpa­dła w jego obję­cia i nad wyraz długo w nich tkwiła, co nie umknęło uwa­dze Nicol.

– Jak dobrze cię widzieć – ucie­szyła się kobieta, wciąż nie rezy­gnu­jąc z uści­sku.

– Gotowa na piesz­czoty? – zachi­cho­tał laluś, nieco odsu­wa­jąc Mirellę od sie­bie, by móc spoj­rzeć jej w oczy.

Nicol aż się zakrztu­siła. Recep­cjo­nistka ruszyła na pomoc i mocno klep­nęła ją mię­dzy łopatki. Dziew­czyna o mało się nie prze­wró­ciła. Zanie­po­ko­jona Mirella rów­nież do niej pod­bie­gła.

– Już dobrze, nic mi nie jest – zapew­niła nasto­latka. – Żyję.

– Ale mnie nastra­szy­łaś, cukie­reczku – żaliła się Mirella. – Nie rób tego wię­cej, bo jesz­cze osi­wieję.

– A tego byśmy nie chcieli – dokoń­czył jej myśl laluś.

Mirella rzu­ciła mu wdzięczne spoj­rze­nie i ostroż­nie pokle­pała Nicol po ple­cach.

– Zacznij od niej. Znacz­nie bar­dziej cię potrze­buje – stwier­dziła, poka­zu­jąc na włosy dziew­czyny.

– Maj­rella, a co z tobą? Już wszystko gotowe – stwier­dził zasko­czony zmianą pla­nów.

– Jakoś prze­trwam do następ­nego tygo­dnia bez zba­wien­nego dotyku two­ich rąk – wyja­śniała ze smut­kiem. – Wtedy sobie pofol­gu­jemy.

– Musisz być kimś wyjąt­ko­wym, skoro Maj­rella oddała ci swoją coty­go­dniową dawkę roz­ko­szy – stwier­dził męż­czy­zna i popro­wa­dził Nicol na fotel.

– Wycza­ruj na jej gło­wie coś, czego bym się nie powsty­dziła – odrze­kła tajem­ni­czo Mirella i zama­szy­stym kro­kiem ode­szła w stronę kanapy.

Dwie godziny póź­niej, widząc efekty pracy lalu­sia, zasy­pała Nicol ochami i achami. Dziew­czyna chwilę wcze­śniej widziała swoją fry­zurę w lustrze i chcąc nie chcąc wes­tchnęła. Wyglą­dała jak gwiazdy tele­wi­zyj­nego talent show. Dotych­czas nie miała poję­cia, że ma na gło­wie aż tyle wło­sów, które mogą być ide­al­nie równe i jedwa­bi­ście gład­kie. Na co dzień wią­zała je w koń­ski ogon lub w koka i nie zaj­mo­wała sobie głowy ich pro­sto­wa­niem. Dzi­siaj spoj­rzała na swoje odbi­cie w lustrze i po raz pierw­szy nie potra­fiła ode­rwać wzroku. Dotych­czas wolała uni­kać swo­jego odbi­cia w lustrze. Bała się, że jej wygląd zdra­dza to, co prze­szła w Newquay.

Kiedy już Mirella skoń­czyła gło­sić peany na cześć talentu lalu­sia i nie­wąt­pli­wej urody Nicol, wyszły z salonu i ponow­nie wsia­dły do tak­sówki.

– Wło­ska, grecka, japoń­ska, czy może taj­ska? – spy­tała Mirella, patrząc na pod­opieczną.

Ta naj­wi­docz­niej nie zro­zu­miała, bo ner­wowo spo­glą­dała to na kobietę, to znów na kie­rowcę.

– Restau­ra­cja – pospie­szyła z wyja­śnie­niem Mirella.

– Pol­ska?

Kobieta zmar­kot­niała. Widocz­nie liczyła na inne smaki, ale uznała, że musi się prze­móc i speł­nić zachcianki gościa.

Gdy po sutym obie­dzie udały się na zakupy do ulu­bio­nej gale­rii w Zło­tych Tara­sach, Nicol nie miała wąt­pli­wo­ści, która z nich lepiej się bawi. Mirella była w swoim żywiole, kiedy wybie­rała kolejne stroje dla Nicol. Obju­czone papie­ro­wymi tor­bami we wszyst­kich kolo­rach tęczy, do domu dotarły przed wie­czo­rem. Nicol ze zmę­cze­nia padła na łóżko w pokoju gościn­nym i nie wstała nawet na kola­cję. Potrze­bo­wała odpo­czynku. Wszystko inne musiało zacze­kać. Nawet roz­mowa z Laurą. Ta wyma­gała od niej dużo odwagi.

Z łóżka zwlo­kła się dopiero następ­nego dnia przed połu­dniem. Gdy weszła do jadalni, stół wciąż był zasta­wiony. Mirella sie­działa, pijąc czarną kawę.

– Prze­pra­szam, że nie wsta­łam na śnia­da­nie – ode­zwała się Nicol, sia­da­jąc przy stole.

– Nie chcie­li­śmy cię budzić. Naprawdę byłaś zmę­czona.

– Chcia­łam poroz­ma­wiać z dziad­kiem.

– Chyba od nas nie ucie­kasz? – Mirella nie­mal zamarła.

Dziew­czyna zaprze­czyła ruchem głowy.

– Janusz pognał do Har­pexu, bo Eula­lia znowu cze­goś nie ogar­nęła. Cza­sem mam wra­że­nie, że ta kobieta nie potrafi funk­cjo­no­wać bez mojego męża. Niby taka ważna pani pre­zes – fuk­nęła nie­za­do­wo­lona. – Wie­czo­rem zapla­no­wa­łam kola­cję z kil­koma przy­ja­ciółmi. Chcia­ła­bym cię przed­sta­wić.

– Nie chcia­ła­bym kom­pli­ko­wać wam pla­nów.

– Ale co to za kom­pli­ka­cja, sło­neczko. Janusz jest z cie­bie taki dumny. Poza tym ucie­szył się, że do nas przy­je­cha­łaś. A teraz czas przed­sta­wić cię naszym przy­ja­cio­łom. I wła­śnie dla­tego musimy kupić ci jakąś piękną sukienkę.

– Wczo­raj kupi­łaś mi tyle ubrań, że na pewno coś wybiorę.

– Coś? Jakie coś, cukie­reczku – obu­rzyła się. – Musimy zna­leźć piękną kre­ację. Wnuczka Janu­sza Wolfa nie może cho­dzić w byle­czym.

– Ale…

– Nie ma żad­nego ale. Naj­pierw lecimy do kosme­tyczki, a póź­niej szyb­kie zakupy. Wie­czo­rem musimy wyglą­dać zja­wi­skowo.

Dal­sze dys­ku­sje nie miały sensu. Nicol zja­dła śnia­da­nie i wró­ciła do pokoju, by się ubrać. Dopiero teraz dostrze­gła kil­ka­na­ście nie­ode­bra­nych połą­czeń od Laury. Czym prę­dzej wybrała numer i cze­kała, ner­wowo zaci­ska­jąc i roz­pro­sto­wu­jąc pię­ści.

– Wszystko w porządku? – usły­szała zamiast powi­ta­nia.

– Tak – zaczęła Nicol, ale zanim dokoń­czyła, posy­pał się potok słów, w któ­rych pobrzmie­wały ból i tro­ska. – Wiem i prze­pra­szam, że wcze­śniej nie ode­bra­łam – tłu­ma­czyła w chwi­lach, gdy Laura nabie­rała powie­trza, by dalej narze­kać. – Wszystko jest w naj­lep­szym porządku, więc niczym się nie przej­muj.

– Tak myśla­łam – odparła, wresz­cie nieco spo­koj­niej­sza. – Pew­nie Mirella nie daje ci chwili wytchnie­nia. Jesz­cze parę dni i przy­jadę po cie­bie. Na razie musisz sobie z nią radzić.

– Pró­buję, ale ona jest nie­obli­czalna niczym Etna. Ni­gdy nie wia­domo, czym zasko­czy. Dzi­siaj wydaje przy­ję­cie na moją cześć i za chwilę wycho­dzimy na zakupy.

– To leć i baw się dobrze na przy­ję­ciu.

– Ja i przy­ję­cie… Dobre sobie…

– Ze mną nie będziesz mieć takich atrak­cji, więc korzy­staj, póki możesz – zaśmiała się.

Nicol wie­działa, że Laura już się nie gniewa. Pew­nie zdą­żyła się za nią stę­sk­nić. Może więc zdo­ła­łaby prze­łknąć infor­ma­cję o wybo­rze liceum.

– Laura, wiesz co… Muszę ci coś powie­dzieć… – zaczęła. – Wiem, że nie będziesz zado­wo­lona, ale zde­cy­do­wa­łam… to zna­czy bar­dzo bym chciała… Zależy mi na tym, żebyś zro­zu­miała… – usi­ło­wała wydu­kać jakieś logiczne zda­nie.

– Sło­neczko, musimy iść – prze­rwała jej wcho­dząca do pokoju Mirella. – Tak­sówka już na nas czeka.

– Poga­damy póź­niej – rzu­ciła do słu­chawki Nicol.

– Zadzwoń w wol­nej chwili – popro­siła Laura i się roz­łą­czyła.

Mirella Wolf pocią­gnęła dziew­czynę. Miały napięty gra­fik.

Wie­czo­rem były już po zabiegu w salo­nie pięk­no­ści i wizy­cie w eks­klu­zyw­nym butiku, w któ­rym Mirella kupiła dwie sukienki, po jed­nej dla sie­bie i Nicol.

Gdy wró­ciły do apar­ta­mentu, w drzwiach przy­wi­tał je Janusz. Na widok wnuczki uśmiech­nął się pro­mien­nie. Tak bar­dzo przy­po­mi­nała mu Igora i Gabry­się. We wspo­mnie­niach widział swoje dzieci goniące za kacz­kami w parku. Eula­lia śmiała się do roz­puku, a on nie potra­fił się zde­cy­do­wać, czy powi­nien bro­nić kaczek, czy odwró­cić od nich uwagę swo­ich dzieci. Kiedy spło­szone ptaki pode­rwały się i odfru­nęły, a Gabry­sia zaczęła pła­kać, tulił ją i pocie­szał. Wie­dział, że taka jest rola rodzi­ców. Z cza­sem dzieci doro­sły, a oni weszli w nowe role. Nie­kiedy tego żało­wał.

– Dwie piękne kobiety i to pod jed­nym dachem – powi­tał je.

– Dziadku…

– Co, dziadku? Prze­cież to prawda. – Wzru­szył ramio­nami i uca­ło­wał naj­pierw wnuczkę, a potem żonę.

– Czy nie pro­si­łeś Nicol, żeby mówiła do cie­bie po imie­niu? – upew­niła się Mirella, draż­liwa na tym punk­cie.

– Nie wsty­dzę się swo­jego wieku, więc śmiało możesz nazy­wać mnie dziad­kiem – zwró­cił się do zdez­o­rien­to­wa­nej nasto­latki.

– Ja na szczę­ście nie jestem bab­cią – zaśmiała się Mirella i podrep­tała do sypialni, by roz­pa­ko­wać sukienkę.

Janusz wzru­szył ramio­nami i odpro­wa­dził wnuczkę do pokoju gościn­nego, żeby mogła się przy­go­to­wać. Sam wró­cił do kuchni, by upew­nić się, że dwaj wyna­jęci na ten wie­czór kel­ne­rzy koń­czą nakry­wać stół.

Przy­ję­cie było dla Nicol męczące. Uśmie­chy na nie­zna­jo­mych twa­rzach. Żarty wypo­wia­dane gło­sami, któ­rych wcze­śniej nie sły­szała. Wścib­skie pyta­nia pierw­szy raz spo­tka­nych ludzi.

Przed pół­nocą wymknęła się z salonu, licząc na to, że nikt nie dostrzeże jej znik­nię­cia.

Obu­dziła się, bo słońce mocno grzało przez nie­za­cią­gnięte rolety. Spoj­rzała na zega­rek. Docho­dziła dzie­siąta. Wciąż czuła się tak zmę­czona, jakby prze­bie­gła mara­ton. Na szczę­ście tego dnia Mirella też odczu­wała zgubne skutki wczo­raj­szej kola­cji zakra­pia­nej szam­pa­nem i innymi dro­gimi trun­kami, dla­tego do póź­nego popo­łu­dnia wyle­gi­wała się w łóżku. Dzięki temu Nicol zaznała odro­biny spo­koju.

Wie­czo­rem, po powro­cie Janu­sza z kolej­nego spo­tka­nia z Eula­lią, usie­dli do kola­cji, ale wciąż zmę­czeni, szybko się poże­gnali i wró­cili do łóżek.

Następ­nego dnia po śnia­da­niu Mirella zapla­no­wała wyj­ście do kina, a póź­niej obiad w pobli­skiej wło­skiej restau­ra­cji. Janusz naj­wi­docz­niej zała­twił wszyst­kie sprawy w Har­pe­xie, bo zde­cy­do­wał się im towa­rzy­szyć. Po obie­dzie jed­nak nie wró­cił do domu, chciał zaj­rzeć do wła­snej firmy, któ­rej ostat­nio poświę­cał mniej czasu.

Mirella zaś z prze­ko­na­niem stwier­dziła, że zanie­dbała swoje ciało, które usy­chało niczym kwiat bez wody, i nie bacząc na nic, umó­wiła się na masaż relak­sa­cyjny. Oczy­wi­ście Nicol miała zasma­ko­wać podob­nej przy­jem­no­ści. W porze pod­wie­czorku oby­dwie leżały nagie na stole, pod­da­jąc się drob­nym dło­niom małych Tajek zna­nych ze swego talentu do masażu.

Po zabiegu roz­ocho­cona Mirella podrep­tała do łaźni fiń­skiej. Nicol miała dość. Ubrała się i wyszła przed salon masażu. Chciała się cze­goś napić. Po prze­ciw­nej stro­nie ulicy dostrze­gła mały sklep spo­żyw­czy. Posta­no­wiła do niego wejść i już po chwili gasiła pra­gnie­nie wodą mine­ralną. W pobliżu znaj­do­wał się rów­nież nie­wielki skwe­rek poro­śnięty wyso­kimi drze­wami. Nicol posta­no­wiła usiąść na ławce i tu pocze­kać – wej­ście do salonu pozo­sta­wało w zasięgu wzroku, ale i tak na wszelki wypa­dek wysłała Mirelli wia­do­mość, gdzie ma jej szu­kać. Zanim scho­wała tele­fon, spoj­rzała na wyświe­tlacz, na któ­rym wid­niało jej zdję­cie z Laurą i Dianą. Tam­tego dnia wra­cały z wyprawy do Doliny Cho­cho­łow­skiej. Był począ­tek maja i roz­kwi­tły kro­kusy, two­rząc piękny fio­le­towy dywan. Mar­cin nale­gał, żeby uwiecz­nić ten widok na zdję­ciu. Nicol zdą­żyła go polu­bić, dla­tego zawsze zga­dzała się, żeby im towa­rzy­szył, gdy wycho­dziły w góry.

W pew­nej chwili usły­szała dzwo­nek tele­fonu. Spoj­rzała na wyświe­tlacz, po czym ode­brała połą­cze­nie. Mirella poin­for­mo­wała ją, że wła­śnie skoń­czyła zabiegi i spie­szy się na spo­tka­nie z przy­ja­ciółką, dla­tego czym prę­dzej powinny wsia­dać do tak­sówki.

Nicol ruszyła w stronę wyso­kiego budynku, z któ­rego za moment miała wyjść Mirella. Wła­śnie docho­dziła do ulicy, gdy tele­fon ponow­nie się roz­dzwo­nił. Chwy­ciła słu­chawkę i naci­snęła zie­lony przy­cisk.

– Hej, teraz masz chwilkę? Wczo­raj coś mi chcia­łaś powie­dzieć, ale nie bar­dzo mia­ły­śmy na to czas – ode­zwała się Laura.

– Tak – odparła Nicol, wciąż spo­glą­da­jąc na drugą stronę ulicy. – Bo wiesz, bar­dzo bym chciała lepiej poznać War­szawę…

– Oczy­wi­ście, rozu­miem. Też kie­dyś bar­dzo chcia­łam wyje­chać do sto­licy.

– Wła­śnie, dobrze wiesz, jakie tu są moż­li­wo­ści… – cią­gnęła. W tym samym momen­cie dostrze­gła macha­jącą do niej Mirellę. Tak­sówka rze­czy­wi­ście już cze­kała. Mirella wska­zała na zega­rek, po czym zło­żyła dło­nie jak do modli­twy. – Chcia­ła­bym tu zostać na dłu­żej – przy­znała i zeszła z kra­węż­niaka. Przej­ście dla pie­szych było nieco dalej, ale Mirella wyglą­dała na coraz bar­dziej znie­cier­pli­wioną.

– Skoro chcesz, to nie mogę ci zabro­nić.

– Tylko że ja myśla­łam o… – zaczęła, ale głos uwiązł jej w gar­dle, gdyż poczuła ból. Tele­fon wypadł jej z dłoni, z impe­tem ude­rzył o asfalt i roz­trza­skał się na maleń­kie ele­menty, które roz­sy­pały się po czar­nej nawierzchni. W tej samej chwili roz­legł się prze­raź­liwy krzyk i pisk opon.ROZDZIAŁ 2

Laura mijała kolejne sta­cje ben­zy­nowe i przy­drożne bary, ale nawet przez chwilę nie pomy­ślała o tym, by do któ­re­goś wejść. Zatrzy­mała się tylko raz, gdy musiała uzu­peł­nić paliwo. Ota­cza­jąca ją noc tylko potę­go­wała strach. Wie­działa, że nie powinna pro­wa­dzić auta, ale nie mogła cze­kać do rana. Pew­nie i tak by nie zasnęła, więc o odpo­czynku nie było mowy. Musiała jak naj­szyb­ciej zna­leźć się w szpi­talu. Oczy­wi­ście przez cały czas była w kon­tak­cie z Wol­fami, ale wolała mieć wszystko pod kon­trolą.

Od War­szawy dzie­liło ją już tylko dwa­dzie­ścia kilo­me­trów. Prze­tarła oczy i się­gnęła po papie­rowy kubek z kawą. Nie­stety oka­zał się pusty. Musiała radzić sobie ina­czej. Włą­czyła muzykę i sku­piła się na dro­dze.

Docho­dziła pół­noc, gdy zapar­ko­wała na tere­nie pry­wat­nej kli­niki, do któ­rej Janusz Wolf zabrał wnuczkę zaraz po tym, jak tra­fiła na izbę przy­jęć miej­skiego szpi­tala. Zła­pała torebkę i igno­ru­jąc ostry ból karku, ruszyła do wej­ścia. Młoda recep­cjo­nistka, usły­szaw­szy, kim jest Laura, natych­miast zadzwo­niła po leka­rza dyżur­nego, a potem zapro­po­no­wała coś do picia. Roz­są­dek pod­po­wia­dał Lau­rze, by zre­zy­gno­wała z kolej­nej kawy. Ciśnie­nie i tak miała już za wyso­kie. Popro­siła o wodę. Cze­ka­jąc na leka­rza, prze­mie­rzała hol w tę i z powro­tem.

Po chwili w drzwiach poja­wił się młody lekarz w sele­dy­no­wym far­tu­chu i obu­wiu medycz­nym. Przed­sta­wił się i pokrótce zre­la­cjo­no­wał sytu­ację Nicol. Laura wysłu­chała go z uwagą, a gdy tylko skoń­czył mówić, natych­miast zapy­tała o moż­li­wość odwie­dze­nia córki. Lekarz nie był zasko­czony. Zapro­wa­dził kobietę na oddział, ostroż­nie uchy­lił drzwi do sali, wpu­ścił Laurę do środka i dys­kret­nie zamknął za sobą drzwi.

Drobna bru­netka leżała na dużym łóżku tuż pod ścianą.

– Niki – wes­tchnęła cicho Laura, pod­bie­gła do łóżka i przy­tu­liła dziew­czynę. – Kocha­nie, tak się bałam – dodała, zapo­mi­na­jąc o uwa­gach leka­rza, by nie dostar­czać pacjentce dodat­ko­wych emo­cji, a co naj­waż­niej­sze, nie budzić jej.

– Prze­pra­szam – wyszep­tała Nicol, gdy tylko otwo­rzyła oczy.

– Ale za co ty mnie prze­pra­szasz, kocha­nie? To moja wina, że cię zaga­da­łam.

– Nie…

– Już dobrze, niczym się nie przej­muj. Teraz już wszystko będzie dobrze.

Dziew­czyna pod­cią­gnęła się nieco wyżej na łóżku i uło­żyła na koł­drze zagip­so­waną lewą dłoń z dwoma zła­ma­nymi pal­cami. Wszystko ją bolało, ale leka­rze zapew­nili, że jest tylko poobi­jana. Więk­sze zagro­że­nie sta­no­wiło wstrzą­śnie­nie mózgu, dla­tego przez kilka dni powinna zostać na obser­wa­cji.

– Laura, ja…

– Śpij – prze­rwała jej. – Musisz odpo­cząć. Zostanę przy tobie.

– Cio­cia, bab­cia i dzia­dek też są tutaj.

– Tak?

– Nie chcę im robić kło­potu, więc niech już wra­cają do domu. Ty mi wystar­czysz.

Serce Laury zało­po­tało ze szczę­ścia. Nie bacząc na nic, przy­tu­liła dziew­czynę. Ta syk­nęła z bólu.

– Wybacz… – Pode­rwała się na równe nogi. – Zaraz wra­cam.

Młoda recep­cjo­nistka mimo noc­nej zmiany wciąż się uśmie­chała. Bez słowa zapro­wa­dziła Laurę do ele­gancko urzą­dzo­nego pokoju dla gości. Tam cze­kała rodzina Wol­fów.

– Już jestem i zostanę z Nicol – obwie­ściła.

– Jesteś zmę­czona podróżą. Może lepiej odpocz­nij i rano przyj­dziesz – zapro­po­no­wał Janusz.

– Nic mi nie jest – odparła i odru­chowo popra­wiła dłu­gie włosy nie­dbale zebrane na czubku głowy w koka.

Gdy dowie­działa się o wypadku, nie pomy­ślała o tym, by się prze­brać czy ucze­sać. Liczyła się tylko Niki. Musiała jak naj­szyb­ciej ją zoba­czyć i upew­nić się, że zapew­nie­nia Gabrysi nie mijają się z prawdą.

– Zacze­kam z nią do rana, a póź­niej możemy się zmie­nić – zade­cy­do­wała.

– Ja przyjdę rano – zaofe­ro­wała Eula­lia spo­koj­nie.

Dopiero teraz Laura dostrze­gła brak maki­jażu i zmę­cze­nie malu­jące się na jej twa­rzy. Chyba ostat­nio nie miała czasu na wizyty w salo­nie pięk­no­ści. Tę uwagę pozo­sta­wiła jed­nak dla sie­bie. Pojed­naw­czo ski­nęła głową i mach­nąw­szy dło­nią na poże­gna­nie, wró­ciła do sali, w któ­rej Nicol zdą­żyła znowu zasnąć. Przy­cup­nęła w fotelu sto­ją­cym pod ścianą naprze­ciwko łóżka i powró­ciła wspo­mnie­niami do ich pierw­szych wspól­nych dni w Sze­li­gówce.

We wrze­śniu Niki poszła do nowej szkoły. Był to dla niej pierw­szy i za razem ostatni rok nauki w tej szkole. Z jed­nej strony mówiła o tym, że chce poznać nowych ludzi, ale z dru­giej bała się nawią­zać praw­dzi­wie bli­skie rela­cje. Ten brak więzi z rówie­śni­kami mar­twił Laurę naj­bar­dziej. Wie­działa, że dziew­czyna w tym wieku potrze­buje przy­ja­ciółki, z którą będzie mogła roz­ma­wiać na każdy temat. Może zdo­ła­łaby się otwo­rzyć i opo­wie­dzieć o tym, co ją drę­czyło. Do tej pory nie­chęt­nie dzie­liła się wspo­mnie­niami z życia w Anglii. Tylko nocne kosz­mary przy­po­mi­nały im o wyda­rze­niach z Newquay.

Z nauką nie miała więk­szych kło­po­tów. Na szczę­ście dyrek­torka w szkole posta­rała się o dodat­kowe lek­cje języka pol­skiego i histo­rii. Nicol wyko­rzy­stała swoją szansę, a nauczy­ciele doce­niali jej sta­ra­nia i zaan­ga­żo­wa­nie. Laura też poma­gała w przy­go­to­wy­wa­niach do spraw­dzia­nów, a gdy nad­szedł czas egza­mi­nów koń­co­wych, mocno trzy­mała kciuki za wysoki wynik. Gdy się udało, czuła taką dumę, jak wtedy, gdy sama zdała egza­miny wstępne do liceum, a póź­niej na stu­dia.

Nawet nie spo­strze­gła, gdy znu­że­nie zamie­niło się w sen.

Rano zbu­dził ją szept nachy­la­ją­cej się nad nią pie­lę­gniarki, która poin­for­mo­wała, że za chwilę nastąpi obchód, po któ­rym otrzyma wię­cej infor­ma­cji o sta­nie zdro­wia córki. Laura podzię­ko­wała, po czym przy­wi­tała się z Niki, która rów­nież się prze­bu­dziła, a póź­niej wyszła do łazienki, by nieco się odświe­żyć. Gdy wró­ciła, lekarz już na nią cze­kał. Tym razem był to star­szy męż­czy­zna ubrany w białą koszulę i mary­narkę w pepitkę, na którą narzu­cił biały far­tuch. W kilku zda­niach poin­for­mo­wał Laurę o sta­nie zdro­wia nasto­latki i obwie­ścił, że jutro podejmą decy­zję o wypi­sie.

Kobieta podzię­ko­wała za opiekę nad córką i wró­ciła do sali, w któ­rej zja­wiła się też Eula­lia.

– Tutaj są klu­cze – powie­działa na powi­ta­nie i podała zestaw kilku klu­czy. – Por­tier wie, że przy­je­dziesz, więc gdy­byś miała pro­blem z otwar­ciem drzwi, po pro­stu wezwij go na górę.

Laura nie zdą­żyła odpo­wie­dzieć. Rze­czy­wi­ście kil­ku­go­dzinna jazda samo­cho­dem, a póź­niej drzemka w fotelu doszczęt­nie ją wykoń­czyły. Musiała roz­pro­sto­wać kości.

– Przed obia­dem przyj­dzie tu Janusz, więc nie musisz się spie­szyć – dodała Eula­lia, która dzi­siaj zdą­żyła już się uma­lo­wać i w związku z tym wyglą­dała znacz­nie lepiej niż w nocy, jed­nak jej zacho­wa­nie wciąż budziło nie­po­kój Laury. Na tyle dobrze poznała nie­do­szłą teściową, że podej­rze­wała, iż znowu coś knuje i wkrótce wycią­gnie swo­jego asa z rękawa.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: