Smaki Australii - ebook
Smaki Australii - ebook
Jack Freedman nie przez przypadek pracuje w firmie Aleksa Costarellego. Chce doprowadzić do jej upadku. Tymczasem poznaje córkę Aleksa. Mają wspólną pasję – uwielbiają dobre jedzenie. Razem chodzą do najlepszych restauracji w Sydney. Piękna dziewczyna bardzo podoba się Jackowi, co mocno krzyżuje jego plany. Zamierza przecież zrujnować jej ojca…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3385-9 |
Rozmiar pliku: | 771 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jake Freedman spędzał piątkowe popołudnie w gabinecie człowieka, którego nienawidził z całego serca. Nie mógł się doczekać, kiedy stąd wyjdzie. Wkrótce będzie miał wszystkie dowody potrzebne do wniesienia oskarżenia przeciw Aleksowi Costarelli – sępowi żerującemu na pozostałościach bankrutujących firm, którymi zasilał swój rachunek. Wtedy będzie mógł odejść. Tymczasem był prawą ręką Costarelli, specjalistą od działalności likwidacyjnej.
– W niedzielę jest Dzień Matki – powiedział mężczyzna, spoglądając na Jake’a z zainteresowaniem – Nie masz rodziny, co?
Nie mam, od czasu, gdy pomogłeś zabić mojego ojczyma, pomyślał Jake i uśmiechnął się smutno.
– Straciłem rodziców, gdy byłem nastolatkiem.
– Pamiętam, wspominałeś kiedyś. Musiało ci być bardzo ciężko, tym bardziej godna podziwu jest droga, którą przebyłeś, i co udało ci się osiągnąć.
Każdy jego krok na tej drodze przepełniało pragnienie pogrążenia tego człowieka i w końcu to zrobi. Dotarcie do punktu, w którym się teraz znajduje, zajęło mu dziesięć długich lat – księgowość, prawo, zdobywanie doświadczenia w firmie Costarelli i najtrudniejsze – zdobycie jego zaufania. Jeszcze tylko kilka miesięcy…
– Chciałbym, żebyś poznał moją córkę.
Słowa te zaskoczyły Jake’a, wyrywając go z zamyślenia. Nigdy dotąd nie myślał o rodzinie sępa ani o tym, jaki wpływ na nich będą miały jego działania. Uniósł brew. Czy córka zamierza dołączyć do biznesu ojca, czy może to jakaś dziwna próba swatania?
– Laura jest wspaniała. Inteligentna. Świetna kucharka – oświadczył Costarella z uśmiechem. – Przyjdź w niedzielę na obiad, a sam się przekonasz.
Niezła reklama!
Jake starał się trzymać z dala od każdego, kto był związany z tym człowiekiem. Machnął ręką.
– To czas dla rodziny, będę przeszkadzał.
– Chciałabym, żebyś przyszedł.
Z wyrazu jego twarzy wynikało, że nie przyjmie odmowy. Była to twarz mocna i przystojna, z wyrazistymi oczami, otoczona grubymi stalowoszarymi włosami – twarz wyrażająca pewność siebie i przekonanie, że może kontrolować wszystko wokół.
Jake wiedział, że jeśli odrzuci zaproszenie, utraci z trudem zdobytą sympatię.
– To bardzo miłe – oznajmił, z zadowoloną miną. – Jeśli jesteś pewien, że będę mile widziany…
Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Costarella zawsze dostawał to, czego chciał.
– Powiedzmy o jedenastej trzydzieści – powiedział bez wahania. – Wiesz, gdzie mieszkam?
– Tak. Dziękuję.
– Dobrze. Do zobaczenia później. – Szare oczy błyszczały z satysfakcją. – Nie rozczarujesz się.
Jake skinął głową. Wiedział, że będzie musiał przyjść w niedzielę i okazywać zainteresowanie jego córce. Sama myśl o tym napawała go odrazą.
Nie wiedział, co kierowało Costarellą, ale to śmieszne, aby w obecnych czasach swatać ludzi, jakby byli pionkami. Niemniej jest to zachowanie typowe dla osób pozbawionych uczuć. Realizował własne plany, nie dbając o potrzeby innych. Jake musi się z nim zgadzać, grać na czas, pilnować własnego interesu. Jeśli będzie trzeba, zacznie się spotykać z Laurą Costarella. Zrobi to, ale nie pozwoli sobie na żadne emocjonalne przywiązanie, niezależnie od tego, jak piękna czy mądra się okaże.
Jest córką wroga.
Nie zamierzał o tym zapominać.
Nigdy.
Dzień Matki.
Laura chciała, aby ten dzień był taki, jak powinien – piękny i niezapomniany. Chciała, by matka spędziła go w towarzystwie kochających ją dzieci i męża.
Jednak miało być inaczej.
Ojciec zaprosił na rodzinny obiad specjalnego gościa. Informując ją o tym, uśmiechał się w sposób, który sugerował, że gość zostanie wykorzystany, aby pokazać wady syna i córki, jak również słabości matki, która ich wychowała.
Jake Freedman – mocne nazwisko i niewątpliwie tak samo mocny charakter jak u jej ojca. Jak inaczej w tak krótkim czasie znalazłby się na tak wysokim stanowisku w spółce Costarella Accountancy Company, która zarabiała miliony na bankrutujących firmach. Czy wiedział, jak zostanie dziś wykorzystany? Czy go to w ogóle obchodziło?
Laura pokręciła głową. Co ma być, to będzie.
Nic nie mogła poradzić. Wszystko, co mogła zrobić, to przygotować na lunch ulubione danie matki i próbować odpierać przytyki ojca wyrażającego niezadowolenie z rodziny. Cokolwiek się będzie działo, uśmiechaj się, powiedziała sobie.
Miała nadzieję, że jej brat również tak postąpi, dla dobra ich matki, i obejdzie się bez wybuchów urażonej dumy. Tylko uśmiech. Wszystkie krytyczne uwagi muszą spłynąć po nich jak woda po kaczce. Z pewnością nie jest to ponad siły Eddiego, aby utrzymać testosteron w ryzach przez jeden dzień.
Dzwonek u drzwi zadzwonił dokładnie w momencie, gdy kończyła przygotowywać warzywa. Robiła je według przepisu ze swojego ulubionego programu kulinarnego. Były już gotowe, by włożyć je do piekarnika, gdzie powoli dochodził udziec jagnięcy. Zupa z dyni i bekonu wymagała jedynie podgrzania. W lodówce czekała ubita śmietanka i tarta cytrynowo-lemonkowa.
Szybko umyła ręce, zdjęła fartuch i z przyklejonym uśmiechem na twarzy gotowa była powitać gościa.
Jake stał przed drzwiami rezydencji Aleksa Costarelli w Mosman i zbierał siły, by być czarującym gościem. Ogromny dwupiętrowy dom z czerwonej cegły, położony na nieskazitelnie utrzymanym terenie, był jednym ze starszych w Sydney. Idealne schronienie dla człowieka budującego swój dobrobyt na krzywdzie innych ludzi.
Przypomniał sobie ojczyma walczącego z urzędnikami, zanim ogłosił bankructwo. Było to na kilka miesięcy przed tym, jak matka przegrała walkę z rakiem. Przyczyną nieszczęścia był Costarella. Zarówno firma, jak i setki miejsc pracy mogłyby zostać uratowane, gdyby tylko coś zrobił. Niestety, będąc u władzy, zajął się napychaniem kieszeni i wyprzedawaniem aktywów firmy.
Brak współczucia. Brak litości.
Serce ojczyma nie wytrzymało i zmarł zaledwie kilka tygodni po śmierci matki. Dwa pogrzeby, praktycznie jeden po drugim. Nie mógł winić Costarelli za oba, ale za jeden z nich zdecydowanie tak. Bawiła go myśl, że jest wilkiem, który czeka, by otworzono przed nim drzwi domu innego wilka.
Zoo Taronga Park było w pobliżu, jednak niebezpieczne zwierzęta znajdowały się w tym miejscu. Costarella nie wiedział, że Jake jest na polowaniu i tylko czeka na odpowiedni moment, by zaatakować. Traktował córkę jako gwarancję świetlanej przyszłości, wiążąc jej przyszłość z dobrze zapowiadającym się człowiekiem z firmy. Nie wiedział tylko, że w tej grze to on jest celem. Z kolei, jeśli chodzi o Laurę…
Drzwi otworzyła kobieta o długich, ciemnych kręconych włosach, niesamowicie niebieskich oczach oraz kuszących ustach, na których pojawił się powitalny uśmiech ukazujący idealnie białe zęby. Była bardzo ładna. Miała na sobie dopasowany fioletowo-biały top z dekoltem. Obcisłe fioletowe dżinsy podkreślały figurę klepsydry i długie nogi.
Minęło kilka chwil, zanim się zreflektował.
– Nazywam się Jake. Jake Freedman – powiedział, mając nadzieję, że nie zauważyła, jakie wywarła na nim wrażenie.
Córka Aleksa Costarelli może okazać się pułapką.
Nie zamierzał dać się w nią złapać.
– Dobry wieczór. Laura. Jestem córką pana domu.
Słyszała własne słowa jakby z oddali. Była pod wrażeniem przybysza. Stwierdzenie, że jest przystojny, w tej sytuacji nie wyrażało wszystkiego. Znała wielu atrakcyjnych mężczyzn, jednak on… Coś w nim sprawiło, że jej serce zabiło szybciej, a w żołądku poczuła uścisk.
Miał ciemnobrązowe włosy, obcięte tak krótko, że fale, w które się układały, były ledwo widoczne. Brak starannej stylizacji sprawiał, że ciemnobrązowe oczy wydawały się jeszcze bardziej interesujące. Mocny prosty nos, silna szczęka i wydatne usta nadawały twarzy męskiego wyrazu. Idealnie by się nadawał do zagrania Jamesa Bonda, pomyślała. Miała przeczucie, że jest równie niebezpieczny jak legendarny 007.
Jego postura również wskazywała na to, że nadawałby się do tej roli. Wysoki jak jej ojciec, jednak szczuplejszy. Czarne dżinsy i czarno-biała sportowa koszula z podwiniętymi rękawami, eksponująca umięśnione ramiona, podkreślały męski wygląd. Jake Freedman był niesamowicie męski. Choć wiedziała, że pracuje dla ojca, nie mogła się nim nie zainteresować.
– Bardzo mi miło – rzekł, wyciągając ku niej rękę z uśmiechem, który sprawił, że wyglądał jeszcze seksowniej.
– Mnie również – odpowiedziała, podając mu dłoń.
– Zapraszam. – Otrząsnęła się, wykorzystując moment na szybkie zakończenie kontaktu fizycznego.
– Córka pana domu – powtórzył w zamyśleniu. – Czy to oznacza, że nadal tutaj mieszkasz?
– Tak, to duży dom – odparła sucho. Wystarczająco duży, by przez większość czasu schodzić ojcu z drogi.
Jake Freedman musiał być kilka lat starszy od jej kolegów z uczelni.
– Reszta rodziny jest na tarasie – powiedziała, gdy szli szerokim korytarzem. – Zaprowadzę cię do taty, a potem przyniosę coś do picia. Co sobie życzysz?
– Wodę z lodem, poproszę. – Zaskoczył ją.
– A nie szkocką z lodem?
– Nie.
– Martini?
– Tylko wodę.
No cóż, jednak to nie James Bond, pomyślała, tłumiąc chichot.
– Pracujesz?
– Tak. Jestem dyrektorem do spraw pierwszego wrażenia – zdawał się mocno zdziwiony tym określeniem. – Przeczytałam to w dzisiejszej gazecie – wyjaśniła. – Tak teraz nazywają recepcjonistkę.
– Ach. – Uśmiechnął się na pretensjonalność tego określenia.
– Wiesz, jak określają myjących okna?
– Oświeć mnie, proszę.
– Specjalista do spraw przejrzystości.
Roześmiał się.
– Nauczyciel to nawigator wiedzy – dodała Laura, starając się ignorować to, jaki miał na nią wpływ – bibliotekarz to specjalista od wyszukiwania informacji. Nie pamiętam więcej. Wszystkie tytuły były bardzo wymyślne.
– Upraszczając, jesteś recepcjonistką.
– Na pół etatu, w prywatnej przychodni. Wciąż studiuję, jestem na czwartym, ostatnim roku architektury krajobrazu.
– Pracujesz i studiujesz? Ojciec ci nie pomaga? – zapytał. Najwyraźniej nie żyli w pełnej zgodzie z bogatym ojcem, skoro nie finansował w pełni edukacji swoich dzieci.
Posłała mu szyderczy uśmiech.
– Mój ojciec nie wspiera tego, czego nie popiera. Pracujesz z nim, powinieneś to wiedzieć.
– Przecież jesteś jego córką.
– Zatem powinnam postępować zgodnie z życzeniami ojca. Mieszkam tu, tak wspiera moje wybory.
– Może czas się usamodzielnić.
Było to dziwne stwierdzenie ze strony człowieka specjalizującego się w wypełnianiu poleceń jej ojca.
– Matka mnie potrzebuje.
Ta krótka odpowiedz była wszystkim, co miała do powiedzenia na ten temat. Otworzyła tylne drzwi i zaprowadziła go na taras, mówiąc:
– Tato, przyszedł Jake.
– Ach! – Ojciec wstał z krzesła ustawionego obok stołu zarzuconego niedzielnymi gazetami. Jego twarz rozpromieniła się na widok gościa.
– Miło cię widzieć. Piękny jesienny dzień mamy, prawda?
– Piękny – potwierdził, ujmując wyciągniętą dłoń.
Pewny siebie, panujący zarówno nad sobą, jak i nad sytuacją… Laura zdecydowanie nie mogła powiedzieć tego samego o sobie. Czuła, że Jake dziwnie ją pociąga. To było złe. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, był człowiek o charakterze ojca, wprowadzający zamęt w jej życie.
– Idź po matkę, Lauro. Pokazuje Eddiemu najnowsze rozwiązania w ogrodzie. Powiedz, by oboje przyszli przywitać gościa.
– Dobrze – odparła zadowolona, że może ich zostawić, choć wiedziała, że i tak nie na długo. Ojciec oczekuje natychmiastowego wykonywania poleceń.
Ogród był schronieniem matki. Najszczęśliwsza była, gdy mogła dyskutować z Nickiem Jeffriesem, złotą rączką, który podzielał jej miłość do ogrodu.
Laura również kochała ogród. Kochała każdy krajobraz, który można zaadaptować, a nie niszczyć, jak to robili ojciec i Jake Freedman.
Nierozsądnie by było o tym zapomnieć. Nigdy, przenigdy nie będzie żyła w zgodzie z kimś, kto zajmuje się niszczeniem.
– Mamo, Eddie. – Zastała ich przy stawie, gdzie Nick instalował nowe oświetlenie. – Gość ojca już jest.
Uśmiech na twarzy matki zgasł. Rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku syna, martwiąc się o nieuchronne starcie dwóch charakterów.
Eddie uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem.
– Będę grzeczny, obiecuję.
Matka uśmiechnęła się lekko.
Eddie z burzą niesfornych czarnych włosów, zarostem, dołkiem w brodzie i niesamowicie niebieskimi oczami był idolem nastolatek, szczególnie gdy jeździł na swoim motorze. Obecnie grał rolę niegrzecznego chłopca i wychodziło mu to świetnie.
Miał na sobie czarne skórzane spodnie i białą koszulkę z widniejącym na niej harleyem-davidsonem. Z powodu panującego upału był bez kurtki. Ojciec nie był zadowolony z jego wyglądu.
Ruszyli w stronę tarasu. Matka szła w środku, w towarzystwie swoich dzieci. Powód, dla którego nie odeszła od ojca, był dla nich niezrozumiały. To małżeństwo nie było szczęśliwe. Dominujący mąż, kontrolujący każdy aspekt życia, zdawał się pozbawiać ją chęci do bycia samodzielną.
Laura zawsze myślała o matce jak o damie: zadbanej, z dobrymi manierami, robiącej wszystko poprawnie i gustownie. W domu zawsze były świeże kwiaty z ogrodu, którymi sama się zajmowała. Nawet jej imię – Alicia było wytworne.
Dziś wyglądała szczególnie uroczo. Krótkie, świeżo farbowane blond włosy i niebieska jedwabna tunika sprawiały, że oczy miały bardziej intensywny kolor. Ostatnio były nieco przygaszone. Laura bała się, że matka ukrywa przed nimi jakieś problemy zdrowotne. Była coraz szczuplejsza. Zwykle dopasowana tunika była luźna, tak samo jak jasne spodnie. Z całą pewnością nikt nie zauważy, że coś może jej dolegać. Dla Jake’a Freedmana będzie zapewne typową żoną bogatego męża.
– Jaki on jest? – zapytała matka.
– James Bond – wyrwało się Laurze.
– Co? Uzbrojony i niebezpieczny? – zapytał Eddie.
Laura uśmiechnęła się.
– I jeszcze wspaniały i seksowny.
Przewrócił oczami.
– Tylko się nie zakochaj.
– Właśnie, uważaj – szybko dodała matka. W jej oczach widać było niepokój. – Twój ojciec może chcieć, żebyś polubiła tego człowieka. Musi być jakiś powód, że go dziś do nas zaprosił.
– Czy poślubienie córki szefa może być na liście jego obowiązków? – zapytał Eddie z wilczym uśmiechem.
Małżeństwo?
Nigdy!
Uciekała z każdego związku, gdy tylko ktoś zaczynał robić jakieś plany z nią związane, a działo się tak prędzej czy później. Małżeństwo to niekończące się żądania i przemoc. Żaden mężczyzna nigdy nie będzie jej miał za żonę.
Spojrzała na Eddiego.
– Nie tak łatwo mnie zdobyć. Poczęstuję go obiadem i to wszystko, na co może liczyć z mojej strony.
– Humphrey Bogart – mruknęła matka.
– Co?
– Humphrey Bogart. Gwizdał na Lauren Bacall. To stary film.
– Nie widziałam go.
– W końcu ją zdobył? – zapytał Eddie.
– Tak.
– Bez wątpienia chciała zostać zdobyta – powiedziała Laura, zerkając na brata. – To inna historia.
– Będę patrzył mu na usta – rzucił Eddie, drażniąc się z nią. – Jeśli zacznie gwizdać…
– Bardziej prawdopodobne jest to, że został zaproszony, żeby pokazać, jaki z ciebie niefrasobliwy człowiek, więc, Eddie, lepiej uważaj na własne usta.
– No nie wiem… nie wiem… – powiedziała zmartwiona matka.
– W porządku, mamo – zaczął ją uspokajać Eddie. – Laura i ja jesteśmy dobrze przygotowani do dzisiejszego spotkania, nic nas nie wyprowadzi z równowagi. Oboje mamy się na baczności.
Ulgą było usłyszeć, że Eddie jest przekonany, że jego pancerz ochronny jest na właściwym miejscu. Laura chciałaby móc powiedzieć to samo o sobie. Pomimo tego, co dyktował umysł, gdy weszli na taras, gdzie siedzieli mężczyźni, od razu zauważyła wzrok Jake’a na sobie. Była zupełnie nieodporna na jego urok. Zaczęła lekko kołysać biodrami, pokazując swoją kobiecość, wiedziona jakimś pierwotnym instynktem. Ciepło rozchodziło się wewnątrz jej ciała. Był niezwykłą pokusą, przeciw której burzył się zdrowy rozsądek. Wiedziała, że powinna się trzymać z dala od tego człowieka.
Pragnęła go mieć.
Nieważne, jak bardzo byłoby to niewłaściwie.
Pragnęła go mieć.
Tylko dla przeżycia czegoś nowego.