Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Smakosz - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
30 maja 2025
E-book: EPUB, PDF MOBI
45,00 zł
Audiobook
45,00 zł
45,00
4500 pkt
punktów Virtualo

Smakosz - ebook

Nowy Jork nigdy nie zasypia.
Ale jak obudzić się z koszmaru na jawie?

W ciągu kilku tygodni z Central Parku znikają bez śladu cztery kobiety. Bez świadków, bez dowodów, bez motywu. Komisarz Olivier Davis, doświadczony śledczy, zaczyna podejrzewać, że to nie są przypadkowe zaginięcia.

Gdy odnalezione zostaje pierwsze ciało, sprawa zmienia się w polowanie na seryjnego mordercę. Miasto ogarnia panika, a presja – ze strony przełożonych i mediów – rośnie z każdą godziną. Davis wie, że jeśli szybko nie rozwiąże zagadki, liczba zabitych wzrośnie, a on sam może stać się kozłem ofiarnym w politycznej rozgrywce.

Czy zdoła powstrzymać zabójcę, zanim zniknie kolejna kobieta? Jak daleko się posunie, by poznać prawdę?

Ten kryminał smakuje inaczej niż wszystkie. Przekonaj się dlaczego.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68498-04-2
Rozmiar pliku: 485 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Na wła­snej skó­rze prze­ko­nasz się, że w dłu­giej po­dró­ży ży­cia
spo­tkasz wie­le ma­sek i kil­ka twa­rzy.

– Lu­igi Pi­ran­del­lo –

Cen­tral Park w No­wym Jor­ku to miej­sce peł­ne ener­gii i nie­ustan­ne­go ru­chu. Dla wie­lu jest to oa­za spo­ko­ju w ser­cu tęt­nią­cej ży­ciem me­tro­po­lii. Ale dla mnie stał się sce­ną dla nie­ty­po­wej ob­ser­wa­cji. To był je­den z tych dni, kie­dy po­go­da by­ła ide­al­na –
mgła ła­god­nie uno­si­ła się nad je­zio­rem, roz­le­wa­jąc na oko­licz­ne ścież­ki.

Ko­bie­ta, któ­rą za­uwa­ży­łem, wy­róż­nia­ła się wśród spa­ce­ro­wi­czów. Nie by­ło to spo­wo­do­wa­ne jej wy­glą­dem. By­ła ubra­na nor­mal­nie, w dżin­sy i ja­sny swe­ter. To spo­sób, w ja­ki się po­ru­sza­ła, przy­cią­gnął mo­ją uwa­gę. Bie­gła truch­tem wy­raź­nie za­my­ślo­na, jak­by po­grą­żo­na w swo­im świe­cie. W rę­ku kur­czo­wo trzy­ma­ła bu­tel­kę wo­dy, jak­by ta by­ła jej ta­li­zma­nem.

Po­cząt­ko­wo nie pla­no­wa­łem jej śle­dzić. Ale coś w za­cho­wa­niu tej ko­bie­ty mnie za­in­try­go­wa­ło. Za­sta­na­wia­łem się, co tak bar­dzo zaj­mu­je jej my­śli. Po­sta­no­wi­łem więc utrzy­mać nie­wiel­ką od­le­głość i ob­ser­wo­wać, do­kąd zmie­rza. Z per­spek­ty­wy oso­by po­stron­nej mo­gło to wy­glą­dać dziw­nie, ale w tam­tym mo­men­cie mo­je za­in­te­re­so­wa­nie by­ło czy­sto ba­daw­cze.

Na­gle się za­trzy­ma­ła, by po­dzi­wiać oto­cze­nie. Za­uwa­ży­łem, że jej wzrok czę­sto kie­ru­je się ku nie­bu, jak­by szu­ka­ła cze­goś w chmu­rach. W pew­nym mo­men­cie przy­sia­dła na jed­nej z ła­wek, od­krę­ci­ła bu­tel­kę i łap­czy­wie na­pi­ła się wo­dy.

Za­czą­łem się za­sta­na­wiać nad jej hi­sto­rią. Kim by­ła? Co ro­bi­ła w ży­ciu? Czy by­ła za­wo­do­wą spor­t­smen­ką szu­ka­ją­cą na­tchnie­nia w co­dzien­no­ści? Czy mo­że zwy­kłą oso­bą, któ­ra zna­la­zła chwi­lę od­po­czyn­ku od zgieł­ku mia­sta? Każ­da z tych moż­li­wo­ści zda­wa­ła się rów­nie praw­do­po­do­bna. Za­in­try­go­wał mnie spo­sób, w ja­ki pi­ła wo­dę. By­ło w tym coś hip­no­ty­zu­ją­ce­go i pod­nie­ca­ją­ce­go.

Kil­ka mi­nut póź­niej ko­bie­ta wsta­ła i ru­szy­ła w stro­nę wyj­ścia z par­ku. Nada­rzy­ła się oka­zja. Ro­zej­rza­łem się
ostroż­nie. Ni­g­dzie w za­się­gu wzro­ku nie znaj­do­wa­li się już in­ni spa­ce­ro­wi­cze. Za­czą­łem biec, by do­go­nić mój obiekt za­in­te­re­so­wań. Mu­sia­łem zro­bić to jed­nak ostroż­nie. Gdy­by mnie usły­sza­ła, ucie­ka­ła­by lub za­czę­ła wo­łać o po­moc.

Do­my­śli­łem się, do­kąd zmie­rza, dla­te­go skró­ci­łem so­bie tra­sę i ukry­łem się w krza­kach. Za­cze­ka­łem, aż wpad­nie pro­sto w mo­je si­dła. Kie­dy mi­nu­tę póź­niej prze­bie­ga­ła obok, wy­sko­czy­łem na nią od ty­łu i z im­pe­tem ude­rzy­łem ją ki­jem w gło­wę. Nie zdą­ży­ła za­re­ago­wać, krzyk­nąć czy w ja­ki­kol­wiek spo­sób się ob­ro­nić. Upa­dła na ścież­kę jak kło­da. Za­cią­gną­łem ją do au­ta, któ­re za­par­ko­wa­łem tuż obok. Mo­dli­łem się
w du­chu, że­by nikt nas nie za­uwa­żył. O mo­ni­to­ring się nie mar­twi­łem, bo wie­dzia­łem, że w tej czę­ści par­ku ka­mer po pro­stu nie ma.

Roz­dział 1

Ży­cie czło­wie­ka utka­ne jest z je­go my­śli.

– Ma­rek Au­re­liusz –

Nowy Jork – mia­sto kon­tra­stów, gdzie świa­tło i mrok to­czą nie­ustan­ną wal­kę o do­mi­na­cję. Wśród ha­ła­su ulic i bla­sku neo­nów roz­gry­wa się hi­sto­ria ko­mi­sa­rza Oli­vie­ra Da­vi­sa. Na pierw­szy rzut oka je­go ży­cie wy­da­je się upo­rząd­ko­wa­ne, ale skry­wa ta­jem­ni­ce, któ­re mo­gły­by znisz­czyć je­go re­pu­ta­cję.

Wie­czór po­wo­li ustę­po­wał no­cy. Oli­vier sie­dział w biu­rze, prze­glą­da­jąc sto­sy do­ku­men­tów. Za oknem mia­sto tęt­ni­ło ży­ciem – klak­so­ny, kro­ki spie­szą­cych się prze­chod­niów, od­le­głe sy­re­ny. Na­gle za­dzwo­nił te­le­fon, prze­ry­wa­jąc ci­szę, a na wy­świe­tla­czu po­ja­wi­ło się imię je­go żo­ny, Emi­ly.

– Cześć, ko­cha­nie – po­wie­dział, sta­ra­jąc się brzmieć swo­bod­nie, choć nie zdo­łał za­tu­szo­wać zmę­cze­nia.

– Cześć, Oli­vier. Jak ci mi­ja po­po­łu­dnie? – za­py­ta­ła cie­pło.

– Pra­co­wi­cie, jak zwy­kle. Wiesz, ja­kie to jest mia­sto. Za­wsze coś się dzie­je – od­po­wie­dział, pró­bu­jąc ukryć na­pię­cie, któ­re od­czu­wał od kil­ku dni.

Emi­ly wes­tchnę­ła, a w jej gło­sie sły­chać by­ło tro­skę.

– Mar­twię się o cie­bie. Nie wy­glą­dasz ostat­nio naj­le­piej. Mo­że po­wi­nie­neś tro­chę od­po­cząć?

Da­vis uśmiech­nął się do słu­chaw­ki, choć wie­dział, że Emi­ly te­go nie zo­ba­czy.

– Po­sta­ram się. Obie­cu­ję. Ale wró­cę póź­no. Nie cze­kaj na mnie z ko­la­cją.

Roz­mo­wa za­koń­czy­ła się spo­koj­nie, lecz gdy tyl­ko odło­żył te­le­fon, po­czuł zna­jo­my cię­żar. No­wy Jork ze swo­ją nie­prze­wi­dy­wal­no­ścią sta­wiał przed nim co­raz to no­we wy­zwa­nia. To mia­sto by­ło jak la­bi­rynt – peł­ne ukry­tych za­uł­ków i ta­jem­nic, któ­re tyl­ko cze­ka­ły na ujaw­nie­nie. Każ­da uli­ca mia­ła swo­ją hi­sto­rię, każ­dy bu­dy­nek skry­wał se­kre­ty. Oli­vier wie­dział, że mu­si być czuj­ny. Jed­na chwi­la nie­uwa­gi mo­gła go spo­ro kosz­to­wać.

Pra­ca w no­wo­jor­skiej po­li­cji by­ła je­go pa­sją, ale tak­że prze­kleń­stwem. Cza­sa­mi przy­tła­cza­ła go od­po­wie­dzial­ność, któ­ra na nim spo­czy­wa­ła. Wie­dział, że nie mo­że po­zwo­lić so­bie na błę­dy. Każ­da de­cy­zja mia­ła swo­je kon­se­kwen­cje, a te, któ­re nad­cho­dzi­ły, wy­da­wa­ły się co­raz bar­dziej nie­bez­piecz­ne.

Pra­co­wał wła­śnie nad spra­wą ta­jem­ni­czych znik­nięć, któ­re wstrzą­snę­ły ca­łym mia­stem. Każ­da z czte­rech za­gi­nio­nych ko­biet by­ła jak ko­lej­ny ka­wa­łek ukła­dan­ki, a przez to ob­raz sta­wał się co­raz bar­dziej nie­po­ko­ją­cy. Oli­vier wie­dział, że mu­si dzia­łać szyb­ko, za­nim znik­nie ko­lej­na oso­ba.

Emi­ly by­ła je­go ko­twi­cą w tym cha­osie. Da­wa­ła mu rów­no­wa­gę, któ­rej de­spe­rac­ko po­trze­bo­wał. Wie­dział, że mu­si być sil­ny i nie mo­że do­pu­ścić do te­go, by je­go pra­ca wpły­nę­ła na ży­cie oso­bi­ste. Miał jed­nak świa­do­mość, że bę­dzie to trud­ne do osią­gnię­cia.

No­wy Jork, choć pe­łen nie­bez­pie­czeństw, był tak­że miej­scem na­dziei. Oli­vier wie­rzył, że mi­mo wszyst­ko uda mu się zna­leźć od­po­wie­dzi na py­ta­nia, któ­re drę­czy­ły go od dłuż­sze­go cza­su.

Deszcz bęb­nił o szy­by, a on pa­trzył na roz­my­te świa­tła mia­sta. Nie mógł dłu­żej zwle­kać. Czas pod­jąć de­cy­zję i uczy­nić wszyst­ko, by przy­wró­cić spo­kój miesz­kań­com No­we­go Jor­ku.

Roz­dział 2

Bądź zmia­ną, któ­rą pra­gniesz uj­rzeć w świe­cie.

– Ma­hat­ma Gan­dhi –

Komi­sarz Da­vis sie­dział po­grą­żo­ny w my­ślach nad ta­jem­ni­czą spra­wą za­gi­nięć mło­dych ko­biet. Na biur­ku pa­no­wał ide­al­ny po­rzą­dek. Każ­dy do­ku­ment uło­żo­ny rów­no, żad­nych zbęd­nych dro­bia­zgów. Tak jak on – zdy­scy­pli­no­wa­ny i me­to­dycz­ny. Męż­czy­zna prze­kro­czył czter­dziest­kę. Miał ciem­ne, lek­ko si­wie­ją­ce wło­sy oraz wy­ra­zi­ste ry­sy twa­rzy, któ­re zdra­dza­ły la­ta do­świad­cze­nia i cięż­kiej pra­cy w po­li­cji. Głę­bo­ko osa­dzo­ne oczy by­ły peł­ne de­ter­mi­na­cji, ale tak­że zmę­cze­nia, któ­re nie­ustan­nie to­wa­rzy­szy­ło mu w tym za­wo­dzie. Nie da­ło się jed­nak ukryć, że le­wa gał­ka oczna ucie­ka w bok, co po­wo­do­wa­ło u nie­go ze­za.

Po ko­mi­sa­ria­cie krą­ży­ła aneg­do­ta, że je­śli Da­vis cze­goś nie roz­wią­zał, to zna­czy, że spra­wa by­ła nie­roz­wią­zy­wal­na. Ko­le­dzy po­dzi­wia­li je­go ana­li­tycz­ny umysł i in­tu­icję, któ­re nie­jed­no­krot­nie pro­wa­dzi­ły do prze­ło­mów w trud­nych śledz­twach. Był czło­wie­kiem wie­rzą­cym w si­łę do­wo­dów i lo­gi­ki, ale jed­no­cze­śnie po­tra­fił do­strzec niu­an­se ludz­kich emo­cji, co czy­ni­ło go wy­jąt­ko­wo sku­tecz­nym śled­czym.

Gdy za­pa­dał zmrok, Oli­vier prze­glą­dał ak­ta, pró­bu­jąc zna­leźć ja­ki­kol­wiek ślad, któ­ry mógł­by rzu­cić no­we świa­tło na nie­po­ko­ją­ce znik­nię­cia. Każ­da za­gi­nio­na zo­sta­wia­ła po so­bie je­dy­nie strzę­py in­for­ma­cji, a tro­py pro­wa­dzi­ły do­ni­kąd. Da­vis zmru­żył oczy, śle­dząc wzro­kiem ko­lej­ne li­nij­ki ra­por­tu. Coś tu by­ło. Czuł to pod skó­rą, jak­by roz­wią­za­nie cze­ka­ło tuż za ro­giem – wy­star­czy­ło je do­strzec.

Na­gle do ga­bi­ne­tu wszedł de­tek­tyw Smith. Był młod­szy od Oli­vie­ra, ener­gicz­ny i pe­łen za­pa­łu. Pra­co­wał na ko­mi­sa­ria­cie od nie­daw­na. Miał ja­sne wło­sy i ży­we spoj­rze­nie, któ­re od­zwier­cie­dla­ło je­go nie­usta­ją­ce pra­gnie­nie od­kry­wa­nia praw­dy. Oli­vier do­ce­niał je­go świe­że spoj­rze­nie – cza­sem wno­si­ło coś, cze­go on sam nie do­strze­gał.

– Smith, mam kło­pot. – Oli­vier odło­żył ak­ta na biur­ko. –
Ko­lej­ne za­gi­nię­cie. Ro­bi się co­raz go­rę­cej.

Go­to­wy do dzia­ła­nia Aron Smith usiadł na­prze­ciw­ko.

– Oczy­wi­ście, ko­mi­sa­rzu. Co uda­ło się usta­lić?

Da­vis za­czął wy­ja­śniać za­wi­ło­ści spra­wy, przed­sta­wia­jąc ze­bra­ne do­wo­dy i teo­rie, któ­re do tej po­ry roz­wa­żał. Opo­wie­dział o miej­scach, w któ­rych za­gi­nę­ły ko­bie­ty, ich związ­kach i co­dzien­nych na­wy­kach. Smith słu­chał uważ­nie, no­tu­jąc istot­ne szcze­gó­ły i za­da­jąc py­ta­nia, któ­re mo­gły­by po­móc w lep­szym zro­zu­mie­niu sy­tu­acji.

– Wszyst­kie ko­bie­ty mia­ły coś wspól­ne­go – za­uwa­żył po chwi­li. – Czy to nie dziw­ne, że każ­da z nich by­ła wi­dzia­na po raz ostat­ni w oko­li­cach te­go sa­me­go par­ku?

Oli­vier ski­nął gło­wą, zga­dza­jąc się z tą ob­ser­wa­cją.

– Tak, to je­den z tro­pów, któ­re pró­bu­ję zba­dać. Ale po­trze­bu­je­my wię­cej in­for­ma­cji, by usta­lić, dla­cze­go Cen­tral Park jest tak istot­ny.

Mło­dy śled­czy za­pro­po­no­wał, by do­kład­niej przyj­rzeć się mo­ni­to­rin­go­wi oraz po­roz­ma­wiać z oko­licz­ny­mi miesz­kań­ca­mi, któ­rzy mo­gli za­uwa­żyć coś po­dej­rza­ne­go. Oli­vier przy­znał, że to do­bry, lecz ba­na­lny po­mysł. Mi­mo wszyst­ko po­sta­no­wił skon­tak­to­wać się z ze­spo­łem tech­nicz­nym.

– Ju­tro do­sta­nie­my wszyst­kie na­gra­nia z dni za­gi­nięć tych ko­biet – rzu­cił ko­mi­sarz, gdy odło­żył słu­chaw­kę.

– Okej, do te­go cza­su za­po­znam się z ak­ta­mi spra­wy, mo­że coś znaj­dę – za­de­kla­ro­wał Smith. Za­cmo­kał ko­micz­nie i zmie­nił ton gło­su na ła­god­niej­szy. – Tak na­praw­dę przy­sze­dłem tu w in­nej spra­wie.

– Ja­kiej? – wy­pa­lił na­tych­miast ko­mi­sarz, uno­sząc wzrok znad ster­ty pa­pie­rów.

Wo­kół wa­la­ły się zdję­cia za­gi­nio­nych ko­biet. Naj­więk­szy pro­blem sta­no­wił fakt, że nie od­na­le­zio­no żad­nej z ofiar. Mo­gli przy­pusz­czać, że nie ma­ją do czy­nie­nia z mor­der­cą, ale ra­czej han­dla­rza­mi ludź­mi. Na ra­zie jed­nak Da­vis sta­rał się nie wy­cią­gać po­chop­nych wnio­sków, pó­ki nie tra­fi­li na no­we do­wo­dy.

– Po­trze­bu­ję wol­ne­go na pią­tek. Mam rocz­ni­cę ślu­bu…

– Ach tak! Rocz­ni­ca, waż­na spra­wa! – za­wo­łał Oli­vier. Pa­mię­tał, że de­tek­tyw wspo­mi­nał mu o tym gdzieś w prze­lo­cie. – A nad czym te­raz pra­cu­jesz?

– Nad tym dziw­nym sa­mo­bój­stwem sprzed…

– A tak, już ko­ja­rzę. Nie mu­sisz koń­czyć – prze­rwał mu ko­mi­sarz. – Da­lej upar­cie twier­dzisz, że się nie za­bił?

– Da­lej.

– Naj­pierw mi po­móż, a w so­bo­tę bę­dziesz świę­to­wał rocz­ni­cę.

– W pią­tek – po­pra­wił go Aron.

– Tak, tak, w pią­tek. Niech bę­dzie.

– Zdradź mi cho­ciaż, co uda­ło się usta­lić – od­parł Smith i wes­tchnął ni­czym zmę­czo­ny kul­tu­ry­sta.

Ko­mi­sarz uśmiech­nął się nie­znacz­nie i stre­ścił wszyst­ko, co wie­dział. Ra­zem za­czę­li pla­no­wać ko­lej­ne kro­ki, któ­re mo­gły­by do­pro­wa­dzić do prze­ło­mu w tej trud­nej spra­wie.

Po go­dzi­nach in­ten­syw­nej pra­cy, gdy zmę­cze­nie za­czy­na­ło da­wać się we zna­ki, Oli­vier po­czuł, że być mo­że są na tro­pie cze­goś waż­ne­go. Wspar­cie Smi­tha i je­go za­an­ga­żo­wa­nie do­da­ły mu no­wej ener­gii i na­dziei, że wkrót­ce uda się roz­wi­kłać tę za­gad­kę. Wie­dział, że każ­da chwi­la jest cen­na, a czas ucie­ka, ale te­raz czuł, że ma­ją re­al­ną szan­sę na roz­wią­za­nie tej spra­wy.

W koń­cu, gdy noc za­pa­dła na do­bre, obaj de­tek­ty­wi opu­ści­li biu­ro z no­wy­mi pla­na­mi i de­ter­mi­na­cją, by od­kryć praw­dę. Oli­vier wie­dział, że to do­pie­ro po­czą­tek, ale dzię­ki Smi­tho­wi miał po­czu­cie, że nie stoi już sam wo­bec tej ta­jem­ni­cy. Ra­zem bę­dą wal­czyć, by przy­wró­cić god­ność tym ko­bie­tom i spo­kój ich ro­dzi­nom.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij