- W empik go
Śmierć? Każdemu polecam! - ebook
Śmierć? Każdemu polecam! - ebook
Pod tym nieco prowokacyjnym tytułem kryje się książka będąca zapisem pogodnej, choć przecież całkiem poważnej, rozmowy o jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu każdego człowieka - jego śmierci. Ojciec Joachim Badeni i przeprowadzająca z nim rozmowę Alina Petrowa-Wasilewicz polecają każdemu refleksję nad śmiercią w czasach, gdy z jednej strony stała się ona tematem tabu i można przeżyć życie bez głębszych przemyśleń nad nią, a z drugiej kwitnie cywilizacja śmierci wymierzona w bezbronnych, słabych, chorych, starych, słowem tych, którzy swoim istnieniem zakłócają błogie niemyślenie o śmierci.Rozsądny człowiek nie powinien uciekać od przemyślenia śmierci. Śmierć własna to nie teoria, to wydarzenie, które nastąpi!
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7569-396-6 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Czy ludzie będą chcieli kupić książkę o umieraniu?” – zapytał ojciec Joachim, gdy powiedziałam mu, że chciałabym zrobić z nim wywiad na temat spraw ostatecznych.
Choć mieszka w klasztorze, bezbłędnie wyczuwa puls świata. Dlatego wie, że z punktu widzenia marketingu wydawanie publikacji o śmierci to ryzykowny pomysł. Mimo, iż wciąż oglądamy, jak giną prawdziwi ludzie na całej kuli ziemskiej i fikcyjni bohaterowie niezliczonych filmów i seriali, śmierć jest wielką nieobecną. Została wyparta ze świadomości współczesnych ludzi. Śmierć zdarza się innym, a jeśli zbliży się za bardzo – od tego są szpitale, parawany, całkowita dyskrecja, szybkie pogrzeby, krótka żałoba, nieobecność czarnych welonów. Śmierć stała się nowym tabu.
Spotykaliśmy się przez kilka dni w klasztornej rozmównicy. Ojciec Joachim opowiadał nie tylko o nauczaniu Kościoła, co naturalne, ale też o własnych przeżyciach, o świetle, które przedziera się przez szczeliny doczesności. „Czekać na śmierć to jak nudzić się w Krakowie, czekając na podróż na Hawaje” – powiedział któregoś dnia. Usłyszałam w tym zdaniu echo słów św. Teresy z Avili, że życie to krótki nocleg w marnej gospodzie.
Ale jeżeli oni mają rację – św. Teresa i ojciec Joachim – to powinniśmy więcej myśleć o śmierci i wcale nie po to, żeby popaść w abnegację, ale po to, żeby intensywniej żyć. Myślenie o śmierci dowartościowuje życie, świadomość kruchości wzmacnia jego barwę i smak, nasyca sensem. Pamiętając o niej, możemy żyć intensywniej, na maksa, bardziej ekstremalnie. Tak jak lubimy. Wówczas gospoda nie będzie wydawała się tak marna, zaś Kraków okaże się całkiem interesujący.
Alina Petrowa-WasilewiczAlina Petrowa-Wasilewicz: Umiera człowiek i co dalej?
O. Joachim Badeni: Dla ateistów śmierć jest końcem wszystkiego. Ale człowiek wierzący wie, że śmierć jest początkiem prawdziwego życia. Tego życia można w pewnym stopniu skosztować już tu, na ziemi. O tym mówimy w czasie udzielania sakramentów, gdy sprawujemy Eucharystię. Jest ona przedsmakiem życia wiecznego.
Co mówi Kościół o losach człowieka po śmierci?
Mówi bardzo proste rzeczy: odbywa się sąd nad uczynkami zmarłego, a potem niebo, piekło lub czyściec. Najczęściej duszom trafia się czyściec, okres oczyszczenia.
W niebie jest pełnia światła. Światłość wiekuista, w której się widzi wszystko. Widzi się światło Boga, swoich bliskich i siebie. I to widzenie jest nieograniczone, nie jest małą perspektywą, tylko nieograniczonym widzeniem.
Skąd czerpiemy te informacje?
Wszystko można wyczytać w Biblii.
NIEBO
Co to jest niebo?
To spotkanie z Bogiem, aniołami i wszystkimi zbawionymi w pełnym świetle. Widzenie Boga wprost w świetle życia wiecznego.
W raju jesteśmy na stałe jednością z Bogiem i nikt już tego nie zakłóci?
To niemożliwe. A po jakimś czasie nastąpi też zmartwychwstanie ciał. I zbawieni będą używać swych uwielbionych ciał. Uwielbione ciało będzie miało specjalne zalety, będzie chyże i zdolne do przenoszenia się z szybkością myśli, jak twierdzi św. Paweł, będzie przenikać materię i będzie miało blask. Blask, przenikliwość i szybkość to nowe cechy, które otrzyma.
Czy będzie takie, jak sprzed grzechu pierworodnego?
Tego nie wiemy, ale z Pisma Świętego można zrekonstruować jego cechy w przyszłości.
Jak możemy wyobrazić sobie raj? Łatwo powiedzieć: widzenie Boga, światło.
Patrząc na ikony. Najdoskonalej, choć to jest całkowicie niemożliwe, najbliżej tej rzeczywistości jest właśnie ikona. Teologowie prawosławni twierdzą, a katolicy się z nimi zgadzają, że ikona jest otwarciem na niebo. Sławna ikona Andrzeja Rublowa przedstawiająca trzy Osoby Boskie jest przybliżeniem tajemnicy Trójcy Świętej. Jest ona obecnością Osoby, światłem na tamten świat. Jest namalowaną duchowością. Inne dzieło Rublowa – Matka Boska Włodzimierska – trzyma przy policzku rękę małego Jezusa. Jest w tym czułość duchowa, sama czułość. Podobnie jest z ikoną jasnogórską, która wywiera niezwykle silne wrażenie na oglądających. Byłem niedawno na Jasnej Górze. Tłum ludzi, wycieczka szkolna, hałas. Mam słaby wzrok, widziałem więc tylko zarys ikony, ale bardzo mocno poczułem czyjąś obecność. Inne obrazy zachodnioeuropejskie tego nie mają. Ikona to bosko-ludzie arcydzieło bardzo dobrze przekazujące tajemnicę Boga. Prawosławie ma pod tym względem nad nami wielką przewagę. My na Zachodzie robimy to gorzej.
Złoto w sztuce pisania ikon i liturgii wschodniej jest symbolem boskości. Dlatego cerkwie mają złote kopuły. W pełni życia Bożego widzimy samego Boga. Prawosławie twierdzi, że to tylko energie boskie, a nie Jego istota, Kościół zachodni naucza zaś, że zbawieni widzą istotę.
W Apokalipsie św. Jana czytamy, że zwycięzca dostanie biały kamień, na którym wyryte jest jego imię. Co to znaczy?
Że Bóg ma do każdego z nas podejście osobowe. Do 6 miliardów osób, do każdego człowieka z osobna. To imię wyryte na kamieniu oznacza, że droga życiowa każdego człowieka jest jedyna, jemu właściwa. W świetle tych słów widać, jakim dramatem jest aborcja. Tego jedynego człowieka, przewidzianego przez Boga, nie ma, został zamordowany.
Święci idą od razu do Boga. Przechodzą, tak jak św. Franciszek, święte Teresy – Wielka i Mała. A ci mniej święci, którym czegoś brakuje, co się z nimi dzieje?
CZYŚCIEC
Jeśli dusza nie jest oczyszczona cierpieniem na ziemi, to czeka ją czyściec. Jak długo będą tam przebywać dusze zmarłych, tego nikt nie wie. Zdaje się, że o wiele dłużej, niż my przypuszczamy. O wiele dłużej. Te dusze, które znam i za które się modlę, przebywają dość długo w czyśćcu. Ale to jest moje osobiste przekonanie, które może być mylne. Bo tam w zaświatach nie ma już czasu. Nasz osąd może być bardzo mylny, ponieważ my jesteśmy osadzeni w czasie, a oni są poza czasem.
Czy dlatego trzeba się modlić za dusze czyśćcowe?
Modlić się, zamawiać msze święte, ofiarowywać Komunię Świętą, odpusty za zmarłych, a także krzyże i cierpienia w ich intencji, żeby im pomóc. My możemy jeszcze działać, a oni są już w stanie bierności. To taka solidarność tego świata z tamtym.
Ich konto zostało zamknięte?
Choć pewnie oni też proszą za nami. Ale co tam się dzieje, trudno o tym coś konkretnego powiedzieć. Trudno mówić o szczegółach, gdyż łatwo popaść w fantazjowanie. Poza tym, że czyściec istnieje, że jest cierpieniem, które trwa w naszym pojęciu może krótko, a czasem może długo, ale jak to wygląda w czasie nie wiemy. U nich nie ma godzin, dni i lat, jest jakieś trwanie. To może trwać do końca świata – na pewno nie dłużej.
Czy czyściec nie jest swojego rodzaju amnestią dla tych mniej gorliwych?
Czymś podobnym. Na pewno jest to znak wielkiego miłosierdzia Boga.
A potem następuje zwolnienie warunkowe?
Zwolnienie jest bezwarunkowe, już na wieczność, gdyż oczyszczona dusza jest święta i idzie do nieba. To sama dusza nie chce być przed Bogiem, nie będąc oczyszczona. Dusze nie mogą już chcieć czegoś, co jest niezgodne z wolą Bożą. Dlatego bardzo pragną widzenia w pełni Pana Boga. I to, że nie mogą Go widzieć, jest z pewnością wielkim cierpieniem. To cierpienie oczyszczające, polegające głównie na tęsknocie za dobrem, za Bogiem.
Modlitwa za zmarłych to szczególny rodzaj solidarności?
Tak. Im więcej ludzi modli się za zmarłego, tym lepiej. Warto się o to postarać, żeby ktoś modlił się za nas po śmierci. Jakaś forma łączności z duszami czyśćcowymi jest możliwa.
Dlatego na starych epitafiach wciąż czytamy: „Przechodniu, westchnij, odmów modlitwę”. Czy Ojciec ma przeczucie, że niektórzy ze zmarłych, których znaliśmy, są już w niebie? Kościół chyba aprobuje taki wyłącznie prywatny kult, modlitwę za ich wstawiennictwem?
Mam takie osoby, ale to nic pewnego. To subiektywne odczucie, które zawsze może podlegać pomyłce.
Znam księdza, którego kilkuletnią siostrzyczkę potrącił samochód. On się modli za jej wstawiennictwem.
Powinien modlić się też za nią. Ale jeśli ma osobiste, prywatne przeczucie, że ona jest w niebie, to może tak robić. To nie jest sprzeczne z wiarą. Kościół nic na ten temat nie powie. Ale czy tak jest na pewno, nie wiemy. To nie jest dogmat. W ocenach takich osób zawsze jest nuta niepewności. Pewność będzie dopiero w niebie. Na ziemi nie może być całkowita.
Rzeczą pewną jest natomiast, że ochrzczone dzieci, które zmarły w wieku niemowlęcym, są w niebie. Święta Teresa z Lisieux modliła się do swoich braci.
Tak. Kościół to uznaje. Obecnie teologowie z Międzynarodowej Komisji Teologicznej dyskutują o losie dzieci, które zmarły tuż po urodzeniu, a nie były ochrzczone. I chyba skłaniają się do tego, że bezgraniczne Boże miłosierdzie sprawia, że mogą oglądać Boga twarzą w twarz.
O PIEKLE
A co dzieje się z duszami ludzi, którzy uparcie i całkowicie odrzucali Boga w swoim życiu?
Są w piekle. Można tylko powiedzieć, że jest tam jakiś ogień, który torturuje duszę. Kościół niewiele na ten temat powiedział. Nie powiedział też, czy piekło jest mocno, średnio, czy słabo zaludnione. Nie wiemy tego.
Niektórzy teologowie twierdzą, że przy końcu świata wszyscy zostaną zbawieni.
Wszyscy zmartwychwstaną, nawet potępieni, a zbawienie obejmie także piekło. Wiemy, że miłosierdzie Boże jest nieskończone i że Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy. A jak to się wszystko łączy, jak się przejawia i konkretnie funkcjonuje, tego nikt nie wie. Mistycy mają rozmaite widzenia, które nas jednak do niczego nie zobowiązują, gdyż są to objawienia prywatne. Nas obowiązuje nauczanie Kościoła.
Kościół nigdy nie orzeka, kto jest w piekle. Nawet nie wypowiedział się na temat losów Judasza, który zdradził Jezusa. Nigdy nie orzeka tego oficjalnie. Oficjalnie orzeka o tym, kto jest zbawiony i uroczyście ogłasza to, wynosząc wiernych na ołtarze.
Natomiast niektórzy mistycy widzieli, że w piekle jest dużo ludzi. Są jednak teolodzy, choćby ks. prof. Wacław Hryniewicz, którzy twierdzą, że piekło jest puste, gdyż moc męki Chrystusa na krzyżu obejmie także tych, którzy wybrali całkowity rozbrat z Bogiem. Uważają, że przy końcu świata będzie tak zwana apokastaza: piekło zostanie zlikwidowane, czyli ostatecznie nastąpi zbawienie powszechne.
Co można o tym sądzić?
Że to przesada. Pan Jezus jednoznacznie mówi o piekle. A kto tam trafił, tego nikt nie wie, nikt tego nie może powiedzieć. Czasem mówi się: „ty piekielniku, piekielnico”, ale to nie jest chrześcijańskie.
Jeśli zostanie zlikwidowane pieklo, Pan Bóg zakwestionuje wolną wolę człowieka?
Tak. Piekło jest efektem ludzkich wyborów. Bóg szanuje wolę człowieka. Piekło nie powstało z woli Boga, ale człowieka. To człowiek je tworzy i sam się na nie skazuje. Ale kto to robi i kiedy, trudno powiedzieć.
Święta Teresa Wielka miała wizję piekła.
Było to dla niej straszne przeżycie. Jakieś pomieszczenie bez powietrza, a w nim jaszczury, jakieś płazy. I jeszcze goręcej zaczęła się modlić o nawrócenie grzeszników.
Chciała, żeby tam nie szli po śmierci. Piekło nie jest więc karą Boga, któremu ludzie nieraz przypisują mściwość?
Człowiek sam skazuje się na piekło, a Bóg akceptuje jego wolny wybór. Ten, kto radykalnie zrywa z Bogiem, może trafić się do piekła. Czy tam pójdzie, czy też Bóg miłosierny jakoś go wyratuje, tego nie wiemy. On nie pragnie śmierci grzesznika, jak mówią Psalmy, ale nie działa wbrew wolnej woli człowieka.
Czy twierdzenie o pustym piekle nie demobilizuje człowieka, który jest leniwy i słaby z natury? Może sobie pomyśleć: „Choć żyję marnie i niegodziwie, moc Boga sprawi, że w końcu znajdę się w niebie”.
Nie możemy liczyć tylko na nieskończone miłosierdzie i na tej podstawie wysnuwać twierdzenia o powszechności zbawienia na końcu czasów, mimo pewności, że Bóg jest miłosierny. Musielibyśmy mieć specjalne objawienie Boże. Apokastaza nie jest wykluczona, ale bardzo ważne jest, aby ci różni mistycy i teologowie nie zaczęli nami rządzić i mówić więcej, niż Kościół naucza. Nie można uznawać swoich prywatnych objawień za przedmioty wiary, nie możemy ich kanonizować. Prywatne przeżycie jest ważne dla tego, kto je przeżywa, ale dla innych niekoniecznie. W przeciwnym razie możemy popaść w różne dziwactwa i herezje. Kiedyś przyszła do zakrystii jakaś pani i mówi: „Proszę ojca, mam objawienia Pana Jezusa i notuję Jego słowa”. A ja jej na to odpowiedzialem: „Niech to pani spali”. Była oburzona: „Jak to, mam spalić słowa Pana Jezusa?!”. „Tym bardziej spalić! – powiedziałem. Wierzymy tylko w to, co jest objawione.