Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmierć między wierszami - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
12 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmierć między wierszami - ebook

Witaj w księgarni Spines! Jakiej książki szukasz?

Aspołeczna, niebudząca sympatii księgarka o ksywce Pluskwa woli zamykać się w świecie lektur i podcastów o mrocznych umysłach seryjnych morderców, niż odpowiadać na przewidywalne i męczące pytania klientów.

Pewnego dnia w księgarni, w której pracuje, zostaje zatrudniona charyzmatyczna i pisząca poezję Laura, stanowiąca całkowite przeciwieństwo Pluskwy. Ta jednak dostrzega w niej bratnią duszę i za wszelką cenę stara się zbliżyć do nowej koleżanki. Choć Laura trzyma dziewczynę na dystans, niezrażona Pluskwa zaczyna szperać w jej przeszłości i odkrywa rodzinną tragedię.

Gdy uświadamia sobie, że natknęła się na autentyczną historię true crime, jej zainteresowanie Laurą przeradza się w niebezpieczną obsesję…

Śmierć między wierszami to intrygująca książka przepełniona mroczną atmosferą i bolesnymi wspomnieniami z dzieciństwa. Autorka stawia pytania dotyczące fascynacji true crime oraz etyczności dzielenia się opowieściami, które należą do kogoś innego.

Sięgnij po tę książkę, jeżeli lubisz:

- true crime

- akcję osadzoną w księgarni i przepełnioną książkami

- motyw obsesji i niezdrowej fascynacji

- serial YOU

- powieść Yellowface

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-6704-0
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Laura Bun­ting. Jej na­zwi­sko ko­ja­rzyło mi się z gar­den party, Wim­ble­do­nem i we­se­lami człon­ków ro­dziny kró­lew­skiej. Ze sta­ro­mod­nymi her­ba­ciar­niami, bry­tyj­skim Blitz spi­rit, bi­be­lo­tami wy­sta­wio­nymi na sprze­daż w ja­snych sal­kach pa­ra­fial­nych. Z jar­mar­kami, kier­ma­szami do­bro­czyn­nymi i tymi wszyst­kimi pier­do­lo­nymi lo­te­riami fan­to­wymi.

Blada skóra, ja­sne równo ob­cięte włosy, orze­chowe oczy. Syl­wetka o krą­głych kształ­tach, nie­całe metr sześć­dzie­siąt pięć wzro­stu. Kon­ste­la­cje cze­ko­la­do­wych pie­przy­ków na klatce pier­sio­wej, szyi i ra­mio­nach. Srebrny kol­czyk w le­wym noz­drzu, ma­lutka bli­zna na prawo od dol­nej wargi, gdzie rów­nież mu­siała być kie­dyś prze­kłuta. Ra­miona i łydki po­kryte wy­bla­kłymi nie­ory­gi­nal­nymi ta­tu­ażami: ko­twicą, sy­reną, roz­kwi­tłą różą. Dwie ja­skółki z roz­po­star­tymi skrzy­dłami pi­ku­jące z ra­mion ku sercu. Bu­kie­cik la­wendy na we­wnętrz­nej stro­nie jed­nego z nad­garst­ków.

Laura, ze swo­imi vin­tage’owymi su­kien­kami, be­re­tami, szkar­łatną szminką. Ze skrę­ca­nymi pa­pie­ro­sami, za­wsze oto­czona aro­ma­tem ró­ża­nych per­fum.

Laura, ze swoją po­ezją.

Laura, ze swoją tra­ge­dią.

Och, jakże reszta ze­społu uwiel­biała tę swoją naj­droż­szą Lau­ru­nię. Nie było ni­czego, czego by się nie pod­jęła, ża­den dział nie był jej straszny. Eko­no­mia i biz­nes? Z przy­jem­no­ścią. Hi­sto­ria? Ła­twi­zna. Naj­nud­niej­sze za­ję­cia wy­ko­ny­wała w nie­skry­waną ra­do­ścią: usta­wiała przy wej­ściu po­rzu­cone w skle­pie wózki, omet­ko­wy­wała kar­tony za­ba­wek, roz­sta­wiała na re­ga­łach naj­bar­dziej ni­szowe książki.

Z od­ku­rza­nia głów­nej sali w nie­dzielny po­ra­nek czy­niła po­kaz szyb­kiego, zwiew­nego walca, prze­ry­wa­nego krót­kimi in­ter­wa­łami, pod­czas któ­rych wy­łą­czała elek­tro­luks, żeby za­mie­nić dwa słowa lub po­śmiać się z klien­tami. Wy­da­wało się, że każ­demu ma coś do po­wie­dze­nia: to ja­kiś zro­zu­miały tylko dla niego żar­cik, to wy­zna­nie, że my­ślała o nim w ty­go­dniu. Wszy­scy od­no­sili się do niej w taki spo­sób, jakby po­ja­wiła się w pracy po dłu­giej nie­obec­no­ści, a oni wy­cze­ki­wali z utę­sk­nie­niem jej po­wrotu.

Pra­co­wa­ły­śmy ra­zem, nie­mniej Laura była zbyt aro­gancka, żeby po­głę­bić na­szą zna­jo­mość. W kon­tak­tach ze mną ogra­ni­czała się do oschłych ski­nień głowy i zdaw­ko­wych uwag wy­gła­sza­nych przez za­ci­śnięte usta. Kiedy na mnie pa­trzyła, na jej twa­rzy ma­lo­wał się za­wsze wy­raz nie­skry­wa­nej nie­chęci. Zby­wała po­dej­mo­wane przeze mnie próby za­cie­śnie­nia więzi, nie in­te­re­so­wało ją to, co może nas łą­czyć. Kiedy pra­co­wa­ły­śmy na tej sa­mej zmia­nie, przez więk­szość czasu wy­da­wała się w ogóle mnie nie za­uwa­żać. Prze­cho­dziła koło kasy, nie zer­ka­jąc na­wet w moją stronę.

Znik­nęła przed Bo­żym Na­ro­dze­niem. Z mo­jej winy.Plu­skwa

Neo­nowe świa­tła ota­cza­jące ko­pułę klubu Bri­xton Aca­demy lśniły ni­czym wy­mio­ciny z Eg­zor­cy­sty. Było parę mi­nut po osiem­na­stej i nor­malsi za­częli się już usta­wiać w ko­lejkę – sze­roką aortę, która wy­bie­gała za róg i zni­kała w na­ra­sta­ją­cych ciem­no­ściach gdzieś za prze­peł­nio­nymi kon­te­ne­rami na od­pady, ster­tami zgnie­cio­nych kar­to­nów i pla­mami mo­czu spły­wa­ją­cego w stronę kra­tek ka­na­li­za­cyj­nych.

We wspo­mnia­nej aor­cie po­two­rzyły się za­krzepy z dziew­czyn, które stały po­grą­żone w roz­mo­wie, pod­ma­lo­wu­jąc usta szminką i pstry­ka­jąc so­bie ra­do­sne sel­fie z dziób­kami. Były z ka­te­go­rii tych, które drążą z eks­cy­ta­cji na myśl o za­koń­cze­niu lata i wpro­wa­dze­niu przez Star­bucksa no­wego je­sien­nego menu, o tym, że przy­szedł czas na no­sze­nie chu­s­tek za­mo­ta­nych wo­kół szyi, raj­stop i skó­rza­nych bot­ków. W dzi­siej­szych cza­sach je­sie­niary za­słu­chują się w pod­ca­stach true crime. Ten ga­tu­nek wszedł do ma­in­stre­amu, a je­sie­niary uwiel­biają przy­kla­ski­wać wszyst­kiemu, co wy­daje się ory­gi­nalne, choć tak na­prawdę zdą­żyło się już upo­wszech­nić. Drag qu­eens, Hal­lo­ween, astro­lo­gii – tego typu pier­do­łom.

Za­bój­cze La­ski przy­cią­gały inną wi­dow­nię niż ka­pele me­ta­lowe, na które zwy­kle cho­dzi­łam do Bri­xton Aca­demy. Le­piej czuję się w oto­cze­niu po­wy­cie­ra­nych kur­tek mo­to­cy­klo­wych i gla­nów niż su­kie­nek z Zary i de­si­gner­skich to­re­bek.

Sta­nę­łam na końcu ko­lejki za dwoma dziew­czy­nami, które wy­glą­dały na nor­malne stu­dentki. Miały dłu­gie cien­kie włosy i były ubrane zgod­nie z iro­nicz­nym szy­kiem ro­dem ze sklepu cha­ry­ta­tyw­nego. Jedna miała na so­bie luźną ko­szulę w szkocką kratę i dość ohydne oku­lary z lat osiem­dzie­sią­tych, które sko­ja­rzyły mi się z Jef­freyem Dah­me­rem, a druga – czarną ko­szulkę ozdo­bioną na­pi­sem wy­ko­na­nym dziew­czyń­ską ró­żową czcionką: „Czy se­ryjni mor­dercy my­ślą o mnie rów­nie czę­sto, jak ja o nich?”.

– Je­żeli opo­wie­dzą o Te­dzie Bun­dym – po­wie­działy Oku­lary Dah­mera do ko­le­żanki – to nor­mal­nie, kurwa, zejdę.

– Prze­cież opo­wia­dały już o Te­dzie Bun­dym – od­parła tamta. – Ze dwa lata temu.

– No wiem, ale tyle się od tego czasu po­działo.

Niby od kiedy tyle się po­działo?, na­je­ży­łam się w my­ślach. Ted Bundy nie żył, zo­stał stra­cony na krze­śle elek­trycz­nym na Flo­ry­dzie w 1989 roku. Te nie­do­ro­bione fanki nie miały po­ję­cia, o kim mó­wią. Prych­nę­łam szy­der­czo, a one od­wró­ciły się do mnie z za­sko­czo­nymi mi­nami. Z iden­tycz­nym wy­ra­zem po­gardy na twa­rzach przy­su­nęły wzro­kiem po mo­ich fio­le­to­wych wło­sach, ubra­niu i ge­ne­ral­nie mrocz­nej au­rze.

– Co ta­kiego? – wark­nęły Oku­lary Dah­mera.

– Ted Bundy nie żyje – po­wie­dzia­łam po­woli, jak­bym tłu­ma­czyła coś przy­głu­powi – od ja­kichś trzy­dzie­stu lat.

Dziew­czyny spoj­rzały na sie­bie nie­pew­nie, po czym Oku­lary Dah­mera za­py­tały:

– No i?

– To, że, re­ali­stycz­nie rzecz bio­rąc, co no­wego mo­gło się przy­da­rzyć nie­ży­wemu go­ściowi? – Po­pły­nę­łam w sar­kazm, ale za­raz po­tem po­czu­łam ukłu­cie nie­po­koju. A je­żeli rze­czy­wi­ście coś się wy­da­rzyło? Je­żeli od­kryto ja­kiś nowy wą­tek, ja­kąś nową in­for­ma­cję, a ja to prze­ga­pi­łam? Z na­ra­sta­jącą eks­cy­ta­cją na­chy­li­łam się do dziew­czyn. – Za­raz, coś się jed­nak wy­da­rzyło? Po­wią­zali go z ja­kąś nie­wy­ja­śnioną sprawą?

– Mó­wi­łam o fil­mie – wy­ja­śniła ta pierw­sza i cof­nęła się o krok. Jej przy­ja­ciółka cała się roz­pro­mie­niła, a ze mnie uszło po­wie­trze.

– Ach, z Za­kiem Efro­nem!

– No wła­śnie!

Wy­ja­śniw­szy sprawę, od­wró­ciły się do mnie ple­cami i za­częły da­lej roz­ma­wiać o Pod­łym, okrut­nym, złym, tyle że te­raz mó­wiły znacz­nie bar­dziej przy­ci­szo­nymi gło­sami. Ża­ło­wa­łam, że sama nie przy­szłam w to­wa­rzy­stwie, że nie mam brat­niej du­szy, do któ­rej mo­gła­bym za­szcze­bio­tać głu­pim dziew­czyń­skim gło­si­kiem: „Mam na­dzieję, że wspo­mną o Zacu Efro­nie!” i z którą za­raz po­tem stłu­mi­ły­by­śmy zło­śliwy śmiech.

Za­miast tego pod­łą­czy­łam słu­chawki i pu­ści­łam so­bie po­now­nie od­ci­nek z po­przed­niego dnia. Zwy­kle słu­cha­łam każ­dego pro­gramu dwa razy, po­nie­waż za pierw­szym za­wsze coś prze­ga­pia­łam. Za­bój­cze La­ski nie na­gry­wają pod­ca­stów na pod­sta­wie pre­cy­zyj­nych sce­na­riu­szy, za­cho­wują się dość spon­ta­nicz­nie, a wszyst­kie spo­tka­nia z wi­dow­niami z trasy są w ja­kiś spo­sób wy­jąt­kowe. Tylko jedno wrzu­cają po­tem do sieci, więc je­żeli nie pój­dzie się na wszyst­kie wy­stępy, czło­wiek może coś prze­ga­pić. Je­dy­nym spo­so­bem, żeby tego unik­nąć – nie stra­cić żad­nej hi­sto­ryjki, aneg­doty, żad­nego dow­cipu czy szcze­gółu ja­kie­goś mor­der­stwa – było po­ja­wia­nie się na moż­li­wie wielu spo­tka­niach. Za­wsze ma­rzy­łam o tym, żeby po­je­chać za nimi w trasę, obej­rzeć je do­dat­kowo w Bir­ming­ham lub Man­che­ste­rze, a nie tylko w Lon­dy­nie, ale bi­lety były ma­sa­krycz­nie dro­gie, a ja ni­gdy nie mam dość kasy, żeby ku­pić wię­cej niż je­den.

Ko­lejka drgnęła – ob­sługa za­częła wpusz­czać fa­nów do środka. Kiedy do­szłam do wej­ścia, unio­słam te­le­fon w stronę ochro­nia­rza – co naj­mniej metr dzie­więć­dzie­siąt, ogo­lony na łyso – który ze­ska­no­wał mój e-bi­let. Ob­szu­kała mnie ży­la­sta ko­bieta o po­marsz­czo­nej twa­rzy i ufar­bo­wa­nych na rudo, upię­tych w ku­cyk wło­sach. Zaj­rzała do mo­jej to­rebki, jakby się spo­dzie­wała, że pró­buję prze­my­cić do środka bu­telkę pro­secco czy ja­kiś inny syf, który piją nor­malsi, kiedy pró­bują się do­brze ba­wić.

Fanki Bundy’ego znik­nęły w tłu­mie, za­nim mia­łam oka­zję się do nich do­cze­pić. Na­wet je­śli od przy­słu­chi­wa­nia się ba­nal­nej roz­mo­wie tej dwójki mój mózg za­czął ule­gać przy­śpie­szo­nej atro­fii, ge­ne­ral­nie lu­bię cho­dzić za ludźmi. Ule­ga­łam cza­sem tej prze­moż­nej po­trze­bie, jak by się wy­ra­ził sam Bundy, jako że ukrad­kowe po­dą­ża­nie za kimś da­wało mi po­czu­cie celu. Zda­rzało mi się cho­dzić po skle­pie za klien­tami tylko po to, żeby spraw­dzić, jak długo je­stem w sta­nie to ro­bić, za­nim się zo­rien­tują. Cza­sami śle­dzi­łam ob­cych lu­dzi na ulicy, żeby zo­ba­czyć, co ro­bią, do­kąd zmie­rzają. Gdzie żyją.

Czu­łam się wy­jąt­kowo sa­motna, idąc przez foyer. Wo­kół pach­niało dro­ge­rią: mie­sza­niną per­fum i dez­odo­ran­tów, la­kie­rów do wło­sów i kre­mów. Roz­ga­dane ko­biety stały w grup­kach z ku­pio­nymi w ba­rze bu­te­lecz­kami ró­żo­wego wina i pla­sti­ko­wymi kub­kami, na­wo­łu­jąc się i za­rzu­ca­jąc so­bie ręce na szyje w uda­wa­nych ge­stach sym­pa­tii. Prze­ci­ska­łam się mię­dzy nimi, wy­chwy­tu­jąc strzępki roz­mów. O se­ryj­nych mor­der­cach mó­wiły w taki spo­sób, jakby to byli ich przy­ja­ciele, in­flu­en­ce­rzy, pio­sen­ka­rze.

– Nil­sen? Kom­plet­nie mi się prze­jadł.

– W tym roku wszy­scy wzięli się za Man­sona.

– Słowo daję, je­żeli opo­wie­dzą o Ku­bie Roz­pru­wa­czu, to chyba się po­tnę.

– Ktoś po­wi­nien wresz­cie po­rząd­nie omó­wić Ge­ina.

Ogromna ko­lek­cja T-shir­tów roz­wie­szona przy stole z ga­dże­tami przy­cią­gnęła rze­szę fa­nek, które brzę­czały wo­kół nich jak stado much nad płyt­kim gro­bem. Wsko­czy­łam w ten młyn i sto­su­jąc stra­te­gię roz­py­cha­nia się łok­ciami i na­stę­po­wa­nia na buty, do­tar­łam na sam przód. Wy­szłam stam­tąd z dwiema ko­szul­kami z logo Za­bój­czych La­sek, ema­lio­waną przy­pinką, ze­sta­wem pocz­tó­wek i czapką be­anie – cał­kiem nie­zły utarg. Ga­dżety za­wsze wy­prze­dają się na długo przed koń­cem spo­tka­nia. W su­mie wy­da­łam po­nad sie­dem­dzie­siąt fun­tów, ale po­trak­to­wa­łam to jako wcze­sny pre­zent bo­żo­na­ro­dze­niowy. Zresztą dla od­miany by­łam aku­rat przy ka­sie. Prze­ci­snę­łam się przez tłum na salę kon­cer­tową, po­ka­za­łam e-bi­let ja­kiejś mło­dej ko­bie­cie z wło­sami pod­go­lo­nymi po bo­kach, która wska­zała moje miej­sce w pra­wej czę­ści wi­downi. Za­trzy­ma­łam się jesz­cze w ba­rze, żeby ku­pić dwie puszki cy­dru Dark Fru­its, po czym od­szu­ka­łam swoje miej­sce. Sie­dzące po obu stro­nach ko­biety ob­rzu­ciły mnie po­bież­nym spoj­rze­niem, po czym wró­ciły do roz­mowy z przy­ja­ciół­kami. Pier­do­lone suki. Roz­sia­dłam się, otwo­rzy­łam pierw­szą puszkę i po­cią­gnę­łam słodki łyk ciem­nego je­ży­no­wego cy­dru.

Za­bój­cze La­ski po­ja­wiły się na sce­nie chwilę po dzie­więt­na­stej trzy­dzie­ści i zo­stały po­wi­tane grom­kimi bra­wami. Clau­dia wy­glą­dała pięk­nie w czar­nym we­lu­rze. Jej dłu­gie rude loki po­ły­ski­wały mie­dzia­nymi od­cie­niami w świe­tle re­flek­to­rów. Unio­sła obie ręce nad głowę i po­ma­chała. Sze­ro­kie rę­kawy bluzki zmarsz­czyły się jak u wdowy z epoki wik­to­riań­skiej. Z ko­lei Sa­rah grała rolę bun­tow­niczki w bia­łej ko­szulce z pod­wi­nię­tymi rę­ka­wami od­sła­nia­ją­cymi ta­tu­aże, żół­tych dżin­sach w kratę i nie­zasz­nu­ro­wa­nych czar­nych mar­ten­sach z żół­tym szwem. Od razu po­sta­no­wi­łam, że spró­buję upo­lo­wać do­kład­nie taką parę na eBayu: czarne z żółtą nitką, mocno zno­szone i po­prze­cie­rane. Z wi­downi do­bie­gały po­hu­ki­wa­nia i okrzyki, które od­bi­jały się echem od ścian sta­rego te­atru. Dziew­czyny uśmie­chały się i ma­chały, mru­żąc oczy w ja­snych świa­tłach sceny.

– Damy czadu! – za­wo­łała Sa­rah ze swoim moc­nym po­łu­dnio­wym ak­cen­tem, wy­cią­ga­jąc do góry po dwa palce każ­dej dłoni w ge­ście dia­bel­skich ro­gów. – Jak leci, Lon­dyn?

Wi­dow­nia kla­skała i po­krzy­ki­wała. Za­bój­cze La­ski jesz­cze chwilę pła­wiły się w tych wy­ra­zach uwiel­bie­nia, po czym roz­po­częły pro­gram. Usia­dły na wy­so­kich krze­słach po dwóch stro­nach stołu z no­tat­kami, bu­tel­kami z wodą i pi­wem.

Ich wy­stępy za­wsze za­czy­nały się w ten sam spo­sób: krótką po­ga­wędką o po­dróży, pa­roma aneg­do­tami i żar­ci­kami po­ka­zu­ją­cymi sio­strzaną na­turę ich re­la­cji. Ot, kilka barw­nych de­tali pod­su­mo­wu­ją­cych do­tych­cza­sowe do­świad­cze­nia z trasy – zu­peł­nie jakby fani nie śle­dzili każ­dego ru­chu Za­bój­czych La­sek w in­ter­ne­cie.

– To po­słu­chaj­cie – po­wie­działa Sa­rah do mi­kro­fonu kon­spi­ra­cyj­nym szep­tem, na­chy­la­jąc się nad nim. – Sły­sze­li­ście kie­dyś o Du­si­cielu ze Stow?

Przez salę prze­to­czyła się ka­skada braw, a moim cia­łem wstrzą­snął dreszcz eks­cy­ta­cji, jakby prze­pły­nął przez nie ła­du­nek elek­tryczny o mocy zdol­nej obu­dzić umar­laka. Wy­pro­sto­wa­łam się w fo­telu, na­chy­li­łam do przodu i stłu­mi­łam prze­możne pra­gnie­nie unie­sie­nia do góry ręki i za­wo­ła­nia: „Ja tak, ja sły­sza­łam!”.

Mó­wiła głów­nie Sa­rah. Po­my­liła kilka fak­tów, ale wy­ba­czy­łam jej to, po­nie­waż jest z No­wego Or­le­anu i nie wie na przy­kład, że Lon­dyn jest po­dzie­lony na gminy, a nie na dziel­nice czy okręgi, i że na me­tro mó­wimy tube, a nie sub­way. Obie na­mie­szały też tro­chę w kwe­stii Wal­tham­stow Vil­lage, którą naj­wy­raź­niej uznały za fak­tyczną wieś pod Lon­dy­nem, a nie wy­jąt­kowo ma­low­ni­czą miesz­kalną część Wal­tham­stow.

Nie­mniej do­brze od­dały istotę ca­łej hi­sto­rii, a prze­cież wła­śnie to się li­czyło. Sa­rah me­to­dycz­nie zre­la­cjo­no­wała prze­bieg wy­da­rzeń. Wszystko za­częło się w czerwcu 2009 roku. Tego su­chego, cie­płego lata zgi­nęło pięć ko­biet. Każda zo­stała za­ata­ko­wana przez nie­zna­jo­mego, który udu­sił ją sznur­kiem za­dzierz­gnię­tym na szyi.

Tylko po­bież­nie omó­wiły bio­gra­fie ofiar, a ja wier­ci­łam się w fo­telu, nie mo­gąc się do­cze­kać naj­lep­szego ka­wałka. To, kim były tamte ko­biety, skąd po­cho­dziły i w jaki spo­sób zna­la­zły się póź­nym wie­czo­rem w Wal­tham­stow Vil­lage, nie miało tak na­prawdę więk­szego zna­cze­nia. Te de­tale zlały mi się w jedną ca­łość. Uszu nad­sta­wi­łam na­prawdę do­piero wtedy, kiedy dziew­czyny za­częły szcze­gó­łowo opi­sy­wać oko­licz­no­ści każ­dego z tych zgo­nów: po­ła­mane pa­znok­cie, sińce, ślady sza­mo­ta­niny.

Pierw­szą ofiarę zna­la­zła na cmen­ta­rzu przy ko­ściele Świę­tej Ma­rii osoba wy­pro­wa­dza­jąca wcze­snym ran­kiem psa – ko­bieta le­żała jakby po­grą­żona we śnie na jed­nym ze sta­rych, spę­ka­nych na­grob­ków. Na drugą, po­rzu­coną na traw­niku przed An­cient Ho­use – drew­nia­nej bu­dowli z XV wieku, na­tknęli się ja­cyś nocni im­pre­zo­wi­cze. Trze­cia zo­stała od­na­le­ziona na Ko­ściel­nej Dróżce bie­gną­cej za Ve­stry Ho­use, a ko­lejna – po­now­nie na cmen­ta­rzu, tym ra­zem pod mu­rem ko­ścioła.

– Czy mo­żemy za­trzy­mać się na chwilę nad cu­dow­nymi na­zwami tych miejsc? – Clau­dia aż roz­pro­mie­niła się nad ab­sur­dal­no­ścią tej su­ge­stii.

– Co nie? Na przy­kład taki Octowy Za­ułek? – przy­tak­nęła Sa­rah. – Z ja­kich cza­sów po­cho­dzi ta na­zwa? Ja­kiejś plagi?

Od­ży­wały we mnie ko­lejne wspo­mnie­nia – za­pa­da­jący zmrok, wy­lud­nione ulice, stu­kot wy­so­kich ob­ca­sów na ka­mie­niach, po­wie­trze gę­ste od groźby let­niego desz­czu. Jakże szybko do­ra­sta­ły­śmy tam­tego lata. Jako czter­na­sto­latka uczy­łam się po­ru­szać w świe­cie jako ko­bieta, świ­dro­wać wzro­kiem cie­nie, oglą­dać się przez ra­mię, wy­pa­try­wać ob­cych, któ­rzy mo­gli kryć się za krza­kami lub za­par­ko­wa­nymi sa­mo­cho­dami.

– Jakże bez­bronne oka­zały się te ko­biety, prawda? – stwier­dziła Sa­rah z chłod­nym prze­ko­na­niem. – Za­wio­dły się na spo­łe­czeń­stwie, na swoim pań­stwie, a po­tem za­wio­dły się na po­li­cjan­tach, któ­rzy mieli w du­pie ko­lejne zgony i nie prze­pro­wa­dzili śledz­twa jak na­leży. Te ko­biety za­wio­dły się na wszyst­kich in­sty­tu­cjach, które po­winny je wspie­rać.

– Ale wszystko to miało się zmie­nić – po­wie­działa Clau­dia z błysz­czą­cymi od eks­cy­ta­cji oczami – kiedy Du­si­ciel ze Stow za­ata­ko­wał Ka­rinę Cor­do­van.

Ka­rinę Cor­do­van, ostat­nią ofiarę Du­si­ciela ze Stow, zna­le­ziono w Octo­wym Za­ułku, z pę­tlą wciąż za­ci­śniętą na szyi. Nie była bez­domną al­ko­ho­liczką, nar­ko­manką ani pro­sty­tutką, tylko biz­ne­swo­man, matką, ak­tywną człon­ki­nią lo­kal­nej spo­łecz­no­ści, która wy­szła w nocy po­bie­gać. Jej śmierć stała się koń­cem za­bójstw i po­cząt­kiem śledz­twa.

– Zu­peł­nie jakby wszy­scy na­gle zro­zu­mieli, że po­winni zła­pać skur­wiela, za­nim za­bije ko­lejną ofiarę – po­wie­działa Sa­rah.

Przed­sta­wiła swoją hi­po­tezę, dla­czego śledz­two nie przy­nio­sło wcze­śniej re­zul­ta­tów. Mó­wiła o cią­głych prze­rwach, o braku za­in­te­re­so­wa­nia, nie­ogar­nię­tych po­li­cjan­tach i skan­dalu z utratą na­gra­nia z ka­mer mo­ni­to­ringu, o braku pew­no­ści, czy za tymi wszyst­kimi mor­der­stwami stoi ten sam męż­czy­zna. Clau­dia wzięła na sie­bie rolę ad­wo­kata dia­bła, wska­zu­jąc na słabe punkty w ar­gu­men­ta­cji Sa­rah. W tej dość żar­to­bli­wej de­ba­cie po­ru­szyły wszyst­kie aspekty sprawy, mimo że cała wi­dow­nia do­sko­nale znała jej wy­nik – wie­dzia­ły­śmy, że sprawcą oka­zał się Lee Frost, wie­dzia­ły­śmy, że był po­li­cjan­tem, wie­dzia­ły­śmy, że do­stał do­ży­wo­cie za za­mor­do­wa­nie Ka­riny Cor­do­van i trzech z czte­rech po­zo­sta­łych ofiar i że gnił ak­tu­al­nie za kra­tami w wię­zie­niu Fran­kland. Kiedy pro­wa­dzące po­dały tę in­for­ma­cję, nie­które dziew­czyny za­częły bić brawo i wi­wa­to­wać, zu­peł­nie jakby sły­szały tę hi­sto­rię po raz pierw­szy. Po­czu­łam za­że­no­wa­nie, wi­dząc tak nie­skry­waną de­mon­stra­cję igno­ran­cji. Każdy sza­nu­jący się fan true crime zna tę hi­sto­rię.

– Dla mnie ta sprawa spro­wa­dza się do jed­nego – oznaj­miła Sa­rah w taki spo­sób, w jaki za­wsze wy­gła­szała pod­su­mo­wa­nia: po­woli, z roz­my­słem, au­to­ry­ta­tyw­nym to­nem. Czyżby mi­nęła już cała go­dzina? Za­bój­cza La­ska od­sta­wiła pu­stą bu­telkę po pi­wie na blat i po­wstała. – W dwa ty­siące dzie­wią­tym roku ko­bieta stra­ciła ży­cie, a po­li­cjanci nie ru­szyli pal­cem w bu­cie, żeby zna­leźć męż­czy­znę, który ją za­bił, po­nie­waż nie po­strze­gali ofiary jako osoby god­nej więk­szej uwagi. Przez to, że nie zła­pali tego gnoja szyb­ciej, zgi­nęła ko­lejna ko­bieta, a po­tem trze­cia, czwarta i osta­tecz­nie piąta. Cztery ko­lejne ko­biety po­szły do pia­chu, cztery inne ro­dziny prze­żyły tra­ge­dię.

Na wi­downi roz­le­gło się kilka okrzy­ków nie­za­do­wo­le­nia i gwiz­dów.

– Ten pier­do­lony chuj ma dzieci – cią­gnęła. Jej uma­lo­wane kay­alem oczy po­ły­ski­wały od łez, które jed­nak nie po­pły­nęły, bo choć mó­wiła z pa­sją, nad smut­kiem brała górę wście­kłość. – Bę­dzie miał oka­zję oglą­dać, jak do­ra­stają, bę­dzie mógł prze­ży­wać ko­lejne święta Bo­żego Na­ro­dze­nia, ich uro­dziny, a pew­nego dnia, kto wie, może na­wet od­zy­ska wol­ność i bę­dzie mógł po­now­nie za­bić.

Przez moje ciało prze­biegł dreszcz roz­ko­szy. Po­chy­li­łam się, żeby bez­gło­śnie wy­po­wie­dzieć jed­no­cze­śnie z nią słowa, któ­rymi koń­czył się każdy pro­gram.

– Ale po­słu­chaj, gnido, skur­wielu je­den – za­częła, po­wta­rza­jąc jedną z wer­sji man­try. – Do­póki ży­jemy, nie prze­sta­niemy mó­wić o tym, co zro­bi­łeś. Ni­gdy nie bę­dziesz wolny, my ni­gdy nie za­po­mnimy i... – Sa­rah unio­sła rękę w górę i po­now­nie wy­cią­gnęła dwa palce w ge­ście dia­bel­skich ro­gów. Wszyst­kie wzię­ły­śmy jed­no­cze­śnie głę­boki od­dech i wy­krzy­cza­ły­śmy chó­rem ostat­nie cztery słowa: – Do zo­ba­cze­nia w piekle!

Grom­kie brawa prze­to­czyły się przez salę jak bu­rza. Ko­biety kla­skały, tu­pały, wyły z ra­do­ści, gwiz­dały, wrzesz­czały, a ja by­łam tam z nimi, wy­jąc, gwiż­dżąc i wrzesz­cząc jako jedna z wielu, zjed­no­czona z tłu­mem.

– Je­ste­śmy Za­bój­czymi La­skami! – za­wo­łała Clau­dia do mi­kro­fonu. Jej głos prze­bił się przez zgiełk ni­czym dud­nie­nie dzwonu. – A wy by­ły­ście cu­downe! Ko­chamy was, ko­chamy Lon­dyn. Dzię­ku­jemy! Do­bra­noc!

Okla­ski wzmo­gły się i osią­gnęły apo­geum, a kiedy grupka dziew­czyn z przodu ze­rwała się na nogi, do­łą­czy­łam do nich, bi­jąc brawo z ta­kim za­pa­łem, aż moje dło­nie zro­biły się go­rące i za­częły piec. Tu­pa­łam tak mocno, że mo­gło się wy­da­wać, jakby cała sala miała się za­wa­lić pod cię­ża­rem na­szego uwiel­bie­nia, na­szej pa­sji, na­szej żą­dzy spra­wie­dli­wo­ści.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

  • Kasacja
    Kasacja
    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Format: EPUB MOBI
    Zabezpieczenie: Watermark Virtualo
    Kategoria: Kryminał
    Manipulacje, intrygi i bezwzględny, ale też fascynujący prawniczy świat…
    39,90 zł
    39,90 zł
  • Zaginięcie
    Zaginięcie
    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Format: EPUB MOBI
    Zabezpieczenie: Watermark Virtualo
    Kategoria: Kryminał
    Trzyletnia dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego bogatych rodziców. Alarm przez całą noc był włączony, a okna i drzwi zamknięte.
    39,90 zł
    39,90 zł
  • Rewizja
    Rewizja
    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Format: EPUB MOBI
    Zabezpieczenie: Watermark Virtualo
    Kategoria: Kryminał
    Żona i córka robotnika z Ursynowa giną tragicznie w niewyjaśnionych okolicznościach. Ich polisa na życie jest tak duża, że towarzystwo ubezpieczeniowe nie spieszy się z jej wypłaceniem.
    39,90 zł
    39,90 zł
  • Immunitet
    Immunitet
    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Format: EPUB MOBI
    Zabezpieczenie: Watermark Virtualo
    Kategoria: Kryminał
    Najmłodszy w historii sędzia Trybunału Konstytucyjnego zostaje publicznie oskarżony o zabójstwo człowieka, z którym nic go nie łączy.
    39,90 zł
    39,90 zł
  • Inwigilacja
    Inwigilacja
    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Format: EPUB MOBI
    Zabezpieczenie: Watermark Virtualo
    Kategoria: Kryminał
    Chłopak, który zaginął kilkanaście lat temu na wakacjach w Egipcie, odnajduje się na jednym z warszawskich osiedli.
    39,90 zł
    39,90 zł

Kategorie: