Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmierć Prometeusza, albo lewą marsz! O marksizmie kulturowym - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 marca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Śmierć Prometeusza, albo lewą marsz! O marksizmie kulturowym - ebook

Książka Roberta Kościelnego znanego z łamów choćby "Warszawskiej Gazety" dobitnie ukazuje, że poza wszystkimi mniej lub bardziej ważnymi kwestiami społeczno-politycznymi, trwa systematyczna, skoordynowana, zaplanowana i nieustająca wojna wypowiedziana cywilizacji łacińskiej. Wojna, która toczy się na naszych oczach.

Jak sprawić, aby nóż, narzędzie zbrodni, nie zdradził swym przyszłym ofiarom celu do osiągnięcia którego zostanie użyty? Należy umieścić go między łyżką a widelcem, wówczas jako element zestawu sztućców doskonale ukryje, że w rzeczywistości stanowi telum occidendi. I o nim właśnie, czyli o starym i skompromitowanym na wieczne czasy marksizmie,  oraz o mechanizmach ukrywania go w platerowym kostiumie zakłamanych, choć pięknie brzmiących idei oraz haseł trucizn, jest ta książka

Robert Kościelny (ur. 1962) – historyk i publicysta. Autor książek, m.in. Rzeczpospolita oskarżanych narodów, Szczecin 2003, Przedmurze chrześcijaństwa, Kraków 2013, Wiosna wolnych Polaków. Wersja szczecińska, Warszawa 2017. Publikacje o charakterze naukowym m.in. w „Kwartalniku Historycznym”, „Przeglądzie Humanistycznym”, „Naszej Przeszłości”. Jako komentator polityczno-społeczny współpracuje z „Warszawską Gazetą”, natomiast artykuły popularnonaukowe  zamieszcza w  „Wiedzy i Życiu”, „Świecie Wiedzy” oraz magazynie „Focus Historia”. Mieszka w Szczecinie.

Kilka lat po rewolucji bolszewickiej w Rosji, 21 marca 1925 r., Gilbert Keith Chesterton, słynny brytyjski pisarz, eseista, oraz wyborny polemista zmagający się z gnostycyzmem i komunizmem, zanotował, że nowe systemy komunistyczne „nie buntują się  przeciwko nienormalnej tyranii; buntują się przeciwko temu, co uważają za normalną tyranię – tyranię normalności”. „Nie buntują się przeciwko królowi” – pisał – „Buntują się przeciwko obywatelowi”.

Słowa amerykańskiego magazynu „Spectator”, opisującego współczesną Amerykę trawioną nowotworem poprawności politycznej, doskonale oddają obraz tych, którzy zbuntowali się przeciwko „tyranii normalności”. (...)

Również Józef Mackiewicz był przekonany o tym, że marksizm ma niezwykłe zdolności do przepoczwarzania się i mutacji, nie tracąc nic ze swej istoty. A istotę tej ideologii  oddał w słowach zawartych w powieści Kontra: „Katastrofa to nie śmierć połowy ludzkości w wojnie atomowej. Katastrofa to życie całej ludzkości pod panowaniem ustroju komunistycznego”.

Fragment książki

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65546-61-6
Rozmiar pliku: 951 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zamiast wstępu

Kilka lat po re­wo­lu­cji bol­sze­wic­kiej w Ro­sji, 21 mar­ca 1925 r., Gil­bert Ke­ith Che­ster­ton, słyn­ny bry­tyj­ski pi­sarz, ese­ista, oraz wy­bor­ny po­le­mi­sta zma­ga­ją­cy się z gno­sty­cy­zmem i ko­mu­ni­zmem, za­no­to­wał, że nowe sys­te­my ko­mu­ni­stycz­ne „nie bun­tu­ją się prze­ciw­ko nie­nor­mal­nej ty­ra­nii; bun­tu­ją się prze­ciw­ko temu, co uwa­ża­ją za nor­mal­ną ty­ra­nię – ty­ra­nię nor­mal­no­ści”. „Nie bun­tu­ją się prze­ciw­ko kró­lo­wi” – pi­sał – „Bun­tu­ją się prze­ciw­ko oby­wa­te­lo­wi”.

Sło­wa ame­ry­kań­skie­go ma­ga­zy­nu „Spec­ta­tor”, opi­su­ją­ce­go współ­cze­sną Ame­ry­kę tra­wio­ną no­wo­two­rem po­praw­no­ści po­li­tycz­nej, do­sko­na­le od­da­ją ob­raz tych, któ­rzy zbun­to­wa­li się prze­ciw­ko „ty­ra­nii nor­mal­no­ści”:

Ta qu­asi-re­li­gij­na ka­sta i jej ka­te­chizm róż­no­rod­no­ści kie­ru­ją obec­nie in­sty­tu­cja­mi na­ro­du. Nie tyl­ko w me­diach, aka­de­miach, re­kla­mie i roz­ryw­ce, ale tak­że w kor­po­ra­cjach, rzą­dach i woj­sku, ka­pe­la­ni róż­no­rod­no­ści eg­ze­kwu­ją nowe pra­wo ka­no­nicz­ne. Prze­ko­na­na o swo­jej spe­cjal­nej wi­zji mo­ral­nej ka­sta nie ma za­mia­ru ce­do­wać wła­dzy ani to­le­ro­wać wol­no­my­śli­cie­li. Jej za­da­niem jest wy­ko­rze­nie­nie i stłu­mie­nie he­re­ty­ków i tego co okre­śla­ją mia­nem nie­na­wi­ści oraz pro­pa­go­wa­nie ar­ty­ku­łów świę­tej wia­ry. W re­zul­ta­cie wol­ność su­mie­nia i na­uki znaj­du­je się pod wy­jąt­ko­wym ata­kiem. Pre­fe­ren­cje mię­dzy­ra­so­we, przy­wi­lej bia­łych, kul­tu­ra gwał­tu, zmia­ny do­mi­na­cji ra­so­wych, rów­ne wy­ni­ki ocen nie­za­leż­nie od wkła­du pra­cy i rze­czy­wi­stych zdol­no­ści i do­wol­na licz­ba zwod­ni­czych idei sta­ją się dok­try­ną in­sty­tu­cjo­nal­ną.

Z ko­lei Cid La­za­rou z „The Epoch Ti­mes” za­uwa­ża:

To, co kom­pli­ku­je spra­wę, to fakt, że le­wi­co­wa ide­olo­gia jest trud­na do usta­le­nia, mię­dzy in­ny­mi dla­te­go, że jej zwo­len­ni­cy ce­lo­wo za­ciem­nia­ją i wpro­wa­dza­ją w błąd od­no­śnie do na­tu­ry swych po­glą­dów. Nie jest to jed­nak je­dy­ny po­wód; ich ide­olo­gia ma być płyn­na, do­sto­so­wu­ją­ca się i zmie­nia­ją­ca wszę­dzie tam, gdzie jest to ko­niecz­ne, szcze­gól­nie w ob­li­czu po­raż­ki. Pod­czas gdy le­wi­cow­cy ni­g­dy nie przy­zna­ją się do tych nie­po­wo­dzeń, nie­uchron­nie ob­wi­nia­jąc o nie swo­ich prze­ciw­ni­ków, sta­li się eks­per­ta­mi w prze­cho­dze­niu od jed­ne­go celu do dru­gie­go bez ujaw­nia­nia swo­jej toż­sa­mo­ści.

Rów­nież Jó­zef Mac­kie­wicz był prze­ko­na­ny o tym, że mark­sizm ma nie­zwy­kłe zdol­no­ści do prze­po­czwa­rza­nia się i mu­ta­cji, nie tra­cąc nic ze swej isto­ty. A isto­tę tej ide­olo­gii od­dał w sło­wach za­war­tych w po­wie­ści Kon­tra: „Ka­ta­stro­fa to nie śmierć po­ło­wy ludz­ko­ści w woj­nie ato­mo­wej. Ka­ta­stro­fa to ży­cie ca­łej ludz­ko­ści pod pa­no­wa­niem ustro­ju ko­mu­ni­stycz­ne­go”.Roz­dział 1. Polska – pierwsza do walki z nihilizmem!

W sierp­niu 1920 r. bol­sze­wic­kie hor­dy – na­pły­wa­ją­ce z azja­tyc­kich ste­pów, ni­czym u za­ra­nia chrze­ści­jań­skiej Eu­ro­py Hu­no­wie czy póź­niej Awa­ro­wie, za­grze­wa­ne lu­do­bój­czą, prze­nik­nię­tą ja­dem de­struk­cji ide­olo­gią „na­uko­we­go ko­mu­ni­zmu” oraz le­ni­now­ską za­sa­dą „grab na­gra­blien­no­je” (czy­li ra­buj za­gra­bio­ne) – zo­sta­ły roz­gro­mio­ne przez woj­sko pol­skie. Jed­na z naj­więk­szych i naj­waż­niej­szych dla lo­sów świa­ta bi­twa war­szaw­ska, zwa­na Cu­dem nad Wi­słą, zo­sta­ła wy­gra­na przez obroń­ców cy­wi­li­za­cji ła­ciń­skiej. Cho­re ma­rze­nia hersz­tów po­wsta­łej dwa lata wcze­śniej Ro­sji bol­sze­wic­kiej, o tym aby ich ro­je­nia za­pa­no­wa­ły w ca­łej Eu­ro­pie, a póź­niej świe­cie, nie mo­gły się prze­to, wów­czas, zi­ścić.

Wcze­śniej przy­wód­ców za­ło­żo­nej w mar­cu 1919 r. tzw. III Mię­dzy­na­ro­dów­ki, lub Mię­dzy­na­ro­dów­ki Ko­mu­ni­stycz­nej zwa­nej też Ko­min­ter­nem (Kom­mu­ni­sti­cze­skij In­ter­na­cjo­nał), spo­tka­ły trzy do­tkli­we cio­sy. W stycz­niu 1919 r. zdu­szo­no w Niem­czech pró­bę ko­mu­ni­stycz­nej re­wol­ty w Ber­li­nie – zwa­nej „po­wsta­niem Związ­ku Spar­ta­ku­sa”. Była to or­ga­ni­za­cja ko­mu­ni­stycz­na Nie­miec, za­wia­dy­wa­na m.in. przez Różę Luk­sem­burg i Ju­lia­na Mar­chlew­skie­go, któ­ra prze­kształ­ci­ła się póź­niej w Ko­mu­ni­stycz­ną Par­tię Nie­miec, wcho­dzą­cą w skład Ko­min­ter­nu. Na po­cząt­ku maja 1919 r., po nie­speł­na mie­sią­cu ist­nie­nia, upa­dła Ba­war­ska Re­pu­bli­ka Rad, na cze­le któ­rej stał Eu­ge­ne Le­vi­ne, ko­mu­ni­sta po­cho­dze­nia ży­dow­skie­go. W tym krót­kim okre­sie cza­su uzbro­jo­ne ban­dy re­wo­lu­cyj­ne były w sta­nie za­pro­wa­dzić taki ter­ror, że wkrót­ce Le­vi­ne i jego „Re­pu­bli­ka” sta­ły się wśród miesz­kań­ców nie tyl­ko Mo­na­chium i Ba­wa­rii, ale ca­łych Nie­miec, sym­bo­lem so­wiec­kie­go re­żi­mu i bol­sze­wic­kiej bez­względ­no­ści.

W sierp­niu 1919 r., po pię­ciu mie­sią­cach ist­nie­nia, upa­dła inna „Re­pu­bli­ka Rad” – Wę­gier­ska. Był to dru­gi po Ro­sji bol­sze­wic­kiej twór mo­skiew­skich ko­mu­ni­stów. Bo­wiem o ile Le­vi­ne prze­jął wła­dzę w Ba­wa­rii po­nie­kąd wbrew cen­tra­li w Ber­li­nie (a co za tym idzie – rów­nież w Mo­skwie), o tyle Bela Kun zo­stał wy­sła­ny ze sto­li­cy świa­to­we­go pro­le­ta­ria­tu do Bu­da­pesz­tu oso­bi­ście przez Le­ni­na, aby tam ro­bić re­wo­lu­cję. „Będę kie­ro­wać dzia­łal­no­ścią sta­now­czo, po mark­si­stow­sku” – za­pew­niał Kun wo­dza re­wo­lu­cji (jak mó­wio­no o przy­wód­cy bol­sze­wic­kie­go pu­czu z li­sto­pa­da 1917 r.). Au­to­rzy Czar­nej księ­gi ko­mu­ni­zmu przy­po­mi­na­ją, że był to pierw­szy przy­pa­dek, kie­dy bol­sze­wi­cy mo­gli do­ko­nać „eks­por­tu” swo­jej re­wo­lu­cji¹. Za­nim rząd ko­mu­ni­stycz­ny upadł pod wpły­wem in­ter­wen­cji wojsk ru­muń­skich, zdą­żył utwo­rzyć try­bu­na­ły re­wo­lu­cyj­ne oraz wę­gier­ską Ar­mię Czer­wo­ną, jak też za­mknąć w wię­zie­niach swo­ich prze­ciw­ni­ków po­li­tycz­nych oraz roz­po­cząć pro­ces od­bie­ra­nia po­sia­da­czom ich wła­sno­ści, zwa­ny „na­cjo­na­li­za­cją” wiel­kich ma­jąt­ków ziem­skich i prze­my­sło­wych.

W tym cza­sie krwa­wo za­zna­czy­li się „Chłop­cy Le­ni­na”. Był to od­dział ter­ro­ry­stycz­ny mor­du­ją­cy Wę­grów uzna­nych za „wro­gów ludu”. Licz­bę ofiar tych, dzia­ła­ją­cych prze­cież nie­zbyt dłu­go, zbrod­nia­rzy li­czy się w set­kach. Ar­thur Ko­estler, wę­gier­ski ko­mu­ni­sta i póź­niej­szy agent Ko­min­ter­nu, utrzy­my­wał, że było ich 500.

Mimo, że Bela Kun był z po­cho­dze­nia Ży­dem, rząd re­wo­lu­cyj­ny, w celu mo­bi­li­za­cji mas w ob­li­czu wkro­cze­nia wojsk ru­muń­skich kie­ru­ją­cych się te­raz wprost na Bu­da­peszt, od­wo­ły­wał się do na­stro­jów an­ty­ży­dow­skich. Na pla­ka­tach oskar­ża­ją­cych wę­gier­skich Ży­dów, że nie chcą iść na front, umiesz­cza­no taką oto treść: „Li­kwi­duj­cie ich, gdy nie chcą od­da­wać ży­cia dla na­szej świę­tej spra­wy” – dyk­ta­tu­ry pro­le­ta­ria­tu. Po­ja­wi­ły się też po­my­sły, aby w celu uzy­ska­nia od oby­wa­te­li bez­względ­ne­go po­słu­szeń­stwa urzą­dzić „czer­wo­ną Noc św. Bar­tło­mie­ja”².

Po upad­ku wę­gier­skiej ko­mu­ny Kun ucho­dzi do So­wie­tów, gdzie otrzy­mu­je sta­no­wi­sko ko­mi­sa­rza po­li­tycz­ne­go Ar­mii Czer­wo­nej wal­czą­cej z woj­skiem gen. Pio­tra Wran­gla. Po­dob­nie jak na Wę­grzech, tak­że i tu za­zna­cza się jego okrut­ny cha­rak­ter – do­ko­nał eg­ze­ku­cji wzię­tych do nie­wo­li bia­łych ofi­ce­rów, obie­cu­jąc im wcze­śniej, w za­mian za pod­da­nie się, da­ro­wać ży­cie. Był też współ­od­po­wie­dzial­ny za eks­ter­mi­na­cję lud­no­ści Kry­mu, jaka roz­pę­ta­ła się po za­ję­ciu przez bol­sze­wi­ków tego pół­wy­spu. Za­mor­do­wa­no wów­czas co naj­mniej 50 tys. lu­dzi, choć nie­któ­re źró­dła mó­wią, że ofiar czer­wo­ne­go ter­ro­ru było trzy razy tyle – 150 tys.³

Mię­dzy­na­ro­dów­ka Ko­mu­ni­stycz­na (na­zwa­na przez Le­ni­na „szta­bem ge­ne­ral­nym świa­to­wej re­wo­lu­cji”) na swym II Kon­gre­sie od­by­wa­ją­cym się w lip­cu 1920 r. (czy­li w cza­sie, gdy woj­ska bol­sze­wic­kie pod­cho­dzi­ły pod War­sza­wę, aby „po tru­pie bia­łej Pol­ski” ście­lić dro­gę do „ogól­ne­go wszech­świa­to­we­go po­ża­ru re­wo­lu­cji”) li­czy­ła na to, że mimo wcze­śniej­szych nie­po­wo­dzeń uda się wznie­cić bol­sze­wic­ką po­żo­gę, w któ­rej spło­nie „sta­ry świat”. „Prze­pie­rze­nie” – jak na­zy­wa­no od­ro­dzo­ne pań­stwo pol­skie, od­dzie­la­ją­ce oj­czy­znę świa­to­we­go pro­le­ta­ria­tu, czy­li Ro­sję So­wiec­ką, od zre­wol­to­wa­nych ro­bot­ni­ków Nie­miec i po­zo­sta­łych kra­jów Eu­ro­py Za­chod­niej – wy­da­wa­ło się roz­pa­dać z trza­skiem pod cio­sa­mi Ar­mii Czer­wo­nej, czy­li wspo­mnia­nych na wstę­pie pół­dzi­kich hord, wy­rwa­nych ze swych na­tu­ral­nych śro­do­wisk; lu­dów roz­ło­ży­stych i bez­kre­snych eu­ro­azja­tyc­kich ste­pów, po­tom­ków Cha­na­tu Krym­skie­go, Cha­na­tu Astra­chań­skie­go, Cha­na­tu Ka­zań­skie­go, któ­rym Ro­sja (za­nim w koń­cu nie wy­bi­ła się na nie­za­leż­ność od nich w XVI w.) pła­cić mu­sia­ła ha­racz – „or­din­ski­je pro­to­ry”.

Te­raz ów bak­czysz mia­ła uisz­czać Eu­ro­pa, a nie­dłu­go rów­nież cały świat. Bo tym ste­po­wym zu­chwal­com, nad któ­ry­mi nie­gdyś po­wie­wa­ły sztan­da­ry z koń­skie­go wło­sia, a te­raz roz­po­ście­rał się czer­wo­ny sztan­dar re­wo­lu­cji, jed­no tyl­ko było w gło­wach – brać od tych, któ­rzy mają, dla­te­go że mają wła­śnie, i zrów­nać wszyst­ko, co za­sta­ną na swej dro­dze, do jed­no­li­te­go po­zio­mu – ste­pu. Pła­skie­go jak blat sto­łu, przy któ­rym za­sia­dać będą człon­ko­wie cze­re­zwy­czaj­ki, bol­sze­wic­kiej po­li­cji po­li­tycz­nej, wy­ro­ku­jąc kogo jesz­cze na­le­ży skró­cić o gło­wę, aby „wszy­scy byli rów­ni”. Ta azja­tyc­ka men­tal­ność była jak naj­bar­dziej na rękę czer­wo­nym cha­nom, któ­rzy swo­ją sto­li­cą (swo­im Bach­czy­sa­ra­jem) uczy­ni­li te­raz Mo­skwę, a pod­bi­te kra­je za­mie­rza­li prze­kształ­cić w ułu­sy rzą­dzo­ne z cen­tra­li twar­dą ręką współ­cze­snych Ta­mer­la­nów.

To Czyn­gis-chan, inny, wcze­śniej­szy mon­gol­ski zdo­byw­ca, jako pierw­szy wpro­wa­dził peł­ny ab­so­lu­tyzm w Ro­sji – za­uwa­żył ame­ry­kań­ski hi­sto­ryk War­ren H. Car­roll⁴. Ro­syj­scy bol­sze­wi­cy po­szli jego śla­dem, nie zaś Pio­tra I, twór­cy im­pe­rium ca­rów, bo­wiem ten ży­wił es­ty­mę do Za­cho­du, a tam­ci – nie­na­wiść zro­dzo­ną z po­czu­cia jej ob­co­ści i nie­zro­zu­mie­nia.

Jak w wie­kach ubie­głych mu­zuł­mań­ski pół­księ­życ, tak dziś czer­wo­na gwiaz­da so­wiec­ka go­dłem jest po­tę­gi nio­są­cej za­gła­dę cy­wi­li­za­cji i kul­tu­rze świa­ta chrze­ści­jań­skie­go. I jak wów­czas, tak też dziś na­ro­dy i pań­stwa Eu­ro­py nie do­ro­sły do zro­zu­mie­nia na­glą­cej ko­niecz­no­ści so­li­dar­nej po­sta­wy i so­li­dar­ne­go dzia­ła­nia przed ob­li­czem groź­ne­go nie­bez­pie­czeń­stwa; za­miast tego krót­ko­wzrocz­ny ego­izm, któ­ry albo obo­jęt­nie pa­trzy na nie­szczę­ście są­sia­da, w na­dziei, że może coś na tem za­ro­bić, albo na­wet wcho­dzi w ukła­dy z wro­giem, głu­pio się łu­dząc, że dość jest chcieć po­ko­ju z nim, aby ten po­kój mieć

– pi­sał na po­cząt­ku trze­ciej de­ka­dy XX w. prof. Ma­rian Zdzie­chow­ski⁵.

W przed­dzień zwy­cię­skiej, jak są­dzo­no, ofen­sy­wy wojsk Tu­cha­czew­skie­go na War­sza­wę ko­mu­ni­ści (z Ro­sji, Fran­cji, Włoch, Nie­miec, Wiel­kiej Bry­ta­nii, Ho­lan­dii, z kra­jów skan­dy­naw­skich i in­nych kra­jów eu­ro­pej­skich, w tym rów­nież z Pol­ski, a tak­że spo­za Sta­re­go Kon­ty­nen­tu – z USA i z Ja­po­nii) uzna­li, że:

We wszyst­kich pra­wie kra­jach Eu­ro­py i Ame­ry­ki wal­ka kla­so­wa wcho­dzi w okres woj­ny do­mo­wej. W ta­kiej sy­tu­acji ko­mu­ni­ści nie mogą ży­wić za­ufa­nia do bur­żu­azyj­nej pra­wo­rząd­no­ści. Ich po­win­no­ścią jest two­rze­nie wszę­dzie rów­no­le­głe­go apa­ra­tu nie­le­gal­ne­go, któ­ry w de­cy­du­ją­cej chwi­li mógł­by po­móc par­tii w wy­peł­nie­niu jej obo­wiąz­ku wo­bec re­wo­lu­cji⁶.

De­le­ga­ci Ko­min­ter­nu z na­pię­ciem cze­ka­li na ko­lej­ne in­for­ma­cje na­pły­wa­ją­ce z fron­tu, śle­dząc z uwa­gą po­stę­py so­wiec­kich wojsk. Gri­go­rij Zi­no­wiew, bli­ski współ­pra­cow­nik Le­ni­na, prze­wod­ni­czą­cy Ko­mi­te­tu Wy­ko­naw­cze­go Ko­min­ter­nu, wspo­mi­nał:

W hal­lu kon­gre­su wi­sia­ła ol­brzy­mia mapa, na któ­rej ozna­cza­no co­dzien­nie ru­chy na­szych wojsk . Był to pew­ne­go ro­dza­ju sym­bol. Naj­wy­bit­niej­si przed­sta­wi­cie­le mię­dzy­na­ro­do­we­go pro­le­ta­ria­tu śle­dzi­li ze wstrzy­ma­nym od­de­chem i bi­ją­cym ser­cem każ­dy ruch na­szych ar­mii i wszy­scy zda­wa­li so­bie do­sko­na­le spra­wę, że je­śli cel woj­sko­wy po­sta­wio­ny przez na­szą ar­mię zo­sta­nie osią­gnię­ty, bę­dzie to ozna­cza­ło ol­brzy­mie przy­spie­sze­nie mię­dzy­na­ro­do­wej re­wo­lu­cji pro­le­ta­riac­kiej⁷.

W tym cza­sie, kie­dy krwa­we łuny pło­ną­cych ko­ścio­łów, dwor­ków zie­miań­skich, miesz­czań­skich ka­mie­nic pod­cho­dzi­ły pod sto­li­cę pań­stwa osa­mot­nio­ne­go w wal­ce z naj­bar­dziej za­ja­dłym wro­giem Za­cho­du, II Kon­gres III Mię­dzy­na­ro­dów­ki wy­dał ode­zwę, któ­ra gło­si­ła, że „za­da­nie pro­le­ta­ria­tu wszyst­kich kra­jów po­le­ga na tym, aby prze­szka­dzać rzą­dom An­glii, Fran­cji, Ame­ry­ki i Włoch w oka­zy­wa­niu przez nie po­mo­cy bia­łej Pol­sce”. W miej­scach, gdzie śro­do­wi­ska ka­pi­ta­li­stycz­ne nie ustą­pi­ły­by przed pro­te­sta­mi ro­bot­ni­ków, na­ka­za­no or­ga­ni­zo­wać straj­ki, a w ra­zie ko­niecz­no­ści – „sto­so­wać na­wet gwałt”.

O traf­no­ści osą­du cy­to­wa­ne­go wy­żej prof. Zdzie­chow­skie­go, któ­ry ob­na­ża krót­ko­wzrocz­ny ego­izm oby­wa­te­li Za­cho­du, świad­czą czy­ny tych­że. W lip­cu 1920 roku w wie­lu kra­jach Eu­ro­py od­by­wa­ły się straj­ki, ma­ją­ce na celu… wspar­cie idą­cych ze Wscho­du bar­ba­rzyń­ców spod czer­wo­nej gwiaz­dy. W sze­re­gu ośrod­ków prze­my­sło­wych Za­cho­du, w me­tro­po­liach i sto­li­cach Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji, Cze­cho­sło­wa­cji, Nie­miec dzia­ła­ły ko­mi­te­ty po­mo­cy Ro­sji so­wiec­kiej. Po­wsta­wa­ły one z pod­usz­cze­nia ko­mu­ni­stycz­nych frak­cji par­tii so­cjal­de­mo­kra­tycz­nych. Mo­skwa fi­nan­so­wa­ła po­ta­jem­nie an­ty­pol­ską pro­pa­gan­dę pra­so­wą. Ak­cja była zor­ga­ni­zo­wa­na i ko­or­dy­no­wa­na przez Ko­min­tern. Wie­lu ro­bot­ni­ków, umie­jęt­nie in­dok­try­no­wa­nych przez lo­kal­nych ko­mu­ni­stów i ich ośrod­ki pro­pa­gan­do­we, uwie­rzy­ło, że idą­ca ze Wscho­du na­wał­ni­ca ob­da­rzy ich lep­szy­mi wa­run­ka­mi pra­cy i pła­cy, wol­no­ścią i po­czu­ciem sta­bi­li­za­cji ży­cio­wej. Niech tyl­ko upad­nie Pol­ska, ten ostat­ni ba­stion wstecz­nic­twa i bi­go­te­rii, ten – jak będą mó­wić póź­niej ko­mu­ni­ści – „po­kracz­ny bę­kart trak­ta­tu wer­sal­skie­go”.

W tych upal­nych (zwłasz­cza po­li­tycz­nie) dniach lata 1920 roku przez Eu­ro­pę bie­gło ha­sło: „Ręce precz od Ro­sji” oraz „Ani jed­ne­go na­bo­ju dla pań­skiej Pol­ski”. Cze­scy ko­le­ja­rze już w maju te­goż roku za­trzy­ma­li w Brze­cła­wiu fran­cu­skie trans­por­ty bro­ni dla „bia­łej Pol­ski”, a na po­cząt­ku lip­ca ogło­si­li strajk ge­ne­ral­ny na li­nii ko­le­jo­wej Bo­gu­min-Ko­szy­ce. Ak­cje straj­ko­we po­parł rząd Cze­cho­sło­wa­cji, ogła­sza­jąc 9 sierp­nia 1920 roku ści­słą neu­tral­ność w woj­nie pol­sko-so­wiec­kiej. Po­dob­ne sta­no­wi­sko przy­jął rów­nież rząd Nie­miec (25 lip­ca). W sierp­niu do­ke­rzy nie­miec­cy w Wol­nym Mie­ście Gdań­sku – je­dy­nym w po­wsta­łej sy­tu­acji po­łą­cze­niu Rze­czy­po­spo­li­tej ze świa­tem – od­mó­wi­li roz­ła­dun­ku stat­ków z po­mo­cą dla Pol­ski.

Tym­cza­sem w od­ra­dza­ją­cej się po 123 la­tach nie­wo­li Rze­czy­po­spo­li­tej wszel­kie pro­wo­ka­cje ze stro­ny ko­mu­ni­stów koń­czy­ły się nie­po­wo­dze­niem. „Wio­sną 1920 r. jed­no­dnio­wy strajk po­wszech­ny, zor­ga­ni­zo­wa­ny przez ak­tyw ko­mu­ni­stycz­ny na znak pro­te­stu prze­ciw­ko woj­nie z bol­sze­wic­ką Ro­sją, za­koń­czył się fia­skiem. Po­dob­ny los spo­tkał tak­że sze­reg in­nych lo­kal­nych wy­stą­pień za­po­cząt­ko­wa­nych przez ko­mu­ni­stów na prze­ło­mie maja i czerw­ca te­goż sa­me­go roku”, czy­ta­my na stro­nie JPil­sudz­ki.org⁸.

A tym­cza­sem „gę­sta za­sło­na utka­na z nie­świa­do­mych złu­dzeń i ce­lo­we­go fał­szu, z na­iw­nej nie­wie­dzy i bez­ce­lo­we­go kłam­stwa” za­kry­ła Ro­sję so­wiec­ką „przed wzro­kiem czło­wie­ka Za­cho­du”. Przy­to­czo­ne sło­wa wy­po­wie­dział Leon Ko­złow­ski. Zmar­ły w 1927 r., zra­zu ra­dy­kal­ny so­cja­li­sta, prze­by­wa­jąc w Ro­sji w okre­sie prze­wro­tu bol­sze­wic­kie­go, wy­le­czył się z idei so­cja­li­stycz­nych. „Wie­rzył w mi­sję kla­sy ro­bot­ni­czej, ale krwa­we i dzi­kie rzą­dy bol­sze­wic­kie prze­ko­na­ły go, że wszel­ki me­sja­nizm kla­so­wy jest rze­czą wy­stęp­ną w sa­mym ko­rze­niu swo­im” – pi­sa­no po jego śmier­ci, tłu­ma­cząc tym sa­mym po­wo­dy zwro­tu w po­glą­dach na tzw. ruch ro­bot­ni­czy.

Pierw­szy raz w dzie­jach naj­now­szych cy­wi­li­zo­wa­na Eu­ro­pa uj­rzy w ni­hi­li­stach – de­struk­to­rach war­to­ści wy­pra­co­wa­nych przez po­ko­le­nia wład­ców, ry­ce­rzy, krzy­żow­ców, kon­kwi­sta­do­rów, od­kryw­ców no­wych lą­dów, du­chow­nych, mo­ra­li­stów, in­te­lek­tu­ali­stów, ale też i lu­dzi rze­mio­sła, han­dlu i pra­cy na roli ła­ciń­skie­go Za­cho­du – swo­ich wy­baw­ców. Ex Orien­te lux, w cza­sie gdy Wschód re­pre­zen­tu­je sa­mo­gon­ny Me­fi­sto w le­ni­now­skiej kurt­ce, sta­je się oksy­mo­ro­nem. Jed­nak nie dla tych, któ­rzy – za­rów­no wów­czas, gdy bol­sze­wic­kie hor­dy an­ty­cy­wi­li­za­cji ni­czym trą­ba po­wietrz­na wy­mia­ta­ły z pol­skiej zie­mi lu­dzi i ich do­by­tek, po­zo­sta­wia­jąc za sobą zglisz­cza i sto­sy tru­pów, jak i w ko­lej­nych de­ka­dach – będą w so­wiec­kiej Ro­sji upa­try­wać Zie­mi Obie­ca­nej, na któ­rej urze­czy­wist­nia się za­sa­da spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej, nie wie­dząc, a cza­sa­mi po pro­stu, nie chcąc wie­dzieć, że jest to mi­raż, tym bar­dziej prze­ko­nu­ją­cy do sie­bie, im roz­le­glej­sza jest pust­ka, na któ­rej wy­ra­sta.

Ale nie po raz ostat­ni, bo­wiem ten „pierw­szy raz” za­po­cząt­ko­wał całą se­rię oso­bli­wych po­staw, po­glą­dów i dzia­łań oby­wa­te­li Za­cho­du – od pra­cow­ni­ków nie­wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych po pi­sa­rzy, ar­ty­stów, in­te­lek­tu­ali­stów, nie­ba­wem na­zwa­nych przez Le­ni­na czu­le „uży­tecz­ny­mi idio­ta­mi”. Zro­dził omam, ka­żą­cy wi­dzieć w straż­ni­kach „z twa­rzą Kał­mu­ka” no­wych wy­baw­ców Eu­ro­py upa­dłej na ko­la­na po Wiel­kiej Woj­nie. Spo­wo­do­wał wy­nu­rze­nie się na po­wierzch­nię ży­cia spo­łecz­ne­go i po­li­tycz­ne­go Eu­ro­py ca­łe­go tego kłę­bo­wi­ska głu­po­ty, na­iw­no­ści, pięk­no­du­cho­stwa lu­dzi sy­tych i zbyt ocię­ża­łych, aby za­dać so­bie trud po­waż­niej­szej re­flek­sji. Kłę­bo­wi­ska…? Żmi­jo­wi­ska ra­czej, któ­re tak bar­dzo za­cią­ży na dzie­jach świa­ta. Le­nin znów miał na to swo­je okre­śle­nie – „ka­pi­ta­li­ści sprze­da­dzą nam sznu­rek, na któ­rym ich po­wie­si­my”. Sznu­rek, a wła­ści­wie stryk nie­przy­tom­nych na­dziei na to, że może być coś słusz­niej­sze­go, bar­dziej roz­sąd­ne­go, umoż­li­wia­ją­ce­go lep­szy, wszech­stron­niej­szy roz­wój in­te­lek­tu­al­no-du­cho­wy niż sta­ra cy­wi­li­za­cja ła­ciń­ska. I nie „sprze­da­dzą”, a zło­żą w ofie­rze przed bro­da­ty­mi bo­ga­mi ko­mu­ni­zmu – Mark­sem i En­gel­sem. I przed ich wą­sa­tym naj­wyż­szym ka­pła­nem – Sta­li­nem.

I jesz­cze zło­żą te „pięk­ne dzie­ci strasz­nych miesz­czan”, tę la­to­rośl sy­tej bur­żu­azji, przed czer­wo­ny­mi ter­ro­ry­sta­mi – dań na­iw­nej uf­no­ści w to, że owo „lep­sze i słusz­niej­sze” może przy­być na wy­chu­dzo­nych szka­pach, w sło­mia­nych łap­ciach lub zgo­ła boso, wspo­ma­ga­ne ba­gne­tem, sza­blą i ta­czan­ką z ku­lo­mio­tem. Wprost z azja­tyc­kich ste­pów, z za­pa­dłych chu­to­rów, z nor miej­skiej żu­lii. Bo z ta­kich to za­ka­za­nych in­te­rio­rów, scho­rza­łych trze­wi by­łe­go im­pe­rium Ro­ma­no­wów, wy­peł­zła ta cała „pro­le­ta­riac­ka” ar­mia.

Jej opis po­zo­sta­wił na­ocz­ny świa­dek, pro­boszcz pa­ra­fii pw. Św. Idzie­go w Wy­szko­wie – ks. Wik­tor Miecz­kow­ski:

Nad­cią­gnę­ła i pie­cho­ta, któ­ra swo­im wy­glą­dem wzbu­dza­ła li­tość, gdyż więk­szość była boso lub w łap­ciach . Bo­leść ser­ca ści­ska­ła na wi­dok tej głod­nej i ob­dar­tej rze­szy . Ko­mi­sa­rze bol­sze­wic­cy, z któ­ry­mi dys­pu­to­wa­łem w róż­nych oko­licz­no­ściach, na ogół byli to zwy­czaj­ni afe­rzy­ści i wy­ko­le­jeń­cy ży­cio­wi, ja­kich czę­sto moż­na było spo­tkać w Ro­sji. Za­le­d­wie mała ich cząst­ka zna­ła Mark­sa i mo­gła coś kon­kret­ne­go po­wie­dzieć o idei bol­sze­wic­kiej Wy­sze­dłem na plac, by zo­ba­czyć wy­cho­dzą­ce puł­ki. Były one zde­kom­ple­to­wa­ne, za­le­d­wie po kil­ku­set lu­dzi li­czą­ce, ob­dar­te lub też w ko­bie­cej odzie­ży i ka­pe­lu­szach. Ar­ty­le­rii nie­wie­le, ale za to obo­zów bez liku, gdyż oprócz wła­snej pę­dzi­li przed sobą miej­sco­wą lud­ność, któ­ra pod pre­sją do­wo­zi­ła im amu­ni­cję.

Jak­żeż ina­czej wy­glą­da współ­cze­sna „ar­mia”, ta nie już spod zna­ku ko­mu­ni­stycz­nej gwiaz­dy, ale mu­zuł­mań­skie­go pół­księ­ży­ca, cią­gną­ca tym ra­zem z Sy­rii, Li­bii czy z roz­pa­lo­nych słoń­cem trze­wi Czar­ne­go Lądu. Wy­cho­dzą­ca z po­łu­dnia i po­łu­dnio­we­go-wscho­du Eu­ro­py na zie­mie ob­fi­te w so­cjał i za­miesz­ka­łe przez lu­dzi sy­tych i roz­bro­jo­nych mo­ral­nie po­lit-po­praw­no­ścią. Zbroj­na nie w sza­ble, na­haj­ki czy mau­ze­ry, a w te­le­fo­ny ko­mór­ko­we, smart­fo­ny, lap­to­py. Ubra­na nie w wa­cia­ki czy ukra­dzio­ny lub ścią­gnię­ty z tru­pów przy­jem­niej­szy dla oka przy­odzie­wek, ale mod­ne dre­sy, obu­wie. Kie­ro­wa­na i za­rzą­dza­na nie przez sieć iskró­wek, ale sys­tem An­dro­id. Choć pra­gnie­nia tych no­wych hord, z pu­styń Ara­bii i afry­kań­skich sa­wann, po­dob­ne – na­jeść się do syta, na­kraść, a resz­tę znisz­czyć. W miej­sce ładu i po­rząd­ku, jaki tu kwitł od stu­le­ci, wpro­wa­dzić anty cy­wi­li­za­cję. Uży­wać, a nie bu­do­wać. Brać wszyst­ko, nie da­jąc w za­mian nic.

Ks. Miecz­kow­ski – jak pi­sze Pa­weł Ci­choc­ki na stro­nie jpil­sudz­ki.org:

w swych wspo­mnie­niach nad­mie­niał rów­nież o pla­nach so­wiec­kie­go do­wódz­twa, któ­re aby za­chę­cić żoł­nie­rzy do dal­szej wal­ki, prze­wi­dy­wa­ło dwu­dnio­wą gra­bież War­sza­wy po jej zdo­by­ciu. Na tę oko­licz­ność wie­lu czer­wo­no­ar­mi­stów po­sia­da­ło już szcze­gó­ło­we pla­ny mia­sta z za­zna­czo­ny­mi in­sty­tu­cja­mi uży­tecz­no­ści pu­blicz­nej, przed­się­bior­stwa­mi oraz skle­pa­mi, gdzie mia­ły znaj­do­wać się bo­gac­twa i kosz­tow­no­ści⁹.

Jak w prak­ty­ce mia­ła wy­glą­dać dzia­łal­ność „apa­ra­tu” po­moc­ni­cze­go – wspo­mnia­ne­go w do­ku­men­cie za­ty­tu­ło­wa­nym 21 wa­run­ków przy­ję­cia do Mię­dzy­na­ro­dów­ki Ko­mu­ni­stycz­nej, uchwa­lo­ne­go la­tem 1920 r. na II Kon­gre­sie III Mię­dzy­na­ro­dów­ki – w „wy­peł­nie­niu obo­wiąz­ku wo­bec re­wo­lu­cji”, po­ka­za­ła krót­ko­trwa­ła, na na­sze i Eu­ro­py szczę­ście, hi­sto­ria Tym­cza­so­we­go Ko­mi­te­tu Re­wo­lu­cyj­ne­go Pol­ski (Po­lrew­ko­mu).

Po­lrew­kom utwo­rzo­ny zo­stał 23 lip­ca 1920 w Smo­leń­sku przez Ro­syj­ską Par­tię Ko­mu­ni­stycz­ną (bol­sze­wi­ków) w wy­ni­ku prze­kształ­ce­nia Biu­ra Pol­skie­go przy Ko­mi­te­cie Cen­tral­nym par­tii bol­sze­wic­kiej. Biu­ro skła­da­ło się z dzia­ła­czy ko­mu­ni­stycz­nych z te­re­nów Pol­ski, prze­by­wa­ją­cych wów­czas w So­wie­tach. Tym­cza­so­wy Ko­mi­tet Re­wo­lu­cyj­ny Pol­ski dzia­łał pod prze­wod­nic­twem Ju­lia­na Mar­chlew­skie­go, a w jego skład wcho­dzi­li: Fe­liks Kohn, Edward Próch­niak, Fe­liks Dzier­żyń­ski oraz Jó­zef Unsz­licht. Gru­pa ta wraz z jesz­cze kil­ku­dzie­się­ciu oso­ba­mi, rów­nie jak wy­mie­nio­ne wy­żej na­zwi­ska prze­zna­czo­ny­mi do wła­dzy w Pol­sce, prze­miesz­cza­ła się w po­cią­gu pan­cer­nym za fron­tem na­cie­ra­ją­cej Ar­mii Czer­wo­nej.

Pierw­szy do Bia­łe­go­sto­ku za­ję­te­go przez bol­sze­wi­ków trzy dni wcze­śniej do­tarł w nocy z 1 na 2 sierp­nia Ju­lian Mar­chlew­ski, któ­ry na zor­ga­ni­zo­wa­nym na­pręd­ce wie­cu po­in­for­mo­wał ze­bra­nych miesz­kań­ców mia­sta o po­wsta­niu Tym­cza­so­we­go Ko­mi­te­tu Re­wo­lu­cyj­ne­go Pol­ski oraz o uchwa­lo­nym wła­śnie ma­ni­fe­ście, wzy­wa­jąc jed­no­cze­śnie ro­bot­ni­ków, by ci wspar­li czyn­nie nową wła­dzę. Dla­cze­go Bia­ły­stok stał się „sto­li­cą” ma­ją­ce­go po­wstać pierw­sze­go na zie­miach pol­skich bol­sze­wic­kie­go two­ru? Było to bo­wiem naj­więk­sze mia­sto zdo­by­te przez czer­wo­no­ar­mi­stów, ja­kie w tym cza­sie znaj­do­wa­ło się za tzw. li­nią Cur­zo­na.

Czym dla ciał „bia­łych Po­la­ków” były ba­gne­ty, tym dla ich umy­słów i dusz mia­ła być pro­pa­gan­da. Na­le­ży to bar­dzo moc­no pod­kre­ślić – mark­si­ści za­wsze dzia­ła­li dwu­to­ro­wo. I o ile z ba­gne­tów i ter­ro­ru, jako środ­ków swo­je­go pod­bo­ju świa­ta, z cza­sem mu­sie­li zre­zy­gno­wać, z pro­pa­gan­dy, tj. plu­cia lu­dziom w du­sze, nie zre­zy­gno­wa­li ni­g­dy. A na­wet od pew­ne­go mo­men­tu uczy­ni­li z niej głów­ne na­rzę­dzie, za po­mo­cą któ­re­go chcie­li na­rzu­cić swo­ją wi­zję rze­czy­wi­sto­ści. Bę­dzie o tym mowa w ko­lej­nych roz­dzia­łach książ­ki.

Jak słusz­nie pi­sał Pa­weł Ci­choc­ki:

Ana­li­zu­jąc treść pro­gra­mu za­war­te­go w ode­zwie , nie spo­sób oprzeć się wra­że­niu, że ma on je­dy­nie wy­dźwięk pro­pa­gan­do­wy, o ty­po­wo po­pu­li­stycz­nym za­bar­wie­niu, gdzie re­wo­lu­cyj­ne ha­sła mie­sza­ją się z czy­stą de­ma­go­gią. Wy­czy­tać w nim m.in. moż­na, iż Pol­ska Par­tia So­cja­li­stycz­na jest zdraj­czy­nią spra­wy ro­bot­ni­czej, a ko­ja­rzo­ny z jej śro­do­wi­skiem J. Pił­sud­ski stwo­rzył Le­gio­ny, któ­re za­miast wal­czyć o wol­ność ludu, wspo­ma­ga­ły opraw­cę Po­la­ków – ce­sa­rza Wil­hel­ma. We­dle in­nych słów ma­ni­fe­stu pań­stwo pol­skie, po wiel­kiej woj­nie, uzy­ska­ło nie­pod­le­głość od An­glii i Fran­cji pod wa­run­kiem przy­ję­cia na sie­bie roli żan­dar­ma Eu­ro­py, tłu­mią­ce­go wszel­kie za­rze­wia re­wo­lu­cji pro­le­ta­riac­kiej.

Na sa­mym koń­cu ode­zwy Po­lrew­kom, jako rząd tym­cza­so­wy, ogła­szał:

Fa­bry­ki i ko­pal­nie na­le­ży wy­drzeć z rąk ka­pi­ta­li­stów i spe­ku­lan­tów – pa­ska­rzy. Prze­cho­dzą one na wła­sność na­ro­du i za­rząd ich obej­mą Ko­mi­te­ty Ro­bot­ni­cze. Fol­war­ki i lasy rów­nież prze­cho­dzą na wła­sność i pod za­rząd na­ro­du. Ob­szar­ni­ków trze­ba po­wy­pę­dzać, a za­rzą­dzać fol­war­ka­mi będą Ko­mi­te­ty Pa­rob­czań­skie. Zie­mia wło­ścian-pra­cow­ni­ków po­zo­sta­je nie­ty­kal­na. Gdy w ca­łej Pol­sce zo­sta­nie zwa­lo­ny rząd krwa­wy, któ­ry wtrą­cił kraj w woj­nę zbrod­ni­czą – zjazd de­le­ga­tów ludu ro­bo­cze­go miast i wsi utwo­rzy Pol­ską So­cja­li­stycz­ną Re­pu­bli­kę Rad. Ar­mia Czer­wo­na, oży­wio­na uczu­ciem bra­ter­stwa ro­bot­ni­cze­go, po­mo­że Wam. Współ­dzia­łaj­my więc z nią wszyst­ki­mi si­ła­mi. Uzbra­jaj­cie się spiesz­nie dla obro­ny zdo­by­tej wol­no­ści!

Treść ma­ni­fe­stu nie była je­dy­nym za­gra­niem pro­pa­gan­do­wym. Jego ogło­sze­niu to­wa­rzy­szy­ły też inne dzia­ła­nia in­dok­try­na­cyj­ne:

W ce­lach agi­ta­cyj­nych wy­ko­rzy­sty­wa­no przede wszyst­kim dru­ko­wa­ne w ol­brzy­mich ilo­ściach bro­szu­ry, pla­ka­ty, pi­sma oraz ulot­ki – do­cie­ra­ją­ce za­rów­no do Po­la­ków, jak i do żoł­nie­rzy wal­czą­cych w sze­re­gach Ar­mii Czer­wo­nej. Nie­odzow­ne w sze­rze­niu re­wo­lu­cyj­nych ha­seł sta­ły się tak­że mi­tyn­gi, przed­sta­wie­nia oraz kon­cer­ty. W ma­te­ria­łach opra­co­wy­wa­nych i kol­por­to­wa­nych przez bol­sze­wi­ków, za­zwy­czaj pod­kre­śla­no przy­ja­zne za­mia­ry wo­bec pol­skie­go pro­le­ta­ria­tu, nie­na­wiść re­zer­wu­jąc wy­łącz­nie dla bur­żu­azji, ka­pi­ta­li­stów, ob­szar­ni­ków i pol­skich pa­nów¹⁰.

Oprócz pro­gra­mu rol­ne­go, w któ­rym za­pew­nia­no, że „dzie­dzi­ce zo­sta­ją wy­pę­dze­ni”, a zie­mia “sta­no­wi od­tąd wła­sność ludu”, TKRP opra­co­wał i wy­dał de­kla­ra­cję o wol­no­ści su­mie­nia. Usta­no­wio­no też try­bu­na­ły re­wo­lu­cyj­ne, by­naj­mniej nie po to, aby tej wol­no­ści su­mie­nia bro­nić, o czym nie­ba­wem prze­ko­na­li się miesz­kań­cy ob­sza­rów za­ję­tych przez ko­mu­ni­stów: Pod­la­sia i czę­ści Ma­zow­sza. Ro­man Łą­gwa sta­nął na cze­le for­ma­cji woj­sko­wej, na­zwa­nej Pol­ską Ar­mią Czer­wo­ną, ma­ją­cej wspie­rać so­wie­tów w znie­wa­la­niu kra­ju. Do 2. Bia­ło­stoc­kie­go Puł­ku Strzel­ców zgło­si­ło się za­le­d­wie 70 osób, a li­czeb­ność ca­łej PAC wy­nio­sła 176 ochot­ni­ków. Na wieść o tym, że woj­ska bol­sze­wic­kie pod­cho­dzą pod War­sza­wę, kie­row­nic­two TKRP (Mar­chlew­ski, Dzier­żyń­ski i Kohn) przy­je­cha­ło do Wy­szko­wa, aby wraz z Ar­mią Czer­wo­ną wkro­czyć do sto­li­cy. Po­zo­sta­li człon­ko­wie Ko­mi­te­tu, w tym Próch­niak, prze­by­wa­li na­dal w Bia­łym­sto­ku¹¹.

Pol­ska wro­gość, obrzy­dze­nie wręcz, do no­wych, „świa­tłych” i ja­ko­by po­stę­po­wych praw i za­sad za­sko­czy­ła sa­mych ko­mu­ni­stów oraz wszyst­kie „po­stę­po­we siły” w Eu­ro­pie i świe­cie. Że nie chciał ich po­sia­dacz, dzie­dzic, ka­mie­nicz­nik czy po­ten­tat prze­my­sło­wy, to było rze­czą oczy­wi­stą, ale nie pra­gnął ich rów­nież pro­le­ta­riusz pol­ski, ro­bot­nik rol­ny, pa­ro­bek dwor­ski, gnież­dżą­ca się w czwo­ra­kach bie­do­ta wiej­ska. A prze­cież był to bol­sze­wic­ki tar­get, do któ­re­go kie­ro­wa­no pro­pa­gan­dę peł­ną re­sen­ty­men­tów wo­bec tych, co mają, z któ­re­go też re­kru­to­wa­ła się ar­mia zbi­rów, na­jeż­dża­ją­ca pol­ską zie­mię. Nie mógł się temu na­dzi­wić rów­nież so­cja­li­sta Ste­fan Że­rom­ski:

I oto te­raz na ostrzu ba­gne­tu Chiń­czy­ka, w świ­ście na­haj­ki Ko­za­ka, wśród tur­ko­tu ku­lo­mio­tów, na­sta­wio­nych przez Ło­ty­sza prze­ciw­ko nie­win­nej, naj­zac­niej­szej w Pol­sce krwi, prze­ciw­ko krwi mło­dzień­czej, mia­ło się nam ob­ja­wiać nowe pra­wo, na­rzu­co­ne z ze­wnątrz, pra­wo wyż­sze, głęb­sze i spra­wie­dliw­sze, niż na­sze. Stał mię­dzy nami i tem woj­skiem z ze­wnątrz przy­cho­dzą­cem wie­lo­mi­lio­no­wy bez­rol­ny i bez­dom­ny lud i miał mię­dzy oj­czy­zną i przy­chod­nia­mi wy­bie­rać. O, Po­la­cy! Niech wa­sze ręce skła­da­ją się do mo­dli­twy, al­bo­wiem ci bez­rol­ni i bez­dom­ni Pol­skę wy­bra­li. To nic, że tam i sam ten i ów po­szedł z roz­pa­czy za wro­giem. Cały bo­wiem lud pol­ski po­szedł w bój za oj­czy­znę. Opa­sa­li się pa­sem żoł­nier­skim nę­dza­rze, któ­rzy na wła­sność w oj­czyź­nie mają tyl­ko grób, i z mę­stwem, na któ­re­go wi­dok onie­miał z za­chwy­tu świat, ude­rzy­li w woj­ska na­jeźdź­ców. Od krań­ca zie­mi pol­skiej do dru­gie­go krań­ca, gdzie­kol­wiek brzmi na­sza mowa, je­den się pod­niósł krzyk: niech żyje oj­czy­zna!

Mar­chlew­ski, Kohn i Dzier­żyń­ski przez kil­ka­na­ście go­dzin prze­by­wa­li na ple­ba­nii w Wy­szko­wie, zło­żyw­szy 15 sierp­nia nie­spo­dzie­wa­ną „wi­zy­tę” ks. pro­bosz­czo­wi Wik­to­ro­wi Miecz­kow­skie­mu, pod­czas któ­rej dys­ku­to­wa­li z nim o nad­cho­dzą­cej przy­szło­ści. Ksiądz ka­no­nik przed­sta­wił póź­niej ob­raz tej roz­mo­wy: „Wi­dzia­łem, że miny ich były po­waż­ne i ze mną nad­zwy­czaj swo­bod­nie dys­ku­to­wa­li, nie zdra­dza­jąc się, że jadą do War­sza­wy. Przy­kro mi było, że lu­dzie tak in­te­li­gent­ni po­więk­sza­ją licz­bę zdraj­ców Oj­czy­zny, być może jako fa­na­ty­cy obłę­du bol­sze­wic­kie­go”.

Na­stęp­ne­go dnia „wi­zy­ta­to­rzy”, na wieść o od­wro­cie Ar­mii Czer­wo­nej spod War­sza­wy, wsie­dli do au­to­mo­bi­lu i za­miast (jak byli jesz­cze dzień wcze­śniej prze­ko­na­ni) do za­ję­tej przez bol­sze­wi­ków sto­li­cy, uda­li się spiesz­nie w prze­ciw­ną stro­nę – do Bia­łe­go­sto­ku. A wraz z nimi po­cią­gnę­ły nie­do­bit­ki ar­mii Tu­cha­czew­skie­go. „Ode­tchną­łem, gdy ich auto po­mknę­ło w stro­nę Bia­łe­go­sto­ku” – pi­sał ks. Miecz­kow­ski, mi­mo­wol­ny go­spo­darz „bie­sów re­wo­lu­cji”. Sieć rew­ko­mów ule­gła roz­pa­do­wi, spon­ta­nicz­nie za­czę­ły po­wsta­wać od­dzia­ły par­ty­zanc­kie, któ­re na­pa­da­ły i nę­ka­ły Ar­mię Czer­wo­ną.

Do ran­gi sym­bo­lu, do­wo­dzą­ce­go słusz­no­ści stwier­dze­nia, że ko­mu­ni­ści po­słu­gi­wa­li się sło­wem pro­pa­gan­dy jak ba­gne­tem, a gdy tego już nie sta­ło, uży­wa­li pro­pa­gan­dy w miej­sce ba­gne­tu, ura­sta fakt, że jak za­uwa­żył Prze­my­sław Sie­ra­dzan:

Choć sta­ło się oczy­wi­ste, że dni bia­ło­stoc­kie­go ko­mi­te­tu są już po­li­czo­ne, ar­ty­ku­ły ofi­cjal­ne­go or­ga­nu TKRP na­dal utrzy­ma­ne są w to­nie trium­fa­li­stycz­nym. Przy­kła­dem może być ar­ty­kuł Dwa świa­ty, w któ­rym Fe­liks Kon pi­sze: Sta­ry świat gi­nie, ale ro­dzi się nowy, wiel­ki, po­tęż­ny, w tym świe­cie praw­dzi­wie nie­pod­le­gła Pol­ska So­cja­li­stycz­na Re­pu­bli­ka Rad po­cze­sne zaj­mie sta­no­wi­sko¹².

Kon za­pew­niał tak czy­tel­ni­ków „Goń­ca Czer­wo­ne­go” kil­ka dni po po­gro­mie, ja­kie­go do­świad­czy­ła Ar­mia Czer­wo­na 15 sierp­nia 1920 r.

Ste­fan Że­rom­ski, któ­ry przy­był na ple­ba­nię kil­ka dni póź­niej, do­sko­na­le opi­sał, kim byli owi trzej „go­ście”, któ­rzy go po­prze­dzi­li, w słyn­nym opo­wia­da­niu-re­por­ta­żu Na pro­bo­stwie w Wy­szko­wie:

Któż to byli ci trzej go­ście, któ­rzy w tych izbach mie­ni­li się rzą­dem pol­skim? Czy ich lud pol­ski wy­brał, czy ich kto­kol­wiek na tej zie­mi mia­no­wał? Lud pol­ski czy na­ród pol­ski, tak ro­zu­mia­ny, jak to jest w ich zwy­cza­ju, nie na­zna­czał żad­ne­go z nich na god­ność, któ­rą so­bie wy­bra­li. Na­zna­cze­ni zo­sta­li przez ko­goś zwyż­sza, w ob­cym kra­ju, w swym ze­spo­le, w swej par­tii. Jako ta­kich moż­na by ich na­zy­wać tyl­ko ko­mi­sa­rza­mi w zna­cze­niu, ja­kie­go ten wy­raz na­brał w opi­nii lu­do­wej pol­skiej pod­czas dłu­go­let­niej dzia­łal­no­ści ko­mi­sa­rzy po kre­stjań­skim die­łam, za po­przed­niej in­wa­zji ca­rów mo­skiew­skich na zie­mię pol­ską. I tam­ci sta­wa­li prze­cie w obro­nie ludu pol­skie­go wo­bec uci­sku szlach­ty. Tam­ci tak­że opie­ra­li po­moc swo­ją dla chło­pów pol­skich na nie­prze­li­czo­nej ilo­ści ba­gne­tów. Jed­na tyl­ko róż­ni­ca: tam­ci ko­mi­sa­rze nie byli z na­sze­go rodu. Krew pol­ska nie pły­nę­ła w ich ży­łach. Ci ro­da­cy dla po­par­cia swej wła­dzy przy­pro­wa­dzi­li na na­sze pola, na nędz­ne mia­stecz­ka, na dwo­ry i cha­łu­py po­sie­dzi­cie­li, na mia­sta przy­wa­lo­ne bru­dem i zdru­zgo­ta­ne ty­lo­let­nią woj­ną – obcą ar­mię, masę, zło­żo­ną z lu­dzi ciem­nych, zgłod­nia­łych, żąd­nych ob­ło­wie­nia się i soł­dac­kiej roz­pu­sty.

Trzy ty­go­dnie rzą­dów Tym­cza­so­we­go Ko­mi­te­tu Re­wo­lu­cyj­ne­go Pol­ski po­zo­sta­wi­ły po so­bie krwa­wy ślad. Wspo­mnia­ne try­bu­na­ły re­wo­lu­cyj­ne ści­ga­ły i za­bi­ja­ły prze­ciw­ni­ków wła­dzy so­wiec­kiej. W or­ga­ni­zo­wa­niu ter­ro­ru od­zna­czy­li się szcze­gól­nie Ro­mu­ald Mu­kle­wicz i Adam Ka­czo­row­ski (Sła­wiń­ski). We­dług kra­kow­skie­go dzien­ni­ka „Czas” przez cały okres dzia­łal­no­ści Po­lrew­ko­mu cze­ki­ści roz­strze­la­li w Bia­łym­sto­ku 16 osób, w tym: pre­zy­den­ta mia­sta Szy­mań­skie­go, pre­ze­sa za­rzą­du Fi­li­po­wi­cza oraz en­dec­kich rad­nych Sie­masz­kę i Gliń­skie­go¹³. Był to swo­isty „mord sym­bo­licz­ny”, bo­wiem w gru­pie za­bi­tych mie­ścił się prze­krój lo­kal­nej spo­łecz­no­ści: trzech zie­mian, trzech funk­cjo­na­riu­szy po­li­cji, trzech ofi­ce­rów, je­den związ­ko­wiec, pro­boszcz, ku­piec ży­dow­ski i ksią­żę ta­tar­ski oraz trzy inne oso­by.

Spi­ra­la ter­ro­ru roz­krę­ca­ła się na do­bre, a wła­ści­wie – na złe, na kosz­mar­ne. Co po­tra­fi­li cze­ki­ści, któ­rym sze­fo­wał obec­ny zra­zu w Bia­łym­sto­ku, a póź­niej w Wy­szko­wie Fe­liks Dzier­żyń­ski – no­szą­cy bu­dzą­cy gro­zę przy­do­mek „Krwa­wy Fe­liks”, na zmia­nę z dwo­ma in­ny­mi: „Że­la­zny Fe­liks” i „Czer­wo­ny Kat” – po­ka­za­ły dwa pierw­sze lata ich dzia­łal­no­ści. Geo­r­ge Leg­gett pi­sał, że w la­tach 1918-1920 Cze­ka za­bi­ła przy­naj­mniej 140 tys. lu­dzi, a więc – „sie­dem razy tyle, ile wy­no­si­ła licz­ba za­bi­tych przez rząd ca­ra­tu w cią­gu ca­łe­go wie­ku przed re­wo­lu­cją!”. Na­le­ży do­dać, że jest to wskaź­nik uwzględ­nia­ją­cy je­dy­nie eg­ze­ku­cje, na­to­miast po­mi­ja nie­zli­czo­ne ofia­ry wię­zień i tor­tur. Praw­dzi­wa licz­ba ofiar może wy­no­sić po­nad mi­lion ist­nień¹⁴.

Ri­chard Pi­pes, ame­ry­kań­ski hi­sto­ryk i so­wie­to­log po­cho­dze­nia pol­sko-ży­dow­skie­go, do­wo­dził, że w kwiet­niu 1919 r., z in­spi­ra­cji Dzier­żyń­skie­go i za zgo­dą Le­ni­na, rząd so­wiec­ki wy­dał roz­kaz za­ło­że­nia sie­ci obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, co naj­mniej po jed­nym na każ­dą gu­ber­nię, two­rząc w ten spo­sób za­czyn pod bu­do­wę sys­te­mu obo­zów, zna­ne­go póź­niej jako GU­Łag. Po­mysł czer­wo­nych to­ta­li­stów w Ro­sji przej­mie i „twór­czo” roz­wi­nie to­ta­li­ta­ryzm bru­nat­ny w Niem­czech, któ­re­go wo­dzem był Adolf Hi­tler. Do 1923 r. wła­dza ra­dziec­ka zbu­do­wa­ła 315 obo­zów¹⁵. Do ta­kich to „atrak­cji” spiesz­no było oby­wa­te­lom państw Za­cho­du. A fakt, że wie­lu z nich nie mia­ło po­ję­cia, co się w tym cza­sie w Kra­ju Rad dzia­ło, sta­no­wi czyn­nik dru­go­rzęd­ny. Bo­wiem ko­lej­ne lata ist­nie­nia Czer­wo­ne­go Ca­ra­tu i na­pły­wa­ją­ce stam­tąd co­raz szer­szym stru­mie­niem in­for­ma­cje nie zdo­ła­ły wy­ga­sić sym­pa­tii do ko­mu­ni­zmu nie tyl­ko tych, ale też na­stęp­nych po­ko­leń miesz­kań­ców Wol­ne­go Świa­ta, a wy­da­rze­nia z lat 60. XX stu­le­cia oraz ogrom­ne suk­ce­sy mark­si­zmu, w wer­sji kul­tu­ro­wej, będą tego smęt­nym do­wo­dem.

Woj­sko pol­skie, wspar­te przez miej­sco­wą lud­ność, zdo­by­ło Bia­ły­stok 22 sierp­nia. Tym­cza­so­wy Ko­mi­tet Re­wo­lu­cyj­ny Pol­ski w po­śpie­chu opu­ścił mia­sto, ucie­ka­jąc tam, skąd przy­szedł – do Ro­sji.

Wkrót­ce za­prze­stał dzia­łal­no­ści, a jego człon­ko­wie zo­sta­li przy­dzie­le­ni do szta­bów fron­to­wych lub obo­zów je­niec­kich w celu bez­sku­tecz­ne­go, jak się oka­za­ło, wer­bo­wa­nia ochot­ni­ków do Pol­skiej Ar­mii Czer­wo­nej. Po so­wie­tach zo­sta­ły upior­ne wspo­mnie­nia, nad któ­rych za­tar­ciem tru­dzi­ła się póź­niej, całe szczę­ście nie dość sku­tecz­nie, pe­ere­low­ska pro­pa­gan­da; w tym hi­sto­ry­cy, na­dal po­zo­sta­ją­cy – rów­nież po prze­mia­nach po­cząt­ku lat 90. XX stu­le­cia – men­to­ra­mi i wy­cho­waw­ca­mi no­wych po­ko­leń ba­da­czy i na­uczy­cie­li. Stąd do dnia dzi­siej­sze­go, wśród czę­ści Po­la­ków, któ­rzy bez­czel­nie sami sie­bie na­zy­wa­ją „eli­tą”, wciąż ist­nie­ją cho­re in­kli­na­cje do mark­si­zmu i ta­kież sen­ty­men­ty do Pe­ere­lu.

Na od­głos strza­łów roz­le­ga­ją­cych się za Bu­giem dr Ju­lian Mar­chlew­ski, jego ko­le­ga Fe­liks Dzier­żyń­ski, po­ma­za­ny od stóp do głów krwią ludz­ką, i sza­now­ny we­te­ran so­cja­li­zmu Fe­liks Kohn – dali dra­pa­ka z Wy­szko­wa. Po­zo­stał po nich tyl­ko wiel­ki swąd spa­lo­nej ben­zy­ny, tro­cha cu­kru oraz wspo­mnie­nie dys­kur­sów, pro­wa­dzo­nych przy sto­le i pod ja­bło­nia­mi cie­ni­ste­go sadu. Przed wy­jaz­dem dr Jul­jan Mar­chlew­ski po­wta­rzał raz wraz me­lan­cho­lij­nie:

«Mia­łeś, chło­pie, zło­ty róg,

Mia­łeś, chło­pie, czap­kę z piór…

Zo­stał ci się ino sznur»…

Jak w wie­lu in­nych rze­czach, tak i tu­taj, nie­do­szły wład­ca my­lił się za­sad­ni­czo. Zło­te­go rogu Pol­ski, wca­le w ręku nie trzy­mał. Czap­ka kra­kow­ska rów­nież mu nie przy­stoi. Je­że­li jaki strój, to już chy­ba okrą­gła, ak­sa­mit­na cza­pecz­ka mo­skiew­ska, ob­sta­wio­na wo­ko­ło pa­wie­mi pió­ra­mi prę­dzej mu bę­dzie pa­so­wa­ła. Tę już do koń­ca ży­cia no­sić mu wy­pad­nie. Na­wet do bied­ne­go sznu­ra od pol­skie­go zło­te­go rogu nie ma pra­wa ten na­jeźdź­ca. Kto na zie­mię oj­czy­stą, cho­ciaż­by grzesz­ną i złą, wro­ga od­wiecz­ne­go na­pro­wa­dził, zdep­tał ją, stra­to­wał, splą­dro­wał, spa­lił, złu­pił rę­ko­ma cu­dzo­ziem­skie­go żoł­dac­twa, ten się wy­zuł z oj­czy­zny. Nie może ona być dla nie­go już ni­g­dy do­mem, ni miej­scem spo­czyn­ku. Na zie­mi pol­skiej nie ma dla tych lu­dzi już ani tyle miej­sca, ile zaj­mą sto­py czło­wie­ka, ani tyle, ile zaj­mie mo­gi­ła¹⁶.

A jed­nak, mimo słów Ste­fa­na Że­rom­skie­go, dla ta­kich lu­dzi, któ­rzy po­ja­wią się po­now­nie po dwu­dzie­stu la­tach z Ar­mią Czer­wo­ną, zna­la­zło się nie tyl­ko miej­sce i dom, ale zna­la­zła się też i wła­dza, i god­no­ści, ty­tu­ły i pie­nią­dze. Rzą­dzi­li oni, a póź­niej ich dzie­ci, wnu­ki. A dziś wła­da­ją nami ich du­cho­wi spad­ko­bier­cy, „we­wnętrz­ni Mo­ska­le” – jak na­zwał ten typ Po­la­ków po­eta i pi­sarz Ja­ro­sław Rym­kie­wicz.

Do­świad­cze­nie ko­mu­ni­zmu (choć jego marę od­go­ni­ła pol­ska sza­bla znad Wi­sły) oraz po­nu­ra i groź­na obec­ność tego sys­te­mu za kru­chym kor­do­nem gra­nicz­nym, przez któ­ry co i rusz prze­ni­ka­ła so­wiec­ka agen­tu­ra, ro­dzi­ły w wie­lu pi­sa­rzach, my­śli­cie­lach, za­uro­czo­nych pol­sko­ścią i jej dzie­ja­mi przed­mu­rza cy­wi­li­zo­wa­ne­go świa­ta, my­śli escha­to­lo­gicz­ne, pro­roc­kie, traf­nie (nie­ste­ty) prze­wi­du­ją­ce co bę­dzie da­lej, tak z Pol­ską, jak z Eu­ro­pą i świa­tem. Ma­rian Zdzie­chow­ski pi­sał wów­czas: „Sto­imy w ob­li­czu koń­ca hi­sto­rii. Dzień każ­dy świad­czy o za­stra­sza­ją­cych po­stę­pach dżu­my mo­ral­nej, któ­ra od Ro­sji so­wiec­kiej pę­dząc, za­gar­nia wszyst­kie kra­je, wże­ra się w or­ga­ni­zmy wszyst­kich na­ro­dów, wszę­dzie pro­ce­sy roz­kła­do­we wsz­czy­na, w od­mę­tach zgni­li­zny i zdzi­cze­nia po­grą­ża”. A w tym cza­sie no­wo­twór bol­sze­wi­zmu nisz­czył, zdro­we do tej pory, ka­to­lic­kie kra­je Mek­sy­ku i Hisz­pa­nii. Sta­wał się co­raz bar­dziej po­pu­lar­ny na Za­cho­dzie Eu­ro­py.

Pa­trząc na to, myśl na­stra­ja się escha­to­lo­gicz­nie. Na­le­żę do tych, zda­je się nie­licz­nych, któ­rzy bar­dzo wy­raź­nie sły­szą huk nad­cho­dzą­cej na­wał­ni­cy, o któ­rej po­wie­dzia­no, że przyj­dą dnie uci­sku, ja­kie nie były od po­cząt­ku stwo­rze­nia, po­wsta­nie na­ród prze­ciw na­ro­do­wi, kró­le­stwo prze­ciw kró­le­stwu, na­stą­pi obrzy­dli­wość spu­sto­sze­nia i lu­dzie schnąć będą ze stra­chu, a gdy uj­rzy­cie to wszyst­ko, wiedz­cie, iż Pan bli­sko jest, we drzwiach ¹⁷.

I jesz­cze inne spo­strze­że­nie Zdzie­chow­skie­go u pro­gu woj­ny, któ­ra w swym okru­cień­stwie sta­rać się bę­dzie do­rów­nać zdzi­cze­niu i be­stial­stwu re­wo­lu­cji bol­sze­wic­kiej: tra­gicz­nie bez­myśl­na Eu­ro­pa, ule­gł­szy hip­no­zie bol­sze­wic­kie­go okru­cień­stwa, wzię­ła je za ob­jaw siły prze­twa­rza­ją­cej świat; na­wet lu­dzie z su­mie­niem, jak Ro­ma­in Rol­land, za­głu­szy­li su­mie­nia swo­je i słu­żą bol­sze­wi­kom. Gdzie zaś, jak w Niem­czech, wy­stą­pio­no do wal­ki z nimi, in­nych me­tod jak bol­sze­wic­kie nie wy­na­le­zio­no”. Stąd już bli­sko do kon­klu­zji, któ­rej traf­ność jesz­cze nie raz bę­dzie­my wspo­mi­nać:

Sło­wem, bol­sze­wi­zu­je się świat. Eu­ro­pa i wraz z nią Pol­ska za­pa­da­ją w bło­to upad­ku mo­ral­ne­go. Czło­wiek wy­zu­ty z in­dy­wi­du­al­no­ści i su­mie­nia, z men­tal­no­ścią szpie­ga, z du­szą kata, a pod­da­ny dys­cy­pli­nie ka­tor­gi zo­sta­je uzna­ny, zgod­nie z ewan­ge­lią so­wiec­ką, za ide­ał czło­wie­ka i wzór dla cza­sów na­szych, a pro­pa­gan­dzie no­we­go ide­ału w roz­ma­itych jego po­sta­ciach, sto­sow­nie do miej­sca i śro­do­wi­ska, ogół spo­łe­czeń­stwa na­sze­go przy­pa­tru­je się z życz­li­wą neu­tral­no­ścią¹⁸.

Mark­sizm, nie­za­leż­nie czy w sier­mięż­nej jesz­cze, bol­sze­wic­kiej wer­sji, czy w z lek­ka przy­pu­dro­wa­nej i z „ludz­ką twa­rzą” wer­sji so­cja­li­stycz­nej, czy wresz­cie – po­lit-po­praw­nej, za­wsze bę­dzie naj­więk­szym nie­bez­pie­czeń­stwem dla ludz­kich dusz i umy­słów. Nie za­do­wa­la się li tyl­ko zdo­by­cza­mi ma­te­rial­ny­mi, prze­ję­ciem cu­dzej wła­sno­ści, bo­wiem

pla­ny i cele wro­ga tego się­ga­ją nie­rów­nie da­lej! Nic po­dob­ne­go hi­sto­ria do­tych­czas nie za­pi­sa­ła. Cho­dzi tu bo­wiem o wskrze­sze­nie cze­goś, co bez­pow­rot­nie, jak się zda­wa­ło, ode­szło w dal prze­szło­ści, tj. pańsz­czy­zny – o prze­isto­cze­nie świa­ta w je­den wiel­ki dom nie­wo­li, w ja­kiś koł­choz, mó­wiąc żar­go­nem so­wiec­kim, w któ­rym czło­wiek stał­by się au­to­ma­tem bez my­śli i bez woli, al­bo­wiem my­śleć i mieć wolę jest przy­wi­le­jem tyl­ko par­tii, przy­wi­le­jem cze­re­zwy­czaj­ki bę­dą­cej jej wi­do­mym wy­ra­zem¹⁹.

Suk­ces mark­si­zmu i jego dys­funk­cyj­nej ide­olo­gii spo­wo­do­wa­ny był tym, że świat nie po­słu­chał rady Ste­fa­na Że­rom­skie­go: „Po­ko­naw­szy bol­sze­wizm na polu bi­twy, na­le­ży go po­ko­nać w sed­nie jego idei. Na miej­sce bol­sze­wi­zmu na­le­ży po­sta­wić za­sa­dy wyż­sze odeń, spra­wie­dliw­sze, mą­drzej­sze i do­sko­nal­sze”. Osta­tecz­nie świat uznał, że na miej­sce bol­sze­wi­zmu sier­mięż­ne­go nie na­le­ży „po­sta­wić za­sad wyż­szych odeń”, ale trze­ba jesz­cze wię­cej bol­sze­wi­zmu – z tym że bar­dziej fi­ne­zyj­ne­go.

Z tego upad­ku po­wo­jen­nej Eu­ro­py – któ­ra znów, tym ra­zem po dru­giej Wiel­kiej Woj­nie, chy­li­ła kark przed czer­wo­nym to­ta­li­ta­ry­zmem – do­sko­na­le zda­wał so­bie spra­wę An­drzej Bob­kow­ski. Dla­te­go wła­śnie uciekł z niej (lub może ra­czej od niej) da­le­ko do Ame­ry­ki Po­łu­dnio­wej, gdzie, jak są­dził (ku swe­mu prze­ra­że­niu, na­iw­nie) nie wkro­czy ni­g­dy ko­mu­ni­stycz­ny Le­wia­tan, nie­na­wi­dzą­cy wszyst­kie­go co żyje i nie­ma­ją­cy wzglę­du na nor­my, li­mi­ty, stan­dar­dy, okól­ni­ki, wy­tycz­ne – cały ten ar­se­nał współ­cze­snych kaj­dan i łań­cu­chów, któ­ry­mi nie­gdyś przy­ku­wa­no do wię­zien­nych ścian tyl­ko naj­groź­niej­szych prze­stęp­ców, a dziś robi się to samo ze spo­koj­ny­mi, pra­co­wi­ty­mi ludź­mi, „z my­ślą o ich do­brze po­ję­tym in­te­re­sie i bez­pie­czeń­stwie”.

Je­rzy Gie­droyc pi­sał o Bob­kow­skim, że był on „pod wiel­kim wra­że­niem upad­ku i roz­kła­du Eu­ro­py, nie­na­wi­dził jej zmur­sza­łych ide­olo­gii, wi­dział tu przy­szłość w bar­dzo czar­nych bar­wach i chciał roz­po­cząć nowe ży­cie w Ame­ry­ce Po­łu­dnio­wej”²⁰. Za­uwa­żył tak­że, że męż­czy­zna „miał pa­sję ży­cia, z któ­re­go czer­pał wiel­ki­mi gar­ścia­mi”, a taką po­sta­wę nie spo­sób było po­go­dzić z po­wol­ną, pod­stęp­ną, ale nie­uchron­ną i jak su­cho­ty ga­lo­pu­ją­cą bol­sze­wi­za­cją Sta­re­go Kon­ty­nen­tu. „Eu­ro­pej­czyk, któ­ry nie chce być wol­ny, prze­sta­je być Eu­ro­pej­czy­kiem. Aby nim po­zo­stać, mu­sia­łem wy­je­chać”, wy­ja­śniał po­wo­dy opusz­cze­nia Eu­ro­py au­tor Szki­ców piór­kiem, w któ­rych zresz­tą łaja Za­chód za to samo, co wiel­ki Jó­zef Mac­kie­wicz. Ów ostat­ni stwier­dzał:

To, co do­pro­wa­dza mnie do sza­łu, to mó­wie­nie o Ro­sji, jak­by to był zu­peł­nie nor­mal­ny kraj, part­ner An­glii i Ame­ry­ki itd. Na­praw­dę ciem­no­ta, na­praw­dę zu­peł­ne śre­dnio­wie­cze. Jest to taki sam to­ta­lizm, jak każ­dy inny, ale nie wol­no o tym mó­wić. I to­ta­lizm so­wiec­ki jest w su­mie strasz­niej­szy od hi­tle­row­skie­go, bo prze­że­ra tak­że du­szę, wgry­za się głę­biej, ata­ku­jąc ca­łe­go czło­wie­ka. Ale nikt nie chce WI­DZIEĆ²¹.

Klę­ska ar­mii Tu­cha­czew­skie­go po­nie­sio­na na przed­po­lach War­sza­wy, roz­bi­cie Ar­mii Kon­nej Bu­dion­ne­go pod Ko­ma­ro­wem, wrze­śnio­wa ofen­sy­wa nad Nie­mnem Jó­ze­fa Pił­sudz­kie­go za­koń­czo­na ko­lej­nym wspa­nia­łym suk­ce­sem wojsk pol­skich, a wresz­cie trak­tat ry­ski, koń­czą­cy w mar­cu 1921 r. woj­nę Po­la­ków (i wspo­ma­ga­ją­cych ich od­dzia­łów żoł­nie­rzy ukra­iń­skich pod do­wódz­twem ge­ne­ra­ła My­chaj­ło Ome­lia­no­wi­cza-Paw­len­ki) z bol­sze­wią – wszyst­ko to w spo­sób oczy­wi­sty po­ka­za­ło, że w tym cza­sie kon­cep­cja „świa­to­wej re­wo­lu­cji” sta­ła się spra­wą bez­na­dziej­ną.

Jed­nak mark­si­ści – rów­nież ci „kul­tu­ro­wi”, o czym nie­ba­wem bę­dzie mowa – nie zwy­kli li­czyć się z rze­czy­wi­sto­ścią, kie­ru­jąc się za­sa­dą He­gla, uję­tą w słyn­nym po­wie­dze­niu tego nie­miec­kie­go my­śli­cie­la: „Je­śli teo­ria nie zga­dza się z fak­ta­mi, tym go­rzej dla fak­tów”. Mimo tylu świa­dectw mó­wią­cych, że „pro­ce­sy dzie­jo­we”, któ­re do­pro­wa­dzi­ły­by do wrze­nia re­wo­lu­cyj­ne­go w każ­dym z państw eu­ro­pej­skich, jesz­cze nie wy­stą­pi­ły, w mar­cu 1921 r. Ko­min­tern po­now­nie szy­ko­wał się do „eks­por­tu” re­wo­lu­cji. Tym ra­zem wy­bra­no Sak­so­nię na miej­sce „spon­ta­nicz­ne­go” prze­wro­tu, któ­ry ogar­nie całe Niem­cy. I tym ra­zem – przed­się­wzię­cie nie po­wi­dło się. Po­dob­nie jak ko­lej­ne pró­by, po­dej­mo­wa­ne jesz­cze do po­ło­wy lat 20. (po­now­nie w Sak­so­nii, Tu­ryn­gii oraz w Es­to­nii i Buł­ga­rii). „Po do­tkli­wych nie­po­wo­dze­niach w Eu­ro­pie dy­ry­go­wa­ny przez Sta­li­na Ko­min­tern zna­lazł ko­lej­ne pole wal­ki – Chi­ny, i tam też skie­ro­wał swe wy­sił­ki”, pi­szą au­to­rzy Czar­nej księ­gi ko­mu­ni­zmu.

Skie­ro­wa­nie wzro­ku na Azję Środ­ko­wą nie ozna­cza, w żad­nym wy­pad­ku, że ko­mu­ni­ści zre­zy­gno­wa­li w tym cza­sie z Eu­ro­py. Ar­gu­so­we oko cały czas spo­czy­wa­ło na Sta­rym Kon­ty­nen­cie – wszak Ar­gus to po­twór wie­lo­oki.

„La­sem pol­skich dzid na­ro­dy za­sła­nia­ne od pod­bo­ju wy­nu­ci­ły pieśń swo­bo­dy, pieśń mi­ło­ści, pieśń po­ko­ju” – pi­sał Fran­ci­szek Mo­raw­ski w wier­szu Gier­mek. A póź­niej nie tyl­ko nie­wdzięcz­ne za tę pol­ską ła­skę, ale i prze­wrot­ne, z wła­snej, nie­przy­mu­szo­nej woli, za­czę­ły śpie­wać Mię­dzy­na­ro­dów­kę i ła­sić się do so­wiec­kich wa­lo­nek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: