Śmierć w blasku fleszy - ebook
Śmierć w blasku fleszy - ebook
Kolejna powieść Księcia Komedii Kryminalnej!
Dwójka przyjaciół, Mariusz i Dominika, prowadzi agencję zajmującą się organizacją imprez. Kiedy otrzymują zlecenie przygotowania pokazu mody najpopularniejszych polskich projektantów, starają się zrobić wszystko, aby stał on się najważniejszym wydarzeniem towarzyskim sezonu.
Cel zostaje osiągnięty! Niestety nie tak, jak to sobie wymarzyli…
Pokaz kończy się morderstwem znanej modelki, a podejrzenia padają na jedną z pracownic ich agencji. Mario i Miśka postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i rozpoczynają własne śledztwo. Nieoczekiwanie z pomocą przychodzi im mama Dominki, zakochana w kryminałach Agathy Christie. Czy z takim wsparciem przyjaciołom uda się rozwiązać zagadkę i uratować reputację firmy?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-162-0 |
Rozmiar pliku: | 863 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MARIUSZ „MARIO” KOSEK – świeżo upieczony szef agencji eventowej „360 stopni”, który miał zorganizować pokaz mody, jakiego świat jeszcze nie widział, i dopiął swego, choć niekoniecznie w taki sposób, o jakim marzył.
DOMINIKA „MIŚKA” SZUSTEK – wspólniczka, przyjaciółka i prawa ręka Mario, przerażona niespodziewanym przyjazdem swojej mamy, która jej zdaniem była gorsza od tornada, tsunami i wybuchu wulkanu razem wziętych.
STEFANIA SZUSTEK – matka Dominiki, upiorna dla swojej córki oraz milutka dla wszystkich jej znajomych gospodyni domowa, słynąca z zamiłowania do fantazyjnych kapeluszy oraz robienia domowych przetworów i weków, a po cichu marząca, żeby choć razy przeżyć przygodę na miarę swojej ulubionej bohaterki literackiej – panny Marple.
KRYSTYNA ROŚNICKA – właścicielka agencji „Star Models”, niekoronowana królowa rodzimego świata modelingu i idolka wielu młodych ludzi, niestety z wyłączeniem własnej pociechy.
WERONIKA ROŚNICKA – córka Krystyny, gotowa na wszystko, aby wykosić całą konkurencję na drodze do zdobycia tytułu „polskiej Kate Moss”.
DAMIAN CZERWIEC – chłopak Weroniki, a zarazem najprzystojniejszy student Uniwersytetu Warszawskiego, chcący się tak pięknie ustawić w życiu, aby błyskawicznie dużo zarobić i niewiele przy tym zrobić, co ku jego zdziwieniu okazało się to nie tak proste, jak przypuszczał.
MARTA PILARSKA – studentka i modelka, zbyt często idąca na kompromisy ze swoim sumieniem.
BEATA CICHA – przyjaciółka i współlokatorka Marty, starająca się zachować resztki rozsądku w chwilach, kiedy wszyscy go tracą.
PAULINA NOWEK – była dziewczyna Damiana, szara myszka, owładnięta żądzą zemsty na osobach, które wyrządziły jej w życiu krzywdę.
IWONA „IWKA” KEJCIK – stażystka zatrudniona przez Mario jako jego asystentka; w swoim przekonaniu ideał profesjonalizmu, a przez swojego szefa traktowana jako kara za grzechy popełnione w obecnym życiu oraz kilku poprzednich.
DARIA KULAWIAK – dziennikarka pisma „Sekrety Mody”, wyglądająca tak, jakby nigdy nie zajrzała do żadnego żurnala, ale za to uwielbiająca nad życie plotkować i mącić.
JERZY SKOWROŃSKI – biznesmen pragnący za wszelką cenę odkupić od Krystyny jej agencję.
PAMELA SAS – światowej sławy modelka i działaczka niezliczonej ilości organizacji ekologicznych, mająca być główną gwiazdą pokazu organizowanego przez Mario i ku swojemu niezadowoleniu zastąpiona w ostatniej chwili przez kogoś innego.
MARCIN KRZYŻANIAK – mąż Pameli, nicpoń, starannie dbający o to, aby wszyscy uważali go za porządnego człowieka.
JAŃCIO TOMCZUK – właściciel agencji „Jańcio PR”, zazdroszczący Mario sukcesów.
KRZYSZTOF DARSKI – piekielnie przystojny komisarz policji, który myślał, że największe problemy modelek to chodzenie na wysokich obcasach i konieczność wiecznego przestrzegania diety, ale szybko przekonał się, że w krainie _haute couture_ równie kłopotliwe są plotki, zawiść, fałsz, obłuda i nieczyste interesy.
KILKORO BOHATERÓW TRZECIOPLANOWYCH – których nie trzeba pamiętać, bo, jak to śpiewa Beata Kozidrak w hicie o Józku, jedynie „pojawiają się i znikają”.PROLOG
Trzy dni po pokazie mody
– Co pani zrobiła?! – Komisarz Krzysztof Darski popatrzył na siedzącą przed sobą dziewczynę z wyraźnym zaskoczeniem. Jeszcze chwilę wcześniej był pewny, że zna rozwiązanie sprawy, którą od kilkudziesięciu godzin ekscytowała się cała Polska i dzięki której jako pierwszy przedstawiciel wydziału zabójstw wylądował w najpopularniejszym portalu plotkarskim Sensatek.pl, stając się bohaterem artykułu pod nieco mylącym tytułem: „Czy Magic Mike polskiej policji ujmie zabójcę pięknej modelki?!”. Błąd polegał na tym, że Darski ani trochę nie przypominał słynnego filmowego striptizera Channinga Tatuma, a za to prezentował się jak brat bliźniak Matta Bomera, który w kultowym filmie o męskich rozbierankach grał jedynie rolę drugoplanową. Tak czy siak, komisarz za sprawą artykułu miał przechlapane w swoim miejscu pracy i musiał dzielnie znosić kpiny kolegów, którzy prześcigali się w zadawaniu przemądrych pytań w stylu, ile inkasuje za pokazanie wacka na wieczorkach panieńskich. Następnie zaś sprezentowali mu cekinowe męskie stringi w gustownym srebrnym kolorze, w dodatku z odblaskową czerwoną marchewką doszytą w strategicznym miejscu, oraz dołączyli do tego karteczkę o treści: „Teraz możesz zażądać większych stawek!”. Najgorsze, że Darski, najwyraźniej w chwili zamroczenia umysłowego, próbował w domu przymierzyć ową wstrząsającą bieliznę, na której to czynności przyłapała go jego narzeczona i w związku z widokiem, jaki roztoczył się przez jej oczami, zaczęła się do niego zwracać słowami „mój ty seksowny bałwanku”.
– Zaplanowałam jej morderstwo.
Darski poczuł, że nic nie rozumie.
– Jest pani pewna tego, co mówi?
Teraz wyraz zdziwienia pojawił się na twarzy jego rozmówczyni.
– Chyba nie można nie być pewnym, czy się coś zrobiło, czy nie – odpowiedziała głosem wyzutym z jakichkolwiek emocji. – Chyba że jest się niepoczytalnym, ale zapewniam pana, że w moim przypadku nic takiego się nie dzieje. Mam pełną świadomość i tego, co mówię teraz, i tego, co robiłam przez ostatnich kilka tygodni.
– Jaki był motyw?
– Najbardziej banalny na świecie. – Dziewczyna nadal nie okazywała żadnych emocji, tak jakby pozbawienie kogoś życia było dla niej zwyczajną, codzienną czynnością, czymś, co wykonuje się między zjedzeniem śniadania a zrobieniem makijażu. – Zazdrość. I nienawiść. Ona miała wszystko to, co powinno być moje. Szczęśliwe dzieciństwo, majątek, karierę podaną na tacy. A do tego była wredną suką.
Darski mimowolnie zmarszczył czoło. Błyskawicznie się opanował, ale jego rozmówczyni zdążyła to wyłapać.
– Wiem, że o nieżyjących powinno się mówić tylko dobrze – powiedziała szybko. – Ale sam pan rozumie, że o niektórych się nie da. Do tego prowokowała mnie na każdym kroku. Udawała moją przyjaciółkę, a robiła wszystko, abym ją znienawidziła. W pewnym momencie miarka się przebrała.
Darski popatrzył nią z namysłem.
– Dlaczego pani się do tego wszystkiego przyznaje? – zapytał.
Dziewczyna rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
– To przecież oczywiste. Ze strachu. Nie chciałabym też skończyć w kostnicy, tak jak moja przyjaciółka. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
– Ma pani pewność, że to nie był wypadek? Bo przecież… – zaczął Darski, ale dziewczyna nie dała mu dokończyć.
– Wydaje się panu, że wsadziliście za kratki osobę, która jest odpowiedzialna za to morderstwo? Jestem pewna, że nie!
– Kiedy mamy jej przyznanie się do winy!
Dziewczyna spojrzała na niego z niekłamanym zdziwieniem.
– To jakaś bzdura! – powiedziała stanowczo. – Nie wiem, co jej zrobiliście, ale na pewno nie mówi prawdy! I do tego to drugie morderstwo. Przecież nie popełniła go, skoro siedzi za kratkami! Poza tym mogę panu coś udowodnić…
Sięgnęła po swoją torebkę, a potem wyjęła z niej mały przedmiot. Na jego widok Darski poczuł, że jego dotychczasowa koncepcja wali się w gruzy.
– To jest…? – Popatrzył na nią pytającym wzrokiem.
– Tak. Jeśli pan nie wierzy, może pan porównać oznaczenia. Wszystko będzie pasować.
Darski wiedział, że jego rozmówczyni nie blefuje.
– W takim razie niech mi pani opowie wszystko od początku – zaproponował, rozsiadając się wygodniej na krześle.
– Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. – Dziewczyna też odchyliła się do tyłu, dotykając plecami oparcia. – Zastanawiam się tylko, od czego by tu zacząć. Może od zapewnienia, że choć zaplanowałam to morderstwo, to bynajmniej go nie popełniłam…ROZDZIAŁ I
Miesiąc przed pokazem mody
Marta Pilarska uważnie popatrzyła na swoje odbicie w lustrze, po czym z wyrazem niezadowolenia sięgnęła po wacik i wytarła dopiero co umalowane usta.
– Może i pudrowe odcienie są teraz trendy – powiedziała z irytacją – ale ja wyglądam w nich, jakbym była w ostatnim stadium suchot i miała zaraz umrzeć. Ewentualnie już nawet umarła i zaczynała się rozkładać. I to od ust! Do bani takie wynalazki!
– Czy ja wiem? Mnie ten odcień pasuje – stwierdziła jej współlokatorka, a przy okazji koleżanka ze studiów, Beata Cicha. – Wczoraj użyłam twojej szminki. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?
– Niech ci idzie na zdrowie. A właściwie na urodę. Możesz ją sobie wziąć na zawsze. Poza tym tobie pasuje wszystko – westchnęła z lekkim żalem Marta. – Mogłabyś pomalować usta nawet na czarno, a i tak wyglądałabyś jak milion dolarów.
– Przesadzasz – mruknęła Beata. – Przypominam, że to ty wyszłaś z ostatnich dwóch castingów z umowami w kieszeni. Ja usłyszałam jedynie, że gdy będzie nowy nabór, to bardzo serdecznie zapraszają, żebym znów spróbowała swoich sił. W sumie to siły mi już do tych ich sił brakuje…
– Bo o naborach decydują same cioty. – Pilarska sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej swoją ulubioną szminkę w kolorze, który wszyscy jej znajomi nazywali „strażacką czerwienią”. Na widok tego odcienia mama Marty zapytała kiedyś z niepokojem, czy oby nie zamierza ona zarabiać na studia jako „galerianka”, nie za bardzo przyjmując do wiadomości tłumaczenie, że Biedronka, w której obie współlokatorki najczęściej robiły zakupy, nie bardzo daje możliwość rozwinięcia jakiejkolwiek niemoralnej działalności. – Dla nich atrakcyjna dziewczyna musi być taka jak ja. Zero biustu, zero bioder i zero kobiecości. Gdybym jeszcze miała jabłko Adama, to w ogóle umarliby z zachwytu. Wiesz, że jeszcze kilka lat temu wszyscy brali mnie za chłopca? I to właśnie działa na te wszystkie komisje. Zbok na zboku, zbokiem pogania. Po prostu żal.pl! Za to ty…
– …powinnaś iść na dietę – dokończyła Beata z uśmiechem. – Albo przestać pogłębiać swój kompleks niższości i dać sobie spokój z mrzonkami, że kiedyś zostaniesz profesjonalną modelką.
– Głupiaś! – Marta nie podchwyciła ironicznego tonu przyjaciółki. – Nadajesz się do tego fachu najbardziej z nas wszystkich. Ja, owszem, mam interesującą twarz, nie przeczę, ale za to jestem płaska jak deska i wyglądam, jakbym chorowała na anoreksję. Paula może i jest atrakcyjna, ale prezentuje się jak szara myszka… – Widząc, że Beata nabrała powietrza, aby zaprotestować, machnęła uspokajająco ręką. – Wiesz doskonale, że też ją uwielbiam – powiedziała szybko. – Ale musisz przyznać, że ma fatalny gust! Te jej bure sweterki, włosy wiecznie związane w kucyk, zero makijażu. Wygląda jak misjonarka. Jakby sto lat temu pojechała do Afryki, toby tam pomyśleli, że przyjechała ich nawracać, i ją zjedli.
Beata nakreśliła sobie kółko na czole, czując się rozdarta między chęcią wzięcia w obronę przyjaciółki a poczuciem sprawiedliwości. Faktycznie, Paulina Nowek z reguły wyglądała tak, jakby specjalnie starała się nie wpaść nikomu w oko. Z tego powodu była ulubienicą innych modelek, które miały pewność, że zawsze będą wyglądać przy niej na o wiele bardziej atrakcyjne, niż są w rzeczywistości. Wiadomo, wszystko zależy od tła. Paulina ze swoją doskonałą nijakością była tłem idealnym.
– Ona pochodzi z małego miasteczka – powiedziała usprawiedliwiająco. – Tam pewnie obowiązują inne kanony dobrego gustu…
– Ściągnięte od zakonnic? – Marta popatrzyła na nią ironicznie. – Wiesz, że kiedy idę z Pauliną na jakiś casting albo do klubu, to czasem mam ochotę skłamać, że się nie przyjaźnimy i poznałyśmy się dopiero przed chwilą? To podłe, ale nie umiem nic na to poradzić.
– Zamiast ją obgadywać, może powinnyśmy z nią szczerze porozmawiać – zaproponowała Beata – i co nieco spróbować jej wytłumaczyć?
– To próbuj – zgodziła się Marta. – Ja nie odnajduję w sobie żadnych talentów pedagogicznych. Gdy miałam praktyki w przedszkolu, to już drugiego dnia chciałam jednej połowie bachorów podać środki nasenne, a drugą wysłać na jakąś bezludną wyspę z zakazem powrotu przed ukończeniem osiemnastki. Jestem pewna, że rodzice tych małych belzebubów byliby mi za to dozgonnie wdzięczni. Zaoszczędziłabym im tym sposobem kilkunastu lat mąk piekielnych.
– Głupoty gadasz! – Beata doskonale wiedziała, że nie należy wypowiedzi jej współlokatorki traktować serio, zwłaszcza że pół poprzedniego weekendu spędziły na poszukiwaniu różowych łyżew, o których marzyła pięcioletnia siostrzenica Marty. Zapał i poświecenie, jakie Pilarska włożyła w znalezienie owego urodzinowego prezentu, był najlepszym dowodem na to, że nie jest takim czarnym charakterem, na jaki próbuje się teraz wykreować.
– Być może… – westchnęła Marta. – W każdym razie, jeśli chcesz się bawić w Rozenek i robić tu swoją wersję _Projektu Lady_, to mnie z tego wymiksuj. Nie nadaję się do przeprowadzania metamorfoz. A, i na razie się trochę wstrzymaj, bo nie kopie się leżącego. To znaczy leżącej…
– O czymś nie wiem? – Beata popatrzyła na przyjaciółkę pytającym wzrokiem.
– Możliwe, bo nie było cię w weekend. Jakby nie dość, że w zeszłym miesiącu zmarła jej mama i Paula jeszcze po tym nie doszła do siebie, to teraz ma dodatkowo złamane serce, bo Damian wymówił jej służbę. Jakoś nie umiem inaczej określić tego, co ich łączyło…
– Jak to? Co się stało?! Przecież wydawali się całkiem szczęśliwi w tym swoim patologicznym układzie…
– Yhm. – Marta przypudrowała policzki, stawiając tym samym kropkę nad i w dzisiejszym makijażu, po czym sięgnęła po lusterko powiększające i prześledziła uważnie każdy centymetr swojej twarzy. – No, teraz to ja rozumiem! Jest super. A co do Damiana… Po prostu któregoś dnia stwierdził, że wszystko między nimi skończone i że tak naprawdę nigdy nic do niej nie czuł. Powiedział, że nawet za bardzo jej nie lubił i uważał ją za mało inteligentną. Oraz że normalnie dawało ją się jakoś znieść, ale teraz, kiedy od miesiąca snuje się za nim jak zawodowa płaczka pogrzebowa, pora się rozstać.
– Skurwysyn.
– W tym punkcie akurat się zgadzamy. – Marta pokiwała głową. – Aczkolwiek moim zdaniem wyjątkowo wyznał jej szczerą prawdę. Nigdy nie wierzyłam w to, że kieruje nim coś więcej niż wyrachowanie. I miałam rację, wziąwszy pod uwagę, w czyich ramionach z miejsca znalazł pocieszenie. Zgadniesz?
Beata zastanawiała się tylko przez moment.
– Weroniki? – bardziej się upewniła, niż zapytała.
– Jak najbardziej! Naszej uroczej, niewinnej, subtelnej Weroniki.
– Taka ona subtelna jak ostrzeżenia na papierosach. Poza tym naprawdę myślisz, że… – Beata zastanowiła się, w jaki sposób w miarę łagodnie sformułować kołaczącą jej się po głowie myśl, ale na szczęście Marta od razu odczytała jej intencję.
– Oczywiście, że tak! – krzyknęła. – Moim zdaniem Paulina była mu potrzebna tylko po to, aby zbliżyć się do tej lambadziary. Wiem, że to nasza przyjaciółka, sorry, bardziej koleżanka, ale właśnie dlatego znamy ją lepiej niż inni. Gdy tu mieszkała, to miała taki przelot w łóżku, że aż się prosiło, żeby choć raz w tygodniu dezynfekować jej pokój i na wszelki wypadek palić pościel. Jasne było, że kiedy tylko zobaczy Damiana, to od razu dostanie małpiego rozumu. Zresztą on też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dziwne tylko, że Paulina tego nie przewidziała.
Beata, która z reguły widziała w swoich przyjaciołach tylko dobre cechy, chciała odruchowo powiedzieć teraz coś w obronie Weroniki, ale w tym momencie przed oczami stanęła jej straszliwa scena, gdy pewnego ranka, kilka miesięcy wcześniej, weszła mocno zaspana do łazienki i zaraz za progiem potknęła się o coś, co potem okazało się niedbale rzuconymi męskimi jeansami. Straciła wtedy równowagę i z rozpędu wleciała pod prysznic, wprost w ramiona stojącego tam, gołego jak święty turecki znajomego ich ówczesnej współlokatorki, należącego do jej ulubionej kategorii „poznałam go wczoraj w klubie i uznałam, że na raz obleci”.
– No tak, a od Weroniki tylko krok do jej mamy… – powiedziała w zamian.
– Bingo! Wera ma w łóżku najprzystojniejszego studenta uniwerku, a on teściową _in spe_, która decyduje, kto jest kim w modelingu. A dalej wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Oczywiście, poza Pauliną, ale kto by się tam przejmował źle ubraną dziewczynką z głuchej prowincji? A wiesz, co jest najgorsze?
– Co?
– Nawet nie możemy okazać Weronice, jak bardzo gardzimy tym, że chodzi z byłym chłopakiem naszej przyjaciółki!
– Niby dlaczego? – zdziwiła się Beata.
Marta bez słowa podała jej czerwoną kopertę. Cicha otworzyła ją, wyjęła niewielką karteczkę, na której ktoś odręcznie napisał kilka zdań, po czym spojrzała ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
– Sprytne… – mruknęła.
– Yhm. – Marta pokiwała głową. – Bardzo sprytne. I sama rozumiesz, że stawia nas to w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia.
Beata w zamyśleniu wpatrywała się w trzymaną w rękach kartkę.
– Mam jakieś dziwne przeczucie – powiedziała po chwili.
– À propos czego?
– Tego, czego dotyczy ta kartka. – Beata nie odrywała wzroku od świstka papieru. – Boję się, że to się nie skończy dobrze…
– Ty i te twoje przeczucia. – Marta wzruszyła ramionami. – Pamiętasz, jak miałaś przeczucie, że nie powinnyśmy lecieć na wakacje do Aten? A tam przecież wyrwałyśmy tych dwóch boskich bliźniaków! Jak oni się zwali…?
– Nie pamiętam. W pamięci zapisałam ich sobie jako Kostasa Jeden i Kostasa Dwa. W Grecji wszyscy faceci tak mają na imię.
– Niech ci będzie – zgodziła się Marta. – I dzięki tym Kostasom wylądowałyśmy na prywatnym jachcie, gdzie przez tydzień żyłyśmy jak multimilionerki. To była bajka! – rozmarzyła się.
– Pamiętam też, że bawiłyśmy się z nimi wielce niemoralnie pod wpływem procentów, nigdy nie potrafiłyśmy ich rozróżnić, a po kilku dniach musiałyśmy uciec z tego jachtu w środku nocy, bo dostałaś paranoi na propozycję, żebyśmy popłynęły z nimi do Maroka, i zaczęłaś schizować, że Kostasy chcą nas sprzedać Arabom w zamian za dwa wielbłądy i osiołka…
– Nie dostałam żadnej paranoi, tylko kończyły nam się wakacje i był pokaz Olimpusa, w którym miałyśmy brać udział.
– No niech ci będzie…
Beata uśmiechnęła się na wspomnienie ich wakacyjnej przygody. W duchu jednak nadal była niespokojna. Jeszcze raz przebiegła wzrokiem tekst na kartce. Coś tu nie grało. I to bardzo…ROZDZIAŁ II
Trzy tygodnie przed pokazem mody
Damian Czerwiec dźwignął się na łokciu i powoli zaczął wstawać z łóżka. Prawie mu się to udało, kiedy został chwycony za ramiona i pociągnięty z powrotem w pościel.
– Skarbie, daj spokój – poprosił łagodnie. – Kiedyś trzeba wrócić do rzeczywistości.
– Jeszcze nie, misiaczku! Proszę…
Poczuł dotyk języka w swoim uchu, z każdą chwilą coraz bardziej natarczywy. Wcale go to nie podniecało. Przez kilkanaście ostatnich godzin był jednak obiektem wielu zachowań, które w zamierzeniu jego partnerki miały go rozpalić, ale nie spełniały tej funkcji. Jedna więcej czy jedna mniej nie czyniła mu już żadnej różnicy.
– Nie lepiej dawkować przyjemności? – zapytał z góry przewidując, co usłyszy w odpowiedzi. Oczywiście, wcale się nie pomylił.
– Po co mamy dawkować, skoro możemy w nich utonąć…
Ręce dziewczyny, z którą spędził w łóżku ostatni wieczór i noc, zaczęły błądzić po jego ciele, aby zatrzymać się na sutkach. Kiedy poczuł tam mocny uścisk, syknął z bólu.
– Myślałby kto, że jesteś taki wrażliwy… – Jego partnerka roześmiała się perliście.
– W sutkach znajdują się ujścia gruczołów łojowych i potowych. Kiedy je ściskasz jak imadło, to możesz uszkodzić…
– Jakoś gdy cię w nocy w nie gryzłam, to tak nie protestowałeś, misiaczku!
„To też nie było miłe” – pomyślał Damian, przypominając sobie, że przez ostatnie godziny miał wrażenie, jakby zamiast z normalną osobą kochał się z kimś, kto akurat przeżywa napad wścieklizny. Przez cały czas miał ochotę zadać pytanie, czy aby jego partnerka nie była ostatnio w jakimś egzotycznym kraju i nie została tam ugryziona przez małpkę. Z rezygnacją poddał się kolejnym dziwacznym pieszczotom dziewczyny, smętnie dumając, czy da radę ponownie zaspokoić jej pragnienia. W ciągu nocy zrobił to pięć razy i teraz wyraźnie czuł, że z szóstym może mieć problem. Nigdy, co prawda, nie narzekał na potencję, ale Weronika wykończyłaby nawet Casanovę, który zażył viagrę.
– Och, czy już mnie nie kochasz? – usłyszał rozczarowany szept, będący najwyraźniej następstwem odkrycia przez jego partnerkę, że z szóstego razu nic nie wyjdzie.
– Oczywiście, że kocham!
– Jakoś tego nie czuję…
Damian doskonale wiedział, że są takie chwile w życiu, kiedy mężczyzna musi stanąć na wysokości zadania. To była jedna z nich. Na szczęście kiedy zaczynał poznawać tajniki seksu, trafił na sporo starszą od siebie kobietę, która okazała się perfekcyjną nauczycielką _ars amandi_. „Pamiętaj, skarbie, że wbrew temu, co myśli większość twoich rówieśników, facet nie składa się tylko z penisa. Ma jeszcze rączki i język. I dobrze by było, gdyby nauczył się ich używać…” – powiedziała mu kiedyś, po czym dokładnie pokazała, co powinien zrobić w praktyce z wyżej wymienionymi częściami ciała. Teraz ta wiedza mogła mu uratować karierę. Nie namyślając się ani chwili, delikatnie odwrócił Weronikę na plecy, po czym zanurkował głową między jej udami.
– Jesteś absolutnie fenomenalny… – usłyszał mniej więcej kwadrans później, kiedy dziewczyna przestała w końcu wydawać z siebie spazmatyczne jęki. – Absolutnie…
– Naprawdę muszę się zbierać. – Damian, korzystając z tego, że Weronika przez chwilę nie ma siły wykonać żadnego ruchu, czym prędzej wstał z łóżka i zaczął się ubierać. – Siłownia już dzisiaj przepadła, a chciałem przed castingiem trochę powyciskać na ławce…
– Przecież i tak wygrasz. – Weronika przeciągnęła się w łóżku i popatrzyła na niego z politowaniem. – Poza tym seks jest o wiele lepszy od siłowni. A o wynikach castingu decyduje moja mama. Chyba nie masz wątpliwości, kogo wybierze?
Damian zastanowił się, czy to dobry moment, aby wreszcie zadać pytanie, z którym czaił się od kilku dni.
– Kochanie… – postanowił zaryzykować. – Kiedy przedstawisz mnie swojej mamie?
– Jeśli chcesz, to umówię nas na wspólną kolację w przyszłym tygodniu. Tylko po co? – zdziwiła się Weronika. – To straszna nudziara. Bez końca ględzi o kontraktach, pieniądzach, interesach. Jakbym słuchała TVN Biznes.
– Mnie wydaje się fascynująca! – powiedział z entuzjazmem Damian.
– Naprawdę? – W głosie Weroniki słychać było niedowierzanie. – Cóż w niej może być fascynującego? Chyba tylko to, że po tylu operacjach plastycznych jej twarz nie zaczęła jeszcze żyć własnym życiem ani nie odleciała w kosmos.
– Nie żartuj! – Damian przysiadł na krawędzi łóżka, ale widząc, że Weronika wyciąga rękę w stronę jego uda, czym prędzej wstał i zaczął zapinać koszulę. – Kobieta z małej wioski, która przyjeżdża do stolicy, zaczyna od sprzedawania ciuchów na stadionie, a kończy jako właścicielka najbardziej prestiżowej agencji modelek i modeli? Legenda branży? Właścicielka imperium, z której usług korzystają nawet zagraniczni projektanci?
– Ble, ble, ble… – Weronika wzniosła oczy ku górze. – Dla mnie to raczej bezduszny robot, zapatrzony wiecznie w ekran komputera i niemający żadnych ludzkich uczuć. Czy wiesz, że gdy byłam dzieckiem, wołałam „mamo” do swojej niańki? Kiedyś zrobiłam to nawet przy mamie. Jestem pewna, że każdą normalną kobietę chwyciłoby to za serce. A wiesz, co zrobiła ona?
Damian pokręcił głową.
– No właśnie, nic! Nawet jej powieka nie drgnęła. Poprosiła tylko Klarę, moją nianię, żeby mi wytłumaczyła pomyłkę, po czym spokojnie wróciła do swoich słupków w Excelu. Tak jakby w ogóle jej to nie obeszło. Myślę, że ktoś musiał ją kiedyś bardzo skrzywdzić, bo nie wierzę, że taka się urodziła. To niemożliwe, żeby być aż tak wyzutą z ludzkich uczuć. Czasem marzę, by zniknęła z mojego życia. Jedyne, czego chcę, to jej firma. Jestem pewna, że pokierowałabym nią o wiele lepiej.
Damian nie podzielał jej zdania, ale wolał zachować to dla siebie.
– A twój tata?
– Nie pamiętam go, ale nie sądzę, żeby to on ją skrzywdził. Z opowieści ludzi wiem, że była już taka, gdy go poznała. – Weronika sięgnęła po paczkę papierosów, leżącą na stoliku przy łóżku, wyciągnęła jednego, przypaliła i zaciągnęła się głęboko. – Mam wrażenie, że to on chciał mieć dziecko, a jej to wisiało. Spełniła jego marzenie, urodziła mnie i od razu po porodzie straciła mną zainteresowanie. Tata zmarł, gdy miałam trzy lata. Zapisał mi w testamencie jakieś pieniądze. Nawet nie wiem ile, ale podobno to jakaś oszałamiająca kwota. Dowiem się, gdy skończę dwadzieścia jeden lat, czyli za kilka miesięcy. Szkoda, że tak późno. Chciałam za nie odkupić firmę od mamy, ale obawiam się, że do tego czasu ona ją wykończy.
– Wykończy? – Damian zrobił wielkie oczy –Przecież ona znakomicie prosperuje!
– Pozory – mruknęła Weronika. – Matka jest już stara, dobiega przecież z wolna pięćdziesiątki. Powinna iść na emeryturę! Nie rozumie nowych trendów, wymogów rynku. Dla niej Snapchat to jakiś wynalazek dla dzieci. Nie założyła nawet konta na Insta. Do tego ulokowała część kapitału w jakichś marnych interesach. W tej sytuacji powinna się cieszyć, że uratuję ją przed plajtą. Choć nie wiem, czy zdążę.
Weronika zgasiła papierosa i wstała z łóżka. Miała szczupłe ciało z zaskakująco dużym biustem, którego, o czym Damian zdążył się dość szybko przekonać, nie zawdzięczała bynajmniej Matce Naturze, ale chirurgowi plastycznemu.
– Jeśli chcesz poznać mamę – powiedziała, otwierając drzwi łazienki – to namówię ją, aby zaprosiła cię w przyszłym tygodniu do nas na kolację. Tylko uprzedzam, żebyś wypił wcześniej ze trzy redbulle albo wziął coś innego na pobudzenie, bo inaczej uśniesz najpóźniej po kwadransie. Ona jest nudniejsza nawet od mojego wykładowcy filozofii, któremu kiedyś zasnęło na wykładzie trzydziestu studentów, z czego jednego nie można było w ogóle dobudzić. Myśleliśmy, że umarł.
Damian kiwnął głową, po czym podszedł do Weroniki i namiętnie ją pocałował. Dziewczyna klepnęła go w pośladek i przeszła do łazienki, skąd po chwili rozległ się szum wody. Czerwiec włożył kurtkę i właśnie miał opuścić apartament swojej ukochanej, kiedy jego spojrzenie padło na leżącą na stoliku czerwoną kopertę, z której wystawała mała kartka. Ku swojemu zaskoczeniu dostrzegł na niej znane sobie nazwisko. Nie mogąc się oprzeć pokusie, wyciągnął ją i przebiegł oczami treść zapisanej na niej informacji.
– Cholera jasna – mruknął po chwili pod nosem, chowając kartkę z powrotem do koperty. – Ten pokaz to będzie kompletna katastrofa…