Śmierć w rzece Kura i inne zagadki kryminalne. Mowy obrończe z lat 1869-1878 - ebook
Śmierć w rzece Kura i inne zagadki kryminalne. Mowy obrończe z lat 1869-1878 - ebook
Jako obrońca sądowy w Rosji Włodzimierz Spasowicz (1829–1906) – polski prawnik, publicysta, krytyk i historyk literatury – rozwiązywał niewiarygodne zagadki kryminalne. Mowy obrończe trwały po osiem godzin dziennie, a że pasją mówcy łączył Spasowicz z dociekliwością i wdawał się w nieprawdopodobne szczegóły obyczajowe, w tym również najdrastyczniejsze, czyta się te mowy jak pasjonujący kryminał i reportaż z epoki.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64822-71-1 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dwudziestego drugiego lipca ¹ 1876 roku między dziewiątą a dziesiątą wieczorem Nina Andriejewska zniknęła z domu w Tyflisie , w którym wraz z matką zatrzymała się na kilka dni. Następnego dnia rano zwłoki Niny znaleźli rybacy w rzece Kura aż czterdzieści wiorst² od miasta. Natychmiast wszczęto dochodzenie wstępne.
Erast Andriejewski zapisał w testamencie córkom, Ninie i Jelenie, włości położone w różnych częściach powiatu tyfliskiego. Pod koniec 1875 roku mąż Jeleny, Gieorgij Szarwaszidze³, powierzył zarządzanie włościami Dawidowi Czchotui, który w związku z tym wkrótce przeniósł się do Tyflisu i zamieszkał w domu Gieorgija Szarwaszidzego. W czerwcu 1876 roku do Dawida Czchotuy przyjechał młodszy brat Nikołaj i przed rozpoczęciem służby wojskowej zamieszkał z nim. Wiosną 1876 roku Nina i Jelena postanowiły dokonać podziału zapisanych przez ojca włości. W tym celu Nina wraz z matką przyjechała do Tyflisu. Siostry bez problemu podzieliły włości. Po podziale mąż Jeleny wyjechał w interesach do guberni kutaiskiej, a Nina z matką zatrzymały się w jego domu. Była to jednopiętrowa kamienica frontem zwrócona w stronę dziedzińca i otoczona z trzech stron gęstym ogrodem. Ogród przylegał do pomieszczenia przeznaczonego na letnie rozrywki, znanego jako Kółeczko. Tylna fasada domu wychodziła na niewielki placyk, za którym zaczynało się strome urwisko brzegu Kury. W domu oprócz gospodarzy mieszkali bracia Czchotua, kucharz Piotr Gabisonia, stróż Zurab Koridze i ogrodnik Iwan Mgeladze.
W czasie pobytu u Szarwaszidzego Nina i Warwara Andriejewskie wychodziły zazwyczaj z domu rano i wracały z miasta około siódmej, ósmej wieczorem. W dzień zniknięcia Niny obie panie wróciły również około ósmej wieczorem. Natknęły się na Dawida Czchotuę, który po dwudziestominutowej rozmowie z Niną wyszedł do miasta. Krótko po nim wyszedł także Nikołaj. Wrócił późno.
Nina Andriejewska przebrała się w domową suknię, włożyła znoszone trzewiki i wytrzepała na tarasie suknię, w której chodziła w ciągu dnia. Potem zajęła się pisaniem listu do szwagra, Gieorgija Szarwaszidzego. List chciała przekazać przez Dawida Czchotuę wybierającego się do Szarwaszidzego, by odwieźć mu pozostawioną w domu szablę. O dziesiątej wieczorem Nina skończyła pisać list, wzięła świecę i wyszła z pokoju. Matce powiedziała, że idzie do Gabisonii po trzewiki, które miał oczyścić. Po dwudziestu minutach Warwara Andriejewska wyszła na korytarz i zobaczyła, że świeca wzięta przez córkę pali się na korytarzu przy drzwiach prowadzących na taras. Niny w korytarzu nie było, ale pojawił się Koridze. Na pytanie Warwary Andriejewskiej, gdzie jest Nina, odpowiedział, że zapewne poszła się przespacerować. Także w ogrodzie Niny nie było. Na prośbę Warwary Andriejewskiej Koridze obudził Nikołaja Czchotuę, który razem z Andriejewską zaczął szukać Niny. Na krzyki zdenerwowanej Andriejewskiej odezwał się z piętra Dawid Czchotua i kiedy się dowiedział, o co chodzi, szybko zbiegł na dół. Poszukiwania Niny w ogrodzie nie dały rezultatu. Wówczas Dawid Czchotua zszedł na brzeg Kury, gdzie znalazł ubranie i bieliznę Niny leżące na kamiennym placyku. Następnego dnia, 23 lipca , rybacy Menabdi-Szwili i Cziaberow odnaleźli martwą dziewczynę w nurcie Kury. Znajomi i rodzina rozpoznali zwłoki Niny Andriejewskiej. Pierwotna wersja śmierci Niny przyjęta przez śledczych i uznająca, że Andriejewska utonęła, kąpiąc się w Kurze, została odrzucona, gdyż świadczyły przeciwko niej następujące dane.
1. Nina Andriejewska raczej nie zdołałaby bez pomocy postronnych zejść nocą po stromej ścieżce nad brzeg rzeki.
2. Gdyby nawet zdołała zejść nad brzeg rzeki, to ponieważ ścieżkę pokrywało błoto, ubranie i trzewiki musiałyby być zabłocone. Tymczasem były czyste i suche.
3. Decydując się na kąpiel, nie weszłaby do wody w koszulce i w pończochach, ale jej zwłoki były w koszulce i w pończochach.
4. Nina była wstydliwa i nieśmiała, zapewne więc nie próbowałaby wejść do wody, gdy – według zeznań świadków – na przeciwległym brzegu rzeki kąpała się grupa mężczyzn.
5. Wielokrotnie widziała kąpiących się w Kurze i zawsze się dziwiła, że można się kąpać w tak mętnej, błotnistej wodzie.
6. Nawet gdyby Andriejewska utonęła przez przypadek, to jej zwłoki w ciągu sześciu, ośmiu godzin nie mogłyby przepłynąć czterdziestu wiorst .
7. Na szesnastej wiorście od Tyflisu rzeka z powodu niskiego stanu wody tworzy trzy wyspy i rozdziela się na trzy odnogi o głębokości od dwóch do czterech werszków⁴ , więc zwłoki chyba nie mogłyby dalej odpłynąć. Gdyby nawet przepłynęły tę część rzeki, musiałyby nosić wyraźne ślady przesuwania się po kamienistym i nierównym dnie rzeki, ale zadrapań czy skaleczeń nie było.
Sądowo-lekarska sekcja zwłok wykonana na żądanie sądu 25 lipca wykazała, że Nina nie mogła utonąć.
Śledczy zaczęli podejrzewać o zabójstwo Dawida i Nikołaja Czchotua. Obydwaj dobrze znali Ninę, świetnie orientowali się w terenie i mieli dość czasu na ukrycie śladów przestępstwa. Prowadzący śledztwo uważali, że Ninę Andriejewską zabili blisko związani z nią ludzie, ponieważ na dziedzińcu zawsze były groźne psy, które nikogo obcego blisko domu nie dopuszczały. Brak wyraźnych motywów przestępstwa (kradzież, gwałt) także wskazywał na to, że mogły się go dopuścić osoby pozostające w bliskich stosunkach z Niną Andriejewską. Ponieważ trudno było przypuszczać, że przestępstwa dokonano w domu, do odpowiedzialności pociągnięto nie tylko Dawida i Nikołaja Czchotua, ale także Koridzego, Gabisonię i Mgeladzego.
Wszyscy oskarżeni początkowo zaprzeczali, by doszło do przestępstwa i by brali w nim udział. Jednak później Zurab Koridze i Iwan Mgeladze, odrzucając oskarżenie o udział w zabójstwie Niny Andriejewskiej, złożyli następujące wyjaśnienia.
Dwudziestego drugiego lipca po powrocie pań Andriejewskich z miasta Dawid Czchotua polecił Zurabowi Koridzemu i Iwanowi Mgeladzemu, by osiodłać konia dla wybierającego się na przejażdżkę Nikołaja. Po powrocie Nikołaja Dawid nakazał Koridzemu dobrze oporządzić konia, który był bardzo zmęczony i spieniony. W tym samym czasie Dawid wezwał Iwana Mgeladzego i kazał mu zabić największego i najgroźniejszego psa, a pozostałe zamknąć w szopie. Na pytanie Iwana, po co zamykać psy w szopie, odpowiedział: „To nie twoja sprawa”. Następnie Dawid nakazał Iwanowi położyć się spać, sam zaś poszedł do miasta, by się spotkać się z jakimiś ludźmi. Niedługo potem pojawił się w ich towarzystwie na dziedzińcu. Iwan jeszcze nie spał i z ciekawości poszedł za nimi. Mimo że Dawid, który go zauważył, polecił mu, by wrócił do domu, nadal ich śledził. Mgeladze oświadczył, że przebywający w ogrodzie ludzie zaczęli się szybko poruszać i że w tym czasie usłyszał lekkie charczenie. Obserwując nadal, co się dzieje w ogrodzie, zobaczył, że Dawid i towarzyszący mu ludzie niosą do rzeki zwłoki kobiety. Nie wie, czy rzucili ciało do Kury, bo tak mocno się przeraził, że chciał uciec. Jednak Dawid nie pozwolił mu się ukryć. Schwycił Mgeladzego za włosy i nakazał, aby o tym, co widział, nikomu nie mówił.
Podobnie przedstawił przebieg wydarzeń Zurab Koridze, obserwujący je z placyku przed domem. Zobaczyli go Nikołaj i Dawid Czchotua. Dawid powiedział bratu, by zabił Koridzego. Nikołaj jednak się nie zgodził, puścili więc Koridzego dopiero wówczas, gdy pod przysięgą obiecał, że ich nie wyda.
Mimo tych zeznań wszyscy podejrzani o udział w przestępstwie byli pociągnięci do odpowiedzialności karnej za dokonanie zabójstwa Niny Andriejewskiej z premedytacją, wspólnie i w porozumieniu. Za inicjatorów zabójstwa uznano Dawida i Nikołaja Czchotua. Motywy zabójstwa w akcie oskarżenia scharakteryzowano następująco. Dawid Czchotua żywił skrywaną urazę do Niny Andriejewskiej. Andriejewska nie ufała Czchotui, pozbawiła go pełnomocnictwa uprawniającego do udziału zamiast niej w podziale włości i odsunęła od zarządzania przypadającą jej częścią. Dochodziło między nimi do zatargów. Powodem były rzeczy Niny znajdujące się w nadzorowanym przez Dawida domu Szarwaszidzego.
Sąd przysięgłych rozpatrujący tę sprawę uznał za winnych zabójstwa Niny Andriejewskiej Dawida Czchotuę i Piotra Gabisonię. Pierwszego skazał na dwadzieścia lat, a drugiego na dziesięć lat ciężkich robót (katorgę). Nikołaja Czchotuę uniewinniono. Po wniesieniu skargi apelacyjnej i proteście wiceprokuratora sprawę zabójstwa Niny Andriejewskiej od 25 do 30 listopada 1878 roku rozpatrywała Tyfliska Izba Sądowa. Na wniosek obrony została przeprowadzona ekspertyza sądowo-lekarska, która nie stwierdziła, by na ciele zamordowanej znajdowały się oznaki gwałtownej śmierci świadczące o zastosowaniu przemocy. Jednym z obrońców w instancji apelacyjnej był Włodzimierz Spasowicz.
––––
Panowie sędziowie koronni z Tyfliskiej Izby Sądowej, panowie juryści! Wszyscy panowie poświęcają się służeniu prawu, wykonywaniu go sumiennie i rozumnej jego interpretacji. Proszę więc pozwolić, że mowę obrończą rozpocznę właśnie słowami tegoż prawa.
Artykuł 890 Ustawy postępowania sądowego karnego głosi, że w razie rewizji wyroku na podstawie odwołania złożonego przez podsądnego zasądzona mu kara może być nie tylko zmniejszona, ale i zupełnie uchylona. Słowa te mają głębokie znaczenie, stanowią kotwicę ocalenia dla tych nieszczęśników, którzy skazani w pierwszej instancji, powierzyli mi swój los. Jeżeli apelacja nie jest martwym rytuałem, a postępowanie apelacyjne nie jest stratą czasu, nie do zniesienia jak wszystko, co nieużyteczne, i jeśli przytoczone przed chwilą słowa prawa są rzetelną, żywą prawdą, to znaczy, że ci wszyscy aresztanci nie są jeszcze skazańcami. Nie udowodniono im winy i mogą jeszcze wrócić do społeczeństwa, by ściany więzienia na długi czas nie oddzielały ich od niego. Także do ich wyroku skazującego powinni się panowie odnieść krytycznie, zbadać go i poddać kontroli, prześledzić go i upewnić się, że jest sprawiedliwy. Założyć, że ludzie ci są być może niewinni i odtworzyć w pamięci wszystkie ogniwa składające się na ten wyrok, który ich skuł jakby łańcuchami – i zrobić to po to, żeby się dowiedzieć, czy niektóre ogniwa tego łańcucha nie pękną jak nici i nie spadną wskutek tego z podsądnych okowy wyroku. Ten prawem nałożony na sędziów wyższej instancji – mających duże doświadczenie i większą wiedzę – obowiązek znaczy, że mają oni możliwości, aby systematycznie rozpatrzyć wszelkie wątpliwości podsądnych na nowo i zgodnie ze swoim sumieniem niezależnie orzec o ich winie. Prawo to stanowi jedną z prerogatyw sądu apelacyjnego, przed którym mam zaszczyt przemawiać, i to także odróżnia go od sądu przysięgłych. Sąd przysięgłych kieruje się bardziej wrażeniami niż logicznym wnioskowaniem. Sądzi człowieka tylko oskarżonego, a nie człowieka z głośnym wyrokiem. W sądzie przysięgłych nie ma ustanowionych prawem metod kontroli oskarżenia, nie ma zapisanych prawideł prowadzenia śledztwa. A kiedy rozpatruje głośną sprawę, wzbudzającą silne emocje, w celu uniknięcia błędów, zawsze przecież możliwych, stosuje dwa środki. Pierwszym jest przysięga: dam głos zgodnie z tym, co zobaczę i usłyszę w sądzie (artykuł 666 Ustawy postępowania sądowego karnego), drugim jest niemal niezmiennie następujące po tym ostrzeżenie ze strony przewodniczącego sądu, żeby zapomnieć wszystko, co mogło dojść do przysięgłych w formie zasłyszanej wiadomości, plotki czy pogłoski lub informacji prasowej. Sędziowie koronni takimi przysięgami i ostrzeżeniami nie są skrępowani. Według prawa, a dokładnie według artykułu 797 punkt 2 i artykułu 892 Ustawy postępowania sądowego karnego, sąd powinien umotywować postanowienie, objaśnić je i porównać nie z jakimiś innymi danymi, lecz tylko z przedstawionymi w sprawie dowodami rzeczowymi i dowodami winy. Według artykułu 737 Ustawy postępowania sądowego karnego prokurator potwierdza oskarżenie w takiej postaci, w jakiej zostało przedstawione w śledztwie sądowym, dokładnie tak samo (na podstawie artykułu 744 Ustawy postępowania sądowego karnego) przedstawia swoje wyjaśnienia obrona: strony nie mogą się wtrącać i odwoływać do okoliczności nie stanowiących przedmiotu śledztwa lub na nie powoływać. Jeżeli stronom zabrania się powoływania na dane nie dotyczące sprawy, jeżeli sądowi wolno motywować swoje decyzje tylko oczywistymi dowodami winy, to wynika z tego jasno i bezspornie, że i współzawodniczenie, i podejmowanie decyzji odbywa się w ściśle określonym, ograniczonym kręgu, na podstawie faktów w granicach źródeł – a źródłami mogą być tylko cztery tomy ustaleń śledztwa wstępnego i dwa tomy ustaleń danego sądu okręgowego oraz izby sądowej – dopełniających śledztwo sądowe. Ustanowiona prawem konieczność ignorowania wszystkiego, co nie dotyczy bezpośrednio sprawy, ma ogromne znaczenie w obecnym procesie, ponieważ na kanwie działań śledczych wyrosły jak chwasty opowieści, legendy i mity, które będziemy musieli wykarczować i wyrwać, by dojść do prawdy. Zgodnie z prawem śledztwo sądowe odwołujące się do źródeł powinno polegać na dochodzeniu do prawdy w taki sam sposób jak wszelkie dociekanie prawdy, na przykład badanie historyczne, i odżegnywać się od elementów nie opartych na faktach. Wokół wydarzenia historycznego powstaje opowieść, podanie, legenda. To popularne, chociaż opaczne jego przedstawienie. Zmyślenie miesza się z prawdą. Jak postępuje historyk? Odrzuca wszystkie legendy, skrupulatnie rekonstruuje na podstawie źródeł prawdę i przedstawia zdarzenie w nowej postaci. Być może nowy, ukazany takim sposobem obraz wydarzenia nie odpowiada w pełni rzeczywistości i nie w pełni ją odtwarza, niemniej jednak będzie nieporównywalnie bliższy prawdy niż wszystkie legendy.
Po wykazaniu, że dochodzenie powinno być oparte tylko na źródłach, gdyż inne postępowanie, nie oparte na źródłach, byłoby bezprawne, pozwolę jeszcze sobie przedstawić, w jaki sposób należy się posługiwać tymi przytoczonymi przeze mnie źródłami. Sposoby i przykłady wykorzystywania źródeł pozostają w ścisłym związku ze strukturą sądu. Każdy na swój sposób zorganizowany sąd inaczej funkcjonuje i istnieje zasadnicza różnica między sądami przysięgłych definitywnie rozstrzygającymi sprawę w pierwszej instancji a Tyfliską Izbą Sądową, rozstrzygającą sprawę apelacyjną. Zasadniczym typem sądu prowadzącego procesy sądowe jest sąd przysięgłych. Do jego kompetencji należą prawie wszystkie decyzje kasacyjne, także takie, które mają wyraźnie charakter powszechny. W sądzie przysięgłych nie wykorzystuje się wszystkich źródeł, raczej starannie odcina się, że tak powiem, wszystkie dzikie odrosty. Zabrania się też czytać przyznania się do winy, oświadczenia ze śledztwa, niektóre dokumenty, nie mogą być też wprowadzone do śledztwa sądowego dowody rzeczowe. Panowie sędziowie są dużo swobodniejsi w tej kwestii, rozpatrują panowie całą sprawę od pierwszej do ostatniej strony, znają ją lepiej niż przysięgli i wiedzą od nich więcej. Od dawna przywykli panowie do krytycznego odnoszenia się do źródeł, nie istnieją dla panów powody zmuszające prawodawcę do usuwania w nienaturalny sposób źródeł, którym on w pełni nie dowierza. Tak jak historyk korzysta z nich wszystkich w pełni, tak panowie korzystają ze wszystkich źródeł, więc proszę pozwolić mi odwoływać się do każdego źródła, które występowałoby w sprawie. Jednak dlatego, że rozpatrują panowie sprawę w drugiej instancji i nie powtarzają całego śledztwa sądowego, wiedza panów jest mniej bezpośrednia, poznawanie mniej namacalne, doświadczenie panów ma bardziej książkowy, papierowy charakter. Każda litera w protokole ma swoją wagę i nie będą panowie mnie wstrzymywać, kiedy będę rozważać słowa, litery, a nawet przecinki, niwecząc przeinaczenia, zniekształcenia i upiększanie prawdy w samym jej zalążku.
Oprócz tych dwóch istotnych różnic jest jeszcze jedna, trzecia, której przypisuje się wielkie znaczenie, ale na nią proszę nie zwracać uwagi. Polega ona na tym, że w przeciwieństwie do przysięgłych muszą panowie swoje decyzje umotywować, lecz sąd przysięgłych feruje wyroki nieporównywalnie bardziej stanowczo i śmiało, i to sąd przysięgłych może i powinien brać więcej na swoje sumienie. Sprawiedliwość przysięgłych może się mylić i kierować się emocją, ale mniej się dyskredytuje. Kiedy fakt przestępstwa jest oczywisty, a motywy skłaniające do dokonania przestępstwa występują wyraźnie u oskarżonego, widoczny jest jego pęd i dążenie, by zakosztować rozkoszy życia lub przynajmniej czekać w napięciu na rezultaty. Widziałem to i doświadczałem tego setki razy – dla sumienia przysięgłych to wystarczy. Śmiało rzucają most powietrzny, łącząc zgrabnym łukiem przestępstwo z motywami, nawet gdyby w sprawie nie było najmniejszego śladu ręki oskarżonego. Od was, panowie sędziowie, którzy nie ulegają namiętnościom i sympatiom i obowiązani są odpowiadać za każdy wniosek, zazwyczaj wymaga się, by nawet gdy istnieje fakt przestępstwa i istnieją motywy, uznawać winę oskarżonego tylko wówczas, gdy są jakiekolwiek, choćby najmniejsze, ale potwierdzone widoczne działania oskarżanego o przestępstwo, gdy jest wyraźne, uzewnętrznione dążenie do przestępstwa. Przypuśćmy, że Nina Andriejewska została uduszona, a potem wrzucona do wody, przypuśćmy, że przedstawiono prawdopodobne motywy, którymi kierowali się podsądni Czchotua i Gabisonia, życząc sobie jej śmierci. Proszę jednak udowodnić, że na jej szyi i piersi zacisnęła się właśnie ich ręka, proszę to udowodnić w stosunku do każdego z nich, a jeśli nie mogą panowie tego uczynić, to proszę udowodnić przynajmniej, że porozumieli się, aby zabić Andriejewską. To wymóg, który prawie zawsze i nie bez racji stawia się sądom zawodowych prawników. Od nich oczekuje się też zawsze mniej powierzchownie wydanych wyroków, a ponieważ są biegłymi sędziami, mniej żałosnych pomyłek sądowych, co ma ogromne znaczenie dla podsądnych osądzanych pospiesznie według ogólnej zasady: a kto tam będzie dociekał. Tak potraktowano Piotra Gabisonię i Nikołaja Czchotuę, tak też byłoby z Melitonem Kipianim, gdyby prokurator nie złożył wniosku o zaprzestanie przeciwko niemu śledztwa. Byli na miejscu przestępstwa w chwili popełnienia go, dlaczego więc nic o nim nie wiedzą. Znaczy – są winni.
Złożyłem oświadczenie, że uwzględniłem strukturę i pracę sądu. Mógłbym z pełnym przekonaniem stać na tym gruncie i zakładając, że mogło dojść do uduszenia, twierdzić, iż nie udowodniono winy podsądnych, nie udowodniono ich udziału, że Nina Andriejewska być może została zabita, ale nie oni są zabójcami, że nieznani ludzie mogli się dostać do ogrodu, zejść z góry i zrzucić z urwiska swoją ofiarę do wody, że mogli ją śledzić, gdy weszła do wody i zaczęła się kąpać, i wówczas ją udusili. Mało to można przyjąć podobnych założeń nie całkiem prawdopodobnych, ale fizycznie nie niemożliwych. Jednak, panowie sędziowie, ja z takich środków rezygnuję, odrzucam je jako zbędne i na oczach panów palę za sobą mosty. Prosto i bez wahania przyjmuję punkt widzenia sądu i przyjmuję następujące założenie: 1) albo Nina Andriejewska utonęła przypadkowo i wówczas sąd karny nie powinien nic robić, 2) albo została zabita i potem wrzucona do wody, ale zabita przez domowników i wówczas wśród nich byli albo inspiratorzy, albo faktyczni wykonawcy, albo, w skrajnym wypadku, pomocnicy i ukrywający zbrodnię świadkowie, Dawid Czchotua i Gabisonia, ale nie Nikołaj Czchotua, który mógł zdaniem sądu niczego nie wiedzieć o przestępstwie i o którym będę mówił osobno z powodu protestu wniesionego przez wiceprokuratora.