- W empik go
Śmierć żonokrążcy - ebook
Śmierć żonokrążcy - ebook
Pięć byłych żon na urodzinach u teściowej z piekła rodem? To nie może skończyć się dobrze.
Walter Pacholec z bycia żonatym uczynił nieźle prosperujący interes. Fortuna i moc w lędźwiach zdawały się być gwarancją powodzenia, ale coś poszło nie tak. Kto zabił Waltera? Czy pieniądze to wystarczający motyw? Dwoje policjantów, Bella Głąb i Miłosz Kapusta, usiłuje rozwikłać zagadkę jego tajemniczej śmierci. Niestety śledztwo komplikuje nagła śmierć jednej z byłych żon…
Matki niekiedy bywają trudne.
A synowie jeszcze trudniejsi.
Kiedy jednak spotykają się: teściowa, jej pięć synowych i (martwy) syn... Cóż, gejzery śmiechu zapewnione!
Iwona Banach w znakomitej formie, polecam!
Agnieszka Lis
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367834391 |
Rozmiar pliku: | 644 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Marta otworzyła kopertę, wyjęła z niej zaproszenie, pięknie ozłocone na brzegach.
– Złote a skromne – mruknęła z przekąsem, bo jednak jej eksteściowa miała klasę i styl.
Ucieszyła się. Nie tylko z zaproszenia, ale z tego, że może nazywać tę kobietę byłą teściową. Przypomniała sobie swoje małżeństwo, o którym nie myślała zbyt często i zbyt chętnie, choć ostatnio trochę tak. Westchnęła. Nie miała ochoty wracać do dawnych czasów, ale też trochę się nudziła, a spotkanie w tym towarzystwie gwarantowało fajerwerki.
Formułując to określenie, miała na myśli nie tylko eksteściową, ale całą resztę żon. Jeżeli ona dostała takie zaproszenie, to na pewno nie jako jedyna.
Kiedyś była byłą żoną Waltera, pierwszą żoną i pierwszą byłą żoną, ale nie jedyną.
Wyjęła z torebki komórkę i zadzwoniła do Aldony, również byłej żony Waltera, tej trzeciej.
Do drugiej z pewnych względów nie mogła zadzwonić, ale nawet gdyby mogła i tak by tego nie zrobiła. Następujące po sobie żony się nienawidzą. Miłość (czy jak to nazwać? A może przyjaźń?) przeskakuje na następne.
– Dostałaś zaproszenie? – zapytała, nawet nie wyjaśniając, a i tak wiedziała, że tamta się zorientuje, o jakie zaproszenie chodzi.
– Dostałam, dostałam. Jadę jak nic! – zawołała kobieta radośnie. – Muszę się przyjrzeć tej jego kolejnej zdobyczy. Podobno tłumok straszliwy.
– Ładna jest – westchnęła ze smutkiem Marta.
Kobiety są bez sensu. Jeżeli druga żona twego byłego męża jest gruba i brzydka, to czujesz frustrację, bo to cię poniża. Wolał grubą i brzydką, więc jesteś do niczego, gorsza od grubej i brzydkiej. Nie daj Boże starszej.
Niestety, jeżeli druga żona jest ładna i szczupła, to też cię poniża, bo to znaczy, że ty nie jesteś ani ładna, ani szczupła. Kobietom bardzo trudno dogodzić.
– No na insta nieźle wygląda, ale to tylko filtry i tapeta. Zresztą ona ma dwadzieścia lat – co się dziwisz? Zazdrościsz jej? – Aldona to ta trochę rozsądniejsza od Marty, co nie znaczy, że całkiem rozsądna.
– Urody być może, Waltera nie, a mamuni… O matkum boskum, nigdy! Wiesz w ogóle, dlaczego nas zaprosiła?
Pewne rzeczy się nie zdarzają, choć wielu o nich marzy. Która eksżona nie marzyła kiedyś o tym, żeby jej wredna teściowa ze łzami w oczach przyszła i przeprosiła za to, że jej nie doceniła, a teraz musi znosić o wiele gorszą jej następczynię? Każda tego pragnie, prawie żadna nie zaznaje, bo teściowe oprócz tego, że są wredne, bywają uparte.
– Bo jej odbiło na stare lata? – zaryzykowała Aldona.
– Coś kombinuje. To pewne. A nie wiesz, czy inne dostały?
Po jakichś dwudziestu minutach siedziały (jak, nomen omen, jeden mąż) w domu pierwszej żony i nalewały sobie wina. Pogryzały chipsy.
Żon było pięć.
To znaczy w życiu pięć, ale w salonie Marty spotkały się cztery.
Znały się od lat.
Zbliżyło je do siebie wspólne nieszczęście o imieniu Walter. Oraz tsunami katastrof i wredoty o nazwie „mamunia”.
Dwie eksżony, żona obecna i jedna zdetronizowana kochanka, która przez chwilę była przyszłą żoną, ale nie dotrwała. Zdetronizowała ją Kiciunia, obecna przyszła żona.
– Buhaj pieprzony – westchnęła zdetronizowana kochanka. Miała na imię Kamila i przez jakiś czas czuła się jak królowa, bo Walter bardzo dobrze ją traktował.
Obecna żona, Paulina, aktualnie w trakcie sprawy rozwodowej, uśmiechnęła się krzywo. Właśnie się dowiedziała, że nie ma co liczyć ani na majątek, ani jego podział, gdyż po prostu go nie ma. Nie istnieje. Zastanawiała się, czy to układ prawdziwie niezależny, czy wygodnie ustawiony przez Waltera i jego mamunię. Obie sytuacje wydawały się możliwe, ale nienawiść kazała jej myśleć, że jednak zostało to ukartowane.
Nagle okazało się, że majątek należy do matki, a więc po kilku latach naprawdę luksusowego życia z Walterem zostanie z niczym.
Każda się tak czuła w trakcie swojego rozwodu.
Dlatego kiedy już pewne sprawy przygasły, naprawdę się wspierały, choć ich znajomość przeszła przez nienawiść i do teraz miały w sobie sporo niechęci.
Tak to jest w tych układach. Eksżony to kobiety, które mają w sobie takie pokłady waleczności i wściekłości, że gdyby sformować z nich jakąś jednostkę militarną, stałyby się lepsze od GROM-u.
Jedno nie dawało im spokoju.
W jakiekolwiek pozytywne cechy swojej eksteściowej nie uwierzyłyby za nic w świecie. W jej dobre intencje owszem, o ile prowadziły one do najgłębszych kręgów piekieł.
Wiadomo, czym takie piekło jest wybrukowane.
A już impreza urodzinowa z mamunią, która jeszcze nigdy ich nie zapraszała, z Walterem, który pośród nich będzie czuł się jak prosię na rożnie i z nową kobietą, która podobno uważała się za siedemnasty cud świata i okolic? To bardzo dziwny pomysł.
– Ale po co? Po co ona nas tam ściąga? – zapytała Aldona, która jako trzecia żona Waltera przeszła przez piekło z teściową, tak jak i pozostałe, i nie rozumiała, dlaczego ta kobieta chce je widzieć na swoich urodzinach. W ogóle dziwiła się, że wampirzyce też obchodzą urodziny. Choć powinno się to nazywać „ugryzinami”. Na logikę: zostały wampirzycami od ugryzienia, nie z urodzenia!
– Wytruje nas! Wymorduje nas jak nic! – oświadczyła Marta. – Poda jakiś bigos z cyjankiem i będzie po imprezie! Mówię wam, jest do tego zdolna!
Oczywiście Marta miała rację, mamunia Waltera była do tego zdolna, natomiast raczej by tego nie zrobiła. Nie miała za grosz litości, więc gdyby chciała coś im zrobić, mogła to zorganizować w czasie, kiedy jeszcze stały u boku jej syna – teraz nie miałoby to sensu.
– Głupia jesteś! Co do cyjanku mogę się zgodzić: mogłaby to zrobić, może już nie teraz, ale mogłaby! Tyle że nie podałaby bigosu… No co ty?! Raczej sushi!
– Jesteście durne! Po co w ogóle miałaby nas zabijać?
– Bo jesteśmy świadkami?
Ten pomysł nie zyskał niczyjej akceptacji.
– A niby czego?
– Jej porażki pedagogicznej? Nie powiesz mi, że Walter jest wychowawczym cudem! – roześmiała się Marta, bo ona jako pierwsza żona żyła z nim najdłużej i mamunię znała niestety najlepiej. Pozostałe kobiety są już bardziej „przejściowe”.
– Nie, no co wy?! Ona chce dopiec tej nowej i postawić ją do pionu – rozmarzyła się Paulina, jakby mamunia tą akcją w pewien sposób ujęła się właśnie za nią. – Żeby sobie kretynka nie myślała, że cokolwiek jej się należy.
– To w sumie w jej stylu, ale wiesz co? To też mi nie pasuje. Pamiętasz przemiał żon? Przecież kiedy po sobie nawzajem nastawałyśmy, nie organizowała takich imprez i pokazów!
Zżerała je ciekawość, ale wiedziały, że takim gadaniem do niczego nie dojdą. Mimo to snuły coraz bardziej makabryczne scenariusze.
– No to może rzeczywiście chce coś zrobić? Na przykład zabić tę nową i zwalić na nas?
To do mamuni pasowało najbardziej.
– E tam, odbija nam. Wiem, że przy tej kobiecie wampir wydaje się kotkiem ślicznotkiem, ale nie demonizujmy jej aż tak! Lata swoje robią – jest stara, chora. Złagodniała?
Wersja Aldony wywołała uśmiech niedowierzania na twarzach zebranych.
– Takie wampirzyce na starość wrednieją, nie łagodnieją! Naturalna kolej rzeczy! – odburknęła Kamila. – Nie łudźmy się. To coś innego!
– No i widziałyście? To zaproszenie na cały weekend! – zawołała Aldona jakby ucieszona.
Nagle obecna wciąż jeszcze żona złapała się za głowę.
– Już wiem! Już wiem! – krzyknęła Paulina, piszcząc i podskakując. – Ona chce nam pokazać, co straciłyśmy! Rozumiecie?
Ilość wina w kolejnych butelkach stale się zmniejszała, a pomysły w głowach kobiet zakwitały jak kwiaty… ostu.
– Durna jesteś! Przecież to bez sensu. Żadna z nas nie odeszła z własnej woli! To nie my go rzucałyśmy – to on wykopywał nas, powoli i systematycznie, jedną po drugiej. Prędzej chce pokazać jemu, co on stracił, biorąc sobie tę kretynkę.
– Aż takich cudów bym się nie spodziewała! – roześmiała się Aldona, choć w sumie żadnej z nich nie było do śmiechu.
– O, nie, nie! U mnie inaczej! To ja go rzuciłam! – zawołała Marta, chcąc dodać sobie trochę babskiej chwały.
Roześmiały się jej w nos.
– A jakie miałaś wyjście, jak ci przyprowadził następczynię? Pomyśl.
Nagle zamilkły.
– A Aurelia?
Przez chwilę milczały.
– No ona, można powiedzieć, odeszła sama!
– Fakt. Nigdy jej więcej nie wspominano! – westchnęła Marta.
Aurelia to druga żona Waltera. Od dawna bardzo nieobecna.
– Bo ty wierzysz w to jej samobójstwo?
– Wierzę. Ludzie tak nie znikają.
O drugiej żonie nie bardzo umiały rozmawiać, bo naprawdę nikt nie wiedział, co się z nią stało. Zniknęła. Posługując się pieniędzmi mamuni, Walter załatwił, by uznać ją za zmarłą (czy też zganioną) i dostać rozwód. Zdaje się, bo nie podejrzewałyby go o bigamię. Ale to nie takie proste ani pewne.
Jednak jakoś wolały za bardzo się tej sprawie nie przyglądać. Budziła niepokój. Dlatego natychmiast zmieniły temat.
– Mają nas zakwaterować w pawilonie – westchnęła Paulina.
– Fajnie będzie – odpowiedziała jej Kamila.
– Ja bym tam wolała nie jechać – stwierdziła Aldona.
– Ale pojedziesz? – zapytały jednocześnie.
– A pojadę! Jasne, że pojadę! Ciekawość mnie zżera. Zresztą… Dlaczego nie?