Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Śmiertelna gra - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmiertelna gra - ebook

Kto raz wejdzie do gry, musi walczyć do końca

Wszystko zaczyna się niewinnie – od zadania do wykonania, błahego lub zabawnego. Potem wyzwania stają się coraz bardziej wymyślne, osobiste i niebezpieczne. Na tym etapie nikt już jednak nie chce – albo nie może – się wycofać. Aż przychodzi wieczór, kiedy zażywasz tajemniczą pigułkę i tracisz świadomość. Gdy się ockniesz, nie będzie powrotu do poprzedniego życia.

Pewnego listopadowego dnia grupa nastolatków budzi się w nieznanym budynku. Wszyscy są ubrani w jednakowe stroje, a na szyjach mają metalowe obroże. Personel budynku stanowią pielęgniarki w maseczkach, które kierują każdą osobę na korytarz, a potem prowadzą całą grupę na… scenę.

Nikt z uczestników nie wie jeszcze, że zebrano ich tu celowo, a widowisko zaplanowała tajemnicza organizacja, która rozgrywa swoją własną partię. Wkrótce staje się jasne, że młodzi ludzie są pozbawieni możliwości ucieczki i wyboru. Jedyne, co im pozostaje, to grać. Stawką jest życie każdego z nich. Ale zwycięzca może być tylko jeden.

Cameron Smith ma na swoim koncie kilka interesujących książek wydanych pod innym nazwiskiem. Tym razem pisze otwarcie o tym, wobec czego odczuwa nieodpartą fascynację – o złu i jego korzeniach wyrażonych w popkulturze. W swoich książkach tworzy doskonałą atmosferę, której towarzyszy świetny warsztat pisarski. Uwielbia horrory, kocha dzieła Lovecrafta i może godzinami dyskutować o tym, jak w ludzkiej duszy kiełkuje skłonność do przemocy. W Śmiertelnej grze bawi się konwencją, którą doceniło już wielu uznanych autorów. Nic dziwnego, w końcu ta tematyka odnosi się do jednego z ulubionych mrocznych tematów niezliczonej rzeszy czytelników i widzów – bezsilności ofiary wobec bezsensownej lub pozornie bezsensownej śmierci. Dlaczego akurat ja? – pytają bohaterowie powieści i seriali. Cameron gorąco kibicuje każdemu twórcy i autorowi, który podejmuje ten temat, i wznosi za niego lub za nią toast szklanką dobrej whisky.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-600-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Po­goda nie sprzy­jała noc­nym eska­pa­dom. Mimo to dziew­częta wy­mknęły się z do­mów zde­cy­do­wane wy­peł­nić swoją mi­sję. Wiatr za­wo­dził w ga­łę­ziach drzew, szar­piąc ostat­nie uparte su­che li­ście. Prze­rzu­cał z miej­sca na miej­sce śmieci po­zo­sta­wione przez bez­tro­skich spa­ce­ro­wi­czów i po­trzą­sał zna­kami dro­go­wymi, jakby chciał udo­wod­nić, że ich wła­dza jest jed­nak ogra­ni­czona i pod­le­gają si­łom na­tury tak samo jak wszystko inne.

Była trze­cia w nocy i park wy­da­wał się zu­peł­nie wy­lud­niony. Spa­ce­ro­wi­cze z psami dawno już spali, po­ranni bie­ga­cze jesz­cze przez co naj­mniej dwie go­dziny mieli nie wy­grze­bać się z cie­płej po­ścieli. O tej po­rze w środku li­sto­pada nikt nie wy­cho­dzi z domu, je­żeli ab­so­lut­nie nie musi, zwłasz­cza w tak wietrzną noc. Mimo to Mo­ni­que i Olga sta­rały się iść jak naj­ci­szej. Co chwilę za­trzy­my­wały się, na­słu­chu­jąc po­dej­rza­nych od­gło­sów i kro­ków. Sta­ranne wy­cho­wa­nie, ja­kie obie ode­brały, co chwilę od­zy­wało się w ich gło­wach ni­czym iry­tu­jący alarm sa­mo­cho­dowy, przy­po­mi­na­jąc, że dziew­częta włó­czące się nocą po par­kach peł­nych krza­ków same się pro­szą o gwałt. Szum wia­tru nie po­zwa­lał im spo­koj­nie my­śleć. Każde skrzyp­nię­cie pnia, każda zła­mana przez wi­churę ga­łąź, każda pu­sta paczka po chip­sach pę­dzona po­dmu­chami wia­tru spra­wiały, że Mo­ni­que i Olga pod­ska­ki­wały ner­wowo. Wie­działy, że szansa na spo­tka­nie psy­cho­pa­tycz­nego gwał­ci­ciela przy mi­nus dwóch stop­niach Cel­sju­sza w środku nocy jest nik­ła, ale kto wie, prawda? Za­wsze trzeba uwa­żać. Gdzieś na dnie na­szych mó­zgów kryje się ten ga­la­re­to­waty skra­wek, który każe nam wpa­dać w pa­nikę na dźwięk wy­cia wia­tru późną nocą. To on pod­po­wiada, że wiatr za­głu­sza skra­da­jące się kroki dra­pież­nika, i za­mie­nia nas w ofiarę spo­dzie­wa­jącą się ataku.

Gdyby ktoś przyj­rzał się te­raz obu dziew­czy­nom, za­uwa­żyłby, że każda z nich re­aguje na stres ina­czej. Olga, wyż­sza i bar­dziej zde­cy­do­wana, była po­waż­niej­sza, roz­glą­dała się ba­daw­czo, kiedy sły­szała dziwne dźwięki, i spra­wiała wra­że­nie od­waż­niej­szej. W isto­cie jako star­sza z tej dwójki czuła się w pe­wien spo­sób od­po­wie­dzialna za młod­szą ko­le­żankę. To dzięki niej Mo­ni­que do­wie­działa się o wy­zwa­niach New Sun. To Olga ją za­pro­siła, bo po­trze­bo­wała po­mocy w jed­nym z nich. Co­kol­wiek by się działo, była zde­cy­do­wana jej bro­nić. Po­czu­cie od­po­wie­dzial­no­ści za słab­szą od sie­bie istotę do­da­wało jej od­wagi. Za to Mo­ni­que, drob­niej­sza, nie­po­zorna, w sza­rej kurtce zi­mo­wej, pod­ska­ki­wała ner­wowo co chwilę i pró­bo­wała za­ma­sko­wać swoje zde­ner­wo­wa­nie chi­cho­tem. Roz­ko­ja­rzona, co ja­kiś czas po­ty­kała się o ko­rze­nie lub wpa­dała z im­pe­tem na plecy swo­jej to­wa­rzyszki, kiedy ta za­trzy­my­wała się, żeby spraw­dzić mapę. Sama nie wie­działa, czy jest bar­dziej pod­eks­cy­to­wana, czy prze­stra­szona.

Od­na­le­zie­nie wła­ści­wego drzewa za­jęło im wię­cej czasu, niż się spo­dzie­wały. Ad­mi­ni­stra­tor wy­zwa­nia na­pi­sał „je­sion”, a one ża­ło­wały, że nie po­my­ślały o wy­szu­ka­niu tego ga­tunku w Go­ogle’u przed wyj­ściem z domu. No i nie po­my­ślały, a mo­gły się za­ło­żyć, że ad­mi­ni­stra­tor też na to nie wpadł, że li­sto­pa­dowy przy­mro­zek po­zbawi drzewa więk­szo­ści li­ści i do­dat­kowo utrudni identy­fi­ka­cję. Pra­wie pół go­dziny krą­żyły wo­kół kępy drzew, pod­no­sząc z ziemi su­che li­ście i po­rów­nu­jąc je ze zdję­ciem w sieci. Gdyby mo­gła je zo­ba­czyć ich na­uczy­cielka bio­lo­gii, pew­nie by je wy­śmiała. Ale nie mo­gły się pod­dać. Miały czas do czwar­tej rano, po­tem od­pa­dały z gry, a prze­cież wła­śnie za­czy­nało się ro­bić eks­cy­tu­jąco.

Dla Olgi to wy­zwa­nie było już ko­lej­nym z se­rii. Za­da­nia za­czy­nały się od pro­stych i po­zor­nie bez­sen­sow­nych: „Zjedz dziś na obiad coś, czego nie cier­pisz”, „Na­klej czaszkę z pa­pieru na szy­bie swo­jego po­koju, że­by­śmy wi­dzieli, że trak­tu­jesz nas po­waż­nie”. Po­tem ro­biło się trud­niej – „Pość przez cały dzień, nie jedz i nie pij do pół­nocy”, „Wyjdź z domu po tym, jak ro­dzina po­łoży się spać, i obejdź blok do­okoła, nikt z ro­dziny nie może cię przy­ła­pać”. Stop­niowo wy­zwa­nia sta­wały się co­raz bar­dziej oso­bi­ste – „Przy­ślij nam zdję­cie swo­ich blizn”. Olga cięła się od pod­sta­wówki, jej ra­miona po­kry­wała mapa li­nii i kre­sek, grub­szych i cień­szych, a ro­dzice sta­rali się uda­wać, że ich nie wi­dzą. Zro­biła zdję­cie bli­zny, która zo­stała jej po tym, jak wy­cięła so­bie na ra­mie­niu różę. Po la­tach tkanka bli­zno­wata stra­ciła swoje kon­tury i to, co po­zo­stało, nie przy­po­mi­nało już kwiatu, ale ja­kieś dzi­waczne i bez­kształtne piętno. Olga za­ła­do­wała zdję­cie na ad­res na ser­we­rze po­dany przez ad­mi­ni­stra­tora.

Wresz­cie po­pro­szono ją o po­ca­ło­wa­nie in­nej ko­biety. Krótki fil­mik miał wy­lą­do­wać tam, gdzie zdję­cie bli­zny. To było trud­niej­sze. Olga nie chciała, żeby kto­kol­wiek o niej plot­ko­wał. Gdyby ro­dzice się do­wie­dzieli, szlag by ich tra­fił. Nie dość, że nie uczyła się tak do­brze, jak by chcieli, nie dość, że była dziwna, to jesz­cze coś ta­kiego. Les­bijka w ro­dzi­nie, chyba by tego nie znieś­l­i­. Mu­siała zna­leźć ko­goś, komu mo­gła za­ufać, więc od razu po­myś­lała o Mo­ni­que. Znały się od nie­dawna. Mo­ni­que była nowa w szkole – prze­nio­sła się po tym, jak ra­zem z matką prze­pro­wa­dziły się z in­nego mia­sta. Nikt jej nie znał, nikt się z nią nie kum­plo­wał, nikt z nią nie plot­ko­wał. Po­dobno brała ja­kieś leki, cho­dziła do ja­kichś spe­cja­li­stów, po­dobno lu­biła ko­nie, ale nie było jej stać na jazdy – od­kąd ro­dzice się roz­wie­dli, matka za­cis­kała pasa. Nie cho­dziła na za­kupy jak inne dziew­czyny z klasy, lu­biła czy­tać i nie uma­wiała się z ni­kim. Była dziwna, zu­peł­nie jak Olga. Nada­wała się ide­al­nie. W do­datku była go­towa na po­świę­ce­nia, żeby tylko zdo­być ja­kich­kol­wiek przy­ja­ciół w no­wej szkole. Kto wie, my­ślała Olga, może dla niej to wy­zwa­nie wcale nie bę­dzie ta­kie trudne, może nie ma chło­paka, bo fak­tycz­nie woli dziew­czyny. Być może miała ra­cję, bo Mo­ni­que zgo­dziła się szybko, a sam po­ca­łu­nek wy­szedł dziew­czę­tom zu­peł­nie na­tu­ral­nie. Olga po­my­ślała o tej pio­sence – I kis­sed a girl – było na­wet miło. Po­tem wy­słały fil­mik pod wska­zany link i Olga w na­grodę do­stała ma­ilem na­stępne wy­zwa­nie. „Wyjdź w nocy z domu” – na­pi­sał jej kon­takt z New Sun. „Wy­dru­kuj so­bie mapkę. W miej­scu ozna­czo­nym ik­sem bę­dzie cze­kało pu­dełko ukryte w je­sio­nie, a w pu­dełku pi­gułka. Weź ją. To musi być dziś w nocy, noc li­czy się do czwar­tej rano, po­tem od­pa­dasz z gry”. Tylko tyle, nic wię­cej nie na­pi­sali. Olga była na­wet za­do­wo­lona, że Mo­ni­que uparła się, aby jej to­wa­rzy­szyć. We dwie za­wsze raź­niej, a prze­cież in­struk­cje nie wspo­mi­nały o tym, że ma być sama, prawda?

No i te­raz stały przed drze­wem, które or­ga­ni­za­to­rzy ozna­czyli na ma­pie. W pniu nad ich gło­wami ziała ciemna dziura dziu­pli. W le­cie za­pewne miesz­kały w niej ja­kieś ptaki czy wie­wiórki. Ol­dze prze­szło przez myśl, że w su­mie to do­brze, że noce przy­no­szą już przy­mrozki, przy­naj­mniej szpe­ra­jąc w dziu­pli, nie trafi na żad­nego ro­bala albo pa­jąka. Na szczę­ście Mo­ni­que też o tym po­my­ślała i przy­szła przy­go­to­wana – miała ze sobą jed­no­ra­zowe rę­ka­wiczki, na wy­pa­dek gdyby miały wy­cią­gać pu­dełko z ja­kie­goś brud­nego miej­sca. Było za pięt­na­ście czwarta, na­dal ciemno, jak na je­sień przy­stało. Czas na wy­ko­na­nie za­da­nia się koń­czył, więc mu­siały się szybko ogar­nąć. Olga wzięła rę­ka­wiczki od Mo­ni­que, za­ło­żyła je i krzy­wiąc się, wsa­dziła rękę do dziu­pli. Serce za­biło jej moc­niej – nie mo­gła do­się­gnąć dna! Dziu­pla była głęb­sza, niż się wy­da­wała, a do tego le­żała dość wy­soko, więc bez pod­wyż­sze­nia w ro­dzaju skrzynki, stop­nia czy cho­ciażby pniaka nie można było swo­bod­nie się­gnąć do tego, co było ukryte na jej dnie. Spa­ni­ko­wana ro­zej­rzała się do­okoła za czymś, co mo­głoby się nadać, ale ni­czego nie za­uwa­żyła. Nie za­mie­rzała jed­nak się pod­da­wać – prze­cież nie da­liby jej wy­zwa­nia, które by­łoby nie­wy­ko­nalne.

– Roz­dzielmy się! – rzu­ciła. – Mamy nie­cały kwa­drans, tu musi coś być!

Mo­ni­que się za­wa­hała. Nie­spe­cjal­nie miała ochotę na sa­motne spa­cery po krza­kach w środku nocy, ale Ol­dze na­prawdę za­le­żało. Nie chciała spra­wić za­wodu no­wej przy­ja­ciółce. Była sama w tym brzyd­kim mie­ście, sama w no­wej szkole, bra­ko­wało jej umie­jęt­no­ści zdo­by­wa­nia przy­ja­ciół. Olga była szansą na to, że Mo­ni­que nie spę­dzi ca­łego roku szkol­nego jako kom­pletny od­lu­dek, a może na­wet, kto wie, ta zna­jo­mość prze­ro­dzi się w coś wię­cej niż przy­jaźń. Dziew­czyna nie śmiała po­wie­dzieć tego gło­śno, ale pod­czas po­ca­łunku Olga była taka… au­ten­tyczna. Nie­chęt­nie ru­szyła w jedną stronę, pod­czas gdy jej nowa przy­ja­ciółka po­dą­żyła w drugą.

Kilka mi­nut póź­niej były tylko bar­dziej zmar­z­nięte, a na­dal nie miały nic, co mo­głoby po­słu­żyć jako sto­pień, w do­datku czasu było co­raz mniej. Olga co chwilę prze­kli­nała pod no­sem, wście­kła i bli­ska pła­czu. Nie wie­działa, czy to wy­zwa­nie to ja­kaś kpina ad­mi­ni­stra­tora, czy to one ro­bią coś nie tak. A może cho­dziło o to, że za­brała ze sobą ko­goś nie­wta­jem­ni­czo­nego? Może Mo­ni­que jed­nak nie po­winno tu być?

Przez chwilę pró­bo­wały sta­nąć jedna dru­giej na ra­mio­nach, na ple­cach albo ja­koś pod­sa­dzić się na­wza­jem. Na fil­mach ta­kie ak­cje wy­glą­dały na ła­twi­znę. Nie­stety dla dwóch zmę­czo­nych i zmar­z­nię­tych dziew­czyn śli­zga­ją­cych się na bu­twie­ją­cych li­ściach po­dobna akro­ba­tyka była nie­wy­ko­nalna. Za­li­czyły kilka wy­wro­tek, ubru­dziły się zie­mią i pod­dały po kilku bez­owoc­nych pró­bach.

– Kurwa! To się nie uda – rzu­ciła Olga. – To musi być kara! Spe­cjal­nie nie dali nic po­moc­nego. Za karę!

– Niby za co? – Mo­ni­que sama się zdzi­wiła, jak zimno za­brzmiał jej głos. Przed chwilą była skłonna sporo po­świę­cić dla no­wej zna­jo­mo­ści w ob­cym mie­ście, ale te­raz była głodna, zmę­czona i po­dra­pana przez krzaki, bo­lała ją ręka, którą nad­we­rę­żyła, pró­bu­jąc po­móc Ol­dze wspiąć się do dziu­pli. W do­datku jej ko­le­żanka po­wie­działa coś, co ją roz­zło­ściło.

– Po­win­naś była zo­stać w domu! W te­re­nie je­steś bez­uży­teczna! Zo­stały nam tylko mi­nuty, a ty do ni­czego się nie przy­da­jesz.

Tego było już za wiele.

– Spier­da­laj – syk­nęła Mo­ni­que. – Gdyby nie ja, na­wet byś nie zo­ba­czyła tego wy­zwa­nia.

– Suka! Przez cie­bie je uje­ba­ły­śmy, trzeba było sie­dzieć w domu. – Głos Olgi ła­mał się co­raz bar­dziej.

Od słowa do słowa kłót­nia ro­biła się co­raz ostrzej­sza i kiedy zda­wało się już, że ten wie­czór zo­sta­nie cał­ko­wi­cie zmar­no­wany, a ich przy­szła obo­pólna nie­na­wiść przy­pie­czę­to­wana na do­bre, stało się coś nie­zwy­kłego.

– Do­bry wie­czór pa­niom – ode­zwał się tuż obok nich mę­ski głos. – Mają pa­nie do­kład­nie mi­nutę, żeby za­żyć swoją pi­gułkę.

Od­wró­ciły się i za­mil­kły mo­men­tal­nie. Olga sta­nęła jak ska­mie­niała, wpa­tru­jąc się w przy­by­sza. Jej pierw­sza re­ak­cja była od­ru­chem sarny lub za­jąca na tra­sie szyb­kiego ru­chu. Sze­roko roz­warte oczy, ab­so­lutny bez­ruch.

W jed­nej kwe­stii Mo­ni­que miała nad nią prze­wagę. Jej oj­ciec, przed któ­rym ra­zem z matką ucie­kły do mia­sta po roz­wo­dzie, po­tra­fił mo­men­tal­nie i bez po­wodu wpa­dać w złość. A kiedy już wpa­dał, po­ru­szał się szybko jak wąż i zde­cy­do­wa­nie wy­mie­rzał ciosy. Każda ko­bieta w jego oto­cze­niu mu­siała mieć wy­pra­co­waną stra­te­gię na ta­kie oka­zje, je­żeli nie chciała wy­lą­do­wać na SOR-ze. Jej matka po pro­stu przyj­mo­wała pierw­szy cios, po czym ku­liła się pa­syw­nie, li­cząc, że oprawca się znu­dzi. Czę­sto wy­mie­rzał ta­kie po­je­dyn­cze ude­rze­nia tylko po to, żeby przy­po­mnieć im, kto rzą­dzi w domu. Prze­waż­nie wy­star­czyło wy­trzy­mać je­den cios i po­słusz­nie po­dać obiad, żeby prze­trwać ko­lejny dzień. To nie był zły spo­sób.

Mo­ni­que tak nie umiała. Bała się bólu jak mało czego, wy­bie­rała więc ucieczki i uniki. Jej naj­sku­tecz­niej­szą stra­te­gią było uni­ka­nie agre­sji ojca i po­zwa­la­nie, by wy­ła­do­wał się na matce. Kiedy już wy­pro­wa­dził kilka po­rząd­nych cio­sów, uspo­ka­jał się i było mu wszystko jedno, czy po­bił żonę, czy córkę. Przy­nie­siony z pracy stres opa­dał i w domu na chwilę znów ro­biło się bez­piecz­nie. Był le­ka­rzem… chi­rur­giem or­to­pedą. Szczę­ście w nie­szczę­ściu na wy­pa­dek zła­mań, my­ślała cza­sami Mo­ni­que. Nie­na­wi­dziła go, ale to wła­śnie dzięki niemu głos nie­zna­jo­mego nie spa­ra­li­żo­wał jej jak sarny czy za­jąca, jak Olgi. Od­ru­chowo cof­nęła się tak, aby po­mię­dzy nią a nie­zna­jo­mym zna­la­zło się drzewo. To samo zresztą, któ­rego zbyt wy­soko po­ło­żona dziu­pla stała się przy­czyną kłótni. Męż­czy­zna, który do nich prze­mó­wił, był wy­so­kim blon­dy­nem ubra­nym w ele­gancki płaszcz i szal, jakby wy­bie­rał się wła­śnie do te­atru, a nie stra­szył na­sto­latki po no­cach. Miej­sce ozna­czone na mapce, którą do­stała Olga, znaj­do­wało się na te­re­nach zie­lo­nych, ale już poza za­dba­nym te­re­nem parku. Wszę­dzie ro­sło pełno krza­ków i nie­ko­szo­nych za­ro­śli, w po­wie­trzu uno­sił się gorzki za­pach gni­ją­cych li­ści. Ten ele­gancki fa­cet z mięk­kim, sek­sow­nym ba­ry­to­nem, ja­kim pi­lot dre­am­li­nera mógłby uspo­ka­jać pa­sa­że­rów prze­stra­szo­nych tur­bu­len­cjami, zu­peł­nie tu nie pa­so­wał. I to wła­śnie ra­ziło Mo­ni­que naj­bar­dziej. Nie na­głość jego po­ja­wie­nia się, ale jego nie­do­pa­so­wa­nie do oto­cze­nia i jej wła­sne zna­jome prze­czu­cie do­cho­dzące ze środka wnętrz­no­ści, że za chwilę na­stąpi cios.

Olga pró­bo­wała chyba coś po­wie­dzieć, w każ­dym ra­zie jej usta się po­ru­szały, ale nie wy­do­by­wał się z nich dźwięk. Była zbyt za­sko­czona, a może po pro­stu nie mo­gła zde­cy­do­wać, co chce z sie­bie wy­du­sić. Męż­czy­zna zro­bił krok do przodu, uśmiech­nął się za­chę­ca­jąco. Po­wie­trze na­gle wy­dało się Mo­ni­que jesz­cze zim­niej­sze, na­sy­cone jej stra­chem. Do­ra­sta­nie z oj­cem chi­rur­giem na­uczyło ją, że taki strach może bu­dzić rów­nież ktoś, kto się uśmie­cha, ktoś ele­gancko ubrany, kul­tu­ralny, z mi­łym gło­sem i za­dba­nymi dłońmi.

Nie rzu­ciła się co prawda do ucieczki, co by­łoby naj­lep­sze, ale jed­nak za­re­ago­wała. Te dwa kroki, o które się cof­nęła, zmie­niły wszystko. Źre­nice Mo­ni­que roz­sze­rzyły się jesz­cze bar­dziej, kiedy na­gle w jej umy­śle eks­plo­do­wała świa­do­mość. Miała wra­że­nie, że rze­czy­wi­stość rap­tow­nie zwol­niła, po­zwa­la­jąc jej na ocenę sy­tu­acji. Przed nią znaj­do­wało się śmier­telne nie­bez­pie­czeń­stwo – obcy męż­czy­zna, bli­żej niej po­ten­cjalna szansa – ła­twy cel dla dra­pieżcy, spa­ni­ko­wana Olga z tym swoim pa­ra­li­żem i otwar­tymi głu­pio ustami. Da­lej drzewo, osłona przed ewen­tu­al­nym ata­kiem. W drze­wie zaś, do­kład­nie po prze­ciw­nej stro­nie tej pier­do­lo­nej dziu­pli, na wy­so­ko­ści splotu sło­necz­nego Mo­ni­que ziała ko­lejna nie­wielka dziura w pniu. Wy­star­czyło po­szu­kać! Prze­ga­piły ją, pró­bu­jąc wal­czyć z tą więk­szą, le­żącą wy­żej, le­piej wi­doczną. Głu­pie, głu­pie, głu­pie!

Mo­ni­que nie miała po­ję­cia, kiedy to zro­zu­miała, być może prze­czu­cie samo po­ja­wiło się w jej umy­śle. A może to jej ciało pod­po­wie­działo roz­wią­za­nie, czuła je w każ­dej ze swo­ich ko­mó­rek. Miała pew­ność. Je­żeli przed upły­wem ter­minu wy­ko­na­nia za­da­nia nie weź­mie tej prze­klę­tej pi­gułki, umrze, tak jak za­raz umrze ta kre­tynka Olga, która wciąż stała, pró­bu­jąc coś wy­du­kać, za­miast ucie­kać. Nie­które ga­tunki są le­piej przy­sto­so­wane do ra­dze­nia so­bie z dra­pież­ni­kami. Inne… cóż. Ręka Mo­ni­que wy­strze­liła w kie­runku dziu­pli. Otwór był cia­sny, jej dłoń le­d­wie się w nim zmie­ściła. Mu­siała so­lid­nie szarp­nąć, żeby ją wy­jąć ra­zem z ma­łym srebr­nym puz­der­kiem. Po­czuła na­gły ból, gdy drza­zgi wbiły się jej głę­boko pod skórę. Zi­gno­ro­wała go. Nie­które ga­tunki są le­piej przy­sto­so­wane, my­ślała, otwie­ra­jąc pu­dełko. We­wnątrz była mała ró­żowa pi­gułka. Te­raz za­równo nie­zna­jomy, jak i Olga pa­trzyli na nią. W oczach ko­le­żanki za­lśniło prze­ra­że­nie.

Chyba wła­śnie do niej do­tarło – po­my­ślała Mo­ni­que, wrzu­ca­jąc jedną je­dyną pi­gułkę do ust. Gdyby zna­la­zły tę dziu­plę wcześ­niej, to Olga do­sta­łaby za­war­tość, w końcu to było jej wy­zwa­nie. Na szczę­ście nie­które ga­tunki są le­piej przy­sto­so­wane.

Krew z roz­cię­tego jed­nym płyn­nym ru­chem gar­dła Olgi trys­nęła jak fon­tanna. Ostrze bły­snęło i zni­kło rów­nie szybko, jak się po­ja­wiło. „Taki ele­gancki płaszcz znisz­czony – szep­nęło coś w gło­wie Mo­ni­que – ale nie­które ga­tunki…”.

Jej nogi spró­bo­wały ru­szyć ją z miej­sca, po­czuła, jak spi­nają się mię­śnie, ale tym ra­zem coś in­nego prze­jęło kon­trolę. Coś, co wie­działo, że ucieczka nie była te­raz naj­lep­szą stra­te­gią. Ciało Olgi upa­dło na li­ście z dziw­nym głu­chym dźwię­kiem. Dziew­czyna cięła się całe ży­cie, a te­raz sama zo­stała ścięta i le­żała na ścieżce jak jesz­cze je­den je­sienny liść – po­my­ślała Mo­ni­que, dziw­nie spo­kojna. Ad­re­na­lina, która wska­zała jej drogę wyj­ścia z sy­tu­acji, opa­dła tak, jak na­gle mo­głaby opaść fala po­wo­dziowa, za­miast znisz­czo­nego kra­jo­brazu po­zo­sta­wia­jąc w jej gło­wie pustkę i po­czu­cie bez­sil­no­ści. Męż­czy­zna nie miał już w dłoni noża. Scho­wał go rów­nie szybko, jak go przed­tem wy­do­był. Ski­nął głową w stronę Mo­ni­que. Na jego twa­rzy lśniły kro­ple krwi Olgi.

– Gra­tu­luję – po­wie­dział. – Udało się pani. – Po czym od­wró­cił się i od­szedł.

Do­piero te­raz pod Mo­ni­que ugięły się nogi. Usia­dła bez­wład­nie na ziemi. Nad jej głową wiatr tar­gał ga­łę­ziami je­sionu, a przed nią le­żało coś, co jesz­cze przed chwilą było żywą osobą. Nie­wiele bra­ko­wało, żeby zgi­nęła, na szczę­ście nie­któ­rzy orien­tują się szyb­ciej od in­nych. Zde­cy­do­wała, że za chwilę wsta­nie i uciek­nie, wróci do domu, spraw­dzi, czy sama nie jest uwa­lana krwią. Umyje się. Po­czeka. Niech ktoś inny znaj­dzie Olgę. Nie bę­dzie wzy­wać po­li­cji, nie ona, nie tym ra­zem. Oj­ciec nie może się do­wie­dzieć, gdzie są, nie może wy­czy­tać tego z ga­zet ani zo­ba­czyć w wia­do­mo­ściach. Nikt nie wie, że przy­szła tu z Olgą, nikt nie musi wie­dzieć… Przed oczami wi­ro­wały jej świa­tełka. Nikt nie musi wie­dzieć… Była zbyt zmę­czona. Za­raz wsta­nie, tylko zła­pie od­dech… Po­woli za­czy­nała ją otu­lać ciem­ność, spo­koj­nie, de­li­kat­nie, jak koc, spod któ­rego nie ma ucieczki, ale prze­cież kto chciałby spod niego ucie­kać. Znów było jej cie­pło. Tylko na chwilę za­mknie oczy… Co było w tej pi­gułce? Nie­które ga­tunki są le­piej przy­sto­so­wane do ra­dze­nia so­bie z dra­pież­ni­kami, ale osta­tecz­nie wilk, lew, a na­wet hiena za­wsze do­stają to, czego chcą. Ciem­ność.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: