Smutek - ebook
Smutek - ebook
Smutek /oprawa twarda/
Smutek C. S. Lewisa jest uznawany za najlepszą książkę dla ludzi przeżywających utratę bliskiej osoby, żałobę i cierpienie. Słynny pisarz, autor cyklu Opowieści z Narnii, napisał ją po śmierci ukochanej żony, Joy Gresham, która odeszła po dwóch i pół roku walki z rakiem. Smutek jest książką do bólu szczerą i poruszającą. Pisany w formie dziennika bez dat jest relacją z kolejnych tygodni po odejściu ukochanej kobiety, pożegnaniem z nią, opowieścią o wyobcowaniu w środowisku przyjaciół, przygotowaniem na własną śmierć, rozpaczliwą próbą zaakceptowania Boskich wyroków. Autor stawia czytelnika przed najważniejszymi pytaniami w życiu: konfrontuje go z cierpieniem po utracie ukochanej osoby, z doświadczeniem śmierci, zwątpieniem. Jest to jednocześnie książka, która unika prostych odpowiedzi i staje się dla czytelnika nadzwyczajnym, empatycznym towarzyszem w przeżywaniu smutku i żałoby.
Na podstawie książki i wydarzeń z życia Lewisa, które ja zainspirowały, powstał wzruszający, wielokrotnie nagradzany film Richarda Attenborough Cienista dolina z Anthonym Hopkinsem i Debra Winger.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67291-77-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy Smutek został opublikowany po raz pierwszy, pod pseudonimem N.W. Clerk, jeden z przyjaciół ofiarował mi tę książkę, a ja przeczytałam ją z wielkim zainteresowaniem i dużym dystansem. Byłam w środku własnego małżeństwa, miałam trójkę małych dzieci i chociaż bardzo współczułam C.S. Lewisowi z powodu śmierci jego żony, to w tym czasie ten problem był na tyle odległy od moich doświadczeń, że nie poruszył mnie aż tak głęboko.
Wiele lat później, po śmierci mojego męża, inny przyjaciel przysłał mi Smutek i przeczytałam go ponownie, licząc, że tym razem poczuję o wiele większe zaangażowanie. Niektóre fragmenty książki bardzo mnie poruszyły, lecz jednak moje własne doświadczenie smutku i doświadczenie Lewisa były bardzo odmienne. Po pierwsze, kiedy S.C. Lewis poślubił Joy Davidman, przebywała ona w szpitalu. Wiedział, że pojął za żonę kobietę, która umierała na raka. I pomimo nieoczekiwanej poprawy jej stanu i kilku dobrych lat „odroczenia wyroku”, jego doświadczenie małżeństwa pozostało jedynie przedsmakiem w porównaniu do mojego czterdziestoletniego związku. Lewis został zaproszony na wspaniałą ucztę małżeństwa i przysmaki brutalnie sprzątnięto mu sprzed nosa, zanim skosztował czegoś więcej niż przystawki. Ta nagła strata przywiodła Lewisa do krótkotrwałej utraty wiary. „A gdzie tymczasem jest Bóg? zwróć się do Niego w rozpaczliwej potrzebie, kiedy wszelka inna pomoc zawodzi – z czym się spotkasz? Z drzwiami zatrzaśniętymi przed nosem, zaryglowanymi od wewnątrz”.
Śmierć małżonka po długim i spełnionym związku to coś całkiem innego. Chyba nigdy nie czułam mocniej siły Bożej obecności niż podczas miesięcy, gdy umierał mój mąż, i po jego śmierci. Nie uniknęłam żalu. Śmierć ukochanego jest amputacją. Ale gdy dwoje ludzi się pobiera, każde musi zaakceptować to, że któreś z nich umrze pierwsze. Kiedy C.S. Lewis poślubił Joy Davidman, było raczej pewne, że to ona odejdzie pierwsza – chyba że nastąpi jakiś nieoczekiwany wypadek. Wszedł w małżeństwo ze złowróżbnym przeczuciem śmierci, dając dowód niezwykłej miłości, odwagi i osobistego poświęcenia. Tymczasem śmierć, która przychodzi po spełnionym małżeństwie i odpowiednio długim okresie wspólnego życia, jest częścią niesamowitego cyklu narodzin, miłości, życia i umierania.
Czytając Smutek w czasie mojej własnej żałoby, uświadomiłam sobie, że każde doświadczenie żalu jest niepowtarzalne. Zawsze będą jakieś podstawowe podobieństwa: Lewis wspomina dziwne uczucie strachu, potrzebę przełykania łez, zapominanie. Może wszyscy wierzący ludzie czują, jak Lewis, przerażenie przed tymi, którzy wobec każdej tragedii mówią: „Bądź wola twoja”, jak gdyby Bóg miłości nie pragnął niczego poza dobrem dla swych stworzeń. Lewis ukazuje zniecierpliwienie, jakie wywołują w nim ci, którzy starają się udawać, że śmierć jest nieistotna dla człowieka wierzącego, zniecierpliwienie, którego większość z nas doświadcza, niezależnie od tego, jak silna jest nasza wiara. Ja i Lewis dzielimy także strach przed umieraniem pamięci. Żadna fotografia nie potrafi prawdziwie oddać uśmiechu ukochanej osoby. Niekiedy widok kogoś przelotnie ujrzanego na ulicy, kogoś żywego, kogoś w ruchu, wywoła uderzenie bolesnego rozpoznania. Ale nasze wspomnienia, chociaż tak bardzo cenne, dalej są jak sito i pamięć nieubłaganie wycieka.
Ja też, tak jak Lewis, prowadziłam dziennik, co było moim zwyczajem, odkąd skończyłam osiem lat. Mamy wszelkie prawo, aby pogrążyć się w pisaniu dziennika – to sposób na pozbycie się przesadnej litości nad samym sobą, samopobłażania oraz nadmiernego skupienia się na sobie. Tego, co rozpracujemy w dzienniku, możemy oszczędzić naszej rodzinie i przyjaciołom. Jestem wdzięczna Lewisowi za szczerość, z jaką pisał swój dziennik smutku, ponieważ dzięki niej staje się całkiem jasne, że istota ludzka ma prawo do żałoby, że to normalne, aby wtedy cierpieć, że to słuszne, i chrześcijanom nie odmawia się prawa do naturalnej reakcji na stratę. Lewis zadaje pytania, które stawiamy wszyscy: gdzie idą ci, których kochamy, po śmierci?
Autor Smutku pisze tak: „Zawsze potrafiłem z ufnością modlić się za innych zmarłych i nadal potrafię. Lecz kiedy próbuję modlić się za H. , mam jakieś zahamowania”. To uczucie, które dobrze rozumiem. Ukochana osoba jest tak bardzo częścią nas samych, że brakuje nam dystansu. Jak modlić się za to, co jest częścią naszego serca?
Nie mamy żadnych gładkich odpowiedzi. Kościół ma wciąż przedkopernikańskie nastawienie do śmierci. Średniowieczny obraz nieba i piekła nie został zastąpiony przez coś bardziej realistycznego lub bardziej pełnego miłości. Być może dla tych, którzy są przekonani, że tylko chrześcijanie zostaną zbawieni i pójdą do nieba, te stare idee wydają się wciąż odpowiednie. Ale większości z nas, która widzi Boga jako kogoś, Kto kocha bardziej i wspanialej niż Bóg jednego plemienia, troszczący się o swoje małe stadko, potrzeba czegoś więcej. I to „więcej” oznacza skok wiary, pewność, że ten, kto został stworzony z miłością, nie zostanie porzucony. Miłość nie tworzy po to, aby unicestwiać. Ale tego, gdzie jest teraz Joy Davidman, gdzie jest mój mąż, nie może ująć w suche terminy sprawdzalnych faktów ani ksiądz, ani pastor, ani teolog. „Ale nie mówcie, że religia daje pociechę, bo zacznę podejrzewać, że nic nie rozumiecie” – pisze Lewis.
Ponieważ prawdziwa konsolacja, jaka płynie z religii, nie jest słodkim banałem, ale pocieszeniem w pełnym tego słowa znaczeniu . Religia daje siłę do dalszego życia, do wiary w to, że czegokolwiek Joy lub ktokolwiek z naszych zmarłych potrzebuje, o to zadba Pan, który jest początkiem wszystkiego. Lewis miał pełne prawo, by odrzucić rady tych, którzy pobożnie mówili mu, że Joy jest teraz szczęśliwa, że odpoczywa w pokoju. Nie wiemy, co dzieje się po śmierci, ale podejrzewam, że wszyscy musimy się jeszcze sporo nauczyć i nie zawsze będzie to nauka łatwa. Jung powiedział, że nie można przyjść na świat bez bólu, i równie dobrze może być to prawdziwe w odniesieniu do tego, co dzieje się z nami po śmierci. Chodzi o to, że nie wiemy. To nie jest dziedzina dowodów. To dziedzina miłości.
Jestem też wdzięczna za to, że Lewis miał odwagę wściekle wrzeszczeć na Boga, wątpić i wierzgać. To część zdrowego przeżywania bólu, do której rzadko ktoś nas zachęca. Naprawdę pocieszające jest to, że Lewis, tak utalentowany apologeta chrześcijaństwa, miał odwagę, aby się przyznać do powątpiewania w to, co z taką pewnością siebie głosił. Dzięki jego świadectwu my także możemy pozwolić sobie na przyznanie się do wątpliwości, lęku i gniewu oraz uznać, że jest to część rozwoju duszy.
Zatem Lewis dzieli się z nami swoim duchowym wzrostem oraz swoimi intuicjami. „Żałoba to nie jest zniszczenie miłości w małżeństwie, lecz jedna z jej normalnych faz – jak miodowy miesiąc. Pragniemy przeżyć nasze małżeństwo dobrze i wiernie także i w tej fazie”. Tak, oto powołanie każdego małżonka po stracie męża lub żony.
Mam fotografie męża w mojej pracowni i w sypialni, teraz, po jego śmierci, tak samo, jak miałam je dokoła siebie wtedy, gdy żył – ale nie są one idolami, lecz znakami; słabe błyski wspomnień, nie rzeczy same w sobie. I, jak pisał Lewis, czasami blokują pamięć, zamiast jej pomagać. „Każda rzeczywistość jest obrazoburstwem. Istota kochana, nawet w tym życiu, nieustannie triumfuje nad twoim wyobrażeniem o niej. A ty pragniesz, by tak się działo. Pragniesz jej ze wszystkimi jej oporami, wadami i tym, co w niej nieoczekiwane. I to właśnie, nie żaden obraz czy wspomnienie, powinniśmy kochać po jej śmierci”.
I to jest ważniejsze niż odwiedziny zza grobu, chociaż Lewis rozważa i tę kwestię. I na koniec, tym, co prześwieca przez ostatnie strony jego dziennika, jest afirmacja miłości, jego miłości do Joy i jej miłości do niego – i to, że kontekstem dla tej miłości jest miłość Boga.
Lewis nie oferuje żadnych łatwych lub sentymentalnych pociech, lecz przedstawia ostateczny cel Bożej miłości do wszystkich istot ludzkich – jest nim sama miłość. Czytanie Smutku to nie tylko dzielenie żałoby Lewisa, ale także jego zrozumienia miłości. To prawdziwe bogactwo.
Madeleine L’Engle
Crosswicks, sierpień 1988