Smutek w tropikach - ebook
Smutek w tropikach - ebook
W atmosferze znudzenia i letargu popołudniowej godziny panna Miami Mouth snuje wizje awansu do Socjety. Dla przybyszów spoza miasta, a zwłaszcza dla czarnej rodziny, Wyższe Sfery są zamknięte, trzeba się do nich „podkopać” lub szarżować na uzbrojonych strażników, jak wyobraża to sobie Miami. Wyrusza więc z rodziną w podróż przez dżunglę w kierunku czarownego miasta Cuna-Cuna, symbolu rajskich fantazji.
Smutek w tropikach przypatruje się szansom na emancypację w kolonialnych warunkach i jest odbiciem wykluczenia, którego doświadczał Ronald Firbank. Tak powstała odmieńcza estetyka – styl zadłużony w dekadenckim obrazowaniu, kampowy, świadomie sięgający po to, co przesadne, sztuczne i w „złym guście”. Przekład Andrzeja Sosnowskiego oddaje wrażenie inności, jakie Firbank wzbudzał we współczesnych sobie czytelnikach.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-66257-55-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niebotycznie znudzona, panna Miami Mouth utkwiła wzrok w gałęziach gigantycznego puchowca. Nic tam nawet nie drgnęło w letargu południowej godziny: w rzeczy samej, było tak cicho, że wyraźny odgłos chrapania dobiegał spomiędzy odległych pól trzciny cukrowej.
– Po tylum ignam, strączkach i białym falernum ja dlatego też śpiąca – szepnęła, przenosząc spojrzenie ciężkich od senności oczu na pejzaż, który miała przed sobą.
Przez rozsłonecznioną zieleń świeciło morze, jak posadzka ze srebrnego szkła obsypana białymi żaglami.
Gdzieś tam, hen, łowiąc ryby, musi być jej chłopiec, Bamboo!
I, bez logicznego związku, jej myśli powędrowały od liczebności niedawnych ofiar rekina ku światowym ambicjom matki, gdyż wyprowadzka z małej wioski Mediaville do stolicy stanowiła _idée fixe_ tej damy.
Porzucić Mediaville, porzucić Bamboo! Młoda Murzynka westchnęła głęboko.
Co właściwie, dumała, miałaby osiągnąć rodzina, zdobywając pozycję w Wyższych Sferach, i jak taką pozycję w ogóle się zdobywa? Z pewnością będzie tam elitarne zgrupowanie jednostek (prawdopodobnie pod bronią), gdyż najwyższe kręgi Socjety są zamknięte i trudno tam wejść. A więc? Podkop? Czy szarża? Słyszała czasami, że ludzie się tam „pchają”... i, przymykając oczy, panna Miami Mouth próbowała sobie wyobrazić rodziców, jak wspierani przez jej małą siostrzyczkę Ednę i brata Charliego, zlani potem, lecz triumfujący, wdzierają się na wyżyny społeczne miasta Cuna-Cuna.
Po drugiej stronie ciemnego obszaru sawanny leżało to miasto, jedno z najczarowniejszych miast świata: Niebiańskie miasto Cuna-Cuna, Cuna, miasto Mimozy, Cuna, miasto Arkad, Królowa Tropików, Raj – tak, niemal bez wyjątku, nazywane przez podróżnych.
Och, wszystko musi być fantastyczne tam, gdzie nawet czarne szkraby noszą ubranka! I panna Miami Mouth z czułością powiodła wzrokiem po swojej pulchnej, małej figurze, całkiem nagiej, nie licząc przepaski z pnączy, które dwa razy dziennie zrywała i splatała.
– Szkoda byłoby, nieprawdaż, coś tutaj zakrywać – mruczała sennie, pieszcząc swoje ciało; i, doprowadzona nagle do spazmu wesołości, zachichotała – Nie! Doprawdy. Co za pomysł!
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------