- W empik go
Sny chociaż mamy wspaniałe ... Okupacyjne dzienniki Żydów z okolic Mińska Mazowieckiego - ebook
Sny chociaż mamy wspaniałe ... Okupacyjne dzienniki Żydów z okolic Mińska Mazowieckiego - ebook
Na książkę składają się cztery dzienniki, napisane przez dwóch mężczyzn i dwie kobiety z okolic Mińska Mazowieckiego. Łączy ich nie tylko pochodzenie z tej samej okolicy, wychowanie w religijnych domach i przywiązanie do tradycji – należą także do młodego pokolenia Żydów, pierwszego wychowanego w niepodległej Polsce, świadomego zarówno swojej żydowskości, jak i swoich praw obywatelskich. Kształcili się w polskich szkołach, angażowali się w działalność żydowskich organizacji młodzieżowych, byli świadomi narastającego w Polsce antysemityzmu, być może myśleli o emigracji. Mieli jednak liczne rodzeństwo, rodziców potrzebujących pomocy, byli związani ze swoim miasteczkiem, z żydowskim dziedzictwem i kulturą.
Po wybuchu wojny i wkroczeniu Niemców Brandla, Chaja, Adam i Eli podzielili los wszystkich polskich Żydów – prześladowania, poniżenia, upokorzenia, następnie opaski, prace przymusowe, w końcu getta. W czasie wysiedlenia ukryli się lub uciekli z gett. W kryjówkach pisali swoje dzienniki.
Ukrywali się wśród Polaków i przed Polakami, doznali życzliwości, obojętności, zdrady i morderstwa. Mimo ogromu niepowodzeń i nieszczęść, jakich doświadczali, mimo bólu, strachu, smutku, przygnębienia, apatii i momentów całkowitej rezygnacji wykazywali się energią, pomysłowością, determinacją, by ratować siebie i bliskich. Może właśnie dlatego, że nie byli sami, lecz że od ich pomysłowości i odwagi zależało także życie innych, musieli wciąż na nowo mobilizować się do działania, przezwyciężać zwątpienie, rozpacz i strach. Ta odwaga, niezłomność, gotowość do narażania własnego życia, by ratować bliskich stanowi – przy wszystkich różnicach – wspólną cechę całej tej wspaniałej czwórki.
Jestem głodna, głodna życia, wolności, a przede wszystkim chleba. […]. Nigdy jeszcze nie miałam takiego ataku głodu. Leży może jeszcze kilo chleba, ale jak ja mogę wziąć sobie kawałek, a ukroić jeszcze trzy kawałki? A do soboty jeszcze cztery dni. Kręciłam się na wszystkie strony, łykałam ślinę, brałam grudki soli w usta, nic nie pomagało. Zaczekałam więc, a kiedy dzieci usnęły, poszłam i ukroiłam sobie może 3 dkg, aby trochę załagodzić głód. Długo jeszcze nie mogłam zasnąć […].
Jaka w człowieku tkwi silna chęć do życia. Żeby ktoś przyszedł i powiedział: potrzebujesz dwa lata żyć w takich warunkach, to bym mu w oczy napluła. Wyobrażałam sobie tę rzecz z góry trzy miesiące, ale że będzie tak długo, o tem nie śniłam. Dzisiaj miałam taką noc, że jeszcze kilka takich nocy, a gotowa bym była poderżnąć sobie gardło. […] Oka nie mogłam zmrużyć całą noc, a prócz tego tak mnie gryzły wszy i pchły, że myślałam, że już mój koniec przyszedł. Szczury zaś nad głową tak budłowały, myślałam, że mi lada chwila skoczą na głowę. Całe wesele: były piski i budłowanie, cała szczurza rodzina. Ciemno, nic nie mogłam zobaczyć, namacałam tylko grubą pałkę i leżałam z pałką w ręku, coraz waląc w słomę, ale szczury nic sobie z tego nie robiły. Dopiero nad ranem, kiedy zaczęło się rozwidniać, dały spokój. Jestem tak wyczerpana, że ledwo żyję […].
fragmenty dziennika Brandli Siekierki
Jeszcze mieliśmy nadzieję, że Mania przyjdzie, bo dlaczego miałby mordować taką niewinną istotę? […] Zdarzyło się jednak to, co przewidywaliśmy. Mania nie przyszła ani za dzień, ani za dwa dni, ani za tydzień, ani w ogóle. Nie bez powodu płakała i rozpaczała. Nie bez powodu wylewała gorzkie łzy, siedząc z nami na strychu przez dwa dni… Czuła to lepiej niż my… Ale ani nie my, ani ona nie mogliśmy przypuszczać, że Wątruch ją zamorduje.
[…] Gdy siedziałem na strychu, przychodziło mi wysłuchiwać nieprzyjemnych rzeczy o Żydach, rzadko kiedy ktoś powiedział o nich dobre słowo. Najczęściej jednak bolały mnie uszy od takiej gadki. Jeden mój dobry znajomy powiedział, że bardzo żałuje, iż nie wziął do siebie 30 Żydów, bogatych, którzy go o to prosili, bo wyprowadzałby codziennie jednego, zabierał, co by chciał, i zabijał jednym stuknięciem.
fragmenty dziennika Elego Goldsztejna
Spis treści
Wstęp
I. Adam Kamienny
Wprowadzenie do dziennika Adama Kamiennego
Dziennik Adama Kamiennego
Fotografie do dziennika Adama Kamiennego
II. Brandla Siekierka
Wprowadzenie do dziennika Brandli Siekierki
Ja, Fiszbajn Branka, opisałam…Dziennik Brandli Siekierki
Aneks
Fotografie do dziennika Brandli Siekierki
III. Chajcia Goldsztejn z domu Bursztyn i Eli Goldsztejn
Wprowadzenie do dzienników Chajci Goldsztejn z domu Bursztyn i Elego Goldsztejna
Dziennik Chajci Goldsztejn
Straszliwy wyrok śmierci na Żydów i na wszystko, co żydowskie. Dziennik Elego Goldsztejna
Fotografie do dzienników Chajci Goldsztejn i Elego Goldsztejna
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63444-47-1 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wbrew oczekiwaniom, wbrew potocznym wyobrażeniom, wbrew regułom prawdopodobieństwa pisanych świadectw z czasów Zagłady ocalało dużo. Ci, którzy nadludzkim wysiłkiem podejmowali próbę pisania o katastrofie podczas trwania katastrofy, najczęściej adresowali swoje zapiski „do przyszłego czytelnika”. Chcieli, aby świat ich usłyszał. Nie możemy pozwolić, aby ich świadectwa pozostały nieme — przysypane kurzem archiwów.
BIBLIOTEKA ŚWIADECTW ZAGŁADY zrodziła się z przeświadczenia, iż pomimo różnych inicjatyw edytorskich wciąż zbyt mało tekstów, w stosunku do istniejących zasobów archiwalnych, zostało opublikowanych i udostępnionych czytelnikom. Zbyt mało wobec potrzeb badawczych i czytelniczych zainteresowań, a także wobec obecnych niemal w każdym ocalałym zapisie apeli, nakładających na nas wszystkich moralną powinność lektury.
BIBLIOTEKA ŚWIADECTW ZAGŁADY skupia się na prezentacji dzienników, zapisów pamiętnikarskich, relacji pozostających w kręgu form autobiograficznych i spisywanych hic et nunc, tzn. w gettach bądź w ukryciu poza murami, ale jeszcze w czasie trwania wojny i okupacji. Teksty są publikowane w ich kształcie integralnym, według jednolitych zasad edycji krytycznej. Korzystamy przede wszystkim z zasobów Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie oraz Archiwum Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie.
BIBLIOTEKA ŚWIADECTW ZAGŁADY jest wydawana przez Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów.Spis treści
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Preambuła Biblioteki Świadect Zagłady
Wstęp
I. Adam Kamienny
Wprowadzenie do dziennika Adama Kamiennego
Dziennik Adama Kamiennego
Fotografie do dziennika Adama Kamiennego
II. Brandla Siekierka
Wprowadzenie do dziennika Brandli Siekierki
Ja, Fiszbajn Branka, opisałam…Dziennik Brandli Siekierki
Aneks
Fotografie do dziennika Brandli Siekierki
III. Chajcia Goldsztejn z domu Bursztyn i Eli Goldsztejn
Wprowadzenie do dzienników Chajci Goldsztejn z domu Bursztyn i Elego Goldsztejna
Dziennik Chajci Goldsztejn
Straszliwy wyrok śmierci na Żydów i na wszystko, co żydowskie. Dziennik Elego Goldsztejna
Fotografie do dzienników Chajci Goldsztejn i Elego GoldsztejnaWstęp
WSTĘP
Na książkę składają się cztery dzienniki, napisane przez dwóch mężczyzn i dwie kobiety z okolic Mińska Mazowieckiego. Dwa dzienniki (Brandli i Adama) powstawały po polsku, dwa (Chajci i Elego) – w j idysz (publikujemy je w tłumaczeniu Moniki Polit). Wszyscy czworo byli już wówczas dorośli: Brandla Siekierka urodziła się w Cisiu w 1911 r., przed wojną miała męża i dwoje dzieci; Eli Goldsztejn i Chaja Bursztyn przyszli na świat w Siennicy (w 1913 i 1917 r.), Eli był samotny, w 1942 r. Chaja wyszła za mąż za jego brata Jonisa. Najmłodszy z czwórki autorów, Adam Kamienny, urodził się w Kałuszynie, w 1921 r. miał narzeczoną Pesę Różę. Wszyscy czworo – jak wielu innych Żydów w czasach Zagłady – po ucieczce z gett zaczęli w ukryciu prowadzić dzienniki. Zamieszczali w nich nie tylko bieżące notatki, lecz opisali także swoje dotychczasowe przeżycia, doświadczenie getta i wysiedlenia – a że znajdowali się w promieniu mniej więcej 20 km od siebie, w Mińsku, Siennicy i Kałuszynie, ich drogi się przecinały, w dziennikach pojawiają się więc te same osoby, miejsca i wydarzenia.
Czworo autorów zamieszczonych tu dzienników należy do tego samego pokolenia, łączą ich także pochodzenie z tej samej okolicy, wychowanie w religijnych domach, przywiązanie do tradycji. Sami chodzili już do polskich szkół, angażowali się w działalność żydowskich organizacji młodzieżowych, byli świadomi narastającego w Polsce antysemityzmu, być może myśleli o emigracji. Mieli jednak liczne rodzeństwo, rodziców potrzebujących pomocy, byli związani ze swoim miasteczkiem, z żydowskim dziedzictwem i kulturą. Należeli do młodego pokolenia Żydów, pierwszego wychowanego w niepodległej Polsce, świadomego zarówno swojej żydowskości, jak i swoich praw obywatelskich. Przekraczali obyczajowość sztetla, mieli otwarte głowy, ambicje i marzenia.
Po wybuchu wojny i wkroczeniu Niemców Brandla, Chaja, Adam i Eli podzielili los wszystkich polskich Żydów – prześladowania, poniżenia, upokorzenia, następnie opaski, prace przymusowe, w końcu getta. Dwie rodziny w pożarach miasteczek zainicjowanych przez Niemców we wrześniu 1939 r. straciły domy (Bursztynowie w Siennicy i Kamienni w Kałuszynie), ale szczęście w nieszczęściu, że uniknęli przesiedleń, pozostanie w swoich sztetlach umożliwiło im bowiem korzystanie z sieci rodzinnych i społecznych zapewniających pomoc i wsparcie.
Obwieszczenie o utworzeniu tzw. gett wtórnych w dystrykcie warszawskim z 16 listopada 1942 r.
Nowe okupacyjne porządki zaprowadzone przez Niemców odizolowały Żydów psychologicznie, a potem fizycznie od przedwojennych polskich sąsiadów. Niemniej tych więzi nie zdołano całkowicie zerwać, nie tylko dlatego że getta w tych miejscowościach pozostały otwarte, lecz także ze względu na to, iż tkanka powiązań handlowych i gospodarczych była spleciona dość mocno. Żydowscy szewcy i krawcy nadal pracowali dla swoich sąsiadów – polskich klientów, a jedyny w miasteczku dentysta wciąż leczył żydowskich pacjentów. Relacje między Polakami i Żydami znacząco pogorszyły się dopiero później, po likwidacji gett, kiedy „władza” nad Żydami przeszła z rąk niemieckich w ręce polskie.
Czworo autorów dzienników było ludźmi młodymi (w 1942 r. mieli od 21 do 31 lat) i wszyscy w czasie wysiedlenia ukryli się lub opuścili getto. Potem znaleźli się w getcie wtórnym w Kałuszynie (Adam i Brandla) lub w obozie pracy (Chajcia i Eli), skąd uciekli już na dobre, decydując się na poszukiwanie ratunku wśród Polaków. Żadne z nich nie zrobiło tego samo, lecz z najbliższymi: Brandla z mężem i dziećmi, Adam z narzeczoną, Chajcia z siostrą i mężem, Eli z bratem.
Branka (jak zdrabniano imię Brandla) z rodziną oraz grupa Chajci i Elego ukrywali się w pobliżu miejsc swojego urodzenia; Siekierkowie nawet dosłownie i dosyć stabilnie w jednym miejscu – na strychu w gospodarstwie sąsiadującym z dawnym obejściem ojca Branki. Motywację do udzielenia pomocy znajomym Żydom stanowiła sympatia do ojca Branki. Bursztynowie/Goldsztejnowie krążyli po polach i wsiach w promieniu 10 km od rodzinnej Siennicy, pozostając nie dłużej niż kilka tygodni w jednym miejscu, a po jakimś czasie powracając do gospodarzy, którzy już im kiedyś udzielili wsparcia. Te ich powroty wywoływały zresztą napięcia i rosnącą niechęć Polaków do niedających im spokoju Żydów. Najdalej od domu w poszukiwaniu ratunku wybrał się Adam – wraz z narzeczoną uciekli do Warszawy. Mieli tam przyczółek w postaci schronienia kuzynek Pesy, które wcześniej wyjechały z Mińska i u których mogli się zatrzymać przez kilka pierwszych dni.
Cała czwórka dysponowała pewnymi zasobami: Chajcia i Eli mieli pieniądze i biżuterię, wszędzie płacili za nocleg i jedzenie; Adam początkowo pracował i zarabiał (mógł nawet odkładać trochę oszczędności), potem dostawał pomoc od Żegoty; Brandla mieszkała za darmo, o jedzenie żebrała i korzystała ze wsparcia aprowizacyjnego przyjaciółki. Najważniejszy zasób czworga bohaterów książki stanowili jednak ich bliscy, których obecność motywowała do poświęceń ponad siły, inspirowała do dalszych starań, nawet w sytuacjach ostatecznego zniechęcenia i desperacji.
Strach przed Niemcami, wszechobecny w getcie, szczególnie w okresie wysiedlenia, w czasie ukrywania się zmienił się w strach przed Polakami – wszak to od nich zależało teraz żydowskie życie. To Polacy stali się władni ich uratować, udzielając choćby chwilowej pomocy, lub skazać na śmierć, wydając Niemcom. Zabiegi Żydów szukających pomocy były adresowane do ich polskich znajomych, przyjaciół czy sąsiadów – starali się uzyskać ratunek za pieniądze, odwołując się do ludzkiej przyzwoitości, zasad wiary bądź próbując poruszyć ich sumienia. Zbyt często spotykało ich jednak trudne do zrozumienia i niemożliwe do wybaczenia – niechęć, wrogość, chciwość czy zdrada, a nawet morderstwo.
Ukrywający się Żydzi czasem znajdowali chwile wytchnienia w snach – Brandla śniła, że jest znowu człowiekiem i podróżuje koleją, jej mąż w snach miał w bród jedzenia i wreszcie nie był głodny. Autorzy zamieszczonych tu dzienników mimo ogromu niepowodzeń i nieszczęść, jakich doświadczali, mimo bólu, strachu, smutku, przygnębienia, apatii i momentów całkowitej rezygnacji wykazywali się energią, pomysłowością, determinacją, by ratować siebie i bliskich. Może właśnie dlatego, że nie byli sami, a od ich pomysłowości i odwagi zależało także życie innych, musieli wciąż na nowo mobilizować się do działania, przezwyciężać zwątpienie, rozpacz i strach. Ta odwaga, niezłomność, gotowość do narażania własnego życia, by ratować bliskich, stanowi – przy wszystkich różnicach – wspólną cechę całej tej wspaniałej czwórki.
Spośród nich jedynie Brandla dożyła końca okupacji bez strat wśród bliskich, z którymi się ukrywała. Adam utracił narzeczoną, Chajcia – dziecko i siostrę, Eli – brata. Poranieni i poharatani, próbowali początkowo odbudować swoje życie – w Kałuszynie, Mińsku Mazowieckim i Siennicy. Szybko jednak wygnały ich stamtąd polski antysemityzm, chciwość dawnych sąsiadów, pogromy, a w wypadku Goldsztejnów nie tylko próba ich zabójstwa, lecz zamordowanie Elego przez Polaków. Wyjechali więc wszyscy: Branka z rodziną i Adam do Izraela, Chajcia z Jonisem do Kolumbii. Daleko od Polski, jak najdalej – ale pamięć wojennych przeżyć nie opuściła ich nigdy.
* * *
Przy opracowaniu dzienników publikowanych w tomie przestrzegałam zasad obowiązujących przy wydawaniu źródeł, tj. ograniczyłam zakres ingerencji edytorskich do koniecznego minimum. Uwspółcześniona została interpunkcja i ortografia, poprawiłam też oczywiste błędy. Zdecydowałam się natomiast pozostawić słowa i zwroty przestarzałe, które oddają język autorów. Zaznaczyłam brakujące fragmenty tekstów, słowa i zdania niemożliwe do odczytania. W tekstach często występują inicjały zamiast pełnych nazw czy nazwisk. Rozwijam je, jeśli udało się z całą pewnością ustalić, co oznaczają, w przeciwnym wypadku pozostawiam nierozwinięte. W nawiasach kwadratowych zawarte są ingerencje redaktorskie, uwagi odautorskie – w nawiasach okrągłych.
Barbara EngelkingI. Adam Kamienny
I
ADAM KAMIENNY
Wprowadzenie do dziennika Adama Kamiennego
WPROWADZENIE DO DZIENNIKA
ADAMA KAMIENNEGO
Kałuszyn to niewielkie miasto leżące 60 km na wschód od Warszawy przy ważnym szlaku handlowym, zwanym traktem brzeskim. Miasto w xix w. stało się istotnym ośrodkiem handlu (przede wszystkim zbożem) z prężnie rozwijającą się społecznością żydowską, osiadłą tam od xvii w. W przededniu drugiej wojny światowej liczyło około 8500 mieszkańców, w tym 6000 (70%) Żydów.
We wrześniu 1939 r. Kałuszyn został zdobyty przez Niemców, a następnie odbiła go na krótko polska kawaleria. W czasie walk miasto zostało niemal doszczętnie spalone, zginęło wówczas około 1000 mieszkańców. „Pozostało tam tylko 175 żydowskich rodzin , które nie ucierpiały w skutek pożaru. Ucieczki Żydów trwają do lata 1940. Przez cały lipiec 1940 r. wracali żydowscy uciekinierzy, tak że pod koniec 1940 r. ludność żydowska znów liczyła 4000 osób”1. Niemcy wkroczyli do Kałuszyna 12 września. Wielu mieszkańców miasta, także Żydów, uciekło na Wschód. W listopadzie 1939 r. na polecenie Niemców społeczność żydowska wyłoniła 12-osobowyJudenrat, na którego czele stał Rubin Michelson. Po jego śmierci latem 1940 r. przewodniczącym rady został dentysta Abram Gamze. Wiceprzewodniczącym był Mosze Kisielnicki, a w jej skład wchodzili ponadto m.in. Mojsze Berman, Jidl Pięknawieś, Mojsze Alter Guzik, Lajzer Borensztajn, Aron Rapaport, Motel Aronson, Herszel Feldman, Mordka Rinwort oraz Lis. Jednym z pierwszych zadań Rady Żydowskiej było zebranie żądanej przez Niemców kontrybucji w wysokości 10 000 zł, którą trzeba było zapłacić za uwolnienie dziesięciu aresztowanych Żydów. Judenrat musiał także wyznaczać robotników do prac przymusowych i do obozów pracy.
Na przełomie 1939 i 1940 r. do zniszczonego miasta przesiedlono około 1000 Żydów z ziem polskich włączonych do Rzeszy – z Kalisza, Łodzi i Pabianic. Większość z nich, nie mogąc znaleźć sobie w nim miejsca, przeniosła się do pobliskiego Mińska Mazowieckiego, w Kałuszynie zaś pozostało około 200 przesiedleńców. We wrześniu 1941 r. w północno-zachodniej części miasta Niemcy utworzyli getto2. Na polecenie kreishauptmanna Judenrat powołał wówczas Służbę Porządkową, tzw. policję żydowską (jej szefem był wysiedleniec z Łodzi, Dembowic), w której składzie znajdowała się jednostka sanitarna. Jednym z sanitariuszy był Adam Kamienny. Do zadań policji należało utrzymywanie porządku w getcie, sanitariusze natomiast nadzorowali szpital zakaźny, który Judenrat otworzył latem 1941 r.
Wiosną 1941 r. około 1000 Żydów z Kałuszyna deportowano do Warszawy, ale niektórzy powrócili do miasta. Z kolei w grudniu tego roku do Kałuszyna zostali przesiedleni Żydzi z okolicznych miejscowości: Dobrego, Latowicza, Stanisławowa. W 1942 r. w kałuszyńskim getcie znajdowało się około 4000 Żydów, z których część przebywała okresowo w okolicznych obozach pracy ( Jeziorku, Mieni) bądź pracowała przymusowo na szosie. Likwidacja getta w Kałuszynie rozpoczęła się pod koniec września 1942 r. Ponieważ przewodniczący Judenratu Abram Gamze odmówił wezwania Żydów do „przesiedlenia na Wschód”, Niemcy go zabili. Wcześniej został aresztowany i zabity Mosze Kisielnicki, gdy mimo rozkazu Niemców nie stawili się młodzi Żydzi wezwani do prac przymusowych.
25 września 1942 r. Żydom rozkazano zgromadzić się na rynku. Niemcy wybrali kilkuset (być może tysiąc) – część z nich rozstrzelali na miejscu, a część na cmentarzu żydowskim. Wieczorem tego dnia pozostałych przy życiu Żydów pognali na stację kolejową w Mrozach, załadowali do wagonów i wysłali do obozu zagłady w Treblince.
W listopadzie 1942 r. Niemcy ogłosili, że w Kałuszynie powstanie jedno z sześciu w dystrykcie warszawskim oficjalnie istniejących tzw. gett wtórnych (szczątkowych). Przeniesiono do niego Żydów z likwidowanych obozów pracy, znalazło się tam również wielu uciekinierów, ukrywających się po wysiedleniu w okolicy. W grudniu w Kałuszynie mieszkało 2-2,5 tys. Żydów. Druga – tym razem ostateczna – likwidacja getta nastąpiła 9 grudnia 1942 r. Na miejscu Niemcy zabili dzieci, dorosłych popędzili na stację w Mrozach i tego samego wieczora wywieźli do Treblinki.
* * *
Adam (Abram) Kamienny urodził się 29 kwietnia 1921 r. w Kałuszynie jako środkowe dziecko kupca Matatjasa Kamiennego i Chany z domu Szpigner. Miał starszego brata Josefa (ur. 1918) i młodszą siostrę Leę (ur. 1930), zwaną w rodzinie Lonią. Adam ukończył w Siedlcach szkołę średnią, w 1939 r. zdał maturę. Wybuch drugiej wojny światowej zastał go w Kałuszynie. Przebywał kolejno w getcie kałuszyńskim i w obozie pracy przymusowej. Następnie do 1945 r. ukrywał się „na aryjskich papierach” w Warszawie. Po powstaniu warszawskim, które przeżył na Pradze, przebywał w Milanówku, pracował tam w Radzie Głównej Opiekuńczej jako kierownik punktu przejściowego dla transportów warszawian do innych miast. W styczniu 1945 r. wrócił do Warszawy, skąd Ministerstwo Propagandy wysłało go do Gdańska jako kierownika Wydziału Propagandy na województwo gdańskie. W czerwcu tegoż roku ponownie trafił do Warszawy3.
Po wojnie Adam Kamienny wrócił do Kałuszyna. Zanim zdążył pójść do rodzinnego domu, spotkany znajomy uprzedził go, że dom został zajęty przez Polaków, którzy mogą go zabić. Adam opuścił Kałuszyn i już nigdy tam się nie pojawił, postanowił wyjechać z Polski. Wraz z przyjacielem przedostali się do Budapesztu. Tam spotkał dziewczynę z Wilna, która przeżyła wojnę w partyzantce. Jej rodzice, brat z żoną i synkiem zostali zamordowani przez Niemców. Adam zakochał się w Cesi Berzak; pobrali się w Mediolanie w styczniu 1946 r. W październiku tego roku wsiedli na statek do Palestyny, który jednak został zatrzymany przez Brytyjczyków. Adama deportowano do obozu w pobliżu Famagusty na Cyprze, a Cesię (ciężarną) umieszczono w obozie w Atlit, w Palestynie. 5 listopada 1946 r. Cesia urodziła syna, którego nazwała Matityahu na pamiątkę zamordowanego ojca Adama. Sam Adam dołączył do rodziny w Palestynie w grudniu 1946 r. W 1948 r. został zmobilizowany, brał udział w wojnie wyzwoleńczej i następnie pozostał w wojsku jako zawodowy oficer. W 1951 r. Kamiennym urodziła się córka Judyta (Judith) – dostała imię po zamordowanym bracie Cesi Jehudzie. W 1963 r. rodzina zmieniła nazwisko na Sela (hebr. skała). W 1964 r. Adam odszedł z armii i pracował przy budowie uniwersytetu w Tel Awiwie. Dzieci ukończyły studia. Syn Mati został prawnikiem, w 1971 r. ożenił się z Lili Shalit, mają dwie córki i syna oraz siedmioro wnuków. Judith zamieszkała we Francji, wyszła za mąż za Yves’a Silberta, z którym ma dwie córki i syna; dzieci dały im pięcioro wnuków.
Z rodziny Adama okupację przeżył także jego stryj Samuel (Szolem) Kamienny wraz z synem. Żona Samuela zginęła w czasie powstania warszawskiego. On sam zamieszkał po wojnie w Nowym Jorku, zmienił nazwisko na Kamien; jego syn Morton Kamien był znanym profesorem ekonomii w Chicago.
Adam Kamienny zmarł na raka w Izraelu w 2009 r.
.
* * *
Adam Kamienny i Pesa Róża przyjechali z rodzinnego Kałuszyna do Warszawy tuż przed Bożym Narodzeniem 1942 r. Dysponowali adresem, pod którym mieszkały kuzynki Pesy, Perla i Chana Kornblum. Żyło jeszcze wówczas dwóch braci Pesy – Icchak i Joel. Icchak wyskoczył z pociągu do Treblinki i znalazł chwilowy ratunek w obozie pracy w Mrozach4, Pesa usiłowała go stamtąd wyciągnąć, ale obiecana pomoc spóźniła się o kilka dni i brat zginął przy likwidacji obozu w kwietniu 1943 r. Już wcześniej po Joelu, który szukał ratunku po stronie aryjskiej, zaginął wszelki ślad. Adam Kamienny miał w Warszawie jeszcze stryja, który po wyjściu z getta mieszkał z żoną i synkiem przy ul. Mariańskiej. Reszta rodziny już nie żyła.
Pesa – nazywała się według nowych aryjskich papierów Zosia Kamińska – w styczniu znalazła pracę niani u państwa Suskiewiczów (mieli na przechowaniu dobytek rodziny Kamiennych, którego nie oddali), Adam znalazł pracę jako fryzjer oraz pokój na Grochowie. Początkowo ich sytuacja wyglądała nie najgorzej, ale w kwietniu, po wybuchu powstania w getcie, wszystko zaczęło się psuć. U sąsiadów Suskiewiczów Niemcy znaleźli ukrywających się Żydów, w związku z czym wystraszeni gospodarze wymówili Pesie mieszkanie i posadę. Pesa nie miała gdzie się podziać. Był w niej co prawda zakochany pewien kolejarz, proponował jej ratunek i wyjazd z Warszawy, jeśli zgodziłaby się wyjść za niego, dziewczyna jednak odmówiła, nie chcąc porzucać narzeczonego. Grunt palił się jej już pod nogami, we wtorek 11 maja Pesa znalazła się dosłownie na bruku, nie miała dokąd pójść i gdzie przenocować. Adam namawiał, by spróbowała poszukać pracy z ogłoszenia, ale ona bała się, „że ją zaraz poznają, bo ona nie umie grać. Była zresztą ostatnio strasznie przybita nieszczęściem, które na nią spadło” – śmiercią brata w Mrozach. Sam Adam dzień wcześniej, w niedzielę 10 maja, został okradziony w tramwaju – wyciągnięto mu portfel, stracił wszystkie pieniądze, kenkartę, zdjęcia... Tak więc 11 maja Zosia, nie wiedząc, co robić, pojechała do stryja swego narzeczonego; liczyła, że może tam przechowa się przez kilka dni. Jednak akurat właśnie w tych dniach synek Szolema Kamiennego został rozpoznany na podwórku i oni także musieli szukać innego lokum – Pesa została tam na jedną noc. 12 maja Adam uprosił jakąś znajomą, by wzięła Pesę na kolejną noc, a sam przez cały dzień (bezskutecznie) szukał dla niej miejsca. W końcu w nocy z 12 na 13 maja Pesa przenocowała na podłodze u manikiurzystki, która pracowała z Adamem w zakładzie fryzjerskim. 13 maja pojechali w jeszcze jedno miejsce, mając nadzieję na ratunek, ale tam zatrzaśnięto im drzwi przed nosem. Adam musiał jechać do pracy, miał nadzieję, że manikiurzystka przyjmie narzeczoną na kolejną noc, ale tymczasem musiała ona jakoś spędzić dzień. „Nogi miała spuchnięte od ciasnych pantofli i wielogodzinnego chodzenia”... Próbowała w kilku miejscach, ale bezskutecznie. Adam namawiał ją, by zgłosiła się na wyjazd na roboty do Niemiec, Pesa jednak się bała, była zrezygnowana, zniechęcona, wyczerpana. Myśleli o wyjeździe z Warszawy, Adam jednak musiał wyrobić sobie nowe dokumenty na miejsce skradzionych, a ponadto miał pracę i mieszkanie, których nie chciał stracić. Wrócili do manikiurzystki. Okazało się, że akurat poprzedniej nocy w czasie nalotu mieszkańcy zeszli do schronu i w jednej z kobiet rozpoznano Żydówkę – sąsiedzi stali się więc przeczuleni. 14 maja Pesa miała pojechać na Chmielną, do kobiety, u której mieszkały przez jakiś czas jej kuzynki (które tymczasem wyjechały z Warszawy do Częstochowy, gdzie przeżyły wojnę). Adam miał obiecaną za kilka dni posadę dla narzeczonej, wydawało się więc, że są jakieś nadzieje. Manikiurzystka odprowadziła Pesę na przystanek tramwajowy; „gdy czekały na przystanku, nagle Zosia powiedziała, że nie pojedzie na Chmielną, tylko na Pragę do znajomych, gdzie na pewno znajdzie miejsce na parę dni. Tamta wobec jej zdecydowanego tonu nie śmiała jej oponować, więc wsadziła ją w «12» i się pożegnała”.
I w tym miejscu ślad się urywa. 14 maja, w piątek, w warszawskim tramwaju nr 12 rozpłynęła się Pesa Róża, młoda Żydówka z Kałuszyna. Co zrobiła? Kamienny notuje: „Nie miałem żadnych złudzeń, bo wiedziałem, że nie miała dokąd jechać, chyba... chyba że na żandarmerię albo do Wisły”. Być może rzeczywiście Pesa sama poszła na najbliższy posterunek policji albo w al. Szucha, bądź też rzuciła się do Wisły lub na tory. Mogła też zostać zastrzelona na ulicy, jako że od lutego 1943 r. policja granatowa otrzymała polecenie zabijania wszystkich napotkanych Żydów, bez uprzedzenia.
Nie zgadzam się na to, by Pesa Róża odeszła tak całkiem bez śladu, podobnie jak setki innych Żydów wówczas w Warszawie. Szukałam rozmaitych możliwości, ale nie znalazłam żadnego tropu ani na Pawiaku (Pesy Róży czy Zofii Kamińskiej), ani w raportach podziemia o wydarzeniach w stolicy czy w rubryce „Wczoraj w Warszawie” w „Nowym Kurierze Warszawskim” w kolejnych dniach, chociaż można znaleźć tam informacje o skoku z piętra domu przy ul. Wspólnej, śmierci pod pociągiem, pod tramwajem i pod samochodem, zatruciu gazem i innych wypadkach. Nie zachowały się także raporty warszawskiej policji granatowej akurat z okresu między kwietniem a listopadem 1943 r. – być może wśród nich znalazłaby się informacja podobna do tej z lutego 1944: „O godz. 14-ej na terenie Czerniakowa Miasto-Ogród w pobliżu ul. Ciachowskiego znaleziono zwłoki kobiety. Była to Żydówka”.
Nie udało mi się znaleźć żadnego śladu Pesy Róży. Nie wiem, czy bała się śmierci, czy przestała się bać i właśnie jej pragnęła? Nie wiem, jak dokładnie i kiedy zginęła Pesa Róża, ale wiem na pewno, że zginęła z rozpaczy.
Po śmierci narzeczonej Adam Kamienny kilkakrotnie zmieniał mieszkanie i pracę, a od jesieni 1943 r. zamieszkał u Kazimierza i Michaliny Skalskich przy ul. Brzeskiej 5/16 na Pradze. Nie wychodził już wtedy na miasto i tam zaczął spisywać swoje losy. Kilka zeszytów, w których znajdował się dziennik, zakopał w piwnicy, gdy opuszczał Warszawę po powstaniu. Odnalazł je po wojnie i zabrał ze sobą do Palestyny. Stanowiły cenną pamiątkę rodzinną, ale dzieci Adama nigdy ich nie przeczytały, nie znały bowiem polskiego. Gdy Adam zachorował na raka, prosił o przetłumaczenie jego wspomnień na hebrajski lub angielski, by dzieci, wnuki i prawnuki mogły przeczytać jego historię. Niestety, ani wówczas, ani po jego śmierci rodzina nie mogła znaleźć owych lekko zniszczonych, starych oryginalnych zeszytów. Dotychczas nie udało się ustalić, gdzie się znajdują.
Tymczasem w Yad Vashem od 1958 r. w zbiorze O3 pod numerem 842 znajduje się maszynopisowy odpis dziennika, opatrzony krótkim wstępem przez dr Alizę Rabę, która rozmawiała w tamtym czasie z autorem. Ponieważ nie udało się odnaleźć oryginału, tenże maszynopis stanowi podstawę niniejszego wydania dziennika Adama Kamiennego.
------------------------------------------------------------------------
1 Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Warszawy, t. 6: Generalne Gubernatorstwo. Relacje i dokumenty, oprac. Aleksandra Bańkowska, Warszawa 2012, s. 529 (dok. 138). Oryginał zob. Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego (dalej AŻIH), ARG I 791 (Ring. I/822), N.N., „Kałuszyn, w jęz. żydowskim.
2 W różnych źródłach podawane są różne daty dzienne powstania getta oraz okres, gdy było ono gettem „otwartym, jak i daty, kiedy zostało otoczone drutem kolczastym (zob. The United States Holocaust Memorial Museum Encyclopedia of Camps and Ghettos, 1933-1945, t. 2: Ghettos in German-Occupied Eastern Europe, red. Martin Dean, Bloomington-Indianapolis: Indiana University Press, 2012 , s. 383).
3 Przytoczone informacje biograficzne znajdują się we wprowadzeniu do dziennika, napisanym przez dr Alizę Rabę, która rozmawiała z autorem i przyjęła jego dziennik do Archiwum Yad Vashem. Pozostałe wiadomości dotyczące rodziny Kamiennych pochodzą od Matityahu Seli, syna Adama.
4 Mrozy – wieś letniskowa, oddalona o niespełna 27 km od Mińska Mazowieckiego i 23 km od Siennicy. Przed wojną mieszkało tam około 2000 osób, w tym ponad 500 Żydów. W czasie okupacji w getcie w Mrozach znalazło się kilkuset uchodźców i przesiedleńców (m.in. z Kalisza, Pabianic, Puław). Jesienią 1941 r. do getta w Mrozach Niemcy przesiedlili 138 Żydów z pobliskiego Cegłowa, następnie z innych nieodległych miejscowości, gdzie nie tworzono gett – w sumie znalazło się tam około 1000 Żydów. Getto w Mrozach zostało zlikwidowane we wrześniu 1942 r.Dziennik Adama Kamiennego
DZIENNIK
ADAMA KAMIENNEGO
Jest 1944 r. Dziś moja siostrzyczka1 skończyłaby 14. rok życia. Wreszcie zdecydowałem się rozpocząć pisanie moich wspomnień, które o ile ja nie przeżyję, niech będą jeszcze jednym dokumentem utrwalającym przed światem i historią moją tragedię, która stała się udziałem kilku milionów ludzi, tak samo niewinnych jak ja. Niech moje wspomnienia przenikną do serc i sumień ludzi, którzy dziś jeszcze nie wierzą, że ta okrutna rzeczywistość nie jest tylko wytworem bujnych wyobraźni propagandzistów, lecz upiornym realizmem xx wieku. Niech ona zaciąży na nich, tak jak na mnie do końca życia ciążyć będą wspomnienia, żeby pamięć o tym zawsze przy nich była, żeby nie mogli jeść, chodzić, bawić się ni spać bez myśli o tych strasznych scenach, które się u nas rozgrywały, żeby przed oczyma zawsze mieli obraz rozrywanych żywcem, płatanych bagnetami dzieci, żeby w uszach mieli zawsze krzyk i jęk matek, które na to patrzały, żeby wreszcie zrozumieli, że świat musi wytępić do cna to plemię zbrodnicze, które wzięło na siebie tę hańbę, że świat musi im odpłacić tą samą monetą, że musi tak samo wyniszczyć, wymordować bez pardonu ten naród przeklęty. Bo jeżeli Wy, współczesne pokolenie, tego nie zrobicie, to będziecie jeszcze większymi zbrodniarzami niż oni.
I niech wszystkie przekleństwa wyrzucone w chwilach agonii przez miliony gardzieli niewinnych krztuszących się gazami trującymi spadną na Wasze głowy za to, żeście nie wzięli takiego samego odwetu na milionach Niemców, których przecież mieliście w swoim ręku. Niech w takim razie krew naszych niewinnie mordowanych dzieci spadnie również na głowy Wasze.
GETTO W KAŁUSZYNIE
18 IX 1942 r. Jest wigilia Sądnego Dnia Jom Kipur2. W prywatnych mieszkaniach (synagoga została wysadzona w powietrze, a gruzy użyte do budowy szosy) zbierają się ludzie odświętnie ubrani dla wysłuchania Kol Nidraj3. Wśród zebranych jest duży odsetek nadesłanych z Mińska Mazowieckiego, którzy cztery tygodnie wstecz zdołali ukryć się podczas pogromu, oficjalnie zwanego „wysiedleniem”. Przeważnie dzieci, kobiety, które gdzieś przeleżały w jakichś dziurach lub po polach i lasach, a później wyławiane zostały i odstawione do nas, przy czym obiecano im, że oni już zostaną przy życiu, że u nas będzie „Judenstadt”4.
Nastrój bardzo przygnębiający, ale świąteczny. Po odśpiewaniu Kol Nidraj wszyscy się rozchodzą. Ja z grupą młodzieży, przeważnie sanitariuszy i porządkowych, rozmawiamy jeszcze chwilę na ulicy przed rozejściem się do domów. Nagle przed dom jednego z członków Rady – Kisielnickiego5 – zajeżdża samochód i wysiada dwóch żandarmów. My już czekamy na wynik. Co za świeże nieszczęście? Po piętnastu minutach po ich odjeździe dowiadujemy się, że nazajutrz rano o godz. 8-ej 500 mężczyzn ma być zgromadzonych na placu, gdzie kiedyś stała synagoga. W całym mieście po odliczeniu pracujących na różnych placówkach jest jakieś 300 kilkadziesiąt w wieku od 14 do 60 lat mężczyzn. Wydano więc zarządzenie, że bez wyjątku wszyscy mężczyźni w tym wieku mają się stawić, kto będzie znaleziony w domu, zostanie zastrzelony.
Wieść lotem błyskawicy rozchodzi się po mieście mimo późnej godziny. Natychmiast zaczynają kursować pogłoski. Między innymi i ta, że najpierw mają zamiar zagarnąć wszystkich mężczyzn, żeby nie było oporu, a później wezmą kobiety i dzieci. Ja wracam do domu i zaczynamy radzić, co robić. O spaniu nie ma już mowy. Ponieważ sanitariusze zostali dodani porządkowym do pomocy, więc ja i brat6 mieliśmy swobodę poruszania się, a ojca postanowiliśmy na razie ukryć wraz z sąsiadem Retenbergiem na strychu.
O godz. 4-ej już wszyscy są na nogach. Na mieście ruch. Widać pojedyncze postacie przekradające się zaułkami ku wylotom miasta, by uciec na wieś. Koło lokalu Rady i Posterunku Policji, które się mieściły w „Poczekalni” Radzyńskiego – gwarno. Rozsyła się porządkowych i sanitariuszy grupkami po 3, 4, żeby sprowadzili ludzi. Członkowie Rady latają bez głów. Godz. 7. Na placu jest już kilkadziesiąt ludzi. Zajeżdża auto z żandarmerią. Wołają Radę i jeszcze raz zapowiadają, że po godz. 8-ej każdy napotkany w domu mężczyzna będzie zastrzelony. Nadchodzą również lotnicy z wachy do pomocy żandarmom. Każdemu żandarmowi czy żołnierzowi dodaje się dwóch porządkowych i rozchodzimy się na miasto po ludzi. Nikt jeszcze nic nie wie, co z tego będzie. Ludzie biegną pojedynczo na plac, starając się obejść tak żandarma, żeby w drodze nie dostać kolbą w łeb.
Ja celowo poszedłem z żandarmem na naszą ulicę, żeby w razie czego móc uchronić nasz dom. Koło naszego domu powiedziałem mu, że stąd już mężczyźni poszli, że nikogo nie ma, i przeszliśmy dalej. Po jakiejś półgodzinie doszliśmy na plac zbiórki i tam ja już zostałem, ustawiając i prostując szeregi. O 8-ej godz. jest już około 200 ludzi.
Postenführer żandarmerii woła wszystkich Niemców i Radę, daje jeszcze 15 min zwłoki, a po tym rozkaz strzelania. Wszyscy są oszołomieni, nie wiadomo, co myśleć. Już teraz jest za późno, żeby ojca sprowadzić. Wola Boska! Już słychać w różnych miejscach pojedyncze strzały. Echo ich trafia mnie w serce. Komu się jeszcze uda prześlizgnąć niezauważonym przez Niemców, to na placu dostaje karabinem lub kolbą rewolweru w twarz, i do szeregu. Nasza grupa dostała jakiegoś możliwego żandarma i z kilkunastu osób, które zdołaliśmy zebrać, nikogo nie zastrzelił. Około godz. 9-ej spotykam jednego porządkowego, M Finkelsztejna, sąsiada, który pyta się mnie, czy widziałem jego ojca, którego zabili. Idę z nim i blisko naszego domu rzeczywiście leży, z jeszcze jednym starcem z tałesami w ręku, w środku uliczki. Żandarm znalazł ich w pokoiku jakimś, odprawiali nabożeństwo. I tak jak stali, z tałesami na ramionach, wyprowadził ich i zastrzelił. Syn jego Mosze Finkelsztejn z daleka tylko spojrzał, zbladł. Odprowadziłem go i po drodze zaczął odmawiać „kadysz”7. Po chwili dowiaduję się, że kolega mój Srulik Tajtelbaum wyciągnięty został ze stodoły i zastrzelony. Idę w kierunku placu, patrzę, znów dwa trupy.
Około godz. 10-ej jest już ponad 300 osób. Lotnicy jeszcze pojedynczo chodzą, szukając. Tymczasem Postenführer ustawia 200 osób w szeregu, dodaje ze 20 porządkowych i każe bez eskorty Niemców maszerować do obozu pracy w J
------------------------------------------------------------------------
1 Lea Kamienny, ur. 1930, siostra autora zwana Lonią, zginęła podczas likwidacji getta kałuszyńskiego, wywieziona do Treblinki.
2 Jom Kipur (hebr. Dzień Pojednania, Pokuty, Sądny Dzień) – najstarsze z żydowskich świąt, przypada 10. dnia miesiąca tiszri (wrzesień/październik), kończy dziesięciodniowy okres pokuty, czyli Jamim Noraim (hebr. straszne dni). W tym czasie dokonuje się rachunku sumienia, odmawia modlitwy pokutne, jedna z bliźnimi i wybacza doznane krzywdy. Częścią liturgii święta są Izkor, czyli modlitwa za zmarłych, oraz publiczne wyznanie grzechów. W dniu tym obowiązuje ścisły post i zakaz jakiejkolwiek pracy. Święto kończy uroczyste dęcie w róg barani (szofar). W 1942 r. Jom Kipur wypadało 21 września.
3 Kol Nidre (Nidrej) (aram. wszystkie ślubowania) – modlitwa rozpoczynająca wieczorne nabożeństwo w Jom Kipur, pochodzi od hiszpańskich maranów i jest prośbą o unieważnienie ślubów złożonych Bogu nieświadomie lub pod przymusem.
4 Autor ma na myśli fakt, że w Kałuszynie Niemcy ustanowili po okresie wysiedlenia jedno z sześciu w dystrykcie warszawskim tzw. gett wtórnych, w których Żydom wolno było legalnie przebywać. Rozporządzenie gubernatora dystryktu ustanawiające te getta (w Warszawie, Kałuszynie, Kosowie, Rembertowie, Siedlcach oraz w Sobolewie w powiecie garwolińskim) ukazało się jednak 16 listopada 1942 r. (zob. s. 10). We wrześniu tego roku w Kałuszynie znaleźli się najprawdopodobniej uciekinierzy z Mińska Mazowieckiego, w którym likwidacja getta odbyła się 21 sierpnia.
5 Mosze Kisielnicki był wiceprzewodniczącym Judenratu w Kałuszynie.
6 Josef Kamienny, ur. 1918, zginął, zamordowany przez Polaków na drodze między Kałuszynem a Siedlcami (http://yvng.yadvashem.org/nameDetails.html?language=en&s_last-Name=kamienny&s_firstName=&s_place=Kaluszyn&itemId=1467353&ind=o).
7 Kadysz (kadisz, aram. święty) – jedna z najczęściej odmawianych modlitw w judaizmie, wyraża wiarę w jedynego Boga, pochwałę Jego mocy i świętości oraz poddanie się Jego woli. Do jej odmówienia wymagany jest minjan, czyli obecność dziesięciu dorosłych mężczyzn. Jedna z odmian modlitwy to kadisz jatom (kadisz sierocy) – za zmarłych.