- nowość
- W empik go
Soft and graceful - ebook
Soft and graceful - ebook
Grace Daft doskonale wie, czym jest życie w cieniu sławnego wujostwa. Po nich odziedziczyła talent i miłość do tańca, ale jednocześnie pragnie udowodnić, że w pełni zasłużyła na uznanie w prestiżowej Royal Ballet School. Nie dzięki znanemu nazwisku, tylko własnej, ciężkiej pracy.
Dziewczyna stara się ignorować plotki i zazdrosne spojrzenia rówieśników, marząc o spokojnym przetrwaniu ostatniego roku w szkole.
Czasem jednak, choć unikamy problemów, te odnajdują nas same…
Nowy nauczyciel o urzekającym uśmiechu i zimnym spojrzeniu wprowadzi w życie Grace nieodwracalne zmiany. Dziewczyna nie chce traktować poważnie tego, co się między nimi rodzi. W końcu Ilan jest nie tylko jej starszym o siedem lat nauczycielem, ale też spadkobiercą Royal Ballet School.
Przed mężczyzną trudne zadanie. Grace uparcie trzyma swoje serce na uwięzi, więc będzie musiał zawalczyć o uczucie młodej tancerki. A także stawić czoło własnej matce – kobiecie, która uwielbia manipulować innymi.
W tańcu trzeba precyzyjnie dobierać kroki, ale na szczęście w miłości i na wojnie… wszystkie chwyty dozwolone.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67558-30-3 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
GRACE
Jeśli nasze włosy rzeczywiście przechowywały w sobie wspomnienia, to ja właśnie się ich pozbywałam. Stałam przed lustrem w łazience z nożyczkami zaciśniętymi w dłoni, a na podłogę – jedno za drugim – opadały kolejne ciemnobrązowe pasma.
Jeszcze do niedawna wizja utraty długich do pasa włosów była moim największym koszmarem. Bądź co bądź, stanowiły one mój znak rozpoznawczy i większość komplementów, które dostawałam, dotyczyła właśnie ich. Teraz jednak, gdy sięgały mi zaledwie do piersi, a ja dłużej przyglądałam się własnemu odbiciu, utwierdzałam się w przekonaniu, że ta drastyczna zmiana była mi naprawdę potrzebna.
Wyglądałam zupełnie jak ona.
Tak samo intensywnie zielone tęczówki, oliwkowa cera i piegi rozsypane po policzkach niczym gwiazdy na niebie. Miałyśmy nawet identyczny uśmiech i tak samo mrużyłyśmy wtedy oczy. Byłam chodzącym odbiciem swojej zmarłej mamy. A może tak bardzo pragnęłam ją w sobie dostrzec, że tylko mi się to wydawało? W końcu wspomnienia lubią płatać ludziom figle. Jednego dnia wstawałam, pamiętając każdy szczegół jej wyglądu, a już drugiego nie potrafiłam przypomnieć sobie nawet dźwięku jej głosu, co na przemian sprawiało mi radość i ból mocniejszy, niż przypuszczałam.
– Mogę zapytać, co ty robisz, Grace? – Usłyszałam za plecami zdziwiony głos Victora.
Kiedy tylko nasze spojrzenia ścięły się ze sobą w odbiciu lustra, momentalnie wyrwałam się z zamyślenia. Wujek stał w progu łazienki, jak zwykle ubrany w białą koszulę i eleganckie czarne spodnie. W jednej dłoni trzymał kubek z kawą, zaś w drugiej niedojedzonego tosta z serem. Choć w tonie jego głosu można było wyczuć zaniepokojenie, to twarz mężczyzny wyrażała mniej więcej tyle co nic. Była niczym wykuta w lodzie maska, którą ściągał w pełni jedynie przed ciocią Willow.
– Ścięłam włosy, jak zresztą sam widzisz – odpowiedziałam.
– Przecież jak Willow to zobaczy, to…
– Powie, że wyglądam pięknie – weszłam mu w słowo i uśmiechnęłam się na tyle szczerze, na ile było mnie stać w tym momencie. – Nie zrozum tego źle, ale ona, w przeciwieństwie do ciebie, nie traktuje mnie już jak małej dziewczynki.
Spomiędzy warg wujka uleciało bezradne westchnienie.
– Ja też cię tak nie traktuję. – Upił łyk kawy i przymknął powieki, jakby potrzebował paru sekund na przetworzenie tego, czego był świadkiem.
– Chyba sam w to nie wierzysz. – Zaśmiałam się zaczepnie.
– Jestem po prostu zdziwiony, bo przez dziewiętnaście lat życia płakałaś już na samą myśl o tym, że musisz podciąć końcówki, a teraz, jak gdyby nigdy nic, pozbyłaś się połowy włosów – odparł z poważną miną. – Wszyscy wiemy, że jesteś mistrzynią w podejmowaniu zaskakujących decyzji, ale co ci tym razem odbiło?
– Potrzebowałam zmiany – rzuciłam pod nosem, schowałam nożyczki do szuflady i przeczesałam palcami nową fryzurę. Następnie zerknęłam na zegarek, który oplatał mój nadgarstek, i zorientowałam się, że zostało mi bardzo mało czasu do wyjścia. – Zdążę się jeszcze spakować? – Odwróciłam się całym ciałem w stronę Victora.
– Jeśli się pospieszysz, to tak.
– Najwyżej przyjdzie ci kolejny mandat do zapłaty, jak będziesz musiał po drodze zignorować kilka czerwonych świateł. – Wzruszyłam beztrosko ramionami. – Stać cię, więc to najmniejszy problem – dodałam ze słodkim uśmiechem.
Wyraźnie widziałam, że wujek też chciał się uśmiechnąć, ale coś go przed tym blokowało. W jego spojrzeniu niezmiennie odbijały się zmartwienie i troska. Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że im bliżej wyjazdu, tym większy ogarniał mnie stres. Nie wiedziałam tylko, czy bardziej bolała go sama świadomość tego czy fakt, że nie mógł już z tym nic zrobić.
– Wcale nie chcesz tam wracać, prawda? – spytał.
Miał rację.
Może trochę nie chciałam.
– Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Wytrzymałam na tej uczelni pięć lat, więc wytrzymanie ostatniego roku wydaje się już tylko głupią formalnością.
– Dobrze wiesz, że wystarczy jeden twój telefon i przylecę do Royal choćby w środku nocy. Pamiętaj o tym – przypomniał łagodnym tonem, po czym bez wahania uniósł dłoń i pogłaskał palcami mój policzek.
Posłałam mu pobłażliwe spojrzenie.
Mógł zaprzeczać na wszelkie możliwe sposoby, ale każdy w tym domu wiedział, że wciąż traktował mnie jak tę małą Grace, którą zajmował się od momentu śmierci swojej siostry. Dziecko, które za wszelką cenę chciał chronić.
– Jestem dużą dziewczynką, która świetnie potrafi poradzić sobie sama – powtórzyłam, dając mu tym samym do zrozumienia, że uznaję ten temat za zakończony. – A teraz usiądź i chociaż raz w spokoju dopij kawę, a ja lepiej pójdę się już pakować.
Zanim jednak minęłam Victora i udałam się do swojego pokoju, najpierw stanęłam na palcach i zostawiłam mu na policzku przelotnego buziaka. Chciałam odwrócić jego uwagę. Wolałam, by dalej myślał, że wszystko jest tak, jak powinno być. Tym bardziej teraz. Bo przecież wcale nie musiał wiedzieć, że gdy tylko zawiezie mnie na lotnisko, na którym wsiądę do samolotu, wszystko się zmieni.
Znowu po dwóch miesiącach przekroczę próg Royal Ballet School, zacznę tam ostatni rok nauki i spotkam Ilana Farlaine’a, z którym przed wakacjami z pewnością zaczęły łączyć mnie relacje znacznie poważniejsze od zwykłej znajomości.
A już na pewno poważniejsze od tych, które powinny łączyć uczennicę z nauczycielem tańca.ROZDZIAŁ 1
GRACE
Szkoła baletowa, do której chodziłam, tylko z zewnątrz zdawała się szanować tradycję i przestrzegać zasad fair play. Niektórzy od dziecka w pocie czoła szlifowali swoje umiejętności i z przyjemnością zaprzedaliby duszę diabłu, by się do niej dostać. Naiwnie wierzyli, że sama ciężka praca i odrobina oszczędności rodziców wystarczą, aby dostąpić zaszczytu nauki w tym miejscu. Prawda była jednak o wiele okrutniejsza.
Częściej niż dzięki talentowi młodzi ludzie dostawali się tutaj dzięki… pieniądzom. Nie było to oczywiście dziwne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że to prywatna uczelnia, ale wbrew pozorom nie wszystkich traktowano tutaj na równi. Uczniowie z zamożniejszych i lepiej sytuowanych rodzin wywoływali szerszy uśmiech na twarzy dyrektorki – władczyni absolutnej, która rządziła wszystkim dookoła. Im więcej mogli jej zaoferować, tym przychylniej na nich patrzono. Prawdopodobnie dlatego tylko nieliczni mogli robić wszystko, na co mieli ochotę, bez obawy przed konsekwencjami. Ci nieco biedniejsi, których rodzice wydawali ostatnie pieniądze na naukę tutaj, zyskiwali miano przegranych.
Mogłam nie popierać sposobu funkcjonowania tego miejsca i otwarcie krytykować panujące w nim zasady, ale wyszłabym na hipokrytkę. Koniec końców sama należałam do tak zwanej lepszej części i gdybym tylko nie była przybranym dzieckiem właścicieli renomowanych studiów tańca, a Victor nie sponsorowałby różnych wydarzeń w szkole, najpewniej nie cieszyłabym się świętym spokojem. Wytykano by mnie. Byłabym tylko nic nieznaczącą kroplą w morzu innych ludzi. Kimś, kto nie ma głosu.
Pięć lat temu zgodziłam się na naukę tutaj chyba bardziej ze względu na niego i na Willow niż dla samej siebie. Miałam wówczas tylko czternaście lat, ale perfekcyjnie skłamałam, że spełniają moje największe marzenie. Pragnęli, bym rozwijała swoją pasję, i byli przekonani, że to miejsce nadawało się do tego idealnie. Będę mogła to robić pod okiem najlepszych z najlepszych. Wtedy nie mieli jeszcze pojęcia, że Royal w rzeczywistości ociekało zgnilizną i nic nie było tu takie, jak im opisywano. Ja także nie wiedziałam, a gdy się zorientowałam, na odwrót było już za późno. A raczej tak sobie wmawiałam. Bo prawda jest taka, że zwyczajnie nie chciałam przysparzać rodzinie kłopotów swoim marudzeniem. Nie zamierzałam rezygnować z czegoś, w co włożyli tak dużo pieniędzy, czasu i tęsknoty spowodowanej naszą rozłąką.
Postanowiłam przetrwać, mamiąc siebie i innych pięknymi kłamstwami.
Czymś, czego nauczyłam się w tej szkole najlepiej.
– Dojechaliśmy na miejsce. – We wnętrzu samochodu rozległ się głęboki, zachrypnięty głos taksówkarza.
Ocknęłam się z letargu i pospiesznie pozbierałam z siedzenia telefon oraz torebkę. Uregulowałam rachunek, po czym wysiadłam na zewnątrz. Starszy pan podał mi mój bagaż, pożegnał się i kiedy tylko odjechał, przeniosłam wzrok na budynek szkoły. Tuż obok niej znajdowała się kamienica, w której – odkąd opuściłam internat – wynajmowałam mieszkanie. Ogromna, stara i majestatyczna. Mój największy koszmar i najpiękniejsze wspomnienie jednocześnie.
Z jednej strony tęskniłam za mrocznym klimatem Royal, z drugiej zaś dobijała mnie świadomość tego, czego znów będę świadkiem. Zasady, przytyki i wyższość bogatszych nad biedniejszymi. Nielegalne imprezy i kłamstwa, którymi uczniowie kochali obdarzać się ze szczególną przyjemnością. Sztuczne uśmiechy, gesty i treningi, na których wyciskano z nas siódme poty. Zlepek ludzi, którzy oprócz niespotykanego talentu byli również niespotykanie szaleni. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie pisałby się świadomie na coś takiego.
Zacisnęłam palce na rączce walizki i przeniosłam spojrzenie bliżej wejścia.
Zimny podmuch wiatru uderzył w moje policzki i rozwiał włosy, które natychmiast postanowiłam odgarnąć z czoła. Widziałam kręcących się po dziedzińcu uczniów. Jedni siedzieli na schodach i zaczytywali się w książkach, drudzy plotkowali, śmiejąc się na głos. Jakaś para siedziała na ławce i zupełnie nie przejmowała się światem, bo była tak wpatrzona w siebie, że nie potrzebowała do szczęścia niczego innego. Wszystko było tu dokładnie tak, jak zapamiętałam. Wszyscy stwarzali pozory i nic nie ulegało zmianie.
W Royal Ballet School każdy nosił maskę, którą zakładał na twarz krótko po przekroczeniu murów tego przybytku.
Tak w końcu brzmiała zasada numer jeden.
I dla wszystkich była ona pieprzoną świętością.