Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Solo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Solo - ebook

Historia młodej dziewczyny, informatyczki, która wraz z dwójką kolegów rozkręca wspólny biznes. Nie zapomina przy tym o swojej pasji, tym bardziej, że sztuki walki pozwalają jej ułożyć się ze sobą w życiu, którego brutalne oblicze zobaczyła przed paroma laty. I musi sobie z tym poradzić. Na uwagę zasługuje świetny portret psychologiczny pary głównych bohaterów, charakterystyczne postaci drugoplanowe, logiczna konstrukcja i
stopniowo odsłaniane elementy wydarzeń, które na końcu dają czytelnikowi spójny obraz.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-952-0
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Jeśli charakter pisma świadczy o charakterze człowieka, to Bruce Lee był tego najlepszym przykładem. Miał wprawne, wytrenowane pismo, a jego uporządkowany notatnik odzwierciedlał porządek, jaki panował w jego głowie, duszy i ciele. Choć jego myśli są stare jak świat, to w moim odczuciu brzmiały wyjątkowo świeżo i aktualnie. Tak jakby Bruce Lee Foundation opublikowała skany jego notesu specjalnie dla mnie, żebym mogła je sobie wydrukować i powiesić nad łóżkiem. Nikt nie może cię skrzywdzić, dopóki mu sam na to nie pozwolisz. Wewnętrznie, psychicznie bądź nikim. Bądź jak woda.

Dla kogoś, kto przeżył kiedyś nieprzyjemną przygodę związaną z wodą, może to brzmieć ironicznie. Tamto zdarzenie sprzed czterech lat trochę nadwątliło moje poczucie bezpieczeństwa i naruszyło dziecięcą wiarę w to, że świat jest dobrym i przyjaznym miejscem. Ale i tak nigdy nie narzekałam na swoje życie. Jak tu narzekać, gdy obok mnie siedzą przy komputerach moi dwaj najwierniejsi przyjaciele płci męskiej i wiem, że choćbym im nieźle zalazła za skórę, to zawsze zachowają się z klasą.

Poprawka. Jeden z nich porykuje właśnie jak neandertalczyk i wali rękami w blat biurka niczym ranny orangutan, więc może troszkę trudno byłoby go w tej chwili uznać za faceta z klasą. Ponieważ znamy się nie od dzisiaj, wiem, że w wolnym tłumaczeniu na język homo sapiens jego ryki oznaczają: „Ojej, coś nie bangla w moim programie, muszę przejrzeć kod od samego początku”.

Chwilę później ciche ping zwiastuje nadejście wiadomości na Messengerze. Rzucam okiem na ekran i widzę emotkę o tępej twarzy człowieka pierwotnego z wyraźnie zarysowanym grubym wałem nad oczodołami. Mój drugi wierny kumpel od pewnego czasu tworzy swoją własną, unikalną kolekcję emoji, podle żerując na emocjach swoich przyjaciół. Trzeba przyznać, że wystarcza mu kilka sprawnych ruchów piórka na tablecie, żeby je oddać z porażającą wprost precyzją. Emotka o twarzy neandertalczyka ma zapewne znaczyć: „jesteś podgatunkiem człowieka myślącego”, i nie mam żadnych wątpliwości, kto dosłownie przed chwilą stał się inspiracją do jej powstania. Lepiej się ewakuuję, zanim rozpęta się tu piekło.

No dobrze, nie będę ukrywać, że moi dwaj przyjaciele od zawsze sobie dokuczają. Chyba nie ma na świecie dwóch bardziej różnych od siebie facetów, którzy dobrowolnie spędzaliby ze sobą trzy czwarte doby, siedem dni w tygodniu. I nie zamierzam też ściemniać, że mnie ich złośliwości omijają, ale ogólnie stanowimy naprawdę zgrany zespół, a przede wszystkim szanujemy się nawzajem. Choć nie wykluczam, że ktoś postronny i niewtajemniczony mógłby mieć czasami co do tego poważne wątpliwości.

A jeśli mowa o tamtym ponurym wydarzeniu nad wodą, to muszę przyznać, że miało swoją dobrą stronę. Dzięki niemu zabrałam się ostro za siebie i teraz jestem tym, kim jestem.

A nie bezradną dziewczynką.

* * *

Uwielbiam anegdoty o dawnych mistrzach, które opowiada mi trener, gdy widzi, że nie daję rady, albo wtedy, gdy trzeba mi utrzeć nosa. Swoimi opowieściami potrafi zdziałać cuda: inspiruje, motywuje, uczy pokory i cierpliwości lub po prostu pociesza, gdy liżę rany po nieudanym treningu.

Pamiętam opowieść o zarozumiałym uczniu, który przyszedł do mistrza po naukę, a ten poczęstował go herbatą. Tak długo lał parujący napar do czarki, aż się przepełniła i herbata rozlała się po podłodze. „Co robisz, mistrzu?” – zapytał uczeń. „Sprawdzam, czy do przepełnionej czarki da się jeszcze coś nalać” – odparł mistrz, a uczeń odszedł jak niepyszny. Ta historia chodzi za mną dzień w dzień i przypomina, że choćbym nie wiem, ile umiała, zawsze mogę nauczyć się więcej.

Lubię uroczą anegdotę o mistrzu Yang Luchanie, który uwięził jaskółkę na otwartej dłoni. Choć jej nie trzymał, jaskółka nie mogła odlecieć. Ale chyba najbardziej zawsze pociągała mnie opowieść o jednocalowym ciosie mistrza Lee. Przez długie lata ten rodzaj uderzenia był zagadką z punktu widzenia praw fizyki – bo jak cios, który pada z centymetrowej odległości, może całkowicie znokautować przeciwnika? Może, wyjaśniał mi cierpliwie trener, jeśli zależy nie od siły mięśni, lecz od koordynacji, szybkości i energii. Taki cios nie zaczyna się w ramieniu, lecz wychodzi z nogi i generuje energię, która potrafi odrzucić przeciwnika nawet na parę metrów. Dla dziewczyny, która nigdy nie przeskoczy tego banalnego faktu, że jej mięśnie nie mogą się równać z męskimi, było to wielkie odkrycie. Nie da się ukryć, zadziałało na moją wyobraźnię, i to bardzo.

To na treningach dojrzałam do tego, żeby przestać o sobie myśleć jak o bezsilnej nastolatce. Przełom nastąpił, gdy po trzech latach ćwiczeń wskoczyłam wreszcie na wyższy poziom i po każdych zajęciach musiałam rozmasowywać sobie tyłek. Trener ustawił mnie z zaawansowanymi, którzy nie patyczkowali się ze mną jak z przedszkolakiem, tylko wyprowadzali prawdziwe ciosy i kładli na ziemię. Samo bycie jedną z nich, choćbym była jeszcze technicznie najsłabsza, stanowiło dla mnie źródło nieustającej frajdy i satysfakcji. Żadna liczba okładów na siniaki nie była w stanie zmącić mi tej radości. Wreszcie poczułam się silna.

Czułam, że w tym, co robię, jest jakiś sens i że kiedyś może mi się to bardzo przydać. Ale w najśmielszych snach nie spodziewałam się, co z tego wyniknie.Rozdział 1

„Dziękujemy za przesłanie zgłoszenia do międzynarodowego programu psychologicznego pod nazwą Interpersonal Closeness¹, prowadzonego przez State University of New York, a zarządzanego przez Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Z przyjemnością informujemy, że Pani/Pana kandydatura została przyjęta. O dniu i godzinie eksperymentu powiadomimy osobną wiadomością e-mail. Prosimy o zapoznanie się z poniższą informacją i odesłanie podpisanej zgody na przetwarzanie danych osobowych…”

Wirtualne śmieci zabiją ludzkość szybciej niż odpady radioaktywne, pomyślałam. Znowu jakiś spam. Jeśli ja nie potrafię się od tego uchronić, to jak sobie radzą dzieci i ludzie starsi? Wcisnęłam kombinację klawiszy, żeby usunąć wiadomość, gdy nagle mnie tknęło. To było zupełnie nieprawdopodobne, na to konto praktycznie nie wpływa spam! Przyjrzałam się uważnie adresowi nadawcy: Uniwersytet Warszawski, Wydział Psychologii. No tak! To nie jest spam, tylko dowcip, i to znakomicie wycelowany. I co więcej – wiem, przez kogo! Spojrzałam uważnie na kolegów. Freax i Gnom siedzieli ze wzrokiem wbitym w swoje monitory, a na ich twarzach malowała się mieszanina niewinności i zaabsorbowania wykonywaną pracą. Jak dzieci – westchnęłam do siebie.

– Który z was jest za to odpowiedzialny? – zapytałam zrezygnowanym głosem. – Jak się nie przyznacie, obaj będziecie przez pół dnia debugować swój program, obiecuję.

– Za co? – zapytał niewinnie Freax, tym samym podpisując na siebie wyrok.

Gnom spojrzał na mnie jak Prosiaczek na Kubusia Puchatka. A ja na niego jak Kubuś na Prosiaczka. Czułam do niego nieskończoną sympatię, choć rzadko to okazywałam. W ogóle rzadko okazuję uczucia, mam to po ojcu.

– Mów – zachęciłam go, chyba trochę zbyt szorstko.

Gnom wciągnął powietrze głęboko do płuc, a potem je wypuścił. Nie wie, od czego zacząć, pomyślałam. Z nim tak zawsze. Jest genialnym grafikiem, bo jest nadprzeciętnie wrażliwy. Teraz na pewno zastanawia się, co powiedzieć, żeby niczego nie zepsuć.

– Znalazłem ten projekt na fejsie i założyłem się z Gnomem, że nie weźmiesz w nim udziału, choćbyś miała paść trupem. A Gnom uważa, że weźmiesz! – wypalił znienacka Freax i wszystko zepsuł.

Bingo. Więcej danych nie potrzebowałam.

– A co robiłeś na fejsie? Zabłądziłeś? – zapytałam zaczepnie.

– Szukałem inspiracji – odpowiedział defensywnie.

Ciekawe. Freax nie cierpi fejsa. W ogóle nie lubi portali społecznościowych; uważa, że gromadzi się na nich całe zło tego świata. I tak się składa, że w tym punkcie się zgadzamy.

– Kawy zabrakło – dodał Gnom pozornie bez sensu.

Zrozumiałam w lot, co miał na myśli: każde wejście na fejsa podnosi Freaxowi ciśnienie. Działa na niego jak podwójne espresso. Chłopaki często pracują nocami, bo za dnia brakuje czasu na to, co dla nich naprawdę ważne. Dlatego piją hektolitry kawy. Na co dzień świadczymy usługi informatyczne różnym firmom. Rozkręcamy nasz młody biznes z pasją (Gnom), uporem (ja) i głębokim przekonaniem, że odniesiemy sukces (Freax). Za dnia piszemy programy i aplikacje dla klientów, a po godzinach chłopaki ślęczą nad projektami wolnego oprogramowania dla systemu Linux. Pracują dla kilku fundacji, będących oddziałami zagranicznych organizacji związanych z różnymi gałęziami Linuxa. Jakub, czyli Freax, pisze fragmenty kodów, a Jeremi, czyli Gnom, pracuje nad interfejsem dla końcowych użytkowników. Środowisko graficzne dla systemu Linux nazywa się GNOME, a sam system Linux miał się oryginalnie nazywać Freax, Free Unix. I to tyle w temacie ksywek moich kumpli. Chłopaki twierdzą, że przyszłość należy do Linuxa, i ciągle powtarzają, że cały myślący świat migruje z Windowsa na Linuxa: NASA, giełdy, domy maklerskie, agencje wywiadowcze, wojsko. Są opętani ideą Linusa Torvaldsa, twórcy tego systemu. To jest ich guru, papież i bóg. Nie zdziwiłabym się, gdyby w domu mieli ołtarzyk z jego portretem. Tylko nie wiem, kto na tym ołtarzu wymieniałby kwiaty, bo Freax i Gnom potrafią całymi dniami nie wychodzić z biura. Gdybym nie była zajęta swoimi sprawami, mogłabym nawet chodzić wymieniać te kwiatki, bo kibicuję chłopakom w ich pasji. Uważam, że robią kawał dobrej roboty. Czasem jednak siedzą za dnia jak zombie i muszę na nich wrzasnąć, bo sama nie uporam się z algorytmami, a ja podchodzę do pracy rzetelnie. Sto razy sprawdzam wszystko od każdej strony. Moim bogiem są dane; uwielbiam mieć ich pod dostatkiem, dają mi poczucie władzy. Gnom uważa, że dają mi raczej poczucie bezpieczeństwa, i pewnie ma rację. Od angielskiego słowa oznaczającego dane wzięło się moje przezwisko: Data; nadali mi je jeszcze na studiach, a ja wcale się przed nim nie broniłam. Nawet je lubię. Zwłaszcza od czasu, gdy na któreś urodziny chłopacy sprezentowali mi uroczo dwuznaczną naklejkę na zderzak z napisem: „I need more Data!”.

– Widzisz, Datka – Gnom wreszcie przystąpił do wyłuszczania sprawy, bo już się niecierpliwiłam. Nie grzeszę cierpliwością, mam to po ojcu – nasz przyjaciel Freax naczytał się na fejsie dziwnych treści i na moment zatracił czyste spojrzenie i wrodzoną szlachetność. Owładnęła nim silna potrzeba zrobienia pranka komuś, kto nigdy na nic nie dał się nabrać. Mówię o tobie, gdybyś się nie połapała.

– To akurat załapałam bez trudu. Ale kogo miałeś na myśli, mówiąc „wrodzona szlachetność”?

Freax udał obrażonego, ale widać było, że ma uciechę. Był najwyraźniej ogromnie z siebie zadowolony.

Chyba uważał, że zgłaszając mnie do jakiegoś dziwnego projektu, a następnie zakładając się z kumplem, że do niego nie przystąpię, znalazł się w sytuacji win-win. Freaksio wiele się jeszcze musi nauczyć o ludziach.

Gnom tymczasem spokojnie kontynuował:

– Freax przez przypadek natknął się na profilu uniwersytetu na ten projekt psychologiczny i strasznie mu się on spodobał. „Wyobraź sobie Datkę w takim projekcie”, rżał mi nad uchem dyszkantem, bo mu zaschło w gardle z braku kawy, którą tak na marginesie miałaś kupić. – Posłał mi pełne wyrzutu spojrzenie.

Fakt. Nie jestem najlepszą gospodynią domową. A już na pewno zupełnie nie nadaję się do żadnych projektów psychologicznych, i obaj moi kumple doskonale o tym wiedzą.

– Jak byś, Datka, odpowiedziała na pytanie: „Jakie wartości niesie ze sobą przyjaźń?” – Freax nie mógł już wytrzymać, więc się wciął. – Nie wiesz? A ja wiem! – zawołał triumfująco. – Twoja odpowiedź brzmiałaby: „Potrzebuję więcej danych!”.

No tak. Przywykłam już do tego, że tak właśnie mnie odbierają: jakbym była maszyną do analizy danych, a nie człowiekiem. Teraz Gnom przejął pałeczkę i z zapałem kontynuował opowieść. Zawsze tak robili, gdy relacjonowali mi jakieś sprawy: wpadali w dziwaczny, choć spójny dwugłos, jak jakieś dwujajowe bliźniaki.

– Osobiście uważam, że podejście Freaxa do ciebie jest bardzo krzywdzące – Jeremi podszedł do sprawy od innej strony – i nie omieszkałem mu tego powiedzieć. Wtedy Freax rozochocił się jeszcze bardziej i podpuścił mnie z całą subtelnością, na jaką stać jego prymitywny umysł. Zaproponował zakład, a ja na niego oczywiście przystałem. Zhakował twoje konto i wysłał w twoim imieniu zgłoszenie do programu, bo przecież tylko tak możemy rozstrzygnąć nasz zakład, prawda? Musisz teraz zdecydować, czy weźmiesz udział w projekcie czy nie. Więc od ciebie zależy, który z nas wygra.

Gnom uśmiechnął się do mnie promiennie, a Freax naprężył muskuły, jakby właśnie startował w olimpiadzie. Chyba specjalnej. Popatrzyłam na nich z politowaniem.

– Jesteście świadomi, że moja zemsta będzie okrutna? – zapytałam.

– Nie denerwuj się, Datka. Jesteśmy przecież inteligentnymi, kulturalnymi ludźmi… – zaczął Gnom.

– Jesteśmy inteligentnymi, kulturalnymi ludźmi i Freaxem – poprawiłam go natychmiast. Gnom się wyszczerzył, a Freax przez chwilę zastanawiał, czy się obrazić, czy nie, ale w końcu odpuścił.

– Martwimy się o ciebie. Jesteś zamknięta w sobie i nie masz przyjaciół. Widać, że cierpisz – Gnom zawsze był z nas najbardziej gadatliwy, więc nawijał dalej, nie zważając na to, że wymownie wywracałam oczami. – Osobiście żywię przekonanie, że kiedyś uznasz za konieczne nawiązanie kontaktu ze swoim wewnętrznym ja. Może już czas zacząć coś robić w tym kierunku? Musisz się bardziej otworzyć na siebie i ludzi. Staniesz się szczęśliwsza. Na tych twoich ordynarnych treningach na pewno nie osiągniesz wewnętrznej harmonii. Musisz dać głos swojemu wnętrzu, a nie zagłuszać go na macie!

– Zaraz ciebie ogłuszę, jak nie przestaniesz – wycedziłam, odrzucając grzywkę z czoła.

– …oraz iść do fryzjera, bo na tym uniwersytecie się ciebie przestraszą – skończył Gnom, w połowie zdania zrywając się do ucieczki i przezornie barykadując się w toalecie. Chyba myślał, że naprawdę ode mnie oberwie.

Freax rechotał, trzymając się za brzuch, a ja spojrzałam na niego z mieszaniną politowania i podziwu. Był niewątpliwie motorem działania w naszej młodej firmie, bez niego daleko byśmy nie zaszli. Przy każdym zadaniu parł do przodu jak taran. Był bezcenny w swoich twardych przekonaniach. Gnom i ja przepuścilibyśmy wiele złotych okazji, bo byśmy się niepotrzebnie wahali. A Freax był pragmatykiem. Nie oglądał się za siebie i nie widział też potrzeby wybiegania zbyt daleko w przyszłość, bo jej kształt zależy od splotu tak wielu czynników, że szkoda tracić kalorie na czcze przewidywania. Chyba ta właśnie cecha łączyła go z jego bożyszczem, Linusem Torvaldsem. Oraz talent programistyczny.

Gnom siedział zamknięty w toalecie, a my z Freaxem wymieniliśmy rozbawione spojrzenia. Każde z nas w głębi duszy śmiało się z innego powodu. Freax prężył się na krześle, celebrując chwilę swojego zwycięstwa, a ja bezgłośnie pękałam ze śmiechu, że dał się zrobić jak dziecko. Macho znowu dał się wyrolować wrażliwcowi. Języczkiem u wagi jestem przecież ja! Oczywiście, że na przekór Freaxowi dam się wrobić w ten psychologiczny projekt. Gnom zna się na ludziach i wie, że pójdę, więc na pewno szczerzy teraz zęby do lustra w łazience, żeby nie kłuć Freaxa w oczy swoją wygraną. Doskonale zdaje sobie sprawę, że uwielbiam jego podwójne zagrania, za którymi Freax nie nadąża. Większość ludzi by nie nadążała. Jak znam życie, prawda jest taka, że to Gnom umiejętnie podpuścił Freaxa do wysłania mi tego mejla, i jest to kolejna odsłona naszej zabawy, którą sobie z Gnomem od paru lat umilamy życie kosztem naszego kolegi. Freax ma mnie za pozbawioną uczuć wojującą feministkę, która nie da sobie nic powiedzieć, więc będzie pewny swojej wygranej. Myśli, że był strasznie sprytny, stawiając ten zakład. A ja tymczasem, na przekór jego uproszczonej wizji świata, grzecznie wezmę udział w jakimś uwłaczającym eksperymencie psychologicznym, a przynajmniej zapozoruję, że biorę w nim udział. Korona mi z głowy nie spadnie. Coś tam zakreślę, powymyślam odpowiedzi na pytania i pójdę do domu. Gnom będzie szczęśliwy i z tego szczęścia znowu stworzy na tablecie coś genialnego. A Freax się wkurzy, a nic nie motywuje go do działania bardziej niż porządne wkurzenie na cały świat. I to się właśnie nazywa sytuacja win-win.

A ja po wszystkim pójdę sobie spokojnie na trening.

* * *

Wiadomość z datą i godziną eksperymentu psychologicznego przyszła po dwóch dniach, wypełnionych pracą nad wyjątkowo wymagającym projektem. Gnom wymiękł fizycznie i chwilowo przestał po nocach oddawać się programowaniu w swoim ulubionym czystym C, tylko dziarsko zabrał się ze mną za obsługę trudnego klienta. Freax wpadł w ciąg i kodował zachłannie szesnaście godzin na dobę. W przerwach na obiad obaj próbowali wpłynąć na mnie, żebym – skoro mam się pokazać między obcymi ludźmi – trochę bardziej konserwatywnie podeszła do wizerunku kobiety. Chodziło im pewnie o moje włosy, które niezależnie od tego, czy niemyte od tygodnia, czy świeżo wysuszone, miały kolor i strukturę słomy. Gnom wpatrywał się w moją grzywkę rozmarzonym wzrokiem, chyba w myślach cieniując ją i modelując. Nie mógł przeżyć, że „nie wykorzystuję swojego potencjału”, cokolwiek przez to rozumiał. Sprawiało mu niemal fizyczny ból, że nie chodzę do stylisty, którego od dawna mi poleca. Włosy podcinałam sama, nożycami krawieckimi, najpierw przerzucając je na przód przez lewe ramię, a potem wyrównywałam, przerzucając na prawą stronę. W rezultacie pasma włosów nie schodziły się na plecach, tworząc wyraźny schodek. Nigdy mi to nie przeszkadzało, bo trudno, żeby człowiekowi przeszkadzało coś, czego nie widzi. Nie mam oczu z tyłu głowy, więc po co zaprzątać sobie myśli jakąś fryzurą.

Freaxowi udzieliła się fiksacja Gnoma albo po prostu lubił, gdy się coś dzieje, więc przystąpił do rzeczy na swój własny, jedyny w swoim rodzaju sposób. Zaszedł mnie od tyłu, wyjął z ust gumę i brutalnie wkleił mi ją we włosy.

– Możesz teraz włożyć głowę do zamrażalnika i poczekać, aż guma zamarznie i się wykruszy, albo pójść do fryzjera, żeby zrobił z tym porządek – oświadczył, jak zwykle niezmiernie z siebie zadowolony. Chyba myślał, że załatwił temat.

W odpowiedzi wyjęłam z szuflady nożyczki, sięgnęłam do tyłu, ujęłam poklejone pasmo i ciachnęłam je tuż ponad lepkim kołtunem. W rezultacie moje długie włosy uformowały się na plecach nie w dwa, ale trzy schodki i Gnom natychmiast skończył z tematem mojej fryzury. Chyba spanikował, bo uświadomił sobie, że jestem jednak ciut nieobliczalna.

Niezrażony niczym Freax szperał za to co jakiś czas w necie i wyciągał coraz bardziej dołujące informacje o eksperymencie psychologicznym pod nazwą Interpersonal Closeness.

– Wiedzieliście, że spory odsetek biorących udział utrzymuje potem długotrwałe więzi przyjacielskie ze swoim partnerem z eksperymentu? W niektórych krajach ten projekt trwa od paru lat i zdążyli już zrobić jakieś post-experimental study. Przypisują temu projektowi nawet małżeństwa! Data, którego z nas weźmiesz na świadka? Nadmienię, że znakomicie prezentuję się w smokingu!

Parsknęłam. Trudno sobie wyobrazić Freaxa w smokingu, no chyba że uszyty by był z luźnej, oddychającej tkaniny funkcyjnej, jak jego dres piłkarski. Jednak w głębi duszy poczułam się trochę zaniepokojona. Poziom żenady tego projektu może przekraczać moją wytrzymałość. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad zmianą decyzji.

Gnom w milisekundę złapał, co dzieje się w mojej głowie. Facet ma naprawdę niezrównaną empatię.

– Kochanie, nie słuchaj Freaxa. Założeniem programu jest sprawdzić, jak otwarcie się przed drugą osobą wpływa na relacje międzyludzkie. Cel badania to pozyskanie rzeczywistych danych, a ty przecież lubisz dane, prawda? U podstaw eksperymentu leży hipoteza, że samo szczere dzielenie się informacjami o sobie oraz otrzymywanie takiej samej szczerej informacji w zamian jest silnym czynnikiem budującym więź międzyludzką. Niezależnym od wszystkich innych czynników. Dlatego naukowcy łączą w pary osoby zupełnie sobie obce. Udział jest anonimowy. Należy jedynie wypełnić ankietę z bardzo precyzyjnymi pytaniami po zakończeniu interakcji z osobą, która dwie godziny wcześniej była ci zupełnie obojętna. I tyle. Po zakończeniu badania wychodzisz.

– …prosto do salonu sukien ślubnych! – rżał dalej Freax i paradoksalnie właśnie tym mnie ostatecznie uspokoił.

Nie ma takiej możliwości, żeby w dwie godziny poczuć więź ze świeżo poznaną osobą. A już na pewno nie ma szans, żebym ja poczuła z kimś więź w tak krótkim czasie. Jestem realistką, twardą i cyniczną. Nie przepadam za psychologią, bo nie lubię, jak mi ktoś włazi do głowy.

– Psychologia czasem robi dobrą robotę, Datka. – Gnom rozgościł się chyba w mojej głowie na dobre. Czasem mnie tym naprawdę przerażał. Skąd on tyle wie o ludziach? Potrafi zhakować sieć neuronową? – Musisz przepracować to, co w tobie siedzi – kontynuował spokojnie. – Jeśli do teraz nie otworzyłaś się nawet przed nami – w odpowiedzi spojrzałam wymownie na Freaxa i wywróciłam oczami – no dobrze, przede mną – poprawił się Gnom – to może spróbuj otworzyć się przed kimś obcym. Wyrzuć coś z siebie, nawiąż kontakt ze swoim wnętrzem, wyluzuj. Może coś dobrego z tego wyniknie.

Znów przewróciłam oczami, ale już bez większego przekonania, raczej tylko po to, żeby trzymać fason. Nic nie odpowiedziałam, bo nie chciałam w żaden sposób urazić Jeremiego. Ten chłopak wiele przeszedł, cierpiał z powodu samotności, niezrozumienia, wyobcowania. Jakby na potwierdzenie moich rozmyślań, zapytał:

– Pamiętasz, jaką ksywkę miałem w liceum?

Pamiętałam: Legolas. Gnom niewiele o tym opowiadał, bo nie lubił się uskarżać, ale ze strzępków informacji zlepiliśmy z Freaxem całość. I nie była to wesoła historia.

– Powiedziałaś wtedy, że to bardzo trafna ksywka – ciągnął.

To też pamiętałam. Nie znałam wtedy jeszcze dobrze Jeremiego i odebrałam tę ksywę dosłownie. Rzeczywiście pasowała do jego jasnej karnacji, zaczesanych do tyłu jasnoblond włosów, błękitnych oczu i regularnych rysów. Gnom jest uderzająco podobny do filmowego Legolasa.

– A ja ją nawet polubiłem – kontynuował, więc kiwnęłam głową na znak, że wiem i rozumiem, i że nie musi mi nic wyjaśniać. Ze swoją urodą, swoim talentem, z całym swoim niedopasowaniem był w szkole obiektem paskudnych prześladowań ze strony rówieśników. Jego ksywa nie była niczym innym jak szyderstwem. – A gdybym z tym walczył, gdzie byłbym teraz? Czasem trzeba coś po prostu zaakceptować. To uwalnia.

Trafił w punkt, jak zawsze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: