Soru Hanta II. Droga bohatera - ebook
Soru Hanta II. Droga bohatera - ebook
Od Bitwy o Ziemię minął niemal rok, a przed Deynardem Redo stanęło nowe wyzwanie. Musi odnaleźć źródło czarnego ranu, który z niewytłumaczalnego powodu powrócił na Ziemię. Przywódca oddziału Świetlików nie będzie jednak działał w pojedynkę – z pomocą przyjdą mu przyjaciele. Tajemnice, które wspólnie odkryją, nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego. To kontynuacja powieści łączącej elementy fantasy i science fiction, która stanowiła zaledwie wstęp do znacznie bardziej rozbudowanej historii. Odwieczny konflikt dobra ze złem dotarł w głąb ludzkich serc i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Czy przyjaźń i niezmierzona wola działania wystarczą, aby odeprzeć coś, na co ludzkość nigdy nie była gotowa? Jedno jest pewne – Deynard nie podda się bez walki.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-302-7 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Część Pierwsza
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Część Druga
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Część Trzecia
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Od autoraProlog
„Świat bez zagrożenia”
W drugiej połowie dwudziestego pierwszego wieku doszło do pierwszego kontaktu ludzi z cywilizacją pozaziemską. Rasa Pirsjan nie pragnęła pokoju, co doprowadziło do bardzo długiej wojny. Konflikt nieoczekiwanie przygasł w dniu, w którym dziesięcioletni Deynard Redo stracił ojca. Młodzieniec postanowił nie rezygnować ze swojego marzenia i kilka lat później dołączył do oddziału Świetlików, elitarnych obrońców Ziemi.
Pirsjanie powrócili i to właśnie Deynard, kierując się wrodzonym talentem oraz mocą tajemniczego ranu płynącą prosto z serca, poprowadził ziemskie oddziały do ostatecznego zwycięstwa nad najeźdźcami z kosmosu.
Światło rozegnało mrok, a kosmici zaprzestali ataków na Ziemię. Od pamiętnej bitwy, w której poległo wielu dzielnych żołnierzy, minął blisko rok. Pod dowództwem nowego lidera organizacja Global World Defence bardzo szybko poszerzyła swoje wpływy poza sferę militarną. Dzięki nieustannie napływającym funduszom Edwan Kurov zaczął wdrażać kolejne etapy planu Odbudowa. W wielu miastach powstały specjalne osiedla zastępcze, gdzie dom otrzymały miliony rodzin dotknięte konfliktem z obcą rasą.
Światowa gospodarka podnosiła się z kolan, a w samym jej centrum znalazła się organizacja GWD. Symbol kuli ziemskiej otoczonej kręgiem bardzo szybko zagościł nie tylko na mundurach żołnierzy i kombinezonach Świetlików, lecz także obok logotypów platform streamingowych, firm farmaceutycznych, gigantów przemysłu technologicznego, a nawet sieci transportu publicznego. W dwa tysiące sto trzydziestym szóstym roku GWD było wszędzie i wszyscy byli z tego powodu zadowoleni.
Ziemianie otrzymali drugą szansę, ale historia Deynarda Redo jeszcze nie dobiegła końca.Rozdział I
„Rodzina”
To był kolejny niezwykle słoneczny dzień w tym dobiegającym końca tygodniu. Mimo braku zagrożenia ze strony Pirsjan, Deynard nadal pełnił funkcję Świetlika, a teraz – jako przywódcy wszystkich oddziałów – doszła mu jeszcze dodatkowa robota papierkowa.
Weekend miał nareszcie należeć tylko do nich, a on całą sobotę spędził, wypełniając zaległe raporty. Niedzieli nie zamierzała mu darować. Drzwi od sypialni otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła ona – Chisa. Młoda kobieta o bujnych kasztanowych włosach utkwiła surowe spojrzenie w mężu, który powoli obrócił się na krześle. Wiedział, że się zbliżała. Potężne uderzenia obcasów niosły się po domu, jeszcze zanim wparowała, aby przeszkodzić mu w wertowaniu dziesiątej, a może piętnastej strony notatek nadesłanych z samego rana przez trójkę Świetlików z oddziału Alpha.
– Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? – spytała Chisa.
Była zła. Deynard wolał nie ryzykować niepotrzebną kłótnią.
– Już prawie skończyłem.
– Żadnego prawie. – Uderzyła dłonią o framugę drzwi. – Nate czeka w samochodzie. – Drugą dłoń oparła o biodro, a jej głos nieoczekiwanie złagodniał. – Przecież mu obiecaliśmy.
Deynard podniósł się z krzesła i wyciągnął dłonie w stronę sufitu. Chciał rozciągnąć się po kilkugodzinnej pracy w pozycji siedzącej. Wykonał krok w przód, a opuściwszy ręce, objął żonę w pasie i przyciągnął ją do siebie.
– Skończyłem – oznajmił szeptem i pocałował Chisę w czoło.
– Jesteś głupi – odpowiedziała.
Nadal działał na nią tak samo, jak przed laty.
Deynard wyminął Chisę i przeciągnął dwoma palcami po lewym nadgarstku. Aktywowany Trin połączył się ze stojącym na podjeździe samochodem, a ryk silnika poniósł się po całym osiedlu.
Chociaż urządzenie, z którego skorzystał Deynard, było częścią technologii pozyskanej od Pirsjan, Ziemianie nigdy z niego nie zrezygnowali. Trin za bardzo zakorzenił się w codziennym życiu miliardów ludzi, aby zmusić ich do nagłej zmiany – nawet jeśli tak głosiły postanowienia zawartego przed rokiem traktatu pokojowego.
– Idziesz? – rzucił rozbawiony Deynard.
Chisa poprawiła ramiączko od limonkowej bluzki i fuknęła pod nosem.
Pojazd rodziny Redo pochodził z wyższej półki. Porównanie Serva I10 ze starym Avosem Xona, należącym do Luny, byłoby kompletnie nie na miejscu. Deynard już kilkukrotnie oferował matce wsparcie finansowe, ale ta regularnie mu odmawiała. Jako przywódca Świetlików, ten dwudziestosześcioletni mężczyzna nie mógł narzekać na brak środków do życia, nie wspominając o ofertach reklamowych, których napływało przynajmniej kilka tygodniowo. Chisę było stać na najdroższe ubrania i kosmetyki, a Nate dostawał wszystkie zabawki, o jakich tylko zamarzył. Luna trzymała się od fortuny syna z daleka. Jak sama twierdziła – miała wszystko, czego potrzebowała do szczęścia.
– Jak ci się podobało, mistrzu? – spytał Deynard, podchodząc do białego jak śnieg pojazdu.
Tylne drzwi się uniosły, a z wnętrza wyjrzał chłopiec z gęstą kruczoczarną grzywą.
– Zrób tak jeszcze raz! – zawołał radośnie Nate.
– Rozkaz!
Serv I10 znowu zaryczał.
Chisa nie skomentowała ich zachowania i tylko uśmiechnęła się z politowaniem.
Otworzyła przednie drzwi od strony pasażera.
Zegar nie wskazywał jeszcze południa, a rodzina Deynarda miała przed sobą cały dzień wrażeń. Ich celem był park rozrywki Giardino, który mieścił się kilka kilometrów od włoskiego miasta Viterbo, w którym mieszkali.
***