Soul Riders. Kamienny krąg - ebook
Soul Riders. Kamienny krąg - ebook
Mina zdradziła Jeźdźców Duszy. Z tego powodu Anne przepadła bez śladu. Jej rozgoryczone przyjaciółki szukają pomocy u druidów z sekretnego kamiennego kręgu. Nikt nie spodziewa się, że to magiczne miejsce również jest zagrożone. Wie o tym tylko… Mina!
Co zrobi z tym sekretem? Czy powinna słuchać Jeźdźców Ciemności, czy swojego serca? Dziewczyna staje przed trudnym wyborem, od którego zależą bezpieczeństwo wyspy Jorvik i życie Anne.
Star Stable to światowy fenomen wśród gier online! Pokochały ją użytkowniczki ze 180 krajów, w tym ponad 100 000 graczek w Polsce.
Oto druga trylogia osadzona w tym magicznym uniwersum. Dzięki niej odkryjesz jeszcze więcej niezwykłych historii i przeżyjesz zupełnie nowe przygody. Dołącz do nich, bo świat Star Stable czeka właśnie na ciebie!
Poznaj bestsellerową trylogię Star Stable.
· Tajemnica Złotych Wzgórz
· Przebudzenie legendy
· Nadchodzi mrok
Oraz pierwszy tom nowej trylogii – Sould Riders. Sekret ścieżki wiatrów.
i pięknie ilustrowane Star Stable. Opowieści z Jorvik i Star Stable. Opowieści o zmroku
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9342-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
UTRACONE SIOSTRZEŃSTWO
_Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. A mimo to mam wrażenie,_ że _spotkało to kogoś innego, dawno, dawno temu. Jak coś może wydawać się tak bliskie, a zarazem tak odległe?_
_Zazwyczaj wracam myślami do jednej, konkretnej nocy – ostatniej nocy, choć w tamtym momencie jeszcze tego nie wiedziałyśmy. Minęło tyle czasu, a ja wciąż widzę wszystko bardzo wyraźnie. Jakbym oglądała film, którego głównymi bohaterkami jesteśmy my._
_Zmrok powoli spowija świat, podczas gdy cztery młode kobiety przygotowują się do konnej przejażdżki. Jest późny październik i zapach setek rozpalonych ognisk miesza się z wonią jesiennej słodyczy, koni oraz czegoś jeszcze – czegoś nieuchwytnego. Może to aromat wyczekiwania? Jest ciepło – zbyt ciepło jak na Halloween, zbyt ciepło jak na Jorvik. Mimo to poprzedniej nocy jedna z Jeźdźców śniła o śliskim czarnym lodzie. Nagłe ukłucie zimna przeszywające do szpiku kości wywołało gęsią skórkę na jej całych rękach. Oczywiście nie wspomniała o tym pozostałym. Wszystko wyszło na jaw dużo później. Teraz, gdy dziewczyna przygotowuje konia do drogi, sen jest zaledwie mglistym wspomnieniem, ale przejmujące uczucie chłodu wciąż jej towarzyszy, zmusza ją nawet do założenia w ostatniej chwili dodatkowego ciepłego swetra. Oprócz tego życie toczy się normalnie._
_Na pewno?_
_W tym momencie film się zaczyna. A może jednak właśnie tutaj się kończy?_
_Pamiętam, jak rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się podczas siodłania koni. Wszystkie z wyjątkiem Caroline – tej, która w ostatniej chwili wróciła po sweter. Wtedy była wyjątkowo milcząca, co zupełnie do niej nie pasowało. Potem zastanawiałyśmy się nad tym, ale było już za późno, stanowczo za późno…_
_Noc otulająca Jorvik była piękna, magiczna. Ciemność oplatała aksamitnymi wstęgami budynek stajni i całą uśpioną wyspę. Któraś z dziewczyn, chyba Elizabeth, zapomniała plecaka i pobiegła po niego do stajni. Dopasowałyśmy popręgi przy siodłach i zarzuciłyśmy swetry na ramiona. Konie stały grzecznie w boksach, gdy wsiadałyśmy na ich grzbiety. Może one też wyczuwały, że ta noc różni się od pozostałych?_
_Kiedy w końcu wyruszyłyśmy w drogę, atrament nocy zdążył rozlać się już niemal po całym niebie. Sigry jechała pierwsza, a za nią ja i Elizabeth. Pamiętam, że poruszałyśmy się w bardzo niewielkich odstępach – gdy pochyliłyśmy się, chcąc uniknąć bliskiego spotkania z gałęzią, którą Herman zapomniał przyciąć, prawie doszło do kolizji. Powietrze muskające moją twarz było dziwnie gorące. Pamiętam skierowane w moją stronę wesołe spojrzenie oczu Elizabeth. Mojej najlepszej przyjaciółki, mojej siostry, mojego słońca. Tak bardzo za nią tęsknię._
_„Te dwie spaliłyby pół wyspy, gdyby tylko spuścić je z oka” – powtarzał Herman ze śmiechem, a potem radził Sigry i Caroline, żeby nas pilnowały. W odpowiedzi zawsze przewracały oczami._
_Ale może to rzeczywiście miało głębszy sens. Ogień płonie tylko wtedy, gdy syci swój głód, pożerając wszystko, co stanie mu na drodze._
_Byłyśmy drużyną ognia. Czułyśmy się nieśmiertelne. My cztery, od zawsze na zawsze. Kiedy człowiek jest młody, przyjaźń to dla niego sprawa życia i śmierci. Gdy w dodatku należy do grona Jeźdźców Duszy, traktuje ją jeszcze poważniej, jej ranga niepomiernie wzrasta. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie… Ale komu ja to mówię. Przekonałaś się o tym na własnej skórze, prawda?_
_Pamiętam, że wykrzyknęłam radosne „Juhuu!”, gdy konie rozpędziły się do galopu. Za najdalej wysuniętym pastwiskiem ścieżka zwężała się i ginęła w gęstwinach lasu. Zaraz miałyśmy utonąć w miękkiej ciemności. W tym właśnie momencie, galopując pomiędzy szarością zmierzchu i czernią nocy, razem z Elizabeth odwróciłyśmy się w stronę Caroline, która zamykała orszak. Tej nocy emanowała z niej niezwykle dziwna aura. Nasza przyjaciółka była taka cicha, taka wycofana. Nawet gdy próbowała się uśmiechać, nie było w niej ani odrobiny radości. Kilka razy zauważyłam, że dłoń Caroline uczepiona kruczoczarnej grzywy Caspera drży. Już otwierałam usta, żeby zapytać, czy wszystko okej… Ale tego nie zrobiłam. Pozwoliłam przyjaciółce jechać dalej w ciszy – bo bałam się, że jej odpowiedź może popsuć nasze plany. Wciąż nie mogę sobie tego wybaczyć, bo czuję – WIEM – że wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym tylko się odezwała._
_Mimo to od tamtej pory milczę już wiele lat._
_Ale dość tego. Nigdy więcej._
_Zastanawiam się, co sobie wtedy myślała. Chciała zawrócić? Powiedzieć, że popełniamy błąd?_
_Nigdy tego nie zrobiła. Jechała za nami bez słowa aż do klifów. Dopiero wtedy zdałyśmy sobie sprawę, że zrobiło się bardzo zimno, a skały pod nami skute są lodem…_
_Tej pamiętnej nocy cztery dziewczyny wybrały się na przejażdżkę. Tylko trzem udało się z niej powrócić._
Kobieta o jasnych włosach wyjrzała przez uchylone okno i zastygła w bezruchu. Czy to wyobraźnia płatała jej figle, czy coś rzeczywiście poruszyło się na podwórzu? A może ktoś? Czy to…? Serce biło jej jak oszalałe. Wstrzymała oddech – ale wszędzie panowała głucha cisza.
Może to tylko wiatr. Pokręciła głową, ganiąc się za własną płochliwość, usiadła z powrotem przy stole i wróciła do nagrywania opowieści na dyktafon w telefonie. Próbowała zapanować nad drżeniem głosu, ale było to coraz trudniejsze.
_Czy historia może nas czegoś nauczyć? Czy dawne błędy mogą uchronić nas przed popełnieniem kolejnych? W najgłębszych otchłaniach historii Jorvik, pomiędzy zwojami zamierzchłych legend i mitów, drzemie opowieść o utraconym siostrzeństwie. Ale co się wtedy tak naprawdę wydarzyło? Co poszło nie tak? Co nam umknęło? Zastanawiałam się nad tym podczas wielu bezsennych nocy. Przez długi czas spychałam te pytania i sekrety na granice świadomości. Zamknęłam je szczelnie w małym, zgrabnym pudełeczku na wiele, wiele lat. Teraz moja córka ponosi tego konsekwencje._
_Nazywam się Eva von Blyssen, a to historia o tym, co wydarzyło się w październiku 1995 roku, gdy nasza przyjaciółka i siostra, jedna z Jeźdźców Duszy, zniknęła na zawsze. Może ta opowieść pomoże wam odnaleźć moją córkę, moją Anne. Mam nadzieję._
Z westchnieniem wyłączyła dyktafon. Następnie bez najmniejszego wahania połączyła się ze znanym numerem. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin wybierała go tak często, że już straciła rachubę. I tak jak nieskończoną liczbę razy wcześniej – przywitała ją poczta głosowa. Na dźwięk głosu w słuchawce, tak łatwego do rozpoznania i tak znajomego, Eva wzięła słabiutki oddech.
_Cześć, tu Anne. To pewnie moja mama, bo raczej nikt inny do mnie nie dzwoni. No bo komu w dzisiejszych czasach chciałoby się gadać przez telefon?! Serio. Mamo, naucz się pisać SMS-y! Ale jeśli się martwisz, kiedy wrócę do domu, odpowiadam: już niedługo, bardzo niedługo. Tak niedługo, że nie zdążysz zatęsknić. Obiecuję. Pa, pa. Kocham cię._
Eva rozłączyła się, wstała i wyszła na podwórko, gdzie promienie świtu zaczynały już powoli przedzierać się przez gęstą zasłonę ciemności. Nie zdejmując koszuli nocnej, wskoczyła do sporego basenu i energicznymi ruchami przepłynęła kilka metrów. Dopiero gdy świat zanurzył się w nieostrej podwodnej toni, a odgłosy poranka zaczęły nikłym echem odbijać się od turkusowej powierzchni, pozwoliła, by z jej oczu popłynęły łzy.
2
PANDORIA
Anne śniły się ogromne różowe kryształy, twardsze niż tafla lodu pokrywającego jezioro, po którym w dzieciństwie jeździła na łyżwach.
W ich blasku wszystko połyskiwało, skrzyło się, wirowało. Oślepiały ją, gdy leżała na ziemi w bezruchu. Poddała się – mimo jej usilnych starań ta nowa, choć niestety upiornie znajoma rzeczywistość nie przestawała wirować. Po drugiej stronie kryształów dziewczyna dostrzegała kontury rzeki i wijących się wszędzie roślin. Głos dobiegający zza horyzontu wykrzykiwał jej imię, wołał ją.
– Anne! Zostałyśmy tylko my. Nie bój się! Jestem taka jak ty.
Czy powinna rozpoznać, do kogo należał? Czy nie słyszała go już wcześniej? Niedawno? Coś, może ton głosu, a może wyparte wspomnienie, które rozbudziło się na jego dźwięk, sprawiło, że poczuła wzbierające w gardle mdłości. Leżąc w odrętwieniu, zaczęła szlochać, po czym zwinęła się w kłębek. Świat zbudowany z ostrych różowych krawędzi nie był jej światem. _Nie powinna tu być._ Na pewno nie sama, bez Concorde’a i bez przyjaciółek. A jednak znajdowała się w Pandorii. Czekała, aż koszmar się skończy. Och, gdyby tylko mogła się już obudzić…!
Wtedy okrutna świadomość wyrwała ją z letargu – jak starannie wymierzony policzek. To nie był sen. Kryształy uwięziły ją w swoich różowych szponach. Utknęła i nie miała pojęcia, jak wydostać się z tej pułapki.
A osoby, które mogły jej w tym pomóc, znajdowały się bardzo, bardzo daleko.
Głos odezwał się znowu, tym razem przybierając mroczny, chrapliwy, szepczący ton:
– A Concorde, Anne? Już zapomniałaś? Concorde nie żyje i nigdy więcej go nie zobaczysz.
Anne wydała z siebie rozdzierający krzyk i wtopiła się jeszcze głębiej w różowe odmęty kryształowego więzienia. Postać zamilkła i wpatrywała się w nią przez diamentową taflę. Na ustach stwora, na wpół otwartych i postrzępionych, malował się zalążek uśmiechu. Przez ulotną chwilę istota pozwoliła sobie na ten przejaw radości i jej zniszczona, wynędzniała twarz na moment się rozjaśniła. Za fasadą ruiny można było dostrzec rysy człowieka, którym potwór kiedyś był.
_– Dokładnie taka jak ty. Jestem taka jak ty._
Stwór, który kiedyś nosił imię Caroline, dalej obserwował Anne. A potem znowu odezwał się swoim zachrypniętym, niemalże nieludzkim głosem. Dźwięk siłą wdzierał się w myśli dziewczyny, sprawiając, że wszystko wokół rozpływało się w nicość. Anne tonęła coraz głębiej. Kryształy przesłaniały jej pole widzenia.
– To dobrze – szeptał głos. – Im szybciej zaakceptujesz sytuację, tym lepiej dla ciebie. Mnie zajęło to stanowczo za długo…
3
Można jechać, gdy oślepiają cię łzy. Nawet jeśli twoje ciało jest odrętwiałe, jakby było uwięzione w gipsie. Możesz galopować przed siebie, z zawrotną szybkością przefruwać przez łąki, wzdłuż wąskich, wijących się ścieżek, bez konkretnego celu. Każdy ruch końskich kopyt sprawia wtedy, że coraz głębiej zanurzasz się w ciężkiej i czarnej jak smoła niepewności. Mimo to pędzisz dalej. Nie możesz się zatrzymać.
„Jeźdźcy Duszy nie mają takiej opcji”, pomyślała Lisa, zaciskając uda na grzbiecie Starshine’a. W odpowiedzi koń lekko przyspieszył, choć wydawało się, że zdołali już wcześniej osiągnąć maksymalną prędkość i niemal przelatywali nad ścieżkami.
Wiatr był zimny, a niebo rozpościerające się nad koronami majestatycznych świerków przybrało monotonny odcień szarości. Lato dopiero się rozpoczęło, a czterej Jeźdźcy Duszy wraz z końmi w końcu powrócili na Jorvik. Jednak niedawno znów wszystko się zmieniło i nigdy już nie będzie takie samo.
Lisa otarła dłonią wilgotny policzek, zdając sobie sprawę, że płakała nieprzerwanie przez całą noc i cały poranek. Od momentu gdy Concorde opadł bez sił w podwórzu przy stajni i zamknął oczy. Miał ich już nigdy nie otworzyć.
„Concorde nie żyje”, powtarzała w kółko w myślach. Może obca nierzeczywistość stanie się bardziej realna, jeśli Lisa odważy się wypowiedzieć te słowa głośno? Brzmiały tak niewłaściwie. Nie mogła złożyć ich w sensowną całość. Mimo to wiedziała, że są prawdą. Kiedy wyszeptała je cichutko, Starshine wydał z siebie udręczony jęk.
– Wiem, kochany – powiedziała, kładąc drżącą głowę na jego śnieżnobiałym boku. – Wiem. Też za nim tęsknię.
Przełknęła ślinę. Chłód zacienionego lasu przyjemnie gładził jej rozpaloną twarz. Przed sobą widziała Lindę i Alex. Galopowały szybko i zdecydowanie, nie rozglądając się na boki. Gdy las zaczął się przerzedzać, odsłaniając piętrzące się przed nimi górskie szczyty, skalne zbocza i wąskie kręte ścieżki wiodące do Valedale, poczuła, jak nieprawdopodobna świadomość zaciska swe szpony na jej sercu, wdziera się w nie jak zatruty pęd.
Concorde odszedł. Anne nie było przy jej ukochanym koniu w momencie, gdy ten wydał z siebie ostatnie tchnienie. Była uwięziona w Pandorii. Lisa próbowała odnaleźć się w tej nowej, obcej rzeczywistości, w której rozczarowania wyrastały na jej drodze niczym góry lodowe, a największe z nich stanowiła świadomość, że Anne nie mogła pożegnać się ze swoim Concorde’em.
Uszu dziewczyny dobiegł teraz krzyk Lindy. Ostry wiatr rozmywał znaczenie słów, więc minęła chwila, nim Lisa zrozumiała, co przyjaciółka próbowała im przekazać. Alex i Tin-Can nagle się zatrzymali. Jasnobrązowe oczy dziewczyny zarosły niemal czarną powłoką. Lisa wyraźnie wyczuwała gniew skrzący się wokół Alex niczym niewidzialne pole elektryczne. Zapragnęła poczuć w sobie tę złość, móc dać się ponieść palącym emocjom. To z pewnością dodałoby jej otuchy. Teraz była na granicy płaczu i nie potrafiła otrząsnąć się z szoku. Minęła chwila, zanim dotarło do niej, co przyjaciółki próbują jej przekazać. Starshine poszedł za przykładem towarzyszy i przystanął, a Lisa odwróciła się i spojrzała za siebie. Wtedy zrozumiała, co Linda i Alex chciały jej powiedzieć, gestykulując z wyraźnym wzburzeniem.
Mina zniknęła. Nie jechała już za Lisą. Dziewczyna dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę.
Mina, która je zdradziła w sposób, jaki wydawał im się niepojęty. Mina, która jako ostatnia widziała Anne… Dlatego potrzebowały jej pomocy, choć była ostatnią osobą, którą miały ochotę teraz widzieć.
– Powinnaś była jej pilnować, Liso! – wysyczała Alex. – Dlaczego spuściłaś ją z oczu? Jak mogłaś?
Lisa poczuła ukłucie w klatce piersiowej. No właśnie, jak mogła? Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Linda stanęła w jej obronie:
– Dobrze jest zwalić wszystko na Lisę, co, Alex? Wszystkie miałyśmy obowiązek pilnować Miny. – Linda poklepała Meteora i westchnęła. – Szczerze mówiąc, nawet przez myśl mi nie przeszło, że może wywinąć taki numer. Obiecała nam pomóc.
– Mogłyśmy się domyślić – powiedziała Alex. – Nieustannie kłamała, więc czemu teraz nagle miałaby mówić prawdę?
– Alex ma rację – przyznała Lisa. – Mina ciągle nas oszukiwała. Powinnyśmy były wiedzieć, że nie można jej ufać. I tak, mogłam lepiej jej przypilnować, upewnić się, że nam nie ucieknie. Ale to nie Mina jest tutaj najważniejsza. Jesteśmy tu dla Anne.
Przebiegła wzrokiem po twarzach przyjaciółek i dostrzegła ciemne podkowy pod ich spuchniętymi, zaczerwienionymi oczami. Jakby widziała swoje odbicie w lustrze – wszystkie trzy były tak samo wykończone i smutne.
Nagle usłyszała głośne burczenie – wydobywało się z wnętrza jej wygłodzonego brzucha. W jakimś stopniu poczuła się nielojalna względem Anne. Dlaczego ciało przypominało o czymś tak przyziemnym jak _jedzenie_, skoro przyjaciółka miała kłopoty? Jednocześnie Lisa zdawała sobie sprawę z tego, że głodowanie nie poprawi sytuacji – wręcz przeciwnie. W torbie przy siodle schowała wcześniej batony proteinowe, domowe ciasteczka Hermana, marchewki dla koni i kilka butelek wody. Teraz subtelnie objęła ramieniem Alex.
– Słuchajcie, nie miałyśmy szansy na sen, nie jadłyśmy też, odkąd… odkąd Concorde… Myślę, że powinnyśmy zatrzymać się tu na chwilkę, coś przekąsić i porozmawiać. Potem możemy ruszyć w dalszą drogę do Valedale i druidów. Musimy im opowiedzieć, co się stało, bo moim zdaniem tylko oni mogą nam teraz pomóc.
Słowa Lisy brzmiały niezwykle znajomo. Tyle razy wcześniej przyjaciółki wypowiadały podobne zdania, tyle razy przystawały na leśnych polanach i poboczach, żeby uzgodnić plan działań. Tym razem brakowało wśród nich jednego konia i Jeźdźca Duszy. Anne. Spokojnej, nieco ostrożnej Anne z blond włosami zebranymi w kucyk i irytująco perfekcyjną linią bioder. Anne, która – jak się okazało – nosiła w sobie światło umożliwiające podróżowanie do innych miejsc i wymiarów. Używając kręgu słońca, mogła realnie otwierać wrota odległych światów. Kiedyś za sprawą swojej słonecznej mocy Anne przeniosła je do Pandorii. Ale teraz nie mogły liczyć na jej pomoc. Same musiały znaleźć sposób, żeby tam dotrzeć i ocalić przyjaciółkę. I to jak najszybciej. Czas w Pandorii funkcjonował zupełnie inaczej – z każdą upływającą minutą traciłeś cząstkę siebie.
Doświadczyły tego na własnej skórze, gdy udały się tam, by stoczyć walkę z Garnokiem. Wtedy wierzyły, że już nigdy nie będą musiały wracać do tego pokracznego świata, do dziwnych, wijących się różowych roślin, do poczucia, że wszystko, co wydawało się pewne, wywraca się do góry nogami, rozsypuje na kawałki i rozpływa w nicość.
– Nie mogę uwierzyć, że pojechała tam sama, bez słowa – powiedziała Linda, a Alex i Lisa od razu zrozumiały, że nie chodzi już o Minę. – Wszystkie widziałyśmy, co Pandoria zrobiła z nią ostatnim razem, jak ją wyniszczyła. Dlaczego Anne miałaby dobrowolnie znowu się w to pakować? Bez nas?
– Powinnyśmy były się domyślić – podsumowała Alex. – Taka jest prawda. Anne oddalała się od nas coraz bardziej. Po jakimś czasie liczyła się dla niej już tylko Mina. Chociaż to totalnie pokręcone, jestem pewna, że Mina wie więcej na temat tego, co działo się w głowie Anne przez kilka ostatnich tygodni, niż my wszystkie.
– To _naprawdę_ pokręcone. – Lisa pokiwała głową i sięgnęła do torby przy siodle, żeby wyjąć z niej pudełeczko z ciastkami. Potem rozdzieliła smakołyki między siebie i przyjaciółki. Dziewczyny wiedziały, że potrzebują energii.
Linda wpatrywała się w chmury. Zastanawiała się, czy to przypadek, że słońce schowało się w ich miękkich objęciach. Po chwili odgoniła jednak te myśli. Anne na pewno nie chciałaby, żeby takie melodramatyczne rozważania zaprzątały teraz przyjaciółkom głowę.
– O czym myślisz, Lindo? – zapytała Lisa.
– Zastanawiałam się, czego oczekiwałaby teraz od nas Anne. Myślę, że chciałaby, żebyśmy zachowały spokój i przemyślały sytuację, żebyśmy nie wpadały w panikę i nie kłóciły się o jakieś głupoty. W końcu jest najrozsądniejsza z nas wszystkich…
– Że co? – Alex wydawała się naprawdę zdziwiona. – Myślałam, że to TY jesteś tą rozsądną!
– Możemy podzielić się tym tytułem – odpowiedziała Linda cichutko. – Nie mam nic przeciwko temu.
Alex wpakowała ciasteczko do ust. Potem wzięła głęboki oddech i zaproponowała:
– No dobra, to, jak chciałaby Anne, przemyślmy sprawy. Anne jest w Pandorii i nie może się stamtąd wydostać. Wiemy o tym od Miny, a ponieważ nie mamy żadnych innych poszlak, musimy założyć, że Mina mówiła prawdę. Jedyną osobą spośród Jeźdźców Duszy, która mogłaby otworzyć portal prowadzący do Pandorii, jest… Anne. Czy to sensowne streszczenie sytuacji?
– A jedyna osoba, która tam była i wie, co się wydarzyło, uciekła – dodała Lisa posępnym tonem. – Tak, to właściwe podsumowanie.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_